To nie nowa część lisa, ale mam lekkie wyrzuty sumienia, że nic tu się nie dzieje, a naprawdę nie mam pojęcia kiedy capnie mnie na kolejny rozdział. Bo nawet szło OKEJ, ale żem się wzięła i rozchorowała, co jakoś popsuło mi plany w macaniu tekstu. Ale w sumie dzięki kichaniu ogarnęłam, że tej miniaturki nie wrzuciłam na bloga x). Już trochę miesięcy ten tekst ma, bo z tego co pamiętam, to powstał jakoś w 2014. Aleno, proszę traktować jako typowy rozluźniacz x). Dziękuję za komentarze pod poprzednimi nociami! :"D Tytuł: Na zdrowie!
Długość: jakieś 4,7k słów.
Gatunek: obyczaj z lekką nutką komediową.
Beta: Akari! Ostrzeżenia: kilka przekleństw.
Uwagi: fik, jaki życzyła sobie TAT w temacie "napisz dla mnie" na forum SN. Chociaż z tego co pamiętam trochę nie trafiłam w wytyczne xD. ***
Olśnienie przyszło nad ranem. A kiedy już nadeszło i w pełni do niego dotarło, to nie mógł dać wiary we własną głupotę.
***
Nie.
Nie zgadzał się.
Po prostu nie zezwalał na taki stan rzeczy.
No... No nie i już!
Bo
przecież to była słabość. To była taka ludzka niedoskonałość, która
zdarzała się innym! Ale nie jemu! Po prostu N.I.E. Definitywnie i
ostatecznie. Nie wyrażał zgody, więc nie życzył sobie, aby dopadło to
jego! Zwłaszcza w tym feralnym dla niego okresie...
—
Trzydzieści osiem i osiem. No to żeś się załatwił. — Tsunade gwizdnęła
cicho pod nosem, zaraz po tym, jak zerknęła na termometr, który jeszcze
przed chwilą znajdował się pod pachą Sasuke.
—
Niemożliwe — mruknął niemrawo, zezując lekko na kobietę. I pociągnął
donośnie nosem. — Uchiha nie chorują... — powiedział nieco
nieprzytomnie, zastanawiając się jednocześnie, czy to on się trzęsie,
czy może Konohę właśnie nawiedzają fale sejsmiczne, bo jakoś tak
wszystko mu... drgało dosyć nieprzyjemnie. — Nigdy... — zakończył
kulawo, przymykając oczy.
— Doprawdy?
—
Tak, psi... psia... APSIK! — Kichnął potężnie, zamykając jednocześnie
oczy. — Cholera, psia mać — parsknął. Nie był do końca pewien, czy na
pewno chce uchylić powieki. Nie po tym, co spotkało go dzisiaj rano. Czy
też: co spotkało jego kuchnię.
Jednak,
kiedy do jego uszu dotarło ciche parsknięcie hokage, zaryzykował
otwarcie oczu. Rozejrzał się niepewnie. I zaraz z jego ust wyrwało się
nieco nieuchihowe, zrezygnowane westchnięcie. Bo tuż obok niego
siedział... Sasuke. A po drugiej jego stronie... również Sasuke.
—
Jeżeli cię to pocieszy — powiedziała tymczasem Tsunade, uśmiechając
się przy tym jakoś tak... wrednie. — To jeszcze nigdy nie widziałam
nikogo, kto podczas zwykłej grypy nie potrafiłby kontrolować swojej
chakry.
— Cudownie — burknął Uchiha. Jego klony pokiwały zgodnie głowami w geście poparcia.
***
Naprawdę
miał nadzieję, że to się nie działo. Czuł się po prostu paskudnie.
Gardło drapało go boleśnie, w nosie miał gigantyczną kluchę, której za
nic w świecie nie mógł wysmarkać, dodatkowo jeszcze ledwo łaził. Nogi
miał jak z waty i podejrzewał, że jak będzie nadużywał zdolności
utrzymywania się w pionie, to niechybnie ją straci i będzie zmuszony do
pełzania w celu przemieszcza się z jednego pomieszczenia do innych.
Boże... Marzył o herbacie.
Chociaż nie...
Poprawka: marzył o tym, żeby ktoś zrobił mu herbaty. I najlepiej, żeby był to Naruto.
—
Yh — sapnął mimowolnie, zagłębiając się bardziej w fotelu na którym
właśnie dogorywał. Zawinął się ciaśniej kocem, czując kolejne
nieprzyjemne dreszcze gorączki. Po prostu fenomenalnie. Weźmie i tu
umrze. Serio. Siedząc na fotelu przed telewizorem.
Wracając
jednak do Naruto. Uzumaki nie zrobi mu herbaty z jednego, dosyć
ważnego, choć nie do końca zrozumiałego dla Sasuke powodu. Otóż,
mężczyzna był po prostu na niego wściekle zły. I to tak zły, że
właściwie z nim zerwał. I wyprowadził się z domu Uchihy, w którym
mieszkali wspólnie niemalże już pół roku.
Sasuke
niekoniecznie wiedział, co takiego zrobił, że Naruto postanowił podjąć
tak drastyczne kroki. Mimo wszystko w ich związku nawet się układało i
wszystko było jak najbardziej okej. Przynajmniej z perspektywy Uchihy.
Teraz jednak szczerze żałował, że ich związek się sypnął. Znaczy,
wcześniej też żałował, bo bycie z Naruto mu się podobało i naprawdę,
naprawdę doceniał jego obecność w swoim życiu, jednak... Boże.
Najbardziej perwersyjną myślą dzisiejszego dnia było wyobrażenie w
którym Uzumaki stał w jego kuchni i przyrządzał mu herbatę. Z cytryną. I
miodem.
Musiał mieć naprawdę, naprawdę wysoką gorączkę.
