wtorek, 27 grudnia 2011

Owoce i warzywa - NejiSasu

Dzień doberek, robaczki!
Witam was w ten jakże radosny, poświętowy poraneczek. Ale wesołych, niech będzie, że jeszcze zdążyłam :3 O, no przecież sylwestra udanego mogę jeszcze wszystkim życzyć... No to udanego :D
Więc, dzisiejszy twór powstał z winy i przyczyny Mechalice, a jakże! Ty zUa i niegodziwa istoto! W każdym razie, nie ma on nic wspólnego z niczym co pisałam do tej pory i nawiązuje jedynie (o tak, zemsta) do ostatniego fika właśnie wyżej wymienionej Pani :D (tak tak, link w bocznym paseczku się znajduje, zapraszam serdecznie) Co by tu jeszcze... Cóż... Paring z góry został narzucony, ale szczerze powiedziawszy, jakby się wstawiło w miejsce głównych bohaterów imiona Jeremi i Alojzy, to nie zrobiłoby to żadnej większej różnicy, więc kanonu ni ma tu za grosz. Czujcie się ostrzeżeni ^ ^.

Deedwarda: Doła wzięłam i się pozbyłam ^ ^. A nóż widelec chodzi o to, że w końcu oderwałam się od tej cholernej uczelni. A mniejsza z tym. Spóźnione życzonka :*

Mechalice: A ja mam nadzieję, że uświadamiasz sobie, że to właściwie przez Ciebie nie śpię? xD Tak tylko... Wspominam... Kurde, właściwie to ledwo widzę na oczy, chyba nie dam rady logicznie odpisywać na komentarze... xD Ojoj.
No nie deprecham xD Optymizm i Kelly family moimi przewodnikami życiowymi! Juhu!
I neee, ja betaaa nieee, coś czuję, że by to wyglądało, jak nauka parkowania z instruktorem:
- Parkuj tu.
- Nie.
- No parkuj!
- Nie! Nie będę parkować!
- To jak się nauczysz?
- Nie będę i już!
-...
- NIE!
- Jeszcze mi się tu porycz!
- A weź spieprzaj!
Jakże miło wspominam te czasy <3 br="br">Mniejsza z tym... Właściwie to jest 7 rano niemalże, więc chyba powinnam rozważyć pójście spać.

Ups, coś czuję, że błędów to tu będzie od groma xD
Dziękować za komentarze, zapraszam na... Zgoła coś innego :D

*** *** *** *** *** *** ***

Warzywa i owoce.

Sasuke z morderczym błyskiem w oku wpatrywał się w sklepową półkę. Warzywną, żeby nie było.
W końcu odżywiał się zdrowo. Nie to co pewne pochłaniające-wyłącznie-ramen osobniki.
Chociaż… Z tego co zauważył ostatnio, pochłaniające-wyłącznie-ramen osobniki sparowały się z wiecznie-spóźniającymi-się-niedospanymi osobnikami i próbują wprowadzić swoje jeszcze żyjące zwłoki w program „Zdrowa dieta”. Nie, żeby Sasuke wierzył w powodzenie ich akcji.
Nie, żeby Sasukowa żyła na skroni nie pulsowała intensywnie na wspomnienie o nowych konohańskich zakochanych skowroneczkach. Nie, żeby był zazdrosny o Naruto, czy, broń Boże, Kakashi’ego! Bo to właśnie oni wchodzi w skład zakochanych skowroneczków.
W każdym razie, nie o to chodziło.
Sprawa była nieco bardziej denerwująca i wbrew pozorom, delikatna. Otóż, Sasuke męczyło, że prawdopodobnie został jedynym kawalerem we wsi. I wcale nie chodziło o to, że cholerny młot dorwał już swoją pożal się boże połówkę, a on nie! Cóż z tego, że dopiero wtedy Uchiha zaczął się nad tą kwestią zastanawiać?
- Pomidor! – warknąl władczo na zieloną skrzyneczkę, która zawierała dorodne, czerwone… No właśnie? – Owocu ty! – rzucił Sasuke z niemałą satysfakcją. Bo Uchiha należał do grona osób święcie przekonanych, że czerwone produkty wijącego się pędu powinny być przez wszystkich nazywane owocami.
- Warzywo.
Do uszu Uchihy dobiegł cichy spokojny głos. Czarnowłosy zmrużył podejrzliwie oczy, wlepiając je w wyjątkowo dorodnego pomidora, który kusząco górował nad innymi w skrzynce. Chyba zaczynał wariować…
- Mówiłeś coś? – zapytał, ot dla pewności.
- Warzywo. Pomidor jest warzywem.
Sasuke stwierdził, że jednak wszystko z nim jest w porządku, bo spokojny, dziwnie przyjemny dla ucha głos rozlegał się gdzieś z boku, a nie, jak podejrzewał wcześniej, ze sklepowej półki. Łaskawie obrócił głowę nieco w lewo, aby obdarzyć natrętnego osobnika pogardliwym spojrzeniem. I schrzanił efekt, chwilowym rozdziawieniem ust.
Bo oto przemówił do niego osobnik, którego nie podejrzewałby o tak beztroskie próby nawiązania rozmowy. Tudzież próby sprawienia, że niedoszły rozmówca poczuje się po prostu jak kretyn.
Zerknął ponownie na pomidora, który wciąż usadawiał się na szczycie skrzynki. Ale jakoś nie wydawało się, aby roślinka miała coś do powiedzenia, więc z braku laku, ponownie powędrował wzrokiem ku, a tak…
- Hyuuga – wyrzucił z siebie posiadacz sharingana, z największą obojętnością, na jaką było go stać. – Słucham?
Sasuke dopracował swoją obojętność, nieco pogardliwym i zniecierpliwionym spojrzeniem.
- Warzywo – powtórzył ponownie Neji, zgrabnie wymijając czarnowłosego i chwytając w dłonie puszącego się na szczycie piramidki pomidora. – To. – Wyciągnął trzymaną rzecz tuż przed nos Uchihy. – Jest warzywo.
I wetknął je do sklepowego koszyka, aby następnie powędrować do kasy.
A Sasuke stał jak słup soli, wpatrując się w przestrzeń, którą jeszcze przed chwilą przesłaniała mu wszechobecna czerwień i właściwie to nie ogarniał.
- Hej! – wrzasnął po chwili, w której to Hyuuga zdołał już opuścić budynek. – To był mój… OWOC!

***

- Sasuke, no już, uśmiechnij się nieco i wcinaj.
Uchiha wbił mordercze spojrzenie w stojącą przed nim miskę. Miskę wypełnioną pomidorami. Fakt, pociachanymi, co nieco dawało upust jego wściekłości. Wynurzanymi w śmietanie. I doprawionych cholera wie jakimi dziwnymi eksperymentami.
Spojrzał nieufnie na Uzumakiego.
- Co to?
- Sałatka – powiedział, z wyraźnym politowaniem blondyn, siadając naprzeciw niego. – Z pomidorów.
Sasuke wydał z siebie dziwny dźwięk. Przypominający nieco szczeknięcie, warknięcie i prychnięcie w jednym
- Eee… - zaczął niepewnie Naruto. – Coś jest nie tak?
- Hyuuga – warknął czarnowłosy. – To złodziej.
- Co?
- No ukradł mi. Pomidora – dokończył, obnażając niebezpiecznie zęby.
- Okej?
Sasuke butnie odsunął od siebie talerz i spojrzał na przyjaciela poważnie.
- Ukradł mi pomidora – powiedział ponownie, w charakterystycznym geście splatając ręce pod brodą. – W sklepie, rozumiesz? Neji Hyuuga ukradł mojego pomidora. Prywatnego. Niedoszłokupnego, niech będzie. Ale był mój! Zaklepany!
- Yhm… Ale to… Że z półki? – zapytał, wedle Sasuke, nieco kretyńsko.
- No jasne, że z półki – rzucił czarnowłosy, posyłając Naruto wyraźnie wrogie spojrzenie. – Głupi jesteś, czy co?
- Sasuke? – zapytał blondyn kręcąc się niespokojnie na swoim miejscu. – Może spróbuj sałatki? Bo chciałbym ci zadać pytanie, a wcześniej muszę poznać twoją opinię na temat mojej pomidorowej sałatki. Wiesz, Kakashi i jego zdrowa dieta. Potrzebuje opinii postronnej, nie chcę go zatruć pierwszą potrawą jaką przygotowałem, więc możesz się poświęcić dla dobra mojego związku, nie?
Z westchnieniem irytacji czarnowłosy przyciągnął do siebie sałatkę i wepchnął jej większość do swoich ust. Ostentacyjnie przeżuł ją kilka razy, aby następnie głośno przełknąć podane danie. Mlasnął niepewnie.
- Żyjesz? – zapytał Naruto z pewną dozą fascynacji, która nie spodobała się Sasuke.
- Nie – palnął. Po chwili zastanowienia dodał. – Ale zjadliwa. Znaczy, dobra nawet. Bardzo.
Uzumaki wyszczerzył się radośnie.
- Ha! – zakrzyknął mężnie, pałaszując z talerza to, co zostawił Uchiha. – Widzisz? Jak człowiek chce to potrafi. A pomidory pomogą mi uratować sałatę!
- Sałatę?
Naruto wskazał niedbałym gestem parapet, na którym, o dziwo, faktycznie znajdowała się sałata. W glinianym naczynku, wyrastała dumnie, nie zawracając uwagi na toczącą się w kuchni dyskusję. I łypała przymilnie w stronę swojego właściciela.
- Kakashi chce ją na kanapki przerobić – parsknął blondyn, między kolejnymi plastrami pomidora. – Kretyństwo, nie?
Sasuke nie wypowiedział się w kwestii sałatowego szaleństwa. Nie miał pojęcia jaki bój toczą miedzy sobą Kakashi i Naruto, ani jaką rolę odgrywa w tym wszystkim zielenina, oraz do czego niby miała służyć pomidorowa sałatka, ale właściwie to nie chciał wiedzieć. I nie miał zamiaru się w to mieszać.
- Więc?
- Hm? – Blondyn z uwagą wyskrobywał resztki jedzenia z talerza.
- Miałeś jakieś pytanie.
- O! No! – Niebieskooki odłożył w końcu stołową zastawę i wbił w przyjaciela uważne spojrzenie. Za uważne, jak na swoje standardy. – Wiesz, bo coś dużo nawijasz dzisiaj, nie poznaje cię nieco. I nie jestem pewien, czy sobie uświadamiasz pewną rzecz.
- Wydaje ci się – mruknął Sasuke, ganiając się w myślach. Dla poprawienie wizerunku machnął grzywką. – Że nawijam – dodał, w razie gdyby ktoś miał wątpliwości.
- Może – Naruto wzruszył ramionami. – Bo wiesz, właściwie nie jestem chyba odpowiednią osobą, która powinna cię uświadamiać, ale jako, że nikt inny się na to nie odważy, to chyba będę musiał. Cóż, może jakbym namówił Kakashi’ego, to by ci dyskretniej przekazał nowo odkrytą wiadomość, ale jako, że Tsunade znowu go torturuje za kolejne spóźnienia, to chyba…
- Powiesz wreszcie, czy mogę sobie iść, nie usłyszawszy twoich wspaniałych informacji?
- Bo mi się wydaje, że ktoś ci się spodobał ostatnimi czasy…

***

Sasuke z donośnym trzaskiem opuścił mieszkanie Kakashi’ego. Pozostawiając w nim nieco poobijanego blondyna. I tak powinien się cieszyć, że skończyło się wyłącznie na rozkwaszonym nosie i podbitym oku!
Jak on mógł… Jak on ŚMIAŁ insynuować, że ktoś pokroju Hyuugi… Nie, to było niedorzeczne.
Zatrzymał się gwałtownie.
No tak. W końcu nie kupił tych cholernych pomidorów. Poczłapał się do sklepu, w przypływie optymizmu postanawiając w najbliższym czasie zabić Naruto. Przynajmniej będzie miał tą satysfakcję i sprawi, że Konoha otrzyma kolejnego kawalera na wydanie w postaci podstarzałego Jonina! A właśnie, z tego co wiedział to Neji również nie miał aktualnie nikogo…
- Kretyństwo! – wrzasnął do siebie samego, przy okazji strasząc grupkę dzieciaków, które kręciły się w pobliżu. Czym prędzej ruszył przed siebie.
Cholerny Naruto i jego cholerne pomysły! To przez niego ma takie dziwaczne myśli!
Wtargnął do sklepu, warknąwszy powitanie do ekspedientki, kultura przecież obowiązuje, ruszył wzdłuż półek. Chwycił słoik suszonych pomidorów. Przy następnej alejce wpakował sobie pod pachy karton soku pomidorowego. A kolejnym przystankiem była, a jakże, półka z warzywami. I owocami, do jasnej cholery!
- Owoce, kuźwa. To są cholerne owoce – sapnął do siebie, chwytając pierwszego lepszego pomidora z brzegu. Uniósł go na wysokość oczu i ze zmarszczonymi brwiami przyjrzał się czerwonej powierzchni.
- Warzywa.
- Co? – Sasuke z wrażenia o mało nie zgniótł pomidora.
- To. Są. Warzywa - powtórzył ktoś dobitnie, a Uchiha nawet nie musiał się obracać, żeby wiedzieć, któż ośmielił się przerwać jego wewnętrzną walkę z samym sobą.
- Chyba sobie kpisz – stwierdził posiadacz sharingana, rzucając Hyuudze wyzywające spojrzenie.
- Nie. – Aczkolwiek Neji wyzwania nie odwzajemnił. Wpatrywał się w młodszego mężczyznę ze spokojem i chyba nawet pewną dozą zainteresowania. – To fakt.
- Nie masz na to żadnych dowodów! – burknął Sasuke, zamieniając wyzywające spojrzenie na bardziej pochmurne i mroczne.
- A ty masz?
- Oczywiście – rzekł poirytowany, wyciągając przed siebie słoik. – Patrz. Suszone. Każdy wie, że suszy się owoce.
- Też.
- Co?
- Suszy się też warzywa– zapewnił Hyuuga, ani o jotę nie zmieniając tonu. – Do zupy można.
- Soki! – jęknął Sasukę. I jęk nie miał nic wspólnego z tym, że rozmyślał o barwie głosu Neji’ego. Cholerny, za dużo gadający Naruto…
- Co?
- No – odpyszczył średnio inteligentnie. – Soki. No wiesz, takie do picia. Z pomarańczy, jabłek. No i są pomidorowe. Czyli O.W.O.C.O.W.E. – Przeliterował dosadnie.
- Marchwiowy. Wielowarzywny.
W Sasuke aż coś się zagotowało.
- TY! – warknął, bojowo odkładając pomidora do skrzynki. – Jesteś! Jesteś… Hm… Jesteś…
Po prostu zabrakło mu słów. Wrzasnął wewnętrznie i ruszył do kasy.
- Jestem – przyznał Hyuuga, który najwyraźniej stwierdził, że pójście za Uchihą będzie dobrym pomysłem. – I chyba możemy sprawdzić, kto ma rację.
- Jakby mi zależało – zaczął buntowniczym tonem, chwytając siatkę z zakupami i obracając się ku starszemu chłopakowi. I zamarł.
Neji był stanowczo za blisko. Sasuke z łatwością mógł dostrzec ciemniejszą obwódkę wokół białych tęczówek. I to, że usta Hyuugi rozciągnęły się w delikatnym, aczkolwiek wyzywającym uśmiechu.
- A nie?

