wtorek, 3 sierpnia 2010

Rozdział IV

Mwahaha xD I oto ogłaszam, iż z przyjemnością mogą zamieścić tu czwarty rozdział mej opowieści! Ha! Szybko mi to poszło, nie powiem ^ ^ Może to ma coś wspólnego z przekroczeniem magicznej bariery dwóch komentarzy pod postem xD. W każdym razie... Serdecznie dziękuję za wasze opinie i zapraszam do przeczytania następnej części ^^.


*** *** *** *** *** *** ***

Uzumaki wolnym krokiem przemierzał Konohańskie drogi. Głowę miał spuszczoną, ramiona przygarbione, a wzrok wbity we własne buty.
„Naruto…”
„Nie!” Odwarknął błyskawicznie w myślach, przyśpieszając nieco kroku.
„Ale, Naru…”
„Powiedziałem: NIE! I odwal się ode mnie ty niedopieszczony futrzaku!”
„Czy ty mnie właśnie próbowałeś obrazić?”
„TAK!” Poderwał głowę i zmierzył okolicę złym spojrzeniem. Wszędzie było pusto. I bardzo dobrze. Szkoda tylko, że nie mógł pozbyć się z głowy pewnego bardzo marudnego głosu.
„Cóż… Nie wyszło ci.”
- Dajże ty mi spokój! – Nie miał nawet sił wymyśleć jakiejś kreatywnej obelgi. Chciał tylko… Chciał… No właśnie, nie za bardzo wiedział czego chciał.
„Buzi?”
„Co?!” Z wrażenia, aż przystanął.
„Nie ode mnie!”
„Boże…” Naruto odetchnął z wyraźną ulgą. W końcu nieczęsto słyszy od lisa takie uwagi.
„Od Uchihy…”
- Za co? – mruknął do siebie dzieciak. – Za co ktoś mnie tak nienawidzi, że zasłużyłem sobie na twoje wieczne towarzystwo?
„Uważaj, bo się wzruszę.”
Naruto westchnął przeciągle.
Od jego ostatniego pobytu w szpitalu minęło już kilka dni. I nic się poprawiło. Znaczy się, nie w sensie fizycznym. Według własnego mniemania, do treningów był gotów już po kilku minutach od uleczenia lisa. Ha! I w sumie wiele było w tym prawdy! W końcu i on, i Kyuubi byli na tyle uparci, iż mogli trenować dni i noce, aż do padnięcia na zbity pysk. Nawet jeżeli zagrażało to ich zdrowiu. Jednak psychicznie Naruto nie czuł się za dobrze. Pomnijmy docinki o jego wszechobecnym rozchwianiu emocjonalnym. Teraz… Wszystko tak się zagmatwało w jego głowie, że nie miał pojęcia co począć. Nie to co Sakura, czy Tsunade. Boże, każdy uważał, że jedyne co mu potrzebne do szczęścia to rozmowa z…
„Uchihą?”
„Bezczelny podsłuchiwacz…”
„A nie rozważałeś tego, iż one mogą mieć racje?”
„Rozważałem.” Przyznał z niechęcią. „Zresztą, bardzo dobrze wiesz, że rozważałem.”
„I? Jakieś wnioski?”
„Że wszyscy macie ostro naje…”
- Szefie! SZEFIE!
Naruto zamrugał. Był trochę zdezorientowany. I zdziwiony, że ktoś widząc go w tak ponurym nastroju ma czelność tarmosić go jak szmacianą lalkę. Wbił zły wzrok w skaczącą wokół niego postać.
- Konohamaru? A ty nie na misji? – zdołał zapytać, po rozeznaniu się w sytuacji. W sumie od początku mógł się domyślić, że tylko wnuk trzeciego miał na tyle odwagi by się do niego zbliżać.
- Misji? Jakiej misji?! Szefie, zwariowałeś?
„A i owszem.”
Brew Naruto drgnęła niczym w tiku nerwowym. Może jednak nie warto było tak usilnie ratować lisie życie…
- Kurde, szefie! Ogarnij się trochę! Stan alarmowy!
Uzumaki przechylił głowę na bok i przyjrzał się z zainteresowaniem Konohomaru. Hm… Dzieciak gadał nad wyraz dziwaczne rzeczy.
- Co ty pierdzielisz? – Zmrużył oczy. To niemożliwe, żeby w wiosce działo się coś istotnego i on by o tym nie wiedział! Chyba.
Od strony bramy północnej zaczęły docierać do nich odgłosy walki.
- ŻE ATAK! Wioska zagrożona! Wszyscy zostali wezwani pod mury…
- A ja? Czemu mi nikt nie powiedział? – oburzył się blondyn.
- Ja ci mówię! – Konohamaru zaczął znowu nim tarmosić. – Więc rusz dupsko, a nie stoisz jak kretyn na środku drogi!
„Jest bitka…”
„No, niby tak.”
„Tłumy wrogich ninja dobijają się do bramy wioski…”
„Zmierzasz do czegoś konkretnego?”
„A ja mogę ich bezkarnie skopać?”
Lis mruknął z aprobatą.
A Naruto z radością chwycił zaskoczonego dzieciaka i przetransportował ich do miejsca rozgrywającej się bitwy.