Na
potwierdzenie swojego marnego stanu rozkaszlał się. Przez chwilę miał
wrażenie, że chyba wypluje płuca i za kilkanaście dni może ktoś się nim
zainteresuje i znajdzie jego zwłoki, zawinięte w ten przeklęty koc.
— Cho...lera — wystękał, próbując złapać oddech. — Wykończę się.
Jednak
zanim radosne wyzionięcie przez niego ducha zdążyło mieć miejsce,
usłyszał pukanie do drzwi. Z jednej strony naprawdę miał ochotę je olać i
zgnić w fotelu, bo przecież dostanie się do przedpokoju wymagało
kolosalnego wysiłku. Jednak z drugiej... to prawdopodobnie był ktoś od
Tsunade z tabletkami, którymi będzie mógł się nafaszerować i zasnąć w
spokoju, próbując przespać ten swój chorobowy stan. A jeżeli nie, to
może przy odrobinie szczęścia, zaćpa się tymi cholernymi prochami.
Pukanie
rozległo się ponownie. Z ciężkim westchnieniem zwlekł się więc ze
swojego siedziska, odwinął z koca i oplatając ciasno własnymi rękoma,
ruszył w kierunku drzwi. To była długa i męcząca podróż. Miał wrażenie,
że żadna kończyna jego własnego ciała nie chce go słuchać i każde
polecenie wykonuje z wyraźnym oporem. Dodatkowo, bolały go chyba
wszystkie możliwe mięśnie.
—
No przecież idę! — zaskrzeczał dosyć niewyraźnie, kiedy osobnik znowu
zapukał ze zniecierpliwieniem. — Pali się, czy co... — Otworzył drzwi i
zamarł, ze zdumieniem wpatrując się w postać stojącą przed wejściem do
jego mieszkania. — O.
No
cóż... Tego się raczej nie spodziewał. Znaczy, po ostatnich wydarzeniach
Sasuke nie spodziewał się, że Naruto we własnej osobie pojawi się w
progu jego domu. Nawet, jeżeli przed chwilą marzył o tym, że mężczyzna
mu usługuje, robiąc niezliczoną ilość herbat. Przecież to były tylko
nierealne fantazje wywołane durną gorączką.
Stali
tak w ciszy przez dobre kilka sekund, przy czym Naruto wyglądał jakby
miał ochotę się roześmiać! Bezczelny młotek! Przecież Sasuke był CHORY.
Zdawał sobie sprawę z tego, że nie wyglądał zbyt kwitnąco w
wyświechtanych ubraniach, z chorobliwie bladą cerą, sińcami pod oczami i
fryzurą przypominającą pobojowisko. Ale, psia mać, MIAŁ PRAWO
prezentować się jak ktoś na kim testowano maszynkę do mielenia mięsa! I
to nie był powód do śmiechu.
—
Ja... — zaczął Sasuke głosem zniekształconym przez nieprzyjemną
chrypkę. Jednak zanim zdążył powiedzieć, to co chciał powiedzieć, zrobił
coś, czego z całą pewnością nie chciał zrobić. A już na pewno nie przy
Naruto.
Kichnął.
"Po
prostu, kurwa, pięknie" pomyślał smętnie. Odczekał sekundę i uchylił
niepewnie powieki, aby zobaczyć co wspaniałego przydarzyło się tym
razem.
Pierwsze, co dane
było mu dostrzec, to rozdziawione w szoku usta Uzumakiego, który po
chwili zaczął się bezczelnie śmiać. Sasuke przyglądał mu się przez
moment pochmurnym spojrzeniem. Nie za bardzo był w stanie ochrzanić go
za zachowanie, więc zerknął w dół na swoje własne ciało.
—
No tak... — mruknął ponuro, dziwnie nieswoim głosem, podczas gdy
Naruto prawie stracił równowagę, poddając się kolejnemu wybuchowi
śmiechu. — Tego jeszcze nie było.
Zamienił się w kobietę.
***
—
Ha. Ha. Bardzo zabawne — burczał Uchiha, który już wrócił do swojej
naturalnej postaci i zaraz po tym jak Naruto przestał się śmiać, został
wepchnięty do mieszkania. Usadzono go w fotelu i nawet owinięto tym
samym kocem, którym do niedawna sam się przecież opatulał.
To wcale nie było miłe, że został wyśmiany.
W
końcu, kurde, nie jego wina, że pierwszy raz w życiu właściwie złapał
grypę i przy niej jego chakra szalała podczas głupiego kichnięcia!
Każdemu mogło się zdarzyć... No, ale dobra. Koniec rozpamiętywania.
Skoro Uzumaki już się pofatygował w jego skromne progi, to mógłby się na
coś przydać.
Herbata. TAK.
—
Naruto? — Głos Sasuke może i brzmiał na lekko proszący. Może. Jednak na
pierwszy plan wychodziła chrypka, przez którą ledwo dało się zrozumieć,
co mężczyzna powiedział. I załamanie przy literce "o", które powodowało
tyle, że w ogóle jej się nie słyszało. Uchiha pociągnął nosem. — Yh...
— Nie podoba mi się ta
chrypa — stwierdził Naruto wchodząc do pokoju. Sasuke spojrzał na niego
spod byka. Jednak zaraz jego oblicze przybrało wyraz nieograniczonego
szczęścia, bo Uzumaki niósł duży, parujący kubek, najprawdopodobniej
wypełniony herbatą. Boże. Właśnie spełniały się jego fantazje! I
właściwie nie musiał nawet marudzić! Chyba umarł i znalazł się w raju.
— To dla mnie? — zapytał jednak z pewną dozą nieufności, kiedy Uzumaki postawił kubek tuż przed nim na ławie.