***

Sasuke siedział sztywno na kuchennym krześle. I wszystko byłoby dobrze, gdyby krzesło należało do Naruto, Sakury, czy też Kakashi’ego. Ale nie. Nie wiedzieć czemu, wylądował na krześle, którego dumnym właścicielem był Neji Hyuuga.
- Owoc – stwierdził na pocieszenie, próbując nie wyrżnąć głową w blat stołu. To nie wyglądałoby dobrze.
Zerwał się gwałtownie z krzesła, okrążając stół, aby zerknąć do salonu.
On wcale nie miał żadnych ukrytych celów w wizycie w domu Hyuugi. Naprawdę. A na pewno już jego cele nie, o ile by istniały, nie miałyby nic wspólnego z wcześniejszą rozmową z Naruto! Wrócił na swoje miejsce, oparł łokcie na blacie i schował twarz w dłoniach.
Miał dziwne wrażenie, że coś mu się walił jego spokojny żywot.
- Ym – usłyszał, zanim ktoś położył mu dłoń na ramieniu. I potrząsnął nim delikatnie. – Wszystko gra?
Pokręcił głową, nie podnosząc jej ani o milimetr.
- Mam… Książkę – kontynuował Hyuuga.
- A przestań pieprzyć – warknął Sasuke, ukazując światu jedno oko. – Po co żeś mnie tu ściągnął? Bo chyba nie po to, by faktycznie sprawdzać czym są pomidory? To trochę niedorzeczne.
- Właściwie – Neji usiadł po drugiej stronie stołu. Odłożył książkę na brzeg blatu, wpatrując się uważnie w okładkę. – To encyklopedia.
- Hyuuga! – Uchiha odsłonił drugie oko, które niebezpiecznie zalśniło czerwienią. Nie miał zamiaru bawić się w żadne cholerne gierki. – Gadajże!
- Chciałem coś sprawdzić.
- Co?
- Teorię. Ciekawą. Ostatnio przedstawił mi ją…
Sasuke odchylił się w krześle wyraźnie zirytowany, odgarniając włosy z twarzy. To chyba nie będzie łatwa rozmowa. Chyba, że… Właściwie on też znalazłby jedną, czy też dwie rzeczy do sprawdzenia.
I właśnie przyszedł czas, w którym Sasuke postanowił zabrać się za sprawdzanie w praktyce. W końcu musiał coś sobie udowodnić. Sobie i temu cholernemu blondynowi, któremu do łba wpadają niedorzeczne pomysły!
Wychylił się błyskawicznie przed siebie, niemalże kładąc się na kuchennym stole. Pociągnął starszego chłopaka za długie, gęste włosy i przyciągnął jego twarz do swojej. Jego policzek owiał ciepły oddech Hyuugi, gdy ten, zaskoczony wypuścił powietrze z płuc.
Sasuke widział srebrne plamki, błyszczące w białych oczach. Pod palcami czuł miękkie włosy, które zatańczyły wesoło ponad powierzchnią blatu. W opasce ze znakiem liścia zobaczył swoje odbicie.
Zmarszczył brwi i wbijając stanowcze spojrzenie w tęczówki chłopaka i jakimś dziwnym sposobem podciągnął się tak, że siedział okrakiem na końcu blatu, ze swobodnie zwieszonymi nogami, w dalszym ciągu wplątując palce we włosy Neji’ego.
- Co robisz? – zapytał w końcu Hyuuga.
- Nie wiem – powiedział szczerze, nie zmieniając swojej pozycji.
- A masz zamiar kontynuować?
- A zasłużyłeś? - odpowiedział pytaniem. Miło było trzymać w dłoniach Twarz Neji’ego. Tak… Swobodnie i naturalnie się z tym czuł, że zaskoczyło to nawet jego samego.
- Mogę opowiedzieć ci o pomidorach.
- Wiem sporo o pomidorach – przyznał, pochylając się nad nim, tak, że stykali się czołami. - Nie wiem, czy uda ci się mnie czymś zaskoczyć.
- A wiesz… - zaczął Hyuuga, wstając powoli, równocześnie starając się nie przerywać kontaktu z Sasuke. W końcu wyszło tak, że stał nad wciąż siedzącym na blacie chłopakiem, swobodnie opierając dłonie obok kolan Uchihy. – Że pochodzą z rodziny roślin psiankowatych?
- Obiło mi się o uszy.
- I były kiedyś wyłącznie roślinami ozdobnymi?
- O? Naprawdę? – Sasuke zamrugał zdziwiony, gdy na jego nosie wylądował krótki całus. – Hej, nie zasłu…
- A to, że szkodzi im temperatura poniżej siedmiu stopni…
- A bądź już ty cicho.
- A mógłbyś…
Sasuke uniósł się nieco, dzięki czemu ich usta się w końcu spotkały.
Jakiś czas później stwierdził, że nawet młotki mają od czasu do czasu rację i można ich ewentualnie posłuchać…

***

- Nie sądzisz, że to nieco okrutne?
- Hm? – Kakashi bez zrozumienia spojrzał na swojego… Naruto. Tak, to dobre określenie. Jego Naruto właśnie rozpłaszczał się na dachu, z którego miał doskonały widok na pewną kuchnię. A on mu towarzyszył. Ba! On mu pokazał to miejsce.
- No… Żeśmy wyswatali dwóch największych neurotyków w wiosce. Nie wiem, czy to się dobrze dla nas skończy.
- To były – zaczął z wahaniem. – Delikatne sugestie – dokończył z satysfakcją. – Nie mają jak nam czegokolwiek udowodnić.
- Myślisz, że nie wiedzą? – zapytał blondyn przysuwając się do Kakashi’ego.
Z odpowiedzą przyszedł mu dźwięk zasuwanych rolet.
- Wiedzą – parsknęli równocześnie.
- I pewnie niedługo nam się za to oberwie – stwierdził po chwili Naruto.
- No nie wiem, nie wyglądali przed chwilą na niezadowolonych, nie? Zresztą, ci już się nieźle oberwało. Sasuke zasługuje na wszystko, co Neji mu zaserwuje.

***

- Cholera - mlasnął Sasuke, odrywając się od chłopaka. Złapał oddech.
- Hm?
- Wciąż nie kupiłem tych cholernych pomidorów.
- Wiesz... U mnie znajdziesz ich dość - powiedział Neji, przyciągając go ponownie do siebie. - Nawet, mogę stwierdzić, że całkiem sporą kolekcję.
Dwie postacie były zbyt zajęte sobą, aby zauważyć, że z blatu sunęła się książka. Nie zwróciły na to uwagi. Ciężki tom otworzył się na zaznaczonej stronie.

Pomidor - gatunek rośliny z rodziny psiankowatych. Ma wiele synonimów: pomidor uprawny, pomidor jadalny, psianka pomidor i po prostu pomidor. Pochodzi z Ameryki Południowej lub Środkowej. Do Europy dotarł po 1492. Przechowywanie pomidorów w lodówce może spowodować ich przemrożenie, bowiem temperatury poniżej 7 °C im nie sprzyjają. Takie przemrożenie prowadzi do wielu negatywnych skutków, m.in. utraty smaku, koloru i konsystencji oraz zwiększa prawdopodobieństwo gnicia i występowania drobnoustrojów, które je powodują. Owoce (w znaczeniu botanicznym) są warzywami wg klasyfikacji towarów spożywczych…

czwartek, 15 grudnia 2011

Rozdział II.X

Omniomniom...

Irduś się sprężyła, albo też po prostu skrajne deprechy powodują, że kiszę nadmiernie przy kompie i piszę z braku laku, a żeby nie myśleć o dziwnych rzeczach jak niefajne oskarżenia/nieudane projekty/nie za mili ludzie (chociaż to może tylko moja interpretacja)/rzucenie w końcu tych cholernych studiów/niedobór alkoholu we krwi/pusty portfel pomimo zacnego stypendium, albo może to też wszystko przez to, że w ciągu dwóch dni rozwaliłam sobie dwie pary butów... W tym jedne dopiero co kupione. Albo to też dziwny pan, usiłujący odkupić biedronkowy substytut kawy. Nie wiem, w każdym razie jest mi smutno i źle i w ogóle do dupy, a jakoś świąteczna przerwa nie napawa mnie optymizmem. Może dlatego, że od dłuższego czasu nęka mnie jakiś śmieszny pech. Dobra, bez większej ilości marudzenia (a mogłoby to jeszcze trochę potrwać), dziękować za komentarze :) Cieszę się, że co niektórym nie znudziło się czytanie moich wypocin. Zapraszam na kolejną część.

Mechalice: Już się nie tłumacz, wiem, że jestem stara i już zaczyna nawalać mi kręgosłup od tachania kompa na uczelnie (dobra rada na studia nr1: Kupujesz laptopa- kupuj lekkiego)
O z tym się zgodzę, dzieci są złe i mroczne xD Kiedyś zaatakowało mnie stadko w przedszkolu, siłą ułożyło na leżaczku i zaczęło leczyć plastikowymi maseczkami tlenowymi. Nie powiem, ciekawe doświadczenie. Chociaż z drugiej strony, kiedyś jeden, całkowicie obcy chłopaczek, na oko 4-5 letni słodko powiedział, że mam łady uśmiech. To było urocze, ale chyba wyglądałam nieco kretyńsko biegając po mieście z dziwny radosnym grymasem na facjacie.
Jaki krótki Ty marudna marudo! Napisz dłuższy cffaniaku! (Wcale nie podpuszczam, nie podpuszczam, nie nie, nie podpuszczam :D)
I mianuje Cię moją honorową betą xD Właściwie to kiedyś mogłabym się rozejrzeć w końcu za kimś, kto będzie przed publikacją wyłapywał moje żałosne błędy xD. Albo też mogłaby chociaż przeczytać z dwa razy to, co napisałam, a nie w euforii rzucać na szybciura...

Sachiko: Nowy rozdział podziałał jak defibrylator? :D

*** *** *** *** *** *** ***

Czerwona mgła przesłania wszystko. Nie da się po za nią nic zobaczyć.
Ale to dobrze. Bardzo dobrze.
„Zabić, zabić, zabić…”
Złowieszczy szept rozlega się gdzieś z tyłu głowy.
Należy go posłuchać.
Przecież chce.
Zabijać.
Czerwona mgła prowadzi go. Podpowiada, nakazuje. A on słucha.
„Zabić… Zabijać…”
Piekąca wściekłość w końcu znajduje swoje ujście.
Zero strachu, zero wyrzutów, zero jakichkolwiek uczuć. Tylko ta czerwona mgła, w której można się wręcz zanurzyć. Która utula, uspokaja, daje poczucie bezpieczeństwa.
„…ruto!”
Odejdź.
Daj mi zostać w tej idylli. Spokojnie, bezpiecznie. Wystarczy przecież tylko słuchać.
„Niech zginą. Zginą, zginą, zginą…”
„Naruto! Naru… Ocknij się!”
Zostaw mnie, nie potrzebuję…
„Wszyscy niech…”
„Zabijesz go!”
Co?


Naruto mrugnął zaskoczony. Nie za bardzo był w stanie sobie przypomnieć, co się właściwie stało. Bezwiednie rozluźnił uścisk, opuścił ręce i cofnął się dwa kroki, zawzięcie potrząsając głową. Co okazało się być nienajlepszym pomysłem. Jego skroń zostaje przeszyta ostrym bólem. Przymknął oczy, przykładając równocześnie chłodną dłoń do bolącego miejsca.
Wolno wypuścił powietrze i dopiero wtedy sobie uświadomił, że od dłuższego czasu wstrzymywał oddech.
„Co się… Stało?” Zapytał samego siebie, uchylając powieki.
Przed nim stał Sasuke. Opanowany. W spokoju wpatrujący się w poczynania blondyna. Uzumaki wbił wzrok w posadzkę.
Niejasno zdawał sobie sprawę z tego, że zaczyna go boleć niemalże każda cząsteczka ciała. Czuł się co najmniej dziwnie. I chyba kręciło mu się w głowie. Właściwie to miał wrażenie, że nie tyle co kręci mu się w głowie, co świat po prostu postanowił wywinąć kilka piruetów.
„No, no, żeś dał popis.”

„Co? Kyu!” Pewna część niebieskookiego nie posiadała się ze szczęścia, gdy doszło do niego co się wydarzyło. „Wróciłeś…”
Jednak inna, ta która wiedziała znacznie więcej o ostatnich momentach jego życia, sprawiała, że Naruto bał się rozejrzeć wokół siebie.
„W odpowiednią porę, jak to się mówi.”

„Co się…”
Uniósł głowę i wbrew przeczuciom rzucił szybkie spojrzenie na otoczenie.
Zacisnął wargi.
Pomieszczenie… Nie, już nawet nie można było mówić o jakimkolwiek pomieszczeniu. Otaczała ich kupa gruzu. Tu o ówdzie płynęły wąskie strumyki, najwyraźniej pozostałość po wspaniałych korytarzach. Niemalże cały teren wyglądał, jakby miał bliskie spotkanie z jakąś wyjątkowo paskudną techniką wykorzystującą ogień.
- Gdzie… Madara? – zapytał głucho, ponownie wbijając wzrok w ziemię.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że naprawdę nic nie pamiętał, od momentu, gdy lider Akatsuki przyłożył sztylet do szyi Sasuke. A kiedy ostatni raz, aż tak urwał mu się film, to okazało się, że zrównał z ziemią całą kryjówkę Orochimaru. Co, jak nie patrzeć, było jakimś plusem.
Ale coś… Coś było nie tak.
I to sprawiało, że nie był w stanie spojrzeć czarnowłosemu w oczy.
Zanim doczekał się odpowiedzi, Sasuke przyciągnął go do siebie i zamknął w uścisku.
- Uciekł - zaczął cichym głosem. - Nie docenił twojej mocy i był zmuszony zdezerterować. Zaraz po tym jak, jakby to określić, wydrapałeś mu drugie oko.
Czarnowłosy mówił dalej, jednak Naruto nie słuchał. Cichy głos Uchihy uspokajał go, w pewnym stopniu dawał ukojenie, pomimo tego, że blondyn nie wsłuchiwał się w przekazywane mu informacje. Wystarczył mu wyłącznie dźwięk, żeby nie zacząć panikować. Jednak wciąż coś było nie tak, a Uzumaki nie miał pojęcia co i dlaczego. I wcale nie był pewien, czy chciał to pojęcie mieć.
- Uciekł – powtórzył po nim Naruto.
Chciał odwzajemnić gest. Ale z jakiegoś powodu nie potrafi. Chciał wtulić się w te kochane ramiona i nie myśleć o niczym, rozryczeć się jak małe dziecko, nie przejmując się tym, że ktokolwiek mógłby to zobaczyć. Chciał po prostu, żeby głos Uchihy nigdy nie ucichł, jego ręka wciąż delikatnie gładziła go po plecach, a ciepły oddech muskał jego policzek. Chciał, ale coś…
„Kyu?”
„Cóż, z tego co się orientuję, udało ci się rozwalić pieczęć ochronną. Wiesz, tą, która miała nie dopuścić do takich miłych akcji, w których właściwie nad sobą nie panujesz, czy też, nie panujesz nad moją chakrą. Właściwie to nawet się na coś przydała taka rozwałka. Odzyskałeś swoją chakre…”
To brzmiało dobrze. I potwierdzało teorię Tsunade, na temat porządnego kopa na rozpęd, aby w pełni odzyskać siły.
Cieszył się, gdzieś w głębi siebie, naprawdę się cieszył.
Jednak bardziej przeważało uczucie, że zrobił coś, czego będzie żałował. Bardzo, bardzo długo żałował.
„Kyu…”
„To nie twoja wina.”

