poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Rozdział IX

Dobraaa... Wyszło jak wyszło, miałam część zmieniać, ale czuję się okrutnie. Gorączka, ból gardła i cieknący nos mogą nieźle poryć człowiekowi beret. Zwłaszcza gdy w pobliżu nie ma nawet osoby, która poda mi kubek herbaty! >.< Ciężkie me życie... Więc rozdział dodaję bez planowanych poprawek, cóż... Ale jako, że mam już spokój z projektami przynajmniej do połowy października, to z radości muszę coś wrzucić xD. (Dostałam 5! Dostałam 5! *taniec szczęścia*) Czyli po protu mam przed sobą miesiąc spokojnego opierdzielania się xD

Mechalice: Ale to bardzo ładny palec od stopy! Nie to nie, Twoja strata xD. A więc, aby mieć tą scenę za sobą: "Omygy! Jakie to było słit, zaloffciankowałam się do śmierci!!!11oneone1!!" xD Mam nadzieję, że owa śmierć nadejdzie szybko i bezboleśnie, brat mnie niedługo znienawidzi za włączanie tych piosenek XD.
Miałam niewątpliwą przyjemność czytania tej sceny... W akcie wyjątkowej desperacji i nudy i naprawdę, nie musisz mi o niej przypominać *dreszcze*.
Co do poduszek... Nie dzielę się xD Ja jestem narażona na gorsze obicia, niż Ty!

Kleopatra: Piękna, wspaniałomyślna, inteligentna... A nie, to miałam o notce, a nie o sobie? Szkoda... Chciałam się dowartościować xD.
Przy mnie ogólnie nie wolno posiadać ostrego sprzętu. Przy moim szczęściu zrobię sobie nim krzywdę...

Proszę Irduś nie bić, bo Irduś i tak nie domaga. Dziękować za komentarze i zapraszam do czytania.

*** *** *** *** *** *** ***

- Zostawię was samych…
„A więc to zapewne ona cię znokautowała. Że też nie rozpoznałem jej chakry.”
Orochimaru opuścił ich, a Naruto powoli zaczynał panikować.
„Jakim cudem ona żyje? Przecież ten specyfik Sakury powinien ją wykończyć, nie? NIE?!”
„Najwyraźniej nie.”
„Co teraz?”
„Teraz? Módl się, aby nas nie zabiła.”
W tym właśnie momencie kobieta chwyciła blondyna za podbródek, boleśnie wbijając w niego paznokcie. Obróciła jego twarz, przyglądając się mu badawczo. Poczym delikatnie zjechała dłonią na klatkę piersiową chłopaka.
- Chcę gadać z Kyuubim – warknęła wściekle.
- Miała pani umówiony termin? – mruknął, z pewną dozą podejrzliwości zerkając na rękę białowłosej. Ledwo powstrzymało się o wrzasku, kiedy jej pazury z łatwością rozerwały materiał kamizelki i przeorały skórę. Drobne strumyki krwi pociekły na skalne podłoże.
„Ożesz…” Wstrzymał powietrze, gdy uderzył go piekący ból. I krzyknął, gdy po raz kolejny poczuł mocne trzepnięcie prądem.
„Nie… używaj cha…kry…” Pomyślał słabo.
„To jak mam cię uleczyć, głupi dzieciaku?!”
„Ni jak.” Odetchną głęboko. „Psia mać… Kyu, zaczyna mi się tu nie podobać.”
„To daj mi…”
„Nie!” Mentalne warknięcie było nazbyt ostre. „Jak przejmiesz moje ciało, to wtedy z pewnością nas zabije. Jak nie ona, to to pierdolone cholerstwo, którym jestem związany.”
„Ale młody…”
„Kyu, zamknij się i daj działać mojemu urokowi.”
„Czyli jak nic, zginiemy marnie…”
- Wyłaź, ty podstępny zdrajco – syknęła zbliżając usta do ucha Naruto. Dzieciak wzdrygnął się, gdy jego policzek został owiany jej gorącym oddechem.
- Nie ma jak. – Blondyn łypną na nią smętnie. – Widzi panienka te łańcuchy? Jak Kyuubi się pojawi, to spalą go żywcem. Mnie przy okazji też. Ale ja z chęcią dotrzymam ci towarzystwa.
„Panienka?”
„A co mam powiedzieć? Ty stara wiedźmo?”
„To już by bardziej do niej pasowało.
- Chcę Kyuubiego!
„Uh, ach, ależ jestem pożądany.”
- Dobra, spoko! To porozmawiaj z tym gadem, który się tobą wysługuję to może…
Oczy Gobi błysnęły niebezpiecznie.
- Żaden śmiertelnik się mną nie wysługuje – krzyknęła ponownie wbijając pazury w jego ciało.
- Nie? – sapnął z trudem blondyn. – A więc, co ci obiecał w zamian za pomoc w schwytaniu mnie?
- Przyjemność rozczłonkowania dziewięcioogoniastego na części pierwsze.
Naruto zamrugał…
„Oho, ktoś tu został nieźle naciągnięty.”
… I roześmiał się złośliwie.
- Jeżu, nie myślałem, że spotkam w życiu osobę bardziej naiwną od siebie!
Siarczysty policzek, który zafundowała mu kobieta, ani trochę nie popsuł mu nastroju.
- Słuchaj, ten padalec jawnie cię oszukał! – zaczął, nie zważając na dzikie wrzaski kobiety. – To przecież jasne, że nie kiwnąłby nawet palcem, żeby mnie złapać, tylko dla twojej przyjemności. Wykorzystał cię! Pewnie teraz zostawił nas samych, tylko po to, żebyś mogła mnie podręczyć, aby to uśpiło twoją czujność. Przyznaj się, na razie nie pozwolił ci mnie zabić!
- Zamknij się! – krzyknęła chowając twarz w dłoniach. – ZAMKNIJ SIĘ!
- A jak już uzyska moją moc – kontynuował kpiącym tonem. – To bez większych skrupułów ciebie też załatwi.
Ręce Gobi, niewiadomo kiedy, zacisnęły się na jego szyi.
- Zamknij się… - powtórzyła przez zaciśnięte zęby.
- Prawda w oczy…? – wysapał z trudem. I nie dokończył, gdy pięcioogoniasta wzmocniła ucisk.
„Widzę, że Gobi zaczyna stosować twoje chwyty.”
„Doigrasz się kiedyś…”
- Co tu się dzieje?
- Powró…cił pan i wła…dca? – wycharczał do kobiety.
Białowłosa puściła go bez słowa i z krwiożerczym błyskiem w oku obróciła się ku Orochimaru. W następnej chwili Naruto nie wiedział, czy śmiać się, czy raczej zacząć poważnie rozmyślać nad spisaniem testamentu.
Sanin stał zszokowany, a jego strój powoli zmieniał barwę na krwistoczerwoną. W jego piersi tkwiły wydłużone pazury Gobi, które najwyraźniej dążyły do przebicia mężczyzny na wylot.
- Nikt – syknęła. – Nikt, nie będzie robił mnie na szaro.
I jej pazury dokonały swojego celu. Wyszarpnęła dłoń z ciała Orochimaru, które bezwładnie osunęło się na ziemię. W tym samym czasie łańcuch, którym skrępowany był Naruto, roztrzaskał się na drobne kawałeczki i chłopak wylądował na kolanach.
„Tyle lat męczyliśmy się z tym gadem, a wystarczyło tylko wysłać na niego rozwścieczoną Gobi. Rachu ciachu i po sprawie.”
„Bo to zła kobieta jest.”
„Nie używaj jeszcze chakry.” Blondyn przymknął na chwilę oczy. Nie czuł się za ciekawie. Najwyraźniej stracił odrobinę za dużo krwi. „ To coś, co sprawiało, że nie mogłem rozerwać tego łańcucha, chyba jeszcze się mnie trzyma.”
„No to mamy problem, bo panna pięcioogoniasta nie wygląda jakby miała pokojowe zamiary.”
Stopa Gobi posłała kopniakiem Naruto na przeciwległą ścianę. Rzeczywiście, nie wyglądała jakby miała ochotę na przyjazną rozmowę przy herbacie. Blondyn osunął się na podłogę, lądując twardo na tyłku.
Kobieta zbliżyła się do niego i podniosła chłopaka za poły kamizelki, tak, żeby móc swobodnie spoglądać mu w oczy.
„Czy mogę liczyć na jakikolwiek przebłysk szczęścia?”
„Wydaje mi się, że wyczerpałeś już limit w tym roku.”
Gobi nagle zamarła. Puściła blondyna i cofnęła się kilka kroków w tył, w szoku wpatrując się w swoje ręce.
- Pa… li… - wyszeptała przerażona.
„Oh, sakurza substancja chyba zaczęła działać.” Pomyślał półprzytomnie, bez większego zainteresowania obserwując, jak kobieta zaczyna panikować.
„Ty chyba masz jakieś pieprzone konto premium…”
„Że w kwestii szczęścia? Najwyraźniej…”
Widok przed jego oczami zaczął dziwacznie się rozdwajać.
„Młody? Młody?!”
„Hm…?”
„Nie mdlej mi tu!”
„Oh, okej…”
Nastąpiła ciemność. Naruto pogrążył się w błogim stanie nieświadomości.
„Dzięki, młody. Po prostu piękne dzięki!”

- Złaź z niego. Jeszcze coś mu połamiesz. Przecież to tylko człowiek!
- Och, dajże spokój.
- Dziwie się, że jeszcze żyje, skoro ma w sobie takiego pasożyta jak ty.
- Hej! Nie odzywaj się w tej kwestii! W końcu to twój jinhuriki aktualnie wącha kwiatki od spodu.
Naruto zmarszczył czoło i stęknął.
Coś ciężkiego przygniatało jego klatkę piersiową. I w dodatku czyjeś upierdliwe marudzenie nie pozwalało mu spać dalej!
Wciągnął nosem dość nieprzyjemny zapach, który coś mu przypominał. Tylko za bardzo nie był w stanie sobie przypomnieć co. Jeszcze raz zaczerpnął powietrza. I omal nie jękną.
Szpital! Tylko jedno miejsce miało taki charakterystyczny smród!
Otworzył gwałtownie oczy i wrzasną.
Siedział na nim Kyuubi.
Dosłownie.
Lis, w swojej człowieczej postaci, umieścił swoje cztery litery na klatce piersiowej blondyna i zbliżał swój nos niebezpiecznie blisko jego. Tak, że Uzumaki z bliska mógł przyjrzeć się czerwonym oczom, które spoglądały na niego z zaciekawieniem i blizną na policzkach, które wyglądały jak jego własne. Kyu nawet nie zareagował na dziki krzyk blondyna.
Bez większych ceregieli Naruto zrzucił z siebie rudzielca. I wrzasnął ponownie, kiedy udało mu się rozejrzeć po pomieszczeniu. Na krześle przy jego łóżku siedziała Gobi. GOBI, do jasnej cholery!
- Co ona tu robi?!
- Nie drzyj się – mruknął Kyu, wynurzając się spod łóżka. – Bo zaraz zleci się tu zgraja pielęgniarek i nas pogonią.
Brwi Naruto powędrowały ku górze.
Siedzi w pokoju z dwoma demonami i ma nie wrzeszczeć. Nie no, spoko. Przecież to normalna sytuacja. Odetchnął.
- Okej – powiedział. – Już jest okej. Tylko powiedz mi łaskawie, jak się tu znalazłem, co się właściwie stało kiedy straciłem przytomność i co panienka ogoniasta robi w szpitalu, bo z tego co pamiętam, to ostatnio wyglądała jakby miała zakończyć swój żywot.
- Skończ już z tą panienką, dziecko – odezwała się Gobi. – Mam na karku kilka tysięcy lat, więc takie określenie naprawdę już do mnie nie pasuje.
- Stara panno? – zapytał Kyu z wrodzoną złośliwością.
- Odezwał się lowelas, a jakoś nie widzę przy twoim boku hordy fanek.
- Naruto je skutecznie odstrasza…
- Jeżu – westchnął blondyn wznosząc oczy ku niebu. Jeden demon wykańczał go psychicznie. Ale dwie ogoniaste bestie na raz… To już przegięcie. A mógł po prostu dać się zaszlachtować Gobi, kiedy ta jeszcze nie miała ochoty urządzać sobie zawodów w dogryzaniu sobie nawzajem wraz z lisem. Albo pozwolić na wyssanie swojej duszy Orochimaru. Teraz nie miał co liczyć na żadną z tych opcji. Chociaż... Zawsze pozostaje trzymać kciuki za Akatsuki…
- Nie prawda! Nie rozdwajają mi się końcówki!
Dzieciak powrócił myślami do dwójki obecnej w pokoju.
Pociągnął Kyu za długie rude kłaki, co spowodowało, że z pozycji stojącej, w jakiej się przed chwilą znajdował, wrócił do siedzenia na szpitalnym łóżku. Jednakże tym razem na jego skraju, a nie na samym blondynie.
- Proooszę – jękną przeciągle. – Uspokójcie się na chwilę.
- Ale to ona zaczęła!
- Nie prawda…
- Ha! A jednak ma ten dzieciak trochę oleju w głowie!
- Ty…
- AGHHHR! – wrzasnął Uzumaki łapiąc się za głowę. Nie no, zaraz coś go trafi.
Ktoś zapukał do drzwi i jak na komendę demony uspokoiły się.
- Można? – Do pomieszczenia wetknęła głowę Sakura. Co ciekawsze, w ogóle nie zdziwiła się na widok osób, które oprócz blondyna tam przebywały. – Po wrzaskach stwierdziłam, że już się obudziłeś.
- Jak widać – mruknął blondyn patrząc nieprzychylnie na winowajców, którzy nie dali mu w spokoju spać. – Wchodź, Sakurcia. Może przy tobie będą odrobinę spokojniejsi.
Haruna posłała wściekłe spojrzenie lisowi.
- Obudziłeś go? – zapytała niebezpiecznie niskim tonem.
- Eee…
- Chyba mówiłam, że musi wypocząć, nie?
To było fascynujące. Widzieć jak najpotężniejsza bestia na świecie mięknie pod wściekłym spojrzeniem zielonych oczu.
- Ale, ale…
- Ja mu dam nauczkę! – zakrzyknęła ochoczo Gobi, jednak owo spojrzenie przeniosło się na nią i zmniejszyło jej zapał.
- Też to słyszałaś. – warknęła Sakura. – I o ile pamiętam, obiecałaś przypilnować Kyuubiego.
- Eee…
- To my może… - zaczął lis, miarowo przesuwając się w stronę drzwi. Białowłosa podążała jego śladami. - Nie będziemy wam już przeszkadzać!
Bestie uciekły z pokoju. Aczkolwiek jeszcze przez chwilę dało się usłyszeć ich rozmowę, w której często padało słowo „przerażająca”. Zapewne tyczyło się ono Haruno.
- Przepraszam – mruknął Naruto, po dłuższej chwili milczenia.
- Za co? – W głosie dziewczyny pojawiło się coś na kształt zaskoczenia.
- Bo to przeze mnie cię porwali. – Wbił wzrok w swoje ręce. Po prawdzie różowowłosa nie wyglądała jakby stało jej się cokolwiek, jednak to nie zmieniało faktu, że Naruto miał okrutne wyrzuty sumienia.
- Głupi jesteś. – Dziewczyna usiadła na skraju łóżka. – To ja powinnam cię przeprosić. Gdybym nie dała się tak kretyńsko złapać… Yh, dorwali mnie w moim własnym domu! I nie usprawiedliwia mnie to, że byłam po dyżurze…
- A właśnie, że usprawiedliwia – przerwał jej blondyn. – Masz prawo oczekiwać, że nie zostaniesz zaatakowana we własnym domu.
- Ale…
- Dobra, przestańmy z tym wreszcie. Stało się i kropka.
Haruno uśmiechnęła się blado.
- Dobrze, że nic ci nie jest – westchnęła. – Poważnego, znaczy się. Jak się czujesz?
- Świetnie – zakrzyknął optymistycznie. – Już mógłbym wracać do siebie…
- O nie, mój drogi. – Dziewczyna pogroziła mu palcem. – Od badań się nie wywiniesz.
- Ta jes, mamo – mruknął, krzywiąc się. – Ty mi lepiej powiedz, jak się tu znalazłem.
- Kyuubi cię przyniósł. Wystraszył nam trochę strażników. Ta durna blokada, która zaczepiła się na tobie po założeniu tych dziwacznych łańcuchów, nie chciała samoistnie zleźć. Nawet po śmierci stwórcy. Wiec jakoś wylazł z twojego ciała i przytaszczył cię i Gobi tutaj.
- Mnie i Gobi?
- Yhm, z tego co wiem, podróżował w formie lisa. Dopiero pod bramą się zmienił. Nie, żeby to kogokolwiek uspokoiło. Żebyś widział, jaka panika była. No dopóki Shikamaru nie przyleciał powiadomić hokage, że jakiś rudy facet w czerwoniastym kimono przywlekł właśnie twoje zwłoki i mówi, że jeśli ktoś zaraz nie przyśle do niego medyka to zdmuchnie Konohe z powierzchni ziemi. Tsunade jakoś udało się ogarnąć całą sytuację.
- Babcia jest pewnie na mnie wściekła – jękną Naruto, na myśl o rozmowie, jaką będzie musiał z nią zapewne przeprowadzić. Znowu tyra o tym, że sam dla siebie stwarza zagrożenie życia.
- Bardziej na siebie.
- Serio? – Uzumaki spojrzał na nią niedowierzająco.
- No, cały czas sobie wyrzuca, że powinna ci jednak wszystko powiedzieć.
- Bo powinna!
- I niby byś nie poleciał mnie ratować? – zapytała retorycznie. – Przestań, każdy kto cię zna powie, że i tak byś jakoś zwiał z wioski.
- Dobra – przyznał. – Masz rację.
- Dzięki.
Naruto spojrzał uważnie na przyjaciółkę. I poklepał ją po ramieniu.
- Dla ciebie wszystko, Sakurcia.
- WAHAAA! – Dziki wrzask przerwał tę jakże przyjemną scenę. Do pomieszczenia wpadł Kyuubi. Dosłownie. Wychrzanił się w progu, na czworaka podpełzną pod łóżku i wgramolił się na nie, próbując schować się pod pościelą, a tym samym ponownie lądując na Naruto.
Dzieciak zerknął na niego. A potem przeniósł wzrok na Gobi, która pojawiła się w drzwiach. I spojrzał na okno, z nadzieję, że jednak Akatsuki go zaatakuje. Teraz. Niestety owa nadzieja okazała się płonna.
- Ty rudy buraku! – wydyszała wściekle. – Za dzieckiem się chowasz?!
- Ja bym powiedział „na”.
- Wyłaź i zachowuj się jak chociaż namiastka mężczyzny!
- Nie ma mowy! Nie po to cię ratowałem, żebyś teraz sklepała mi twarz!
- Ratowałeś?! RATOWAŁEŚ?! Co to za ratunek, gdy wybawiciel pozostawia ci do wyboru, albo zdechnięcie w męczarniach, albo dożywotni kontrakt?!
- Jaki kontrakt? – wtrącił Naruto, zanim białowłosa zdążyła rozwrzeszczeć się na dobrze.
- Ha! – Kyu wynurzył się spod kołdry, złożył pieczęć i w jego dłoniach pojawił się zwój. Podał go blondynowi. – Ten kontrakt. Tak zasadniczo to jesteś jej właścicielem. Możesz wprowadzać drobne poprawki za obopólną zgodą. Według tego świstka Gobi nie może tknąć żadnej żywej istoty, no chyba, że we własnej obronie. W innym wypadku się zjara.
- Że zwój? – zapytał dla pewności dzieciak.
- Nie, że ona. – Lis wskazał na kobietę, która w tym momencie nie wyglądała na zadowoloną z życia.
- Hej, zaraz! Dlaczego ja? – zbulwersował się Uzumaki po chwili zastanowienia. – Ja wcale nie chcę odpowiadać za kolejnego demona!
- No przecież ja nie będę! Zresztą wybacz, nie miałem za wiele osób do wyboru.
- Bo bym to na pewno podpisała, jakby widniało tam twoje imię – sarknęła Gobi.
- Sam widzisz.
- Dobra – poddał się. – Zostawmy to na później. Jak to w ogóle się stało, że się dogadujecie?
- Dogadują się? – zapytała zdziwiona Sakura.
- No… Nie chcecie się powybijać nawzajem.
- Rozmawialiśmy.
- Długo.
- I po prostu doszliśmy do porozumienia.
- Tak po prostu? Boże, Gobi, przecież ty chciałaś nas rozszarpać…
- Oh, przestań już to drążyć. Powinieneś być raczej zadowolony, że się tak nie stało. Zresztą, kobieta zmienną jest, czyż nie?
- Okrutnie…
- A ty się zamknij!
Naruto przewrócił oczami. Masakra. Gobi i Kyu darli koty gorzej niż on i Sasuke. Oh, no właśnie…
- Dziwię się, że jeszcze tu nie wpadł. - Najwyraźniej Sakura również rozmyślała o czarnowłosym. Z psotnymi iskierkami w oczach spojrzała na Uzumakiego. – Może dlatego, że Tsunade nafaszerowała go środkami uspokajającymi. Jak go ostatnio widziałam, to wyglądał na nieźle otumanionego.
- Uuu, chodzi o tego czarnookiego przystojniaka, z którym przed chwilą rozmawialiśmy?
Blondyn zamarł, w skupieniu analizując podaną przez Gobi informacje.
Nie spodobała mu się ona. Bardzo, ale to bardzo się nie spodobała.
- Zabiję…