— A no. — Po odłożeniu naczynia Naruto usiadł w drugim fotelu. — Dla ciebie. Z miodem. I z cytryną.
—
Cytryną — powtórzył bezwiednie Sasuke, jednocześnie przymykając oczy i
wzdychając. Znaczy, westchnąłby, gdyby nie to, że w jego nosie chyba
zaklinowały się korki od szampanów i raczej słabo przedostawało się
przez niego jakiekolwiek powietrze. W każdym razie, chyba naprawdę był w
raju. Herbata podana przez Naruto! Z miodem! I CYTRYNĄ! Teraz mógł
umrzeć szczęśliwy. — Normalnie, kocham cię.
Dopiero
po kilku sekundach ciszy, podczas których nachylił się, żeby chwycić
ciepły kupek w dłonie i podstawić go sobie pod nos (o tak, dobre
ciepełko z kubka!), dotarło do niego, że chyba chlapnął coś, czego nie
powinien mówić facetowi, który z nim niedawno zerwał.
— Za herbatę znaczy się — dorzucił, próbując uratować sytuację. Co mu niekoniecznie wyszło.
— Ta... — burknął Naruto, patrząc na niego tymi swoimi cholernymi, zdecydowanie zbyt niebieskimi oczami, z lekkim wyrzutem.
— Właściwie, to co tu robisz? — zapytał, tylko po to, żeby zmienić temat.
—
A co? Nie cieszysz się, że mnie widzisz? — rzucił zaczepnie Uzumaki. W
jego spojrzeniu dało się dostrzec coś na kształt wyzwania. Zaraz jednak
zmiękło wyraźnie. Sasuke podejrzewał, że Naruto po prostu nie potrafił
wściekać się na kogoś, kto przedstawiał sobą wyjątkowo nędzny obraz
smutku i rozpaczy. A tak właśnie prezentował się Uchiha. I do
dopełnienia tego uroczego obrazka, co chwilę pociągał nosem. — Byłem u
Tsunade złożyć raport — kontynuował nie czekając na odpowiedź. — Więc
jak powiedziała, że byłeś u niej rano, z drobnym problemem
gorączkowo-chakrowym... — Machnął ręką, jednocześnie przerywając myśl. —
Nieważne. Właściwie, to co się stało w kuchni?
Sasuke
spojrzał na niego bez zrozumienia. W kuchni? O. No tak. Zapomniał o
tym. Cóż... Rano zwlekł się z łóżka, nie wiedząc jeszcze, że dopadła go
grypa, ale już czując się paskudnie. Postanowił zrobić sobie herbatę i
kiedy tak stał przy kuchence, odkrył, że ma drobne problemy z
kontrolowaniem chakry. Potrójne kichnięcie spowodowało przypalenie
firanek, ścian i jednej z półek.
— Katon — przyznał z lekkim zażenowaniem.
—
Katon? — W głosie Naruto znowu dało się słyszeć rozbawienie. Jednak
tym razem podarował sobie jakieś głośniejsze manifestacje dobrego
humoru. — No nic. Przyniosę ci tabletki i przygotuję łóżko — rzucił,
jednocześnie wstając z fotela. — Musimy cię porządne wygrzać.
Sasuke zmarszczył brwi, obserwując jak mężczyzna wychodzi z pomieszczenia. Cóż... O co on wcześniej pytał? Czy się cieszy? No...
— Cieszę się — mruknął do siebie, tym swoim schrypniętym, wyraźnie schorowanym głosem. — No jasne, że się cieszę.
I
to, ku jego zdziwieniu, była najprawdziwsza prawda. Kurde, chyba
właśnie zdawał sobie sprawę z tego, że brakowało mu obecności Uzumakiego
w domu.
***
Jakiś
czas później został wciśnięty do łóżka. Kołdra, którą został opatulony,
krępowała każdy ruch, więc jedyne co mógł robić to gapić się. Aktualnie
patrzył, nieco rozkojarzonym wzrokiem, jak Naruto siada tuż na skraju
materaca i wpatruje się w niego z uwagą. Mimo gorączki i ogólnego
rozkojarzenia, Uchiha dostrzegł lekkie wahanie w oczach drugiego
mężczyzny, zanim ten przyłożył mu dłoń do czoła.
—
Właściwie, dlaczego mnie zostawiłeś? — wymruczał Sasuke, nie odrywając
spojrzenia od twarzy Uzumakiego. Teraz widoczne na niej było
zaskoczenie.
— C-co? — wystękał po chwili wyraźnej konsternacji, gwałtownie zabierając dłoń z jego czoła.
— No. Zerwałeś. I to tak wiesz, znienacka.
— Sasuke, majaczysz — stwierdził Uzumaki, kręcąc głową. — Przyniosę jakiś zimny okład, okej?
Gdyby
miał nieco więcej siły, to przewróciłby oczami. Och, jasne. Był chory,
ale to nie znaczyło jeszcze, że mówił głupoty. Akurat przemyślenia o
tym, że Naruto zakończył ich związek były dosyć jasne i i klarowne. A
jeszcze bardziej klarowna była myśl, że chce wiedzieć, dlaczego taki
stan rzeczy miał w ogóle miejsce. Bo chyba coraz bardziej utwierdzał się
w przekonaniu, że bardzo, bardzo pasowałoby mu gdyby Uzumaki znowu
krzątał się codziennie po jego domu. No odzyskać go chciał, no!
***
Sasuke
zasnął niespojonym snem, podczas gdy Naruto cały czas ocierał jego
ciało wilgotną, chłodną szmatką. Takie bycie smyranym, było jedną z
najlepszych rzeczy, jakie spotkały Uchihe do tej pory, podczas tej
nieszczęsnej choroby. Dawało wręcz niewyobrażalną ulgę.
