poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Rozdział II.III

Dzień dobry! :D
Między kolejnymi wyjazdami, melanżami, a robieniem projektu znalazłam nawet trochę czasu na napisanie czegokolwiek ^ ^. Część wstawiłabym już nawet wczoraj... Ale jakoś nie miałam siły go wrzucić i przejrzeć jeszcze raz. Eh, jeszcze zmarnowałam dobrą godzinę na odzyskanie wszystkich numerów gadulcowych, bo jakimś dziwnym sposobem mój wspaniały program przestał reagować na dostęp do internetu, co trzeba było naprawić przeinstalowując go po raz cholera wie który. Cóż, bywa. Tylko, że w końcu mogłabym zapamiętać te wszystkie badziewne hasła xD.

Machalice: Mało mi, o! I nie straszaj mnie żelastwem wszelakim bo się zamknę w sobie i... No... Jeszcze wymyśle jakaś krwawą i bolesną zemstę xD.
Właśnie mi przypomniałaś, ze mój wspaniały Stefan potrzebuje długiego, odstresowującego, oczyszczającego formata. Albo chociaż gruntownych porządków. Kurde, odkąd dorwałam kamerę, mój-częściowo-wynajęty komputer jest zapchany przez rzeczy co najmniej dziwne.
Pisz, pisz, nie ma opierdzielania się! Byle dużo i śmiesznie i dla mnie, niach niach niach xD. A nuż widelec, znów uda mi się napisać komentarz!
Choliera... Ja nie chciałam tak skrzywić Naruciaka, naprawdę! On tak sam jakoś... No dobra, przyznaje się bez bicia. Boru jedyny, zrobiłam z blondasa rozchwianą emocjonalnie nastolatkę, która usidliła faceta na ewer forewer i onli łi tugeder. Nie chciałam, naprawdę! Tak jakoś samo wyszło... Na swoje usprawiedliwienie mogę jedynie napisać, że to pewnie przez moich znajomych, którzy czasami zachowują się w ten sposób. Oni zawsze mieli na mnie zUy wpływ...

Deedwarda: Ja proszę uprzejmie o nieprzywiązywanie do krzeseł, i tak za dużo czasy spędzam przed kompem xD.

Dziękować za wszystkie komentarze ^ ^ I zapraszam na kolejną część :D

*** *** *** *** *** *** ***

- Sakura… Posuń tyłek…
- Spadaj, już zająłeś większość łóżka!
- Tylko kawałek…
- Odwal się.
- No proszszsz…
- Nie, weź... Ała! Naruto!
- Nooo…
- Ała, ała, lecę! AŁ!
- O jak miło.
- Zabiję cię, Naruto!
Uzumaki uchylił jedną powiekę i parsknął śmiechem.
Jego przyjaciółka posyłała mu właśnie jedno ze swoich morderczych spojrzeń i warczała. Z poziomu podłogi.
- Nie moja wina, że masz takie małe łóżko.
- Nie bądź bezczelny – mruknęła, podnosząc się i siadając na łóżku. – Żeś mnie całą noc spychał. I zabierał kocyk.
-Nie masz na to dowodów!
- Nie? A moje siniaki się nie liczą?
„Zamknijcie się, szczyle! Normalni ludzie jeszcze śpią o tej porze!”
„A spadaj.”
„Irytujące bachory.”
„Pyskaty sierściuch!”
Naruto uśmiechnął się w duchu.
I tak od tygodnia, budzili się wszyscy razem, wrzeszcząc na siebie niemiłosiernie i kłócąc się o byle pierdołę. To było takie… Normalne. I w gruncie rzeczy nawet przyjemne. Miło było wiedzieć, że kolejnego dnia, gdy się obudzi, Sakura spróbuje go oklepać, a Kyuubi obrzuci kolejnymi wyzwiskami.
Ostatnio potrzebował każdej formy stabilności.
- Jak się czujesz?
Coś ścisnęło serce Naruto, kiedy spojrzał w zielone oczy Sakury. Błyskawicznie odwrócił wzrok.
- W porządku.
- Naru…
- Nie, naprawdę. Jest już… Okej. Shika wspominał, że znalazł w centrum kawalerke i…
- Wiesz, że możesz ze mną mieszkać ile chcesz!
- Wiem, tylko… Ja chyba tego potrzebuje.
- Naruto…
- Wiesz – zaczął, siadając na łóżku. – Bo to chyba trochę za szybko się potoczyło. Wspólne mieszkanie i w ogóle. Chyba za dużo sobie wyobrażałem. I ja… nie chciałem…
Głos mu się lekko załamał, a Sakura już była przy nim, ciasno przytulając się do niego.
- Boli?
- Jak cholera – odpowiedział zduszonym szeptem. – Gdybym wiedział, że to tak boli… Nigdy w życiu nie pakowałbym się w ten związek.
- Nie mów tak, sam wiesz, że to nie jest prawda.
- Wiem, jednak… Sakurcia, gdybym nie był tak uparty, och no wiesz o co mi chodzi!
- Szczerze? – W głosie różowowłosej pojawiło się rozbawienie. – Nie mam najmniejszego pojęcia. Ale powinieneś wiedzieć, że zawsze będę przy tobie. Nie załamuj się, Naruto. Może to i puste słowa, ale wszystko jakoś w końcu się ułoży. Jeszcze będziemy się z tego śmiać.
- Oby, Sakurcia, oby…
Bo niespełna tydzień temu nie było im wcale do śmiechu.

