czwartek, 24 lutego 2011

"Mój dzień" część VII

*Zahipnotyzowana wizją kota obwiązanego pomarańczową kokardą*

Aha, przepraszam za to zamieszanie z dodawaniem komentarzy xD, nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że istnieje taka opcja, ale faktycznie, była włączona. Już jest git. Chyba xD.

Deedwarda: Ja podła? JA? xD A kto tu sugeruje żeby szlachtować Sasuke, dopóty dopóki dziadyga nie obieca szczerej poprawy?! xD

Mechalice: Żadnych więcej fok! NIGDY! Nie widzisz, że to źle na mnie wpływa? xD I nigdy więcej Twoich linków... Źlej ze mną po tym. Bardzo źlej! xD

*** *** *** *** *** *** ***

- Jak?

- Rozmawiasz z dziewięcioogoniastą bestią. Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych.

- Jednak?

- Jednak, będziesz musiał się pośpieszyć, mój drogi. Czas, w tej kwestii, nie jest twoim sprzymierzeńcem.


***

Naruto przekręcił się na drugi bok, mrucząc gniewnie pod nosem.

Miał strasznie posrany sen. A zarazem taki realistyczny.

Nigdy więcej podejrzanego mleka przed snem! Chociaż... Tak właściwie, to nie przypominał sobie, aby miał styczność z jakimkolwiek mlekiem w ostatnim czasie...

Otworzył gwałtownie otoczy, jednocześnie próbując wstać, czego efektem było to, iż wylądował na podłodze. Najwyraźniej zasnął na kanapie, nie dawszy rady nawet ściągnąć swojego roboczego munduru.

- Cholera jasna! - warknął, próbując wyplątać się z koca. - No rzesz, ku...

Przerwało mu parsknięcie.

Z poziomu podłogi zerknął na osobę, która aktualnie miała z niego niezły ubaw.

- Bardzo, kurwa, śmieszne - sapnął, przestając się szamotać.

- Młody, trochę szacunku dla języka. I przestań się wylegiwać. - Siwowłosy wyciągnął w jego kierunku rękę, oferując pomoc w wstaniu. - Miałeś coś załatwić z rana?

Naruto zamarł w pół ruchu.

A więc... To nie był sen. To nie był żaden popaprany koszmar!

Co... Co się do jasne cholery dzieje? Które zdarzenia naprawdę miały miejsce, a które były wytworem chorej wyobraźni?

- Która godzina? - zapytał z wyraźną paniką w głosie.

- Uspokój się, jest jeszcze wcześnie. Nie ma sensu...

Hakate zamilkł, widząc, że jego były uczeń już go nie słucha. Zamiast tego, blondyn w szaleńczym tempie pognał do kuchni, aby spojrzeć na jedyny zegarek jaki posiadał.

"Zdążę." Pomyślał, obracając się błyskawicznie, chwytając zaskoczonego Kakashi'ego za rękę i ciągnąc go ku wyjściu. "Muszę zdążyć."

"Życzę powodzenia, mój drogi."

***

Naruto biegł przez kolejne uliczki, gorączkowo starając nie dopuścić do siebie myśli, że coś może się nie powieść. Ta historia nie mogła się tak skończyć. A przynajmniej on nie miał zamiaru na to pozwolić!

Pytania zdziwionego Kakashi'ego spławił krótkim "później" i przyśpieszył tępo.

Byli już niedaleko, ale nie mogli sobie pozwolić na żadną chwilę zwłoki.

Bez słowa miną strażników, nie reagując na ich nawoływania. Pokonywał kolejne kondygnacje budynku, potrącając przypadkowe osoby, nie obracając się nawet, aby je przeprosić.

- Stójcie! - wrzasnął, jeszcze zanim wpadł na piętro, na którym znajdował się gabinet Sasuke. - Nie otwierajcie drzwi!

Wbiegł na krótki korytarzyk, a przed sobą widział już sylwetkę Sakury i Shikamaru. Różowowłosa właśnie sięgała ręką ku klamce.

- Uzumaki? - syknęła z pogardą, obracając się ku niemu, jednak Naruto nie zwrócił na to uwagi. Chwycił dziewczynę za ramię i brutalnie odepchnął ją od drzwi, równocześnie tworząc w dłoni rasengana.

- Co ty wyrabiasz, kretynie?! - fuknęła Haruno, próbując go powstrzymać. Jednak zanim do tego doszło, blondyn trzasnął swoją techniką w miejsce, gdzie najprawdopodobniej znajdował się zainstalowany przez Kyuubi'ego mechanizm.

Drzwi rozpadły się w drobne drzazgi.

