czwartek, 10 kwietnia 2014

Upolować lisa

 3. Upolować (cz. II) 

– Nie, nie, nie, błagam, nie! – Chyba pierwszy raz w życiu Sasuke... panikował. Jego głowę wypełniała pustka, a on sam rozedrganymi rękoma próbował ściągnąć z Naruto uniform, żeby znaleźć przyczynę jego omdlenia. I znalazł w końcu. Obficie krwawiąca rana na klatce piersiowej. Uchiha nie potrafił zdiagnozować, czy była głęboka, czy też jak bardzo poważnie Uzumaki oberwał. Równie dobrze, mógł zemdleć od nadmiaru utraty krwi.  – Kurwa! – warknął sfrustrowany, próbując sobie przypomnieć COKOLWIEK ze szkoleń medycznych.
On nie był od tego. Takimi rzeczami zajmowała się Sakura. Dlaczego, do jasnej cholery, akurat w tej misji nie został przydzielony im żaden medyk? Och, odpowiedź była nad wyraz jasne – bo mieli nie wdawać się w żadne walki. Zresztą, teraz nie była pora, na rozmyślanie nad takimi szczegółami.
Wciąż drżącą rękę sięgnął do saszetki przymocowanej do pasa i wyciągnął z niej dwa bandaże. Najważniejsze w tej chwili było zatamować krwawienie.

***

Sasuke stał w wejściu do jaskini, przy pomocy sharingana uważnie lustrując okolicę. Po dłuższej chwili westchnął ciężko. Łezki w jego oku zakręciły się i już po chwili krwawa czerwień tęczówek została zastąpiona zwyczajną czernią.  Wrócił w głąb ich kryjówki. Szczerze mówiąc nie miał pojęcia dokąd przeniósł ich Naruto. Nie rozpoznawał okolicy.
O właśnie. Naruto. Mężczyzna wciąż był nieprzytomny. Sasuke po dłuższej chwili udało się zatamować krwotok, jednak... wciąż odczuwał niepokój. Z ciężkim westchnięciem usiadł przy bezwładnym ciele przyjaciela, podciągając nogi pod brodę i wbił w niego uważne spojrzenie. Nie pozostało mu nic innego, jak czekać. Przysunął się bliżej, jednocześnie przykładając rękę do czoła Uzumakiego. Zmarszczył brwi. Złe przeczucia nasiliły się. Czy Dziewięcioogoniasta bestia nie powinna już dawno uleczyć Naruto? Dlaczego jeszcze nie uporała się z jego ranami?
Jego ręka delikatnie odgarnął blond kosmyki opadające na zamknięte oczy przyjaciela. Westchnął ciężko i przysnął się nieco bliżej, siadając wygodniej. Zapowiadała się ciężka noc.
– Wiesz... – zaczął zmęczonym głosem. – Zaskoczyłeś mnie. A zawsze wydawało mi się, że ciężko mnie zaskoczyć – umilkł, wpatrując się uważnie w twarz Naruto, oczekując... czegokolwiek. Naprawdę, chociażby najmniejsze drgnienie jakiegokolwiek mięśnia automatycznie by go uspokoiło. – Mógłbyś się obudzić – stwierdził po chwili, nieco rozdrażnionym tonem. – Bo... chyba, ja... – zająknął się. Cholera, zdecydowanie ciężko było mu mówić o tym, co działo się w jego głowie, nawet jeżeli Uzumaki był nieprzytomny. – Chciałbym ci coś powiedzieć.

***

Nie przespał wiele tej nocy. Po prawdzie, nie zmrużył oka. Kilka godzin po ich ucieczce z pola walki, wrogie grupy shinobi znalazły się wyjątkowo blisko kryjówki Naruto i Sasuke. Najwyraźniej ich szukano. Tak więc, większość czasu Uchiha poświęcił na tworzenie genijutsu, dzięki któremu jeszcze ich nie znaleźli.
Chociaż tak po prawdzie, technika, którą zastosował mogła być przejrzana nawet przez genina. Nieco bardziej ogarniętego, ale jednak. I nawet, jeżeli wspomagał ją przez cały ten czas sharinganem, to Sasuke wiedział, że nie było to genijutsu najwyższych lotów. Żeby tylko nie był tak niemiłosiernie zmęczony... Kekkei genkai ostro dawał mu się we znaki. Mężczyzna po prostu czuł, jak z każdą sekundą ucieka z niego energia. Szczerze mówiąc, już nie pamiętał, kiedy ostatni raz się tak sponiewierał podczas misji.
Przymknął na chwile oczy, chcąc dać im chociaż chwilowe ukojenie. I zaraz błyskawicznym ruchem wyciągnął kunaia z kabury, przystawiając go do szyi shinobi, który go podszedł.
– Wyglądasz jak, za przeproszeniem, gówno – powiedział zamaskowany osobnik, unosząc dłonie w geście obrony. – Nie szarżuj tak bronią w tym stanie, bo krzywdę zrobisz, a i owszem, ale co najwyżej sobie.
– Kakashi – wymamrotał. Chyba pierwszy raz w życiu poczuł prawdziwą ulgę, gdy zobaczył swojego mentora. – Jakim cudem...
– Czystym przypadkiem – odpowiedział, wzruszając ramionami. – Powinienem właściwie nastrzelać wam po pyskach, za doprowadzenie się do takiego stanu, ale chyba sobie to daruję. Na razie.
Sasuke zdobył się nawet na wykrzywienie warg w półuśmiechu.
– Ty mi się tu nie szczerz, bo naprawdę jestem zły. Tylko tego jeszcze nie widać – parsknął jonin.
– Ta – zaczął Uchiha, półprzytomnie. Zaraz jednak przerwał, gwałtownie obracając się w stronę leżącego nieopodal przyjaciela. – Naruto... on...
– Spokojnie. – Kakashi położył mu dłoń na ramieniu, ściskając je lekko. Uważnie przypatrywał się twarzy swojego podopiecznego. – Sakura zaraz tu będzie. A teraz wyłącz swoje wspaniałe genjutsu i przestań używać tego cholernego sharingana, bo mi tu zaraz na zawał zejdziesz.
– O – odetchnął głęboko. Faktycznie. Za radą Kakashiego dezaktywował sharingana. I zaraz po tym rozluźnił mięśnie. Dopiero teraz, gdy nieco opadła adrenalina, dotarło do niego, w jak bardzo zły jest jego stan. Dodatkowo przytłoczyły go jego własne emocje: strach o stan Naruto, bezsilność, rozdrażnienie i zmęczenie. Jednak teraz... teraz wszystko będzie dobrze. Pomyślał i zaraz potem pochłonęła go ciemność.