- Naruto? Naruto, boże drogi, to ty?
Blondyn siedział pod ogrodzeniem, nie reagując na zawołania.
- Naruto?
Ktoś chwycił go na twarz, zmuszając go, aby spojrzał przed siebie. Ujrzał zielone tęczówki.
- Dlaczego tu siedzisz? Coś się stało? Coś z Sasuke?
Coś drgnęło w piersi blondyna, na dźwięk tego imienia.
- Ja… - zaczął, a głos nagle uwiąż mu w gardle.
Łzy zaszkliły się w kącikach jego oczu.
- Ja… On…
- Naru, proszę, wyduś to z siebie.
- Sasu… Sasuke – wydyszał z trudem. – On… On mnie… Nienawidzi…


- Koniec tego dobrego, śmierdzielu. Lecisz na trening, czy tego chcesz, czy nie!
Oh, no tak. Jakieś trzy dni temu Kakashi złożył mu propozycje nie do odrzucenia. W tym sensie, że powiedział, że ma pewną interesującą sprawę do obgadania, a jako, że Naruto zapewne będzie nią zainteresowany, to ma się stawić w określonym miejscu w narzuconym terminie bez szemrania. I tyle miał do gadania.
- Saaakura, proszę!
- Nie, nie, nie, mój drogi – krzyknęła dziarsko dziewczyna, wstając z łóżka. – Musisz się zacząć ruszać, bo ci kości zardzewieją!
- Saaakuu…
Różowa obróciła się błyskawicznie w jego stronę, przyszpilając go wzrokiem.
- Wstawaj – wysyczała – bo jak ja cię wstanę, to będzie boleć.
- Jesteś złem w najczystszej postaci – mruknął, ale zwlekł się z łóżka. Dobrze pamiętał, jak ostatnio potraktowała go dziewczyna, gdy za długo się wylegiwał. Metoda zawierała w sobie dużo przemocy fizycznej. – Idziesz ze mną?
- Pff, a co? Dopingu potrzebujesz? O nie, mam dyżur. No już, rusz się, bo się spóźnisz.
Chcąc nie chcąc, Uzumaki po jakiś dziesięciu minutach był gotowy do wyjścia, a po pięciu następnych siedział już na placu treningowym. I jak się można było spodziewać Kakashi się nie pojawiał.
- Zabije dziadygę – mrukną, po jakiś piętnastu minutach oczekiwania.
- Za cóż, me drogie dziecię? – odezwał się głos, tuż za jego plecami.
- Za całokształt. – Obrócił się, aby spojrzeć na swojego mistrza. – Spóźniłeś się.
- No popatrz, nie zauważyłem. – Jonin przewrócił oczami.
Naruto uniósł brew. Przyznał się? Tak bez dziwnych wykrętów?
- Ale popatrz lepiej, co twój wspaniały mentor ci przytachał! – zakrzyknął radośnie siwowłosy, mrużąc widoczne oko. Złożył dłonie w pieczęć, huknęło i z kłębów białego dymu wynurzył się zwój, który to Kakashi zręcznie złapał.
Brew Naruto powędrowała jeszcze wyżej.
- Co to?
- Zwój, mój wspaniały, aczkolwiek nieogarnięty uczniu.
- To widzę.
- Zwój, który będziesz musiał sobie przyswoić. Do następnego treningu, powiedzmy.
- Czekaj, że co? To dzisiaj…
- Tak, tak – przerwał mu siwowłosy. – Dzisiaj utniemy sobie małą pogawędkę i będziesz mógł iść do domu, aby zagłębić się w nauce.
- Zwariowałeś? – warkną blondyn. – Pomijając tą kwestię, że każesz mi czytać jakieś badziewia, to jeszcze kazałeś mi tu przyłazić z samego rana, tylko po jeden cholerny zwój? Nie mogłeś mi go podrzucić?!
- Hm… Nie.
- Ty… Och, dawaj to!
- E, nie tak prędko. – Kakashi błyskawicznie schował zwój za siebie. – Słuchaj, ta rzecz jest niezwykle ważna. I muszę ją zwrócić szybko i w nienaruszonym stanie. Inaczej obaj będziemy mieli przechlapane. I to porządnie.
- Szybko?
- Masz jakieś dwa dni.
- Boże drogi, Kakashi, przecież umiem czytać. I to nawet składnie i ze zrozumieniem…
- Hm… No tak. – Pomimo maski, dało się dostrzec, że mina jonina wyraźnie zmarkotniała. – Jest jednak małe „ale”…
- Dupa, nie ma małych „ale”. Zwłaszcza jak mówisz to słowo, to już wiadomo, że nie będzie małe. Gadajże o co chodzi, bo już i tak spierdzieliłeś mi cały dzień.
- Widzisz. – Kakashi z zamyślonym spojrzeniem obracał zwój w dłoniach. – To jest rzecz, która stanowi, że tak powiem, jeden z zabytków Konohy, chociaż nie ma więcej niż trzydzieści lat. Aczkolwiek, jakby to powiedzieć, nikt nie poznał treści, którą zawiera…
