piątek, 20 lipca 2012

Dżem i konfitury - NejiSasu


 Z racji tego, że pisanie czegokolwiek nie idzie mi wciąż... i wciąż... Publikuje o to, to, co powstało wyłącznie z winy i przyczyny Mecha (o, chyba się powtarzam xD), która jako jedyna miała okazję ów dzieło przeczytać. Kontynuacja Warzyw i owoców, a więc niczego mądrego nie należy się spodziewać, zapraszam ^ ^.

Dżem i konfitury

 ***   ***   ***   ***   ***   ***   ***

- Dżem, dżem, dżem… Hm…
- Sasuke?
- O tu, a nie. Fu…
- Sasuke?
- No cholera jasna… AŁA! – wrzasnął czarnowłosy, po efektownym wyrżnięciu głową w blat kuchennej szafki. Nie, żeby poprawiło mu to nastrój. Nie, żeby wyrżnięcie głową w blat poprawiało nastrój komukolwiek.
Sasuke skrzywił się, zmarszczył gniewnie czoło, a jego oczy przybrały kolor szkarłatu, kiedy przez długie sekundy wpatrywał się w półkę wypełnioną rozmaitymi słoikami.
- Neji – zaczął na pozór spokojnym tonem.
- Hm?
- Podaj mi dżem.
Hyuuga bez szemrania przycupnął obok chłopaka i wychylając się nieznacznie chwycił pierwszy lepszy słoik. Nie mówiąc ani słowa podał go czarnowłosemu.
Uchiha z jeszcze większą wściekłością spojrzał na trzymaną przez Neji’ego rzecz. I prychnął.
- Zwariowałeś – stwierdził, niebezpiecznie niskim tonem.
- Nie wydaję mi się.
- Więc dlaczego – warknął coraz bardziej rozwścieczony. – Podajesz mi to?
Białe oczy spojrzały na słoik ze zdziwieniem. No trzymał… Dżem, jak nic. Skierował wzrok na swojego chłopaka. I powoli zaczął się zastanawiać, czy Uzumaki nie posiada przypadkiem jakiejś instrukcji obsługi do Sasuke, skoro przyjaźnił się z nim przez tyle lat.
- Bo… Dżem? – zaryzykował odpowiedź.
- Wyprowadzam się.
Neji zerknął na słoik, a następnie znowu na swojego chłopaka. Hm… Chyba zaczynał mieć strasznie dziwne omamy słuchowe. Fakt, zawsze bardziej ufał swoim oczom, ale jakoś nigdy uszy mu nie szwankowały. Aż do dzisiaj.
- Naprawdę? – zapytał, postanawiając jednak zawierzyć swoim zmysłom.
- Skoro jesteś takim kretynem, że nie potrafisz dostrzec subtelnej różnicy między dżemem, a tym czymś, co dzierżysz w dłoni, to tak – powiedział Sasuke, wstając z klęczek.
Neji musiał przyznać, że chłopak prezentował się zabójczo, z wściekłością wyrytą w błyszczących szkarłatem oczach i głosem drgającym od powstrzymywanej furii.
I kiedy tak Hyuuga podziwiał wygląd Sasuke, to ten, mamrocząc pod nosem jakieś groźby i przekleństwa, opuścił jego kuchnie. A potem mieszkanie.
Chłopak zmarszczył brwi.
Chyba coś mu… Umknęło.