***

Pierwsze co mu przyszło do głowy kiedy się ocknął to to, że nie jest w szpitalu. Dziwne. Po cięższych misjach Hokage zawsze trzymała wszystkich na co najmniej jedno dniowej obserwacji. Nie, żeby się nie cieszył z tego faktu, bo szczerze mówiąc, nie cierpiał szpitali. Drugą rzeczą, o jakiej pomyślał, było to, że dotyk ciepłej dłoni na jego czole sprawia mu przyjemność. Mruknął wyraźnie niezadowolony, gdy zniknął.
– Zostań – sapnął, otwierając gwałtownie oczy. Wbił spojrzenie w nieco przerażone, niebieskie tęczówki Naruto, który zamiarował się do opuszczenia pokoju, w którym się znajdowali. O dziwo, mężczyzna go posłuchał.
Sasuke rozejrzał się po pomieszczeniu. Znajdowali się w jego mieszkaniu. On aktualnie leżał na futonie, a Uzumaki przycupnął koło niego. I najwyraźniej starał się patrzeć wszędzie, tylko nie na Uchihe.
– Obudziłem cię – stwierdził bardziej, niż zapytał, wbijając wzrok w podłogę.
– Nie. – Sasuke podciągnął się na łokciach, wciąż uważnie lustrując otoczenie.  – Dlaczego nie jesteśmy w szpitalu?
– Och... no wiesz. – Naruto zaczął wyłamywać nerwowo palce. – Nie lubisz szpitali. A w sumie padłeś tylko z wycieńczenia. Żadnych poważniejszych urazów. Więc jak już mnie Sakura posklejała, to pomyślałem, że może lepiej by było przetransportować cię tu.
– Skąd wiesz, że nie lubię? – zapytał, przenosząc spojrzenie na jego twarz. Co było dosyć ciężkie, z racji tego, że Uzumaki aktualnie wgapiał się w podłogę. Mimo wszystko, wyglądał w porządku. Zwłaszcza, jeżeli porówna się jego stan do tego, w jakim był w ich kryjówce.
– Hę?
– Skąd wiesz, że nie lubię szpitali – powtórzył Sasuke.
– Ja... – zamilknął gwałtownie, potrząsając głową.
– Dlaczego się nie budziłeś? – zadał kolejne pytanie, tym razem z wyraźnym wyrzutem. – Tam, w jaskini.
Naruto rzucił mu szybkie spojrzenie, zanim znowu wbił je w podłogę. Do uszu Sasuke dotarło wyraźne westchnięcie, zanim padła cicha odpowiedź:
– Rozmawiałem.
– Co? – Na twarzy Sasuke pojawił się wyraźny wyraz niezrozumienia.
– Z lisem rozmawiałem – powiedział nieco pewniejszym głosem Uzumaki. – On... on cię akceptuje. Powiedział mi, żeby ci przekazać to. Ja... przepraszam.
Uchiha usiadł. Cóż... co miał niby odpowiedzieć?
– Też go akceptuję.
– Co? – Naruto zerknął na niego bez zrozumienia. Zaraz jednak parsknął śmiechem i ponownie powrócił do oglądania desek podłogowych. – Nie rozumiesz. On cię akceptuje... on sobie myśli... no wiesz – zakończył bezradnie.
– Jako twojego partnera – dopowiedział Sasuke bez wahania. – Tak, zdaję sobie z tego sprawę. Znaczy, nie wiedziałem, że w tych sprawach trzeba mieć błogosławieństwo lisiego demona, ale skoro już je mam, to nie ma problemu.
– Bredzisz, Sasuke – wymamrotał w końcu mężczyzna, kurczowo zaciskając dłonie.
Sasuke nachylił się nieco i chwycił podbródek Naruto, zmuszając go, aby patrzył mu w oczy.  Uśmiechnął się delikatnie, widząc zaskoczenie w niebieskich tęczówkach.
– Wiesz, jakbyśmy mieli więcej czasu na rozmowy podczas tej feralnej misji, to również bym ci powiedział, że też o tobie myślę. Często. I cię obserwuję – dodał po chwilowym namyśle. – Lubię cię obserwować.
– Ja... – Uzumaki zarumienił się. Jednak wciąż wpatrywał się w ciemne oczy przyjaciela. – Też lubię. Patrzeć na twoje zachowanie. Wiesz... obserwować.
Usta Sasuke rozciągnęły się w nieco większym uśmiechu. Pogładził kciukiem policzek drugiego mężczyzny, z przyjemnością rejestrując zaskoczone sapnięcie, które wyrwało się spomiędzy warg Naruto. Wyglądał nieco jak dzikie zwierzątko, któremu instynkt podpowiadał, żeby uciekać od dotyku, a jednocześnie z ciekawością oczekiwał bez ruchu na kolejne wydarzenia.
Uchiha przysunął się jeszcze bliżej, tak, że niemalże stykali się nosami. Na twarzy Uzumakiego można było zobaczyć wyraźną niepewność. Niepewność i coś, co kazało Sasuke nachylić się jeszcze trochę i musnąć wargami usta drugiego mężczyzny. Przyjemny dreszczyk przebiegł po jego plecach. Odsunął się nieznacznie.
– Myślę, że możemy kontynuować nasze obserwacje w nieco innych relacjach – szepnął prosto w jego usta.
Naruto wpatrywał się w niego z wyraźnym niezdecydowaniem. Albo to było zdumienie. Tak, na pewno  zdumienie. Po chwili również się uśmiechnął. Dosyć niepewnie i trochę dla siebie nietypowo. Kiwną głową.
Mam cię, lisie.