- Chyba sobie żartujesz – prychnął Naruto. – Niby skąd macie wiedzieć , że to ma jakąkolwiek wiek wartość? Pewnie to powieść miłosna jakiejś napalonej nastolatki.
- To zapiski czwartego hokage. Prawdopodobnie dotyczą Hiraishin no Jutsu.
- Chyba sobie żartujesz – powtórzył Naruto i z niemalże nabożną czcią odebrał zwój od swojego mistrza. Jego technika teleportacyjna była wzorowana na jutsu Yondaime. Jednak, tak szczerze powiedziawszy, blondyn ani o krok nie zbliżył się to perfekcji.
Bo jutsu Namikaze było… No cóż, właściwie nikt do końca nie wiedział jak działało. Było w końcu ścisłą tajemnicą jego twórcy. Polegało na szybkim przemieszczeniu się z miejsca na miejsce, ale nikt nie miał pojęcia, na jakiej zasadzie się to działo. Błysk i puf, jesteś na całkiem innym miejscu… A Uzumaki jedynie stworzył coś, co powierzchownie mogło przypominać ta technikę i przy okazji zżerało mnóstwo chakry.
- Sam widzisz, że…
- Zaraz – przerwał Kakashiemu – Skąd to masz?
- Hm… Powiedzmy, że pożyczyłem.
- Zwinąłeś to – powiedział z niedowierzaniem. – Zwinąłeś zwój z działów konohańskiej biblioteki, do których właściwie nikt nie ma wstępu!
- Być może – przyznał Jonin po chwili wahania. – Cóż, jeżeli to uraża twoje poczucie sprawiedliwości. To zawsze mogę odnieść to i zapomnimy o całej sprawie.
- Zwariowałeś? – Naruto przycisnął zwój do swojej klatki piersiowej. – W życiu! A przynajmniej nie dopóki go nie przeczytam. Dobra, skoro to wszystko, to ja już sobie pójdę, aby w jakimś uroczym zaciszu przyswoić sobie jego treść, dobrze?
- Myślę, że to nie będzie jednak takie łatwe.
- Jeżeli chodzi ci o moją umiejętność czytania, to…
- Chodzi o pieczęć – przerwał mu siwowłosy. – Na zwoju znajduje się jakaś cholernie upierdliwa pieczęć, której nikt nie zdołał przełamać. Dlatego jest zamknięty w bibliotece. W zasadzie nie ma z niego żadnego pożytku, bo przecież nikt nie zdołał go odczytać. Jednak nie można pozwolić, aby wpadł w niepowołane ręce.
- A co cię skłania do wysnucia tezy, że to moje ręce są odpowiednie? – warknął Naruto. Cała sytuacja zaczęła powoli działać mu na nerwy. – Słuchaj, dajesz mi jakiś dziwaczny świstek papieru, chociaż sam nie jesteś pewien, co się w nim znajduje i jeszcze mówisz mi, że na dobrą sprawę i tak go nie odczytam, bo jest zapieczętowany. I co ja mam niby z nim zrobić? Przerobić na papier toaletowy mogę, w najlepszym wypadku, ale chyba nie o to ci chodzi.
- Jako syn…
- Zamknij się – warknął blondyn, nawet nie siląc się na podniesienie głosu.
- Naruto…
- Nie, słuchaj… Nie zaakceptuje go jako swojego ojca, okej? Zostaw tą kwestię w spokoju.
Naruto zagryzł dolną wargę.
Nie wierzył w to.
Nie wierzył, że jego ojcem jest sam Minato Namikaze, chociaż inni uparcie tak twierdzili. Oczywiście dopiero wtedy, gdy postanowili wyjawić mu tą tajemnice. Co nie zmienia faktu, że ten temat starał się omijać szerokim łukiem.
- Dobra. – Kakashi uniósł dłonie w geście poddania. – Już nic na ten temat nie mówię. W każdym razie, chodzi o to, że właściwie to jesteś prawdopodobnie jedyną osobą na świecie, która jest w stanie to rozgryźć. To co?
Naruto zastanowił się przez chwilę. No cóż, ciekawość zwyciężyła nad niechęcią.
- Jasne. Zadajesz kretyńskie pytania. Myślę, że Kyu…
„Od Kyu to ja proszę wara.”
- … Mi z chęcią pomoże. W końcu jest obeznany w tych tematach.
„Już się tak nie podlizuj.”
„No prosz…”
Nauczyciel przyglądał mu się podejrzliwie, jakby dokładnie słyszał rozmowę, którą toczyli ze sobą Naruto i lisa.
- No to spierdzielaj mi z oczu, dzieciaku. Za dwa dni widzę cię tu, z odczytanym, zapamiętanym i naumianym zwojem, muszę zdążyć go oddać przed zmianą zabezpieczeń.
- Się robi, mistrzuniu! Raz, dwa to rozgryzę, nie bój nic!