Tak
więc, jakimś cudem zasnął, mimo dręczącej go wysokiej temperatury i
ogólnego „nieczucia się najlepiej”. W końcu, ciężko jest zdrzemnąć się
chociażby na chwilę z zatkanym nosem. Jednak jego szczęście nie trwało
za długo, bo przebudził się, drżąc niekontrolowanie. Po prostu cudownie.
Przekręcił się nieco i
dopiero wtedy dostrzegł, że Naruto zasnął w dosyć nieporadnej pozycji.
Twarz opierał na dłoniach wspartych o materac, na którym spał Sasuke,
przy czym jednocześnie reszta jego ciała znajdowała się na podłodze.
Musiało być mu nieco niewygodnie.
—
Naruto? — szepnął, próbując go dobudzić. No przecież nie pozwoli, żeby
Uzumaki przespał całą noc w takiej pokracznej pozycji! Rano będzie
marudził, że jest obolały, połamany, czy coś i jeszcze... no... i
jeszcze przypadkiem nie będzie chciał mu zrobić herbaty! — Naruto!
— Hę? — mruknął niewyraźnie mężczyzna, dopiero po kilku sekundach uchylając powieki. — Sasuke?
—
Ty... — zaczął Uchiha. Jednak nie skończył. Przerwało mu dosyć donośne
dzwonienie zębów. Jego własnych zębów. Nagle odkrył, że jest mu
cholernie, cholernie zimno. Och, kurwa, miał dreszcze. Znowu.
I
chyba Naruto dosyć szybko zarejestrował fakt, że Sasuke drży
niekontrolowanie, bo zaraz po przetarciu oczu,wstał, podniósł się z
klęczek i chwycił rąbek kołdry, którą był przykryty Uchiha.
— Posuń się — mruknął nieco nieprzytomnie, kładąc się tuż obok niego.
— Co?
— No posuń się, no.
I zaraz Naruto wcisnął się pod przykrycie, ciasno przytulając do Sasuke. Wetknął nos w zgłębienie jego szyi.
—
I jak? — zapytał szeptem, po krótkich chwili, w której umościł się
wygodnie, zarzucając jedną nogę na biodro drugiego mężczyzny, a ręce
wciskając pod jego koszulkę.
Naruto
był... ciepły. Grzał niczym piecyk i było to cholernie przyjemne
doznanie. Sasuke niepewnie wziął z niego przykład i wsunął ręce pod
t-shirt Uzumakiego. Naga skóra mężczyzny rozgrzewała cudownie, tak, że
nawet po niedługiej chwili Uchiha przestał się trząść.
—
Łaskoczesz — stwierdził niewyraźnie, będąc właściwie w lekkim szoku, że
mężczyzna tak się do niego przykleił. Przecież był na niego wściekły
o... o coś.
— Och, to...
—
Nie. Zostań — mruknął sennie Sasuke, jeszcze bardziej wtulając się w
ciało blondyna. Boże. Za nic w świecie teraz by go nie puścił. O nie.
Pozycja w jakiej się właśnie znajdowali była niebiańsko komfortowa i nie
miał zamiaru z niej rezygnować. — Jest idealnie.
Leżeli
przez chwilę w ciszy. Z każdą sekundą Sasuke było coraz cieplej i
wygodniej. Naruto, z nosem w szyi Sasuke, opuszkami palców zaczął
gładzić skórę na plecach drugiego mężczyzny. O tak, faktycznie, było
idealnie. Uchiha z ledwością powstrzymał się od zadowolonego
westchnienia.
— Przepraszam. — Dopiero po chwili Sasuke odkrył, że wypowiedziane schrypniętym głosem słowo wydobyło się z jego krtani.
— Hm?
Nie
odpowiedział. Po pierwsze dlatego, że sam niekoniecznie wiedział, za co
przeprasza. A po drugie, że właściwie zaraz zasnął — z mocnym
postanowieniem, że dowie się, o co wściekł się na niego Naruto.
***
Nie
wiedział, czy obudził się rano, czy było już po południe, ale jednego
był pewien: pobudka została spowodowana męczącym, suchym kaszlem, który
za cholerę nie chciał dać mu spokoju. Na wszystkie demony tego świata...
Czuł się jeszcze gorzej niż dzień wcześniej. Teraz naprawdę umierał.
Definitywnie.
Rozkaszlał się ponownie, mimo tego, że wcześniejszy atak dopiero co ustąpił. Po prostu cudownie.
—
No Uchiha, naprawdę ładnie się zaprawiłeś — stwierdził Naruto, wchodząc
do pokoju. W rękach dzierżył tacę. A na tacy... zupę? Sasuke zerknął na
niego nieufnie. — Co?
— Ugotowałeś coś?
— No. A co?
— I to nie jest instant?
—
Dzięki za niezłomną wiarę w moje możliwości — mruknął Uzumaki podając
mu tacę, gdy tylko podciągnął się na łokciach do pozycji siedzącej. —
Mimo wszystko umiem gotować. Jako tako. W każdym razie, nie ograniczam
się wyłącznie do zalewania zupek w proszku.
—
Więc dlaczego jak mieszkaliśmy razem nie pokusiłeś się nigdy o
przygotowanie jakiegokolwiek obiadu? — zapytał, patrząc nieufnie w
zawartość swojego talerza. Wyglądała... zjadliwie. Spróbował. — Hej, to
dobre jest!
— No widzisz? Jedz. Ja muszę iść do akademii. Wpadnę wieczorem, sprawdzić jak się czujesz, okej?
Nie
czekając na odpowiedź, Naruto wyszedł. Sasuke wpatrywał się przez
chwilę w miejsce, gdzie przed chwilą stał mężczyzna. Odłożył tacę na
szafkę stojącą obok łóżka. Ale jak to: musiał iść? Przecież... No
przecież Uchiha był chory i wymagał całodobowej opieki! Nie ma takiego
chodzenia do akademii, kiedy on umiera!