Sakura zmierzyła pochmurnym spojrzeniem wrogich shinobi. Że też dzisiaj musieli urządzić sobie małą jatkę pod bramami Konochy! Dzisiaj! Kiedy ona akurat miała mieć wolne!
- Ty szczylu niemyty! – warknęła i z demoniczną siłą pięści wbiła najbliższego wroga w ziemię. – Nie tak miałam spędzać dzisiejszy wieczór!
Z okrzykiem wściekłości rzuciła się na następnego przeciwnika, przy okazji powalając dwóch innych łokciami.
Oh, była zła! Zła, zła, złaaa… A chciała tylko zanurzyć się w gorącej wodzie i przez kilkanaście dobrych minut wylegiwać się w wannie przy jakiejś miłej lekturze. A potem… A potem coś by się wymyśliło.
- A masz! – Trzasnęła w lico ninji, którego szczęka przestawiła się z donośnym, nieprzyjemnym zgrzytem. Nieszczęśnik wylądował na ziemi i przeorał dobre kilka metrów, zanim zatrzymał się na murze, znacznie go uszkadzając.
Błysk wściekłości w jej oczach odstraszył kolejnych wrogów.
- Czymże ci nieszczęśnicy tak się narazili mojej wspaniałej przyjaciółce?
- Istnieniem – warknęła i spojrzała na Naruto, który przezornie czaił się na najbliższym drzewie. – A ty co tu robisz? Wara wypoczywać!
- Przestań, Sakurcia! – Blondyn lekceważąco machnął dłonią. – I daj mi coś z życia! Też chcę skopać kilka tyłków!
- Mało żeś się należał w szpitalu ostatnimi czasy? – Dziewczyna założyła ręce na ramiona i wbiła w niego pochmurne spojrzenie. – Bo…
- Och, proooszę! Chcesz po prostu, żebym spróchniał w domu? Wiesz, że nie wysiedzę! Zwłaszcza jak tania rozrywka wpycha mi się do wsi sama. A trochę ruchu na świeżym powietrzu na pewno mi nie zaszkodzi, nie?
Haruno zmierzyła go krytycznym spojrzeniem.
- Dobra – skapitulowała po chwili milczenia. – Ale jak się źle poczujesz, to masz natychmiast się do mnie stawić!
- Się rozumie, kierowniczko! – Zęby blondyna błysnęły w szerokim uśmiechu.