KONIEC

wtorek, 8 kwietnia 2014

Ausgewechselt

Tytuł: Ausgewechselt
(niem. "zamienić")
Długość: Ponad 3,5k
Pairing: SasuNaru
Gatunek: Teoretycznie humor
Uwagi: W zamierzeniu miał być to tekst na event (o ten: http://sasunaru.pl/viewtopic.php?f=164&t=3620 ), noale się nie wyrobiłam. Jeden fragment fika został napisany przez Pico, za co bardzo, bardzo dziękuję, bo tak to bym w życiu nie ruszyła z nim dalej. Magia PIRDu x).
Beta: Dzielnie walczyła Fefa. Dziękować.

Naruto wpatrywał się w zgarbioną postać z wyrazem twarzy wskazującym wyraźnie na to, że jest nieco poirytowany. Brew drgała mu lekko, podczas gdy jasne, szare oczy wpatrywały się w niego sugerując wyraźnie, że ich właściciel ma go za debila. Właścicielka, jakby się głębiej nad tym zastanowić.
— No co jest szczylu, nie dociera co mówię? Wypad z posesji, zanim się zeźlę, czy też zdenerwuję konkretnie. — Skrzekliwy głos wwiercał się w mózg. Naruto naprawdę nie wiedział, czy w tym momencie większą torturą było dla niego słuchanie pokręconej staruszki, czy też oddychanie. Babuleńka miała najwyraźniej dosyć sporą awersję do wody, bo zalatywało od niej konkretnie, więc najwyraźniej rzadko korzystała z uroków kąpieli.
— Serio? — Uzumaki zwrócił się do stojącego tuż obok Sasuke. — To jest nasza misja? Zobaczyć, czy to skrzekliwe stare babsko żyje i ma co żryć? — W jego głosie dało się słyszeć wyraźny zawód.
— Ja głucha nie jestem, szczeniaku — warknęła babuszka, grążąc mu laską, którą ściskała w pomarszczonych dłoniach. — A przyłożyć też potrafię, więc uważaj na słowa!
— Taa... — Naruto podrapał się po brodzie, patrząc na nią jak na wariatkę.
— Szanowna Tsunade przesyła pozdrowienia i zapytuje o zdrowie — Sasuke czym prędzej się wtrącił, patrząc na Uzumakiego z wyraźnym wyrzutem. Chyba miał mu za złe postawę, jaką właśnie prezentował w stosunku do osoby starszej.
— A co ty mi tu... — zaczęła babcia, przenosząc spojrzenie na Uchihę. I zamarła na chwilę. Zaraz potem jednak zerknęła na drugiego shinobi. I znowu na Sasuke. Pomarszczone wargi wygięły się w cwanym uśmiechu, a w oczach pojawił się blask typu „ja-wiem-coś-o-czym-wy-nie-macie-pojęcia”. — Ooo, takie rzeczy, no, no.
— Co? — Naruto wpatrywał się w nią z wyraźną nieufnością.
— Pstro, gówniarzu. Szacunku nieco, a nie — fuknęła na niego, nie zmieniając wyrazu twarzy. — Przekażcie Hokage, że wszystko w porządku i żeby mi tu więcej nie wysyłała takich niekompetentnych, ślepych bakłażanów, bo mi to na reumatyzm źle robi.
— Ślepych bakłażanów? —  warknął Uzumaki, mrużąc oczy. — Ty mała, wredna...
— Cicho — sapnięcie Sasuke przerwało jego wywód.
— A ślepych, ślepych, ty blond parówo, ty! – zaskrzeczała wesoło staruszka, postukując laską o ziemię. — Przynajmniej ten czarny ma nieco więcej oleju w głowie, to i widzi trochę więcej. Nie, żeby coś z tym robił. Chociaż tobie blondasie widzę, że też zaczyna nieco świtać pod czerepem.
— O czym ten grzyb pierdzieli?
— Ja ci dam grzyba, ty pomiocie nieuprzejmy! A żeby... — zamilkła nagle. Uśmiech na jej twarzy poszerzył się. Nie wyglądało na to, żeby wróżył coś dobrego. Zamamrotała coś pod nosem, wpatrując się uważnie w dwójkę shinobi stojących tuż przed nią. Nagle stuknęła laską i w kłębach dymu, które spowiły ich wszystkich, pojawiły się na ziemi znaki pieczęci. Zaraz jednak zniknęły. — Ha, może to ci coś uświadomi! — parsknęła bardziej do siebie niż do nich i obróciła się w stronę swojej drewnianej, nieco rozlatującej się chatki. — No już, zmywać się. Zanim naprawdę się zeźlę. — I podreptała, zostawiając ich samych.
Naruto spojrzał na Sasuke. Sasuke na niego. Obaj jednocześnie wzruszyli ramionami i, widząc, że nie mają tu już nic do roboty, ruszyli w drogę powrotną do Konohy.

