niedziela, 22 maja 2016

Na granicy fiksacji

Dziękuję jeszcze raz za komentarze i zapraszam na część kolejną. Betowała AKARI! ♥ ♥ ♥

***

X

Strażnik potrafił kochać miłością prawdziwą. Jednak strażnik kochał też szalenie. Obsesyjnie i zazdrośnie. I ostrzegł o tym mędrzec byty przez siebie stworzone, aby uczucia swe na wodzy trzymały, bo konsekwencje źle ulokowanych odczuć tragiczne w skutkach być mogły.
Jednak czymże były jego słowa, wobec nieokiełznanego uczucia miłości?


Naruto jęknął z frustracji, jednocześnie przywalając głową w blat stołu przy którym aktualnie siedział.
Świrował. Po prostu świrował.
Och. Nie z powodu lisa i dziwnych machlojek z próbami przejęcia jego ciała, tylko tak… po prostu. Świrował zamknięty w czterech ścianach, raz po raz odczytując zapiski z którymi przyszło mu się zapoznać. Nie ogarniał całej tej pisaniny i miał serdecznie dosyć babrania się w tekstach. I to właściwie przez to dochodziło do jego świrowania.
Bo na cholerę mu znajomość notatek z których dowiadywał się jakiś głupot, ponoć mających miejsce wieki temu. W jego mniemaniu były to zwykłe bajki, banialuki i wyssane z palca brednie, które tylko powodowały, że marnował czas na ich czytanie, a nie… a nie robił coś ważniejszego, no!
Gapił się na swojego kochasia?
Jęknął ponownie, na chwilę podnosząc — i tak już bolącą — głowę i zaraz ponownie przywalając nią w blat. Tak. Idealne wyczucie na lisie docinki. Jak zawsze.
Najgorsze było to… (znaczy, najgorsze w tej chwili, a nie, że tak ogólnie, bo marudzenie demona wciąż plasowało się na pierwszym miejscu), że właściwie musiał siedzieć w tych papierach. Aktualnie nie było dla niego innego zajęcia w tym całym grajdole. No więc siedział. I czytał. Raz po raz zmęczonym, zirytowanym spojrzeniem studiował smukłe litery napisane przez Czwartego, coraz bardziej się złoszcząc, że nie odkrywa niczego, co mogłoby im się przydać. Jednocześnie wyczekiwał momentu, kiedy Sasuke wetknie głowę do pomieszczenia i oznajmi wypranym z emocji głosem:
— Idziemy?
Tak. Tak jak właśnie w tej chwili.

***


Sasuke naprawdę wziął sobie do serca zalecenia Tsunade i, mimo że niekoniecznie pasowało mu takie bratanie się z ludźmi z akademii, to jednak nie przeciwstawiał się i w każdym spotkaniu ze znajomymi brał udział. A Naruto widział, że Uchiha wolałby jednak zaszyć się w swoim domu. Nie miał pojęcia skąd, ale wiedział. Mimo to Sasuke wydawał się czasami nawet w miarę dobrze bawić podczas tych wieczorów i właściwie to on ustalał wyjścia. Chociaż może „bawić” to było nieco naciągane określenie. Bardziej… no nie przeszkadzały mu po prostu te wypady.
Swoje odczucia mężczyzna najwyraźniej zepchnął na drugi plan i robił to wszystko mając na względzie dobro Uzumakiego. I, psia mać, trzeba było przyznać, że jego działania były nad wyraz skuteczne, bo Naruto, mimo początkowej niechęci, szybko powrócił do bycia dawnym sobą, lgnącym do przyjaciół i szczęśliwym z samego faktu, że ma sposobność przebywać z innymi ludźmi.
Chociaż jedno zdecydowanie się zmieniło.
Bo lgnięcie lgnięciem, ale Uzumaki wiedział, miał tę stuprocentową pewność, że każdego wieczoru wybije godzina, kiedy znowu z Sasuke będzie sam na sam. W jego mieszkaniu. W kojącej ciszy i równie kojącym towarzystwie mężczyzny, który nie narzucał się, a po prostu był. Przy nim.
Jasne. Naruto chętnie dawał się wyciągać na spotkania, bo obecność znajomych naprawdę pozwalała mu nie myśleć o własnych problemach i o tym, że nic z ich poszukiwań nie idzie po jego myśli. Ale równie chętnie wracał. By w zaciszu uchihowej rezydencji mieć Sasuke tylko i wyłącznie dla siebie. Nawet jeżeli oznaczało to, że po prostu przez długie minuty będą siedzieć na drewnianym tarasie, chliptać kawę i słowem się do siebie nie odezwą.
W każdym razie, wszystko było w porządku, póki Sasuke był blisko.
No właśnie.