Naruto zdawał sobie sprawę, że jego konwersacja z Sakurą wywołała w szeregach wroga lekkie osłupienie. W końcu, spokojna rozmowa dwójki ludzi w samym środku ataku, była dość osobliwym widokiem. Gdy jednak udało im się w miarę ogarnąć sytuację, postanowili otoczyć shinobi Konohy, którzy w ich mniemaniu zapewne tego nie zauważą.
Błąd. Bardzo poważny i niedopuszczalny błąd.
„Dajesz, młody.”
Oczy blondyna błysnęły dziko, gdy z lisim wdziękiem zeskoczył z drzewa, kumulując w dłoniach chakrę. Błysnęło, huknęło i po chwili dało się słyszeć zbiorowy jęk wrogich ninja.
Z zadowoleniem przyjrzał się swojemu dziełu, którym było pole pełne poległych shinobi, bezwładnie walających się po trawce.
- Pf, cieniasy – sapnął, opierając się na rękojeści przywołanej katany. Broń była spowita przez pomarańczową chakre, która leniwie krążyła po narzędziu, niczym ogniste języki.
- Co to? – zapytała Sakura, z ciekawością patrząc na katanę.
- Nie: co! Kto się mówi! – zakrzyknął blondyn i czułym gestem przejechał palcem po ostrzu. – To Sune.
- Su…Ne? – Dziewczyna rozszerzyła komicznie oczy. – Masz zabójczą broń o imieniu Sune?
- Hej! Ona wcale nie jest zabójcza! No chyba, że w nieodpowiednich rękach…
- Czyli, że twoich?
- Moich? No coś ty! Sune jest niegroźna, zwłaszcza w moim posiadaniu! Żebyś wiedziała jak szalała z Kyu za jego starych złych czasów!
- To jest katana Kyuubi’ego?!
- Yhm, z jego własnej krwi i mocy. Niezła, nie?
- Jesteś niemożliwy – mruknęła kręcąc głową. Jednak Naruto był zajęty już inną kwestią. Poniuchał w powietrzu. Niedaleko coś się święciło.
- Czujesz? - wyszeptał pytająco, wbijając wzrok gdzieś w przestrzeń.
Odpowiedziało mu prychnięcie.
- Nie zapominaj, że niektórzy nie mają takiego wyczulonego nosa jak ty.
- Coś wisi w powietrzu…
„Coś, co zaczyna mi się nie podobać. ”
Kątem oka dostrzegł, jak Sakura kręci głową z rozbawieniem.
- Co? – Zaczęła zaczepnym tonem. – Czekasz na moje pozwolenie?
Uśmiechnął się promiennie, pomachał i zniknął z zasięgu jej wzroku.
„Ninja dźwięku. Znowu.”
„Pilnuj się tym razem.”
„Wiem, ale powiedz mi…”
„Czemu te małe cholery ponowie zaatakowały Konohę? Najwyraźniej Orochimaru ma w tym jakiś większy cel.”
„Tego się sam domyśliłem.” Naruto skakał między drzewami, uważnie lustrując odtoczenie.
„Więc, musimy mu przeszkodzić.”
„No co ty?” Pomyślał ponuro blondyn. „ Nie sądzisz, że łatwiej by było, gdybyśmy wiedzieli, co ta gadzina planuje?”
„Zapewne, ale co to za frajda tak mieć wszystko podane na talerzu?”
„To by była miła odmiana…”
- Hopsa! – wrzasnął radośnie, wykonując salto i lądując buciorami na twarzy jakiegoś przypadkowego ninji. Biedak, już nie zdoła wstać o własnych siłach…
„Wcale nie jest ci go żal.”
„Fakt”
Sune błysnęła w jego dłoni, gdy rzucił się na następnego przeciwnika, torując sobie drogę w głąb lasu. Tam szykowała się lepsza zabawa.
Wpadł na środek rozgardiaszu, z kataną władczo uniesioną ku niebu i rzucając towarzystwu zniewalający uśmiech. Jednak jego widowisku nie poświęcono większej uwagi.
„Nikt nie widział mojego wielkiego wejścia!” Naburmuszył się i nadymał policzki. Lis mruknął coś nieprzyjemnego pod jego adresem. A Naruto stał na środku polanki, gdzie rozgrywała się prawdziwa rozwałka i strzelał focha.
„Pierdziele!” Usiadł po turecku na trawie. „Nie robię!”
„Naruto…”
„Ja się staram jakoś uatrakcyjnić im życie…”
„Kunai.”
„Co?”
„Kunai. Leci w twoim kierunku.”
Naruto uchylił się od ataku przylegając płasko do ziemi.
- KTÓRY KRETYN BEZCZELNIE PRZERYWA MOJE ROZMYŚLANIA? – wrzasnął podrywając się na nogi, wściekle wymachując kataną.
Grupka wrogich shinobi przerwała swoje działania wojenne i spojrzała na niego z dość głupimi minami. Wydawało się nawet, że zaraz wypchnął winowajcę przed siebie, jednak zanim spróbowali tego dokonać zostali unieruchomieni przez cieniowe jutsu Nary i znokautowani klanowymi ciosami Hinaty.
- Też się chciałem pobawić – mruknął, patrząc krzywo na swoich znajomych, którzy po wykonanej robocie stanęli koło blondyna.
- I będziesz miał okazję. – Shikamaru spojrzał wymownie gdzieś w głąb lasu. Za plecami blondyna czaiły się dziesiątki ninji dźwięku. Dużo dziesiątek. Cholera, były ich setki.
- Jeżu… - sapnął Nara. – To wszystko jest bardziej niż upierdliwe.