sobota, 28 sierpnia 2010

Rozdział VIII

Mwahahaha! Haha! Ha... Ha? No xD Jak państwo widzą Irduś szaleje i dodaje nexta. Aj soł iwil, soł macz iwil hłehe xD Sama nie wiem jak ja to robię. Ale się skończy takie dodawanie, niechże się tylko październik zacznie. Chociaż może przy odrobinie szczęścia uda mi się zakończyć całą historię jeszcze przed tym nieszczęsnym miesiącem. Co nie zmienia faktu, że męczy mnie kolejne story... Pomińmy marudzenie o zaległych projektach.
Dobra, przejdźmy do ciekawszej rzeczy, czyli Waszych komentarzy:

Kleopatra: Eee... A wiesz, nie pamiętam ^ ^. Wyczytałam w jakimś dziwacznym miejscu zapewne. A mam talent do wyszukiwania takich miejsc w internecie xD.

Deedwarda: Ciekawa wizja z tymi pazurami xD. Może kiedyś to wykorzystam xD.

Mechalice: Mam dziwne wrażenie, że niedługo Twoje komentarze będą dłuższe od moich notek xD. Sprawę gryzienia zostawmy na inny dzień, okej? Chyba, że się skusisz na mój mały palec od stopy xD. Czy przerażę Cię pisząc, że obejrzałam teledysk i nawet mi ten niemiecki nie przeszkadzał o.O? Co ty ze mną robisz? xD Ale błagam... Nigdy więcej gadżetów ze "Zmierzchu". Na dobrą sprawę też rozmyślałam nad kwestią owej edwardowej części ciała (Jeżu, jak to brzmi xD). Jednak nie wymyśliłam nic konstruktywnego niestety. Chyba, że z Belli taka gorąca kobita, że nawet umarlaka zmusi to tegestamteges... Albo faszeruje Edzia jakimiś dziwacznymi substancjami wspomagającymi to i owo. A dziękuję, mój tyłek ma się dobrze, aczkolwiek z poduszki chętnie skorzystam. Ty weź jakieś ostrzeżenia wprowadzaj na początku komentarza, dobrze? xD Ten zawał jest w sumie coraz bardziej realną wizją...

*** *** *** *** *** *** ***

„Jeżu, ale on jest paskudny…”
„Długo rozmyślałeś nad tą kwestią?”
„W zasadzie to była główna myśl, jaka mi przyszła do głowy, gdy miałem z tym gadem do czynienia po raz pierwszy.”
„I przez tyle lat ujmowałeś ją w słowa, aby w dniu dzisiejszym podzielić się ze mną swoimi spostrzeżeniami?”
„Wredny jesteś.”
„Staram się, a teraz zajmij się tym padalcem i wracajmy do wioski. Nie mogę się doczekać, aby zobaczyć jak twój kochaś próbuje skopać twój zgrabny tyłek.”
„Uważasz, że mam zgrabny tyłek?”
„Ja nie, za to Uchiha zapewne ma inne poglądy na temat tych kościstych czterech liter.”
„Chyba za dobrze się bawisz patrząc jak się z nim męczę…”
- Widzę, że udało ci się wyrwać spod opiekuńczych skrzydeł Tsunade.
- O cholerę ci chodzi? – zapytał Naruto mrużąc gniewnie oczy. – Zresztą, nie mam zamiaru wdawać się z tobą w dyskusję! Oddawaj Sakure!
- Twoją różowowłosą przyjaciółeczkę? – Sanin uśmiechnął się paskudnie. Z ociąganiem złożył dłonie w pieczęcie. Spowiła go gęsta chmura dymu, a gdy opadła Naruto ujrzał skrępowaną cienkimi linami nieprzytomną Haruno. Dziewczyna nie wyglądała na mocno poobijaną, jednak to ani trochę nie uspokoiło chłopaka. – Proszę, już mi nie jest potrzebna.
- Ty… - warknął wściekle, z zamiarem rzucenia się na Orochimaru i rozpłaszczenia jego gadziej gęby gołymi rękoma. Jednak nim zdołał to uczynić, jego lisie przeczucie kazało mu się odwrócić. Za jego plecami czaił się Kabuto, który już zamachnął się na blondyna Zanim jednak ręka siwowłosego chłopaka wystrzeliła w jego stronę, Uzumaki niezgrabnie przekoziołkował w bok. Stanął niepewnie na nogach, tylko po to, aby ktoś brutalnie pozbawił go przytomności przywalają mu piąchą po głowie…

„Pamiętasz kiedy zaczęliśmy się dogadywać?”
„Jak mógłbym zapomnieć… ”

Był piękny letni poranek. Drużyna siódma miała akurat wolny dzień. Siedemnastoletni Naruto zmierzał powoli w kierunku budki z ramnen. Towarzyszyły mu wrogie spojrzenia i ciche szepty mieszkańców wioski.
„Za co?” Pomyślał smętnie przewracając oczami.
Jakaś wyjątkowo gruba baba właśnie wskazała na niego głową z wyraźną niechęcią i konspiracyjnym tonem powiedziała coś do swoich koleżanek. Odwdzięczył się głupiemu babsztylowi kulturalnym gestem pokazując jej środkowy palec, na co w grupce kobiet dało się słyszeć syknięcie dezaprobaty.
„Mógłbyś ich zniszczyć…”
„Mógłbym. I przy okazji cię uwolnić, nie? W końcu z chęcią byś rozpierdzielił całą wiochę w ramach zemsty za zapieczętowanie cię.”
„O tak, z tym się zgodzę.”
„Nie licz na to.”
„Dlaczego? Też ich nienawidzisz. Mógłbyś ich usadzić. Już nikt nie ważyłby się na ciebie krzywo spojrzeć. Masz moc, żeby…”
„Zamknij się!” Blondyn zgrzytnął zębami. Był naprawdę przygnębiony, a paplanina Kyuubiego naprawdę mu nie pomagała pozbyć się czarnych myśli.
„Powinienem cię zabić, za takie odnoszenie się do mojej osoby.”
„Ale nie jesteś w stanie.” Pomyślał złośliwie. Cholera, stracił apetyt…
„Nie, jeszcze nie. Ale nadejdzie dzień, w którym dasz się złamać.”
„Chciałbyś.”
Naruto pokierował się na skraj wioski. Przy odrobinie szczęścia chociaż tam nie będą towarzyszyły mu paskudne komentarze ludzi. Westchnął cierpiętniczo zwalniając nieco kroku. Ostatnio miał wrażenie, że jego życie jest jednym wielkim pasmem niepowodzeń.
„Dlaczego tak się męczysz, kiedy rozwiązanie swoich problemów masz na wyciągnięcie ręki?”
„Bo nie jestem taki jak ty!”
„Mógłbyś sprowadzić Sasuke…”


„Zawsze potrafiłeś celnie mnie dobić.”
„Przepraszam.”
„Że ty mnie co robisz?!”
„Przepraszam. Byłem… Za ostry. Nawet jak na moje standardy.”
„Świat się kończy…”

Blondyn przystanął. To naprawdę był celny cios. Zacisnął ręce w pięści.
„Ja…”
„Spełniłbyś obietnicę daną przyjaciółce.”
„Zamknij się!” Naruto w końcu zdołał się otrząsnąć. „Ty nic nie rozumiesz! Jak możesz w ogóle żyć sam ze sobą?! Nie potrzebuję twojej pomocy! Słyszysz?! Sam zdobędę potrzebną mi siłę i sprowadzę go z powrotem! Nie muszę iść na łatwiznę, aby tego dokonać! Ty parchata podróbko lisa, nigdy, NIGDY nie dam ci się zmanipulować, bo wiem, że sam potrafię wszystko osiągnąć!”
Odetchnął głęboko. Z błyskiem determinacji w błękitnych oczach ruszył ku polom treningowym. Miał zamiar od razu zabrać się za ciężkie ćwiczenia.
„Wiesz co? Jesteś naprawdę upierdliwym bachorem. Upierdliwym, ale też bardzo interesującym…”

„To chyba były najmilsze słowa, jakie od ciebie usłyszałem.”
„Już nie przesadzaj… A w sumie, może masz nawet rację.”
„No. Od tamtej pory, żeśmy się coraz lepiej dogadywali.”
„Co nam się przydało podczas twojej kolejnej misji.”
„Oj tak, przydało się…”

„Cho…lera…” Piekący ból przeszył ciało Naruto. Walka z Deidarą przeciągała się w nieskończoność i chłopak powoli zaczynał tracić siły. Że też akurat musiał go dorwać, kiedy wracał z samotnej misji! A przecież miała to być rutynowa akcja…
„Może pomóc?”
„Jasne.” Sarknął w myślach. „A potem zrobimy małą rozwałkę i zniszczymy całą Konohe! Tak dla zdrowia.”
„Mówię poważnie.”
„Ja też.”
„Zginiesz.”
„Najwyżej.”
„Uparty…”
Nagle dzieciak poczuł się, jakby nagle wstąpiły w niego nowe siły. Jego ciało rozświetliła lekka pomarańczowa poświata, która po sekundzie zniknęła, wraz z bólem, który męczył go jeszcze chwilę temu.
„Zaszkodziłoby ci, gdybyś czasami poprosił o pomoc?”