***

— Hę? — Naruto zamrugał, nie będąc pewnym, czy właściwie dobrze wszystko usłyszał. Miał szczerą nadzieję, że nie.
— Misja.
— Załapałem, że misja — żachnął się. Początkowe zdziwienie zamieniło się w lekką irytację. — Nawet załapałem, że Sasuke misja. Tylko niekoniecznie rozumiem, dlaczego samotna misja i dlaczego ma być wykonana akuratnie przez Uchihe. Nie, żeby coś, ale moim skromnym zdaniem, ze względu na lisa oczywiście, nie powinniśmy zbytnio się rozdzielać.
— Ze względu na lisa, mówisz? — Na ustach Hokage pojawił się krzywy uśmiech, który ni jak się Uzumakiemu nie spodobał.
— Oczywiście — postanowił twardo trzymać się swojego stanowiska. — Lisa.
— Niech ci będzie — skapitulowała kobieta. — W każdym razie tak. Sasuke czeka samotna misja. I chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że lepiej by było, abyście trzymali się razem, to jednak w tym przypadku… jesteśmy zmuszeni…
— My?
— Owszem. Ja i Uchiha. Sytuacja wymaga, żeby ruszył w teren. Samotnie — zaakcentowała ponownie, patrząc na Naruto znacząco. Na co ten skrzywił się wyraźnie.
Od początku wiedział, że święci się coś ciulowego. Od kiedy tylko Sasuke oznajmił mu z rana, że muszą się udać do Tsunade. Zaraz jak się znaleźli pod gabinetem Hokage, został poinstruowany przez przyjaciela, że ta rozmowa musi się odbyć w cztery oczy, więc on niech sobie poczeka, póki łaskawie go nie zawołają.
Pogadanka Uchihy z Tsunade trwała dobre dziesięć minut i Naruto za cholerę nie był w stanie nic podsłuchać. Co jeszcze bardziej go irytowało. W każdym razie, po tym czasie został wpuszczony do gabinetu i zaraz na wstępie Hokage oznajmiła mu, że Sasuke zostaje wysłany na misję.
Tak. SAM. Bez niego.
W pierwszej chwili poczuł się wyjątkowo… źle. Myśl o tym, że Uchihy przy nim nie będzie, podziałała na niego dosyć paraliżująco, więc przez sekundę czy dwie nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Później wyraził swoje oburzenie. A teraz, będąc pod twardym wzrokiem przywódczyni wioski i czując na plecach wwiercające się, palące spojrzenie czarnych oczu, stwierdził, że chyba w sumie nie powinien… reagować tak dziko.
Jeszcze taki Sasuke sobie, nie daj Boże, coś pomyśli, czy coś.
— No dobra — odetchnął. — Sasuke ma misję. Super. Co ja więc tu robię, skoro to jedyny temat?
— Bo to trzydniowa misja.
Oł.
Zagryzł usta, próbując nie dać po sobie poznać, że ta informacja wyjątkowo mu się nie podoba. Zaraz jednak zbeształ się w myślach. To przecież nie tak, że musi mieć Uchihe przy sobie dwadzieścia cztery godziny na dobę! Fakt faktem, ostatnimi czasy naprawdę tak było i spędzali, jak nie ze sobą, to w swoim pobliżu cały czas, ale no… No. Nie musi, no!
— No i? — zapytał w końcu.
— No i pytanie, czy sądzisz, że w razie czego uda ci się przetrzymać lisiego demona w ryzach samemu przez ten czas.
— Oczywiście — odpowiedział błyskawicznie. Dopiero po chwili stwierdził, że nie jest wcale tego aż tak pewien. Zaraz jednak tchnęła go inna myśl, a w jego głowie zakiełkowało ziarenko podejrzenia. — Zaraz. Ta misja ma coś wspólnego z Kyuubim?
— Cóż…
— Skoro tak, to dlaczego nie mogę w niej uczestniczyć?
— A to, że tak powiem, guzik powinno cię obchodzić. Nie możesz i już. Nikt nie może. Oprócz Sasuke, oczywiście.
— Bezsensu! Ja przecie… — zamilkł gwałtownie, kiedy poczuł na ramieniu dłoń Uchihy, który jeszcze przed chwileczką stał gdzieś za nim. I teraz jakoś tak bezdźwięcznie znalazł się tuż obok niego.
— Odpuść — powiedział jedynie mężczyzna, kręcąc lekko głową. — Naprawdę.
— Ale… — zaczął z oburzeniem, jednak widząc grobową minę przyjaciela odpuścił. — W porządku — burknął w końcu i znowu spojrzał na przywódczynię wioski.
— Więc? Myślisz, że się uda? — ponowiła pytanie kobieta.
— Nie wiem — odpowiedział szczerze. — Niby demon aktualnie siedzi w miarę grzecznie i nawet za dużo nie psioczy. Więc… raczej tak.
— Raczej?
— Och, no wybacz, że nie mogę dać stuprocentowej pewności, że Kyuubi nagle czegoś nie odwali — sarknął. — A na dobrą sprawę, mamy jakiś wybór?
Pytanie pozostało bez odpowiedzi.