***

— Bezsensu, tylko zmarnowaliśmy tam czas — sapnął Naruto, kiedy tylko znaleźli się w gabinecie Hokage. — Nie mogłaś tam wysłać jakiś szczyli z akademii? No bo, serio, niby co takiego było niebezpiecznego w tej misji, że musiałaś tam posyłać akurat nas?
Tak po prawdzie to Uzumaki marudził tylko dla zasady. W końcu, dzięki tej upierdliwej misji, mógł spędzić nieco czasu z Sasuke. A z jakiś dziwnych powodów, których sam do końca nie rozumiał, naprawdę lubił towarzystwo tego neurotycznego bubka. No jasne, byli przyjaciółmi od wielu lat. Tylko że w ostatnim czasie Naruto odbierał towarzystwo tego konkretnego mężczyzny jakoś... inaczej. Nie, żeby odkrył na czym ta różnica polegała.
— Z szanowną Tomoko wszystko w porządku, jak rozumiem? — zapytała Tsunade, ignorując słowa Uzumakiego. — Niczego jej...
— A w porządku, w porządku — przerwał kobiecie gwałtownie. — I to nawet za-w-porządku, jakby popatrzeć na to, jak nas zwyzywała ta pokręcona, zgrzybiała starucha. Zupełnie nie rozumiem, na cholerę się nią interesować. Jakaś taka dziwna jest. I nieuprzejma w dodatku.
— Zwyzywała? — Brew kobiety powędrowała do góry. — Pani Tomoko?
— I to jak! — parsknął Uzumaki. — No ale, co było to było. W ogóle, chyba jej na starość odbiło, bo pieczęć jakąś taką felerną postawiła, że nic się nie stało, tylko trochę dymu poszło.
— Polubiła was najwyraźniej — stwierdziła Tsunade, odchylając się w fotelu. Zastukała palcami o blat swojego biurka, wpatrując się w nich uważnie. — Pieczęć? Jaką pieczęć?
— A bo ja wiem? Zniknęła zaraz.
— Sasuke? — kobieta zwróciła się do drugiego shinobi. Uchiha stał tuż za Naruto, wpatrując się przed siebie nieco nieobecnym spojrzeniem. Wyglądał na zdecydowanie bledszego niż zwykle. — Uchiha!
— Hę? — Sasuke potrząsnął głową, najwyraźniej próbując załapać większy kontakt z rzeczywistością. — Przepraszam, trochę... mi... źle...
Naruto zamrugał, obracając się i wpatrując w postać drugiego mężczyzny. Uchiha chwiał się widocznie i wyglądał, jakby dodatkowo miał zaraz paść na zawał. Jakoś tak od tego przyglądania się, Uzumaki poczuł, że również jest mu nieco słabo. Zamrugał ponownie, intensywniej, starając się wyostrzyć nagle rozmazujący się obraz. Przez to przymykanie powiek nie zauważył, że Sasuke zachwiał się jakby mocniej i wpadł na niego. Albo w sumie to przez to, że sam również zemdlał.

***

Naruto obudził się i ze zdumieniem odkrył, że nie ma najmniejszego pojęcia, gdzie się znajduje. Przez chwilę wpatrywał się w sufit, pozwalając myślom swobodnie krążyć po głowie. Obrócił nieco głowę i napotkał spojrzeniem wazon. W wazonie był zwiędły kwiatek. Kilka płatków smętnie leżało na blacie małego stoliczka znajdującego się tuż przy łóżku, w którym aktualnie przebywał. I kiedy tak kontemplował nad sensem istnienia tego zwiędłego kwiatka, jego myśli zostały przerwane przez donośny wrzask. Dziwnie znajomy wrzask, jakby się tak głębiej nad tym zastanowić.
W kolejnej sekundzie wpadł do pomieszczenia. Naruto wpatrywał się w siebie, nie za bardzo rozumiejąc co się dzieje. Bo niby jakim cudem mógł jednocześnie leżeć w — jak właśnie odkrył — łóżku szpitalnym i zarazem wpadać sobie ot tak do sali? To zdecydowanie nie był klon. Tylko... no, on sam.
— Eee? – zaczął elokwentnie, podciągając się na łokciach, żeby mieć na siebie lepszy widok. Jakkolwiek to brzmi. — Co... — zamilknął gwałtownie. Jego głos był... zdecydowanie inny. Jego głos... brzmiał jak głos Sasuke!
— Zabiję cię! — wrzasnął tymczasem osobnik, który wyglądał jak Naruto. Zaraz potem rzucił się na Naruto, tego leżącego, najwyraźniej chcąc go udusić.
— Porozmawiajmy! — wrzasnął Uzumaki, ten przebywający w łóżku, zanim świat przysłoniła mu jego własna twarz wykrzywiona chęcią mordu.

