wtorek, 23 lutego 2016

Ociupinka zazdrości — SasuNaru

Tytuł: Ociupinka zazdrości
Długość: około 3k
Gatunek: raczej na wesoło :”D.
Beta: AKARI
Ostrzeżenia: Jakieś przekleństwo
Uwagi: Pisane pod pomysł rzucony przez FANIE.

***

Zazdrość jest kojarzona jako negatywne uczucie. I słusznie. Zwłaszcza taka chorobliwie niezdrowa zazdrość… no, nie jest dobra dla żadnego związku. Jednak w niektórych przypadkach odrobina tej specyficznej emocji może prowadzić do odkryć co najmniej ciekawych. Och, i przydatnych. Bardzo, bardzo przydatnych.
Zwłaszcza jak zazdrosne są pewne neurotyczne bubki, które nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, jak silne uczucia potrafią żywić do swoich partnerów.

***

— Brakuje mi ciebie, wiesz?
— Wspominałeś.
— No tej!
— Hm?
— Normalny facet odpowiedziałby „JA TEŻ TĘSKNIĘ”, albo opcjonalnie pognałby na pociąg, coby położyć kres mej tęsknocie.
— Jakby ten normalny facet związał się z innym normalnym facetem, to może. A z racji tego, że w granice normalności się słabo jednak wpisujesz…
— Sasuke…
— Słucham.
— Pacnąłbym cię. Bardzo, bardzo mocno bym cię właśnie pacnął. W ten pusty łeb. Czymś ciężkim.
— Czyli już nie tęsknisz?
Sasuke obserwował z lekkim uśmiechem twarz Naruto wyświetlającą się aktualnie na ekranie jego laptopa. Mężczyzna właśnie parsknął i zaraz spojrzał na niego z wyraźnym politowaniem.
— Zrób mi tę przyjemność i sam sobie czymś przywal, okej? — powiedział Uzumaki po kilku sekundach, kręcąc głową.
— Nie.
— Zero współpracy. — Kolejna chwila ciszy. — Na pewno nie?
— Na pewno.
— W porządku, ale zapiszę to w kalendarzu. I pacnę cię przy kolejnej okazji. — Ciężkie westchnięcie. — Na którą się nie zanosi za szybko, nie?
— Zależy.
— Tak wiem. Od tego czy się sprawdzisz. Taaak. — W jego głosie było słychać wyraźne niezadowolenie, na które Sasuke zareagował zniecierpliwionym sapnięciem.
— Myślałem, że tę kwestię mamy już wyjaśnioną — stwierdził z lekkim poirytowaniem.
— Co nie znaczy, że to mi się podoba…
— Naruto…
— No nie moja wina, że wolałbym mieć cię przy sobie, no!
— To przecież tylko rok.
— AŻ. Aż rok! — jęknął. — Ogarniasz to w ogóle, że to miliony dni, miliardy godzin i w ogóle dużo za dużo czasu? Zejdę z tęsknoty, mówię ci.
— O tym też już wspominałeś. — W reakcji na ten komentarz, Naruto nadął policzki, wpatrując się w niego przez zmrużone oczy. Przez chwilę znowu żaden z nich się nie odzywał.
Sasuke powstrzymał się od złośliwego przytyku. Nawet był w stanie wyobrazić sobie to, że jego wyjazd nie pasował Uzumakiemu. Nie, żeby to rozumiał, bo niby czemu miałby rezygnować z dobrej fuchy, skoro nadarzyła się super okazja do nabycia ekstra doświadczenia w zawodzie? Och, no jasne. Miał propozycję z firmy znajdującej się w tym samym mieście, gdzie aktualnie przebywał Naruto, jednak nie była ona aż tak renomowana jak ta, do której się właśnie zgłosił. A przecież projekt nad jakim miał pracować zajmie tylko rok czasu. Więc… No, jak dla niego głupotą byłoby nie skorzystać z takiej propozycji.
I za takie myślenie Naruto początkowo się na niego fochnął, bo przecież to, że są parą jak dla niego było dostatecznym powodem by odrzucić ofertę. Och, no dobra, Uzumakiemu chodziło bardziej o to, że Sasuke nawet nie wziął pod uwagę, że ich związek mógłby jakoś wpływać na jego decyzję.
Wiele złośliwości posypało się, zanim jako tako doszli do porozumienia. W każdym razie, skończyło się na tym, że Sasuke faktycznie wyjechał. I miał wrócić dopiero za długi, długi rok, więc stanęło na związku na odległość. Bo przecież żaden z nich nie wyobrażał sobie, żeby wyjazd Uchihy miałby być powodem rozstania.
Zdecydowanie nie.
Oczywiście nie obyło się bez obietnic, że przynajmniej raz dziennie Sasuke ma korzystać z dobrodziejstwa Internetu i komunikować się z Naruto przez videorozmowy. Ten warunek Uchiha był skłonny zaakceptować, mimo iż na początku bardzo otwarcie dał do zrozumienia swojemu facetowi, że to zdecydowanie za często. Ale spoko. Wszystko, byleby tylko Uzumaki przestał marudzić. Zresztą, podejrzewał, że w niedługim czasie mężczyźnie znudzi się to codzienne paplanie przez komputer i będą to robić zdecydowanie rzadziej. No, a przynajmniej taką miał nadzieję Uchiha.
Tak więc Sasuke siedział tutaj — w nowej pracy — miliony kilometrów od Naruto, który został, mieszkając w akademiku, coby uporać się ze swoim ostatnim rokiem studiów.
— Naprawdę wolałbym mieć cię tu przy sobie — przyznał ponownie Uzumaki, wzdychając ciężko. — Nie wiem, jak to wytrzymam.
— Dasz radę — odpowiedział Uchiha, kręcąc głową z delikatnym uśmiechem na ustach. — Z pewnością.
Właściwie w tej kwestii Sasuke akurat miał rację.