Ciało Sasuke osunęło się na podłogę, a po niecałej sekundzie Naruto już był przy nim, uwalniając go z plątaniny srebrnych nitek. Modląc się i błagając zażarcie zły los, aby chociaż raz... Aby jeden jedyny raz wszystko jakoś się dobrze ułożyło.

- Proszę, proszę - szeptał gorączkowo, chwytając twarz czarnowłosego w dłonie, tym samym rozmazując krew Uchihy po jego policzku. - Proszę, żyj.

Może i zdołał uratować Sasuke przed poćwiartowaniem, jednak Hokage doznał wielu obrażeń. Setki małych ranek zdobiły jego ciało, a z nich sączyła się krew. Wiele krwi, która przez kilka godzin zdołała utworzyć na posadzce fantazyjne wzory.

- Haruno! - wrzasnął ochrypłym głosem i spojrzał na dziewczynę wściekle. - Przydaj się w końcu na coś! Wezwijcie medyków!

Późniejsze wydarzenia były dla Naruto jedną wielką, rozmazaną plamą. Niejasno zdawał sobie z tego sprawę,że Sakura w końcu raczyła się otrząsnąć z szoku, że ktoś zdołał odciągnąć go od Uchihy oraz, że ludzie zaczęli zadawać mu pytania. Nagle po prostu znalazł się w szpitalnej sali, z wciśniętym w dłonie kubkiem czegoś gorącego, w czym prawdopodobnie znajdował się środek uspokajający.

- Co z nim? - zapytał, gdy tylko do pomieszczenia wszedł Kakashi.

Starszy mężczyzna nie odpowiadał przez dłuższą chwilę. Usiadł na krześle, naprzeciw blondyna i spojrzał na niego, z wyraźnym niezdecydowaniem.

- Stabilizuje się.

- To dobrze. - Blondyn wbił wzrok w parujący napój.

- Skąd wiedziałeś?

Naruto zerknął niepewnie na siwowłosego. Przygryzł wargę i ponownie spojrzał na zawartość kubka.

- Nie mogę powiedzieć - wyszeptał.

- Ludzie będą pytać.

- Wiem. - Blondyn przygarbił się. Wiedział, że zabawa dopiero się zacznie. Pytania, oskarżenia... Jasna cholera, znowu wpakował się w niezłe bagno, ale... Nie mógł postąpić inaczej. - Mogę go zobaczyć?

Powinien wymyślać steki wymówek, mających na celu wyjaśnienie całego zdarzenia, najlepiej z pominięciem kilku czynników, na przykład takich, jak interwencje lisa. Jednak nie był w stanie. Jedyne co go całkowicie zajmowało w tym momencie to czarnowłosa postać leżąca kilka sal dalej.

- Mogę? - powtórzył, z wyraźnym błaganiem w głosie.

"Życie jest strasznie przewrotne." Pomyślał kilka minut później, zza szpitalnej szyby obserwując twarz Sasuke. Jeszcze niespełna dzień temu nie chciał z całego serca życzył sobie, aby czarnowłosego szlag jasny trafił, a teraz... Teraz czekał z nadzieją, aż w końcu Uchiha otworzy oczy, a ktoś zagwarantuje mu, że draniowi nic się nie stanie, że jest już bezpieczny...

Nie rozumiał sam siebie.

Powinien go nienawidzić, a szczerze powiedziawszy jego uczucia chyba zmierzały w przeciwnym kierunku.

Westchnął ciężko, oplatając się ciasno ramionami.

A wszystko to przez machlojki Kyuubi'ego! Lis namieszał w jego życiu, sprawiając, że świat się obrócił o sto osiemdziesiąt stopni. Gdyby nie ostatnie wydarzenia, to blondyn mógłby w spokoju nienawidzić Uchihę i wszystko byłby w jak najlepszym porządku.

Co za pasztet.

A teraz... Teraz nie miał pojęcia co ze sobą zrobić.

- Naruto Uzumaki? - Ciche pytanie wyrwało go z zamyślenia. Nieco zdezorientowany blondyn spojrzał na osobnika, który pojawił się w pomieszczeniu. Był to członek ANBU, ten sam, który go przesłuchiwał. Albo też, który miałby go przesłuchać, gdyby nie udało się uratować Sasuke...

Niebieskooki już sam nie wiedział co rzeczywiście się wydarzył, a co nie. I szczerze powiedziawszy niewiele go to obchodziło.

Potwierdził lekkim skinieniem głowy.

- Jesteś zatrzymany pod zarzutem próby zabójstwa szóstego Hokage.

***

Siedział w ciemnej celi. Godziny, dni, nie miał pojęcia ile czasu leży na więziennej kozetce i wlepiaj oczy w popękany sufit.