„Dlaczego w ogóle mi wtedy pomogłeś?”
„Z nudów.”
„Serio?”
„Częściowo. Wiesz, przesiedzenie kilkunastu lat w ciele nadpobudliwego dzieciaka i nie odzywanie się do niego praktycznie ani słowem nie jest ekscytującym zajęciem.”
„A więc, zaczęliśmy się dogadywać bo wszechmocnemu Kyuubiemu zaczęło się nudzić?”
„W gruncie rzeczy? Tak. Ale jakbyś nie pamiętał, to jeszcze sporo czasu musiałem zabiegać o twoje zaufanie…”

Naruto jęknął głucho, opadając na kolana. Nie miał już sił. Nawet na to, żeby wspomóc się lisią chakrą. Tych pieprzonych przeciwników było po prostu za dużo.
„Już po mnie.” Pomyślał ponuro. Może, gdyby nie oddalał się tak bardzo od swoich towarzyszy, to mógłby chociaż liczyć na jakąś pomoc z ich strony. Psia mać! Nawet nie miał siły próbować zwiać z pola bitwy.
„Mógłbym cię stąd wyciągnąć…”
„Jak?”
„Gdybyś zgodził się, abym przejął twoje ciało…”
„Chyba zwariowałeś, że pozwolę ci na coś takiego! Skąd mogę mieć pewność, że nie odwalisz jakiegoś numeru?!”
„Będziesz musiał mi zaufać.”
Blondyn przygryzł dolną wargę. Był w kropce. A rozwiązanie lisa ani trochę nie przypadło mu do gustu.
„Słuchaj, któryś z tych patałachów zaraz naprawdę poważnie cię zrani. Więc zgódź się, dobrze? Przyrzekam, że nic nie wywinę.”
„Przyrzekasz?”
„Tak, tak, na moje futro…”
„Dobra.” Westchnął z rezygnacją. „Niech ci będzie.”
W następnej chwili jego przeciwnicy cofnęli się z przestrachem, gdy czerwone oczy zmierzyły ich pogardliwym spojrzeniem.


„Dlaczego ty zawsze przyrzekasz na swoje futro?”
„Bo to najcenniejsza rzecz jaką posiadam.”
„…”
„No co? Nie widzisz, że to czyni przysięgę bardziej wartościową?”
„Oczywiście, gdybyś powiedział to wtedy, nie wahałbym się ani chwili! A przypomnij mi, to po tamtej akcji wylądowałem na tydzień w szpitalu?”
„Taa… I wtedy odkryliśmy, że to pieczęć Yondaime tak utrudnia przepływ mojej chakry.”
„I wpadłeś na genialny plan, żeby ją zmienić.”
„Hej, skorzystałeś na tym, więc nie marudź. W sumie dziwię się, że tak szybko dałeś się przekonać.”
„Pf, ja to ja. Gorzej, że potrzebowaliśmy osoby trzeciej, żeby tego dokonać. Z Sakurą nie poszło tak łatwo jak ze mną.”

- Ty… Zwariowałeś, prawda? Przy zdrowych zmysłach w życiu byś nie wpadł na taki popaprany pomysł!
- Ale Sakura…
- Chyba w nie zdajesz sobie w pełni sprawy co chcesz zrobić! To szaleństwo! My mówimy o Kyuubim! Dziewięcioogoniastej, krwiożerczej bestii!
„Ależ dziękuję.”
- Proooszę, wysłuchaj mnie chociaż do końca…
- Nie ma mowy!
„Daj mi z nią pogadać.”
„Ale ja wtedy…”
„Nic ci nie będzie, jeżeli ją przekonam. A myślę, że jestem bardziej przekonujący niż ty.”
W następnej chwili Sakura stała oko w oko z Kyuubim.
- Witam. – Skłonił się nisko i od razu przeszedł do rzeczy. – Mam nadzieję, że w pełni zdajesz sobie sprawę z tego, jaką krzywdę wyrządzasz swojemu przyjacielowi?
- O co ci chodzi? – zapytała nieufnie. Już raz widziała jak Naruto zezwalał lisowi na przejęcie swojego ciała, jednak jeszcze nigdy nie rozmawiała z Kyuubim osobiście. I wolała zapewne, aby taki stan rzeczy się zachował…
- O to, że pewnego miłego dnia pieczęć Yondaime źle zniesie nadmiar mojej chakry i uaktywnią się założone na nią zabezpieczenia.
- Co?
- Naruto zginie.

„Chciałem cię zabić za to, że ją tak nastraszyłeś.”
„Wiem. Ale mówiłem prawdę, nie? I jak nie patrzeć poskutkowało.”
„Ha! Sakura do dziś krzywo na ciebie patrzy, kiedy zdarza ci się przejmować moją zacną osobę!”
„Nie pomyślałeś może, że to jej zwyczajowy wyraz twarzy kiedy po prostu widzi twoją gębę?”
„…”
„No już, nie denerwuj się. Najważniejsze, że się udało.”

Kyuubi podwinął koszulkę ukazując dziewczynie pieczęć widniejącą na brzuchu Naruto.
- Słuchaj, wystarczy, że uderzysz chakrą w te czarne punkty jednocześnie. Ja się zajmę resztą. Będę miał większą swobodę, ale to nie znaczy, że wywinę coś głupiego. A blondasowi to naprawdę pomoże.
Po dłuższej chwili wahania, w której padło wiele niewybrednych słów pod adresem lisa, Sakura wykonała polecone jej zadanie.


„Po tyradzie, którą ci urządziła, dziwie się, że jeszcze miałeś ochotę cokolwiek robić.”
„Jestem wytrzymały.”
„Jak to szło? Aha: Ty zmodyfikowana wersjo popapranego zła, wyrwę ci kłaczek po kłaczku to parchate futro, jeżeli coś niedobrego mu się stanie.”
„Bezczelna…”
„Coś ci się ostatnio teksty powtarzają.”
„Myślę, że już możesz zająć się ważniejszą kwestią.”
„Jaką?”
„Obudź się, Naruto. Jesteś cały czas nieprzytomny…”

Uzumaki zmarszczył nos, zamrugał i jęknął. Łeb go nawalał niemiłosiernie, jakby męczył go tygodniowy kac. Albo i gorzej. O, a w dodatku miał całe zdrętwiałe ręce. Spróbował rozeznać się w sytuacji, w jakiej aktualnie się znajdował.
„Oj.”
Nie było za ciekawie. Znajdował się w ponurym pomieszczeniu przypominającym grotę. Otaczał go półmrok, jedynym źródłem światła była świeczka stojąca nieopodal. Zerknął w górę i widok jeszcze bardziej mu się nie spodobał. Sufit niknął w ciemnościach, ale nie to go zmartwiło. Jego dłonie były skrępowane mocnym łańcuchem, który został przykuty gdzieś na górze, tak więc blondyn wisiał bezwładnie, jak szmaciana lala.
Spróbował chakrą rozerwać więzy, jednak jedyne co uzyskał to dość mocne trzepnięcie prądem, które było na razie tylko ostrzeżeniem. Zapewne jakby spróbował ponownie, uderzenie byłoby mocniejsze.
„I co teraz?”
„Wydrzyj się, może akurat ktoś cię usłyszy.”
„Ty tak poważnie?”
„Sarkazm mógłby kopnąć cię w tyłek, a i tak byś go nie poznał.”
„W każdym razie… Co się stało?”
„Ktoś cię znokautował.”
„Kto…?”
„Nie mam pojęcia. Nie rozpoznałem tej chakry.”
„Ktoś idzie.”
Faktycznie, dało się słyszeć kroki, które najwyraźniej zmierzały w jego kierunku. Po chwili czekania w kręgu światła ukazała się gadzia twarz Orochimaru, któremu nieodłącznie towarzyszył Kabuto.
Naruto zmierzył nowoprzybyłych ponurym spojrzeniem. Cholera… Znowu wpakował się w jakieś bagno.
- Witaj, Naruto. Widzę, że w końcu raczyłeś się obudzić.
- Goń się – odwarknął na widok jego obleśnego uśmiechu. – I wypuść mnie!
„Bo zaraz sam się uwolnię, a to będzie nieprzyjemne.”
- Oh, nie. Widzisz, Naruto… Przez ciebie straciłem naprawdę wspaniałe ciało. Sasuke był już niemal gotów. Niestety, pokrzyżowałeś mi plany.
- Co ty pierdzielisz – sapnął, próbując znieść jakąś dogodniejszą pozycję. – Przecież dobrze wiesz, że od początku był szpiegiem. Miał rozwalić całą tą twoją śmieszną organizację. Cóż, prawie mu się udało, co nie? Szkoda tylko, że tobie znowu udało się wyślizgnąć.
- Zapewne taki był jego początkowy plan – zgodził się sanin.
- Co masz na myśli? – Naruto nie podobał się kierunek, w którym zmierzała rozmowa.
- To, że niemalże pozyskałem umysł Uchihy, a z tym samym jego całego. Niestety drobny szczegół nie pozwolił mi zrealizować moich planów. Czy domyślasz się, co nim było?
Blondyn zrobił głupią minę.
- Eee…
„On chyba ma na myśli ciebie.”
„Serio?”
- Przez twoją marną egzystencję mój plan spalił na panewce.
- Eee… - kontynuował swoją marną wypowiedz Naruto. Jakoś jego mózg nie chciał przetrawić podawanych mu informacji. – Ale, że czemu?
- Bo Uchiha wrócił do Konohy tylko i wyłącznie dla ciebie – łaskawie wytłumaczył mu gad.
„Dla mnie?”
„Młody, proszę cię. Zacznij używać tego czegoś co odpowiada za twoje myślenie i reaguj trochę szybciej.”
- Właściwie, to nawet lepiej. Dzięki temu doszedłem do wniosku, że mogę uzyskać ciało o wiele lepsze, z mocą przy której sharingan wydaje się być marną zabawką. I przy okazji zemścić się za udaremnienie wszelkich moich planów. Oh, a o ile dobrze się orientuję, to strata owego shinobi sprawi, że Tsunade szlag jasny trafi. A ja będę posiadaczem mocy dziewięcioogoniastej bestii.
„Czyli, że on znowu mówi o mnie?”
„Brawo, geniuszu.”
- Chyba cię poje…
- Proszę, bez ordynarnych słów.
- W życiu się nie zgodzę, żeby być pojemnikiem na twoją parszywą osobę!
- Ależ ja nie pytam się o twoją zgodę. – Orochimaru wyszczerzył się obleśnie. – Właściwie, dziwię się, że zdołałeś wywinąć się od ochrony Tsunade. Wiem, że przejrzała moje plany w stosunku do ciebie. Najwyraźniej nie przewidziała twojej determinacji w próbie ratowania panny Haruno.
- Skrzywdziłeś moją przyjaciółkę, tylko po to, żeby mnie dorwać? – zapytał wściekle blondyn. Cholera jasna! Powoli wszystko nabierało sensu. To dlatego, nikt mu nic nie mówił! Dlatego był ganiany ze wszystkich akcji i dlatego Sasuke go tak pilnował! Cholera, cholera, choleeera!
„Kyu?”
„Się robi dzieciaku.”
Lisia chakra zaczęła go wypełniać. Spróbował roztrzaskać krępujące go łańcuchy. Blondyn syknął, gdy ponownie przeszył go prąd.
„Kur…wa. To było silniejsze.”
Spróbował użyć większej mocy, jednak jedyne co uzyskał, to większa porcja bólu i kpiący śmiech Orochimaru.
- Nie masz co się wysilać. Im więcej mocy użyjesz, tym silniejszą wywołasz reakcję. Jedyne co osiągniesz, to najwyżej strata przytomności.
- Zamknij się! – wrzasnął blondyn, wciąż usiłując się uwolnić. Gad rzeczywiście mówił prawdę. Na łańcuchu nie było widać nawet śladu zniszczeń, a ból powoli stawał się nie do zniesienia.
„Przestań, nic tym nie osiągniesz!”
„To co mam robić?! ”
„Uspokoić się. Coś wymyślimy.”
- Nie szarp się, to i tak ci nic nie da. I stracisz okazję rozmowy z pewną damą.
„O kurwa mać…”
W kłębach pary wodnej pojawiła się Gobi.

wtorek, 24 sierpnia 2010

Rozdział VII

Eee... Napisałam kolejną część. Nie wiem jakim cudem. Naprawdę. Powinnam tyrać przy projektach, a zamiast tego siedzę przed kompem wklepując nową notatkę na bloga xD. Cóż... Chyba powoli muszę się przyzwyczajać do myśli, że będę zmuszona zawalić kilka nocek. Dobra, już nie marudzę... Dziękuję za komentarze, naprawdę lubię je czytać :)

Deedwarda: Kłaniam się nisko i dziękuję za pochwałę. Czuje się mile połechtana :)

Eterna: Kurde, a ja myślałam, że nikt się nie będzie spodziewał takich wyznań po Naruto. xD A co trybu życia blondyna... Cóż, w ciągu wielu lat uganiał się za przyjacielem i nie za wiele myślał o seksie, czyż nie ^ ^? Może dlatego się w końcu sam rzucił na Uchihe... A i dziękuję za zaproszenie, nie omieszkam skorzystać. (Niech tylko się ogarnę z tymi projektami...)

Mechalice: O tak xD Bij mnie, gryź mnie i mów mi po niemiecku xD Czy jak to tam szło. W każdym razie... Czy Ty chcesz mnie przyprawić o zawał pisząc w tym cudownym języku? xD Co do Kyu:
a) Czy obraża jest dizajnerska? Lis lubi cekiny i inne świecidełka, choć oficjalnie nie podaje tego do wiadomości publicznych.
b) To zależy... Drapanie za lewym uchem wprost uwielbia.
Czy muszę wspominać, że przy niektórych fragmentach Twojego komentarza, niemalże spadłam z łóżka, czy już masz tę samoświadomość? xD A, i wiesz, ja tak właściwie to lubię Twój słowotok, więc nie krępuj się xD

Rei: Miło, że zawitałaś na mojego bloga i cieszę się, że Ci się podoba ^ ^.

Pozdrawiam i zapraszam na kolejną część.