***

Po dwóch tygodniach Uchiha na tyle przyzwyczaił się do tych ich internetowych rozmów, że niemalże automatycznie odpalał komputer zaraz po przyjściu z pracy, odkładając ogólne ogarnięcie się i zrobienie sobie obiadu na później. Byleby tylko się przywitać imóc przez te kilka sekund znowu zobaczyć uśmiech Naruto. I nawet nie zdawał sobie sprawy z tego swojego małego uzależnienia, aż do tego jednego konkretnego wtorku, kiedy wrócił z firmy, zasiadł przed komputerem, zalogował na swoje konto w programie, który umożliwiał mu prowadzenie internetowych rozmów i odkrył, że jego facet jest offline.
To go… zaintrygowało.
Na tyle, że przez kilka pierwszych sekund od kiedy zorientował się w sytuacji, wpatrywał się w ekran komputera z wyraźnym niezrozumieniem. Bo przecież…
… no jak to?
No ej. To Naruto nalegał na te codzienne rozmowy. A teraz go nie było. Tak się przecież nie robi. Zwłaszcza, że Sasuke był na sto procent pewien, że mężczyzna aktualnie nie miał zajęć, bo znał jego plan i wiedział, że teraz z pewnością nie jest na uczelni. Więc, skoro to nie wykłady powstrzymywały Uzumakiego przed pojawieniem się na videorozmowie…
Uchiha zmrużył gniewnie oczy, sięgając do kieszeni po telefon. W kolejnej chwili już stukał smsa o treści „gdzie jesteś?” i bez większego zastanowienia wysłał go w świat. Długo nie musiał czekać na odpowiedź brzmiącą „na piwie, nie wiem kiedy wrócę, dam znać”.
Przez kilka długich sekund wpatrywał się w wyświetlacz krzywiąc się wyraźnie podczas tej czynności. Jakoś… było… mu… dziwnie. Zdecydowanie bardzo dziwnie. Tym bardziej, że nie był w stanie sprecyzować co też takiego aktualnie odczuwał. Może był lekko zadziwiony, że Uzumaki nie wyczekiwał na jego pojawienie się, tak jak to właściwie miało miejsce w ciągu ostatnich dni. O tak. To musiało być tylko i wyłącznie zdziwienie, bo niby co innego?
Przecież nie był zazdrosny.
Nie?
Naruto był tam, on tutaj, nic dziwnego, że nie zawsze mieli czas na pogaduchy przez Internet. A jako, że Sasuke był raczej małomównym człowiekiem, to przecież tym bardziej nic nie szkodziło, jak Uzumaki nie miał czasu, bo wyszedł na piwo ze znajomymi.
Każdy przecież mógł wyjść i się zabawić.
Tylko miło by było, żeby ten konkretny „każdy” wcześniej poinformował swojego faceta o tym, że najwyraźniej dzisiejszą pogadankę sobie odpuszczają. Ale jasne, spoko. Sasuke nie będzie przecież wściekał się o taką drobnostkę.
No oczywiście, że nie będzie.
Odpisał „OK.” i z trzaśnięciem odłożył telefon na biurko, przy którym właśnie siedział. Wcale nie był zły. Naprawdę. Może tylko lekko się zirytował.
Ale na pewno nie miało to nic wspólnego z zazdrością!