- Że co zrobił? – Naruto przyciągnął do siebie kolejną miskę zupy.
Kakashi delikatnie ją odsunął.
Naruto ponownie ją przyciągnął, rzucając siwowłosemu mężczyźnie wyzywające spojrzenie.
- Wyprowadził się – powtórzył Neji, z niejaką obojętnością patrząc, jak Hatake po raz kolejny próbuje odwieść blondyna od pochłonięcia trzeciej porcji ulubionego dania.
- Hej! – sapnął niebieskooki, odbierając swój posiłek i trzymając go po za zasięgiem Kakashi’ego. – Ale, że jak to? – zwrócił się ponownie do Hyuugi. – I nic nie powiedział?
- Że jestem kretynem.
- Tak bez powodu? – zapytał sceptycznie blondyn. – Tak bez powodu, to wybacz, ale wyzywa tylko mnie.
- Podałem mu to. – Neji postawił na barowym blacie słoik.
- O – bąknął niebieskooki, odkładając ramen i chwytając przedmiot, który rozwścieczył Sasuke.
- Co to? – zainteresował się siwowłosy, który w tym czasie zdążył pochłonąć zupę Naruto. Oczywiście w ramach uchronienia chłopaka, przed spożywaniem niezdrowych pokarmów.
- Dżem - stwierdził Neji.
- Konfitury – powiedział w tym samym czasie Uzumaki.
- A co za różnica? – Kakashi wzruszył ramionami.
- Dla nas? – zapytał blondyn, krzywiąc się śmiesznie na widok pustej miski. – Żadna. Dla Sasuke… Hm… Ja bym to określił nieco głębszą… sprawą na podłożu emocjonalnym.
- O.
- No właśnie. Dobra – Naruto podniósł się z krzesła. – Pogadam z nim. Cholera wie, co do tego ciemnego łba strzeliło. Za przeproszeniem Neji, ale twój chłopak ma nieźle napierdzielone pod czołem.  Kakashi pocze… A gdzie ten czort?
Oboje rozejrzeli się wokół siebie.
Ale Kakashi już był bardzo daleko od ramenowej budki.

Sasuke z nie lada satysfakcją spoglądał na pole treningowe, które właśnie dewastował. Znaczy… Spopielał. Właściwie, to jedyne co usiłował spopielić, to trzy drewniane pale umieszczone na środku terenu. I prawdę powiedziawszy nie za dobrze mu szło. Chociaż… Środkowy pal się chyba lekko dymił, a ten po prawej był nieco zwęglony i…
- AGHR – Uchiha jęknął przeciągle opadając bez sił na plecy.
- No, no, no. Takich emocji nie widziałem u ciebie chyba od dnia, w którym Naruto skopał ci dupsko przy…
- Zamknij się, jeżeli chcesz dożyć świtu.
- Ranisz mnie – stwierdził Kakashi, usadawiając się obok byłego ucznia. Pomimo wypowiedzianych słów wcale na zranionego nie wyglądał.
- Dopiero mogę cię zranić, jeżeli nie zejdziesz mi z oczu.
- Przecież wcale na nich nie stoję.
Sasuke westchnął wewnętrznie, nie reagując na marny dowcip.
- Czego chcesz? – zapytał, jak najszybciej pragnąc pozbyć się niechcianego gościa.
- Ha, pytanie brzmi, czego TY chcesz.
- Nie filozofuj mi tu, tylko mów, nie mam czasu na użeranie się z tobą.
- O – mruknął Kakashi, wyciągając z kieszeni uniformu pomiętą paczkę papierosów. Wyciągnął jedną fajkę, przyjrzał się jej z pewnym wahaniem, poczym ponownie schował ją do paczki. – A co, dzieci w domu płaczą, czy chcesz pognać tłumaczyć się Hyuudze?
- Ty weź lepiej…
- Albo przeżyjesz tę rozmowę ze mną, albo czeka cię pogawędka z Naruto. Osobiście wolałbym, żebyś skłonił się ku otwarciu swojej duszy w mojej obecności, bo po waszej ostatniej poważnej rozmowie Naru na trzy dni wylądował w szpitalu.
- Aghr…
- Bo przecież nie poszło o dżem.
- Podał mi konfitury – mruknął Sasuke w ramach wyjaśnień.
- Straszne.
- A żebyś wiedział – warknął czarnowłosy, podrywając się do siadu. – Jak mam żyć z człowiekiem…
-I tu jest pies pogrzebany.
- Hę?
- Słuchaj, Sasuke, jesteś dosyć… Ciężką osobą do zniesienia, mówiąc delikatnie. Tak samo jak Hyuuga. Ale, szczerze powiedziawszy, od razu widać, kto w tym związku robi problemy i muszę od razu przyznać, że nie jest to Neji.
- Jakie problemy? – oburzył się czarnowłosy. – Ja nie robię…
- Ile wytrzymałeś zanim się wyprowadziłeś? Ile u niego mieszkałeś, po kilkumiesięcznym zastanawianiu się, czy w ogóle to zrobić? Trzy dni? Cztery?
- …
- No? – ponaglił go.
- Dwa.
- Sam widzisz.
- No właśnie nie widzę! – niemalże wrzasnął Uchiha, mierząc byłego mistrza wściekłym wzrokiem. – Nie rozumiem o co ci chodzi!
- Uciekasz. – Kakashi z ciężkim westchnięciem. – Boisz się. Nie wiesz, jak się zachować. Właściwie to się nie dziwię. Od zawsze byłeś… Sam.  Ciężko jest się nagle przestawić, nie? 
- Dlaczego ty tak… Grrr… - warknął, zrywając się z trawy.
- Przemyśl to sobie, Sasuke – powiedział spokojnie Hakate, również się podnosząc. – I leć później do Neji’ego, bo nic lepszego ci się w życiu nie trafi.