Warknął pod nosem, zwlekając się z łóżka.
I jak on w takiej sytuacji miał w ogóle wydobyć z Naruto jakiekolwiek informacje?
***
Och,
to nie tak, że był zazdrosny o to, że Naruto właśnie spędza czas
cholera wie z kim. Po prostu uważał, że jak Uzumaki już zdeklarował chęć
niesienia pomocy, to powinien siedzieć w jego mieszkaniu i najlepiej
przyrządzać mu herbatę. Tak właśnie powinno być!
—
APSIK! — kichnął potężnie. Aktualnie znowu siedział wciśnięty w fotel w
salonie i dosyć nieobecnym spojrzeniem wgapiał się w telewizor, w
którym buczał jakiś wyjątkowo kretyński serial. Znaczy, teraz w sumie
zaciskał powieki i zastanawiał się, czy na pewno chce je otworzyć.
Pociągnął nosem.
— Na twoim miejscu użyłbym chusteczki.
Och. Pięknie. Uchylił powieki i wgapiał się właśnie... no w samego siebie. Znowu przypadkiem stworzył klona.
—
Wyglądasz okropnie — stwierdził, wpatrując się w swoje własne oblicze.
Miał dziwnie stłumiony głos. A może chodziło o to, że przez tę cholerną
grypę miał lekko zatkane uczy i wszystko słyszał jako„dziwnie
stłumione”? — Ale co do chusteczek, to chętnie. O ile mi jakieś podasz.
Klon prychnął z niesmakiem. Wyglądał na równie chorego co oryginał. I nawet był zawinięty w taki sam koc!
— Sam sobie weź.
— Na herbatę również nie mam co liczyć?
— Domyśl się.
Sasuke westchnął, stwierdzając jednoczenie, że jest strasznym dupkiem. I kichnął ponownie. Klon nie zniknął...
— Do diabła... nie — jęknął Uchiha, zezując na niego lekko.
… Tylko zamienił się w Sakurę. No, przynajmniej z wyglądu.
—
Serio? — Różowowłosy klon parsknął, najwyraźniej będąc rozbawionym tą
sytuacją. Uchiha jednak jakoś nie widział w tym nic śmiesznego. — W
Haruno?
— Uwierz, jakbym miał na to jakikolwiek wpływ, zamieniłbym cię w... w coś innego — stwierdził, lekko zrezygnowanym tonem.
— W co?
Zastanowił się chwilę. I zaraz uśmiechnął wrednie.
— W chusteczki.
***
Z
jego kichania wyszło tyle, że wyprodukował jeszcze kilka klonów. Na
szczęście już żaden nie zamienił się w któregoś z jego znajomych. Tylko,
że... Pociągnął nosem, wpatrując się czajnik ustawiony na kuchence. I
zaraz przeniósł spojrzenie na tacę znajdującą się na kuchennym blacie.
Na niej ustawione było pięć kubków. Zmarszczył brwi.
Coś
mu się nie zgadzało. Bo raczej nie powinno być tak, że to on robi
herbatę swoim klonom, a nie one jemu. Właśnie. Dlaczego on w ogóle robi
im herbatę?
— Niesłodzona, pamiętaj! — rozległ się skrzeczący krzyk z salonu.
Przewrócił oczami.
— I z cytryną! — dorzucił kolejny klon.
— I...
— Z MIODEM! — dokończył oryginalny Sasuke, z ledwością powstrzymując się od zgrzytania zębami. — Przecież, kurwa, WIEM!
Uchiha stwierdził, że jego własne klony są cholernie irytujące.
— Skoro my jesteśmy, to ty też.
Och. Pięknie. I najwyraźniej potrafią czytać mu w myślach.
— A odwal się — burknął do Sasuke siedzącego przy kuchennym stole i zabrał się za zalewanie kubków wrzątkiem.
***
—
Przyniosłem herba... a... a... APSIK! — kichnął, kurczowo zaciskając
dłonie na trzymanej tacy. — Ha! — Z satysfakcją zarejestrował, że nie
wylał ani kropelki napoju. — Kurwa. — Zaraz również zauważył, że
wszystkie jego klony zniknęły. — Na cholerę mi teraz tyle herbaty?
***
Naruto,
gdy tylko wrócił, znalazł go leżącego na dywanie w salonie. Sasuke
umierał. Znaczy, on twierdził, że umierał. Inni zapewne by powiedzieli,
że przesadzał, ale nie mieliby przecież racji, bo Uchiha nie przesadzają
nigdy, i skoro twierdził, że umiera, to znaczyło, że no... że UMIERA!
— Sasuke?! — zawołał od progu Uzumaki, gdy tylko zarejestrował obecność nieco nieprzytomnego ciała na dywanie.
—
Co? — burknął Uchiha, z twarzą wciśniętą w dywan. Właściwie sam do
końca nie wiedział, jak wylądował na ziemi. Po prostu w pewnym momencie
podłoga wydała się być dobrą opcją do leżenia, a zresztą fotel był
przecież taaak daleko i w ogóle...
—
Boże, myślałem, że straciłeś przytomność. Nie strasz mnie tak. — W
głosie Naruto pojawiła się wyraźna ulga. Sasuke usłyszał, jak podłoga
skrzypi lekko, przy każdym kroku mężczyzny, gdy ten podchodził do niego.
— Właściwie, dlaczego tu leżysz?
—
Bo klony zrobiły mnie w konia. Bo herbata w końcu wystygła. Bo fotel
był za daleko. I bo zostawiłeś mnie tu na pastwę losu, żebym umarł w
samotności.
— Nie umiera się od grypy, wiesz?
— Ja umieram.