Naruto ponownie przymknął oczy.
Nie zabrzmiało to pocieszająco.
Zdecydowanie odsunął się od Sasuke i dopiero po kilku głębszych wdechach na niego spojrzał.
Na pierwszy rzut oka... Wszystko było w porządku.
Dopiero po chwili dało się dostrzec płytkie rozcięcia na twarzy, które ledwo co mijały lewe oko. Podobne zadrapanie przebijało się, przez przedziurawiony uniform. Jakby ktoś pazurami…

Blond postać uśmiechnęła się. Jednak nie był to jej normalny uśmiech. Ten… Był złośliwy, okrutny, nie wyrażający ani krzty ciepła. Czerwone ślepia błysnęły w półmroku.
W następnej chwili postać spowita pomarańczową chakrą rzuciła się na stojącą naprzeciw niej osobę.


Naruto przełknął ciężko ślinę.
„Zaatakowałem go.”
Miał wrażenie, że w jego gardle urosła nagle wielka gruda, która nie pozwala mu normalnie oddychać.
„Ja… Ja…”
„Uspokój się. To nie twoja wina. To nie ty. Wiesz, że pomarańczowa chakra instynktownie każe ci atakować wszystkich…”

„Zaatakowałem Sasuke.”
Naruto nie słuchał lisa. Z zaciśniętymi wargami szukał kolejnych widocznych śladów obrażeń na ciele czarnowłosego. I znalazł.

- Na… Naru… To?
Blond postać uśmiecha się słysząc przerażony głos i wzmacnia uścisk na szyi swojej ofiary. Czerwone oczy błyszczą intensywnie
Dusić, zmiażdżyć.
Na ciele jego zabawki pojawiają się ślady poparzeń.


Uzumaki z przerażeniem obserwuje czerwone smugi na szyi Sasuke.
Nie chce mu się wierzyć.
Nie potrafi sobie wyobrazić, jak mógł do tego dopuścić.
„To nie TY, idioto! Mówiłem… Ej, nie rób nic głupiego.”

Naruto podjął błyskawicznie decyzję, a jego twarz stężała w wyrazie obojętności. Zacisnął dłonie w pięści i obrócił się gwałtownie.
„Dzieciaku…”
„Zamknij się. Po prostu się zamknij.”
„Będziesz żałował.”
Może i tak, ale nie za wiele go to teraz obchodziło. Według swojej opinii czynił najlepszą rzecz, jaką mógł zrobić dla Sasuke.
- Misja wykonana – oznajmił szorstkim głosem, starannie ignorując słowa Kyuubi’ego. – Możesz wracać do… Gdziekolwiek chcesz. Wybacz, że naraziłem twoje poczucie estetyki na mój widok.
- O co ci cho…
- O co mi chodzi? – przerwał czarnowłosemu, starając się brzmieć sarkastycznie. – Z tego co pamiętam, to jakże uroczo, żeś mnie rzucił, przed swoją małą wycieką do Madary. I jakoś nie wydaje mi się, aby od tamtej pory mój status singla uległ zmianie. Skoro już zaspokoiłem twoją ciekawość, to muszę cię przeprosić, mam coś do załatwienia.
Wyciągnął z kabury specyficznie zakończonego kunaia i przyjrzał im się badawczo. Cóż… Może się w końcu na coś przyda, skoro już odzyskał chakre. Przynajmniej nie na darmo taszczył całe to żelastwo ze sobą.
- To nie tak, ja…
- Nie obchodzi mnie to. Nie obchodzi mnie nic, co masz do powiedzenia – warknął i nie oglądając się za siebie, rzucił trzymaną broń przed siebie. Z lekką pomocą chakry ostrza poszybowały na odległość setek metrów. - Najlepiej będzie, jeżeli postarasz się nie rzucać mi się w oczy. Ja dla ciebie zrobię to samo.
- Posłuchaj mnie bałwanie! Ja…
- Nie – powiedział stanowczo, przymykając oczy. – Nie mam zamiaru cię słuchać. Już nigdy więcej. Hiraishin no Jutsu!
Ostatnie słowa wykrzyczał.
Nie wiedział, czy technika podziałała. Z całych sił zaciskał powieki, czekając na… Cokolwiek. Jednak nic się nie zdarzyło. Gdy głucha cisza przedłużała się, niepewnie uchylił powieki.
Czas zwolnił. Zamarł niemalże.
- Udało się – mruknął, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Skopiował technikę Czwartego. W pełni poprawnie. Wszystko wyglądało jak w opisie zwoju. I właśnie to był ten haczyk, że to nie użytkownik przyśpieszał do nieograniczonych prędkości. To świat zwalniał, albo też tak tylko wydawało się użytkownikowi. Wraz ze światem zwalniał też upływ chakry, którą źle wykonana technika wysysała do cna. A o ile się nie mylił, to na wyższym etapie opanowania techniki, nie będzie nawet musiał wymawiać formułki.
„Możesz mi wytłumaczyć, co właściwie odwalasz?”
Tylko dlaczego technika nie podziałała również na Kyu… Ruda złośliwa bestia teraz będzie mu marudzić.
„A co? Sam nie potrafisz odgadnąć?”
„Wyobraź sobie, że masz tak namieszane w emocjach, że nie.”
„To się nie dowiesz.”
Naruto rozejrzał się wokół siebie.
Jego wzrok trafił na Sasuke. Czarnowłosy wyglądał niemalże jak posąg. Widać było, że jest wściekły, że szykował się do awantury. Na swoje szczęście, Uzumaki zdezerteruje już bardzo daleko i nie będzie musiał wysłuchiwać jego wrzasków.
Obrócił się błyskawicznie i pobiegł przed siebie. Nie był pewien, czy sharingan zdołałby odtworzyć jego ruchy. Ale nawet jeśli, w zwolnionym tempie, czy też nie, nie byłoby mu to na rękę.
Dlatego musiał się pośpieszyć.
Musiał jak najszybciej oddalić się od swojego dawnego kochanka. Musiał… Bo inaczej, pewnie nie dałby rady.

Kilkaset metrów dalej przystanął.
Od dłuższego czasu starał się nie myśleć o niczym. A zwłaszcza o Sasuke.
Przygryzł wargi.
Wiedział, że zrobił dobrze. Nie mógł inaczej postąpić. Nie miał zamiaru pozwolić, aby znowu doszło do podobnej sytuacji. O nie. Nigdy więcej nie narazi Sasuke na takie niebezpieczeństwo. A najlepszą do tego metodą będzie trzymanie się od Uchihy jak najdalej.
„Tatuś byłby zadowolony, że jego technika służy ci do ucieczek.”
„Zamknij się.”
O dziwo Kyu posłusznie umilkł, a Naruto podejrzewał, że lis nie odezwie się teraz do niego przez dłuższy czas. Nie, żeby go to obchodziło w tym momencie. Jak na razie pragnął jak najszybciej dostać się do Konohy, wysłuchać ochrzanu od Tsunade i Sakury, no i może Kakashiego. Albo Iruki, czy też Nary…
Powoli zaczynał podejrzewać, że może lepiej by było nie wracać do wioski przez jakiś czas, ot, aż się wszystko nie uspokoi. Jednak istniała też opcja, że uzyska całkiem odwroty efekt i dopiero wtedy gorzko pożałuje swoich wybryków.
Z westchnieniem irytacji wyszarpał wbity w drzewo kunai. Czas wrócił na swoje miejsce.
W zamyśleniu przyjrzał się potrójnemu ostrzu.
Faktycznie, tatuś nie byłby dumny. Jak uroczo, że syn Hokage po raz kolejny posiłkuje się ucieczką. Zacisnął zęby, powstrzymując się od warknięcia. Nie miał najmniejszej ochoty teraz o tym myśleć. Właściwie, to nie miał ochoty myśleć o czymkolwiek.
Coś szarpnęło go za rękaw uniformu.
Posłał ów czemuś beznamiętne spojrzenie.
I odskoczył z wrzaskiem upuszczając broń.
Białe ślepia wlepiała w niego dziewczynka, która to wcześniej przeprowadziła go do kryjówki Akatsuki. Blondyn ogarnął się błyskawicznie.
- Tu jesteś cholero! – krzyknął, niemalże radośnie. Po prawdzie przez ostatnie kilkadziesiąt minut w ogóle nie miał czasu o niej pomyśleć, ale gdy już ją ujrzał, odczuł pewnego rodzaju ulgę. – I czego uciekasz i zostawiasz wujka bez wyjaśnień. Będzie trzeba pogadać z twoją mamusią i…
- Mamusia? – zapytało dziecko, a jego oczy niemalże natychmiast wypełniły się łzami.
Naruto przeklął w duchu swoją głupotę. Natychmiastowo podniósł dziewczynkę i wygodnie ulokował w swoich ramionach.
„Em… Naruto?”
- Zaraz znajdziemy twoją mamusię, nie bój nic – powiedział uspokajająco, celowo unikając rozmowy z lisem. – Zaprowadzimy cię do babci Tsunade i ona już coś zaradzi, nie masz czym się martwić.
- Risu– wyszeptała czarnowłosa, wiercąc się niespokojnie i uczepiając drobnymi rękoma na szyi Uzumakiego.
- Hm?
„Znasz tego dzieciaka?”
- Mam na imię Risu.
Blondyn uśmiechnął się kącikami ust.
- A ja jestem Naruto – przedstawił się również.
- Wiem – wyszeptał dzieciak sennym głosem i po chwili wahania dokończył. – Wujku.
„Skąd?” Niebieskooki zdziwił się nieco.
„Ja chyba wiem, czyje to to jest.”

Wbrew wcześniejszym postanowieniom Naruto jednak nie śpieszył się z powrotem do Konohy.
Posiadał drobne podejrzenia, że Sasuke za to już dawno go wyprzedził i zawitał w progi wioski.
W każdym razie, urządzając sobie dziesiątki niezmiernie ważnych przystanków, w końcu jakoś dotarł. Ze śpiącym dzieckiem uczepionym jego szyi.
W sumie Risu okazała się nawet przydatna…
- NARUTO! Ty…
- Cicho – sapnął w stronę rozwścieczonej Tsunade. Właśnie znajdował się w gabinecie Piątej. – Bo obudzisz smarkatą.
- Nieodpowiedzialny patałachu – dokończyła szeptem blondynka posyłając mu karcące spojrzenie. – Coś ty sobie myślał? I co to za bachor?
- Nie myślałem – odparł bez wahania. – A to Risu.
- Risu?
- Yhm, moja mała podopieczna, która za pomocą kilku innych osób wpakowała mnie w niezły bajzel. A właśnie, gdzie Gobi? Muszę jej przestawić kilka kości.
- W szpitalu.
- Och, ktoś mnie wyprzedził?
- Nie żartuj sobie, idioto – fuknęła na niego i usiadła za biurkiem. – Czyli wiesz, że to celowo posłała cię w łapy Madary? Raport. Już.
- Zaraz, muszę… - przerwał, gdy poczuł na sobie przeszywający wzrok osoby trzeciej. Spojrzał w bok, wprost w oczy czarnowłosej dziewczynki. – O, obudziłaś się?
- To babcia Tsunade? – wyszeptała teatralnie z wielkim przejęciem.
- BABCIA?!
Naruto posłał Hokage uradowane spojrzenie.
- Widzisz starucho? Dorobiłaś się kolejnego wnuka!
- Ty mały…
- A mamusia?
- Naruto, kto jest… - Tsunade przerwała gwałtownie, gdy dziecko spojrzało wprost na nią. Rozdziawiła śmiesznie usta. – Te oczy, to jest…
- Yhm – Uzumaki niedbale przytaknął. – To dziecko Gobi.

- Mamusia musi się tylko wyspać. Nieźle się wymęczyła to teraz musi odpocząć – powiedziała Sakura, sadzając dziewczynkę na taborecie przy szpitalnym łóżku. – Nie musisz się o nic martwić.
- Wymęczyła? – Naruto spojrzał na nią sceptycznie. Dobrze wiedział, że za pomocą jakiś dziwacznych substancji, czy cholera wie czego, Gobi została unieszkodliwiona przez Hokage. I najwyraźniej blondynka nieco przeholowała ze swoimi specyfikami.
- Ty mi lepiej powiedź, co z Sasuke.
- Cicho, nie teraz.
- Dlaczego nie wróciłeś razem z nim? Wiesz, że nam nic nie powie. Polazł do siebie, zamknął się na cztery spusty i udaje, że go nie ma. Wszystko…
- Sakura…
- No gadajże, bo za siebie nie ręczę. I tak powinnam cię sprać na kwaśne jabłko, bo żeś poleciał jak ostatni idiota na pewną śmierć!
- Jak widać, nie taką pewną…
-GADAJ!
- Cicho, to szpital a nie bazar. Zresztą wiesz, że już z nim nie jestem – warknął Uzumaki, nie patrząc przyjaciółce w oczy. – Nie miałem ochoty przebywać z nim dłużej niż to konieczne.
- Co ty w ogóle pie…
Drzwi trzasnęły i do pomieszczenia wpakowała się Tsunade.
- No dobra, młodzieży – zaczęła nieco złowieszczym tonem. – Dosyć tych pogaduszek, musimy ustalić pewną sprawę, zanim Naruto łaskawie w końcu zda mi raport.
Blondyn wzniósł oczy ku niebu.
- Czego znowu? – sapną, w duchu będąc jednak wdzięcznym, że Hokage przerwała tyradę różowowłosej.
Blondynka uśmiechnęła się słodko.
- Właśnie zostałeś mianowany na tymczasowego tatusia – zaświergoliła, nad wyraz z siebie zadowolona.
- Och, okej – przytaknął niebieskooki. A dopiero po chwili się ogarnął. – ŻE CO?!