***

Kiedy kolejnego wieczoru Sasuke siedział przed ekranem swojego komputera, jego mina wyraźnie mówiła, że jest nie w sosie. Znaczy… Jego mina nie mówiła w sumie nic, ale Naruto jako przykładny chłopak zauważył, że coś jest nieteges.
— Coś jest nieteges? — zapytał więc, zaraz po tym, jak udało im się uzyskać połączenie.
Sasuke zgromił go gniewnym spojrzeniem.
— No co? — kontynuował dopytywanie Uzumaki. — Coś w pracy?
— Nie.
— Więc?
— Nieważne.
— Brzmisz jak baba.
— A ty jak pacan.
— Serio? — Brew Naruto uniosła się ku górze. — Nie gadaliśmy od przedwczoraj, a ty masz zamiar dzisiaj być taki… bucowaty?
— Chyba ty.
— Sasuke.
— Co.
— Ta riposta była modna kilka lat temu, stać cię na więcej.
Wtedy Sasuke postanowił jednak nie zachowywać się bucowato, tylko bardziej jak dorosły facet. Którym zresztą był. I czym się przecież szczycił przed Uzumakim, gdy się wyprowadzał.
— Naprawdę. Nieważne — powiedział już normalniejszym głosem. — Jak tam… wczorajsze wyjście?
— Och? — Początkowo Uzumaki był widocznie zdumiony nagłą zmianą wątku. Zaraz jednak podchwycił temat. — W porządku. Miło było się w końcu wyrwać z tego cholernego akademika, bo od początku roku nic tylko trzaskam projekty albo nawijam z tobą, więc wiesz. Wręcz wypadało wyjść do ludzi, co nie?
Sasuke słuchał w milczeniu paplania Naruto i wcale a wcale nie był zazdrosny.
Naprawdę!

***

Przez kolejne kilka tygodni nie było źle. Wciąż według planu, rozmawiali ze sobą każdego wieczoru. Więc to dziwne uczucie, jakie nękało Sasuke, kiedy Uzumaki wybrał się na piwo ze znajomymi, dało mu nieco spokój.
Ale bardzo chętnie uaktywniło się pewnego pięknego piątku, kiedy Naruto oznajmił, że wybiera się na imprezę.

***

— Otrzęsiny.
— No.
— W listopadzie?
— Organizatorzy nieco… opierniczali się z organizacją.
— Otrzęsiny.
— Przebierane! — dorzucił Naruto z entuzjazmem, jawnie ignorując nietęgą minę Uchihy. — W tym roku: superbohaterowie. Właściwie miałem nie iść, bo to już jutro i w ogóle, ale dziewczyny z roku stwierdziły, że to właściwie ostatnie nasze wspólne otrzęsiny, więc dałem...
— Nie jesteś trochę za stary na takie imprezy? — wypalił Sasuke, przerywając wypowiedź Uzumakiego i tym samym wprawiając go w lekką konsternację.
W końcu Sasuke mało kiedy komukolwiek przerywał w połowie zdania. Właściwie sam Uchiha był również nieco zdziwiony swoim zachowaniem. Ale… ale. Mały potworek, który NA PEWNO NIE BYŁ ZAZDROŚCIĄ, a który już dawał o sobie wyraźne znaki, znowu się uaktywnił. Tak. To nie była zazdrość. Zdecydowanie.
Bardziej coś na kształt… hm… troski o opinie Uzumakiego. To musiało być to! Bo przecież, naprawdę. W swoim wieku Naruto powinien poważnie myśleć o przyszłości, a nie o bawieniu się ze studentami pierwszego roku! Sam był już na piątym, co oznaczało, że swoje najlepsze imprezy ma już za sobą, więc… więc…
— Co.
— Po prostu nie sądzę, żeby to był dobry pomysł — powiedział pewnym głosem, dla potwierdzenia własnych słów kiwając głową. — Powinieneś być bardziej poważny.
— Nie sądzisz, że jeden „poważny” w tym związku zdecydowanie wystarczy?
— Ale, pomyśl racjonalnie, po co ci ta impreza?
— Ja rozumiem, że możesz nie pojmować idei dobrej zabawy, Sasuke, ale daj żyć innym. Coś tak nagle z tym wyskoczył? Jeszcze jakiś czas temu razem ze mną biegałeś po takich eventach i jakoś ci nie przeszkadzał brak „poważności” — sarknął.
— To było… — Uchiha zamilknął gwałtownie. Bo na język cisnęło mu się coś w stylu „to było dopóki biegaliśmy po nich razem!”. Och, nie, żeby był jakoś szczególnie rozrywkowy na tych wszystkich wypadach, jednak… jednak zawsze… no…
Sasuke zamrugał gwałtownie, zdając sobie nagle sprawę z tego, że niekoniecznie potrafi poskładać sam swoje myśli, a co dopiero przekazać je Naruto. Och. Cholera. Może łapało go jakieś dziwne przeziębienie albo co, skoro zaczynał miewać takie ciężkie do zinterpretowana stany.
— To było: co? — warknął Uzumaki, gniewnie wpatrując się w niego z ekranu komputera.
— Wciąż myślę, że powinieneś przemyśleć to wyjście — odparł, zamiast odpowiedzi.
Przez dobrą chwilę Naruto nie odzywał się, tylko gapił na niego bez słowa, najwyraźniej nie wiedząc co powinien odpowiedzieć w takiej sytuacji. Zaraz jednak się zreflektował.
— Sasuke?
— No co?
— Kij ci w oko, ty burkliwa mendo! — warknął.
A następnie się rozłączył.
Po sekundzie, czy dwóch, Uchiha przestał wpatrywać się w czarny ekran i z ciężkim westchnięciem zamknął swojego laptopa. Cóż… Nie rozegrał tego najlepiej.