*** *** *** *** *** *** ***

Naruto zwisał z dachu budynku, w którym rezydowała Hokage.
„Wygonie?”
„Nie za bardzo.”
„To czemu po prostu nie pójdziesz do piątej i nie zapytasz się o co chodzi?”
Blondyn pomyślał o swojej ostatniej rozmowie z Tsunade i skrzywił się. Wątpił, aby ta była skora cokolwiek mu wyjaśniać. Ba! Pewnie nawet nie chciała go widzieć.
„No skoro cię nie wezwała…”
„Właśnie. Łatwiej będzie po prostu kogoś wypytać.”
„Jakiś ty przebieły.”
„Żebyś wiedział! A teraz cicho, bo chyba dojrzałem potencjalną ofiarę.”
Kilka metrów pod nim, po drewnianych schodkach, szedł Konohamaru. Nie wyglądał na zadowolonego z życia. Najwyraźniej jego pogadanka z Hokage również nie należała do najprzyjemniejszych.
Dyskretnie podążył za młodym chłopakiem.
„A tak przy okazji…”
„NIE” warknął w myślach.
„Przecież nawet nie wiesz, co chcę powiedzieć.”
„Czyżby? Może coś w stylu, że powinienem pogłowić się trochę nad tym, jak załagodzić sprawę z Sasuke?”
„Za dobrze mnie znasz.”
„Niestety.”
„Co nie zmienia faktu, że ta kwestia jest dość nagląca.”
„Dlaczego niby?”
„Bo jak się nie schowasz odpowiednio szybko, to twój mroczny kochaś zaraz na ciebie wpadnie.”
„O żesz…” Wskoczył za płot, płasko do niego przylegając. I rzeczywiście, po chwili dało się słyszeć jak ktoś przebiega ulicą. Zerknął ostrożnie przez deski. Czarnowłosy pośpiesznie zmierzał ku siedzibie Hokage.
„Go też wezwała?”
„Ciesz się. Tak, to pewnie już by cię dorwał.”
„Fakt.” Odetchnął. „Cholera, zgubiłem…”
Wrzasnął dziko, kiedy ktoś klepnął go w ramię.
- Boże, Konohamaru! Czego mnie straszysz? Chcesz, żebym zawału dostał?
„Kiedy ten bachor nauczył się tak skradać?”
„Chyba wtedy, gdy ty zacząłeś dawać się tak łatwo podchodzić.”
- Co szef taki drażliwy? – Dzieciak założył ręce na ramiona.
- Nie interesuj się, bo kociej mordki dostaniesz – mruknął blondyn. – A właściwie to dobrze, żeś się przypałętał. Mam taki mały interes…
- Miałeś mnie nauczyć walki na miecze! – krzyknął z wyrzutem Sarutobi.
Blondyn pacnął się w czoło. Rzeczywiście obiecał młodemu coś takiego. Ale po ostatnich akacjach zupełnie wypadło mu to z łba.
- No przecież! Spoko, zaraz się za to weźmiemy…
„Ty nie miałeś przypadkiem się czegoś dowiedzieć?”
- … ale najpierw, powiedz mi…
- Nie ma żadnego najpierw! – Konohamaru oskarżycielko wycelował palcem między oczy Naruto. – Zaraz znowu się będziesz wykręcał!
- Ej, ej! Bez takich ja tu proszę, jak mistrzunio obiecał, to mistrzunio zrobi!
„Nie wydaje ci się, że ten dzieciak usilnie próbuje odwrócić twoją uwagę?”
„Mówisz?”
„Eh, ty tępaku…”
Uzumaki złapał młodszego chłopaka za kołnierz i uniósł go na wysokość swoich oczu, które podejrzliwie zmrużył.
- Czy ty coś przede mną ukrywasz?
- No… eee… nie?
- Konohamaru… - warknął złowrogo. – Chcesz mnie zdenerwować?
- Ale szefie…
- Bądź tak uprzejmy i powiedz mi, co robiłeś u Tsunade.
- Niby z jakiej paki? To moja sprawa, nie? – mruknął dzieciak po dłuższej chwili zastanowienia.
- Nie, jeżeli ma co wspólnego ze mną.
- A ty skąd wiesz? – Oczy Konohamaru rozszerzyły się komicznie.
- Szósty zmysł, psia mać! – warknął dość nieuprzejmie. – Gadaj co wiesz, albo za siebie nie ręczę!
- Ale ja nie mogę! – pisnął cienko, gdy druga ręka Naruto uniosła się niebezpiecznie ku górze. – Ten stary babsztyl mi zabronił! Wszystkim zabronił! A mi się to wcale nie podoba, mówiłem, że powinieneś wiedzieć, ale ona się uparła i w dodatku większość się z nią zgodziła!
- O czym ty pierdzielisz? – zapytał blondyn, w końcu stawiając Sarutobiego na ziemi. – Że Tsunade?
- Tak, Tsunade! A teraz mogę już w spokoju pakować manatki i wynosić się do Taki, czy innej pipidówy, bo ta wredna jędza oklepie mnie, gdy się dowie, że powiedziałem ci cokolwiek! Ale żeś mnie usadził szefie…
„Co ona tak się uparła ostatnio, żebym został najbardziej niedoinformowanym nija na świecie…”
„Może to twój urok tak na nią działa.”
„Spadaj, pchlarzu.”
- Nie panikuj, jeżeli powiesz mi o co się rozchodzi, to postaram się, aby nikt się nie dowiedział, że coś mi napomknąłeś.
- Ale ty wtedy… - Dzieciak naglę się zaciął.
Brew Uzumakiego powędrowała ku górze.
- Pozwolisz, że sam zdecyduję, co „ja wtedy”, okej?
Konohamaru spojrzał na niego niezdecydowanie.
- Oh, daj spokój. Jestem twoim kumplem, nie? Powinieneś mi powiedzieć.
„Zwłaszcza, że przed chwilą próbowałeś go udusić.”
„Drobne nieporozumienie.”
- Dobra, ale musisz mi coś obiecać!
„No w końcu!”
- Jasne. Co tylko chcesz.
„Byś się zastanowił czasami, zanim coś powiesz…”
„Marudzisz, przecież nie będzie wymagał cudów.”
Dzieciak wpatrywał się w niego podejrzliwie przez jeszcze kilka chwil. Poczym westchnął rozdzierająco i zmienił wyraz twarzy na zmartwiony.
- Przyrzeknij, że nie ruszysz się z wioski.
Blondyn zamrugał zdezorientowany. To wcale nie była jakaś wymagająca prośba. Na dobrą sprawę nie chciało mu się urządzać żadnych dalszych wypraw, no chyba, że będzie tego wymagać ucieczka przed Sasuke. Ale przy odrobinie pomyślunku uda mu się uniknąć opuszczania granic Konohy.
- Jasne, żaden problem. – Wzruszył ramionami.
- Bo chodzi o to… - Sarutobi wziął większy oddech. – Chodzi o to…
„Czujesz?”
„Co?”
„Uchiha znowu zmierza w naszą stronę. I najwyraźniej jest niezadowolony, bo nawet nie próbuje się maskować.”
„Cholera…”
- Konohamaru, mów! Mam pewną sprawę do załatwienia.
„Tudzież do odwleczenia, jeżeli znowu zamierzasz mu zwiać.”
„Jak zwał.”
- Ale obiecujesz, że nie ruszysz w pościg?
- Tak, tak. Co tylko chcesz, ale gadaj już! – sapnął Naruto, zerkając konspiracyjnie przez deski. Pierdziu, głupi Uchiha! Faktycznie, jego chakra była coraz lepiej wyczuwalna. Co mogło sugerować, że jest naprawdę, ale to naprawdę zły. Ciekawe dlaczego…
„Zawsze możesz go o to zapytać.”
„Nie w tym życiu.”
- Bo ją porwał Orochimaru! – wyrzucił z siebie dzieciak. – Ale pamiętaj, że obiecałęś…
Naruto wzniósł oczy ku niebu. Jasna cholera, jak na złość Konohamaru nie może się porządnie wysłowić. A przecież zawsze tyle paplał.
- Kogo, dziecko drogie? Wybacz , nie jestem jasnowidzem.
- Sakure.

Sakura…
Pamiętasz ten dzień, kiedy to wspólnie wylądowaliście na szpitalnych kozetkach. Oboje jako pacjenci. Nieźle oberwaliście po spotkaniu z członkami Akatsuki. Ale było warto. W końcu jednego z nich posłaliście do piachu, a pozostała dwójka nieźle ucierpiała na zdrowiu. Och, to wtedy przyznałeś jej się, co czujesz do Sasuke.
- Jesteśmy przyjaciółmi idioto! Dlaczego mi nie powiedziałeś na początku? Coś ty sobie myślał?
Wbrew pozorom na jej twarzy błąkał się dziwaczny uśmiech, a nie grymas złości. Jak mogłeś w ogóle wtedy podejrzewać, że przyjaciółka cię odrzuci…
- Bo on… Bo ty… - jąkałeś się. Z perspektywy czasu ta sytuacja naprawdę wydawała się być zabawną. – Kochałaś się w nim kilka dobrych lat, skąd mogłem wiedzieć, że mnie nie zabijesz?
- Kretyn! – sapnęła. – Ile ja miałam lat? Przejmowałeś się jakimś szczeniackim zauroczeniem? Ktoś ci powinien przywalić po tej tępej łepetynie…
- Już to zrobiłaś. – Przypomniałeś jej, masując niedawno nabytego na głowie guza. Dziewczyna ma naprawdę ciężką rękę.
- To za to, że siłą musiałam wydobywać z ciebie takie informacje! Jesteśmy przyjaciółmi, nie?
Wtedy spojrzałeś na nią poważnie.
- Jesteśmy. I już nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić…
Podczas walki dziewczyna została poważnie zraniona. Nawet teraz złość w tobie zbiera, gdy przypominasz sobie widok krwawiącej Haruno. Już ani razu nie chcesz widzieć jej w takim stanie. Nigdy więcej…
- No przestań już. To nie była twoja wina. Gdybym była trochę szybsza, to nawet by mnie nie drasnął dziadyga.
- Ale ja mogłem…
- Zamknij się już. A jeżeli dręczy cię sumienie to chodź i przytul mnie, bo się czuję samotna…


Naruto cofnął się o krok.
„Nie…”
- Szefie?
Głos Konohamaru wydawał się być dziwnie zmartwiony i jakby dochodzący z daleka. Blondyn zrobił kolejny krok w tył i oparł się plecami o płot. Nogi ugięły się pod nim, więc chwycił się desperacko spróchniałych desek.
„Nie!”
- Ja… - wyjąkał wbijając w Sarutobiego przerażony wzrok. – Muszę…
- Co? – Dzieciak zmarszczył brwi. Najwyraźniej nawet nie podejrzewał, że Uzumaki może chociażby pomyśleć o niedotrzymaniu danego mu słowa. Cóż może, gdyby sytuacja nie dotyczyła Sakury…
- Ja muszę ją ratować! – warknął, wyrywając się z dziwacznego odrętwienie. Jasna cholera, już dawno powinien być za bramami Konohy!
- Nie możesz! – krzyknął dzieciak zagradzając mu drogę. – Obiecałeś! Zresztą, ty nawet nie powinieneś o tym wiedzieć!
- Konohamaru – jęknął blondyn. – Czy ty siebie słyszysz? Chodzi o moją przyjaciółkę! Zwariowałeś, jeżeli myślisz, że pozwolę ją skrzywdzić! Cholera wie, co ten pieprzony gad od niej chce, a ja nie mam zamiaru czekać bezczynnie, żeby się o tym dowiedzieć.
- Ale szefie…
- Nie szefuj mi teraz! Błagam, Konohamaru!
- To idź do Hokage! – wrzasnął desperacko młodszy chłopak. – Wytłumacz jej to. Ja wiedziałem, że będziesz chciał lecieć na misje ratunkową, ale ona wszystkim kazała… Ja miałem cię odciągnąć…
- Dosyć – syk przerwał wywód dzieciaka.
„Kurwa…”
„No to masz przesrane.”
W mniemaniu Naruto głos lisa zabrzmiał zbyt radośnie. Jednak zamiast go ochrzanić zajął się wbijaniem złowrogiego spojrzenia w emanującą złem postać Sasuke.
- Sarutobi, później się z tobą rozliczę za niewypełnienie rozkazu. Teraz spadaj – rozkazał Uchiha cichym głosem, cały czas obserwując blondyna. Najwyraźniej po ostatniej akcji nie miał zamiaru stracić czujności. O dziwo Konohamaru bez szemrania go usłuchał i ulotnił się.
- Też chcesz mnie powstrzymywać?
Teraz dla blondyna najważniejsza była kwestia uratowania Sakury. Nie liczyło się to, że Sasuke był zapewne wściekły po tym, że zostawił go samego po bardzo namiętnej nocy. A nokaut na ostatniej misji już dawno poszedł w niepamięć Uzumakiego.
- Ja to po prostu zrobię – stwierdził z prostotą czarnowłosy, wciąż uważnie na niego patrząc.
- Chyba jak mnie zabijesz!
„Nie bądź taki dramatyczny…”
„A ty się zamknij.”
- Myślę, że to nie będzie konieczne.
Spokojny głos Uchihy strasznie wnerwiał blondyna. Nie pojmował jak sharingowiec może być taki nieczuły.
- W ogóle cię to nie rusza? – zapytał z wyrzutem. – Ona też jest w końcu twoją przyjaciółką! Jak możesz…
- Moim głównym priorytetem jest niedopuszczenie, abyś mieszał się w tą sprawę.
- Tą sprawę? TĄ SPRAWĘ? Boże, Uchiha! Nie wiedziałem, że jesteś aż takim draniem! Jak w ogóle śmiesz? To, że ty jesteś kompletnym burakiem, nie znaczy, że i ja zostawię Sakure samą sobie!
- Nie masz większego wyboru – warknął czarnowłosy. – Bo nigdzie się stąd nie ruszysz!
- Dlaczego?
- Co, dlaczego? – Na twarzy Sasuke pojawił się grymas niezadowolenia.
- Dlaczego tak ci na tym zależy? Boże, Uchiha, to przecież nie pierwszy raz, kiedy nadstawiam karku. Nawet jeżeli coś mi się stanie, to co cię to tak obchodzi? Dlaczego nie interesowało cię to trzy lata temu, kiedy uganiałem się za tobą jak idiota? Dlaczego wtedy nie powstrzymywałeś mnie od tych durnych akcji ratunkowych, po których na tygodnie lądowałem w szpitalu?
„Musisz akurat teraz się rozczulać?”
„Tak, kurwa! Jak już zacząłem to skończę! Może coś trafi do jego pustego łba i mnie puści do Sakury!”
- Dlaczego musiałem latać po całym kraju, żeby widzieć cię chociaż kilka sekund? – kontynuował. - I czemu wtedy raniłeś mnie jeszcze mocniej?! Myślisz, że było mi lekko? Oh, no tak, przecież twe słowa, iż jestem nic niewartym śmieciem i mam się w końcu od ciebie odpieprzyć, były dla mnie nie lada pocieszeniem!
- Dobrze wiesz, że nie mogłem się zdradzić! Jeżeli Orochimaru miałby choć cień podejrzenia…
- WIEM! – wydarł się prosto w twarz Sasuke. – Przecież wiem! Co nie zmienia faktu, że jest to cholernie niesprawiedliwe… To już nie ważne. Skoro ty nie potrafisz być przyjacielem dla Sakury i nie chcesz jej pomóc to twoja sprawa, ale mnie zostaw w spokoju.
„Masz plan.”
„No właśnie coś mi wpadło do głowy.”
„Mam nadzieję, że nie ten plan, który myślę, że masz.”
„Tak, dokładnie ten. Nie cykaj, teraz jestem wypoczęty.”
„Obyś się nie mylił.”
Naruto zrobił krok do przodu. Musiał się bardzo starać, aby Uchiha nie połapał się w jego zamierzeniach. Na szczęście przemowa, którą przed chwilą odstawił powinna mu w tym pomóc.
„Nie, żeby to było zamierzone.”
„…”
- Naruto… - Głos Sasuke nagle wydał się bardzo delikatny. Błękitne oczy spoglądały czujnie na czarnowłosego.
„Nie rozpraszaj się, nie rozpraszaj…” Pomyślał, starając się nie wodzić wzrokiem po jego ustach. Dyskretnie przestawił następny krok.
- Ja… Ja nie…
- Hiraishin no Jutsu! – krzyknął niemalże desperacko blondyn podczas stawiania kolejnego kroku. Boże, jeszcze kilka chwil wpatrywania się w tę zabójczo przystoją twarz i rzuciłby cały plan w cholerę.
Kiedy czarnowłosy zrozumiał co się stało, Naruto już dawno był za bramami wioski.