środa, 7 grudnia 2011

Rozdział II.IX

Wspominałam, że nie nienawidzę swoich studiów? Może to dlatego, że za stara się robie na zarywanie nocek… W każdym razie, chyba niedługo i tak zostanę zaszlachtowana przez współlokatorki, za wydawanie po nocach dziwnych odgłosów pastelami/deskami/komputerem/teczkami/notatkami i cholera wie czym jeszcze xD.

Mechalice: JAKIE EMERYCKIE?! NO JAKIE EMERYCKIE?! xD No i żeś mnie zdołowała…

Jaki żal, nie mam siły nawet porządnie się rozpisać = =. Tyle z marudzenia. Dziękować za komentarze i zapraszam na kolejną część. Chyba nie będzie tragiczna, pomimo mojego nieogarnięcia. A ja pójdę smęcić na uczelnie z kolejnym projektem, bo przecież tak dawno mnie tam nie było…

*** *** *** *** *** *** ***

Naruto zerknął znad mapy.
Znajdował się… W lesie.
No cóż…
Złożył niedbale arkusz i podrapał się po karku. Nie za bardzo wiedział co dalej robić. Miał wrażenie, że właśnie wpakował się w coś… Nie fajnego.
Jeszcze raz rozwinął mapę i przestudiował ją uważnym wzrokiem. Był na dobrej trasie, to pewne. I właściwie, według wskazówek, powinien znajdować się na wprost przed jednym z wejść do kryjówki Akatsuki.
Spojrzał krzywo na porośniętą mchem skalną ścianę, w której powinno być przejście.
Ale go nie było. Albo też, trzeba było je uruchomić.
Wymacał ścianę wzdłuż i w szerz, a nie zanosiło się, aby nagle pojawiły się w niej jakieś tajne drzwi, czy coś.
- Hokus- pokus – warknął w stronę skał. – Sezamie otwórz się? Ty zapyziała kupo gruzu, OTWIERAJ!
Zamilkł i poczekał kilka sekund, w nadziei, że coś się stanie.
Spadła gałązka.
Poniósł głowę.
Czarna wiewiórka przeskoczyła z jednego drzewa na kolejne. Niekoniecznie chodziło mu o takie wydarzenie.
Westchnął ciężko i ponownie zagłębił się w studiowaniu mapy.
To miło, że Gobi chciała mu pomóc, ale skoro dała już mu te cholerne świstki papieru to mogła też powiedzieć, że przejście jest jakoś zamaskowane. Właściwie to sam mógł się tego domyślić, bo przecież to normalne, że Akatsuki strzeże jakoś miejsce swojego pobytu, no ale jakoś w tamtym momencie niekoniecznie o tym myślał. Perspektywa tego, że może w końcu coś zrobić w kierunku ratowania Sasuke, przesłoniła logiczne rozumowanie.
Zawsze istniała opcja, że naprawdę pochrzanił drogę i wbija mordercze spojrzenie w niewinną skalną ścianę.
Eh, jakby miał ze sobą Kyuubi’ego, albo Narę… Tylko, że nagle wszyscy się uparli, żeby się nie wtrącał! Jeżu drogi, toć on tylko chce tajniacko wbić się do siedziby Akatsuki, dorwać Uchihe i wynosić się stamtąd czym prędzej! Jasno i na temat. A to, że plan wydawał się prawie niewykonalny to inna sprawa… Zresztą, zawsze może liczyć na łut szczęścia. Ba, zawsze na niego liczył i jeszcze się nie przejechał.
A właściwie to od kiedy wiewiórki są czarne? Coś mu się kojarzyło, że ów stworzonka mają rude ubarwienie…
Zerknął ku górze w poszukiwaniu zwierzątka.
I ktoś szarpnął go za rękę.
Spojrzał beznamiętnie na ów kogoś. A następnie z wrzaskiem odskoczył, zasłaniając się rękoma i przy okazji wypuszczając trzymane mapy.
Dziecko.
Przez chwilę wpatrywał się tępo w brzdąca.
Była to… Dziewczynka, no oko pięcioletnia. Czarnowłosa, ubrana w bladoniebieskie kimono, z granatową kokardą. Podobna kokarda utrzymywała luźno związaną kitkę, z której powychodziły pojedyncze pasma włosów. Mała przeraźliwie błękitne oczy. A Naruto miał dziwne wrażenie, że gdzieś już widział podobne.
- Eee… - zająknął się, próbując odzyskać fason. – Cześć?
Dziecko nie odpowiedziało. Wpatrywało się w niego wyczekująco.
- Co ty tu robisz? – zapytał, nachylając się nad nią. – Wiesz, nie powinnaś sama się tu znajdować…
„Ja zresztą też nie.”
- Um, zgubiłaś się?
- Uratujesz moją mamusię?
Naruto z wrażenia rozdziawił usta.
- Ale co…
Dziewczynka wskazała palcem na skalną ścianę.
- Oni ją krzywdzą.
- Oni? Akatsuki?
Czarnowłosa kiwnęła głową, w geście potwierdzenia. Następnie chwyciła Uzumakiego za rękę i pociągnęła go w kierunku, który wcześniej wskazała. Szła pewnym krokiem, nawet przy samej ścianie nie zwolniła i… Przeszła przez nią, ciągnąc zdezorientowanego blondyna za sobą.
- O kur…ka – wyszeptał, rozglądając się po miejscu, w którym się znalazł.
Wyglądało to nieco jak korytarz. Korytarz wyłożony na ścianach, podłodze i suficie kamiennymi, brązowymi płytkami. A na każdej z nich znajdowywały się jakieś dziwaczne znaki, których Naruto nie był w stanie odczytać. A co najśmieszniejsze, fugi między wszystkimi kafelkami wypełnione były wodą, przecząc prawu grawitacji.
Naruto mruknął z podziwem.
- Co jak co, ale o wystrój się postarali, nie? – wyszeptał i spojrzał na towarzyszącą mu dziewczynkę.
Znaczy się…
Smarkula zniknęła.
Naruto wzruszył ramionami. No tak… Mała wprowadziła go w paszczę lwa, nie powiedziała o co właściwie jej chodzi i postanowiła zdezerterować. Dobra, nie ma co się rozpraszać. Skoro jakoś się dostał do środka, to najważniejsze jest dorwać Sasuke. Potem go skopać, a później jakoś zwiać. A jak znajdzie smarkatą, to się dowie o co konkretnie chodzi i coś wykombinuje.
No może jednak… Powinien sprawdzić gdzie bachor zwiał. Jeszcze sobie coś zrobi i będzie miał go na sumieniu. A potem skopie Sasuke.
Obrócił się i wbił tępe spojrzenie w kamienną ścianę. Cóż… Wyglądała na dość… Rzeczywistą. Podszedł bliżej i niepewnie zastukał w materiał.
- Na mój łeb to to stoi tu naprawdę – mruknął do siebie, macając ścianę, w nadziei, że znajdzie jakiś włącznik, albo coś podobnego. Jednak po krótkiej chwili zrezygnował. Skoro z tamtej strony nie dał rady, to z tej też pewnie mu się nie uda…
Więc jak, psia mać, smarkata go przeprowadziła?!
Z całych sił naparł na przeszkodę. I nic.
Westchnął ciężko i obrócił się.
Korytarz był długi i słabo oświetlony. Jego koniec niknął gdzieś w ciemnościach.
Z braku laku powlókł się przed siebie. W końcu musiał znaleźć Sasuke!

- Coś ty zrobiła? – Głos Kyuubi’ego drżał od powstrzymywanej wściekłości .
Gobi rzuciła mu wyzywające spojrzenie, po czym wzruszyła ramionami. Na jej ustach błąkał się maniakalny uśmiech. Dopiero teraz można było zauważyć w jej oczach błysk szaleństwa i przerażenia zarazem.
- Widzisz… - zaczęła ochryple. Na jej czole pojawiły się kropelki potu. – Bo w życiu nawet demony mają swoje priorytety.

To bez sensu.
Naruto powstrzymał się od wywrzeszczenia swojej frustracji.
Krążył po korytarzach od co najmniej godziny i nie znalazł nic. Kompletnie. Ani Sasuke, ani kogoś do skopania. I wyjścia, jeżeli by się głębiej zastanowić.
Wyglądało na to, że miejsce w którym się znajdował było totalnie opuszczone.
Nie podobało mu się to.
Oparł się ciężko o ścianę. Nie za bardzo wiedział, co teraz powinien zrobić. I naprawdę zaczynał żałować, że nie ma z nim Kyu. A to oznaczało, że sytuacja zaczynała być kryzysowa.
Och, jakby miał chakre, to przynajmniej by coś rozwalił!
Z wściekłością trzasnął pięścią w kafelki. I odskoczył gwałtownie.
Jedna z nich, ta, w którą akurat trafił, zajarzyła się bladym światłem. Potem zrobiła to następna. I kolejna. Aż w końcu utworzyły dziwaczną ścieżkę, prowadzącą do… No chyba trzeba będzie to sprawdzić.
Naruto uśmiechnął się do siebie i podreptał rozświetlonym szlakiem.

- Posłałaś go w łapy Madary?! – Wrzasnęła Tsunade, gwałtownie wstając z krzesła. – Dlaczego?! Jak… Jak mogłaś?! Ty zdradziecka su…
- Też byś to zrobiła… - wyszeptała białowłosa. Jej wzrok błędnie krążył po pomieszczeniu. Najwyraźniej szukała drogi ucieczki. – Każdy by tak zrobił. Przecież każdy by tak zrobił…
- Dlaczego? – Kyuubi zmrużył groźnie oczy. Wyglądał nieco jak zwierze, szykujące się do ataku. – Więc powiedź nam, dlaczego żeś to zrobiła?

Uzumaki rozejrzał się dyskretnie na boki. Pusto.
Spojrzał przed siebię.
Świetlana ścieżka prowadziła, a i owszem, do drzwi.
Czarnych, masywnych drzwi. W dodatku okratowanych.
Westchnął ciężko. Zaczynał zdawać sobie powoli sprawę, że jego mały plan uratowania Sasuke był naprawdę kretyński. A najbardziej kretyńskie w nim było to, że poszedł sam. Chociażby z tego względu, że nie miał możliwości rozwalenia drzwi rassenganem.
To by było nieco żałosne... Jeżeli jego i Sasuke dzielą w tym momencie tylko te cholerne drzwi, a on ich nie otworzy... No chyba zrobi sobie coś drastycznego!
No nie, nie miał zamiaru się tak łatwo poddawać!
Zmrużył wściekle oczy, szarpnął za uchwyt i z ledwością powstrzymał się od okrzyku zdziwienia.
Drzwi ustąpiły. Zawiasy lekko skrzypnęły, a do ciemnego pomieszczenia wpadło nieco światła z korytarza. Naruto zerknął do środka, dalej będąc w małym szoku. Aż takiego szczęścia się nie spodziewał.
Pomieszczenie z pewnością było celą. Właściwie Uzumaki nie wiedział po czym to można było wywnioskować, ale był w stu procentach pewien, że się nie mylił. W każdym razie, cela ów, nie była oświetlona. Wsunął się więc do środka. Na szczęście jego umiejętności waleczne nie ucierpiały po stracie chary, tak więc jego wzrok błyskawicznie przyzwyczaił się do ciemności. Rozejrzał się uważnie. I zamarł.
W rogu dostrzegł skuloną postać.
I już po sekundzie był przy niej, szepcząc gorączkowo i odgarniając z czoła czarne włosy.
Ciemne oczy spojrzały na niego półprzytomnie. Tylko po to, aby po chwili ze ściśniętych warg wydobyło się warknięcie.
- Błagam, tylko nie ty…
Naruto skrzywił się widocznie, zanim odpowiedział. Fala ulgi i radości momentalnie zamieniła się w irytację. Skoro Sasuke dalej chciał dalej ciągnąć swoje przedstawienie, to niech mu będzie, tylko czy musiał akurat teraz, kiedy w każdej chwili Akatsuki mogło odgrodzić im jedyną drogę ucieczki?
- Też się cieszę, że cię widzę – sapnął. – I mam nadzieję, że cię po prostu naćpali czymś dziwnym i majaczysz, bo to nie było miłe. Powinieneś okazać mi nieco wdzięczności. W końcu poświęciłem swój własny prywatny czas, a to wcale nie…
- Uciekaj stąd – przerwał mu Uchiha, niezgrabnie próbując się podnieść. Najwyraźniej w niewygodnej pozycji spędził kilka godzin. I chyba naprawdę był pod wpływem czegoś dziwnego, bo wyglądało na to, że nie był w pełni kontrolować swoich ruchów. Nawet wymawianie poszczególnych słów sprawiało mu wyraźną trudność.
- Nie bądź kretynem…
- Nie, nie rozumiesz! Musisz…
- Och, zamknij się! – wrzasnął Uzumaki. – Nie denerwuj mnie, chodź, wynieśmy się stąd i wracajmy do do… Konohy! Będziesz mógł w spokoju ignorować moją egzystencję jeśli tylko chcesz, ale błagam, nie teraz kiedy, psia mać, musimy się stąd wydostać!
- Nie rozumiesz.
- I bardzo mnie to raduje – powiedział grobowym głosem, wstając z klęczek i z założonymi rękoma obserwując poczynania Sasuke. Właściwie to faktycznie nie miał pojęcia, dlaczego Uchiha tak, a nie inaczej zareagował na jego przybycie i starał się go pozbyć. – Ale możesz odłożyć swoje śmieszne urazy, czy co tam, na inny termin? Naprawdę chciałbym już stąd się ulotnić…
- Już, Naruto? – rozległ się za jego plecami zadowolony głos. – Przecież dopiero co przybyłeś…

Twarz pięcioogoniastej rozluźniła się nagle.
- Mojego życie. Muszę uratować – powiedziała czułym głosem. Na jej ustach pojawił się półprzytomny uśmiech.
Ręce Kyuubi’ego zacisnęły się boleśnie na jej ramionach, jednak do kobiety najwyraźniej nie dochodziły żadne bodźce zewnętrzne.
Oczy Lisa błysnęły złowrogo.
- Nie rób jej nic!

- Miło mi widzieć, że jesteś cały i zdrowy. No przynajmniej na razie.
Naruto przymknął mimowolnie oczy. Nie miał najmniejszej ochoty się obracać. Zamiast tego spojrzał z determinacją w oczach na Sasuke.
- Wszystko będzie dobrze – wyszeptał do niego, zaciskając pięści.
- Ależ oczywiście! – zakrzyknęła radośnie postać stojąca za jego plecami. – Brawa za pozytywne podejście do sprawy! Nie masz się czym martwić, nawet nie poczujesz straty mocy dziewięcioogoniastej bestii. No być może z tego względu, że już nie będziesz żyć.
Blondyn obrócił się gwałtownie. Cóż… Nie zaszkodzi porobić z siebie kretyna.
Wyszczerzył się radośnie.
- Madara! Cóż za niemiła niespodzianka! – zaświergolił i podrapał się w tył głowy. – Ale wiesz… Czeka cię malusie rozczarowanie. Chyba Kyuubi dziś nie zawita w twoje przeurocze progi.
- Nie bądź idiotą. – Głos przywódcy Akatsuki stracił swoją radosną barwę. – Nie masz najmniejszych szans się stąd wyrwać. A tak dobrze, oczywiście dla mnie, się złożyło, że przybyłeś tu sam.
- O, żeś dobrze to ujął! – stwierdził Naruto, z niemniejszą nutą optymizmu niż wcześniej. – Sam. Zupełnie sam! Samiusieńki.
- Co masz na myśli? – Madara zaczynał się powoli irytować.
- To co mówię. – Blondyn wyszczerzył się jeszcze szerzej. – Sam. BEZ Kyuubi’ego.

