poniedziałek, 6 lutego 2017

Na granicy fiksacji

DOROBIŁAM SIĘ NOWEJ CZĘŚCI. W końcu :o. W sumie nawet nie wiem co napisać, po takim czasie xD.
To. OK. Lecimy z tym koksem :"D.
Betowała niezmordowanie AKARI ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥.

***

XVI

Przyjemnie było smyrać palcami krótkie, niespodziewanie miękkie włoski porastające kark drugiego mężczyzny. Przyjemnie było czuć jego bliskość, ciepło. Jego zapach. Przyjemnie było zacisnąć powieki i delektować się obecnością Sasuke wszystkimi innymi zmysłami. Przyjemnie było słyszeć dudnienie własnego serca i ciche westchnięcie, zanim usta musnęły nieśmiało kącik warg mężczyzny.
I jeszcze raz. I kolejny.
Przyjemnie było złożyć krótki pocałunek niżej, na ostrej linii żuchwy. Przyjemnie było nosem przejechać wzdłuż bladej szyi. Przyjemnie, przyjemnie, przyjemnie…
… i dziwnie. I może trochę niekomfortowo, bo Naruto niekoniecznie wiedział co robić dalej. Zamarł, nieco zdezorientowany i zaśmiał się nerwowo, prosto w gładką szyję, do której aktualnie przyciskał nos.
— Nie za bardzo wiem… — ponownie parsknął. — Nie…
Boże.
Tyle razy śnił o tej chwili. Tyle raz marzył, żeby móc zrobić to, co w sennych marach przychodziło z taką łatwością. A kiedy nareszcie nadszedł moment w którym bez przeszkód mógł zawładnąć ustami Sasuke, nie miał kompletnie wizji jak się zachować.
— Głupek — usłyszał. Jednak nie zdążył się odszczeknąć, bo Sasuke przejął inicjatywę, ujął jego twarz w dłonie i przycisnął swoje usta do jego.

***

Naruto leżał i nieruchomym spojrzeniem wpatrywał się w sufit, podczas gdy palce lewej ręki, bez udziału jego woli, delikatnie wodziły po wargach. Wargach, które jeszcze nie tak dawno były całowane przez Sasuke.
To nie był delikatny, niewinny pocałunek. Zdecydowanie nie.
Za to, mimo swojej niezdarności, pełen… pasji. Pożądania. Pełen zniewalających doznań, pełen zapachu drugiego mężczyzny i ciepła jego ciała. I w pewien sposób pełen tęsknoty, jakby nawet lekkiej desperacji, bo przecież najwyraźniej obaj już od dawna czekali na takie zajście między nimi i… i… i…
Naruto uśmiechnął się głupkowato, wciąż jakby z pewnym niedowierzaniem dotykając ust. Kto by się spodziewał, że Uchiha może być aż taki… namiętny? Jasne, w sennych wizjach jakie dręczyły Uzumakiego, akurat tego czynnika nie brakowało nigdy, jednak to zupełnie coś innego przeżyć takie doznania we śnie, a w rzeczywistości. Kto by się spodziewał, że Sasuke aż tak bardzo przed nim przy tym pocałunku się otworzy? Pozwoli poczuć jego własne palące pragnienie kontaktu, jego tęsknotę za dotykiem drugiego człowieka? Za właśnie JEGO dotykiem — Naruto Uzumakiego? Kto by się spodziewał, że z pomrukiem aprobaty zareaguje na dłonie Naruto, bezkarnie zaciskające się na jego biodrach, czy też gładzące plecy? Kto by pomyślał, że…
— Nie śpisz.
Ciche stwierdzenie, które niespodziewanie padło, wybiło go z rozmyślań. Obrócił delikatnie głowę i w ciemności dostrzegł czarne ślepia, wpatrujące się w niego.
Palce lewej ręki wciąż muskały wargi. Za to prawej były splecione z palcami Sasuke. Bo Uchiha znowu, bez słowa wyjaśnień, pojawił się w wejściu do tymczasowej sypialni Uzumakiego, z futonem pod pachą i bez wytłumaczenia położył się obok niego, zaborczo chwytając jego dłoń i właściwie zaraz pogrążając się we śnie.
Bo mógł. Bo przecież już żadne rozterki dotyczące tego, czy zrobi coś czego nie powinien w stosunku do przyjaciela, nie mogły go męczyć.
— Aha — potwierdził.
W końcu, jak miał spać, kiedy głowę rozsadzało tysiące myśli, kiedy wspomnienie niedawnego pocałunku było wciąż tak żywe?
— Śpij — zażądał Sasuke, mrugając z niejakim wysiłkiem. Leżąc na boku, przysunął się bliżej, wciąż nie puszczając trzymanej dłoni. Aż znalazł się w na tyle małej odległości, że oparł głowę o ramię drugiego mężczyzny. — Jutro… będziemy rzeszsz… — mruknął niewyraźnie, znowu zapadając w sen.
Naruto uśmiechnął się z lekkim rozbawieniem. Zaraz westchnął, w końcu czując pod powiekami zmęczenie. W końcu dzisiejszego dnia miał aż nadto wrażeń.
Ciepła dłoń owijała się wokół jego własnej. Czarne włosy delikatnie smyrały jego policzek. Spokojny, równomierny oddech drugiego człowieka działał usypiająco i dawał dziwne poczucie bezpieczeństwa.
Idealnie, pomyślał, zamykając oczy, żeby niedługo faktycznie pogrążyć się we śnie. Tak bardzo idealnie.