***

Naruto wpatrywał się w twarz w lustrze i nie wierzył. Uniósł jedną brew. Odbijająca się postać uczyniła to samo. Uniósł drugą. Poruszył obiema naraz. Lustrzany sobowtór zrobił to samo. Wciągnął policzki, jednocześnie robiąc ustami dzióbek.
— Mógłbyś przestać? — złowrogie warknięcie spowodowało, że podskoczył. Zerknął zaskoczony na osobę, która również znajdowała się w szpitalnej łazience. Znaczy się, na siebie właściwie.
— Ale, że co?
— To coś z moją twarzą. Irytujesz mnie.
— Ale to zabawne jest — odpowiedział po chwili, nie spuszczając spojrzenia z Sasuke. Z Sasuke, który aktualnie znajdował się tak jakby w jego ciele. Jakkolwiek to brzmi. Uściślając — przez jakieś dziwne machlojki zamienili się osobowościami. Udało im się to uzgodnić zaraz po tym, jak Uchiha wpadł do szpitalnej sali, w której leżał Naruto i dzięki interwencji pielęgniarki nieco się uspokoił. Więc, zamiast zabijać swojego kolegę z drużyny, wciągnął go do kibla. I to, w sumie, też źle brzmi.
— Zabawne?
— No! Mogę wyjść na miasto i narobić ci takiego obciachu, że przez najbliższy miesiąc cała Konoha będzie gadać tylko o tobie. — Naruto wyszczerzył się, jednocześnie zauważając, że Sasuke z takim uśmiechem na twarzy wygląda co najmniej dziwacznie, co natchnęło go do zrobienia jeszcze kilku nietypowych-dla-Uchihy min. Przed uderzeniem pięścią, skądinąd swoją własną, uchylił się w ostatniej chwili. — Hej, hej, hej! chyba nie chcesz uderzyć SIEBIE?
Widząc, że Sasuke odpuszcza powtórzenie ataku, Naruto po raz kolejny uśmiechnął się szeroko.
— No, to skoro już uzgodniliśmy tę kwestię, to myślę, że pora się rozejść.
— Czekaj, co? — Uzumaki usłyszał swój własny głos pełen zdziwienia. — Chcesz to tak zostawić?
— No. Pewnie szybko nam to minie, a teraz mam szansę zaprosić Sakurkę na randkę. Ze względu na sytuację na pewno mi nie odmówi — mówiąc to, odwrócił się w stronę drzwi.
— O co to, to nie! — warknął Sasuke, jednocześnie zasłaniając własnym, czyli chwilowo narutowym, ciałem wyjście. — Żadnej Sakury i żadnych randek!
Naruto prychnął, przy okazji odnotowując, że prychnięcia wykonane ustami Sasuke są jednak o wiele bardziej aroganckie niż jego własne. Widać, że ten burak nie robił w życiu nic innego.
— Bo co? Uderzysz SIĘ? — zaśmiał się, jakby właśnie powiedział wyśmienity żart, dlatego tym bardziej zdumiała go reakcja Sasuke.
— Tak, chyba się poświęcę — odpowiedział niskim i zachrypniętym głosem, a zaciśnięta pięść już po raz wtóry zmierzała w stronę jego własnej twarzy. Opalona ręka zdążyła się zatrzymać dosłownie kilka milimetrów od szczęki należącej aktualnie do Naruto, gdy ten krzyknął nieco zbyt piskliwym głosem:
— Nie, dobra, żartowałem! Nie bij!
Sasuke zamrugał najwyraźniej zdziwiony, że jego struny głosowe potrafią wytworzyć taki dźwięk. Tymczasem Naruto odetchnął z wyraźną ulgą, widząc, że wizja zostania oklepanym nieco się od oddaliła. Najwyraźniej Sasuke naprawdę nie był skory do żartów w tej sytuacji. Właściwie, to przecież nigdy nie był skory do żartów.
— Dobra, to co robimy? — zapytał po chwili.
— Idziemy do Tomoko — oświadczył zdecydowanie Uchiha. Wtedy dopiero Naruto sobie uświadomił, jak blisko niego znajduje się drugi mężczyzna. Sam, nie wiedzieć czemu, nabrał nagłej ochoty na zaczerwienienie się. Nie, żeby wizja zobaczenia zburaczonej twarzy kompana z drużyny nie napawała go pewnego rodzaju ciekawością, jednak podejrzewał, że Sasuke raczej znowu próbowałby go za to oklepać. Tak profilaktycznie.
— Do tej postrzelonej staruchy? A niby po... — zamilkł gwałtownie. Pomiędzy myślami o tym, że nie powinien zwracać uwagi na dzielącą ich odległość, jakby miało się zaraz między nimi wydarzyć coś niestosownego, zakwitła inna. Zmrużył gniewnie oczy i wysyczał, w tak całkiem uchihowym stylu:
— To przez tę jej cholerną pieczęć?