- Ona…
- Zamknij się – warknęła Tsunade. Zerwała się ze swojego krzesła i przyklękła przy Gobi. Chwyciła ją za rękę i spojrzała prosto w oczy.
- Co jest twoim życiem?

- Nie mam mocy Kyuubi’ego – powtórzył dosadnie. – Wyparowała. Znaczy dokładniej mówiąc, zmaterializowała się zaraz, no ale nie ma go we mnie. I obok. – paplał radośnie. – Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia gdzie jest. I chyba nie wiele mnie to obchodzi, bo ryży burak nie chciał mi pomóc, cóż. Źle wytresowany został, ot co.
- Zamknij się wreszcie – charchot Sasuke rozległ się tuż za nim. – Na cholerę…
- Jeżeli dobrze rozumiem sytuację, to rzeczywiście mamy mały problem. – Madara nie wyglądał jednak na załamanego. Nagle zniknął. I pojawił się tuż za plecami półprzytomnego Sasuke, wykręcając mu ręce i przykładając kunai do szyi. – Ale przy odpowiedniej motywacji postarasz się go rozwiązać, czyż nie?
Naruto zamarł.
- Zostaw go – powiedział, usiłując się uspokoić.
- Hm? Nie. – Postać w masce zaśmiała się paskudnie. – Myślę, że nie. Dopóki, no nie wiem, nie sprowadzisz tu demona.
- Nie słuchaj go. – Głos Sasuke nie dodał mu otuchy. Wręcz przeciwnie.
„W co ja nas wpakowałem?” Pomyślał spanikowany, błyskawicznie analizując możliwe posunięcia. „Gdyby tak…”
Madara zacmokał niecierpliwie.
- Widzisz, Naruto. – Ostrze zostało dociśnięte do skóry Sasuke. – Bo my właściwie nie mamy za dużo czasu.
Po bladej szyi pociekło kilka czerwonych kropel.
Oczy blondyna rozszyły się gwałtownie. Oddech zamarł. I… Naruto stracił świadomość. Na jego szczęście, lub też nieszczęście, jego ciało nie.

- Ja… Ja…
Kyuubi gwałtownie uniósł głowę i wbił oczy w przestrzeń.
- Co… - zaczęła Tsunade niezadowolona.
- Ciii – przerwał jej demon. Zmarszczył czoło, jakby myśląc nad czymś intensywnie.
- Co jest? – warknęła Tsunade po dłużej chwili oczekiwania.
- No… Ups!
W gabinecie zaległa kompletna cisza.
Kyuubi zniknął.

niedziela, 13 listopada 2011

Rozdział II.VIII

Tu tu rum tu tuuum!
Witam serdecznie!
Po dość długiej nieobecności udało mi się wydziergać kolejną część ^ ^. Cóż… Mam mały niedobór czasu ostatnio… No ten, to nie marudzę, zapraszam do czytania i dziękuję za wszystkie komentarze :D

Mechalice: Ta, czuję nadejście grypy xD. Jeżu no nie nęć mnie tak takimi parami… Może faktyczni przydałaby mi się nieco zmiana klimatu… Nie! Nie, nie, nie-eee xD Znaczy się… Właściwie wiesz, że już miałam pewien zarys opowiadania? Ale jakoś tak wpadłam w studencką rutynę i za cholerę nie mogę sobie przypomnieć, o czym miało być.
I ja nie chcę nic mówić, ale październik już dawno za nami!
Ja już kiedyś wspominałam, że na ogół czuję się stworzeniem niedocenionym? xD Myzianie za uszami nieco podniesie mnie na duchu, jednak chyba niewystarczająco, jak na moje zakompleksienie.
Czekaj xD Bo się zgubiłam. Itachi jest z czerwca? xD Ja jestem z czerwca! xD Możemy uznać, że jestem wyjątkiem potwierdzającym regułę anormalności… Cieszę się, że mrohny, przygotowujący kakao i sylabowo odpowiadający Itaś wywołuje u Ciebie pozytywne emocje :D
O zacna ta moja literówka xD Ale lepiej ją poprawię…

*** *** *** *** *** *** ***

- Kyu! Kyu! Wyleniały pasożycie! Gdzie żeś się podział, jak cię potrzebuję?! Chodź tutaj, ty marna podróbko demona!
Naruto wywlekł się z kuchni, potykając się o własne nogi.
Był podekscytowany. Wszystko zaczęło się układać. W końcu! Sasuke go kochał, to było najważniejsze. Teraz musiał tylko wyratować tego cholernego drania i skopać mu cztery litery tak, że nie usiądzie przez tydzień. O nie, nie. Nie miał zamiaru rzucać mu się w ramiona. Uchiha będzie cierpiał katusze, zanim Naruto mu wybaczy. O ile w o ogóle mu wybaczy, no!
Rozumiał, że Sasuke chciał pomóc bratu. W jakiś pokręcony sposób naprawdę to zrozumiał. Ale, psia mać! Odrobiny zaufania, czy coś… Przecież mógł mu powiedzieć. Mogli razem wymyślić jakiś plan. Ale nie, książę Uchiha postanowił sam wszystko załatwić, w sposób co najmniej nieodpowiedzialny, wkurzający i bolesny…
- KYU!
- Czego?
Naruto zatrzymał się gwałtownie w drzwiach do pokoju Sakury. Przed nim roztaczał się widok nieco… Osobliwy.
Kyuubi siedział na podłodze z naciągniętą na głowę zawałą koców. Wokół niego porozrzucane były poduszki, które demon prawdopodobnie pozbierał z każdego kąta domu. I pełno jedzenia. Lis w dłoniach trzymał miskę, wypełniona po brzegi jakąś substancją. Najwyraźniej zupą. Licząc talerze, można było wywnioskować, że było to siódme danie, które rudzielec sobie zaserwował.
Naruto miał drobne podejrzenia, że w lodówce przyjaciółki nie ostał się żaden okruszek.
- Ty… - przerwał gwałtownie. Przymknął na chwilę oczy. – Hm… Co ty właściwie robisz?
- Nudzę się.
- To mógłby cię zainteresować fakt, że do domu… – umilkł ponownie. Kuźwa, nie mógł powiedzieć nic o Itachim. Nawet Kyuubi’emu. I właściwie to teraz za bardzo nie mógł wykombinować, jak przekazać dziewięcioogoniastamu, że ma zamiar…
- Wiem.
- Co?
- Wiem o Itachim.
- O – zaczął inteligentnie. Miło, przynajmniej nie musiał ściemniać. – Skąd? Nie, czekaj. Głupie pytanie. Ale, skoro wiedziałeś, że ukochany braciszek Sasuke złożył nam wizytę, to powiedz mi, o wszechpotężny demonie… Dlaczego, psia mać, żeś go nie pogonił?!
- A po co? – Demon rzucił mu zdziwione spojrzenie.
Dlatego Naruto nie lubił, jak lis przebywał po za jego ciałem w tak materialnej formie. Patrząc w czerwone oczyska miał wrażenie, że dziewięcioogoniasty wie wszystko. Było to dość dziwaczne odczucia. I niezmiernie wkurzające.
- Zastanówmy się… Może dlatego, że wcale nie chciałem z nim gadać?!
- I?
Naruto wzniósł oczy ku niebu.
- Kyu, ja wiem, że jesteś złośliwą bestią, ale od czasu do czasu mógłbyś nieco współpracować.
- Jakoś nie wydaje mi się, abyś żałował rozmowy. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że wyszła ci na dobre, bo nie wiem czy zauważyłeś, ale cały czas się uśmiechasz się kretyńsko.
Naruto zmienił wyraz twarzy.
- Nie, wciąż wyglądasz idiotycznie.
- A zamknij się. – Machnął na demona ręką. – Słuchaj, jest ważniejsza sprawa. Skoro…
- I tak przy okazji, widać ci majtki.
Naruto zgrzytnął zębami.
Ta rozmowa nie należała do udanych, z całą pewnością. I zapewne miało to coś wspólnego z tym, że za każdym razem, kiedy jego mózg wyprodukował jakąś konstruktywną myśl, to list ją skutecznie przerywał.
Obadał swój stan.
Cóż… Najwyraźniej wciąż biegał w stroju lekarza. Nieco niechlujnie zapiętym stroju lekarza. Westchnął cierpiętniczo i powlekł się do łazienki.
Chwilę później, już w mundurze jonina, stał przed Kyuubi’m, wlepiając w niego oskarżycielskie spojrzenie.
- No co? – rzucił lis, siorbiąc zupę. – Powinieneś być mi wdzięczny, że dbam nieco o twój wygląd.
- Ta, jasne – sapnał Narut, siadając naprzeciw niego. Wolał nie wspominać, że w poprzednim stroju zwiedził niemalże całą Konohe. Nie, żeby większość mieszkańców nie uważała go za dziwaka, ale starał się chociaż zachować pozory. A po dzisiejszym dniu już nie będzie miał złudzeń, że ktoś ujrzy w nim chociaż cień normalności. – W każdym razie, słuchaj…
- Jeżeli chcesz zacząć mówić o tym, o czym chcesz zacząć mówić, to możesz już skończyć.
- Eee? – Uzumaki nieco się pogubił.
- Nie zgadzam się – mruknął lis, odkładając pustą miskę i mocniej opatulił się jednym z koców.
- Czekaj! Ale na co? – Blondyn spojrzał na niego bez zrozumienia.
- Nie udawaj kretyna.
Tak szczerze, to Uzumaki wcale nie musiał udawać. Wbił w lisa spojrzenie pełne niezrozumienia.
Rudzielec westchnął, nieco teatralnie.
Jednym zgrabnym ruchem wstał, zrzucają przy okazji z siebie koc, a następnie znalazł się przy Naruto, w nieco irytujący sposób wlepiając czerwone ślepia w niebieskie tęczówki. Blondyn przełknął ciężko ślinę.
- Czyli wcale nie chciałeś ruszać na ratunek swojego kochasia?
Oj. Niedobrze.
- Um… Skoro już o tym wspominasz…
- Nie.
Naruto nadął policzki.
- Nie patrz tak na mnie. Nie dam ci się zabić, tylko dlatego, że najwyraźniej masz na to ochotę.
- O co ci znowu chodzi?! Przecież trzeba go tylko odbić od Madary, no ja pierdziele! Cykasz się, czy co? Nawet jeśli, to cię nawet o pomoc nie proszę. Łaski bez, sam sobie poradzę, pójdę tam i ich wszystkich…
- Co ich wszystkich? Zanudzisz na śmierć swoim jazgotem, co najwyżej, bo jakoś nie wyobrażam sobie, abyś bez chakry zdołał więcej zdziałać.
- Ja… - Zaciął się. Cholera, o tym faktycznie nie pomyślał.
Jakoś, kiedy tylko dowiedział się, że Sasuke znajduje się w łapach Akatsuki, niewiele czasu poświęcił nad rozmyślaniem o sobie. A najwyraźniej jego chakrowa niedyspozycja przeciągała się. Ale dlaczego? Przecież już wszystko było w porządku…
- Właśnie – palnął po chwili milczenia.
Kyuubi uniósł znacząco brew.
- Dlaczego ja właśnie, że nie mam? – wyartykułował nieskładnie blondyn, marszcząc gniewnie brwi. – No!
Kyuubi prychnął.
- No, że nie mam! Czemu nie mam chary, no! Jak to nie mam? Przecież już żem sobie poukładał w psychice wszystko, nie? Zabije Uchihe, później mu wybaczę, czy coś i będziemy żyli długo i szczęśliwie. No, Sasuke niekoniecznie, skoro mam zamiar rozczłonkować jego ciało, spopielić je następnie i z maniakalnym śmiechem na ustach rozsypać jego prochy, rozrzucając je garściami po wsi, podskakując radośnie niczym czerwony kapturek!
- Romantyczna wizja, nie ma co…
- Co to kuźwa ma być! – warknął blondyn bardziej do siebie, niż do Kyu. – Idę!
Obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku wyjścia.
- Gdzie znowu leziesz? Mówiłem…
- Do Tsunade! – wrzasnął nieco skrzekliwie, nawet się nie obracając. Blond babsztyl będzie musiał mu co nieco wyjaśnić.

- Nie mam najmniejszego pojęcia.
Naruto zmarszczył brwi. Nie tego się spodziewał.
Przyjrzał się uważnie blondynce, która siedziała naprzeciw niego. Kobieta wyglądała, jakby chciała go jak najszybciej spławić.
- Słuchaj…
- Nie, to ty posłuchaj – przerwała mu gwałtownie. Położyła dłonie na blacie biurka i wychyliła się nieco do przodu, spoglądając na niebieskookiego wyzywająco. – Jak już powiedziałam, nie mam najmniejszego pojęcia, dlaczego nie odzyskałeś chakry. Myślałam, że rozmowa z Itachim pomoże. Może mu nie uwierzyłeś…
- Toć kurna mówię, że mu wierzę!
- A może – kontynuowała, ignorując wrzask Uzumakiego. – Nie chodziło wcale o Sasuke. Jest też opcja, że po prostu potrzebujesz porządnego kopa na rozpędzenie…
- Hej!
- I wcale nie żartuje. W każdym razie, nie mam teraz na to czasu.
- E, nie no! Czekaj! – Naruto zagrodził drogę kobiecie, która ruszyła w kierunku wyjścia. – Ja tu mam, jakby to powiedzieć, problem większego kalibru, a ty chcesz mnie zostawić?! No bez przesady!
- Wyobraź sobie, że też mam pewien problem.
Kobieta zdecydowanie odsunęła Uzumakiego i energicznym krokiem wyszła z pomieszczenia i przeszła przez korytarz. Naruto zgłupiał. A następnie poleciał za nią.
- Ej! – wydarł się, gdy tylko ujrzał jej plecy. – A co z Sasuke?!
Blondynka zatrzymała się. Obróciła się ku niebieskookiemu i bez żadnych większych emocji zapytała:
- A co ma być?
- No jak to?! – Błyskawicznie znalazł się przy niej. – Musimy go ratować!
- Fakt. Wypadałoby. – Raźnym krokiem ruszyła dalej.
- No więc?! – wydarł się blondyn, próbując ją dogonić. – Kiedy ruszamy? I z kim…
- Ruszacie? Chyba coś ci się namieszało dzieciaku.
- No ale…
- Jak ty to sobie niby wyobrażasz? – zapytała z wyraźną kpiną. – Nie masz chakty i chcesz wpakować się w łapy Madary? Inteligentnie, nie powiem. Zejdź na ziemię, idź na trening, czy coś. Dopóki nie odzyskasz mocy jesteś uziemiony. Wiem, że się cieszysz, więc możesz iść okazywać swoją radość gdzieś indziej. Jak już wspomniałam, jestem nieco zajęta.
- Ale Sasuke…
- Słuchaj, nie mam kogo po niego wysłać. Musimy poczekać. Kakashi i Yamato wracają niedługo z misji. Razem z Shikamaru ustalą plan działania i… No cóż, wyruszą, jak szczęście im dopisze. Nie ma co się spinać. Dopóki Itachi jest bezpieczny…
- Co mnie obchodzi Itachi! – wrzasnął wściekle, łapiąc Tsunade za ramię. Kobieta posłała mu zdziwione spojrzenie. – Co ja mam teraz robić?! Czekać?! Na co? No, na co?
- A jakie masz możliwości?