„I jak się teraz mistrzu zatrzymasz?”
„O tym nie pomyślałem…”
Faktycznie, ze stopowaniem miał drobniutki problem. Ostatnio sfarcił jak nie patrzeć, bo był tak poobijany, że nawet nie poczuł dodatkowych siniaków po wywrotce z taką prędkością.
„Jakież to typowe.”
„Ha! Mam!”
- Kage Bunshin no jutsu! – krzyknął, a dziesiątki klonów uczepiło się go dzięki czemu udało mu się bezpiecznie zatrzymać. Ha, nawet się nie wywalił!
Odetchnął i rozejrzał się dookoła.
Z jego obliczeń wynikało, że miał jeszcze trochę czasu, zanim Tsunade wyśle kogoś po niego. A był pewien niemal w stu procentach, że kobieta to zrobi. Za bardzo jej zależało na utrzymaniu go z dala od informacji o porwaniu Sakury, aby od razu miała mu odpuścić.
„No młody, muszę ci powiedzieć, że chyba coraz lepiej radzisz z techniką czwartego.”
„Mówisz?”
„No, nawet za bardzo nie zjarałeś swojej siatki.”
„To miło. Ty mi lepiej powiedz gdzie…”
- Czekałem na ciebie, Naruto.
„Nie podoba mi się to.”
„Mi też Kyu, mi też.”

piątek, 20 sierpnia 2010

Rozdział VI

Okej, lecimy z kolejną częścią. W tym rozdziale dzieją się dziwne rzeczy, ale ... No cóż, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie xD Dziękuję za komentarze i zaprasza do czytania.

mechalice: Myślę, że Naruto z chęcią by się uwolnił na kilka dni od swojej kochanej bestyjki. ^^

*** *** *** *** *** *** ***

„CO? Czemu mi nie powiedziałeś?!”
„Bo nie pytałeś.”
„Oh, no jasne! Dokładnie! Przecież to oczywiste, że pierwsze o co powinienem spytać to płeć pięcioogoniastej! Jakiż ja jestem głupi… ”
„Z grzeczności nie zaprzeczę. A na dobrą sprawę, to co za różnica?”
„No…No…”
„No właśnie.”
- Kyuubi… - warknęła białowłosa, obnażając zęby.
- Gobi. Jakże mi niezmiernie miło…
W następnej chwili lis musiał uniknąć pazurów kobiety.
- Co jak co, ale płeć przeciwna tak samo przyjemnie reaguje na Naruto – skomentowała Sakura.
- Widzisz, jak wiele ich łączy?
„Bezczelni.”
„Już to mówiłeś.”
„Ciebie też tym obrazili…”
„Ja już się przyzwyczaiłem.”
- Moja droga, bez nerwów! – zagadał, unieruchamiając dłonie ogoniastej. – Złość piękności szkodzi.
- Ty szczurze! Ty perfidny, obrzydliwy…
- Lisie – poprawił ją. – I proszę, komplementy zostawmy na później.
- JAK ŚMIAŁEŚ? – wrzasnęła dziko, próbując wyrwać się z jego uścisku. – Zostawiłeś mnie samą! Ty podróbko demona! Ty śmieciu!
„Właściwie… To co jej zrobiłeś?”
„No... Zwiałem od niej.”
„Co?”
„Zostawiłem ją. W środku walki. Wtedy ją zapieczętowali.”
„Nie wierzę! Ty?! Najpotężniejszy z demonów uciekł od bezbronnej kobiety?!”
„Nie prawda! Nie widzisz, że to wariatka? Tylko tak mogłem się od niej uwolnić! A po za tym, mnie zapieczętowano niedługo po niej, więc jesteśmy kwita.”
„Ona raczej tak nie myśli.”
- Ja obstawiam Gobi, to jasne, że dziewięcioogoniasty coś jej zrobił. Faceci to szuje!
- Solidarność jajników…
„Nie odpowiada mi doping twoich przyjaciół.”
„Ale Sakura ma z grubsza rację. Szkoda tylko, że nie pomyślała o tym, że to moje ciało obrywa.”
- Kochana, nie powiesz mi, że masz dalej za złe tamtą sytuację.
- MAM!
- Wiesz, myślałem po prostu, że sobie z nimi poradzisz…
Z gardła kobiety wyrwał się dziki wrzask. W końcu udało jej się uwolnić od Kyuubiego.
„Tak jej chyba nie udobruchasz…”
W jej dłoni błysnął srebrny sztylet.
- Oho – Kyu momentalnie przywołał Sune i odparował ostrze. – Słuchaj, piękna. Na twoim miejscu raczej bym tak nie szalał. Chcesz znowu wylądować w jakimś mało przyjemnym ciele i w dodatku dość skromnym polem do manewrów? Z tego co wiem, twój ostatni kontenerek nie był dość przytulny.
- Zamknij się! – kobieta ponowiła atak, jednak on również na niewiele się zdał.
- Ej, ej, ja chcę ci tylko pomóc!
- TY? Teraz ci się zachciało? – warknęła nieprzyjemnie. – Teraz, to ja sobie poradzę sama. Niechże tylko pozbędę się ciebie z tego ziemskiego padołu.
-Nie wydaje mi się, abyś dała rade – mruknął Kyuubi, manewrując odpowiednio kataną. Gobi za cholerę nie chciała dać się uspokoić.
- Słuchaj – kontynuował. – Nawet jeżeli ja cię nie wykończę to Konoha jest teraz na tyle silna, że nie dość, że cię zapieczętuje, to znajdzie sposób, aby wykorzystać twoją moc, więc…
- TO CO MAM ROBIĆ? – wrzasnęła wbijając sztylet w ziemię. – CO?
„Ona jest zagubiona…”
„Ona jest szalona!”
- Podporządkować się? Być wierny jakiemuś patałachowi?
- To wcale nie musi tak wyglądać…
- Nie? – Pięcioogoniasta zaśmiała się szyderczo. – A skąd ty to możesz wiedzieć, skoro sam dałeś się uwięzić niczym domowy pupil? Ha! Kto by pomyślał, że najsilniejszy z demonów skończy jako pies u zwykłego śmiertelnika! Służysz mu, niczym wytresowany kundel i najwyraźniej ci się to podoba!
„Ups.”
Oj tak. Kyu bardzo nie lubił, gdy sugerowano, że ktoś chociaż w małej części go kontroluje. Nie, żeby zdarzyło się, żeby jakaś osoba była na tyle odważna, albo po prostu głupia, by to uczynić. Cóż, Gobi najwyraźniej nie była tego świadoma. Ale za chwilę się przekona sama, co potrafi wściekły Kyuubi. I to bardzo, bardzo boleśnie się przekona.
Ręka lisa błyskawicznie zacisnęła się wokół szyi kobiety i uniosła ją kilka centymetrów nad ziemię.
- Odszczekaj to! – warknął, wibrującym wściekłością głosem.
- Yh…
„Opanuj się!”
Kyuubi rzucił ciałem kobiety, które bezwładnie poturlało się po ziemi. W miejscu, gdzie dłoń lisa dotknęła skóry pięcioogoniastej, pozostały ślady poważnych poparzeń.
- Chciałem dać ci szansę – syknął gniewnie. – Teraz, radź sobie sama.
Odwrócił się od niej, a w następnej czerwień oczu chłopaka została zastąpiona błękitem.
- Jeżu – mruknął Naruto, usilnie próbując pozbyć się mroczków sprzed oczu. Mruganie jednak na niewiele się zdawało. – Jakie to…
- UWAŻAJ! – krzyk Sakury wybił blondyna z równowagi. Jednak zanim zdążył zareagować, Haruno odepchnęła go na bok i zwarła się rękoma z Gobi, która cichaczem próbowała zaatakować Uzumakiego. Po chwilowej szarpaninie rożowowłosa powaliła kobietę na ziemię i wbiła w jej ramię strzykawkę.
Naruto zamrugał.
- Oh…
- Zdzira – sapnęła Sakura prostując się, jednak nie spuszczając z białowłosej wzroku. – Żeby tak atakować od tyłu.
- Miałem nadzieję, że nie będziemy musieli tego używać. – Naruto również wlepił oczy w kobietę, która aktualnie nie przejawiała żadnych znaków życia.
- Ładny burdel – mruknął Shikamaru. – Co żeście jej zrobili?
- Wstrzyknęłam jej to, co prawie zabiło Kyuubiego. Jak widać, na nią podziałało natychmiastowo...
- Sprytne.
- Pomysł Naruto.
- Naprawdę?
- Yhm – przytaknął blondyn. – Pomyślałem o tym, jak odsyłałem Sasuke do wioski.
„Kyu?”
„Czego?”
„Mógłbyś być milszy…”
„Czego chcesz szczylu, się kulturalnie pytam!”
„Jesteś zły?”
„…”
„Kyu?”
„Tak, jestem cholernie wściekły, że ta białowłosa idiotka tak się zachowała! Teraz dasz mi spokój?”
„Ale, Kyu…”
„Zamknij się, po prostu się zamknij…”

Naruto wpatrywał się z fascynacją w sufit. Znajdowali się właśnie w gabinecie Tsunade i Sakura składała raport, który Nara uzupełniał od czasu do czasu. A blondyn myślał. Głównie nad sprawą tego, że pozostawili Gobi na pastwę losu.
„Zasłużyła sobie na to.”
„Ale żeby musiała tak cierpieć…”
„Jej wina.”
„Oh, dobra…”
- A co z Kabuto? – donośny głos Hokage wyrwał Uzumakieg z rozmowy z lisem. Zamrugał, gdy spostrzegł, że wszystkie głowy zwróciły się ku niemu.
- Eee… - wyjąkał. – Nie wiem?
- Jak to: nie wiesz? Byłeś ostatnią osobą, która go widziała, nie? – Orzechowe oczy świdrowały go niemalże na wylot. Cholera, pewnie znowu zgarnie ochrzan!
- No… Niby tak, ale…
- Dałeś mu zwiać?
- Ej! Miałem ważniejsze rzeczy na głowie! – Oburzył się robiąc nadąsaną minę.
- Jasne – parsknięcie Tsunade było przesiąknięte ironią.
- No Gobi była bardziej naglącą kwestią, chyba sama przyznasz racje!
- Dobra. – Piąta uniosła dłonie w geście poddania. – Niech ci będzie. Ale ten szczur za dużo razy już nam się wymykał.
- To nie moja wina – sapnął pod nosem Naruto, zakładając ręce na ramiona.
- Już nic nie mówię. – Hokage usiadła za biurkiem. – Jesteście wolni…
Wszyscy pędem ruszyli ku wyjściu.
- … ale nie ty, Naruto.
Blondyn przewrócił oczami. Miał dziwne wrażenie, że dobrze wie, czego będzie tyczyć się ich rozmowa. I wcale mu się to nie podobało.
- Z tego co pamiętam – zaczęła kobieta. – Kazałam ci załatwić swoje sprawy z Uchihą, czyż nie?
- No… wiesz babciu, ostatnio tak nie miałem czasu…
- Rozumiem – przerwała mu z uśmiechem. A Naruto poczuł dreszcze przebiegające mu po kręgosłupie. – Jednak…
- Na swoją obronę mam do powiedzenia, że to była kryzysowa sytuacja, a on nie dawał mi się skoncentrować na walce! – krzyknął i zakrył się rękoma, jakby to miało uchronić go w razie ataku Tsunade.
Zerknął niepewnie przez palce, gdy ów atak nie następował przez dłużą chwilę. Przełknął ślinę. Wokół blondynki unosiła się ciężka aura zła.
- Mógłbyś nie nokautować swoich sprzymierzeńców, kiedy jesteśmy atakowani i naprawdę ich potrzebujemy?
- Że Sasuke? – zapytał podejrzliwie.
- A zdarzyło ci się oklepać kogoś jeszcze z Konohy?
- Eee… nie? – zaryzykował opowiedz. Nie, żeby Tsunae była z niej zadowolona.
- A więc tak, chodzi o Sasuke! Byście mogli odkładać swoje spory przynajmniej na czas bitwy! – Trzasnęła pięścią w biurko. – To było kretyńskie! Osłabiłeś swoją wioskę, tylko dlatego, że nie potrafisz dogadać się z jednym z jej mieszkańców?
- Ale to jego wina! Czemu nie zostawił mnie i nie dał w spokoju walczyć?
- Bo miał taki rozkaz!
W pomieszczeniu zaległa cisza. Ale nie na długo.
- Ro…zkaz? Pieprzony rozkaz? – zapytał z niedowierzaniem. – Dlaczego? Ty mu go wydałaś?
- Nie muszę ci się tłumaczyć!
- Nie, nie musisz… - powiedział smutno i odwrócił się ku wyjściu.
- Masz iść się z nim teraz dogadać. Natychmiast! - warknęła kobieta.
- Jak sobie życzysz, szanowna Hokage. – Blondyn nawet się nie obejrzał.
Drzwi zamknęły się za chłopakiem, a Tsunade ukryła twarz w dłoniach.

Rozpadało się. Jakże ironicznie. Konoha mogła świętować kolejne zwycięstwo na Orochimaru, jednak pogoda miała najwyraźniej inne plany.
- Kurwa mać – warknął Naruto, wbijając złowieszczy wzrok w ciemnie chmury. Schowany między budynkami ociągał się z wykonaniem wyznaczonego zadania. Bo ostatnie słowa Tsunade postanowił potraktować jak misję.
Nie, żeby to cokolwiek ułatwiało.
- Kurwa – powtórzył i wyjrzał na ulicę. Wzdrygnął się. Pogoda ani trochę nie zamierzała się poprawić. Westchnął i powlekł się w stronę rezydencji Uchihy.
„Przynajmniej będę miał to z głowy.”
„A co zamierzasz mu powiedzieć?”
Blondyn przystanął. Znowu spojrzał w niebo.
„Nie mam pojęcia.” Westchnął i ruszył dalej.
Miał zamęt w głowie. Nie wiedział co myśleć o bzdurnym rozkazie Tsunade, ani tym bardziej dlaczego kobieta go wydała. A do tego wszystkiego czekała go rozmowa z Sasuke, który zapewne nie omieszka go oklepać. Co za życie…
Zgarnął z czoła mokre kosmyki i zmarszczył nos. Boże, jak on nienawidzi deszczu! Jednak pomimo tego faktu, nie miał zamiaru przyśpieszać. Wolał moknąć, niż narazić się na szybsze towarzystwo czarnowłosego drania. Chociaż perspektywa jego spotkania ani trochę się nie oddalała.
Zanim na dobre zdążył pogrążyć się w ponurych myślach, dotarł przed bramy posiadłości Uchihy.
„I?”
„I lecimy na żywioł.”
Zapukał w toporne drzwi i czekał. A owo czekanie przeciągało się niemiłosiernie. W końcu, po wielu niezliczonych chwilach, które w rzeczywistości trwały sekundy, w wejściu pojawił się Sasuke. A wraz z nim jego sharinganowe spojrzenie.
- Naruto… - złowrogi syk wcale nie poprawił nastroju Uzumakiego. Blondyn otworzy usta, aby coś powiedzieć i zamarł. Przez głowę przebiegło mu tysiące myśli, jednak tylko jedna zatrzymała się w niej na stałe.
Blondyn uśmiechnął się pogodnie, co nieco wyprowadziło ciemnowłosego chłopaka z równowagi.
- Kochaj się ze mną, Sasuke.