***

Kiedy wstał, Sasuke już zdążył ulotnić się z pokoju i sądząc po odgłosach szykował w kuchni śniadanie. Po szybkim ogarnięciu Uzumaki dołączył do niego i po spożytym posiłku, udali się do świątyni Naka. Naruto z ciekawością rozglądał się po jej ścianach. Och, jasne, bywał tu już, jednak nigdy nie przyglądał się wnętrzu. Nie, żeby było jakoś szczególnie interesujące: zwykłe drewniane ściany i podłogi, a w rogu pomieszczenia zejście do podziemi i tam swoje kroki skierował Sasuke. Część powierzchni wyłożona została kamiennymi, szarymi płytami. Na jednej ze ścian były wymalowane dwa klanowe symbole rodu Uchiha, pomiędzy nimi zawieszony zwój, a tuż pod nim położona duża kamienna tablica z wyrytymi znakami.
To właśnie przed nią stanęli. Naruto przez chwilę wpatrywał się w ciąg szlaczków, który kompletnie nic mu nie mówił.
— Co teraz? — zapytał, a jego głos echem rozniósł się po sali.
— Teraz. — Sasuke złożył dłonie w pieczęć. W jego oczach błysnęła czerwień sharingana. Krwiste oczy z dwoma różnymi symbolami w kolorze czerni czujnie wpatrywały się w pomnik. — Spróbuję złamać pieczęć. Dzięki czemu będziesz mógł również zobaczyć zawarte tu dane.
— Tu? — Naruto zamrugał, wlepiając wzrok w płaską nawierzchnię.
— Yhm — mruknął mężczyzna i zaraz jego dłonie zaczęły układać sekwencje skomplikowanych znaków. I po chwili, gdy Uchiha zakończył technikę, szyfr zaczął przekształcać się w smoliste symbole, które był w stanie rozpoznać i odczytać.
— Łał — wyrwało mu się, kiedy z fascynacją obserwował cały proces. Zaraz jednak zmarszczył brwi, bo niektóre części kamiennej płyty wciąż pozostawały puste. — Też widzisz dziury?
— Hm?
— Luki w tekście — wyjaśnił, wskazując na fragment przestrzeni niewypełnionej znakami, który znajdował się najbliżej Sasuke. Chyba największy. — Tu.
— Nie — zaprzeczył Uchiha, przez chwilę przypatrując się bez słowa wskazanej nawierzchni. — Najwyraźniej nie wszystko da się obejść i tylko posiadacze sharingana są w stanie przeczytać całość. Tu akurat — wyjaśnił — są opisane właściwości kekkei genkai.
— Czyli coś, co już przestudiowałeś?
— Nie do końca.
— Więc co? Znaczy, okej, ty się zajmiesz tą częścią, bo chyba jest najważniejsza, nie? — stwierdził Naruto. Z racji tego, że nie był w stanie przeczytać jednak tych istotnych fragmentów poczuł się nieco… zbędny. — A co mam robić ja?
— Przejrzyj to, co jesteś w stanie zobaczyć. Może trafi się coś przydatnego.
— No dobra — mruknął, starając się nie brzmieć na naburmuszonego. — To do dzieła!