"Mógłbym cię uwolnić."


"Sam mógłbym się uwolnić."

Jednak byłoby to równoznaczne z przyznaniem się do winy.

"Dlaczego znowu dajesz sobą pomiatać, mój drogi?"


"Zamknij się, zamknij się w końcu i daj mi święty spokój." Przetarł twarz dłońmi.

Jego położenie nie było za ciekawe. Nie miał możliwości wytłumaczyć, co się właściwie stało i jaki był w tym jego udział. No przecież, nie powie wszystkim, że Kyuubi wylazł z jego ciała i urządził sobie małą przechadzkę po wsi! Bo albo by mu nie uwierzono i zamknięto go w małym, przyjemnym pokoiku bez klamek, albo trafiłby na sterylnie czystą stale operacyjną, gdzie dogłębnie przebadano by jego organy wewnętrzne.

I tak czy siak, jego przyszłość nie jawiła się w jasnych kolorach.

Wzdrygnął się, gdy skrzypnięcie drzwi oznajmiło mu, iż ktoś przyszedł go odwiedzić. A Naruto miał niejasne przeczucie, że nie będą to miłe odwiedziny. Kroki ucichły tuż przy jego celi.

Z głośnym strzyknięciem kości wstał i spojrzał na swojego gościa.

Przez chwilę miał wrażenie, że jego serce przestało bić.

środa, 23 lutego 2011

"Mój dzień" część VI

Ludzie... Co ja z wami mam xD
Cholera, chciałam napisać ostatnią część i mieć już spokój z tym opowiadaniem, a tu ni hu hu. Eh, wy marudy :3 Psujecie mi całą koncepcje! xD I jak tu niby aUtor ma być zUy i niegodziwy, skoro komentarze nakłaniają go do nagłych zmian akcji? xD
Od razu ostrzegam, że nie wiem jak będę dodawać notki, gdyż nowy semestr zapowiada się nie za ciekawie. Dlatego, nie czekając na jego nieuniknione rozpoczęcie, ostro biorę się za pisanie kolejnej części!
Niach, niach, jakoś do tego opowiadania to mnie szybko pomysły się zalęgają pod łepetynką xD To przez Was, Wy zUe komentatorki! O, i przepraszam za brak powiadomienia, tudzież opóźnienie w jego dokonaniu. Miałam drobny problem ze zdążeniem na pociąg, a bardzo mi zależało, żeby dodać notkę jeszcze przed moim małym rajdem po Polsce :3.
Za ten rozdział możemy wszyscy obarczyć winą Mechalice (piszę to z pełną premedytacją), gdyż to przez nią wisi nade mną obraz płaczącej foki xD.
I pamiętajcie, nigdy nie piszcie notki odautorskiej, w trakcie pisania opowiadania! Wtedy przychodzą do głowy na prawdę dziwne pomysły, które jak na razie staram się ignorować xD. I znacznie ją wydłuża... Cholera xD
No...
Wspominałam, że mój nowy plan jest do dupy? xD Dobra, już dobra, wracam do pisania :3 (A wiecie, że stopy też mogą puchnąc na zimnie? Odkryłam to gdzieś między Wrocławiem, a Krakowem xD).

Mechalice: Błagam, nie przypominaj mi o Bimberze... Moja zacna kuzyna przyrównała mnie do tej zacnej osoby, tworząc mi dziwaczne fryzury na głowie. Chociaż powinnam to uznać za komplement, skoro nie raz słyszy się w komentarzach, że Justin to niezła laska xD. Ale raczej nie chciałabyś usłyszeć w moim wykonaniu tych jego pojękiwań (mój głos zaiste jest interesujący, jednak nie w tą stronę co trzeba xD).
I jak mogłaś? Jak mogłaś mi to zrobić? xD Ten obrazek mnie dręczy po nocach! Czuję się jak ostatnia szuja... Czy "krótka histeria o Hinacie, którą zabił młot pneumatyczny (wśród morza krwi i sterty flaków)" starczy w ramach zadość uczynienia? W sumie to zdanie otwiera i równocześnie zamyka całą opowieść, ale nie jestem za bardzo w stanie wykrzesać z siebie nic innego xD.
A z tymi ostrzami to bardziej rozkminiałam, że rzucał je tak wiesz... z chakrowym wspomaganiem :3 Cóż, będę miała trochę siły to coś z tym poprawię.
I ja się nie lenię! Tylko jestem energooszczędna! xD

No to tyle z mojego marudzenia,
Dziękuję za wszelkie komentarze,
pozdrawiam serdecznie i zapraszam do czytania,
Irdine.