***

Właściwie, to mam całkiem zgrabne pośladki, myślał Naruto, patrząc na swój tyłek. To nie było ciężkie zadanie, jeżeli weźmie się pod uwagę to, że Sasuke, wciąż paradujący w jego ciele, właśnie szedł kilka kroków przed nim. Ciekawe, jakie pośladki ma Uchiha?
Naruto nieświadomie zwolnił marsz. Hm… powinien się właśnie zastanawiać, co takiego wkręcić Tsunade, żeby ich nie pozabijała, a zamiast tego myślał o uchihowym tyłku. W sumie, utrzymanie się przy życiu było nieco ważniejszą kwestią, niż obczajanie pośladków Sasuke.
Jakimś dziwnym trafem — albo przez naleganie Uchihy, że nikt nie może zobaczyć ich w tym stanie — zapomnieli poinformować Hokage, że opuścili szpital. A o ile Naruto znał kobietę, nie będzie ona zadowolona z tego czynu. Oj, zdecydowanie nie będzie. Jednak ta kwestia jakoś nie zaprzątała w tym momencie jego głowy. Bo jakoś tak nagle zapragnął zerknąć na na cztery litery swojego przyjaciela. I... hm... popatrzeć na nie przez chwilę. I cholera, czemu nie, skoro właśnie teraz, nie wiadomo za jakie grzechy, wylądował w jego ciele?
Zerknął na plecy Sasuke. Znaczy, na swoje plecy. Oj, nieważne.
Zwolnił nieco kroku i obejrzał się przez ramię. W końcu zatrzymał i stanął na palcach, wypinając się śmiesznie. Jednak to też za wiele mu nie pomogło w prowadzeniu obserwacji.
— Przydałoby się lustro — mruknął do siebie, lekko zawiedziony, że z jego przyglądania się nic nie wyszło i już miał ruszyć ponownie z miejsca, kiedy milimetry od niego wyrósł Uchiha. Emanujący złą energią duchową Uchiha.
— Czy ty się gapisz NA MOJĄ dupę? — wycharczał przez zaciśnięte zęby, napawając Naruto lekkim przerażeniem. Bo serio, widzieć własną twarz wyposażoną w grymas typu zaraz-cię-zamorduję, to scena wywołująca lęk nawet w najodważniejszym sercu. No, ale kimże byłby Naruto, gdyby nie chlapnął tekstu, który najprawdopodobniej go jeszcze bardziej pogrąży?
— Tak praktycznie rzecz biorąc — Uzumaki zatrzepotał niewinnie rzęsami — to teraz moja dupa.
W kolejnej sekundzie leżał rozpłaszczony na ziemi z Uchihą siedzącym na nim okrakiem i najwyraźniej zamierzającym przywalić mu w twarz. Znowu. Właściwie takie wkurzanie Sasuke sprawiało Uzumakiemu pewnego rodzaju satysfakcję. Miło było zobaczyć, że jego kompan z drużyny posiada JAKIEŚ emocje. Nawet, jeżeli w tym momencie była to zwykła wściekłość. Sam przed sobą Naruto musiał przyznać, że taki wściekły Sasuke jest nawet… podniecający?
Jednak zanim pięść dotknęła bladego nosa i zanim Uzumaki w pełni zrozumiał o czym właściwie przed chwilą pomyślał, tuż obok nich rozległo się parsknięcie. Spojrzeli obaj w jego kierunku. Nieopodal stała Tomoko, która szczerzyła się złośliwie. O. Nawet nie zauważyli, że właściwie byli już na miejscu.
— Widzę, moje gołąbeczki, że szybko przechodzicie do rzeczy — kobieta zaśmiała się skrzekliwie, postukując przy tym swoją laską. Wtedy w Uzumakim zagotowało się ze złości. To on tu cierpi, on tu ZNOWU prawie został oklepany, a ta wariatka się z nich bezczelnie nabija! Oj, zdecydowanie jej nie polubił.
— Ty stara pokręcona zołzo! — warknął Naruto, spychając z siebie Sasuke i podszedł do niej, złowieszczo grożąc  palcem. O ile cała ta sytuacja z zamianą ciał była dla tego całkiem zabawna, jak w końcu stwierdził, że długo nie pożyje, jeżeli niedługo się wszystko nie naprawi. – COŚ TY NAM ZROBIŁA?!
— Terapie uświadamiającą, szczylu — powiedziała spokojnym głosem, patrząc na niego obojętnie. — Nie musisz mi dziękować.
— DZIĘKOWAĆ?!
— Ależ nie ma za co. — Poklepała go przyjaźnie po policzku. — No, to skoro uprzejmości za nami, to wypad z posesji. Wydawało mi się, że wyraźnie zaznaczyłam, że nie życzę sobie waszej obecności w moim pobliżu, czyż nie?
— Odkręć. To. — Ciche słowa sprawiły, że Naruto zadrżał. Spojrzał z lekkim lękiem na Sasuke, który je wypowiedział. Wiatr zaszumiał, delikatnie poruszając liśćmi drzew i sprawiając, że zapanował nastrój grozy.
— Ale co właściwie? — zapytała niewinnie starowina, nic sobie nie robiąc ze złej aury, jaką właśnie rozsiewał wokół siebie Sasuke. Naruto był niemalże pewien, że gdyby to on znajdował się na jej miejscu, to Uchiha znowu próbowałby mu przywalić.
— NAS! — wrzasnął Naruto nieco otrząsając się z odrętwienia.  — Nie mogę być Uchihą! Ten burak — parsknął, wskazując na drugiego mężczyznę — od początku próbuje mi przestawić kości przez tę chorą sytuację!
— Och, to? No nie.
Obaj spojrzeli na nią z niedowierzaniem. No, bo… ona… no, no... co za zgrzybiała, wredna makrela!
— Czekaj, nie dosyć, że właściwie nie zaprzeczasz, że to twoja sprawka z tą zamiana ciał, to jeszcze nie chcesz nam pomóc, tak? — sapnął w końcu Naruto po chwilowej ciszy, jaka między nimi nastała.
— Ot, sprytny jesteś, a nie wyglądasz. — Wyszczerzyła się radośnie, pokazując światu pożółkłe zęby. — Jest dokładnie tak, jak mówisz
— Ty pokręcona, stara...
— Szacunku, buło jedna. — Pacnęła Naruto laską po głowie, skutecznie go tym uciszając. — Masz farta, że mnie śmieszycie, to wam nawet zdradzę dwa sekrety. Chociaż nie powiem, żebyście na to zasłużyli. Nie godzi się takim dżentelmenom, jakimi zapewne jesteście pod tą warstwą gburowatości, tak nieuprzejmie odnosić się do starszej kobiety.
— Mów — syknął Sasuke, ponownie wprowadzając w krajobraz nastrój grozy.
— No przecież mówię — żachnęła się. — Otóż, po pierwsze, ja wam pomóc nie mogę, bo to taka pieczęć była, że no, wiecie, nie pamiętam nawet formuły odwracającej. A że to technika mojego autorstwa, to nie ma co szukać pomocy w zwojach i innych takich.
Zaległa cisza. Nawet wiatr przestał kołysać gałęziami.
— Jak to? — wystękał Naruto słabo, patrząc na nią z rosnącym przerażeniem. — Przecie... przecież nie możemy tak zostać na zawsze!
— Nie? Bo wiesz, w tej postaci łatwiej ci będzie wyrwać tę różową bździągwę, która ci jeszcze niedawno latała po głowie. I dać jej porządnego buziola. Chyba, że już nie chcesz? — zapytała, złośliwie mrużąc oczy.
Naruto zamrugał, analizując pytanie. Tak właściwie… uświadomił sobie, że chyba faktycznie nie chce. Znaczy chce. Chyba. No, bo przecież marzył o tym od wielu lat. Może po prostu czuł lekki dyskomfort na myśl, że byłby to jego pierwszy PRAWDZIWY pocałunek. Jakby nie patrzeć, przez całe swoje życie całował się tylko dwa razy. Przypadkiem. Z Sasuke.
Ciekawe, jakby to było pocałować go tak zupełnie nieprzypadkowo? Zaraz potrząsnął głową, starając się pozbyć tej myśli.
Zerknął na Uchihę.
— On mi nie pozwala — powiedział na swoją obronę i przygarbił się lekko.
— No i prawidłowo — stwierdziła. Nagle jej uśmiech stał się jeszcze bardziej złośliwy. — To teraz coś, co wam pomoże zdjąć pieczęć, czyli sekret numer dwa, w formie zagadki, dzieciaczki moje: co takiego w bajkach odwraca urok złej czarownicy?