Dwa ciała splecione w tańcu namiętności. Ręce kochanka błądzące bez krępacji po jego ciele. Sklejone od potu włosy. Język wdzierający się między wargi…
Naruto otworzył szeroko oczy. Odetchnął głęboko kilka razy. O Boże… To tylko sen. Okrutnie realistyczny sen. Odetchnął ponownie i zsunął nogi z łóżka. Na podłogę spadło satynowe prześcieradło.
Zaraz…
„Gdzie…” Chciał zapytać, jednak po chwili wstrzymał oddech.
„O cholera…”
Chaotyczna podróż do łóżka. Zrzucane po drodze ubranie. I wszędzie te delikatne dłonie…
„O CHOLERA!”
Blondyn zerwał się z łóżka, po chwili odkrywając bezwstydny fakt, iż jest nagi. Z paniką rozejrzał się po pokoju.
Palce drażniące jego skórę. Język dogłębnie badający wnętrze jego ust, przesuwający się leniwie po linii szczęki, schodzący coraz niżej…
„Ja…Ja…”
„Przespałeś się z nim.”
„Ja…”
„Tak, spałeś z Uchihą.”
„Ja…”
„Bzykałeś się z nim, brutalnie powiedziawszy.”
„O kurwa mać.”
Spojrzał z paniką na łóżko. Na szczęście czarnowłosy nie wyglądał jakby miał zamiar szybko wstać. Co się dziwić, po takiej nocy…
Palce Sasuke wślizgujące się w jego wnętrze…
Naruto zaczerwienił się intensywnie. Masakra, co on wczoraj wyprawiał… Jak on mógł, o Boże!
„Nie żebyś czegokolwiek żałował, nie?”
„Zamknij się.” Pomyślał, zaciskając zęby. Najgorsze w tym wszystkim było to, że lis się nie mylił. A blondyna naprawdę nie usprawiedliwiało, ani to, że był wzburzony po rozmowie z Tsunade i działał impulsywnie, ani to, że naprawdę, ale to naprawdę pragnął Sasuke.
„Cóż… Za wiele to wy sobie nie wyjaśniliście.”
„Bo… Bo…”
„Może gdybyś nie rzucił się na niego już w drzwiach, to sytuacja potoczyłaby się nieco inaczej.”
Naruto przełknął ślinę. Rzeczywiście. Ujrzał czarnowłosego i praktycznie zaraz zdarł z niego ubranie. Ale Uchiha się nie przeciwstawiał. Co więcej, sam nie pozostał dłużny. Tak więc po krótkim czasie oboje nago tarzali się po podłodze. Dość mgliście pamiętał sposób w jaki dotarli do łóżka.
„Ach, ach było gorąco, czyż nie?”
„Kyu!”
„Dobra już, dobra! Nic nie mówię. Chociaż muszę przyznać, że naprawdę zabawnie jęczysz.”
„Kyuubi, ty wyleniały zboczeńcu! Podsłuchiwałeś?”
„Uwierz, nie dało się nie słyszeć.”
„Uh…”
Delikatny ruch na łóżku odwrócił uwagę blondyna od utarczki z lisem. Sasuke przeciągnął się lekko. Na jego zadowolonym obliczu pojawił się lekki grymas, a ręka czarnowłosego powędrowała tam, gdzie jeszcze przed kilkoma minutami leżał Uzumaki.
Ta sama ręka w nocy pieściła jego erekcje.
Naruto wstrzymał oddech.
„Nie budź się, nie budź się, nie budź…”
„I co zrobisz teraz, cwaniaku?”
„Zdezerteruję.”
Jak pomyślał, tak zrobił. Zbierając swoje rzeczy ruszył ku wyjściu, pośpiesznie zakładając na siebie ubrania. Starając się nie trzaskać drzwiami wybiegł na ulicę.
„Inteligentnie.”
„No przecież nie będę czekać, aż się obudzi i mnie zabije!”
„Jesteś pewien, że tak by było?”
„Wolę nie sprawdzać osobiście.”
„A wiesz, że zachowałeś się tak odrobinkę zdzirowato? Nie sądzę, aby ta miła noc w jakikolwiek sposób rozwiązała wasz mały konflikt.”
- Wiem! – warknął. – Ale co miałem zrobić?! Zresztą, od kiedy to niby jesteś moim doradcą uczuciowym, co?
„Mówisz na głos.”
Blondyn zamrugał i dyskretnie rozejrzał się po okolicy. Grupka dzieciaków wpatrywała się w niego jak w totalnego kretyna. Najwyraźniej słyszeli jak gada, w ich mniemaniu, sam do siebie. Westchnął ciężko. Ludzie w wiosce i tak zawsze uważali, że ma nie poukładane w głowie.
„Wiem.” Powtórzył w myślach. Zgarbił ramiona i wbił wzrok w ziemie. „Sam nie wiem co mi odbiło, a teraz stchórzyłem. Teraz to na pewno będzie próbował mnie zabić i wcale mu się nie dziwię. Ale Kyu, ja naprawdę tego nie żałuję, to była najpiękniejsza noc mojego życia…”
„Młody, przecież cię nie obwiniam. Tylko co zrobisz teraz?”
„Nie mam najmniejszego pojęcia.”
Tupot stóp wyrwał go z rozmyślań. Ujrzał biegnącą Hinate.
- Hej! – krzyknął. – Dokąd tak pędzisz?
- Na…Naruto? – zająknęła się i zaczerwieniła się intensywnie.
„Eh, ten mój nieodparty urok.”
„Wmawiaj to sobie.”
- Ja…Ja… - kontynuowała niepewnie. – Muszę biec do Hokage!
I uciekła.
„Wydaje mi się, że tu dzieje się coś, o czym znowu wszyscy nie chcą mi nic powiedzieć.”
„A w związku z tym?”
„Mam zamiar się dowiedzieć o co chodzi.”
W końcu to dobre zajęcie, aby nie myśleć o Sasuke…

środa, 11 sierpnia 2010

Rozdział V

Tratatam! Walka z kolejnym rozdziałem dobiegła końca! Część piąta przed wami,z dużą ilością naszego kochanego rudzielca. Ale zanim to nastąpi:

deedwarda: A i owszem, powiadamiam. Tylko, że nie wymyśliłam, żadnego patentu na jakieś składne powiadamianie (pewnie dlatego, że jeszcze nie jest mi potrzebny), więc na dobrą sprawę zostaw mi jakiś namiar, a będę dawać znać ^ ^. Jakby coś się zmieniło w tej kwestii, to napiszę o tym na blogu.

mechalice: Podzielisz się tą farbą? xD 4 |<0Mć m4 Y35hCz3 Z4 m4ł0 P0|<3m0n14570$C1, 4l3 My$lĘ, ż3 Y3573$ n4 D0Br3J dR0Dz3.
(O masakra xD Jak to wygląda... xD)
Bez poke translatora nie da rady, ale błagam, miej litość dla moich zszarganych nerwów i nie rób mi tego!

Eterna: Oj nie da się Naruto, nie da! Mwahaha! *Knucie, knucie.*

Bardzo, ale to bardzo dziękuję za komentarze ^^ i zapraszam do kolejnego rozdziału.

*** *** *** *** *** *** ***

Delfini łeb pochylił się ku ziemi. Gigantyczne nozdrza poruszyły się nerwowo.
- On węszy… - zauważył zdumiony Naruto.
Pięć ogonów smagło powietrze, kiedy monstrualna głowa uniosła się gwałtownie, obracając się w stronę swojego celu. Końskie kopyta przeorały ziemię, a Uzumaki przełknął głośno ślinę.
„Widzisz te ogony?”
„Niestety.”
„Zawsze mnie zastanawiało, jak robi, że są takie puszyste.”
„Błagam, Kyu, nie próbuj mnie pocieszać, bo ci to naprawdę nie wychodzi.”
Gobi był naprawdę imponującym demonem. Biała sierść pokrywała zarówno delfini pysk, jak i koński tułów. Skrzyżowanie to samo w sobie było nieudane, jednak potworowi nadawało pewną dozę dostojeństwa. Błękitne oko łypnęło w stronę blondyna.
„Powiedz, że on się nie czai na mnie.”
„Pf, z twoim życiowym szczęściem? Nie ma szans, aby było inaczej.”
Potwór zaryczał przerażająco.
- No to zajebiście! – warknął Uzumaki i… I w następnej chwili nie za bardzo wiedział co się dzieje.
Po rozeznaniu się w sytuacji, odkrył, że się przemieszcza. Nie sam. Ktoś bezczelnie chwycił go w ramiona, jak jakąś bezbronną dzieweczkę i błyskawicznym tempem ruszył w stronę wioski.
- Sasuke, kretynie! PUŚĆ MNIE! – wydarł się i zaczął wyrywać. Co w większym stopniu nie zmieniło jego położenia. Nie żeby mu się nie podobało przebywanie w uścisku Uchihy, jednak taki zachowanie wydawało się być nieodpowiednie w sytuacji, która aktualnie miała miejsce. Jego oprawca zatrzymał się dopiero, gdy Gobi zniknął im z widoku. Z zadziwiającą delikatnością postawił go na jednym z niższych konarów.
- Masz wrócić do wioski… - zaczął czarnowłosy, jednak przerwał mu wybuch śmiechu ze strony blondyna.
- Chyba zwariowałeś! – Sytuacja naprawdę wydawała mu się zabawna. Jedna z ogoniastych bestii szaleje pod murami Konohy, a on ma się ukryć w wiosce! Niedoczekanie. – Słuchaj, Uchiha, nie wiem, co ci strzeliło do łba, ale naprawę jesteś niepoważny, skoro chcesz…
- To ty posłuchaj! – Pięść Sasuke wylądowała na pniu pozostawiając w nim spore wgniecenie. Uzumaki spojrzał niepewnie na jego rękę, która znajdowała się właśnie na wysokości jego oczu. Teraz był w potrzasku pomiędzy drzewem, a wściekłym Sharinganowcem. – Odpuść sobie tą jedną walkę. Nic się nie stanie, jeżeli…
„Jeżu! Nie teraz…”
„Może to dobry moment, aby z nim pogadać?”
„Nie!”
„Dlaczego?”
„Bo…Bo… Nie! I tyle!”
- Muszę tam wrócić – powiedział z determinacją. Kontynuował, zanim Sasuke zdążył mu przerwać. – Słuchaj, chodzi o to, że nikt inny nie poradzi sobie z Gobim. Znaczy się, dobra, zapieczętują go w jakimś dzieciaku, niszcząc mu życie, a ja znam lepsze rozwiązanie.
„Znasz?”
„Eee… Poznam?”
„Ah, ta twoja dbałość o szczegóły.”
- Kłamiesz. – Uzumaki skrzywił się na to stwierdzenie. Wolał określenie, iż troszeczkę mija się z prawdą.
- Co nie zmienia faktu, że ja mam największe szanse, aby owy sposób wymyślić. – Założył ręce na ramiona. Nie miał zamiaru ustąpić, nie w tej kwestii. – Nie chcę, aby ktoś bezsensownie zginął przy procesie pieczętowania. A także, aby ktoś musiał przechodzić przez to co ja.
- O, ale ty możesz się poświęcić? – W głosie Sasuke znowu zaczęła pobrzmiewać złość.
- Złego diabli nie biorą. – Blondyn machnął lekceważąco ręką.
- Tylko, że ty nie jesteś zły – warknął Uchiha. Najwyraźniej sytuacja naprawdę zaczynała go denerwować. Ale cóż, blondyn nie zamierzał porzucać swojego postanowienia.
- Nie, nie jestem. – Uzumaki uśmiechnął się drapieżnie. – Za to Kyu jak najbardziej.
W następnej chwili Sasuke zwisał ogłuszony na jednym z narutowych klonów, które przed sekundą go unieszkodliwiły.
„Widzę, iż ujawnia się u ciebie iście lisia natura.”
„A czyja to wina?”
„Och, jakże niezmiernie mi miło, że w końcu zaczynasz mnie doceniać.”
Naruto z roztargnieniem przyglądał się jak jego klony przenoszą Sasuke w stronę wioski. Coś mu zaczęło świtać pod czerepem…
„Zdajesz sobie sprawę z tego, że twój kochaś będzie wściekły kiedy się ocknie?”
„Nom, dlatego my wtedy postaramy się być daleko od niego. Ot, póki się nie uspokoi.”
„A to potrwa.”
„Oj, potrwa.” Przyznał lisowi racje. „Kyu…”
„Tak, zmoro mojego żywota?”
„To mamy jakiś plan?”
„Hm… Niekoniecznie.”
- No to teraz dopiero będzie zajebiście – mruknął do siebie blondyn i z baraku laku powlekł się w stronę, z której dochodziły wściekłe ryki pięcioogoniastej bestii.

- Wydawało mi się, że przed chwilą był trochę mniejszy – mruknął Naruto, po wylądowaniu przy Shikamaru. Zmierzył potwora krytycznym spojrzeniem.
„Dlaczego ogoniaste bestie muszą być takie wielkie?”
„A co za różnica?”
„W mniejszych formatach wydawałby się łatwiejsze do pokonania.”
- Co TY tu robisz? – warknięcie Nary nie należało do najmilszych. Cholera, czemu tak dzisiaj wszystkim przeszkadzała jego obecność?
- Stoję, bodajże. – Zerknął przelotnie na przyjaciela. – I nie mam zamiaru się stąd ruszać. Więc łaskawie odpimpaj się od mojej skromnej osoby, bo wylądujesz nieprzytomny w wiosce.
- Jak Sasuke? – zapytał ciemnowłosy chłopak z odrobiną kpiny w glosie.
- Jak Sasuke – potwierdził Naruto i powrócił spojrzeniem do Gobiego. Kilku Shinobi Konohy próbowało aktualnie unieruchomić stwora. Nie wychodziło im to za bardzo. – Dobra, przyjmijmy, że pięcioogoniasty jest przez kogoś kontrolowany. I tego kogoś trzeba się pozbyć.
- Zapewne Orochimaru…
- Chodzi mi raczej o bardziej ścisłą kontrolę. Hm… Tak jakby ktoś po prostu zawładną jego mózgiem. Eee… - zająknął się. – Był nim?
- Dobrze kombinujesz – mruknął Nara, uważnie obserwując stworzenie. – Wątpliwe, aby Orochimaru sam się babrał w takich zabawach. Pewnie się kimś wysługuje. Kimś, komu może ufać.
- Kabuto – prychnął Uzumaki. – Ten pieprzony medyk jest jedyną osobą, która pasuje do opisu.
- Okej, to teraz trza go jakoś namierzyć. – Shikamaru przejrzał okolice, jakby spodziewał się, że pomagier gadziego sanina miał zaraz wyskoczyć zza drzewa. Nic takiego niestety się nie stało. – A z tym może być problem.
- Niekoniecznie. - Naruto wskazał na jedną z postaci motających się wokół Gobiego. – Myślę, że byakugan szybko załatwiłby sprawę. Na bazie chakry pięcioogoniastego powinno się go dorwać. W końcu muszą być jakoś połączeni, nie?
- Dobrze kombinujesz, aż dziw mnie bierze.
- Się ma dobre informacje w tej kwestii. – Blondyn uśmiechnął się cwaniacko. – I w końcu mogę ich użyć.
„Czuję się wykorzystywany.”
„Trzeba było nie dać się podejść jakiemuś frajerowi, który potrafi to i owo w kwestii kontrolowania ogoniastych.”
„Teraz żeś mnie zranił…”
- Wołaj Hinate – zarządził Uzumaki. - I powiedz reszcie, żeby dała sobie trochę na luz. Dopóki Gobi jest pod kontrolą, nie za wiele możemy zdziałać.