„O cholera!” Szybki unik, zamach, kolejny unik. „Cholera…” Skok za plecy przeciwnika, mocny cios.
- No jasna cholera! – Naruto przeturlał się po trawie, o włos mijając czyjąś pięść. Cała ta walka, o ile na początku stanowiła dość ciekawą rozrywkę, to teraz stawała się nad wyraz denerwująca. A na dodatek Sune zaczęła odmawiać mu posłuszeństwa, więc musiał ją już dawno odwołać. Cholerna, kapryśna lisia chakra…
Obok niego wylądował Shikamaru. Nie wyglądał na zadowolonego z życia.
- Ludziów jak mrówków – mruknął.
- Czego ten gad tak uparcie chce, że się co chwile do nas dopierdziela? – zapytał Naruto, tworząc kilka klonów. Ktoś musiał się w końcu zająć przeciwnikiem.
Nara westchnął. A coś w owym westchnięciu nie za bardzo spodobało się blondynowi.
- Ty wiesz. – Spojrzał krzywo na kolegę.
Ciemnowłosy chłopak podrapał się po karku, najwyraźniej starając się coś wymyślić. Niedobrze. Kombinujący Nara, to bardzo mądry Nara, więc im więcej czasu zyskiwał, tym bardziej malały szanse Naruto na uzyskanie odpowiedzi.
- I zastanawia mnie, dlaczego nie chcesz mi powiedzieć o co chodzi. – Blondyn zmrużył oczy i założył ręce na ramiona. Przez chwilę wyglądał nawet jakby miał zacząć tupać nerwowo nogą.
- Bo to nie twoja sprawa – mruknął ciemnowłosy chłopak, usilnie unikając kontaktu z oczami Naruto.
- Odnoszę inne wrażenie – warknął. Sytuacja zaczynała go coraz bardziej denerwować.
„Tak bardzo jest ci ta wiedza teraz potrzebna?”
„TAK”
„Więc nie zainteresuje cię to, że Orochimarowskie bubki przedarły się przez twoją ochronę?”
- Co? – zdążył zapytać, a zaraz potem oberwał w brzuch serią ciosów.
Zgiął się w pół.
„Tak to jest, jak zamiast walką zajmujesz się pogaduszkami.”
- Kur…wa – wykrztusił i uniósł głowę, akurat by zobaczyć, jak ninja dźwięku padają jeden po drugim, ogłuszeni Chidori Nagashi.
„Zabijcie mnie.” Pomyślał ponuro Naruto, kiedy czarnowłosa postać stanęła do niego plecami. „Że też ze wszystkich osób, akurat on musi ratować mi dupsko…”
„To prawie romantyczne, nie?”
„Twoje poczucie romantyzmu zaczyna mnie przerażać.”
Wbił rozeźlone spojrzenie w Sasuke. Wcale, a wcale nie podobało mu się to, że to właśnie Uchiha znowu mu pomaga. Wcale! No… Może trochę, bo aktualnie posiadał dobry widok na pewne kształtne partie jego ciała…
- Co on tu robi? – Naruto zamrugał, kiedy palec Sasuke wskazał jego nos. Czarnowłosy najwyraźniej zwracał się do Shikamaru, który w ramach odpowiedzi wymamrotał coś na tyle cicho, że blondyn tego nie usłyszał.
- Hej! – Wyprostował się. – Ja tu jestem!
- A nie powinieneś – cichy syk Uchihy mógłby pewnie spowodować, u kogoś o słabszych nerwach, zejście na zawał. Ale nie Uzumakiego. Może miało to coś wspólnego z brakiem talentu do postrzegania potencjalnego niebezpieczeństwa.
