piątek, 28 stycznia 2011

"Mój dzień" część IV

Witam!
Sesja, sesją, ale od czasu do czasu trzeba się od projektów oderwać, nie? :D A jako, iż udało mi się uzyskać zaliczenie z jednego z cięższych egzaminów, to oczywiście napisałam z radości nową część xD Mwahaha! xD
Troszkę jeszcze namieszamy w życiu Naruto, ale już nie dużo :) To będzie ostatni raz! No może przedostatni... ;)

Deedwarda: Doświadczyłaś morderczego życia w akademiku na własnej skórze? xD Dzisiaj pod drzwiami usłyszałam ciekawe pytanie: "Jak to można nie pić w akademiku?" I nurtuje mnie to cały dzień, zwłaszcza, że wczoraj odbyła się na moim piętrze jedna z większych imprez w tym roku xD.

Mechalice: Jak możesz oskarżać to biedne stworzonko o takie złe zachowanie! Taka po prostu natura kota xD Nie wiesz, że człowiek został stworzony tylko po to, aby wielbić to cudne stworzenie i mu usługiwać? xD Mi niestety muszą na razie wystarczyć dwa pluszowe koty z promocji żabkowej xD
A żebyś wiedziała, że wkomponuje xD. Już mam nawet plan gdzie, jak i kiedy xD Mwahaha!

Uśmiech: Dziękuję bardzo za zostawienie miłego komentarza i ciesze się, że spodobał Ci się mój blog ^ ^.

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wszystkie komentarze.
Irdine.

*** *** *** *** *** *** ***

Naruto cofnął się z przestrachem, boleśnie zatrzymując się plecami na drzwiach łazienki.

Czerwone oczy wpatrywały się w niego z nutką złośliwości. Odbicie w lustrze niemalże się nie poruszało. Po za kącikami ust postaci, które uniosły się ku górze w imitacji uśmiechu.

Uzumaki w szoku wpatrywał się w swoje, posiadające czerwone źrenice, odbicie, które właśnie uniosło dłoń i ... Przebiło nią lustrzaną taflę. Inaczej blondyn nie był w stanie tego określić. Tymczasem druga ręka postaci chwyciła ramę lustra i również zmaterializowała się w łazience mężczyzny. A wraz z nią wynurzyła się głowa i ramiona osobnika.

- A ku, ku - wyszeptał drugi blondyn, tkwiąc do połowy w zwierciadle. Pomarańczowa mgła spowiła pomieszczenie, a gdy w znacznej części opadła nieznajomy stał już w całej okazałości w pomieszczeniu, z zainteresowaniem wpatrując się w Naruto.

- Kim... - zaczął Naruto roztrzęsionym tonem, gdy nagle odpowiedz sama pojawiła się w jego głowie. - Kyuubi! Jakim cudem...

- Wezwałeś mnie, mój drogi. - Głos demona hipnotyzował. Mamił zmysły Naruto, nie dając racjonalnie myśleć. Cała postać dziewięcioogoniastego była spowita przez pomarańczową mgiełkę chakry, która leniwymi pląsami smagała powietrze.

Oprócz czerwonych oczu dało się dostrzec jeszcze kilka istotnych różnić, między postacią demona, a Uzumakim. Ciało Kyuubiego było wyższe, posiadał również nieco dłuższe włosy i szersze blizny na policzkach. Jednak większość cech swojego wyglądu demon zapożyczył od blondyna.

- Nie! - zaprzeczył Uzumaki. - Nie prawda!

- On cię skrzywdził, mój drogi. - Demon leniwym krokiem zbliżył się do blondyna.

- Sasuke? - zapytał blondyn, a jego głos nieznacznie zadrżał.

- Pozwól mi cię przed nim obronić - wyszeptał dziewięcioogoniasty, stojąc już przy zdezorientowanym niebieskookim. - Pozwól się zemścić, za krzywdę, którą...

- Przestań! - warknął Naruto, próbując za plecami wymacać klamkę. - Przestań tak do mnie mówić! Czego chcesz?! I jakim cudem się uwolniłeś?! Ja... Ja...

- Wzywałeś mnie - powtórzył Kyuubi, nachylając się nad blondynem. Ich nosy niemalże się stykały. Naruto czuł ciepły oddech demona na swojej skórze. - Więc jestem przy tobie.

- Przestań pieprzyć! Nigdy w życiu bym cię tu nie sprowadził!

Mgiełka pomarańczowej chakry owiała policzek blondyna, który przymknął oczy. Boże, co za popaprana sytuacja! Jakoś nie był w stanie uwierzyć, że to się działo naprawdę. Jakim cudem niby Kyuubi miałby się znaleźć w jego prywatnej łazience!

Ostry pazur demona przejechał delikatnie po podbródku chłopaka. Druga dłoń spoczęła po chwili na jego talii.

- Co ty...

- Zaufaj mi, mój drogi - wyszeptał dziewięcioogoniasty, wprost w ucho Naruto. - Zaufaj, to razem zniszczymy Sasuke...