- Nie, za cholerę tego nie rozgryzę – jęknął blondyn, waląc głową w blat biurka.
Już dobre kilka godzin siedział nad zwojem, który w dalszym ciągu pozostawał zapieczętowany. Źle, albo i jeszcze gorzej.
„Siedemnaście.”
„Hm?”
„Siedzisz siedemnaście godzin. I dwadzieścia dwie minuty, jeżeli cię to interesuje. Zdążyłem się dwa razy zdrzemnąć. A ty dalej siedzisz w ciemnej dupie.”
Wedle gustu Naruto głos lisa brzmiał zbyt radośnie.
„Bo miałeś mi pomóc, ty wyleniały pasożycie!”
„Przecież próbowałem.”
Uzumaki warknął mentalnie.
No tak, jeżeli wymacanie zwoju smużką pomarańczowej chakry i stwierdzenie, że nie wie się co to za cholerstwo go pieczętuje jest pomocą, to tak, lis pomógł mu niewyobrażalnie.
Blondyn miał nieprzyjemne wrażenie, że stoi cały czas w miejscu i marnuje czas.
„Popatrz na pozytywy, przynajmniej nie myślisz o swoim kochasiu.”
Naruto złapał się za nasadę nosa, przeklinając głupotę Kyuubi’ego.
„Dzięki, takiego kopa było mi trzeba.” Pomyślał sarkastycznie.
Zerwał się z krzesła wyrzucając w górę ręce, aby się trochę rozciągnąć. Nie był typem osoby mogącej usiedzieć dłuższy czas bez ruchu. Jednak teraz nie miał większego wyboru. I powili zaczynał się denerwować. Cholera, miał około trzydziestu godzin na to, aby odczytać ten pieprzony papier. I go zapamiętać.
Z pewnością nie potrzebował przypomnienia, iż od niedawna został singlem. Bez udzielenia swojej zgody.
- Nie spałeś całą noc? – zaspany głos wyrwał go z zamyślenia.
- Nie – odpowiedział i opadł na krzesło. – I nie mam pojęcia, co robić.
- Hm… - Sakura podeszła do biurka, chwyciła zwój w dłonie i przyjrzała mu się badawczo. – Wygląda normalnie. Jakby…
- Jakby żadnej pieczęci nie było, nie? – dopowiedział blondyn. – I właśnie to jest najgłupsze. Niby jak mam rozbroić blokadę, jak jej właściwie nie ma?
- Więc jak to w ogóle ma prawo działać?
- Nie mam najmniejszego pojęcia. Przynajmniej na razie.
- Cóż – zaczęła różowowłosa z wahaniem. – Muszę iść do pracy, ale jak wrócę, to z chęcią ci pomogę. Okej?
- Dzięki, Sakurcia.
- Spoko. W sumie, może urwę się szybciej. Dzisiaj dzieciaki z akademii przychodzą na badania krwi i właściwie to tyle do roboty. To się zbieram, a ty właściwie byś mógł się trochę kimnąć. Wyglądasz jak strach na wróble.
„Łatwo jej mówić.” Pomyślał Naruto, wiele minut po wyjściu dziewczyny. Nawet jeżeli bardzo by chciał zasnąć, to wiedział, że mu się to nie uda. Myśl o zapieczętowanym zwoju za bardzo by go męczyła i w efekcie ani by nie posunął się do przodu, ani też by nie wypoczął.
„Marudzisz.”
„Taka prawda! Sto razy bardziej wolałbym znęcać się nad dzieciakami w szpitalu, niż kisić na swoim miejscu! Ba! Nawet wolałbym, aby to mnie dźgali igłami, w celu pozbawienia krwi i… i…”
Zmarszczył brwi.
„I chyba właśnie wpadłem na rozwiązanie, Kyu.”