I tak Sasuke kolejnego dnia wylądował przed bramą do domu Neji’ego.
I wgapiał się w klamkę przez dobre dziesięć minut, zanim nie obrócił się na pięcie i nie pognał przed siebie. A raczej, pognałby, gdyby nie to, że tuż przed jego nogami pojawił się słoik, o który by się wychrzanił, gdyby nie refleks nabyty na treningach.
Z typową dla siebie podejrzliwością schylił się słój.
I zaraz o mało go nie wypuścił.
Trzymał… Dżem.
Porzeczkowy.
Z dziwną miną wgapiając się w słoik wrócił do domu. Swojego.

Powieka Sasuke zadrgała gwałtownie. Poczym zadrgała jeszcze raz.
Pośpiesznie wyskoczył z wanny, obwinął się ciasno ręcznikiem w pasie i podreptał do zlewu, na którym…
Na którym, tuż obok kubka ze szczoteczką do zębów, stał słoik. Dżemu.
Śliwkowego.
Coś tu stanowczo było nie tak.

Sasuke miał już powoli… Dosyć.
Znalazł dżem w kaburze, między zwojami. Wiśniowy.
Znalazł go też na dawno nieużywanym strychu, na który wlazł wynieść część nieprzydatnych gratów. Brzoskwiniowy.
W gabinecie Hokage. Ananasowy.
To wcale nie pomagało mu rozwiązać swojego problemu z nieumieniem mieszkania z drugim człowiekiem. Chociaż może…
Uśmiechnął się lekko, widząc przed drzwiami do swojego pokoju kolejny słoik dżemu. Malinowego.
Chociaż może troszeczkę dawało mu to do myślenia.

Do ostatecznych wniosków doszedł, gdy kisząc na polu treningowym, znalazł na jednym z pali dżem o smaku aronii. Właściwie to Sasuke nie wiedział, że otrzymał słoik z dżemem z aroni, bo nigdy w życiu nie słyszał, że można te nieszczęsne owoce na dżem przerobić. Ale, skoro jego prezenty zaczynały mieć coraz dziwniejszy wygląd, to musiał interweniować.

I tak Sasuke ponownie znalazł się przed wejściem do domu Neji’ego.
Westchnął ciężko, popychając toporne drzwi.
Zdołał ustalić kilka niezaprzeczalnych faktów.
Po pierwsze: po kilku miesiącach marudzenia, w końcu zgodził się zamieszkać u Neji’ego. No może nie marudzenia. W końcu Hyuuga nie marudzi, on… Pytał. I w końcu, po którymś pytaniu zadanym z zaskoczenia, zgodził się. I po dwóch dniach od zamieszkania u chłopaka, Sasuke zdecydował się zdezerterować.
Iście nie w jego stylu.
Po drugie: Uchiha musiał się zgodzić z Kakashim. Bał się. A nie powinien. Nie znał za dobrze uczucia strachu, ale Neji je w pewnym sensie  wywoływał. No… Tak samo jak radość, czułość, czy podniecenie. Zdecydowanie, Neji wywoływał więcej pozytywnych, niż negatywnych uczuć. I to chyba irracjonalne, w dziwaczny sposób bać się osoby, którą się koch… Lubi.
Po trzecie: Nawet, jeżeli uznałby, że z Hyuuga i on nie mają większych szans na wspólne, udane życie… To nie powinien wykorzystywać dżemu, jako przyczyny rozstania.