— Nawet jeśli, to nigdy nie sądziłem, że akurat tobie będzie przeszkadzała samotna śmierć.
— Czy ty właśnie starasz się być uszczypliwy?
— Nie. Skąd.
—
Super. Dobij leżącego. — Sasuke obrócił głowę, aby móc na niego
spojrzeć. — Ale skoro postanowiłeś jednak potowarzyszyć mi w tych
ostatnich momentach życia, to może powiesz w końcu, dlaczego mnie
zostawiłeś?
— Mówiłem: musiałem iść do akademii i...
—
Nie dzisiaj — przerwał mu Uchiha, gramoląc się przez chwilę, tak, że
teraz klęczał i patrzył z dołu na Naruto pochmurnym spojrzeniem. —
Dlaczego ze mną zerwałeś?
—
Co cię tak wzięło na ten temat? — zapytał mężczyzna po chwili ciszy.
Jego oczy zwęziły się, gdy wpatrywał się w Sasuke podejrzliwie. — Jakoś
nie wykazywałeś takiego zainteresowania, kiedy oznajmiałem ci radosną
nowinę, że się wynoszę.
— Bo nie dałeś mi się nad nią zastanowić!
— A co tu jest do zastanawiania się? — prychnął Uzumaki. — Jakbyś chciał ze mną być...
— Skąd wiesz, że nie chcę?!
—
JAKBYŚ CHCIAŁ — warknął, ignorując jego pytanie. — To byś nie musiał
się zastanawiać nad niczym CHOLERNY EGOISTO! I wstań w końcu z tej
pieprzonej podłogi, bo się jeszcze bardziej zaziębisz! — wrzasnął,
obrócił się na pięcie i pomaszerował do kuchni.
***
O
dziwo, Naruto sobie nie poszedł. Znaczy, nie, żeby Sasuke nie był
zadowolony z tego stanu rzeczy. Nawet jeżeli jeszcze niedawno Uzumaki na
niego nawrzeszczał. I wyzwał go! A przecież... Przecież wcale nie był
egoistą. Chyba. Nie?
Uchiha
zmarszczył brwi w zamyśleniu. No cóż, jeżeli chodzi o dowiadywanie się,
za co Naruto się wściekł to nie zrobił za dużych postępów. Wyglądało
nawet na to, że przez to swoje dopytywanie się sprawił, że Uzumaki
jeszcze bardziej się na niego rozzłościł. A nawet mimo tego
rozzłoszczenia mężczyzna został w jego domu, pogonił go do łóżka,
opatulił ciasno kołdrą i teraz chyba krzątał się po kuchni, coby
przygotować herbatę do popicia leków, jakie zapisała mu Tsunade.
Dlaczego?
Skoro był na niego wściekły, to nie powinien się przejmować tym, czy
Sasuke w końcu wypluje własne płuca przy kolejnym ataku kaszlu, czy też
nie.
— Jak się czujesz? — Burkliwy głos wyrwał go z jego własnych myśli.
—
Dlaczego pytasz? — Wlepił w Naruto pytające spojrzenie. Podciągnął się
na łokciach i przyjął od mężczyzny herbatę i tabletki, które to
natychmiastowo połknął. Skrzywił się nieznacznie. Leki były paskudne w
smaku.
— Z powodów, których osoba z twoim charakterem nie zrozumie. Więc?
—
Z moim charakterem? — mruknął, podczas gdy Naruto nachylił się nad nim,
przykładając swoją chłodną dłoń do jego czoła. O. Przyjemnie.
— Odpowiesz na pytanie czy nie?
Sasuke przygryzł wargę. I o mało nie jęknął z zawodem, kiedy Uzumaki zabrał rękę.
— Jeżeli wszystko okej, to już sobie pój...
—
Właściwie to jest mi zimno — palnął, zanim Naruto dokończył zdanie. O
nie. Nie miał zamiaru pozwolić, żeby ten sobie poszedł, bo przecież...
bo przecież... no nie pozwoli i już. A coś mu mówiło, że jak odpowiednio
rozegra sytuację, to go nie zostawi.
— Zimno? — Uzumaki uniósł jedną z brwi. — Serio?
— Bardzo, bardzo zimno — zapewnił. — Zimniej niż wczoraj, wyobraź sobie.
— Naprawdę?
— Naprawdę. — Pokiwał głową, jednocześnie przesuwając się bliżej ściany i poklepując materac. — Musisz mnie ogrzać.
— Och. — Naruto spoglądał na niego z namysłem. — To przyniosę dodatkowy koc.
I czmychnął z pokoju.
— Co? — Sasuke spoglądał za nim nieco zdezorientowany. Zaraz jednak zacisnął zęby, jednocześnie mrużąc oczy. — Cholera no.
***
Jednak
Naruto nie poszedł do siebie zaraz po przyniesieniu mu koca. Krzątał
się po kuchni, podczas gdy Sasuke robił to, co w ciągu ostatnich dni
wychodziło mu najlepiej. Czyli chorował. Aktualnie przeklinał w myślach
swoje drobne kłamstwo, którym chciał zmusić Naruto do wpakowania się do
łóżka, bo chyba los właśnie się postanowił na nim mścić i naprawdę było
mu przeraźliwie zimno.
— Dobra — zaczął Uzumaki, ponownie wchodząc do pokoju. — Przygotowałem ci na jutro … Czy ty się trzęsiesz?
—
Y-hy — sapnął z trudem, ciaśniej zawijając się w przykrycia. Jednak to
nie dawało większego efektu. — Chy-yba ma-mam dre-dreszcze — stwierdził,
dając spokój z marnymi próbami dostarczenia sobie większej ilości
ciepła.