- Mam! Kakashi! Odczytałem to cholerstwo! Ogarniasz?! Jeżu, ty wiesz co tam jest?! Toż to skarb, przenajświętszy i wspaniały! I…
- Naruto…
- I właściwie wiesz, że moja technika w dobrym kierunku podążała? Brakuje mi tylko jednego elementu, ale słuchaj…
- Naruto…
- Wiesz w ogóle, jak rozgryzłem pieczęć? To taki banał, że też od początku o tym nie pomyślałem, a pieprzyłem się z tym dobra dobę. Słuchaj…
- Naruto!
- NO CO?! Kakashi, ja mam wrażenie, że ty mnie w ogóle nie słuchasz…
- Dzieciaku… - Jonin westchnął z rezygnacją. – Stało się coś, o czym właściwie…
- A tam – przerwał mu blondyn – zawracasz mi głowę pierdołami, a ja właśnie miałem ci mówić coś ważnego.
- Chodzi o Sasuke.
Młodszy mężczyzna momentalnie zamarł.
- Czy… Coś… Stało mu się coś?
- Z technicznego punktu widzenia? Jeszcze nie.
- Że co?
- On…
- Wyduś to z siebie – warknął, już wyraźnie zirytowany blondyn.
- Sasuke opuścił Konohe.
Narutowa brew powędrowała ku górze.
- Okeeej – powiedział Uzumaki, zachowując się tak , jakby wiadomość jonina w ogóle do niego nie dotarła. – Wracając do tematu…
- Czy ty rozumiesz, co się do ciebie mówi?
- Hm?
- Naruto, Sasuke uciekł.
- Znowu misja?
- Nie?
- Och, tak to się kroi. Nie chcecie mi znów powiedzieć, że to misja szpiegowska, czy coś w tym stylu? Spoko-loko, teraz…
- Naruto, nie tym razem.
- Dobra, mniejsza z tym. Wracając do tematu…
- Naruto! – w głosie siwowłosego zabrzmiała nuta irytacji. Mężczyzna złapał niebieskookiego za ramiona i potrząsnął nim gwałtownie. – Przestań pieprzyć o tym cholernym zwoju! Sasuke uciekł, rozumiesz?!
Blondyn spuścił głowę, wyrwał się z uścisku i cofnął kilka kroków, chwiejąc się nieznacznie. Między nimi zaległa cisza, którą po chwili przerwał Uzumaki.
- Nie wierzę ci – powiedział cichym głosem, wpatrując się w swoje buty.
- Naru…
- Nie wierzę ci! – wrzasnął, unosząc gwałtownie głowę, a w jego głosie pojawił się cień histerii. – NIE WIERZĘ!
Nagle, z dość głośnym trzaskiem obok niebieskookiego pojawiła się rudowłosa postać i w tym samym momencie Naruto… Zemdlał.