Zero. Zero jakiegokolwiek logicznego wyjścia.
Z jednej strony… Zgadzał się z Tsunade. Sasuke w jakiś pokręcony sposób był bezpieczny. W każdym razie, dopóki Itachi nie wpadnie w łapy Akatsuki. I może faktycznie, przydałby się jakiś plan działania. Jednakże…
No jak niby miał siedzieć spokojnie, wiedząc, że Uchiha jest więziony?!
Trzasnął pięścią w drewniany pal. I jęknął z frustracji.
Gdyby chociaż jedna życzliwa dusza zechciała mu pomóc jakoś wydostać się z wioski! A tak co?
Był obserwowany, to pewne.
Dzieciaki z akademii zapewnie miały niezły ubaw i dużego plusa u Hokage, za wykonanie tak niegodziwego zadania. Och, mógłby próbować zwiać, to jasne. I pewnie nawet by mu się to udało. Pomimo braku chakry, wciąż był mistrzem szybkiej ucieczki. W końcu, lata dziecięcej praktyki nie poszły na marne. Jednak studenci zaraz polecieliby na skargę do Tsunade i jakiś nieprzyjemny shinobi przytargałby go do wioski.
Niepotrzebna strata czasu.
Żeby chociaż mieć tycią cząstkę chakry, aby stworzyć jednego cholernego klona!
Trzasnął pięścią jeszcze raz.
W drewnie pojawiło się zgłębienie.
Westchnął i oparł czoło o pal.
Nie miał pojęcia co robić.
Coś musnęło jego szyję. Wzdrygnął się mimowolnie.
A następnie czyjeś palce delikatnie przysłoniły mu oczy.
- Wiesz… Myślę, że ja byłabym w stanie ci pomóc.

Tsunade była wściekła.
Jasna cholera, była Hokage! Hokage, psia mać! Szpitalne problemy nie powinny zaprzątać jej głowy, ma w końcu od tego wykwalifikowaną kadrę, ale nie! Musiała przecież mieć na tyle dziwnych pacjentów, że normalni ludzie sobie z nimi nie radzili.
I o dziwo, tym razem nie chodziło o Naruto.
Tsunade przycisnęła dłoń do twarzy.
- Chcecie mi powiedzieć, że daliście zwiać półprzytomnej kobiecie? – zapytała na pozór spokojnie.
Spojrzała z politowaniem na dwójkę stojących przed nią shonobi.
- Szanowna dobrze wie, że to demon! – odezwał się odważniejszy.
- Tak – przyznała. – Ale demon nie będący w pełni sił.
- To trza było samemu warować przy tym potworze – mruknął pod nosem jeden z chuninów.
Tsunade nie zareagowała na przytyk.
Zastanawiała się, gdzie mogła się podziać Gobi. I dlaczego właściwie zwiała ze szpitala.
Cóż… Najbardziej prawdopodobne było to, że demon udał się do jedynego miejsca, które znała, czyli domu Uzumakiego. Jeżeli tak, to nie ma się czym martwić… Chyba…
- Ty – wskazała na jednego z chłopaków. – Pójdziesz…
Urwała gwałtownie.
Do jej uszu zaczęły dochodzić niepokojące odgłosy.
Po chwili, do ciasnego gabineciku bezczelnie wpakowały się dwie osoby.
Naruto i Kyuubi.
- On mnie bije! – wydarł się blondyn, który właściwie został wciągnięty do pomieszczenia.
Kobieta machnięciem dłoni pogoniła dwóję młodych shinobi i z widoczną złością spojrzała na Uzumakiego.
- Widzę, że nie wywnioskowałeś z naszej wcześniejszej rozmowy, iż jestem zajęta – warknęła mrużąc groźnie oczy.
- To nie ja! – wrzasnął niebieskooki, próbując się wyrwać z uścisku lisiego demona. – To ten czub! Gorzej mu chyba, bo ma jakieś dziwne wkręty! Weź go sobie! Na eksperymenty, czy coś!
- Zamknij się, bo za siebie nie ręczę – warknął dziewięcioogoniasty i trzasnął blondyna w potylice. – Skończysz swoje gierki, czy mam je skończyć za ciebie?
- Możecie mi powiedzieć, dlaczego zajmujecie mój cenny czas?
- Ależ oczywiście. Ona ci to z chęcią wytłumaczy – zapewnił Kyuubi, wskazując na Naruto.
- Ona? – zapytała blondynka, unosząc znacząco brew. Przyjrzała się uważnie Uzumakiemu. No… Uzumaki, jak nic. Z wątpliwością spojrzała na lisa. Chyba ktoś tu miał gorączkę…
Dziewięcioogoniasty westchnął z irytacją.
Następnie pomarańczowa chakra oplotła zdezorientowanego chłopaka. Błysnęło, huknęło… I Nagle Uzumaki już wcale nie był Uzumakim.
Brew blondynki zadrgała gwałtownie.
Przed nią pojawiła się postać białowłosej, pięknej kobiety.
- Gobi – wysyczała przez zaciśnięte usta.
- Doberek! - Demon, który pojawił się na miejscu Naruto, był nad wyraz z siebie zadowolony. – Jak tam życie?
- Gobi – powtórzyła Tsunade. Gdyby tylko głos mógł zabijać…
- Hm? Widzę, że humor nie dopisuje, a taki ładny dzionek…
- Gobi – powiedziała Hokage po raz trzeci. Najwyraźniej siliła się na spokój. – Gdzie jest Naruto?
Po pomieszczeniu rozległ się perlisty śmiech.

sobota, 15 października 2011

Od Irdine słów kilka :D

Cóż... Zapraszam na nowego bloga http://irdine-opowiadania.blogspot.com/, wszystko wyjaśnione w pierwszym poście ;)

poniedziałek, 10 października 2011

Rozdział II.VII

Suprise?
Niach, niach, niach xD Najwyraźniej studia działają na mnie wenotwórczo xD. Pisanie opowiadania jest chyba dla mnie milszą perspektywą, niż robienie dziwacznych zadań. No i odkryłam w sobie jeszcze większy antytalent do rysowania niż zwykle ^ ^.

Mechalice: Córo ma... Jak ja Ci odwale NejiSasu to Ci się tej pary do końca życia odechce xD. Hm... Chociaż... Jakbym się doczekała pewnej sałatowej kontynuacji, to wizja NejiSasu mogłaby się okazać nieco kusząca xD.
Król Julian jest oposem? xD
A wiesz, po tym rozdziale władowałam się w taki mętlik, że właściwie nie wiem, co chcę z nim zrobić :P Wyjdzie w praniu, jak zwykle zresztą xD
Serio, wychodzi mi to dopychanie do kanonu? Bo tak lawiruje między wszystkim, że sama nie ogarniam. Ha, teraz to dopiero będę musiała akrobacje robić, żeby wyjść jakoś logicznie na finisz xD.

Maxii: O z tymi majtami to faktycznie pominęłam xD Aleee, że opowiadania końca nie widzę, to może się jakoś wywinę jeszcze z tego xD.

Cóóóż, to tyle, jeszcze pet, mocna kawa i można się zabrać za jakiś projekt na jutro, czy coś xD. Dziękuję za komentarze i zapraszam na koleją część ^ ^.



*** *** *** *** *** *** ***

Oczy Naruto rozszerzyły się gwałtownie.
Dotyk znikną, szept rozległ się nieco z boku.
Nagle patrzył na scenę z zupełnie innej perspektywy. Jakby oglądał film ze swojego własnego życia.
Pamiętał ten dzień.

Wyrwał się z uścisku, cofnął kilka kroków i efektownie wychrzanił się o drewniany próg.
„Piękny popis mych nieprzeciętnych umiejętności.” Pomyślał ironicznie. Jednak nie miał za dużo czasu, aby roztkliwiać się nad tą kwestią.
- Co ty tu robisz? Ba, jak ty tu robisz?! Znaczy się… JAKŻEŚ SIĘ TU DOSTAŁ?!


To było… Po jednej z walk z Orochimaru. Po tym, jak wrócił do domu… Sasuke czekał na niego w mieszkaniu. Miał klucz. Znaczy się, miał krew Naruto, którą wcześniej pobrała Sakura. A właśnie, miał ją za to zabić…

Wstał, nie spuszczając wzroku z Sasuke, czujnie obserwując jego ruchy i modląc się w duchu, że czarnowłosy nie wie nic o jego tymczasowej chakrowej niedyspozycji. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego sytuacja nie wygląda za ciekawie. Nie mógł się bronić, bynajmniej nie przy użyciu chakry. Czyli nie miał szans wyjść z opresji. No, ale zawsze pozostał mu blef…
- Słyszałem, że jesteś uziemiony.
„No to tyle z blefu.”


Hm… To nawet zabawne. Teraz znowu nie miał chakry. Po prawdzie z innych, bardziej niezrozumiałych powodów, ale nie miał. A co się stało później? Och, no tak… Wyszła ta akcja z Kyu. Eksperyment Haruno niszczył demona. Ale wcześniej… Wcześniej…

W kolejnej sekundzie został przygnieciony do ściany, a jego nadgarstki znalazły się w żelaznym uścisku. Chciał się wyrwać, chciał krzyknąć, chciał zrobić cokolwiek, ale… Ale nie zdążył. Utonął w głębi górujących nad nim oczu. Sasuke był tak blisko. Zaledwie centymetry dzieliły ich usta, a ciepło ciała drugiego chłopaka nie działało dobrze na umysł Uzumakiego.
Widział jak twarz bruneta zbliża się. Przymknął oczy, a po chwili poczuł jak język Uchihy objeżdża kontury jego ust, aby po chwili zagłębić się brutalnie w ich wnętrzu. Blondyn jękną przeciągle i rękoma, które Sasuke uwolnił widząc uległość Naruto, objął delikatnie kark chłopaka.