Usłyszał ciężkie
westchnienie i zaraz materac na którym leżał ugiął się pod ciężarem
drugiego ciała. Naruto usiadł na łóżku i nachylił nad nim, żeby
przyłożyć mu dłoń do czoła.
— Znowu jesteś rozpalony — stwierdził z wyraźnym rozczarowaniem. — Zimno ci?
— Y-hy.
W
kolejnej sekundzie Naruto znowu leżał tuż przy nim i Uchiha mógł
swobodnie się w niego wtulać. Sasuke odetchnął z wyraźną ulgą. O tak.
Ciepło. Ciepełko. Cudownie!
— Dlaczego to robisz, skoro jesteś na mnie wściekły? — zapytał, kiedy dreszcze wstrząsające jego ciałem w końcu ustały.
— Zamknij się.
— Ale...
— Serio: zamknij się. Bo sobie pójdę.
— Nie. Nie pójdziesz.
— Założymy się?
—
Dobra — skapitulował, kiedy tylko Naruo odsunął się od niego
nieznacznie. — Już o nic się nie pytam. — Zamilknął na chwilę. — Ale
serio, mógłbyś mi odpowiedzieć.
— Draniu!
— No już, no. Siedzę cicho.
***
W
ciągu kolejnych dwóch dni Naruto wciąż opiekował się Sasuke, który z
dnia na dzień czuł się zdecydowanie lepiej. No przynajmniej jeżeli
chodzi o względy zdrowotne. A tak poza tym... Uchiha czuł się dosyć
nieswojo.
Bo Uzumaki robił
wszystko, żeby jakoś pomóc mu w tej nieszczęsnej chorobie, ale
jednocześnie dawał mu sygnały, że wciąż jest na niego zły. Przy czym nie
chciał mu powiedzieć, dlaczego w ogóle taki stan rzeczy ma miejsce.
Każda próba wyduszenia z niego jakiejkolwiek informacji kończyła się
kolejnymi wyzwiskami i wściekłymi warknięciami.
I jak on miał go odzyskać, skoro nie wiedział, dlaczego tak właściwie Uzumaki z nim zerwał i o co wciąż się wściekał?
Westchnął
ciężko. Siedział przy ławie w salonie, z łokciami ciężko opartymi o jej
blat i wpatrywał w krzątającego się po pokoju Naruto. Wyglądało na to,
że musi sam się domyślić, o co chodziło temu głąbowi. Ciężkie zadanie.
***
Chociaż
może nie takie ciężkie, bo olśnienie przyszło nad ranem, zupełnym
przypadkiem, kiedy już po kolejnej — spokojnie przespanej tym razem —
nocy poczłapał do kuchni i odkrył, że Naruto znowu opuścił jego dom.
Na
blacie stołu znalazł zapisaną przez niego kartkę, na której były
informacje o tym, że w lodówce ma zupę do odgrzania, że ma wziąć jeszcze
dwie porcje tabletek, które leżą w salonie i, że „nie choruj już i
trzymaj się” co jakoś jednoznacznie nasunęło mu do głowy myśl, że
Uzumaki już go nie odwiedzi w najbliższym czasie. Pociągnął nosem,
odłożył trzymaną właśnie kartkę i rozejrzał się po pomieszczeniu.
Wydawało się jakieś takie puste. Stropił się.
„Jak
to jest, że osoba, która jest na ciebie wściekła, mimo wszystko o
ciebie dba” zapytał sam siebie i nie wiedział, czy to zasługa tego, że
faktycznie czuł się znacznie lepiej niż wcześniej, czy po prostu nagłe
olśnienia mają to do siebie, że są nagłe, ale znalazł odpowiedź na swoje
pytanie.
Naruto musiało
po prostu na nim zależeć. I to tak normalnie, ludzko i prawdziwie, że
był w stanie mimo swojej ogólnej złości przyjść do niego i się nim
opiekować podczas choroby. To było... no... rozczulające.
Skrzywił
się z niesmakiem, ale jakoś żadne inne słowo nie przychodziło mu do
głowy. Jednak to, że najwyraźniej Naruto na nim zależało nie było
największym odkryciem, jakiego dokonał podczas tego dnia. Większym było,
że jemu również los Naruto nie jest obojętny. Znaczy, wiedział o tym od
dawna. Tylko za bardzo mógł sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek dał
Uzumakiemu jakiś dowód na taki stan rzeczy.
Jakby
przejrzeć historię ich związku, to Naruto był tym, który wszystko
inicjował. Spotkania, pierwszy pocałunek i takie tam... Z perspektywy
postronnego obserwatora dobrze było widać, że to jemu bardziej zależało
na związku. Właściwie to nie tak, że Sasuke zależało mniej. Tylko on
niekoniecznie umiał to pokazać.
I...
Kurwa.
Naruto po prostu myślał, że Sasuke ma go głęboko gdzieś!
Z
ledwością powstrzymał się od uderzenia głową w ścianę. Cholera jasna,
cały związek padł przez to, że ma drobne problemy z okazywaniem uczuć!
Po prostu cudownie. Chociaż tak właściwie to nie było coś, z czym nie
mógłby sobie poradzić.
Na jego twarzy wykwitł wyraz determinacji.
***
Bez chwili wahania zapukał do drzwi kawalerki. Po kilku sekundach jej właściciel w końcu pofatygował się, żeby je otworzyć.
— Sasuke? — zapytał Naruto ze zdziwieniem, otwierając szerzej drzwi. — Co ty tu robisz? Powinieneś jeszcze wypoczywać!
— Zależy mi na tobie — powiedział, ignorując jego słowa. Uzumaki zamrugał, przyswajając rzuconą mu właśnie informację.
— Okeeej? — Mężczyzna wpatrywał się w niego przez sekundę czy dwie, zanim zamrugał ponownie, zmarszczył brwi i parsknął:
— Czekaj, co?