***

Przewracając się w nocy z boku na bok i nie mogąc zasnąć, Sasuke w końcu postanowił poddać się z próbami, usiadł na łóżku, spuszczając nogi na podłogę i wpatrując się w ścianę, zapytał sam siebie:
— Dlaczego reaguję, tak jak reaguję? — Zmarszczył brwi, rozmyślając o rozmowie z Naruto, która miała miejsce zaledwie kilka godzin temu.
Zdradliwa podświadomość orzekła, że jest zazdrosny.
Zignorował ją.
I bardziej skłonił się ku myśli, że może faktycznie jest nieco bardziej rozdrażniony niż zwykle, bo chwyta go jakieś choróbsko. Tak. To zdecydowanie było LOGICZNE wytłumaczenie. A nie jakaś chromolona zazdrość!

***

Nastała sobota. Większość dnia Sasuke spędził na wykonywaniu domowych obowiązków. I podczas ich wykonywania udało mu się zupełnie wyrzucić z głowy myśl o swoich nocnych rozterkach. Jednak temat narutowego wyjścia na dzisiejszą imprezę wciąż tkwił gdzieś w jego myślach, niczym cholerny cierń, niepozwalający o sobie zapomnieć. A wbił się jeszcze mocniej, kiedy odpalił komputer i wszedł na portal społecznościowy, który razem z Uzumakim wykorzystywali do internetowych rozmów.
Wbił się na tyle mocno i gwałtownie, że w pierwszej chwili Uchiha zamarł, wpatrując się z oburzeniem i niedowierzaniem w komputerowy ekran, z kubkiem herbaty znajdującym się tuż przy jego nosie. Bo ujrzał zdjęcie.
Nie byle jakie zdjęcie.
Zdjęcie świadczące o tym, że w akademickim światku nastąpiły już przygotowania do nadchodzącej imprezy i część osób, ku tej okazji, już od popołudnia biegała w swoich przebraniach na otrzęsiny. Na fotografii znajdował się przebrany za czerwonego rangersa Naruto. Zadowolony z siebie Naruto. Tuż obok niego był Kiba, dumnie noszący obcisły kombinezon czarnego wojownika. Po drugiej stronie blondyna stał za to ktoś, kogo Sasuke za cholerę nie kojarzył, a kogo Uchiha w tej chwili miał szczerą ochotę zabić.
Czarnowłosa bździągwa, nosząca strój żółtej wojowniczki, która z delikatnym uśmiechem trzymała jedną ze swoich dłoni na RAMIENIU JEGO FACETA.
— Ja — warknął, wpatrując się wciąż płomiennym wzrokiem w zdjęcie. Nagle dotarło do niego, że to jednak nie przeziębienie męczyło go od tych kilku tygodni. Zdecydowanie nie. — jestem KUREWSKO zazdrosny!
O tak.

***

Szybkie zerknięcie na zegarek uświadomiło Sasuke, że zdąży zrobić coś, co sprawi, że poczuje się lepiej. A jako, że był człowiekiem, który nie za bardzo przepadał za spontanicznym działaniem… cóż… wbrew temu zadziałał spontanicznie.