***

Nie zdradzono mu żadnych szczegółów poza tym, że Sasuke ma wyruszyć już następnego dnia z samego rana, i że nie będzie go przez równe trzy dni. Chyba że oczywiście coś się skomplikuje, wtedy cała ta dziwna misja potrwa dłużej.
Naruto sam nie potrafił określić, czy bardziej wkurza go to, że nic na temat tej nagłej wyprawy właściwie nie wie, czy to, że on sam niekoniecznie dobrze przyjmuje do siebie informację, że Uchiha na jakiś czas opuści jego marny żywot. Sam sobie próbował wytłumaczyć, że to tylko chromolone trzy dni, a nie Bóg wie ile i że, hej, to przecież nic takiego no! Nie wiedział, kiedy tak cholernie mocno uzależnił się od obecności przyjaciela i chyba nieco zaczynało go to uzależnienie przerażać. Bo przecież… to nie było normalne. Dlatego próbował zmusić się do jakiś bardziej ogarniętych reakcji, czyli właściwie do olania tematu. Byli shinobi, misje się zdarzały, a Sasuke nie musiał przecież być przy nim non stop.
I nawet mu to przekonywanie samego siebie, że nie powinien reagować aż tak źle, wychodziło przez jakiś czas. Jednak kiedy nastał poranek, a on zwlekł się ze swojego futonu, zmarnowany i zmęczony kolejną marnie przespaną nocką, w brzuchu ciążyło mu nieprzyjemne uczucie niepokoju.
Sasuke wciąż najwyraźniej spał, a przynajmniej nie wynurzył się jeszcze ze swojego pokoju, więc Naruto niemalże machinalnie wstawił wodę w czajniku i zaczął przygotowywać kawę oraz śniadanie. Po niedługim czasie Uchiha, lekko zaspany, pojawił się w kuchni, gdzie po krótkim „bry” usiadł przy stole i zanurzył nos w kubku z kawą.
Śniadanie spożyli w ciszy. Każdy pogrążony we własnych myślach.
Te Naruto skupione były przede wszystkim na tym dziwnym uczuciu ciążącym mu w brzuchu, mówiącym, że ta durna misja jest wyjątkowo kretyńskim pomysłem. W tym samym czasie mózg Uzumakiego usilnie próbował go przekonać, że wkręca sobie dziwne rzeczy i przecież nic złego się w ciągu tych trzech dni nie stanie. Sam nie wiedział czemu wierzyć. Z sekundy na sekundę był coraz bardziej pochmurny.
Niemrawo przeżuwał swoją kanapkę, podczas gdy Sasuke już dawno się posilił i właśnie zabierał się za dopakowywanie prowiantu do plecaka, który ze sobą wcześniej przytaszczył.
— Dobrze się czujesz?
— Hm? — dopiero po dłuższej chwili dotarło do niego, że Uchiha coś powiedział.
— Pytam, czy się dobrze czujesz.
— Oczywiście — burknął. — Czemu miałbym nie czuć się dobrze?
— Blado wyglądasz. Może…
— Co?
— Może jednak nie powinienem cię zostawiać?
Paradoksalnie, po tych słowach Naruto poczuł… złość. Bo, cholera, ile on miał lat, żeby ktoś się nim tak strasznie musiał przejmować?! Nawet jeśli to przejmowanie się wynikało po prostu z szaleństw dziewięcioogoniastej bestii, to i tak nieco urażało Uzumakiego. Nawet trochę bardziej niż „nieco”.
— Nie musisz robić ze mnie cioty, która sobie bez ciebie nie poradzi, wiesz? — warknął, mrużąc gniewnie oczy. O tak. Był zły. — Wyobraź sobie, że większość życia dawałem sobie radę sam. Więc…
— Wiesz, że nie o to mi chodziło — przerwał mu Sasuke. — Po prostu demon…
— Demon ma się świetnie, z tego co mi wiadomo. Przekazać pozdrowienia?
— Naruto — w głosie Uchihy pojawiły się ostrzegawcze nuty.
— Co? — sapnął. — Idź już sobie po prostu, a nie chrzanisz trzy po trzy. Skoro to taka ważna misja, że musisz ją wykonać niezwłocznie i taka tajna, że nie możesz mi zdradzić szczegółów, to po co drążyć temat?
— To pomoże z lisem!
— Cudownie. Zapewne dziewięcioogoniasty się ucieszy z twojej atencji. Jak już wspominałem, ja czuję się świetnie.
— Naprawdę wolałbym zostać.