*** *** *** *** *** *** ***

Naruto stał pod strumieniem ciepłej wody i pozwalał, aby jego myśli krążyły przy mało ważnych tematach. Aktualnie żył jakby w innym świecie, odizolowany od Konohy, nieświadomy rzeczy, które działy się za ścianami jego domu. Otumaniony wydarzeniami dnia wczorajszego.

Jednak, gdy znienacka ciepłe krople stały się przeraźliwie zimne, doznał nagłego obudzenia.

- Kurwa - warknął pod nosem. Błyskawicznie wyskoczył spod prysznicowej kabiny, zawinął w pasie ręcznik i jak burza wpadł z pomieszczenia.

- Witaj, mój drogi - cichy szept wdarł się do jego ucha, a silne ramiona oplotły go w pasie.

Uzumaki z ledwością powstrzymał cisnące się na jego usta przekleństwo. Wyrwał się Kyuubi'emu i wbił w niego wściekłe spojrzenia. Za to demon wpatrywał się w niego z uprzejmym zainteresowaniem.

- Zabiłeś go - warknął niebieskooki. - To ty zabiłeś Sasuke!

Nie wiedział skąd, ale miał niemalże stu procentową pewność, że ma racje. Nie wiedział jak, nie wiedział kiedy, ale był przekonany, że Kyuubi był odpowiedzialny za śmierć Uchihy.

Dziewięcioogoniasty wciąż przypatrywał mu się ze stoickim spokojem.

- Chciałeś tego - odpowiedział niejasno, przekrzywiając śmiesznie głowę.

- Co? - Naruto zmarszczył brwi. - Nie chciałem! Byłem wściekł na niego, owszem. Ale nie życzyłem sobie, aby ktoś zarżnął go niczym zwykłe prosię! Kurwa, nie chciałem jego śmierci!

- Nie? - Kyuubi najwyraźniej się z nim nie zgadzał. - Twoje uczucia jasno wskazywały co innego.

- Moje uczucia?

- Reaguję na nie, mój drogi. Twoje silne emocje są dla mnie pożywką. Pragnąłeś zemsty. A ja jestem narzędziem, dzięki której jej dokonano.

- Co ty pieprzysz?!

- Mówię prawdę, mój drogi. Nie masz powodów do nerwów.


- Nie ma? Kurwa, jak to nie ma?! Zabiłeś go, zabiłeś mojego...

Naruto urwał nagle wypowiedz.

- Twojego "kogo", mój drogi? Czy po tym, co ci zrobił, jesteś w stanie nazwać go przyjacielem?

Nie był. I pewnie demon też dobrze zdawał sobie z tego sprawę.

- Nie chciałem, żebyś go zabił... - powtórzył, zaciskając pięści i spuszczając głowę.

- Jak twierdzisz, mój drogi. Jak twierdzisz.

Ciało lisa ciasno oplotło się wokół jego własnego.

A więc tego teraz potrzebował? Aby lis starał się go pocieszyć? A wczoraj? Czy ich seks był również wynikiem tylko jego pragnienia, aby w jakikolwiek sposób zapomnieć o złych chwilach?

- Pokaż mi - wyszeptał po chwili. - Pokaż mi, jak zginął Sasuke.

***

Jasnowłosa postać zmaterializowała się w gabinecie Hokage. Dosłownie. Ni z tego ni z owego zjawiła się wśród delikatnej poświacie pomarańczowej chakry.

Na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Uśmiech, który zapowiadał nic dobrego.

Czerwone oczy szybko wypatrzyły swoją ofiarę, siedzącego przy biurku mężczyznę, który najwyraźniej zasną w dość niekomfortowej pozycji.

Postać zbliżyła się do śpiącego. Poruszała się bezszelestnie, a zarazem płynnie, niczym zjawa. Stanęła krok od szóstego hokage i dłonią spróbowała odgarnąć z jego czoła zabłąkane pasmo czarnych włosów. Jednak zanim zanim tego dokonała, jej dłoń została pochwycona przez rękę Sasuke Uchihy.

- Ojej... -
mruknał demon, z rozczarowaniem dziecka, któremu ktoś właśnie nie dał obiecanego cukierka.

- Naruto?

W tym momencie ciało Kyuubiego rozpłynęło się w pomarańczowej chmurze chakry, a sam demon zmaterializował się tuż za plecami Hokagę.

- Co to za sztuczki - warknął wyraźnie zły Uchiha, obracając się na krześle. I wtedy najwyraźniej zrozumiał, że coś jest nie tak. - Ty nie jesteś Naruto.

Zerwał się z siedzenia, bacznie przyglądając się poczynaniom przybysza.

- Jestem jego częścią - stwierdził blondyn. - Częścią, która pomści krzywdy. Mój drogi przez ciebie cierpi.