***

Naruto wybitnie nie miał nastroju do imprezowania. Wyjątkowo.
I nic nie dawało to, że właściwie wraz ze znajomymi zaczął już od wczesnych godzin popołudniowych wczuwać się w dzisiejszy klimat — przebierając się we wcześniej przygotowany strój i pijąc duże ilości piwa. Wciąż był trzeźwy i raczej pesymistycznie nastawiony na dzisiejszy wieczór.
Wszystko przez tego cholernego Uchihe, który zachowywał się jak… jak… niedogolona lama. I w ogóle burak jakich mało!
Uzumaki zupełnie nie miał pojęcia, o co mogło mu chodzić. Ale postanowił, że jeszcze przed pójściem do wynajętego klubu, porozmawia z mężczyzną i może coś się rozjaśni. Albo najwyżej jeszcze bardziej spapra sobie humor. W każdym razie z tej chęci przeprowadzenia pogadanki wyszło na to, że aktualnie zamiast siedzieć na akademickim korytarzu i chlać browara, urzędował przed kompem, próbując nawiązać połączenie.
Ale mu to wybitnie nie wychodziło.
Bo Sasuke był offline.
Podejrzane.
Nie zdążył jednak jakoś dłużej zastanowić się nad tą sprawą, bo ktoś zapukał do drzwi jego akademickiego pokoju. Co było dosyć dziwne, bo w tym przybytku jakoś nikt nie kwapił się do szanowania czyjejś prywatności i nawet jeżeli już pokusił się o pukanie, to tylko po to, żeby nie czekając na jakikolwiek komunikat od osoby siedzącej w pomieszczeniu wejść dumnym krokiem do pokoju. Ale aktualny pukacz jakoś… wciąż pukał.
— Chwila! — wrzasnął więc Naruto, żeby wstać, podejść do drzwi, otworzyć je z rozmachem i doznać szoku.
Tak. Zdecydowanie szoku.
Bo po drugiej stronie stał Sasuke.
— Och? — stęknął tylko i na większą reakcje jakoś nie dane było mu się zdobyć, bo oczy Uchihy błysnęły dziko, gdy tylko go ujrzały i w kolejnej chwili został porwany do dosyć zaborczego uścisku. — Ał?
— Mój — rozległo się gdzieś w okolicach jego szyi, bo Sasuke aktualnie nosem gmerał właśnie w tamtymi miejscu, nic sobie nie robiąc z tego, że Uzumaki właśnie był lekko podduszany.
— Twój? — zapytał jednak z lekką konsternacją, odkrywając, że jednak da się jako tako oddychać, będąc w tak pokracznym uścisku. Dłonie Uchihy swobodnie macały go po plecach, zupełnie, jakby mężczyzna nie do końca dowierzał, że to Naruto trzyma właśnie w swoich ramionach. Noo… Sam Uzumaki również nieco nie dowierzał. Był właściwie rozdarty, między chęcią wrzeszczenia z radości, a szokiem i aktualnie w kwestii reagowania postawił na to drugie.
— Mój — powtórzył więc Sasuke, odrywając się od niego, tylko po to, żeby zaraz pocałować go krótko, prosto w usta. — O tak. Mój — westchnął zaraz z wyraźną ulgą.
— Okej. Twój — poparł Uzumaki, jeszcze nie do końca będąc w pełni świadomym, co się właściwie dzieje. Bo na dobrą sprawę to było dosyć nieprawdopodobne, że Sasuke tu był. W końcu mieli się zobaczyć, przy dobrych wiatrach, dopiero na Wigilię. Ale… ale jednak. To był Sasuke. Uchiha Sasuke. Jego Sasuke. — Ty mój? — rzekł więc, czując, że faktycznie zaczyna rozpierać go szczęście.
— Twój. — Kolejne pocałunki. Wyrażające ukojenie. Tęsknotę. — Zdecydowanie.
— Och, dobra — zaśmiał się Naruto, odsuwając się nieznacznie, tak, że wciąż ręce Sasuke spoczywały na jego plecach, ale teraz miał możliwość obserwowania jego twarzy. — Co ty tu robisz? Przecież…
— Związki na odległość są do kitu — powiedział Uchiha, jakby to miało wszystko wyjaśniać. I w pewnym stopniu faktycznie wyjaśniało, jednak… jednak…
— O? I co cię skłoniło do takiej kontrowersyjnej zmiany poglądów w tym temacie?
— Cóż. — Sasuke zastanowił się przez chwilę. — Okazuje się, że przy zwiększonej odległości staję się… ociupinkę… zazdrosny…
— Doprawdy? — Usta Naruto rozciągnęły się w uśmiechu samozadowolenia. — O mnie?
— Oczywiście, że o ciebie, tłuku. — Sasuke przewrócił oczami. — Zadowolony?
— Bardzo — odparł z tym samym uśmiechem. — Ale — spoważniał nieco — to co zrobimy?
— Hm?
— Z tą odległością. Praca. Twoja. Wiesz. Ty tam, ja tu. Trochę problematyczne to to.
— Myślę, że — powiedział, nachylając się do kolejnego pocałunku. Z wargami tuż przy ustach Naruto szepnął: — Mogę rozważyć pracę zdalną.
Och. Cudownie! Uzumaki chciał nawet burknąć, mimo nastroju, że cholera, nie można było tak od razu? Jednak… jednak nie udało mu się, bo zaraz znowu był całowany. Dłużej. I zdecydowanie namiętniej. I jak można się domyślić, na otrzęsiny dzisiejszego wieczora… cóż… nie dotarli. Tym bardziej, że przebranie Naruto lekko ucierpiało w kolejnych minutach, kiedy Sasuke zapragnął zmacać go bardziej.
Nie, żeby któryś z nich tego żałował. Tylko w głowie Uzumakiego majaczyła przyjemna myśl, kiedy Sasuke popchnął go w stronę łóżka, że taka ociupinka zazdrości może być naprawdę, ale to naprawdę przydatna.