***

Mrużąc oczy wpatrywał się w serie szlaczków znajdujących się tuż przed jego nosem. Prawdę mówiąc słabo potrafił skupić na nich swoją uwagę, chociaż starał się tego nie okazywać, bo pracujący obok Sasuke zapewne nie przyjąłby tego z aprobatą. A Naruto się rozpraszał, bo to, że nie mógł odczytać pewnych treści ze świątyni, uświadomiło mu pewne fakty o których nieustannie myślał.
Zdał sobię sprawę z tego, że w sumie jest bezradny. Znaczy, w kwestii lisa. Bo wychodziło na to, że całą robotę z kontrolą demona odwalał Sasuke, a Uzumaki w tej chwili nawet nie był w stanie mu pomóc w poszukiwaniu przydatnych informacji, tylko czytał jakieś pierdoły o historii klanu Uchiha. Nie… nie podobało mu się to. Nie podobało, że nic nie był w stanie zdziałać w kierunku poskromienia lisiego demona. Zupełnie nic, bo do kontroli biju potrzebny był ten nieszczęsny sharingan i nic innego im nie mogło pomóc w okiełznaniu szalejącego pchlarza.
A co, jakby nagle zabrakło tej niezwykłej mocy oczu Sasuke?
Co, jeśli nagle też przestałaby ona działać na Kyuubiego?
Co jeśli… jeśli…
Potrząsnął głową, próbując odgonić czarne myśli. Takie rozważania zdecydowanie nie przysłużą się sprawie, więc z dyskretnym westchnieniem zabrał się za dalsze studiowanie przydzielonego mu tekstu. I kiedy jego zniechęcenie pogłębiło się na tyle, że zapragnął zarządzić przerwę, jego wzrok padł na fragment opisu, który zawierał słowo dosyć dla niego niespodziewane.
Jego nazwisko.
Uzumaki.
Mito Uzumaki. Mito?
To… przeleciał szybko wzrokiem tekst… to była historia jednej z Jinchūriki lisiego demona! Może coś… może coś się tu znajdzie?
— Hej, Sa… — zaczął, czując ekscytację z faktu, że być może znalazł coś ciekawego. Zaraz jednak zamilkł, zdając sobie sprawę, że może przecież niekoniecznie. Chyba lepiej najpierw było samemu się zaznajomić z tą treścią.
— Hm?
— Nie, nic — rzucił szybko, zerkając na Sasuke przelotnie. Posłał mu uśmiech, zanim zaraz znowu odwrócił się do tekstu. — Rób swoje, sprawdzałem tylko, czy nie śpisz.
— Pf.