Sasuke skradał się wzdłuż korytarza. Właściwie to nie bardzo wiedział, co powinien powiedzieć, czy też zrobić, jak już znajdzie Neji’ego. Właściwie to najchętniej by znalazł się gdzieś daleko stąd. Nie… Właściwie… To najbardziej by chciał, żeby jego głupia ucieczka nie miała w ogóle miejsca.
Słodki zapach uderzył go w nozdrza.
Pociągnął nosem.
To coś w kuchni.
Przyczaił się przy drzwiach do pomieszczenia.
To… Hm… Pociągnął jeszcze raz. Kurde, nie potrafił zidentyfikować zapachu.
Z rozmachem otworzył drzwi.
I zamarł.
Neji… Jego Neji… Kucharował. Coś… Coś śmiesznie bulgotało w dużym garze ustawionym na największym palniku kuchenki. Hyuuga nie zareagował na wejście gościa. Zamiast tego, wyciągnął z lodówki talerz, wcześniej ściągając garnek na ułożony na blacie ręcznik. Nabrał na łyżkę gotującej się wcześniej substancji i… Chyba ciapnął ją na talerz. Sasuke nie mógł jednak tego jednoznacznie stwierdzić, gdyż chłopak był odwrócony do niego tyłem.
Z ciekawością Uchiha podszedł do niego i zerknął mu przez ramię.
Dżem.
Tam. Na talerzu.
Dżem.
Nabrał z talerza na palec nieco substancji, nie zwracając uwagi na to, że Neji odsunął się i właśnie spoglądał na niego z wyraźnym tryumfem w oczach.
Sasuke skosztował wyrobu.
I zamarł.
- Dżem – wyszeptał po chwili. Na jego twarzy wykwitł promienny uśmiech. – To…
Obrócił się, żeby coś powiedzieć, jednak w kolejnej sekundzie Neji przyciskał go do kuchennego blatu, całując zachłannie i nie zważając na to, że ręka Uchihy wylądowała w talerzu z dżemem.
A Sasuke dawał się całować, czując, że znajduje się w odpowiednim miejscu. O nie, nie pozostawał dłużny. Zwłaszcza, że Naji smakował dżemem. Słodkim, wspaniałym dżemem z…
- Truskawki – mruknął między pocałunkami.
- Hm?  
- Kocham dżem z truskawki.
- Ja… - zaczął Neji. I dał mu buziaka w nos. Tak jak za pierwszym razem, gdy Sasuke przebywał w tej kuchni. – Ja ciebie też.
Sasuke zamarł. Rozdziawił usta w chwilowym szoku, aby po chwili rozciągnąć je w uśmiechu.
- Dokładnie. Mój ty truskawkowy dżemie.  

środa, 4 lipca 2012

Jeden pozytywny...

Po dobroci, czy też nie, jakoś mi nie idzie pisanie nowego rozdziału, a więc, w ramach obrony przed widłami przedstawiam... "coś" xD 100 słów z tytułem ^ ^ - czyli scenka rodzajowa: "A gdyby tak Sasuke i Naruto dostali pod opiekę zgraję dzieciaków z akademii" . Smacznego, nie bić - wynik ciężkich rozkmin stropowych. Ach, moje kochane konstukcje xD




"Jeden pozytywny..."


- Hm? - Sasuke uniósł brwi.
- Komentarz - parsknął Uzumaki, nakreślając rękoma dziwaczny gest. - Nie podobało mi się to, co powiedziałeś do dzieciaków. Powinieneś...
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie obchodzi mnie twoja opinia, na temat moich metod wychowawczych? - westchnął.
- Metod? Jakich metod?! To dzieciaki, Sasuke! Trzeba je motywować, a nie mieszać z błotem!
- Nie będę prawił komplementów za spartoloną robotę...
- Pewnie nawet nie potrafisz żadnego sklecić!
- Nie? - mruknął czarnowłosy, jego usta rozciągnął drapieżny uśmiech. Przyciągnął blondyna do siebie, zaciskając dłonie na jego pośladkach. - Masz fajny tyłek.