Usta Uchihy wygięły się w uśmiech. Prawdopodobnie stwierdził, iż jest obiektem jakiegoś mało śmiesznego żartu.

- Jestem tą częścią, którą to ludzie tak skrupulatnie w nim nienawidzą
- dodał, po czym zniknął ponownie, tylko po to, aby pojawić się tuż przy czarnowłosym i zarzucić mu ręce na szyję. Czerwone oczy przez chwilę uważnie studiowały twarz swojej ofiary, aby po chwili złożyć na jej ustach delikatny pocałunek.

***

- Dlaczego to zrobiłeś?!

- Chciałeś tego, mój drogi.


- Chodzi mi o... O całowanie! Mało...

- Tego również również pragnąłeś, mój drogi.

***

- Jestem Kyuubi'm - wyszeptał demon, odrywając się od ust czarnowłosego. W tym samym czasie jego chakra oplotła ciało Sasuke, niczym cienkie nitki.

- Stra... - Uchiha próbował krzyknąć. Jednak nie było mu to dane, gdyż dziewięcioogoniasty ponowie go pocałował, tym razem brutalnie penetrując językiem wnętrze jego ust.

- Cichutko - powiedział demon, odsuwając się od czarnowłosego i kładąc mu palce na wardze. - I tak cię nikt nie usłyszy. Jest późno, wszyscy już sobie poszli...

- Ty skurw...

- Jesteś uroczy
- skwitował lis. Podchodząc do drzwi. - Och, byłbym zapomniał.

Nagle, niczym przy dotknięciu czarodziejskiej różdżki, drobne pasemka chakry oplatające ciało Sasuke zmieniły się w setki cienkich stalowych, połączonych w dziwaczny mechanizm, który pojawił się przy drzwiach. Całość tworzyła finezyjną pajęczynę, a w jej samym środku znajdował się Uchiha.

- Podobno oczekujesz gościa z samego rana. - Uśmiech Kyuubi'ego pogłębił się. - A wiesz co się stanie, gdy tylko ów gość tu wejdzie?

Sasuke wiedział, to było pewne. Nie raz musiał widzieć podobne pułapki. Przy otwarciu drzwi mechanizm się uruchomi, przez co stalowe żyłki zacisną się, a jego ciało zostanie poćwiartowane.

- Wszystko pójdzie na niego - warknął Sasuke i szarpnął się w swojej pułapce. Spowodowało to tylko to, że zyskał na skórze kilka płytkich rozcięć. - A wiesz, że będzie to Uzumaki! Stawi się na wezwanie i jeżeli zginę to on zostanie o to oskarżony! Zrujnujesz mu życie!

- Chyba, że będzie miał wiarygodnych światków. - Lis ponownie zbliżył się do swojej ofiary, przenikając przez stalowe nitki. - A to nie stanowi żadnego problemu.

- Jak to?

- Do rana będzie mu towarzyszył Hakate, a dzięki moim powiadomieniom, zjawi się tutaj z Haruno i Narą. Jak sądzę zgodzisz się ze mną, że to wystarczająca obstawa, aby pozostał z dala od zarzutów?

- Nie ośmielisz się...

- Jestem demonem, Sasuke. Mógłbym nawet stwierdzić, że najsilniejszym z demonów. Dlaczego miałbym cię nie zabić? Albo też, dlaczego zabicie cię miałoby stanowić dla mnie jakikolwiek problem?

- Jestem...

- A ty jesteś tylko nic nieznaczącym człowiekiem. - Kyuubi chwycił twarz Hokage w swoje dłonie i ponownie wycisnął na jego ustach pocałunek. - Który najwyraźniej ma o sobie zbyt wysokie mniemanie.

- Nie rób tego! - wrzasnął Uchiha, a w jego głosie pojawił się cień desperacji.

- Muszę - wyszeptał demon, bawiąc się ciemnymi pasemkami włosów Hokage. - Mój drogi sobie tego życzy.

- Ale...

- Kto wie, może jeszcze zostaniesz uratowany - cichy głos dziewięcioogoniastego zabrzmiał tuż przy uchu czarnowłosego. - A teraz śpij, mój wspaniały Hokage. Jutro czeka cię twój wielki dzień.

Pod wpływem hipnotyzującego głosu Sasuke stracił przytomność.


***

Naruto opadł na kolana.

Nie wierzył. Nie chciał. To nie mogła być prawda.

- Zabiłem go - powiedział roztrzęsionym głosem. - On zginął... Bo ja tego chciałem...

- Zgadza się, mój drogi.

- Boże - jęknął blondyn, chowając twarz w dłoniach. - Dlaczego?