I potem rozpłaszczył się na podłodze.
Uśmiechnął się delikatnie. Pamiętał to. Chciał zamordować Sasuke, za to, że go wtedy zostawił. Jasna cholera, przecież już wtedy mogli sobie wszystko wyjaśnić. Z perspektywy czasu wydawało się to takie proste.
Zaraz jednak jego twarz przybrała poważny wyraz.
„Genjutsu” W chwili, gdy o tym pomyślał, wizja rozpłynęła się.
Trybiki w jego głowie przeskoczyły gwałtownie. Przymknął oczy i złapał się za nasadę nosa. Nie podobało mu się ta sytuacja. Ani trochę. Zwłaszcza, że dobrze zdawał sobie sprawę z tego, kto był jego nieproszonym gościem.
- Śmieszy cię to? – zapytał.
Odpowiedziała mu cisza.
- Skąd masz to wspomnienie? – rzucił w przestrzeń.
Dopiero po chwili z cienia wyłoniła się ciemnowłosa postać.
Naruto zmierzył ją ponurym spojrzeniem.
Miał niemałą ochotę powybijać jej zęby.
Itachi Uchiha nie zaszczycił go nawet spojrzeniem. Przemierzył pomieszczenie wolnym krokiem, kierując się do kuchni. Najwyraźniej czuł się jak u siebie, co jeszcze bardziej wkurzyło Uzumakiego. Ale z braku laku powlekł się za nim.
Nie spuszczając z mężczyzny czujnego spojrzenie usiadł przy małym stoliku. Nie za bardzo wiedział jak się zachować, więc postanowił czekać, aż Uchiha zacznie… Coś. W każdym razie, blondyn zdecydował zaufać trochę osądowi Tsunade i nie rzucać się na czarnowłosego z pięściami. Co nie zmieniało faktu, że musiał uważać.
Itachi stanął przy kuchennym blacie i coś przy nim majstrował. Wyglądało to nieco, jakby w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego, że w pomieszczeniu znajduje się ktoś jeszcze.
Naruto zacisnął usta w wąską kreskę. Cholera, Sasuke był tak bardzo podobny do brata. Ten sam kolor włosów, ta sama barwa tęczówek, a nawet budowa ciała. O ile się nie mylił, byli nawet tego samego wzrostu. I postawa. Typowa uchihowska postawa. Blondyn nie wiedział jak dokładnie ją opisać. Ale było coś takiego w owej posturze, że od razu miało się pewność, że ma się do czynienia z kimś z rodziny Uchihów.
Blondyn jęknął wewnętrznie i wbił wzrok w swoje ręce. Kurde, tęsknił za tym cholernym draniem. A widząc Itachi’ego, nie mógł nic poradzić, że automatycznie o nim myślał. Nie, musiał pozbyć się nieproszonego gościa jak najszybciej, bo niedługo mógł naprawdę zacząć świrować.
Coś zostało mu podetknięte pod nos.
Kubek.
Po krótkich oględzinach stwierdził, że kubek ten był czymś wypełniony. Jakąś cieczą, ściślej mówiąc. Nie… To absurd…
- Co to ma być? – zapytał, wpatrując się w jasnobrązową, parującą substancję.
Przeniósł spojrzenie na mężczyznę, który usiadł naprzeciwko niego. Itachi trzymał w dłoniach identyczny kubek i najwyraźniej delektował się zapachem jego zawartości.
„Nie no, paranoja.”
W niebieskich oczach nie dało się dostrzec niczego, oprócz bezgranicznego zdumienia.
„To chyba jakiś pochrzaniony koszmar.” Pomyślał, wciąż nieco bezmyślnie wpatrując się w postać brata Sasuke. „Pochrzaniony koszmar, z którego zaraz się obudzę i będę się śmiał.”
Itachi odłożył swój kubek na stół. Zmierzył go nieco obojętnym wzrokiem. A następnie beznamiętne spojrzenie przeniósł na blondyna.
- Kakao – odpowiedział cichym, wyprutym z emocji głosem, który jeszcze bardziej rozwścieczył Naruto.
- Nie no, kurwa, oszaleję! – wrzasnął, zrywając się z krzesła. – Zjawiasz się we wsi, jak gdyby nigdy nic i okręcasz sobie Tsunade wokół palca! Ten cholerny babsztyl wmawia mi, że mam z tobą pogadać, na co wybitnie nie mam ochoty, a ty bezczelnie nawiedzasz mnie w mieszkaniu i, DO KURWY NĘDZY, serwujesz mi kakao?!
Itachi nieco przekrzywił głowę. Wyglądał nawet, jakby rozważał słowa młodszego mężczyzny.
- Tak – odpowiedział.
Blondyn już całkiem zgłupiał. Nagle wszystkie emocje, które jeszcze przed chwilą niemalże go rozsadzały od środka, wyparowały. Zrezygnowany opadł na krzesło, przyciągnął do siebie kubek i wbrew zdrowemu rozsądkowi napił się.
Słodka, ciepła ciecz rozgrzała go od środka. Ale jakoś nie poprawiło mu to nastroju.
- Mów – warknął po chwili.
Zerknął na swojego… Rozmówcę. Dosyć dziwnie było określić tak osobę, która jak na razie odpowiadała na jego wrzaski pojedynczymi słówkami.
Uchiha wbił w niego przeszywające spojrzenie, a Naruto musiał włożyć wiele wysiłku w to, aby się nie wzdrygnąć.
Te oczy były takie… Pozbawione emocji? Nieruchome? Och, no mógłby chociaż zamrugać od czasu do czasu!
Zamrugał.
I Uzumaki już się nawet zbierał do wydania tryumfalnego okrzyku, po odkryciu, że czarnowłosy posiada jednak jakieś ludzkie odruchy, gdy Itachi się odezwał.
- Kochasz mojego brata.
Jeżeli do tej pory twarz Naruto posiadała nieco kretyński wyraz twarzy, tak teraz zapewne wyrażała totalny debilizm. Takich stwierdzeń się nie spodziewał. Po prawdzie Sasuke również nie wyglądał nigdy, jakby miał wyznawać mu miłość, a jednak to zrobił… Co nie zmienia faktu, że potem stwierdził, że go nienawidzi. Powoli zaczął dochodzić do wniosku, że rodzina Uchiha ma dosyć specyficzne podejście do uczuć.
- No i? – Jakoś nie widział powodu, dla którego powinien o tym rozmawiać akurat z bratem Sasuke.
- On ciebie.
To było fascynujące. Nie okazując krzty emocji Itachi stwierdzał takie rzeczy, jakby były najbardziej oczywistszymi oczywistościami świata. Jednak Uzumaki poczuł się do wyprowadzenia starszego mężczyzny z błędu.
- Masz przestarzałe informacje – oznajmił i siorbnął łyka kakao. – Otóż twój kochany braciszek po kilku miesiącach stwierdził, że mu się znudziłem. Czy coś. I mnie nienawidzi. Ale nie martw się, było miło i właściwie…
- Kretyn.
- Mam nadzieję, że mówisz o nim, a nie o mnie.
Itachi nie odpowiedział. Naruto sapnął z irytacją.
- Słuchaj, nie masz pojęcia, co było między mną, a Sasuke. I nie wiem, co cię to obchodzi. Na chronienie braterskiej cnoty już jest nieco za późno. Zresztą to śmieszne, powiedz, co masz mi do powiedzenia i idź sobie, dobrze? Wbrew pozorom jestem dosyć zajętym człowiekiem. A zresztą niedługo wróci Sakura i…
- Pokazał mi.
Konwersacja z Itachim była naprawdę ciekawym przeżyciem, stwierdził Uzumaki, biorąc następnego łyka kakao. Zerknął podejrzliwie na kubek. I zaczął poważnie podejrzewać, że Uchiha musiał coś tam dosypać, bo zaczynał już całkiem nie ogarniać sytuacji.
- Co? Możesz, bo ja wiem, nieco bardziej rozwijać swoje wypowiedzi?
- Pokazał mi, swoje wspomnienia.
- Po co?
- Żeby przekonać Tsunade.
Naruto westchnął. Nie, chyba nie było sensu tłumaczyć czarnowłosemu, że dosyć ciężko jest cokolwiek wywnioskować z jego krótkich odpowiedzi. A on nie miał najmniejszej ochoty wyduszać z niego informacji na jakikolwiek temat. Och, niechże to już się skończy!
I wtedy zdarzył się cud.
Najwyraźniej Itachi stwierdził, że blondynowi należą się jakiekolwiek wyjaśnienia i zaczął mówić. Cichym, monotonnym głosem, zobrazował całą sytuację.
- Sasuke dowiedział się, że moje życie jest zagrożone. Madara chce pozyskać sharingana, który powstanie z połączenia jego i moich oczu. Ja, byłbym tym, który musiał zginąć. Sasuke chciał mnie ostrzec. Schwytali go. Zdążył przekazać mi informacje i swoje wspomnienia, które są dowodem na to, że mi ufa.
Dobra, wyjaśniło się, gdzie jest Sasuke. To już Naruto mógł zapisać na plus. Albo i niekoniecznie, skoro był więziony… Chociaż, jakby nie patrzeć, dopóki Madara nie dorwał Itachi’ego do kolekcji, to nie powinno mu się nic stać. Jednak nie mógł mieć pewności, że to co usłyszał było prawdą. Dalej było za dużo niewiadomych.
- To, to na wejściu miało mi udowodnić, że mnie nie zwiążesz i nie wyślesz priorytetem do Madary?!
- Tak.
Znowu to cholerne „Tak”. Naruto warknął poirytowany.
Nie chciało mu się w to wierzyć.
- A dlaczego niby Sasuke miałby ci ufać, co? – powiedział, marszcząc czoło. – Wymordowałeś cały klan! Przecież on cię nienawidzi!
- To było konieczne.
Blondyn aż sapnął. Nie, nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
- Jesteś nienormalny – stwierdził przyduszonym głosem. – Jak wymordowanie własnej rodziny może być konieczne?! Ocipiałeś do reszty, nie ma co…
Itachi przymknął oczy, a jego twarz jakby nieco się spięła.
Oho, kolejna namiastka ludzkich odruchów. Naruto wpatrywał się w niego z wyraźnym oczekiwaniem. I nie zawiódł się. Czarnowłosy ponownie zaczął mówić.
- Klan Uchiha nie ma chwalebnej historii. Za dużo informacji, za duża władza w posiadaniu, która w końcu zaczynała nie wystarczać. Głowa rodu uknuła plan, wraz z Madarą. Chcieli zdradzić Konohe.
- Głowa rodu?
- Ojciec mój i Sasuke.
- Ale… - Naruto był zszokowany. Takich rewelacji z pewnością się nie spodziewał. Zdradzić Konohe? Nie, nie możliwe… - Ale… Co na to ród?! Przecież musieli mieć jakiś wpływ na to wszystko!
- Mieli – przyznał Itachi. – Wszyscy się na to zgadzali.
- Wszyscy po za tobą…
- Tak.
- I wziąłeś wszystko na siebie? Ale jak to zdradzić? Co oni chcieli… Jeżu drogi… - Przerwał. Nagle do głowy wpadła mu pewna myśl. – To to, o tym dowiedział się Sasuke, ta? Więc to nie była moja wyobraźnia? Więc… Kurwa, ty chyba mówisz prawdę! – krzyknął odkrywczo. Faktycznie, jeżeli historia Itachi’ego była prawdziwa, to tłumaczyła to dziwaczne zachowanie jego brata. Więc może… Może… - Co żeś wcześniej powiedział?
Itachi najwyraźniej, wbrew wszelkiej logice, zrozumiał o co pytał Naruto. Spojrzał blondynowi prosto w oczy, a jego własne tęczówki zmieniły barwę na czerwoną.
W następnej chwili Uzumaki znajdował się w całkiem innym miejscu.

Ciemny korytarz. Znał go. Znał, znał…
Tyle razy w nim bywał. Tyle razy przez niego przebiegał, od progu wołając swojego kochanka. Tyle razy niemalże wychrzanił się, zahaczając nogą o wystający panel.
Widzi dwie postacie.
To on. I Sasuke.
Całowali się.
To był dzień, kiedy ostatni raz widział Uchihe.

- Ale, Sasu…
- Nienawidzę cię, Naruto.

„Ouć.” Pomyślał, wpatrując się w swoje własne plecy. Jednak nie ma czasu się zastanawiać, nad wypowiedzianymi przez postacie słowami. Po chwili zostaje sam na sam, z iluzją Sasuke.
Dlaczego Itachi pokazuje mu akurat, to?
Podszedł bliżej czarnowłosego.
To było dziwne uczucie. Znajdować się w genjutsu, z pełną tego świadomością i móc robić, co się właściwie chce.
Naruto podszedł jeszcze bliżej. Już swobodnie mógł spojrzeć w oczy ukochanego, już mógł wpleść palce w jego włosy. Już unosił rękę…
- Czekaj.
Inna dłoń odciąga jego własną. Zerknął na osobę, która go powstrzymała.
Itachi.
Z uwagą wpatrywał się w twarz brata. A więc Naruto uczynił to samo.
Sasuke wciąż stał na wprost drzwi. Nie widział ich. Wyglądał niemalże jak posąg. Idealny, bez żadnej skazy, bez żadnych uczuć. Ale jeżeli spojrzałoby mu się głęboko w oczy…
Naruto skwapliwie skorzystał z okazji. Wbił niebieskie tęczówki w czarne.
Bezradność. Smutek. Pewna doza złości, zapewne na samego siebie. I… Czyżby znalazł w nich nieco tego uczucia, które jeszcze tak niedawno mu wyznawał?
Czarnowłosy przejechał ręką po twarzy, jakby próbując odgonić nękające go myśli.
- Wybacz, Naruto.
Blondyn uśmiechnął się do siebie.
Zrozumiał.


Po chwili ponownie znajdował się w kuchni. Przez krótką chwilę analizował to, co zobaczył. Na jego twarzy wykwitł głupkowaty uśmiech.
- Ten idiota serio mnie kocha! – wykrzyknął radośnie, zrywając się z krzesła i wyrzucając ręce w górę. – Zabiję go, jak go w końcu dorwę! – zapewnił z nie mniejszym entuzjazmem. Skierował na Itachi’ego roziskrzone spojrzenie. – Wiesz, chyba byłbym nawet w stanie cię polubić jako szwagra.

piątek, 7 października 2011

Rozdział II.VI

Okej, miałam drobny falstart xD Ale już, szybciurem to naprawiamy.
Witam wszystkich (: Przepraszam, że tak długo, no, ale według porad Deedwardy zwalę to bezczelnie na jesienną pogodę ^ ^. I brak dostępu do neta ostatnimi czasy. Lekkie bezwenie i chroniczne lenistwo również miało lekki wpływ…

Mecha: Ja właściwie nie wiem, w jakim kierunku chcę iść xD I może dlatego pisanie idzie mi tak opornie.

Maxii: Bez dostawania urazów ja tu proszę :) Wystarczy że autorka jeden uraz ma. Psychiczny najwyraźniej xD.

A projekt owszem, już dawno zaliczony, kolejna piąteczka do indeksu wpisana. W takich chwilach nawet nie żałuje tych nieprzespanych nocy xD. W każdym razie, dziękuję za komentarze i zapraszam na kolejny rozdział ^ ^.

*** *** *** *** *** *** ***

Uciekł.
Rzucił Tsunade zranione spojrzenie i zwiał.
Nie. To nie było dobre posunięcie. Dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Ale tylko to przyszło mu do głowy, gdy ujrzał Itachi'ego.
Nie mógł zrozumieć, nie mieściło mu się to w głowie... Jak piąta mogła mu zaufać?! No jak?! I wcale nie poprawiało mu nastroju to, że gdyby został w szpitalu, to prawdopodobnie uzyskał by odpowiedź na te cholerne pytanie.
A tak został z niczym. Biegł ulicami Konohy, nie mając gdzie się za bardzo podziać. Nie chciał nikogo widzieć. Potrzebował za to jakiegoś spokojnego kąta, gdzie w ciszy mógłby wszystko przemyśleć.
Nie, żeby wiedział, co właściwie chciał przemyśleć.
Widok brata Sasuke wyprowadził go z równowagi. Ha! Żeby tylko...
Nie spodziewał się. Bo niby dlaczego miał się spodziewać, że jeden z członków Akatsuki pojawi się w wiosce liścia? I że będzie nim Itachi. To przecież absurdalne.
Zatrzymał się gwałtownie.
W głowie pojawiła mu się śmieszna myśl, że to może i lepiej, że akurat teraz Sasuke postanowił ponownie zwiać z wioski. Jeżu drogi... Toż to nie ostałby się kamień na kamieniu, gdyby doszło do spotkania braci.
Potrząsnął głową, usiłując pozbyć się natrętnych myśli i powrócił do bezmyślnego marszu.
Rodzina zawsze była u nich tematem tabu. Naruto również nie lubił rozczulać się w tym temacie. No ale jak nie patrzeć, on po prostu nie miał o czym rozmawiać w tych kategoriach. W końcu był sierotą od pierwszego roku życia i raczej nie posiadał zbyt wielu wspomnień z tego okresu. A jeszcze wiadomość, że jego ojcem jest Minato Namikaze! O nie, nie, o tym Naruto w szczególności nie chciał słyszeć. A tym bardziej rozmawiać. W każdym razie, w ich związku, o rodzinie nigdy się nie mówiło.
I poniekąd pasowało to zarówno Sasuke, jak i Naruto.
Poniekąd...
Blondyn wiedział, o wymordowaniu klanu Uchiha. A kto by nie wiedział? Raban na całą wiochę, przez lata nie mówiło się o niczym innym. Zdawał sobie również sprawę z tego, że Sasuke przez długi czas żył jedynie żądzą zemsty. Dlatego uciekł z wioski po raz pierwszy.
Wiedział też, że Sasuke coś odkrył.
Ale nie miał najmniejszego pojęcia co. W każdym razie, Sasuke odkrył owe coś jakoś niedługo przed ich rozstaniem. A przynajmniej mógł wysnuć taką teorię, biorąc pod uwagę wszystkie ostatnie wydarzenia.
Myśli wciąż szalały po jego głowie.
Może to był TO właśnie było powodem ich rozstania? Ale co? I dlaczego? I czemu, psia mać, cholerny Uchiha nie zaufał mu w tej kwestii?! O ile jakakolwiek kwestia istniała. Wielce prawdopodobny był w końcu fakt, że mógł to sobie zwyczajnie ubzdurać, próbując jakoś racjonalnie wytłumaczyć zachowanie czarnowłosego.
Blondyn westchnął smętnie, przygarbił się, przystanął w pierwszym lepszym zaułku i zaczął wgapiać się w przechodzących obok ludzi. Nikt nie zwracał na niego uwagi.
Nie wiedział co ze sobą zrobić. Najchętniej skopałby komuś tyłek. I byłby bardzo wdzięczny losowi, gdyby ten tyłek należał do Sasuke.
- Och, przestań już – warknął do samego siebie. – Miałeś o nim nie myśleć!
- Hmm? A cóż znów zaprząta tę twoją blond łepetynke?
- Eee… - zająknął się. I spróbował zwiać. Jednak zanim udało mu się zrobić chociażby jeden krok, czyjaś ręka chwyciła go za kołnierz bluzy, skutecznie powstrzymując go od ucieczki.
- Jesteś przewrażliwiony, wiesz? – zapytał go Kakashi, siłą ciągnąc go za sobą i niewiele robiąc sobie z tego, że Naruto nie wykazywał żadnej chęci współpracy.
- Puść mnie! – warknął blondyn, coraz bardziej się szamocząc. Wyrwał się w końcu i kopnął swojego nauczyciela w kostkę. Siwowłosa postać zniknęła w kłębie dymu. Niebieskooki zaklął szpetnie i zaraz kolejny klon chwycił Naruto pod pachę.
- Widzisz, gołąbeczku… Może i przerosłeś mistrza – zaczął, mrużąc wesoło widoczne oko. – Ale bez chakry niewiele zdziałasz. Stary Kakashi jeszcze nie jest taki stary, co nie?
- Odwal się! – Uzumaki był coraz bardziej zdenerwowany. Jeszcze raz spróbował się wyrwać, ale na niewiele się to zdało. – Czego ty znowu chcesz ode mnie?!
Kolejny Kakashi pacnął go w tył głowy i chwycił pod drugie ramię.
- Myślę, że jakbyś nie wiedział, to nie próbowałbyś tak namiętnie się ode mnie uwolnić – zagadał nowoprzybyły.
- Namiętnie?!
- Więc – zaczął pierwszy. – Zrelaksuj się, ciesz się moim podwójnym towarzystwem i daj porwać na małe spotkanie u Tsunade.
- Nie! – wrzasnął, zapierając się nogami. – Nie mam zamiaru jej słuchać! Ani tego dupka, który cholera wie, jakie ma z nią układy! Ciebie też nie, jeżeliby się głębiej zastanowić.
Trzeci Hekate pojawił się tuż przed nimi i zacmokał z dezaprobatą.
- Musisz zawsze wszystko utrudniać? – powiedział, kręcąc głową. – Daj spokój, może dowiesz się czegoś ciekawego. Chociaż raz zachowaj się odpowiednio jak na swój wiek, co ty na to?
- Spieprzaj.
Drugi klon ponownie trzepnął go w potylicę.
- Przestań mnie bić, jak jakiegoś cholernego szczeniaka! – Jeszcze bardziej zaparł się nogami.
- To przestań się tak zachowywać. – Pojawiła się kolejna siwowłosa postać. Naruto zmierzył ją ponurym wzrokiem i stwierdził, że był to zapewne już oryginalny Kakashi. Potwierdziło się to, gdy wszystkie klony zniknęły. Blondyn opadł na kolana i wbił ponure spojrzenie w ziemię.
- Nie chcę rozmawiać z Tsunade – odezwał się po dłuższej chwili.
- A z Uchihą?
- Też.
- Nie zrozumieliśmy się.
- Hm? – Uzumaki poniósł głowę i marszcząc czoło wbił zdezorientowane spojrzenie w nauczyciela.
- Chodziło mi o Sasuke.