- Co to niby ma znaczyć? – warknął mrużąc oczy.
- To co słyszałeś!
- Dzieci, nie kłóćcie się. – Nara postanowił załagodzić konflikt. Cóż, nie wyszło mu.
- Ty zakompleksiony, neurotyczny buraku! O co ci chodzi?!
- O to, że nie powinno cię tu być!
- A niby dlaczego?!
- Bo nie!
„Zaraz coś mnie trafi!”
Naruto toczył z Uchihą iście epicką walkę na spojrzenia. Ha! Nie straszna mu była czerwień oczu przeciwnika! Wręcz przeciwnie, widok bardzo przypadł mu do gustu. Twarz Sasuke, zazwyczaj wyrażająca nic więcej niż znużenie, pełna była teraz nieskrywanych emocji. Ten błysk determinacji w źrenicach, usta wykrzywione w grymasie wściekłości, to…
„Dzieciaku, ogarnij się…”
- Kurdeee! – wrzasnął łapiąc się za głowę. – Daj mi po prostu spokój w ty momencie, okej? Ja chcę się tylko trochę rozluźnić, skopując kilka tyłków, czy za dużo wymagam od życia?
- Pójdziesz ze mną dobrowolnie, czy muszę cię unieruchamiać?
„Czyli nici z porozumienia?”
- A spróbuj szczęścia! – warknął, przyjmując pozycję bojową.
- Spokój! – Shikamaru nie wyglądał na zadowolonego z życia. – Nie macie kiedy się kłócić? Boże, macie po dwadzieścia lat! Byście dali sobie spokój z tą dziecinadą!
- To on zaczął! – Blondyn musiał wcisnąć swoje trzy grosze.
- Naruto, zamknij się. – Chłopak nawet nie zaszczycił go spojrzeniem. – A ty Sasuke, odpuść na razie. Jak będzie fest niebezpiecznie, to go pogonimy. A teraz możemy zająć się w końcu walką?
- Zaraz! Stop muzyka! – Naruto nagle coś załapał. – Ten bubek wie o co tu chodzi! Wie po co przylazł Orochimaru! A to coś ma wspólnego ze mną, tak?!
- Słuchaj…
- Nie będę słuchał! – Przerwał mu bezczelnie. – Chyba, że powiecie mi co tu się dzieje!
- Nikt nic nie musi ci tłumaczyć! – Nagle Sasuke znalazł się bardzo blisko niego. Stanowczo za blisko. Blondyn przełknął ciężko ślinę. Cholerny drań! Czy on zawsze musiał spoglądać na niego z góry? Och, żeby tak być wyższym o te kilka centymetrów!
„Ohoo…”
„Co, oho? Nie lubię jak mówisz oho! To zazwyczaj znaczy… ”
Potężna fala energii niemalże zbiła wszystkich z nóg.
„Że mamy przekichane.”
- Masakra – wykrztusił Naruto między prychnięciami. I nagle poczuł coś, czego z pewnością nie chciał poczuć. – Co to za chakra i dlaczego już wiem, że nie polubię jej właściciela?
Żaden z jego towarzyszy nie odpowiedział mu. Zaryzykował spojrzenie w ich stronę. I zaklną. Sasuke i Shikamaru wpatrywali się w coś, a owo coś najwyraźniej ich szokowało. Dlatego Naruto wcale nie był pewien, czy chce podążać za ich wzrokiem . Ale raczej nie mógł tego uniknąć.
- Wy chyba jaja sobie robicie – wyszeptał wbijając oczęta w stwora, który przysłaniał im większość widoku.
„Gobi.”
- Pięcioogoniasty – jęknął blondyn, marząc aby zaraz się obudzić. – Pieprzony gad dorwał pięcioogoniastą bestie!