- Tak ja powiedziałeś, mój drogi. Bo tego chciałeś.


- Nie prawda... Ja... - Zachłysnął się powietrzem. - To było... Nie chciałem, rozumiesz? To nie miało tak być...

- Co masz na myśli? - W głosie demona zabrzmiało zainteresowanie.

- Ja... Byłem wściekły. Życzyłem mu śmierci, ale...

- Ale, mój drogi?

Niebieskie oczy błysnęły nagle. Blondyn spojrzał hardo na demona.

- Co miałeś na myśli? - warknął, gniewnie mrużąc oczy. - Co miałeś na myśli mówiąc, że jeszcze może zostać uratowany?!

Demon przykucnął, tak, że ich wzrok znajdował się na jednym poziomie. Wyraz jego twarzy wskazywał jasno, iż jest niezmiernie rozbawiony.

- A chcesz tego, mój drogi? Chcesz uratować marne życie Sasuke Uchihy?

*** *** *** *** *** *** ***

Tratatam!
To co ludziska, mała sonda? Zabijamy Sasuke, czy pozwalamy mu żyć? :3

niedziela, 20 lutego 2011

"Mój dzień" część V

Doberek!

Irduś wita i kłania się nisko! I z radością ogłasza iż semestr III został zaliczony, dzięki czemu znalazła odrobinę czasu, aby coś napisać ^ ^.

Daimon: Dziękuje bardzo za komentarz :) Ciesze się, że mój blog przypadł Ci do gustu ^ ^.

Eterna: Cóż... Moje chęci do pisania notatek są wielkie, jednak lenistwo często bierze nad nimi górę xD.

Mechalice: Oj bidulka, już zdrowa? Ja tam ostatnio nie mam czasu na choroby! xD Chociaż już po sesji, to może jednak się skuszę na drobne przeziębienie, a co! Chyba, że znowu nie będę miała niewolnika podającego herbaty, więc lepiej sobie odpuścić...
Chyba się powtórzę, ale naprawdę kocham Twojego kota :3
Jaka Bella o.O Która Bella? I dlaczego znowu masz jakąś niezdrową obsesję na jakimś punkcie? xD

Kleopatra: Dziękuję, sesja zła już mnie nie nęka, ale to wyłącznie dlatego, że jednak nie dałam się od niej oderwać :) I dobrze, bo dzięki temu wygospodarowałam sobie tydzień ferii :3.

Deedwarda: To zwykłe pomówienia! W akademikach nie dzieje się aż tak... No dobra, nie będę kłamać xD Moja osoba wzbudza podziw wśród grupy, iż potrafię jakoś egzystować na zajęciach, pomimo zamieszkiwania tak zacnego miejsca xD.
Co do notki... Napiszę tak: Sasuke już za wiele nie zwojuje :3 *maniakalny, zUy śmiech*.

Aris013: Zdaję sobie z tego sprawę i nie omieszkam to wykorzystać :3 Ciesze się, że do mnie zawitałaś ^ ^.

Dziękuję bardzo za komentarze :)
Pozdrawiam serdecznie,
Irdine.

*** *** *** *** *** *** ***

Naruto chwycił się za nasadę nosa.
Pieprzony ból głowy! Jakby miał za mało problemów w życiu!

Właśnie zmierzał ku głównemu budynkowi w wiosce.

Spojrzał na pochmurne niebo i przyśpieszył nieco kroku. Chciał mieć już wszystko za sobą. Wiedział, że nie będzie łatwo. Że z pewnością coś się zagmatwa, jednak... Nie miał wyboru. Musiał coś zrobić! Cokolwiek, psia mać!

- Naru!

Kakashi dosadnie przedstawił mu prawdopodobne stanowisko hokage w tej sprawie.
Co za pasztet...
To jasne, że Sasuke nie będzie chciał pozwolić mu odejść! Przecież wtedy straciłby jedyne okazje do gnębienia blondyna. Oh, no i oczywiście trzeba mieć na uwadze Kyuubi'ego. Przez tego rudego pasożyta jest przecież dla wioski niezmiernie ważną osobą! Co jakoś nigdy nie przeszkadzało mieszkańcom w docinaniu Uzumakiemu na różne sposoby...

- Mógłbyś przestać usilnie mnie ignorować?

- Hm? - mruknął półprzytomnie, usłyszawszy w pobliżu znudzony głos. Z roztargnieniem spojrzał na postać, która w tym momencie maszerowała wraz z nim równym krokiem, i najwyraźniej dotrzymywała mu towarzystwa od dłuższego czasu.

- Ogarnij się, Naruto, bo przez nieuwagę buźkę sobie obijesz na najbliższym płocie.