***

Szeroko rozwartymi oczyma Naruto po raz kolejny pochłaniał słowa pokrywające ścianę. Nie był do końca pewien, czy dobrze rozumie ich treść, jednak… jednak… jeżeli tak… to oznaczało, że było…
Podskoczył gwałtownie, kiedy czyjaś ręka wylądowała niespodziewanie na jego ramieniu.
— Boże! — sapnął. — Sasuke!
— Coś przydatnego?
— Um… — zająknął się, patrząc na niego przez chwilę. Zaraz znowu zerknął na tablicę. — Nie?
— Więc co cię tak wciągnęło?
— Dzieje twojego rodu — palnął, samemu nie wiedząc dlaczego chciał zataić przed Sasuke to, co niedawno wyczytał. Chociaż może jednak wiedział… — Twoja rodzina była nieźle pokręcona, wiesz?
— Wiem — odpowiedział, krzywiąc nieco usta.
Okej. To nie była najmądrzejsza rzecz, jaką Naruto mógł powiedzieć w tej chwili. Właściwie, jaką mógł powiedzieć kiedykolwiek, jeżeli spojrzy się na historię klanu, nawet tę stosunkowo niedawną.
— Cóż… no… nie do końca to miałem… — zaczął się tłumaczyć, jednak Sasuke przerwał mu rozbawionym prychnięciem i rzucił:
— Jesteś głodny? Czas na przerwę.
— W porządku! — rzucił z entuzjazmem. I zaraz ruszył za oddalającym się mężczyzną.
Było… było wyjście. Jeszcze jedno wyjście, jeżeli sharingan miałby zawieść.
Chociaż nie do końca mu się ono podobało. I miał wrażenie, że Uchiha, czy Tsunade również nie aprobowaliby takiego rozwiązania, nawet jeżeli miałoby dojść do niego już w totalnej ostateczności.


***

Jakiś czas później siedzieli obaj przy kuchennym stole, w ciszy siorbiąc przygotowaną niedawno kawę. Naruto był pogrążony we własnych, dosyć… nieciekawych myślach, dotyczących tego, co udało mu się wyczytać z kamiennej ściany. Jedno, czego się dowiedział, a co po prostu potwierdził, to to, że lis użyczał mu swojej chakry przy licznych okazjach tylko z jednego konkretnego powodu: nie pasowała mu śmierć swojego Jinchūriki. Sam demon, jasne, odrodziłby się, ale w jakim stanie i po jakim czasie, tego nawet on sam nie mógł wiedzieć, więc było to najwyraźniej w interesie Kuramy, aby utrzymywać Uzumakiego przy życiu i znaleźć inną metodę na powrót do świata w swojej własnej formie.
Metodę znalazł. A i owszem. Metodę związaną z pragnieniami Uzumakiego.
Naruto zachmurzył się, kiedy ta myśl wybiła się na pierwszy plan. Niby potrafili stłumić lisie działania, niby jako-tako udawało się aktualnie kontrolować tego ryżego popaprańca, ale… ale…
… no właśnie. Zawsze to cholerne “ale”.
I dodatkowo: to co wyczytał… informacje, jakie udało mu się znaleźć… ISTNIAŁ sposób, żeby przymknąć lisa. Istniał sposób, żeby to Naruto był w stanie go, chociażby na jakiś czas, poskromić. Jednak…
Zamrugał, wyrywając się gwałtownie z ponurych myśli. Oderwał spojrzenie od kubka, w który najwyraźniej cały czas je wlepiał i, wyczuwając na sobie wzrok Sasuke, podniósł na niego oczy.
— Gapisz się. Tak znacząco. — skwitował. W ramach odpowiedzi Sasuke wzruszył ramionami. — Więc?
— Hm?
— Znowu masz jakieś dzikie pytanie, czy co?
— Nie. Nie mam — zaprzeczył. — Po prostu… Stało się coś?
— E?
— Jesteś jakiś cichy— zmarszczył brwi.
— No wybacz, mi też zdarza się czasami myśleć — sapnął w udawanej złości. — Właśnie w ciszy.
— Doprawdy? — zapytał ze złośliwym uśmiechem. Zaraz jednak spoważniał. — Wiem, tylko…
— Hej — przerwał mu. Jednocześnie wyciągnął jedną z dłoni, żeby zapleść jej palce wokół ręki Sasuke i ścisnąć ją delikatnie. — Wszystko okej. Naprawdę. — Uśmiechnął się. — Wracamy jeszcze do świątyni?
Miał nadzieję, że naprawdę wszystko było i będzie “okej”. I to co znalazł w czytanych fragmentach nigdy nie zostanie przez niego użyte.