5 komentarzy:

  1. Czyżby Nagato go porwie?. Uu nie ciekawie. I czemu Sasuke tak popieprzenie się zachowuje. Biedny Naruciak mam nadzheje że mu się Nic stanie. Piękna notka

    OdpowiedzUsuń
  2. Ohohoho, to się porobiło oO' Czemu Sasuke tak się wściekł na Naru? Tzn, aż tak, żeby opuścić wioskę?! Jeżu, Naru to już wariuje, chociaż mu się nie dziwię. Jeśli chodzi o zwój, to kluczem była jego krew, ne? :D A co to za rudowłosa postać? ;> Hmm, hm, hm.. Uwielbiam Kyuubiego w tym opowiadaniu! Jest taki orginalny.. XD Nie no opowiadanie bardzo mi się podoba, na luzie z poczuciem humoru, chociaż zdarzają się poważniejsze chwile, ale tak musi być :D Oby tak dalej, czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak to uciekł?! JAK TO UCIEKŁ?! Co mu do łba strzeliło? gUpi Sasuke xDDD
    Heh i co Naru znowu będzie się za nim uganiał? Czy machnie ręką?
    Jejuuuu co mu do łba strzeliło...
    Może on tak przeżywa rozstanie z Naru? Uciekł by nie cierpieć...taaa moje romantyczne Ja daje o sobie znać.
    Z tym zwoje to iście ciekawe zagranie. Teraz Naru będzie mógł smyrać jak Struś Pędziwiatr. Podejrzewałam, że tylko potomek będzie mógł otworzyć zwój. Taka zwykła krew zwykłego ninja pewnie by się na nic nie zdała. Musi być krew Minatowska w obiegu, prawda?
    Sakura, dobra przyjaciółka. Dzielić sie takim wąskim łóżkiem i cierpieć przy tym niewygody. Nie każdy to potrafi...no ja bym byle komu nie odstąpiła/nie podzieliła się. No ale Naru byle kim nie jest. Powiedziałabym, że wyrażenie najlepszych przyjaciół na zawsze pasuje tu jak ulał ale nie powiem. Paris Hilton spaskudziła zbyt mocno owe wyrażonko, jak dla mnie. Nie ma to już takiej siły jaką miało pierwotnie.
    Nom...aaaa Kakashi...jaki podstępny, dobry, kochany człowiek z niego. "Miszcz nad miszcze" i "kradziej zakazanych zwojów". I to wszystko dla Naru. Lubię go.
    I ten rudzielec....Kyuu? się wydostał?
    Czy jeszcze kogoś przywiało? Stawiam na Kyuu.
    I ciekawi mnie czy będzie misja DORWAĆ SASUKE, SKOPAĆ MU TYŁEK W CELU WYPERSWADOWANIA MYŚLI O UCIECZKACH.
    ?
    Jakie dużo czasu przed kompem? Ja wywnioskowałam po tych balangach ymmm znaczy po zakuwaniu do sesji, zajęć itd, że Ty mało czasu spędzasz przed zjadaczem czasu.
    xDD Pozdrowienia i czasuuuu i czego tam jeszcze chcesz^^
    oooo....tak.....WENY....
    xDDD

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekaj, krwawą i bolesną zemstę? Ale... nie na mnie? Za co byś się miała na mnie mścić? xD Jakbyś znalazła jednak jakiś powód, to Ci tutaj dla świętego spokoju napisuję: Irdine, cudownaś!