- Shikamaru! - wykrzyknął niebieskooki, po doznaniu nagłego olśnienia. - Brachu, co ty tu robisz? Jansa cholera, ze sto lat cię nie widziałem!

- Wezwanie dostałem. Wczoraj z wieczora. - Na twarzy Nary pojawił się grymas niezadowolenia. - Cholera, nie spałem całą noc, bo nasz wspaniały hokage stwierdził, że Konoha natychmiastowo potrzebuje mojej obecności.

- Z Suny? W jedną noc?

- No właśnie - mruknął Shikamaru pod nosem. - Komuś tu się nieźle w mózgu poprzestawiało.

Naruto pogrążył się we własnych myślach. Skoro nie tylko on został wezwany... To o co mogło chodzić? Powstrzymał się od westchnienia ulgi. Przynajmniej teraz miał pewność, że Sasuke nie będzie próbował znowu odwalić czegoś dziwacznego.

- A ty?

- Hm? A no... - zaciął się na sekundę. - Też mam wezwanie. Mów lepiej, co tam słychać w wielkim świecie!

Pogrążeni w rozmowie dotarli do pod gabinet Hokage. I jakie było zdziwienie chłopaków, gdy okazało się, że nie tylko oni zostali wezwani.

- Sakura? - Głos Naruto załamał się nieznacznie. Przeklną w myślach własną słabość.

- A TY co tu robisz? - warknięcie dziewczyny wyraźnie wskazywało, że nie życzy sobie przebywać w tym samym pomieszczeniu co Uzumaki.

Blondyn zmarkotniał. Jego dawna przyjaciółka najwyraźniej dalej mu miała za złe, że... No właściwie, nie wiedział co tak dokładnie. Aczkolwiek miał pewne podejrzenia.

Różowowłosa zaczęła go oschlej traktować od powrotu Uchihy. A gdy czarnowłosy został Hokage... Prawdopodobnie chodziło o to, że nie był ucieszony faktem, iż drań sprzątnął mu stanowisko sprzed nosa. Dziewczyna uznała wtedy, iż Uzumaki jest bezczelny i nie nadaje się na przywódce, skoro nie potrafi docenić wyboru wioski, który w jej mniemaniu był jak najbardziej słuszny, gdyż Sasuke o wiele lepiej zadba o Konohe.

Zabolało. Cholernie go to zabolało. Przez wiele lat uznawał Sakure za swoją najlepsza przyjaciółkę. Trzymali się razem, a ucieczka Sasuke wzmocniła ich więź. A przynajmniej tak sądził blondyn. Dla Sakury najwyraźniej był tylko chwilowym oparciem, które nie wywiązało się z obietnicy sprowadzenia jej ukochanego do domu.
Czego również nie zapomniała mu wypomnieć.

- Słucha... - zaczął pokojowym tonem.

- Nie mam zamiaru cię słuchać - wysyczała gniewnie mrużąc oczy. - Jesteś...

- Lepiej zamilknij - wtrącił Shikamaru. Stanął przed Sakurą, równocześnie zasłaniając sobą blondyna. - Chyba, że masz zamiar powiedzieć nam coś miłego. Albo przeprosić.

- Kogo mam niby przepraszać? - Spojrzała wyzywająco. - Jesteś ślepy, skoro...

- Oh, myślisz się - przerwał jej ponownie, nawet nie wysilając się na podniesienie głosu. - To ty jesteś ślepa i najwyraźniej żadne okulary już ci nie pomogą.

- Przestańcie - mruknął blondyn.

Miał tego dość. Miał dość nienawiści, którą ludzie żywili do niego, choć często nawet sami nie wiedzieli dlaczego. Miał dość niesprawiedliwości. Tego, że ludzie oskarżali go za całe zło świata i właściwie to miał dość wszystkiego.

Chciał po prostu, żeby wszyscy dali mu spokój. I pójść do domu, a tam w końcu spokojnie zasnąć, niedręczony koszmarami dnia codziennego.

- Miejmy to już za sobą - powiedział cicho i chwycił za klamkę. Jednak nie nacisnął jej. Zmarszczył brwi. Coś było nie tak. Instynkt podpowiadał mu, że coś cholernie było nie tak...

- Na co czekasz, poczwaro?! - niemalże wrzasnęła wkurzona Sakura, odpychając go i gwałtownie pociągnęła drzwi.

To co się działo później... Po prostu przekraczało ludzie pojęcie.

***

Naruto oparł się ciężko o drzwi i spuścił głowę.

Setki pytań, domysłów. I oskarżeń. A wszystko to z jednego powodu.