***

— Mamy kogoś pocałować? — zapytał Naruto, kiedy w końcu z powrotem znaleźli się w wiosce. — Kogo niby?
[i]Może Sasuke?[/i] zapytała podstępnie jego podświadomość. W tym momencie był nawet wdzięczny, że obecnie przebywa w nieswoim ciele, bo inaczej pewnie już by się zarumienił. Zdecydowanie powinien przestać myśleć o całowaniu i przyjacielu jednocześnie. Sakuke pewnie znowu próbowałby obić mu twarz, gdyby tylko wiedział, co takiego dzieje się w narutowym łbie. A właśnie, co do Sasuke...
Od dłużej chwili mężczyzna się nie odzywał. Siedział właśnie na krześle w kawalerce Uzumakiego i wpatrywał się we własne stopy. Wyglądał przy tym tak jakoś... smętnie. Tak, że miało się ochotę stanąć koło niego, nachylić, otoczyć ramieniem i… [i]Przestań![/i] fuknął sam na siebie Naruto i, aby pozbyć się dziwnych skojarzeń, rzucił w stronę Uchihy:
— Może Sakurę? — Już po chwili Uchiha patrzył na niego z żądzą mordu w oczach.
— Nawet. Się. Nie. WAŻ! — warknął aż nazbyt wyraźnie.
— Nie spinaj się tak. — Naruto wywrócił oczami. — Więc co chcesz zrobić, panie geniuszu? Niby kogo mamy pocałować co?
I wtedy na twarzy rozmówcy Uzumaki zobaczył coś, czego nigdy w życiu nie widział. I pal licho, że to w tym momencie właściwie patrzył na siebie. Otóż Naruto zobaczył... niepewność. Sasuke otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak powstrzymał się i tylko wpatrywał w Naruto wymownie.
Nie, żeby Uzumaki czaił, co to wymowne spojrzenie miało niby oznaczać.
— Nie wiem jak ty — zaczął, opierając ręce na biodrach. — Ale ja to właściwie chciałbym wrócić do swojego ciała. Mimo że narobienie ci wiochy to kusząca perspektywa, to jednak nie chciałbym paradować jako pan Uchiha do końca swoich dni. Kumasz? Dlatego albo coś wymyślisz inteligencie, albo zacznę myśleć ja. A to się źle skończy dla twojej mrocznej reputacji. — Zauważywszy na to, że Sasuke wciąż tylko się w niego wgapiał, westchnął ciężko i obrócił się na pięcie. — Idę się przejść.
O dziwo, Uchiha go przed tym nie powstrzymał.