Jak gwałtownie się zirytował, tak też nagle Naruto oklapł. Złość wyparowała z niego momentalnie, zwłaszcza, że właśnie w oczach przyjaciela ujrzał… troskę. Zwykłą troskę, niepodszytą żadnym innym uczuciem. Sasuke wpatrywał się w niego intensywnie, najwyraźniej szukając jakiegokolwiek argumentu na to, żeby faktycznie nie musieć ruszać się z wioski.
Westchnął ciężko, przymykając jednocześnie powieki, żeby chociaż w ten marny sposób odgrodzić się od tego prześwietlającego spojrzenia. Boże. Dlaczego to wszystko było takie… takie… pogmatwane? Dlaczego on sam nie potrafił w tej chwili nawet ogarnąć swoich własnych uczuć i warczał na Sasuke chyba tylko po to, żeby jakoś zamaskować swój… niepokój?
— Sorry — wydukał w końcu, wciąż nie otwierając oczu. Głos zatrząsł mu się lekko, chociaż sam nie do końca wiedział z jakiego powodu. — Po prostu… — sapnął. — Wszystko okej. Naprawdę. Po prostu wstałem lewą nogą. — Uśmiechnął się niemrawo.
— Na pewno?
Naruto wzdrygnął się niekontrolowanie, gwałtownie otwierając oczy. Z ledwością powstrzymał się od zdumionego sapnięcia.
Bo oto twarz przyjaciela znajdowała się zaledwie kilka milimetrów od jego własnej. Na tyle blisko, że Uzumaki mógł dostrzec jasne plamki czające się w czarnych tęczówkach. Tak blisko, że Naruto czuł bijące od drugiego ciała ciepło i chyba z tego względu wszystkie dręczące go dotychczas myśli rozpierzchły się momentalnie, pozwalając aby tylko jedna pozostała w głowie.
Sasuke ma piękne oczy.
— Ja… noo — wydukał w końcu, nie za bardzo wiedząc co takiego chce powiedzieć, jednak wypadałoby cokolwiek wydusić na zadane pytanie. Szkoda tylko, że jego mózg najwyraźniej stwierdził, że czas najwyższy udać się na wakacje.
— Masz czerwone policzki — oznajmił Uchiha, nie odsuwając się wciąż i mrużąc podejrzliwie oczy. Jego ciepły oddech owiał twarz Naruto, co ni jak nie pozwoliło Uzumakiemu jakoś bardziej się ogarnąć. Wręcz przeciwnie. — Nie masz gorączki?
Nie zdążył zaprzeczyć. Zdecydowanie nie miał gorączki, mimo tego, że w tej chwili — och, czuł to! — cała jego twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora. W każdym razie: nie zdążył zaprzeczyć. Bo kiedy już zabierał się za wyciśnięcie z siebie jakiegoś, nieco spanikowanego, „NIE!”, ręce przyjaciela delikatnie ujęły go za twarz i pociągnęły lekko do przodu, żeby zaraz ich czoła się lekko dotknęły.
Naruto miał wrażenie, że świat się zatrzymał.
Szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w twarz przyjaciela. W jego, aktualnie nieruchome, oczy. Które wciąż intensywnie wlepiały się w jego własne, powodując, że Uzumaki czuł, że kolor który właśnie zdobił jego twarz zamienia się w cudownie ceglane bordo.
Pocałuje… mnie?
— Nie masz — odpowiedział sam sobie Uchiha, odsuwając się od niego gwałtownie.
Naruto z ledwością powstrzymał jęk zawodu. I dopiero po chwili sobie uświadomił co za bzdurne myśli krążyły mu po głowie.
— Mówiłem, że wszystko okej — oznajmił i zaśmiał się sztucznie, próbując zamaskować swoje zakłopotanie. — I serio, idź już. Ze mną wszystko będzie dobrze. Poradzę sobie z tym lisim pchlarzem, cokolwiek by nie wywinął.
— W porządku — powiedział Sasuke, po chwili ciszy w której znowu wlepiał w Uzumakiego to uważne, lustrujące spojrzenie, pod którym Naruto czuł się wyjątkowo… niekomfortowo. Jakby ktoś, cholera, zaglądał mu prosto do mózgu! — W porządku — powtórzył mężczyzna. I po niedługiej chwili faktycznie wyruszył, zostawiając go w kuchni własnego mieszkania.
Samego.
Skołowanego.
Po kilki minutach takiego bezczynnego siedzenia i wgapiania się w ścianę, Naruto nie był taki pewien czy faktycznie wszystko będzie „w porządku”.