3 komentarze:

  1. ooooo jaaaaa :D dobra teraz mam potwierdzenie: ZAKOCHAŁAM SIĘ W TYM OPOWIADANIU^^ a jaaaki długaśny, czyta, czytam a tu końca ni widu ni słychu......marzenie czytelnika.. by to co dobrze się czyta nie miało końca....niestety rozdział się skończył. Ale jak! rozbudził tylko niecierpliwość na następną notkę.
    Sasuke z Naruto naprawdę potrzebują tej rozmowy.
    A akcja z Sakurą (nie przepadam za nią specjalnie, aczkolwiek w Twoim wydaniu da się ją lubić)
    BArdzo, bardzo, bardzo, bardzo,......bardzo mi się podoba to co piszesz:D Mam pytanie : powiadamiasz może o nowych notkach?
    Czekam z niecierpliwością na nexta:Dpzdr:D:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie jest ^^ Fajnie się czyta, fajne są dialogi i w ogóle jest... fajnie XD A że mi jest tak fajnie, to musiałam napisać, że jest mi fajnie XD
    Uch, wniosek? Albo się farby nawdychałam i pierdzielę głupoty, albo to wina mojego kolegi, że oglądałam dzisiaj D.Gray-Mana i dowiedziałam się, że jestem etatowym zbolem. Biedny kolega, już nie spojrzy na Kandę tak, jak przedtem (Mwahahaha!), dlatego też pozwolę sobie nie wypowiedzieć się na temat Narutowego miecza XD

    Och, a ja wręcz przeciwnie do poprzedniej komentującej, myślę, że Naruto i Sasuke rozmowy jakiejś długiej nie potrzebują. No bo Sasuke zachowuje się trochę tak, jakby cierpiał na coś, co pozwolę sobie nazwać "syndromem niedopchnięcia" XD (I tak każdy wie, o co mi chodzi, prawda? ;D) A że mowa źródłem nieporozumień, to... ;>

    A ja Sakurę zawsze bardzo lubiłam, seerio, a w Twoim wydaniu jest świetną postacią ;)
    [Tylko Hinaty jak nie trawiłam, tak nie trawię i wątpię, abym kiedykolwiek mogła znieść tę kobitę. Ale to uwaga BTW, koment będzie taki długi, że możesz go liczyć jako dwa XP]

    „Nikt nie widział mojego wielkiego wejścia!” Naburmuszył się i nadymał policzki.(...)"
    Cholera, wypisz, wymaluj ja po przeczytaniu jakiegokolwiek referatu w szkole. No, ale ja jeszcze stoję i czekam na brawa (owacje na stojąco, kwiaty i listy miłosne też mile widziane) XD

    "Za plecami blondyna czaiły się dziesiątki ninji dźwięku. Dużo dziesiątek. Cholera, były ich setki. "
    Hjehje, skojarzyło mi się Pratchettem i systemem liczenia trolli XD Jeden. Dwa. Trzy. Dużo. Mnóstwo ;D

    "„Twoje poczucie romantyzmu zaczyna mnie przerażać.” "
    Naruto się nie zna XD To przecież jasne, że każdy podręcznikowy trulawer musi ratować swojego wybranka przed wszelkimi przeciwnościami losu ;> No, a przynajmniej tak wynika z klasycznych japońskich yaoiców ;D

    Dobra, to na tyle ode mnie. Niech inni też się wykażą i napiszą swoje komcie, nie będę zabierać więcej miejsca :)

    Buziaczki,
    mechalice
    PS Nie pociachałam się XD Bycie emÓ zostawię soebie na wrzesień ;P W wakacje raczej lOfFcIaM cAłY śWiAt.
    PPS Czy mój komć z tą trawką już klasyfikuje się do miana słit komcia, czy muszę bardziej się przyłożyć do następnego? XD

    OdpowiedzUsuń
  3. ooooooooooo i Sasek znowu ratuje mu życie i Sasek się martwi.Super, ale powinien wiedzieć że Naruta nie da się podporzątkować. Choler** Orochimaru znów zapewne poluje na Naruta i Kyubi będzie musiał pomóc

    OdpowiedzUsuń