Naruto miał rację. Osobę kontrolującą Gobiego dało się wyśledzić byakuganem. I był nią Kabuto.
„No to jaki plan?”
„Ja mam mieć plan? Zwariowałeś? Ty jesteś od planów!”
„Więc mamy drobny problem.”
- Co robimy? – szepnął konspiracyjnie do Nary, stwierdzając, że na lisa nie ma na razie co liczyć. Wraz z Hinatą i Shikamaru czaili się w krzakach, obserwując bacznie medytującą nieopodal postać, siedzącą w rytualnym kręgu. Najwyraźniej była pogrążona w głębokim transie.
- Trzeba go jakoś obudzić. Hinata, co widzisz?
- Chakre Gobiego. Widzicie te znaki? – Wskazała na kręg. – Cała moc zbiega się z nimi.
- Więc jak uda nam się go z niego wytargać powinien się ocknąć.
- To na co czekamy? – Naruto wyskoczył z kryjówki i pognał przed siebie z ręką przygotowaną do zadania ciosu. Lecz nie zdołał dobiec do siwowłosego chłopaka. Kręg, w którym siedział Kabuto zabłysnął niebieskim światłem i jakaś niewidzialna bariera powstrzymała Uzumakiego przed dalszym atakiem.
- Cholera! – jęknął z poziomu podłoża. – Chyba rozwaliłem sobie nos.
- Nie rozczulaj się tak – sapnął Nara, stając nad nim. – Hinata poleciała złożyć raport Tsunade. Wygląda na to, że sami tego nie rozgryziemy. A ty rusz tyłek i…
Ziemia pod ich stopami zatrzęsła się gwałtownie.
- Nie podoba mi się to – Blondyn postanowił wyrazić swoje niezadowolenie. – Bardzo, ale to bardzo mi się to nie podoba.
Przez grunt ponownie przeszła fala drgawek. Tym razem o wiele potężniejsza. A nad głowami chłopaków rozległ się przerażający ryk.
- Kurwa mać! – Naruto w ostatnim momencie przetoczył się w bezpieczniejszą część terenu. W miejscu, w którym przed chwilą przebywał, znajdowało się właśnie jedno z gigantycznych kopyt pięcioogoniastego. – A tego frędzla na cholere mi tu przywiało?!
- Myślę, że Kabuto ma większy kontakt z rzeczywistością, niż nam się wcześniej wydawało. Uważaj! – wrzasnął Nara, kiedy jeden z ogonów bestii śmignął tuż nad nimi.
- No przecież widzę! – odwarknął blondyn, czołgając się ku drzewom. Miał cichą nadzieję, że Gobi nie będzie zwracał na niego uwagi. Nagle całą polanę spowiły kłęby pary.
„Co jest?”
„Oh, pamiętasz jak ci wspominałem, że właściwie każdy ogoniasty ma jakąś swoją specjalność?”
„Noo… To, że ty bawisz się wiatrem, Shukaku piaskiem?”
„Gobi ma słabość do pary wodnej.”
„Świetnie…”
- Shika! – wydarł się. – Gdzie jesteś?! Smutno mi tu samemu…
- Zamknij się – syk przyjaciele rozległ się gdzieś za jego plecami. – Zdradzasz naszą pozycję.
- Nie pito… - Wypowiedz blondyna została brutalnie przerwana, kiedy to białe kopyto potwora znowu próbowało wsmarować go w ziemię. Uskoczył, a coś zamortyzowało jego lądowanie.
- Moszesz sze mnie szejsz? – Z pod jego łokcia wydobył się niewyraźny warkot Nary.
- Ups, sorry. Nie widziałem gdzie ląduję.
- Złaź!
Naruto podniósł się, tylko po to, aby po chwili znowu utkwić nos w ziemi, kiedy ogony Gobiego smagły nad ich głowamy.
- O nie, nie! Mój drogi, tak my się bawić nie będziemy! – zakrzyknął blondyn, podrywając się na nogi. – Shika, trzymaj go!
- Jak mam go trzymać?! Zwariowałeś?!
- Oh, kombinuj! – sapnął i pognał przed siebie.
„Ty po prostu chcesz nas zabić, nie?”
„Nie marudź!” Odwarknął w myślach, uskoczył przed białym kopytem, które właśnie zostało owinięte przez cieniowe jutsu Nary i popędził dalej, gromadząc w dłoni chakre. Był coraz bliżej. Bestia szarpała się nad nim. Naruto znajdował się już krok od Kabuto…
- RASENGAN!
Kilka rzeczy zdarzyło się jednocześnie. Powłoka pękła, przy czym siwowłosego chłopaka wyrzuciło na dobre kilka metrów od kręgu. Stwór wyrwał się z ataku Shikamaru. Na polane wpadła wściekła Sakura, a ogon Gobiego zmiótł Naruto, posyłając go prosto w ramiona Nary.
- UZUMAKI! JUŻ NIE ŻYJESZ!
Blondyn zamrugał jednym okiem. Cholera, dlaczego dwie Sakury chciały go zabić? Zamrugał drugim okiem. Nie, nie pomogło.
- Sakurcia? Ścisz ten wodospad, bo śnieg mi kury zaleje… - wysapał z najwyższym trudem. – Aaaała, moja głowa…
- Oh, pokażże się, ty nieodpowiedzialny dzieciuchu! Miałeś uważać!
- Uważałem – mruknął, zezując nieco na dziewczynę, podczas gdy Nara ułożył go wygonie na trawie.
- Jasne – sarknęła i zabrała się za badania. – I co żeś zrobił Sasuke? To nie było zbyt rozważne, wiesz, że będzie wściekły.
„Okrutnie.”
„Daj mi w spokoju liczyć gwiazdy.”
„Przecież jest jeszcze jasno.”
„Tak? A więc co to jest to coś, co tak upierdliwie kręci mi się wokół głowy?”
- Ile palców widzisz? – zapytał Shikamaru, którego zdolności medyczne opierały się na wiedzy czysto przedszkolnej. Czyli były zerowe.
Naruto w skupieniu zmrużył oczy.
- A mogę podać w przybliżeniu?
- Nic ci nie będzie – zawyrokowała dziewczyna. – Tylko trochę odetchnij, a wszystko powinno być dla ciebie mniej rozmazane. Nieźle cię trzasną, ale na szczęście twoja głupia łepetyna jest przyzwyczajona do gorszych obrażeń.
- To był komplement?
- Jak najbardziej nie!
- Co robi Gobi? – Próbował zmienić temat. Udało się.
- Eee…
- Chcę wiedzieć co znaczy: eee? – zapytał pełen złych przeczuć.
- Stoi.
- Co?
- No… Stoi – powtórzył dość niepewnie Nara. – I się rozgląda.
Naruto zaryzykował podniesienie się z ziemi. Potwór faktycznie nie robił nic ciekawego.
„Mogę tymczasowo zająć twą nadpobudliwą osobowość?”
„A po co?”
„Gobi i ja mamy do zamienienia parę słów. Osobiście.”
„Zaraz… Ty chcesz z nim gadać?!”
„A to zbrodnia?”
„Hm… Jeżeli mnie rozgniecie, to mogę to uznać za rozmyślne spowodowanie mojej śmierci. A to chyba jak najbardziej podchodzi pod zbrodnie.”
„Nie przeginaj. Tak źle nie będzie.”
„Dobra, ale daj mi…”
W następnej chwili Naruto został zepchnięty w głąb swej świadomości, gdzie zwykle urzędował lis. . Cholerny zwierzak, nawet nie dał mu dokończyć zdania!
„Mi wyjaśnić Sakurze i Shikamaru, że perfidna kreatura wypożycza chwilowo moje ciało!”
„Oh, już mi tak nie schlebiaj, wcale nie jestem perfidny. No może troszeczkę...”
- Naruto? – W głosie Haruno pobrzmiewała lekka panika. Nic dziwnego, w końcu nie codziennie widzi się, jak przyjaciel na twoich oczach zmienia nieco wygląd. Oczy blondyna przybrały szkarłatną barwę, a lisie blizny na policzkach poszerzyły się.
- Naruto już tu nie ma – zarechotał złośliwie lis i z gracją wstał z ziemi.
„Zawsze chciałem to powiedzieć!”
„Kretyn…”
„Hej, to moja kwestia!”
- Co żeś mu zrobił? – Różowowłosa nie wydawała się być usatysfakcjonowana odpowiedzią Kyuubiego. I nic dziwnego. W ramach ukazania swojego niezadowolenia, chwyciła blondyna za poły jego kamizelki, a drugą rękę przygotowała do zadania ciosu. Tak na wszelki wypadek.
„Twoi znajomi są bezczelni.”
„Czyżby?”
„Mogliby okazać mi… No bo ja wiem, jakiś respekt?”
„Gdybyś jeszcze na niego zasłużył…”
Lis westchnął i delikatnie, aczkolwiek stanowczo, usunął dłoń Sakury ze swojej osoby.
- Słuchaj, skarbeczku – zaczął najdelikatniej jak potrafił. Brzmiało to niemalże, jak groźba mordu wypowiedziana przesłodzonym tonem szaleńca. – Twojemu blondasowi nic nie jest. Wysłałem go na tymczasowy urlop, gdyż chciałbym porozmawiać z tą pięknością, która właśnie się nam przygląda.
„Pięknością? Pięknością?!”
Dziewczyna zaryzykowała spojrzenie w stronę pięcioogoniastego. Bestia faktycznie się im przyglądała. A w jej spojrzeniu nie było ani krzty cieplejszych uczuć. Ha! Było od nich dalekie. Bardzo, ale to bardzo dalekie. Przełknęła ślinę, puszczając jednocześnie Kyuubiego.
- Obiecaj, że nic mu się nie stanie! – warknęła jedynie.
- Na moje futro, niechże wylenieje jak będzie inaczej – sarknął, unosząc dłoń w geście parodii przysięgi. – A teraz, pani pozwoli, że zajmę się naszym miłym gościem, który zapewne wręcz nie może się doczekać rozmowy ze mną.
„Czemu o mnie nikt się nie martwi?”

„Bo nikt cię nie lubi.”
„Jakiś ty niemiły. Ale pochlebiasz mi. W końcu długo pracowałem na swoją opinię.”
Niemalże tanecznym krokiem podszedł do Gobiego, wbrew pozorom nie tracąc czujności. Stanął przed ogoniastą bestią i ku ogólnemu zaskoczeniu skłonił się nisko.
- Może tak ukażesz światu swe cudne oblicze? – zwrócił się do potwora, patrząc na niego zadziornie. Wszyscy wstrzymali oddechy, łącznie z samym Naruto, który za cholerę nie mógł zrozumieć co kombinuje lis.
Bestia ryknęła donośnie w stronę blondyna.
- Oh, no proszę cię – westchnął. – Porozmawiajmy jak demon z demonem.
Delfinia głowa uniosła się dumnie. Potwór zmierzył stojącą przed nim postać pogardliwym spojrzeniem. Po chwili całe jego cielsko zniknęło w kłębach pary.
„Co on kombinuje?”
„Ona.”
„CO?”
Para opadła, a oczom zebranych ukazał się zadziwiający widok. W miejscu pięcioogoniastego stała ludzka postać, mająca długie białe włosy i błękitne oczy. Ubrana była w kuse, bladoniebieskie kimono obszyte srebrną nicią, która mieniła się przy każdym ruchu.
„Ona, Gobi to kobieta.”

wtorek, 3 sierpnia 2010

Rozdział IV

Mwahaha xD I oto ogłaszam, iż z przyjemnością mogą zamieścić tu czwarty rozdział mej opowieści! Ha! Szybko mi to poszło, nie powiem ^ ^ Może to ma coś wspólnego z przekroczeniem magicznej bariery dwóch komentarzy pod postem xD. W każdym razie... Serdecznie dziękuję za wasze opinie i zapraszam do przeczytania następnej części ^^.


*** *** *** *** *** *** ***

Uzumaki wolnym krokiem przemierzał Konohańskie drogi. Głowę miał spuszczoną, ramiona przygarbione, a wzrok wbity we własne buty.
„Naruto…”
„Nie!” Odwarknął błyskawicznie w myślach, przyśpieszając nieco kroku.
„Ale, Naru…”
„Powiedziałem: NIE! I odwal się ode mnie ty niedopieszczony futrzaku!”
„Czy ty mnie właśnie próbowałeś obrazić?”
„TAK!” Poderwał głowę i zmierzył okolicę złym spojrzeniem. Wszędzie było pusto. I bardzo dobrze. Szkoda tylko, że nie mógł pozbyć się z głowy pewnego bardzo marudnego głosu.
„Cóż… Nie wyszło ci.”
- Dajże ty mi spokój! – Nie miał nawet sił wymyśleć jakiejś kreatywnej obelgi. Chciał tylko… Chciał… No właśnie, nie za bardzo wiedział czego chciał.
„Buzi?”
„Co?!” Z wrażenia, aż przystanął.
„Nie ode mnie!”
„Boże…” Naruto odetchnął z wyraźną ulgą. W końcu nieczęsto słyszy od lisa takie uwagi.
„Od Uchihy…”
- Za co? – mruknął do siebie dzieciak. – Za co ktoś mnie tak nienawidzi, że zasłużyłem sobie na twoje wieczne towarzystwo?
„Uważaj, bo się wzruszę.”
Naruto westchnął przeciągle.
Od jego ostatniego pobytu w szpitalu minęło już kilka dni. I nic się poprawiło. Znaczy się, nie w sensie fizycznym. Według własnego mniemania, do treningów był gotów już po kilku minutach od uleczenia lisa. Ha! I w sumie wiele było w tym prawdy! W końcu i on, i Kyuubi byli na tyle uparci, iż mogli trenować dni i noce, aż do padnięcia na zbity pysk. Nawet jeżeli zagrażało to ich zdrowiu. Jednak psychicznie Naruto nie czuł się za dobrze. Pomnijmy docinki o jego wszechobecnym rozchwianiu emocjonalnym. Teraz… Wszystko tak się zagmatwało w jego głowie, że nie miał pojęcia co począć. Nie to co Sakura, czy Tsunade. Boże, każdy uważał, że jedyne co mu potrzebne do szczęścia to rozmowa z…
„Uchihą?”
„Bezczelny podsłuchiwacz…”
„A nie rozważałeś tego, iż one mogą mieć racje?”
„Rozważałem.” Przyznał z niechęcią. „Zresztą, bardzo dobrze wiesz, że rozważałem.”
„I? Jakieś wnioski?”
„Że wszyscy macie ostro naje…”
- Szefie! SZEFIE!
Naruto zamrugał. Był trochę zdezorientowany. I zdziwiony, że ktoś widząc go w tak ponurym nastroju ma czelność tarmosić go jak szmacianą lalkę. Wbił zły wzrok w skaczącą wokół niego postać.
- Konohamaru? A ty nie na misji? – zdołał zapytać, po rozeznaniu się w sytuacji. W sumie od początku mógł się domyślić, że tylko wnuk trzeciego miał na tyle odwagi by się do niego zbliżać.
- Misji? Jakiej misji?! Szefie, zwariowałeś?
„A i owszem.”
Brew Naruto drgnęła niczym w tiku nerwowym. Może jednak nie warto było tak usilnie ratować lisie życie…
- Kurde, szefie! Ogarnij się trochę! Stan alarmowy!
Uzumaki przechylił głowę na bok i przyjrzał się z zainteresowaniem Konohomaru. Hm… Dzieciak gadał nad wyraz dziwaczne rzeczy.
- Co ty pierdzielisz? – Zmrużył oczy. To niemożliwe, żeby w wiosce działo się coś istotnego i on by o tym nie wiedział! Chyba.
Od strony bramy północnej zaczęły docierać do nich odgłosy walki.
- ŻE ATAK! Wioska zagrożona! Wszyscy zostali wezwani pod mury…
- A ja? Czemu mi nikt nie powiedział? – oburzył się blondyn.
- Ja ci mówię! – Konohamaru zaczął znowu nim tarmosić. – Więc rusz dupsko, a nie stoisz jak kretyn na środku drogi!
„Jest bitka…”
„No, niby tak.”
„Tłumy wrogich ninja dobijają się do bramy wioski…”
„Zmierzasz do czegoś konkretnego?”
„A ja mogę ich bezkarnie skopać?”
Lis mruknął z aprobatą.
A Naruto z radością chwycił zaskoczonego dzieciaka i przetransportował ich do miejsca rozgrywającej się bitwy.