***

KONIEC

niedziela, 14 lutego 2016

Na granicy fiksacji

Mało walentynkowo, alecotam x). 
Betowała AKARI :"D.
Dziękuję za komentarze i zapraszam! 

VIII

Mimo obaw jakie czuł na myśl o wizycie u Hokage, Naruto nie przeciwstawiał się, kiedy po porannej kawie, Uchiha zarządził wyjście do siedziby Tsunade. Sprawa po prostu stawała się za poważna, zbyt przytłaczająca, żeby móc zignorować kolejny lisi atak i udawać, że wszystko jest w porządku. Zresztą, jakoś nie sądził, żeby Sasuke mu odpuścił. A on sam był za bardzo zmęczony na jakiekolwiek protesty, więc rano bez słowa dreptał za Uchihą, który swe kroki kierował do przywódczyni wioski.
Coś się zmieniło. Myślał, wpatrując się we własne stopy, kiedy wędrowali główną ulicą Konohy. Coś musiało się zmienić, bo sam Naruto czuł się jakoś inaczej. Och, nie chodziło o niewyspanie i zmęczenie, ani tym bardziej o emocje, jakie towarzyszyły mu w trakcie rozmyślań o lisie i ciulowości własnego żywota.
To coś dotyczyło jego samego. I Sasuke.
Myśl o domniemanej zmianie dopadła go w nocy. Kiedy ciepła dłoń wciąż spoczywała na jego własnej, chociaż już nie ściskała tak zaborczo jak wcześniej. Patrząc na postać śpiącego przyjaciela czuł się… jakoś tak jak jeszcze nigdy wcześniej. Dlatego też niekoniecznie potrafił nazwać to słowami.
To nie było zwykłe podniecanie się jego wyglądem, och nie. Na pewno. To nie były również te dzikie, lubieżne uczucia, jakimi mężczyznę obdarzył lis. To nie było nawet jakieś szczeniackie zauroczenie się, bo… no nie. Nie o to chodziło.
I im dłużej Naruto myślał, tym bardziej czuł się sfrustrowany i zagubiony, bo za cholerę nie mógł rozgryźć, dlaczego, psia mać, było INACZEJ.
Po prostu. 
Coś się zmieniło. W nim.
W każdym razie, doszedł do tego wniosku podczas dzisiejszej nocy. Podczas gdy Sasuke był tak blisko, bardzo, bardzo blisko. I ciepła skóra jego dłoni dotykała ręki Naruto. Tak… jakoś naturalnie. Nieskrępowanie. Uchiha po prostu przy nim był, znowu wybawiając od mroku i strachu przed snem.
Po prostu był. Wspierając samą milczącą obecnością, ale jednak swoją postawą dając mu siłę do dalszej walki. I Naruto, mimo że wciąż nie wiedział z czego wynika postępowanie mężczyzny — troska? ciekawość? — był wdzięczny. Cholernie wdzięczny.
Więc może to dziwne uczucie, które uciskało go w piersi to było właśnie to? Wdzięczność?
Złośliwy rechot lisa rozległ się nagle i sprawił ostry ból w skroni, przez co Naruto zachwiał się nieznacznie, automatycznie mrużąc oczy i przyciskając dłoń do głowy. Jednak nieprzyjemne uczucie zaraz minęło, więc odetchnął i rozwarł powieki. Zaraz sapnął zaskoczony, zatrzymując się gwałtownie, bo tuż przed nim wyrósł Uchiha, który najraźniej zauważył jego dziwne zachowanie. Czarne oczy wpatrywały się w niego podejrzliwie z zaledwie kilku centymetrów odległości.
— Co? — mruknął, usilnie starając się nie zaczerwienić.
— Wszystko w porządku? — zapytał Sasuke, a to dziwne uczucie, jakie Naruto w sobie odkrył znowu dało o sobie znać.
— Tak — odpowiedział zdecydowanym tonem.
— To potknięci…
— Wszystko okej — uciął i ruszył dalej, wymijając Uchihe.
Cichy lisi śmiech znowu rozległ się w jego głowie.