—
Zależy mi na tobie — powtórzył Sasuke neutralnym tonem. Nie odrywał
wzroku od twarzy blondyna, który również nie pozostawał mu w tym dłużny.
— Och, naprawdę? — Założył dłonie na ramiona. Nie wyglądał na przekonanego.
—
Naprawdę — przytaknął Uchiha. — Niekoniecznie rozumiem, dlaczego mi po
prostu nie powiedziałeś, że czujesz jakby mi nie zależało na naszym
związku. To musi być jednak dosyć nieprzyjemne, kiedy jest się jedynym,
który się stara. Ale sądzę, że jestem w stanie, no wiesz, także się
starać, jeżeli mi powiesz, czego oczekujesz. Jak już wspominałem, zależy
mi na tobie i zdaję sobie sprawę z tego, że również nie jestem ci
obojętny, więc nie widzę przeciwwskazań, żebyśmy nie mogli spróbować być
ze sobą ponownie.
— Jej. —
Naruto wydawał się być autentycznie zdziwiony jego wywodem. — Jeszcze
nigdy nie słyszałem, żebyś wyprodukował z siebie aż tyle słów w tak
krótkim czasie.
— Bo
jeszcze nigdy nie wyprodukowałem z siebie aż tylu słów w tak krótkim
czasie — przyznał, uśmiechając się delikatnie. — To co?
— No... Musi ci serio zależeć, skoro uraczyłeś mnie takim słowotokiem, nie?
Pokiwał głową, zaciskając jednocześnie wargi. No cóż... Powiedział co miał do powiedzenia. Reszta należała do Naruto.
— Och, no dobra no — parsknął Uzumaki, widząc jego niepewną minę. — Co mi tam. Najwyżej znowu cię rzucę.
Sasuke pokręcił głową.
—
Nie ma takiej opcji — powiedział poważnym głosem, zanim przysunął się
do drugiego mężczyzny i musnął wargami jego usta. — Zero rzucania.
Odpowiedział mu krótki śmiech.
Zdecydowanie. Zero.
Oh maj gasz. Za słodko! Kocham wszystko co piszesz! Jesteś ważniejsza od Historii!
OdpowiedzUsuńNieporadny Sasuś i słowotok - miód cytryna xD
:"D <3
UsuńOjejciu jejciu jejć. Jakie to urocze *.*.
OdpowiedzUsuńJa wiem, że wymagam na pewno za wiele, ale ja cem częściej takie urocze rzeczy. Ogólnie to więcej Twojego pisania bym chciała *.*
Dużo weny życzę i mam nadzieję, że na lisa też za niedługo przyjdzie czas
Też mam taką nadzieję x).
UsuńCzy to źle, że bawi mnie cierpienie Sasuke? xD Bo jego choroba jest naprawdę zabawna xD Więcej takich tekstów! Taki uroczy Sasuś i opiekuńczy Naru to miód na moje serce~
OdpowiedzUsuńx"DDD Saskłe to ogólnie zabawny ziomek xD.
UsuńAhaha :D wielbię Cię za "zabawnego ziomka" xD co jak co, ale takiego określenia Saska bym się nie spodziewała!
Usuńx"DDD Noale on jest zabawny noo! xD
UsuńA teraz czas na właściwy komentarz ^^
OdpowiedzUsuńTakże tego. Wybrałaś ten zagubiony w otchłani swoich literackich folderów fik dlatego, że sama masz wiele do zarzucenia swojej kondycji zdrowotnej czy jak? xD
Chorujący Sasuke jest taki bezbłędny! Nie mogłam się opanować ze śmiechu przy scenie z klonami! Wymyśliłaś to rewelacyjnie :D Klony i herbatka z cytryną. I miodem. A Sasek zdaje sobie sprawę, że wcale nie jest tak łatwo z nim wytrzymać. Zresztą typowy facet - zdycha przy ledwie przeziębieniu ;) No dobrze, niech będzie grypa. Wybaczam mu, bo to mój Sasuke. Tak. Tak uroczo leżał jak zdechła ryba na podłodze xD Widziałam to oczyma wyobraźni!
Kurcze, czy ja Ci już mówiłam, jak wielbię Twoje porównania? Jak Ty je wymyślasz? Są genialne i przy tym takie naturalne i zawsze aż mam ochotę je spisać, bo może a nuż kiedyś zabłysnę świetnym tekstem w towarzystwie (no ale oczywiście nigdy mi nie wychodzi, no xD).
Mimo że ja też czekam na Fiksację, to ten rozdzialik był cu-dow-ny! Tyle feelsów i tyle Saska, czego chcieć więcej..? ^^
Życzę zdrowia, weny i własnego, osobistego "ogrzewacza" na wypadek, gdyby było zimno xD
Alys
Nie no, ja ogólnie to zazwyczaj nie choruję jakoś mocniej bo po co, nie ma czasu i w ogóle, ale ostatnio mój organizm odkrył, że jednak bezrobocie sprzyja chorowaniu i to wykorzystał xD. Dziękować za komentarz, cieszę się, że opo się podoba ;'). A no Fiksacja się napisze. Kiedyś. W końcu xD. Mam nadzieję. Noaleno. Dziękować jeszcze raz!
UsuńO, a wiesz, że miałam podobnie? Znaczy po dwóch miesiącach po obronie mgr, kiedy nadal byłam wolna jak ptak i bezrobotna, nagle mój organizm chyba stwierdził, że się podświadomie tym stanem stresuję, i niemal w środku lata tak się rozchorowałam, jak nigdy O.o Coś w tym musi być!
UsuńAlys
Złośliwe te organizmy, nie ma co xD.
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńoch tka, ten tekst boski, to nie uchihowskie i jeszcze nie panuje nad chakrą...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia