poniedziałek, 28 maja 2012

Rozdział II.XV

Widzisz, Mecha? PISZĘ! xD Żulerstwo i plakaty najwyraźniej działają na mnie inspirująco xD. 

***   ***   ***   ***   ***   ***   ***  


Plan Kyuubi'ego był prosty.
Dla lisa.
- I to niby ja oberwałem o kilka razy za dużo? - zapytał ze zwątpieniem.
- Co ci znowu nie pasuje?
- Wszystko! - wrzasnął, a w jego głosie zabrzmiały nutki histerii. - Niby jak mam wleźć w jego podświadomość?!
- Jakoś z moją nie masz większych problemów.
- No tak, ale ty jesteś moim pasożytem od dobrych dwudziestu lat! Zresztą, odwal się, to moja podświadomość, tylko żeś się w niej zalęgnął!
- Dasz radę.
Naruto z pochmurnym wzrokiem zmierzył czteroogoniastego.
"Ekstra." Pomyślał sarkastycznie. Wcale, a wcale mu się to nie podobało.
- Wszystkim się zajmę. Ty się musisz tylko porządnie skupić.
- Łatwo ci mówić -  mruknął, a jego spojrzenie stało się jeszcze bardziej pochmurne.
- Pękasz?
- Chciałbyś.
- Słuchaj, jeżeli masz rację i demony są faktycznie kontrolowane, to musisz tylko odpowiednio potrząsnąć Yonbim. To silny dzieciak, nie powinien mieć problemów z zerwaniem więzi.
- DZIECIAK?! TO GIGANTYCZNA BESTIA, ŚLEPY JESTEŚ?!
- Nie panikuj, tylko działaj.
- JAK?!
- No wybacz, od tej strony nigdy nie komunikowałem się z żadnym z demonów, kombinuj! Jakąś wprawę ze mną w końcu masz!
- A zamknij się - warknął już nieźle wkurzony. - Jakby to było takie łatwe, to...
Yonbi zaatakował, przez co Naruto o mało nie zleciał z lisiego łba. Uratowała go smużka czerwonej chakry, która owinęła się wokoło jego ciała.
- Trzymam cię.
Naruto pokiwał głową.
"Dobra."
Odetchnął głęboko. I przymknął oczy.

Stalowe pręty bramy skrzypnęły nieprzyjemnie.
Naruto wzdrygnął się mimowolnie.
Wcale mu się nie podobało bycie w miejscu, gdzie zazwyczaj przebywał lis. Że też sierściuch tu wytrzymywał sam przez tyle lat...
- No dobra - powiedział do siebie, żeby nieco podnieść się na duchu. - Co teraz?
Skaliste ściany nie dały mu niestety odpowiedzi.
Rozejrzał się po zaciemnionym miejscu.
Właściwie... Gdyby nieco oświetlić tu i ówdzie, to można by było uznać jaskinię za coś w rodzaju... Świątyni? Ciekawa myśl.
Jak nie patrzeć, jeszcze nigdy nie przyjrzał się dokładnie temu miejscu. Może dlatego, że klatkę lisa odwiedzał wyłącznie w kryzysowych sytuacjach.
- Ale odrobinę światła naprawdę by się tu przydało - wymamrotał i po chwili tu i ówdzie pojawił się migotliwy blask pochodni.
- Ło - sapnął z zaskoczenia. - Ekstra!
Jego słowa odbiły się odległym echem.
- Skoro załatwiłeś światło, to dasz mi też pogadać z Yonbim? - zapytał, sam nie wiedząc do kogo się zwraca. Jednak nic się nie wydarzyło. - Hm... Tak myślałem...
"MÓGŁBYŚ SIĘ ZABRAĆ DO ROBOTY, A NIE URZĄDZAĆ SOBIE POGADUSZKI Z SAMYM SOBĄ?!"
- No już, nie gorączkuj się tak!
"TO SIĘ OGARNIJ!"
- Że też teraz mnie słyszysz, a jakoś wcześniej miałeś z tym spore problemy...
"NARUTO!"
- No już! Boże, nie dadzą człowiekowi chwili spokoju...
Podszedł do jednej z pochodni i wysunął ją z mosiężnego stelaża. Zmarszczył brwi. Na skalistych ścianach było... Coś... Przejechał dłonią po niewyraźnych kształtach. Jakby malowidła. Odsunął się nieznacznie i oświetlił powierzchnię przed sobą.
- Łał - sapnął ze zdziwieniem. Skała była pokryta licznymi malowidłami i rycinami. Niektóre z nich z pewnością były napisami. A nawet nie samymi napisami, tylko też całymi historiami. Ale znaczna część przestawiała stwory wszelkiego rodzaju.
"Wycieczkę krajoznawczą urządzisz sobie kiedy indziej, dobrze?" Głos lisa przesycony był wymuszonym spokojem.
"No już, no..."
Odwrócił się od ściany i rozejrzał wokół siebie. 
- Tylko co ja właściwie mam zrobić? - zapytał, smętnie wpatrując się przed siebie.
I wtedy to zobaczył.
Drobna, świetlista smużka, pojawiająca się w blasku pochodni.
Nie zwlekając podreptał wzdłuż niej.
Skalna jaskinia zwężała się, zaczęły się pojawiać dziwaczne korytarze, rozwidlenia. W pewnym momencie musiał zniżyć pochodnie, żeby wyłapać błysk śledzonej nitki.
- Witaj, śmiertelne dziecię.
Naruto wzdrygnął się, gdy odległy szept doszedł jego uszu.
- Kyu?
"Czego?"
- To, to nie byłeś ty?
"Co?"
- Nie słyszałeś?
"Naruto, wyczuwam zaledwie namiastkę tego, co tam wyprawiasz. Z łaski swojej pośpiesz się i daj mi spokój!"
- Ale ktoś tu jest! - Uzumaki ścisnął mocniej pochodnie. Nie podobało mu się to, że najwyraźniej nie był tu sam, ani to, że jego głos stawał się nieco piskliwy.
- Nie bój się mnie, śmiertelne dziecię.
- Gdzie jesteś!? Kuźwa, kim jesteś?! Ja pierdzielę, kolejne pasożyty we własnej podświadomości - jęknął. - Mamo, ja nie chcę...
Do jego uszu dobiegł dźwięczny śmiech. Kobiecy śmiech.
- Gobi?
- Znasz mą siostrę, śmiertelne dziecię. A nie wyczuwam w tobie odrazy, gdy używasz jej imienia.
- ŻE CO?!
- Niech ci się przyjrzę, śmiertelne dziecię.
Naruto zamarł.
Przed nim zmaterializowała się piękna istota.
Miała ciemnoniebieskie oczy i długie białe włosy. Wyglądała niemalże, jak pięcioogoniasta w swojej ludzkiej postaci.
- Czuć od ciebie dobro - powiedziała melodyjnym głosem.
- Jesteś siostrą Gobi? - wystękał Uzumaki, będąc w niemałym szoku. - Ja pierdzielę, to demony mają jakieś więzy krwi?
- Oczywiście, głuptasie. - Pogroziła mu palcem przed nosem. - Jak cię zwą?
- Eee... Naruto.
- Witaj - zachichotała. - Eee... Naruto.  Jestem Nanabi.
- Siedmioogoniasta - szepnął blondyn, wciąż wgapiając się w nią ze zdziwieniem. - Co ty tu robisz?! Ej, to moja podświadomość! Jeden demon mi wystarcza!
Kobieta ponownie zachichotała.
- To jest mój dom, głuptasie. Jak i zarówno wszystkich innych demonów. Lata temu, zostaliśmy tu uwięzieni. Część klatek została otwarta. Niestety, nie miewam tu zbyt wielu gości.
- Kyuubi o tobie wie?
Po twarzy białowłosej przebiegł grymas bólu.
- Wie, że istnieję na tym świecie.
- Ale...
- Nie mów mu, proszę. Nie mów mu, czego się dowiadujesz o tym miejscu.
- To jest...
- To nasz dom. To był nasz dom... Nasza świątynia - zaczęła ze smutkiem. - Kiedyś, gdy shinobi darzyli nasz szacunkiem. Gdy nasze imiona nie wzbudzały w nikim strachu, a podziw. Tu ,przed wzrokiem ludzi, schowana jest historia. Moja. I wszystkich demonów. Urodziliśmy się tu, wychowaliśmy, a następnie zostaliśmy zamknięci, spętani niczym niemyślące, dzikie bestie...
- Jestem jakimś pokręconym łącznikiem między lęgowiskiem demonów, a własną głową? Psia mać...
Po twarzy kobiety przemknął cień uśmiechu.
- Jesteś zabawny, głuptasie.
- Dlaczego... Ej, nie rozumiem, przecież ty nie jesteś...
- To nie jest historia na to spotkanie, Naruto.
- Hę?
- Uratuj Yonbi'ego. - Kobieta zaczęła niknąć. Systematycznie jej postać stawała się coraz bardziej przeźroczysta.
- Chwila, ale jak to jest, że Kyubi nic o tym miejscu nie wie?! Jak to jest, że nie wie o tobie?!
- Zaślepiała go nienawiść.
- CO?
- Do tego miejsca - jej głos cichł powoli. - I do... Mnie.
Zniknęła.
A Naruto wciąż wgapiał się przed siebie.
- Nanabi? Eeeej! Nanabi! No nie zostawiaj mnie taaaak - jęknął po chwili.
Cholera, to... To było dziwne.
"MOŻESZ MI POWIEDZIEĆ, CO ŻEŚ TAKIEGO ROBIŁ PRZEZ OSTATNIE KILKA MINUT?!"
- Że co, proszę?
"CO TY WYPRAWIASZ LENIWY BACHORZE, DO ROBOTY!"
- Szukam!
"Czego, poczwaro?! Jak cię dorwę..."
- Klatki.
"CO?!"
Aj, Kyu najwyraźniej nie słyszał jego rozmowy z Siedmioogoniastą. I również słyszalne było, że nie był w dobrym nastroju.
- To... No nie ważne! Zajmij się sobą. Już wiem co robić!
"Cholerny bachor..."
Naruto ponownie podążył za świetlistą smużką.

- Pomocy...
Naruto stanął przed zamkniętą bramą.
- Pomocy... Proszę...
- Halo? - zawołał. Przełożył pochodnie przez kraty, żeby oświetlić sobie wnętrze klatki. W rogu zamajaczył kontur postaci.
- Boli... Boli... Pomóż mi...
- Już do ciebie idę! - wrzasnął. Przywołał klona, wcisnął mu w dłonie pochodnie i zerwał widniejącą na kratach pieczęć. - Ej, słysz...
Postać błyskawicznie zerwała się i rzuciła na Uzumakiego, zwalając go z nóg.
- Ty mała... - sapnął wściekle, szarpiąc się z osobnikiem. W końcu, bo kilku chwilach szamotania przycisnął go do ziemi, przyciskając mu kunai do szyi. - Dzieciak?!
- Sam jesteś dzieciak! - parsknął... Chłopiec. Na oko dziesięciolatek. - Puszczaj mnie!
- Ani mi się śni, gówniarzu! - warknął Naruto. Wstał, przytrzymując wciąż dzieciaka, a po chwili przekazał go dwóm kolejnym stworzonym klonom. - Żebyś mi oczy wydrapał?! Co cię napadło?! Pomóc ci chciałem!
- Jasne!
Blondyn ze zmarszczonymi brwiami przyjrzał się małej postaci.
Czerwone oczy spoglądały na niego z wyraźną wrogością. Krótko przycięte rude kłaki latały na każdą stronę, podczas gdy chłopak próbował się wyrwać.
- Już ja bym ci pokazał, gdyby nie zabrano mi siły!
- Co?
- Gówno!
Jeden z klonów strzelił go w potylice.
- Zachowuj się, bachorze - warknął Uzumaki. Cholera, ostatnimi czasy naprawdę miał dosyć opieki nad jakimikolwiek dzieciakami. A już zwłaszcza takimi, które go znienacka atakowały. - Kto ci zabrał siłę?
Nie odpowiedział. Tylko jego spojrzenie stało się jeszcze bardziej nienawistne.
- Madara?
- Rozniosę tego patałacha! - wrzasnął więzień, jeszcze mocniej się szamocąc. - Tylko się wydostanę! Rozniosę go!
- Spokojnie! - Naruto uciszył go gestem ręki. Na jego twarzy wykwitł dosyć kretyński uśmiech. - Masz na imię Yonbi, tak?
Dzieciak przestał się wiercić i pokiwał niepewnie głową.
- A co ty na to, że ci z chęcią pomogę?

- No, no młody. Jak żeś w końcu ruszył dupę to udało ci się nawet nie spaprać sprawy.
Naruto wybudził się z tego dziwacznego miejsca, gdzie miał aż za dużo styczności z demonami.
Ledwo zdawał sobie sprawę z tego, że lis go podtrzymuje za ramiona. Zamrugał kilka razy i stanął o własnych siłach.
- Marne słowa pochwały - skwitował, lustrując otoczenie. - A ty czegoś się zmienił? Jeszcze nie koniec walki.
- Nie pyskuj szczeniaku, ja...
- WUJEK!
Mały rudowłosy chłopiec rzucił się Kyuubi'emu na szyję.
- No. - Naruto wyszczerzył się w stronę zdziwionego czerwonookiego mężczyzny. - To ty załatwiaj sprawy rodzinne, a ja lecę ratować jednoogoniastego z sideł Madary, bo coś widzę, że Sasuke z resztą sobie nie za dobrze radzą...