Sakura zmierzyła pochmurnym spojrzeniem wrogich shinobi. Że też dzisiaj musieli urządzić sobie małą jatkę pod bramami Konochy! Dzisiaj! Kiedy ona akurat miała mieć wolne!
- Ty szczylu niemyty! – warknęła i z demoniczną siłą pięści wbiła najbliższego wroga w ziemię. – Nie tak miałam spędzać dzisiejszy wieczór!
Z okrzykiem wściekłości rzuciła się na następnego przeciwnika, przy okazji powalając dwóch innych łokciami.
Oh, była zła! Zła, zła, złaaa… A chciała tylko zanurzyć się w gorącej wodzie i przez kilkanaście dobrych minut wylegiwać się w wannie przy jakiejś miłej lekturze. A potem… A potem coś by się wymyśliło.
- A masz! – Trzasnęła w lico ninji, którego szczęka przestawiła się z donośnym, nieprzyjemnym zgrzytem. Nieszczęśnik wylądował na ziemi i przeorał dobre kilka metrów, zanim zatrzymał się na murze, znacznie go uszkadzając.
Błysk wściekłości w jej oczach odstraszył kolejnych wrogów.
- Czymże ci nieszczęśnicy tak się narazili mojej wspaniałej przyjaciółce?
- Istnieniem – warknęła i spojrzała na Naruto, który przezornie czaił się na najbliższym drzewie. – A ty co tu robisz? Wara wypoczywać!
- Przestań, Sakurcia! – Blondyn lekceważąco machnął dłonią. – I daj mi coś z życia! Też chcę skopać kilka tyłków!
- Mało żeś się należał w szpitalu ostatnimi czasy? – Dziewczyna założyła ręce na ramiona i wbiła w niego pochmurne spojrzenie. – Bo…
- Och, proooszę! Chcesz po prostu, żebym spróchniał w domu? Wiesz, że nie wysiedzę! Zwłaszcza jak tania rozrywka wpycha mi się do wsi sama. A trochę ruchu na świeżym powietrzu na pewno mi nie zaszkodzi, nie?
Haruno zmierzyła go krytycznym spojrzeniem.
- Dobra – skapitulowała po chwili milczenia. – Ale jak się źle poczujesz, to masz natychmiast się do mnie stawić!
- Się rozumie, kierowniczko! – Zęby blondyna błysnęły w szerokim uśmiechu.

Naruto zdawał sobie sprawę, że jego konwersacja z Sakurą wywołała w szeregach wroga lekkie osłupienie. W końcu, spokojna rozmowa dwójki ludzi w samym środku ataku, była dość osobliwym widokiem. Gdy jednak udało im się w miarę ogarnąć sytuację, postanowili otoczyć shinobi Konohy, którzy w ich mniemaniu zapewne tego nie zauważą.
Błąd. Bardzo poważny i niedopuszczalny błąd.
„Dajesz, młody.”
Oczy blondyna błysnęły dziko, gdy z lisim wdziękiem zeskoczył z drzewa, kumulując w dłoniach chakrę. Błysnęło, huknęło i po chwili dało się słyszeć zbiorowy jęk wrogich ninja.
Z zadowoleniem przyjrzał się swojemu dziełu, którym było pole pełne poległych shinobi, bezwładnie walających się po trawce.
- Pf, cieniasy – sapnął, opierając się na rękojeści przywołanej katany. Broń była spowita przez pomarańczową chakre, która leniwie krążyła po narzędziu, niczym ogniste języki.
- Co to? – zapytała Sakura, z ciekawością patrząc na katanę.
- Nie: co! Kto się mówi! – zakrzyknął blondyn i czułym gestem przejechał palcem po ostrzu. – To Sune.
- Su…Ne? – Dziewczyna rozszerzyła komicznie oczy. – Masz zabójczą broń o imieniu Sune?
- Hej! Ona wcale nie jest zabójcza! No chyba, że w nieodpowiednich rękach…
- Czyli, że twoich?
- Moich? No coś ty! Sune jest niegroźna, zwłaszcza w moim posiadaniu! Żebyś wiedziała jak szalała z Kyu za jego starych złych czasów!
- To jest katana Kyuubi’ego?!
- Yhm, z jego własnej krwi i mocy. Niezła, nie?
- Jesteś niemożliwy – mruknęła kręcąc głową. Jednak Naruto był zajęty już inną kwestią. Poniuchał w powietrzu. Niedaleko coś się święciło.
- Czujesz? - wyszeptał pytająco, wbijając wzrok gdzieś w przestrzeń.
Odpowiedziało mu prychnięcie.
- Nie zapominaj, że niektórzy nie mają takiego wyczulonego nosa jak ty.
- Coś wisi w powietrzu…
„Coś, co zaczyna mi się nie podobać. ”
Kątem oka dostrzegł, jak Sakura kręci głową z rozbawieniem.
- Co? – Zaczęła zaczepnym tonem. – Czekasz na moje pozwolenie?
Uśmiechnął się promiennie, pomachał i zniknął z zasięgu jej wzroku.
„Ninja dźwięku. Znowu.”
„Pilnuj się tym razem.”
„Wiem, ale powiedz mi…”
„Czemu te małe cholery ponowie zaatakowały Konohę? Najwyraźniej Orochimaru ma w tym jakiś większy cel.”
„Tego się sam domyśliłem.” Naruto skakał między drzewami, uważnie lustrując odtoczenie.
„Więc, musimy mu przeszkodzić.”
„No co ty?” Pomyślał ponuro blondyn. „ Nie sądzisz, że łatwiej by było, gdybyśmy wiedzieli, co ta gadzina planuje?”
„Zapewne, ale co to za frajda tak mieć wszystko podane na talerzu?”
„To by była miła odmiana…”
- Hopsa! – wrzasnął radośnie, wykonując salto i lądując buciorami na twarzy jakiegoś przypadkowego ninji. Biedak, już nie zdoła wstać o własnych siłach…
„Wcale nie jest ci go żal.”
„Fakt”
Sune błysnęła w jego dłoni, gdy rzucił się na następnego przeciwnika, torując sobie drogę w głąb lasu. Tam szykowała się lepsza zabawa.
Wpadł na środek rozgardiaszu, z kataną władczo uniesioną ku niebu i rzucając towarzystwu zniewalający uśmiech. Jednak jego widowisku nie poświęcono większej uwagi.
„Nikt nie widział mojego wielkiego wejścia!” Naburmuszył się i nadymał policzki. Lis mruknął coś nieprzyjemnego pod jego adresem. A Naruto stał na środku polanki, gdzie rozgrywała się prawdziwa rozwałka i strzelał focha.
„Pierdziele!” Usiadł po turecku na trawie. „Nie robię!”
„Naruto…”
„Ja się staram jakoś uatrakcyjnić im życie…”
„Kunai.”
„Co?”
„Kunai. Leci w twoim kierunku.”
Naruto uchylił się od ataku przylegając płasko do ziemi.
- KTÓRY KRETYN BEZCZELNIE PRZERYWA MOJE ROZMYŚLANIA? – wrzasnął podrywając się na nogi, wściekle wymachując kataną.
Grupka wrogich shinobi przerwała swoje działania wojenne i spojrzała na niego z dość głupimi minami. Wydawało się nawet, że zaraz wypchnął winowajcę przed siebie, jednak zanim spróbowali tego dokonać zostali unieruchomieni przez cieniowe jutsu Nary i znokautowani klanowymi ciosami Hinaty.
- Też się chciałem pobawić – mruknął, patrząc krzywo na swoich znajomych, którzy po wykonanej robocie stanęli koło blondyna.
- I będziesz miał okazję. – Shikamaru spojrzał wymownie gdzieś w głąb lasu. Za plecami blondyna czaiły się dziesiątki ninji dźwięku. Dużo dziesiątek. Cholera, były ich setki.
- Jeżu… - sapnął Nara. – To wszystko jest bardziej niż upierdliwe.

„O cholera!” Szybki unik, zamach, kolejny unik. „Cholera…” Skok za plecy przeciwnika, mocny cios.
- No jasna cholera! – Naruto przeturlał się po trawie, o włos mijając czyjąś pięść. Cała ta walka, o ile na początku stanowiła dość ciekawą rozrywkę, to teraz stawała się nad wyraz denerwująca. A na dodatek Sune zaczęła odmawiać mu posłuszeństwa, więc musiał ją już dawno odwołać. Cholerna, kapryśna lisia chakra…
Obok niego wylądował Shikamaru. Nie wyglądał na zadowolonego z życia.
- Ludziów jak mrówków – mruknął.
- Czego ten gad tak uparcie chce, że się co chwile do nas dopierdziela? – zapytał Naruto, tworząc kilka klonów. Ktoś musiał się w końcu zająć przeciwnikiem.
Nara westchnął. A coś w owym westchnięciu nie za bardzo spodobało się blondynowi.
- Ty wiesz. – Spojrzał krzywo na kolegę.
Ciemnowłosy chłopak podrapał się po karku, najwyraźniej starając się coś wymyślić. Niedobrze. Kombinujący Nara, to bardzo mądry Nara, więc im więcej czasu zyskiwał, tym bardziej malały szanse Naruto na uzyskanie odpowiedzi.
- I zastanawia mnie, dlaczego nie chcesz mi powiedzieć o co chodzi. – Blondyn zmrużył oczy i założył ręce na ramiona. Przez chwilę wyglądał nawet jakby miał zacząć tupać nerwowo nogą.
- Bo to nie twoja sprawa – mruknął ciemnowłosy chłopak, usilnie unikając kontaktu z oczami Naruto.
- Odnoszę inne wrażenie – warknął. Sytuacja zaczynała go coraz bardziej denerwować.
„Tak bardzo jest ci ta wiedza teraz potrzebna?”
„TAK”
„Więc nie zainteresuje cię to, że Orochimarowskie bubki przedarły się przez twoją ochronę?”
- Co? – zdążył zapytać, a zaraz potem oberwał w brzuch serią ciosów.
Zgiął się w pół.
„Tak to jest, jak zamiast walką zajmujesz się pogaduszkami.”
- Kur…wa – wykrztusił i uniósł głowę, akurat by zobaczyć, jak ninja dźwięku padają jeden po drugim, ogłuszeni Chidori Nagashi.
„Zabijcie mnie.” Pomyślał ponuro Naruto, kiedy czarnowłosa postać stanęła do niego plecami. „Że też ze wszystkich osób, akurat on musi ratować mi dupsko…”
„To prawie romantyczne, nie?”
„Twoje poczucie romantyzmu zaczyna mnie przerażać.”
Wbił rozeźlone spojrzenie w Sasuke. Wcale, a wcale nie podobało mu się to, że to właśnie Uchiha znowu mu pomaga. Wcale! No… Może trochę, bo aktualnie posiadał dobry widok na pewne kształtne partie jego ciała…
- Co on tu robi? – Naruto zamrugał, kiedy palec Sasuke wskazał jego nos. Czarnowłosy najwyraźniej zwracał się do Shikamaru, który w ramach odpowiedzi wymamrotał coś na tyle cicho, że blondyn tego nie usłyszał.
- Hej! – Wyprostował się. – Ja tu jestem!
- A nie powinieneś – cichy syk Uchihy mógłby pewnie spowodować, u kogoś o słabszych nerwach, zejście na zawał. Ale nie Uzumakiego. Może miało to coś wspólnego z brakiem talentu do postrzegania potencjalnego niebezpieczeństwa.
- Co to niby ma znaczyć? – warknął mrużąc oczy.
- To co słyszałeś!
- Dzieci, nie kłóćcie się. – Nara postanowił załagodzić konflikt. Cóż, nie wyszło mu.
- Ty zakompleksiony, neurotyczny buraku! O co ci chodzi?!
- O to, że nie powinno cię tu być!
- A niby dlaczego?!
- Bo nie!
„Zaraz coś mnie trafi!”
Naruto toczył z Uchihą iście epicką walkę na spojrzenia. Ha! Nie straszna mu była czerwień oczu przeciwnika! Wręcz przeciwnie, widok bardzo przypadł mu do gustu. Twarz Sasuke, zazwyczaj wyrażająca nic więcej niż znużenie, pełna była teraz nieskrywanych emocji. Ten błysk determinacji w źrenicach, usta wykrzywione w grymasie wściekłości, to…
„Dzieciaku, ogarnij się…”
- Kurdeee! – wrzasnął łapiąc się za głowę. – Daj mi po prostu spokój w ty momencie, okej? Ja chcę się tylko trochę rozluźnić, skopując kilka tyłków, czy za dużo wymagam od życia?
- Pójdziesz ze mną dobrowolnie, czy muszę cię unieruchamiać?
„Czyli nici z porozumienia?”
- A spróbuj szczęścia! – warknął, przyjmując pozycję bojową.
- Spokój! – Shikamaru nie wyglądał na zadowolonego z życia. – Nie macie kiedy się kłócić? Boże, macie po dwadzieścia lat! Byście dali sobie spokój z tą dziecinadą!
- To on zaczął! – Blondyn musiał wcisnąć swoje trzy grosze.
- Naruto, zamknij się. – Chłopak nawet nie zaszczycił go spojrzeniem. – A ty Sasuke, odpuść na razie. Jak będzie fest niebezpiecznie, to go pogonimy. A teraz możemy zająć się w końcu walką?
- Zaraz! Stop muzyka! – Naruto nagle coś załapał. – Ten bubek wie o co tu chodzi! Wie po co przylazł Orochimaru! A to coś ma wspólnego ze mną, tak?!
- Słuchaj…
- Nie będę słuchał! – Przerwał mu bezczelnie. – Chyba, że powiecie mi co tu się dzieje!
- Nikt nic nie musi ci tłumaczyć! – Nagle Sasuke znalazł się bardzo blisko niego. Stanowczo za blisko. Blondyn przełknął ciężko ślinę. Cholerny drań! Czy on zawsze musiał spoglądać na niego z góry? Och, żeby tak być wyższym o te kilka centymetrów!
„Ohoo…”
„Co, oho? Nie lubię jak mówisz oho! To zazwyczaj znaczy… ”
Potężna fala energii niemalże zbiła wszystkich z nóg.
„Że mamy przekichane.”
- Masakra – wykrztusił Naruto między prychnięciami. I nagle poczuł coś, czego z pewnością nie chciał poczuć. – Co to za chakra i dlaczego już wiem, że nie polubię jej właściciela?
Żaden z jego towarzyszy nie odpowiedział mu. Zaryzykował spojrzenie w ich stronę. I zaklną. Sasuke i Shikamaru wpatrywali się w coś, a owo coś najwyraźniej ich szokowało. Dlatego Naruto wcale nie był pewien, czy chce podążać za ich wzrokiem . Ale raczej nie mógł tego uniknąć.
- Wy chyba jaja sobie robicie – wyszeptał wbijając oczęta w stwora, który przysłaniał im większość widoku.
„Gobi.”
- Pięcioogoniasty – jęknął blondyn, marząc aby zaraz się obudzić. – Pieprzony gad dorwał pięcioogoniastą bestie!