***

Pomalowany paznokieć zastukał o blat. Tsunade najwyraźniej trawiła usłyszaną dopiero co historię ostatniego lisiego ataku. Zaraz jednak wyprostowała się w fotelu i opierając łokcie o biurko, podparła twarz na splecionych dłoniach, wbijając jednocześnie orzechowe tęczówki prosto w Naruto.
— Coś mi tu nie gra — stwierdziła w końcu.
— Hę?
— Czy te ataki były takie same?
— Takie same?
— Porównując ten z tym mającym miejsce przed twoim przeniesieniem się do Sasuke.
— Um… — Naruto zamyślił się. Właściwie, jakby się tak głębiej zastanowić… to już dawno lis nie dawał mu się we znaki w taki sposób, jak przed okresem mieszkania u Uchihy. Tamte nękania były bolesne. Uzumaki zazwyczaj skręcał się z bólu, będąc w pełni świadomym co takiego wyprawiał lis. I mogąc jeszcze jakoś zareagować, czyli w sumie nawżerać się przygotowanych wcześniej ampułek. Po ostatnim, najbardziej groźnym ataku jaki nastąpił… podobnych już nie było.
Gdy zamieszkał u Sasuke zaczęły za to nawiedzać go senne, erotyczne wizje. Ale jak nie patrzeć, tylko w chwilach warczenia na lisa i gdy ten mu odpowiadał zjadliwym śmiechem dokuczał mu ból. A przy ostatnim ataku… Cóż, ten zdecydowanie był najdziwniejszym. Bezbolesnym. Bo przecież do pewnego etapu Naruto był święcie przekonany, że to sen, a jego krokami kieruje on sam, a nie żądza demona.
To było zastanawiające. Bo, jasne, po tym ataku, którego światkiem był Sasuke, Kyuubi potrzebował dużo czasu, żeby zregenerować siły. Naruto był tego świadom, mając na względzie wszystkie wcześniejsze jego próby przełamania pieczęci. Więc to wyjaśniało, czemu przez dłuży czas miał spokój i był tylko nawiedzany dziwnymi snami. Ale zupełnie nie tłumaczyło, dlaczego ostatni atak był inny. Bezbolesny. I w ogóle jakiś… no dziwny.
— Więc? — ponagliła go przywódczyni wioski.
— Nie — odparł i zaraz podzielił się swoimi przemyśleniami.
Tsunade nie odrywała od niego spojrzenia w trakcie jego opowieści.
— I sądzisz — podjęła po tym, jak skończył mówić — że z czego to wynika?
— Nie mam najmniejszego pojęcia — przyznał. — Ale…
— Hm?
— Myślę, że takie ataki się powtórzą.
Się nie mylisz, kochaniutki.
Skrzywił się, kiedy marudny głos rozległ się w jego głowie. Postarał się go zignorować i nie pokazać po sobie kolejnego ukłucia bólu, jaki nastąpił po odezwaniu się demona. Lis najwyraźniej miał radochę z dręczenia go w tej chwili, bo znowu zaśmiał się złośliwie.
Zwariujesz, zwariujesz…
Tsunade tymczasem westchnęła i oparła się wygodniej w fotelu. Polakierowany paznokieć znowu zastukał o blat biurka.
— Nawet nie wiesz, jaką mam ochotę zatrzymać cię w szpitalu — powiedziała w końcu, sprawiając, że Naruto spiął się momentalnie.
— Na badania? Przecież…
— Żeby mieć cię na oku — sprostowała. — Jednak…
— Przecież to bez sensu by było! — przerwał jej, chociaż niekoniecznie wiedział czy ma rację z tą bezsensownością. W końcu, może będąc pod baczną obserwacją Hokage, ta miałaby większą możliwość wykombinowania czegoś, co pomoże na dłuższą metę, ale…
...ale to by się wiązało z tym, że będzie zamknięty w czterech ścianach szpitalnego budynku i zostanie na długie godziny sam na sam z lisem. Bez… Bez… Bez Sasuke.
Wzdrygnął się gdy, jak na zawołanie, dłoń Uchihy, który dotychczas podpierał się o ścianę, a teraz podszedł do niego, wylądowała niespodziewanie na jego ramieniu, ściskając je delikatnie.
Wsparcie?
— Szanowna wybaczy, ale…
— Sza — warknęła przywódczyni wioski, jednak w jej głosie i spojrzeniu nie było widać złości. Bardziej… rozbawienie? — Jeszcze raz mi któryś przerwie, to naprawdę się zdenerwuję! — Zaraz zwróciła się ponownie do Naruto. — Chciałabym mieć cię na oku, ale nie sądzę, żeby odseparowanie cię od Uchihy przyniosło jakieś dobre skutki. Na pewno lepiej poradzicie sobie z atakami razem, niż gdybyśmy musieli walczyć z nimi w szpitalu. Zwłaszcza, że odcięcie lisa od Uchihy może skutkować jego niezadowoleniem, skoro faktycznie, jak to kiedyś określiłeś „ma na niego chrapkę”. Zresztą ufam, że relacjonujecie mi wszystkie ważne szczegóły, hmm?
— Oczywiście — odpowiedział jej Sasuke. Naruto tylko niemrawo pokiwał głową.
— Więc cudownie, na razie nie mam powodów, żeby rozdzielić waszą uroczą parkę. Chyba — kontynuowała szybko, widząc, że chcą jej przerwać jękami protestu za określenie jakiego użyła — że coś się w tej kwestii zmieni. Yamato założy na ciebie pieczęć informującą o aktywności demona, żebyśmy w razie co mogli interweniować na czas. I to by było na tyle. Myślę, że i tak nic nie zdziałamy, póki nie zdobędziemy więcej informacji. Ach. I co do informacji. Jak postępy z sharinganem?
— Wiemy, że w jakiś sposób działa na demona — Uchiha zaczął tłumaczyć. — I, z tych zapisów, które udało się rozszyfrować, jasno wynika, że DA się kontrolować biju. Właśnie przy pomocy sharingana.
— Ale na dobrą sprawę wciąż nie wiecie jak — bardziej stwierdziła, niż zapytała.
— Pracujemy nad tym.
— Yhm… — Kobieta nie wyglądała na szczególnie zdziwioną. — Może w zapiskach Czwartego znalazłyby się jakieś przydatne dane.
— Czwartego?
— Swojego czasu badał lisiego demona. W końcu potrzebował informacji, żeby stworzyć nałożoną na Naruto pieczęć. Cóż… — zastanowiła się przez chwilę. — Zlecę grupie badawczej rozszyfrowanie i przygotowanie ostatnich zapisków. Może coś się z tego urodzi. Wy oczywiście kontynuujcie swoje poszukiwania. I oczekuję raportów z postępów.
— To wszystko? — zapytał Naruto z powątpiewaniem. Jakoś nie chciało mu się wierzyć, że Tsunade aż tak idzie im na rękę.
— A chciałbyś coś jeszcze? — Uniosła brew, patrząc na niego wymownie. — Radzicie sobie. Jakoś. I ufam, że poradzicie sobie sami nawet z najgorszym lisim szałem lepiej, niż gdyby miałby się zająć tym ktoś inny.
— Poradzimy — poparł Sasuke.
— No widzisz? — Uśmiechnęła się krzywo. — Uchiha cię dopilnuje. A w razie gdyby pojawiły się nowe problemy, to wiecie, że jestem do waszej dyspozycji.
— Czyli, że teraz, że co? — zapytał nieskładnie Naruto.
— Czyli, że teraz robicie to, co robiliście dotychczas. Plus, radziłabym nieco wyściubiać nosa z tego waszego zamknięcia. W końcu najlepszą terapią na lisie ataki będzie normalne życie. Nie ma sensu się izolować, Naruto. Przecież jesteś wśród przyjaciół, czyż nie?