Blondyn otworzył gwałtownie oczy, w których pojawiły się iskierki złości.

- Nie! - wrzasnął, odpychając od siebie demona. A raczej próbując, gdyż postać bestii rozpłynęła się w pomarańczowej mgle.

Uzumaki osunął się bezwładnie na łazienkowe kafelki, łapiąc gwałtownie oddech. Z czystym szokiem wymalowanym w oczach wpatrywał się przed siebie, a w głowie kołatała mu się tylko jedna myśl:

"Co to miało być, do kurwy nędzy?"

***

- Naruto?

Uzumaki zamrugał wyrwany z otępienia. Zerwał się gwałtownie z podłogi łazienki i skrzywił się, gdy rozległ się trzask jego zastałych kości.

Ile tu siedział? Godziny? Czy minuty?

Czy to co się stało, miało miejscy faktycznie? Czy był to tylko wytwór wywołany emocjonalnym rozchwianiem?

- Wszystko gra?

- Yhm... - mruknął wyłaniając się z łazienki. Przygryzł wargi i spojrzał przez otwarte drzwi na Kakasiego, który właśnie rozporządzał się w jego kuchni.

- Jakoś mnie nie przekonujesz - padła odpowiedz.

Blondyn powlekł się do pomieszczenia i usiadł za blatem małego stolika. Po kilku minutach ciszy pod jego nos został podstawiony kubek herbaty.

- Więc? - Szarowłosy zajął miejsce naprzeciwko.

- Hm?

- Co się stało? - W głosie Kakasiego zabrzmiała nuta irytacji.

- Kiedy?

- Naruto, powiem to raz, aczkolwiek wyraźnie: NIE WKURWIAJ mnie, dobrze? Skoro żeśmy już doszli do porozumienia, to powiedz grzecznie i ładnie, cóż stało się u Uchity, że teraz wyglądasz gorzej niż kawałek gówna?

- Ni...

- Jeżeli powiesz, że nic, to osobiście nakopie ci do dupy. Odpowiada ci ten układ?

- Słuchaj, Kakashi... - zaczął blondyn, wbijając wzrok w parujący napój. Nie miał najmniejszej ochoty przeżywać jeszcze raz to co zaszło w gabinecie Hokage. Albo tego, co stało się w jego łazience. - Nie wpierdalaj się w nie swoje sprawy.

W pomieszczeniu zapadła na chwilę dość nieprzyjemna cisza. Przez chwilę nawet Uzumaki pomyślał, iż szarowłosy w akcie wyjątkowej troski przywali mu w łeb. Aczkolwiek, tak się nie stało, a głos Kakasiego, gdy ten w końcu postanowił przemówić, był wyjątkowo spokojny.

- Zaczynam się o ciebie naprawdę poważnie martwić.

- Kakashi...

- Dzieciaku, wiem, że przeżyłeś spore rozczarowanie w związku z wyborem hokage, ale myślałem, że jakoś sobie już z tym poradziłeś. Nie, żebym uważał, że wybór był sprawiedliwy, ale dobrze zdajesz sobie z tego sprawę, że nie mamy teraz na to żadnego wpływu.

- Bo sobie poradziłem - mruknął Naruto. I w sumie była to prawda. Fakt, faktem, za każdym razem gdy o tym myślał, czuł jeszcze palące rozgoryczenie, jednak zdołał już się pogodzić z zaistniałą sytuacją. Przynajmniej częściowo.

- Więc co się dzieje? Zachowujesz się ostatnio jakbyś był w ciąży! Te twoje wahania nastroju niedługo mnie wykończą...

Blondyn zdobył się na delikatny uśmiech.

- Nie jestem w ciąży. To raczej średnio możliwe - wymruczał niemalże wciskając nos do kupka z herbatą.

- Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło! - Jonin wzniósł oczy ku niebu, rozkładając ręce w niemej podzięce. - Byłbyś okropną matką.

Młodszy mężczyzna parsknął śmiechem. Odłożył parujący napój na stół. Następnie westchnął cicho i wbił spojrzenie w okno.

- Kakashi - zaczął po chwili wahania. - Ja... Poradzę sobie, okej? Nie naciskaj. Nie dzieje się nic takiego, z czym miałbym mieć większy problem. Więc... Więc...

Zamilkł, aby ukryć to, że załamał mu się głos. Jasna cholera, przecież nie miał pojęcia co powinien zrobić. Albo czy w ogóle powinien coś robić! Pieprzony Sasuke, pieprzony Kyuubi i pieprzone, cholerne życie!

Miał tylko nadzieję, że jego dawny mistrz nie zacznie znowu dociekać, co takiego się stało w jego zagmatwanym życiu, że zachowuje się jak idiota.

- Dobra - padła po chwili odpowiedz siwowłosego. - Skoro mówisz, że sobie poradzisz, to ja ci wierzę.