***

Dwa kolejne dni upłynęły na przyswajaniu nowych informacji (co nieco już go nużyło) i ciekawszych rzeczach, jakimi były próby odnajdywania się w ich nowej relacji. Z jednej strony nic się między nimi nie zmieniło, bo Sasuke wciąż był typowym milczkiem, od czasu do czasu tylko nawiązującym rozmowy i rzucającym złośliwościami. Jednak z drugiej… no druga strona była zdecydowanie bardziej ekscytująca. A polegała na, być może dosyć skrępowanych i czasami lekko niezdarnych pieszczotach, coraz śmielszych dotykach i, to co Naruto lubił najbardziej: obezwładniających pocałunkach.
Z każdym dotykiem warg, z każdą chwilą, kiedy smukłe dłonie spoczywały na jego ciele, z każdą chwilą, gdy był na tyle blisko, że czuł zapach Sasuke, pragnął go mocniej. Bardziej. Przez co sam się sobie dziwił, że jest czasami w stanie prowadzić z nim normalne konwersacje, tak jak przykładowo przy odpieczętowaniu treści ukrytych w świątyni Naka. To chyba była trochę kwestia tego, że jeszcze nie w pełni do niego docierało, że są tak jakby…
… razem? Ze sobą.
Jak… para?
Wzdrygnął się, kiedy zimne dłonie obleczone zieloną, leczniczą chakrą dotknęły jego pleców.
— Siedź spokojnie — sapnęła Tsunade, nie przerywając badań.
— Przecież siedzę, noo — burknął. — Od dobrej godziny siedzę. Długo jeszcze?
— Chwila.
— Jasne — sapnął. — Trzydzieści minut temu też to mówiłaś.
Kobieta nie odpowiedziała, najwyraźniej koncentrując się na badaniach. Naruto musiał się u niej stawić (zresztą i tak wcześniej składali razem z Sasuke raport z postępów w poszukiwaniach), bo chciała sprawdzić, czy, po uciszeniu lisa sharinganem, wszystko w jego organizmie trybi tak jak powinno. I czy przypadkiem demon nie wykazuje aktywności. I czy nie czuje jakiś dziwnych bólów, zawrotów, czy cholera wie czego.
— Babciuuu — jęknął. — Wszystko okej przecież. Naprawdę…
— Lis się nie odzywał?
— Nie.
— Na pewno? Nie męczył w sn…
— Nie! Mówiłem już!
— A tabletki, które ci ostatnio dałam. Masz je jeszcze?
— Hę? No. — Szczerze mówiąc, ten fakt zupełnie wyleciał mu z głowy. Nawet nie pamiętał, kiedy ostatnio którąś z nich brał. Chociaż… Okej. To była noc, w której tak jakby próbował zmacać Sasuke bardziej.
— Nie łykaj ich.
— E?
— Mówiłeś, że lis nie babrał w twoich snach, prawda? — Naruto zaczerwienił się efektownie, przypominając sobie treść swoich wizji i słowa demona o tym, że były one wynikiem tylko i wyłącznie jego wyobraźni. — Skoro faktycznie, to nie sądzę, aby było dobrym pomysłem, żeby je brać. Mogą mieć całkiem inny efekt niż powinny.
— Och. — Coś mu przyszło do głowy. — Mogły osłabić pieczęć?
— Co masz na myśli?
— Po ostatnim razie, kiedy je łykałem, lis przejął dyskretnie kontrole, co nie? — odpowiedział.
— Hmm — mruknęła kobieta, w końcu odrywając ręce od jego pleców i podchodząc do niego z drugiej strony. — Być może? Dlatego lepiej nie zażywaj ich, w porządku? W każdym razie, wracając do samego lisa: czy w ciągu…
Na szczęście kolejne pytanie zostało przerwane cichym pukaniem do drzwi i czyimś wejściem do pomieszczenia.
— Dzień dobry — przywitał się ktoś znajomym głosem. — Przyszłam trochę wcześniej. O. Naruto?
Uzumaki miał wrażenie, że jego serce załopotało szybciej. Jakby… z przerażenia? Jakby… jakby… sam nie wiedział, jak to określić. Przez sekundę czy dwie siedział odrętwiały, zanim w końcu obrócił się w kierunku, z którego padło pytanie.
— Sakura? — wykrztusił. I zamarł.