***

Kiedy wszystko się tak pogmatwało? Myślał Naruto podczas kolejnej nocy.
Ciepła dłoń przyjaciela znowu owijała się wokół jego własnej. Tak jak wieczór wcześniej, Sasuke bez słowa położył się tuż przy nim, zapadając zaraz w dosyć czujny sen. A czujny, bo gdy Uzumaki próbował się chociażby ruszyć, to powieki rozchylały się, ukazując czarne tęczówki, wbijające się w niego z wyraźną przyganą.
To, swoją drogą, było nieco rozbrajające.
W każdym razie, Naruto ZNOWU miał drobne problemy z pogrążeniem się we śnie, Sasuke za to ZNOWU postanowił wprawić go w konsternację swoim zachowaniem, a lis na to wszystko rechotał złośliwie, sprawiając, że tępy ból raz po raz przeszywał skroń Uzumakiego.
Westchnął cicho, przez sekundę czy dwie wpatrując się w ich złączone dłonie, zastanawiając się, co też to całe zachowanie Uchihy ma niby znaczyć. I nie doszedł do żadnych konkretnych wniosków, oprócz tego, który towarzyszył mu rano w drodze do gabinetu Hokage.
Coś się zmieniło. W nim.
Tylko co? Zapytał sam siebie, przenosząc spojrzenie na twarz przyjaciela. Rozluźnioną, spokojną. Taką… inną niż za dnia.
Ciemne włosy w nieładzie rozsypały się na poduszce. Wąskie usta były lekko uchylone. Nozdrza drgały lekko przy każdym spokojnym oddechu. Lis mruczał zadowolony z tego widoku, a Naruto przez chwilę miał szaleńczą ochotę się do niego przyłączyć w tym zachwycie, jednak w porę zbeształ się w myślach.
— Boże — burknął do siebie w złości, zamykając oczy. Kiedy je otworzył sapnął lekko zaskoczony, bo czarne tęczówki wpatrywały się w niego z naganą.
— Przepraszam — powiedział, zanim Sasuke zdążył się odezwać. — Nie chciałem cię obudzić. 
Spojrzenie wyraźnie złagodniało. 
— W porządku. — Cichy głos był lekko zaspany. — Śpij.
— Yhm — mruknął w odpowiedzi.
Po jakimś czasie faktycznie zasnął.

***