Naruto pokiwał głową. Nie miał odwagi wypowiedzieć czegokolwiek na głos.

- Ale - zaczął posiadacz sharingana twardym głosem. - Jeżeli w miarę szybko i składnie nie zrobisz czegoś i dalej będziesz się tak podejrzanie zachowywał, to nie dam się tak łatwo spławić!

Na ustach blondyna ponownie zagościł nieśmiały uśmiech. Miło było wiedzieć, że na tym świecie znajdują się osoby, które jednak są mu chociaż trochę życzliwe.

Obaj mężczyźni pogrążyli się we własnych myślach. Te, należące do Naruto, nie były najprzyjemniejsze. Dobrze wiedział, że musiał się ogarnąć. Ale jakoś nie był w stanie wymyślić żadnego racjonalnego rozwiązania zaistniałej sytuacji. Zawsze mógł udawać, że nic się nie stało...

Nie, nie mógł. Może i potrafiłby stłumić część emocji i wspomnień z dzisiejszego dnia, ale to nic by nie rozwiązywało. Może jednak powinien zwierzyć się komuś ze swoich trosk, ale... Nie umiał. Nie chciał obarczać kogoś tą nieprzyjemną wiedzą. A po za tym, jaką miał gwarancję, że ktoś mu uwierzy?

Stłumił westchnięcie, a w tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Blondyn spojrzał w kierunku korytarza z widoczną dezorientacją. Bo niby jaki czort o tej godzinie ktoś miałby się do niego dobijać?

- Siedź, ja otworzę - powiedział Kakashi, kierując się już w stronę wyjścia z kuchni. Po krótkiej chwili mężczyzna wrócił, dzierżąc w dłoni zwój.

- Do to mnie? - zapytał naiwnie Naruto, dzięki czemu Hatake spojrzał na niego jak na największego debila na świecie.

- Nie, psia mać, do mnie - sarknął, wciskając w ręce blondyna zalakowaną kartkę. - Czasami jesteś beznadziejny...

Uzumaki nie odpowiedział. Zamiast tego zabrał się za przełamanie pieczęci i przeczytał treść zwoju. Przełknął głośno ślinę.

To było oficjalne wezwanie przed oblicze hokage.
Psia mać.

Czarnowłosy nie dał mu wyboru. Naruto musiał się stawić, czy tego chciał, czy nie. Inaczej zostanie oskarżony o przeciwstawienie się oficjalnym rozkazom. Wolał nie myśleć, co by zrobiła z nim starszyzna w takim wypadku. I najwyraźniej ten drań, dobrze zdawał sobie sprawę, z tego, że sytuacja Uzumakiego nie byłaby za ciekawa.

"Nie... mogę." Pomyślał, czując narastające przerażenie. "Nie mogę tam iść! Boże, niech ktoś coś zrobi..."

Nie był gotowy. Nie wiedział jak się zachować. Co mówić, robić. Albo co zrobi Sasuke. Cholera! Nie mógł dopuścić, aby sytuacja z wcześniej wydarzyła się ponownie!

Przeklną w myślach i zacisnął usta w wąską kreskę.

- Naruto? Coś nie tak?

Wzdrygnął się czując na ramieniu delikatny dotyk ręki Kakashiego. Zerwał się z krzesła, niemalże je przewracając i odsunął się od mężczyzny, pod pretekstem odstawienia pustego kubka do zlewu.

Nawet jeśli reakcja blondyna zdziwiła Hakate, to nie dał on tego po sobie poznać.

Tymczasem Naruto zgarnął jeszcze kilka naczyń z blatu i zaczął je zmywać. Musiał chociaż na chwilę zająć się codziennymi, prostymi sprawami, aby móc stawić czoło swoim problemom. Ręce mu drżały, gdy odkładał czyste talerze na suszarkę.

- Co zamierzasz?

Naruto oparł ciężko dłonie o kant zlewu. Kakashi najwyraźniej przeczytał wiadomość. Blondyn nie odpowiedział.

- Musisz się stawić.

- Wiem - wyszeptał, mocniej zaciskając palce.

- Iść z tobą?

Niebieskooki pokręcił głową po chwili wahania. Uchiha pewnie znajdzie sposób, aby zostać z nim sam na sam, jeśli tylko będzie miał taką ochotę.

- Więc, co zrobisz?

- Pójdę - powiedział Naruto, stwierdzając, że i tak nie ma większego wyboru.

- I?

Przygryzł wargi, zamyślając się.

- I się zwolnię, chcę zostać cywilem. Zwykłym, szarym, nie mającym nic do roboty cywilem - wymamrotał, obracając się powoli do siwowłosego.

To było najlepsze wyjście z sytuacji. Już nigdy nie musiałby narażać się na towarzystwo Uchihy. Jednak będzie to zarazem zaprzepaszczenie jakichkolwiek szans na spełnienie marzeń o zostaniu kolejnym przywódcą Konohy.

***

Tymczasem w gabinecie Sasuke pojawiła się jasnowłosa postać.