Naruto wylądował w końcu u Hokage.
Nie, żeby był pewien, czy właściwie chce być w tym miejscu.
I nie, żeby był pewien, czy właściwie chce jeszcze roztrząsać sprawę Sasuke.
Parsknął pod nosem, zakładając ręce na ramiona.
„Kogo ty niby chcesz oszukać?” Pomyślał, zły na samego siebie.
To jasne, że los Sasuke nie był mu obojętny. I nieważne, czy byli parą czy też nie. Rywalami, kochankami, przyjaciółmi, czy też śmiertelnymi wrogami. W końcu od dziecka Uchiha odgrywał w życiu Uzumakiego ważną rolę. . A Naruto wiedział, że pomimo wszelkich starań, czarnowłosy drań zawsze będzie zajmował miejsce w jego sercu.
Kakashi również to wiedział.
I bezczelnie wykorzystał.
- Wiesz – zwrócił się do siwowłosego. – Właściwie, to cię chyba nienawidzę.
Siedział w gabinecie, na nieco rozwalającym się krześle, które było ulokowane tuż naprzeciwko biurka przywódczyni. A za jego plecami stał Kakashi, niby swobodnie opierający się o jego ramię. Naruto po raz któryś z kolei spróbował strząsnąć natrętną dłoń.
- Przestań – mruknął zrezygnowany. – No przecież nie zwieję.
- A cholera cię wie – rzucił Kakashi, wzruszając ramionami. – Zresztą, dałbyś nieco frajdy swojemu mistrzowi i dał się pomacać od czasu do czasu.
- Zboczeniec!
- Ej, ja tylko miałem na myśli, że miło jest mieć czasami do czynienia ze swoimi podopiecznymi – powiedział mężczyzna, wyjmując z tylniej kieszeni małą, pogiętą książeczkę, którą zaraz otworzył z największą nabożnością. – To smutne, że spędzam z moimi pociechami tak mało czasu.
- Jesteś nienormalny.
- A ty masz ADHD, ale jakoś nikt ci tego nie wypomina…
Naruto wywrócił oczami.
Najlepsze w tym wszystko było to, że Kakashi rzucił tylko małą sugestię, że może się dowiedzieć czegoś o Sasuke, a już leciał na złamanie karku do Tsunade. To trochę żałosne, jeżeliby się głębiej nad tą kwestią zastanowić. W rzeczywistości istniała strasznie mała szansa, że się dowie czegokolwiek o czarnowłosym. Strasznie, strasznie tycia.
No, ale kimże by był, gdyby się tej szansy nie chwycił?
- Oho, nasza pani i władczyni się zbliża. To ja uciekam – oznajmił Kakashi, po krótkiej chwili milczenia.
- Co?!
- To co słyszałeś. Misja wykonana, jakimś cudem cię tu dostarczyłem. No to, narka! – rzucił wesoło i zasalutował na pożegnanie.
Powoli zaczynał nabierać pewności, że jego mistrz wpakował go w coś, w co zapewnie nie chciałby być wpakowany.
- Nie zostawiaj mnie! Ty skur… - Zanim zdołał dokończyć przekleństwo, siwowłosy mężczyzna zniknął w kłębach szarej pary. A Naruto wciąż siedział na krześle, ze śmiesznie rozdziawionymi ustami i z szokiem wpatrującym się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Kakashi.
I w takiej tez pozycji zastała go Tsunade.
Jednak blondyn szybko przywołał na twarz minę wyrażającą gigantyczne niezadowolenie.
- Wiedź, że jestem tu nie z własnej woli! – oznajmił na dobry początek.
- A niby na czyje inne polecenia miałby cię szukać Kakashi? – zapytała retorycznie, siadając za biurkiem i splatając dłonie pod brodą. – Tak się składa, że właściwie to tylko ja mam taką władzę.
- Do czasu aż cię zastąpię, zgrzybiała starucho – mruknął pod nosem, zaciskając dłonie na poręczach krzesła.
- Proszę? – Tsunade uprzejmie udała, iż nie usłyszała tej uwagi.
- Słuchaj – w głosie Naruto zabrzmiała stanowczość. Wbił w orzechowe oczy przeszywające spojrzenie. – Niewiele mnie interesuje, co Itachi robi w wiosce liścia. I również nie mam ochoty słuchać jaki masz ty masz w tym biznes. Mam tylko jedno, zasadnicze pytanie. I byłbym wdzięczny, gdybyś mi na nie odpowiedziała w miarę szczerze. Wtedy będę mógł tu siedzieć ile tylko chcesz.
Tsunade uniosła pytająco brew.
- Tak?
Naruto wyprostował się.
- Chcę wiedzieć, czy powrót Itachi’ego ma coś wspólnego z odejściem Sasuke.
Hokage spojrzała na niego z uwagą. Opuściła jedną dłoń i zabębniła palcami o blat biurka.
- Zasadniczo – odpowiedziała po chwili milczenia.
- To znaczy? – Blondyn nie ustępował.
Piąta wstała gwałtownie zza biurka i podeszła do okna, tak, że swobodnie mogła oglądać panoramę Kohohy. Po chwili wahania Naruto również do niej dołączył. Do jego uszu doszło ciche westchnięcie kobiety.
- Tak jak podejrzewałam, Madara znalazł sposób, aby odzyskać oko i zarazem zwiększyć swoją moc – powiedziała cichym głosem splatając dłonie za plecami. – On chce wykorzystać braterską więź Itachi’ego i Sasuke.
- Jaką więź? – zapytał z powątpieniem. – Przecież oni się nienawidzą.
Tsunade rzuciła mu dziwne spojrzenie, ale nie odpowiedziała.
- Wiesz, myślę, że powinieneś porozmawiać z Itachim.
- Nie.
- Naruto…
- Nie. – Wlepił oczy w widok za oknem. Właśnie banda dzieciaków goniła za wyjątkowo grubym, czarnym kotem. – Właściwie nie wiem, po co w ogóle tu jestem. Sasuke ze mną skończył, nie powinno mnie obchodzić, co się z nim dzieje.
- Ale cię obchodzi.
- Tak – przyznał po chwili. – Niestety.
- W każdym razie, Madara ma zamiar odebrać oczy Sasuke, zaraz po tym, jak ten zabije brata i zarazem uzyska Eternal Mangekyō Sharingan. A my nie możemy do tego dopuścić. Itachi będzie…
- Dlaczego mu ufasz? – W głosie blondyna pojawiła się nuta goryczy.
- Co?
- To co słyszysz – rzucił opryskliwie. – Dlaczego mu ufasz! Przecież on wybił cały klan i zwiał! Współpracował z Madarą! Razem czaili się na ogoniaste bestie! On skrzywdził… - zamilkł gwałtownie. Pokręcił z rezygnacją głową i obrócił się na pięcie. Widząc, że Tsunade nie śpieszy się z odpowiedzią ruszył w kierunku drzwi.
- To ród szpiegowski.
Blondyn zatrzymał się w pół kroku. Delikatnie postawił stopę na ziemi i spojrzał w kierunku brązowookiej.
- Co?
Kobieta spoglądała na niego zamyślonym wzrokiem. Wyglądało to nieco, jakby próbowała ocenić, czy faktycznie może mu zaufać. I najwyraźniej jej obserwacje wypadły pozytywnie.
- Ród Uchiha jest rodem szpiegowskim.
- Nie ma już rodu Uchiha, jest Sasuke i jego brat, uznany za zdrajce!
- Zamknij się i słuchaj – sapnęła, podchodząc do Naruto, łapiąc za ucho i, pomimo głośnych sprzeciwów, sadzając go na rozklekotanym krześle. – Ich rodzina zawsze wychowywała najlepszych szpiegów, każdy z Uchihów przechodzi szkolenie. Specjalne szkolenie, które przygotowuje ich do misji szpiegowskich. Taką właśnie rolę odgrywał Sasuke u Orochimaru, czy też Itachi w Akatsuki. Wszystko jest planowane latami, a członkowie rodu są przygotowywani do misji, czasami nawet nie mając o niej pojęcia, aż do czasu, gdy muszą zabrać się za jej wykonywanie. To ścisła tajemnica Konohy. Nikt, powtarzam, nikt, po za mną i starszyzną nie powinien o tym wiedzieć. I jeżeli szepniesz chociaż słóweczko komukolwiek, to osobiście pozbawię cię jelit!
Naruto otworzył usta. Poczym je zamknął. Wyglądał nieco jak ryba wyjęta z wody.
Już dawno Tsunade nie uraczyła go taką groźbą.
Czyli sprawa była naprawdę poważna.
- Ale – zająknął się. – Ale… No nie wmówisz mi, że śmieć niemalże całego klanu również należała do jakiegoś misternego planu!
Hokage przygryzła dolną wargę. Odetchnęła głęboko.
- Nie – odpowiedziała, odwracając wzrok. – To sprawa wewnętrzna rodziny. Tylko członkowie wiedzą, co się stało.
- Jak to co?! Itachi dostał szału i wszystkich wymordował!
- A gówno prawda – warknęła przywódczyni wioski. – Znaczy z szałem…
Naruto zamrugał. No, no, ładne słownictwo z ust kobiety.
- Co masz na myśli?
- Pogadaj z Itachim – powtórzyła. W jej głosie zabrzmiała twarda nuta. – To co ja ci powiem, to tylko zwykłe domysły. A on powie ci prawdę.
- A skąd masz taką pewność?! Boże, czemu mu tak ufasz?!
- Bo Itachi Uchiha nigdy…
- Tak! – wrzasnął Naruto, zrywając się z krzesła. – Powiedz mi jeszcze, że nigdy nikogo nie zabił! Że masakra ich rodu właściwie nie miała miejsca, tylko wszyscy to sobie wkręcili! Jasne!
- Nie. Tego nie powiedziałam.
- Co? – Uzumaki już całkiem zgłupiał.
- Nigdy nie powiedziałam, że Itachi nie wymordował klanu.
- Ha! Więc…
- Ale wiem – przerwała mu. – Że w rzeczywistości nigdy też nie zdradził Konohy.

Naruto miał mętlik w głowie.
W efekcie wyszedł z gabinetu Tsunade wciąż nie zgadzając się na rozmowę z Itachim i nie wiedząc, gdzie też starszy Uchiha przebywa. Nie zgadzał się z dziwacznymi teoriami kobiety. Jakoś nie mieściło mu się to wszystko w głowie.
Zmierzał właśnie do domu Sakury z zamiarem szybkiego ulokowania swoich czterech liter na kanapie, opatulenia się kocem i wyżarcia z lodówki przyjaciółki wszystkiego, co nadawało się do zjedzenie.
Powinien zająć się w końcu wynajmem nowej kawalerki. I wykombinowaniem planu, jak udobruchać Sakure.
Jęknął wewnętrznie.
Po prawdzie sprawdził tożsamość pacjenta. Ale sprawa wcale nie była taka prosta.
I co niby miał jej powiedzieć? O Itachim ani słowa, to pewnie. No ale nikt mu nie mówił, że nie może wspominać Gobi. Hm… Jeżeli dobrze to rozegra, to różowowłosa dopiecze Hokage i nikt mu nie zarzuci, że maczał w tym palce.
Myśl warta przemyślenia.
Wlazł do klatki schodowej i wspiął się po wąskich schodkach. Haruno prawdopodobnie jeszcze siedziała na dyżurze, ale w mieszkaniu powinien być Kyuubi. A Naruto miał małą nadzieję, że demon nie rozwalił dziewczynie mieszkania.
Z ciężkim westchnieniem wlazł do środka. Zdołał pomyśleć o tym, że Sakurze przydałby się w domu w końcu jakieś porządne zabezpieczenia, gdy czyjeś ręce oplotły go w pasie i cichy głos wdarł się do jego ucha.
- Mam cię.