W małym pokoiku przesłuchań było ciemno i duszno. Blondyn kręcił się niespokojnie w swoim krześle. Czuł się niekomfortowo. A jedynym pocieszeniem było to, że Sakura i Shikamaru również znajdują się w podobnych pomieszczeniach.

Osoba, która miała go przesłuchać potrafiła się posługiwać specjalną techniką, dzięki której użytkownik po przez kontakt wzrokowy z ofiarą mógł prześledzić wydarzenia przez nią przeżyte. Oczywiście jutsu miało pewne ograniczenia. Przede wszystkim czasowe. No i mogło być zaaplikowane osobie, która tylko dobrowolnie się na to zgodzi.

- Więc - zaczął wysoki osobnik, którego twarz była skryta za maską. Członek ANBU, jak wskazywał strój, beznamiętnie podchodził do wyznaczonego mu zadania, pewnie przechodził przez to już nie jeden raz. - Pokaż, co się wydarzyło dzisiejszego ranka.


Oderwał się od drzwi i potykając się o własne nogi jakoś dotarł na kanapę. Usiadł na niej ciężko, chowając twarz w dłoniach.

Z jego ust wyrwał się chichot.

"Wariuję."

"Wariujesz." Zgodził się z nim wewnętrzny głos. Głos należący do Kyuubi'ego.

"I dobrze."

"Również się cieszę, mój drogi."


Czerwone pasma chakry spowiły postać blondyna.

Sakura gwałtownie otworzyła drzwi.

Oczy Naruto rozszerzyły się. Mężczyzna rzucił się do przodu, odpychając zdezorientowaną Sakurę, wyciągając jednocześnie kunaj, który wrzucił na oślep do pomieszczenia.

Nie zdążył krzyknąć, nie zdążył zrobić nic.

Ostre ostrze zdołało przeciąć kilka stalowych nitek, jednak to za mało.

Już nic nie było w stanie uratować życia Sasuke Uchihy.


A potem...
Chaos. Totalny chaos.

Pełno shinobi, biegających, jakby na oślep. Szukających jakiejkolwiek poszlaki. Tropu wskazującego winnego. Ale nie ma nic. I Naruto ma dziwne wrażenie, że już nic się nie znajdzie.

Zbrodnia niemalże idealna. Nie ma dowodów na czyjąś winę, a jedynymi światkami jest trójka shinobi, z czego tylko jeden widział moment, w którym...


- Niedobrze mi - jęknął blondyn, pochylając się gwałtownie i tym samym przerywając kontakt wzrokowy z przesłuchującym go shinobi.
- Oddychaj - zalecił osobnik, błyskawicznie się przy nim znajdując. - Głęboko. To normalna reakcja na takie przeżycia.
Po kilku minutach spędzonych w ciszy, blondyn w końcu zdołał się opanować.
- Dobra - niemalże jęknął, prostując się. - Możemy kontynuować.
- Niestety, nie bardzo - rzekł shinobi. - Po prostu opowiedz mi, co się wydarzyło.


- Jesteś teraz szczęśliwy, mój drogi?

Blondyn uniósł głowę, a jego wzrok napotkał czerwone tęczówki dziewięcioogoniastej bestii. Kyuubi klęczał przed nim, w tej samej postaci, którą przybrał wczoraj. Demon z wyraźnym oczekiwaniem wpatrywał się w twarz blondyna.

Coś we wnętrzu niebieskookiego krzyczało, żeby zaatakować, uciekać. Zrobić cokolwiek. Zamiast tego siedział niewzruszenie na kanapie i nie był skłonny do wykonania jakiejkolwiek czynności.

- Nie wiem...

Krew, wszędzie pełno krwi.
Drobne krople spływające po szybie, ściekające po blacie biurka, wsiąkające w liczne papiery.

I ciało Sasuke wiszące na stalowych linkach niczym szmaciana lalka. Cienkie żyłki po wżynały się w jego skórę, poprzecinały mięśnie i wszelkie inne tkanki, zatrzymując się dopiero na kościach.

Czas zwolnił.

Wokół panowała niezmącona cisza.

Tylko krople krwi uparcie skapujące na podłogę.

Kap. Kap. Kap.

Aż w końcu rozdzierający krzyk Sakury sprawia, że rzeczywistość wraca na swoje miejsce.

Naruto z ledwością zdaje sobie sprawę z tego, że opadł na kolana i ktoś właśnie siłą próbuje odciągnąć go ot tego widoku.


Usta Kyuubi'ego są gorące, a jego pocałunki pełne pożądania.
A Naruto oddaje mu je bez reszty zatracając się w namiętności.

Żeby nie myśleć. Żeby chociaż przez chwilę nie wiedzieć co się dzieje w złym świecie.

Seks jest brutalny i daje chwilę zapomnienia.