***

Naruto  wyszedł na zatłoczoną ulicę i stwierdził, że właściwie nie wie co ze sobą począć. W pierwszej chwili chciał zawrócić do mieszkania. Sam nie wiedział po co konkretnie. Chyba tylko, żeby siedzieć i wgapiać się w Sasuke. Nie, żeby wgapianie się w Sasuke nie było przyjemną czynnością, ale…
O czym ty znowu myślisz? zmarszczył brwi. Wbił ręce w kieszenie spodni i wolnym krokiem ruszył… gdzieś. Po prostu pozwolił, aby nogi same go poniosły. Czy też raczej chciał pozwolić, bo kilkanaście metrów przed sobą ujrzał nie kogo innego, a Sakurę, więc, zatrzymał się.
Jakby ją pocałował, to pewnie wszystko by wróciło do normy. No. Istnieje spora szansa, że tak by było. I wtedy Sasuke nie próbowałby go tak często oklepywać. Chociaż z drugiej strony i tak by go zabił za takie całowanie Sakury bez wcześniejszego uzgodnienia tego z nim. A tak w ogóle, myślał, patrząc na zbliżającą się postać, to ja chyba nie chcę jej całować. No bo, jasne, bujał się w niej od szczeniaka i jeszcze kilka lat temu dałby się pochlastać za jedno jej przychylne spojrzenie, ale teraz… teraz nie. Zdecydowanie nie. Już by wolał pocałować…
Sasuke dokończyła podstępnie podświadomość. Naruto skrzywił się na swój wewnętrzny głos. Prędzej niż Sakurę! opowiedział sam sobie hardo. Tylko że skoro aktualnie tylko Uchiha był brany pod uwagę, jako osoba do całowania, to znaczyło, że najprawdopodobniej nigdy się nie odmienią. Już na zawsze będzie Uchihą. To jakoś nie napawało go optymizmem. Ba. To sprawiało, że był przerażony. Jakoś nie sądził, żeby Sasuke chciał się z nim dobrowolnie całować. Prędzej znowu będzie próbował go oklepać. A zostanie w tym ciele… o matulu kochana, nie chciał! Obrócił się na pięcie i wrócił czym prędzej do mieszkania, coraz bardziej przy tym panikując.
Haruno właśnie go zauważyła i ze zdziwieniem patrzyła, jak Sasuke błyskawicznie maszeruje do mieszkania Naruto. Wzruszyła tylko ramionami i poszła dalej. Im dłużej znała Uchihę, tym bardziej dochodziła do wniosku, że to dziwny człowiek.
Tymczasem Uzumaki wpadł do swojej kawalerki. Sasuke od jego wyjścia — krótkiego, bo krótkiego — nie zmienił pozycji. Tak więc teraz wciąż siedział na tym samym, kuchennym krześle i aktualnie wpatrywał się w Naruto beznamiętnym spojrzeniem.
Gdyby tak się głębiej nad tym zastanowić, to twarz Uzumakiego nie wyrażająca żadnych emocji wyglądała zabawnie. Zupełnie nie pasowała do jego codziennego image. Jednak Naruto nie miał czasu się nad tym zastanawiać, bo właściwie zaczynał co raz bardziej panikować.
— To niby kogo ja mam pocałować, żeby się odczarować? — jęknął w końcu, patrząc na Sasuke z rosnącą w oczach desperacją.
Nagle mężczyzna wstał, szybkim krokiem podszedł do niego, a jego twarz znalazła się bardzo, bardzo blisko jego własnej. W niebieskich tęczówkach Naruto dostrzegł coś na kształt determinacji.
— Mnie, idioto.
To była w sumie forma ostrzeżenia. Jakby Uzumaki bardzo chciał, zdążyłby się odsunąć. Jakby mu zależało, nie pozwoliłby, żeby usta Sasuke odnalazły jego, łącząc się w pocałunku. Miał kilka sekund, żeby zareagować w jakikolwiek sposób. Tylko że Naruto jakoś tak... jednak pozostał bierny. No, przynajmniej w pierwszej chwili, bo w następnej sekundzie jego ręce zacisnęły się na biodrach drugiego mężczyzny, przyciągając go nieco bliżej.
Ha. Jeszcze przed chwilą myślał o tym, jak bardzo dużego uszczerbku na zdrowiu dozna, gdy Sasuke dowie się, o jego dziwacznych myślach o nim i całowaniu, a teraz pozwalał, żeby język drugiego mężczyzny wślizgnął się między jego wargi, delikatnie je gładząc. Przymknął oczy, jednocześnie jeszcze pogłębiając pocałunek. Po chwili poczuł opuszki palców Uchihy na swoich policzkach, muskające przyjemnie jego blizny.
Blizny?
Oderwali się od siebie gwałtownie. Naruto zamrugał, nieco zdziwiony, wgapiając się prosto w czarne oczy przyjaciela. No, może kogoś więcej niż “przyjaciela”.

***

Pocałunek był najwyraźniej satysfakcjonujący dla tej głupiej techniki, którą zastosowała na nich Tomoko, bo, a i owszem, odmienili się. Nie, żeby zarejestrowali ten fakt w pierwszej chwili, bo przecież byli zajęci... ciekawszymi rzeczami. W każdym razie, kiedy w końcu dotarło do nich, że odzyskali swoje ciała, to Naruto doszedł do jednego wniosku. Mianowicie, że  stare wredne staruchy w bajkach to nawet przydatne postacie. Zwłaszcza, kiedy uświadamiają głównym bohaterom, że powinni się pocałować. Bo owym bohaterom może się to przecież bardzo spodobać. I chętnie jeszcze powtórzą tą czynność.
A poza tym, Uzumaki miał teraz lepszy widok na tyłek Sasuke, z czego bardzo ochoczo korzystał.