    Kamera fajna rzecz! Przynajmniej dopóki nikomu nie wpadnie na myśl, żeby kręcić film fabularny i jedną z ról obsadzić mnie. Jeżuu, jaka to była wiocha, jak grałam przegiętego pedała-transwestytę. xDD Fioletowa szminka i fryzura na Cher prześladują mnie w najgorszych koszmarach... *wzdryga się*

    Majgod, miss Karolajn, Ty sobie pisz przecież jak chcesz! ;) Mnie nic do tego, ja sobie tylko komentuje i absolutnie nie powinnam Ci wjeżdżać moimi komentami na, noniewiem, linię fabularną, czy charakterystyki postaci. Ot tak, po prostu Naruto przypomniał mi o Najgorszym Prawie Miesiącu, jaki zdarzyło mi się przeżyć jakoś w marcu roku ubiegłego. Nie będę się rozmieniać (facet "w praniu" okazał się być okropny po całości, mam teraz jakiś uraz do blondynów), ale chłopak oprócz trwałego do mnie przylepu był totalnie antynałogowy i nawet sobie nie wyobrażasz, z jaką rozkoszą na dramatyczne pytanie: Więc wolisz fajki ode mnie?! odpowiedziałam: Tak, wolę. mechalice is soł iwil! xD
    Dobrrra, drogi pamiętniczku, skończmy już te wyznania i dodajmy, że dla większości moich koleżanek z pewnością takie postawienie związku jest idealne i och-matko-jakie-to-słodkie-i-cudne, a dla mnie po prostu dość męczące i, wybacz wulgaryzm, na dłuższą metę wkurwiające. Więc wiesz, co kto lubi i co komu pasuje. :)Pisałam, że tutaj mam na pewno inne zdanie niż większość.

    Niby notka już od wczoraj, ale ja dopiero dzisiaj na kompie i tak czytam przed pójściem spać. Pół do trzeciej, jestem tak sumie wstawiona po dwudziestce znajomego, ale komencika sobie nie odmówię. :D
    Mam nadzieję tylko, że nie powytwarzam za dużo literówek, bo te zdarzają mi się często i na trzeźwo. No i właśnie pożeram moje czekoladowe wypieki, a to mi skutecznie okremowuje palce i zabiera chęć na sprawdzanie błędów. Ale może dzięki temu przytyję ze dwa brakujące kilogramy; może odzyskam tyłek? xD I ten, może się poczęstujesz, bo takie pożeranie przy kimś, kto nie pożera jest niezbyt kulturalne...

    Matko, jak ja się wolno rozgrzewam, zanim dojdę sedna, zaraz ci zaproponuję kawę online i w ogóle zapomnę, po co ja tutaj...
    Sedno jest takie, że uwielbiam Twoje dialogi! *zauważ, że Cię komplementuję, żebyś potem nie mówiła :)* Takie dowcipne cudeńka, które aż proszą się, żeby je tulić i loffciać na ever.

    "„Taka prawda! Sto razy bardziej wolałbym znęcać się nad dzieciakami w szpitalu, niż kisić na swoim miejscu! Ba! Nawet wolałbym, aby to mnie dźgali igłami, w celu pozbawienia krwi i… i…”"
    Buuu. ToT Jak bardzo mnie nienawidzisz, że piszesz mi o IGŁACH? I że ktoś je woli? Ja nie wolę, ja po tym co zdarzyło mi się trzy tygodnie temu wciąż mam traumę. Jesteś zła, okropna i w ogóle. *sniff, sniff* Teraz będziesz musiała mi zapłacić za terapeutę...

    Sasuke uciekł, chłopina się powtarza. Buu, ja nie mam żadnego romantycznego Ja, bo jestem strasznym pragmatykiem-sceptykiem, więc nie do końca bym uznała to za ucieczkę przed cierpieniem. Z mojej strony to może bardziej przed niewygodnymi myślami - założę się, że uświadomił sobie, że wtedy zareagował zbyt ostro, wie jak to wpłynęło na Naruto i nie chce patrzeć na Uzumakiego, żeby nie mieć wyrzutów sumienia. To byłaby taka skaza na osobie Sasuke, że przejmuje się swoim byłym? chłopakiem po tym, jak wywalił go na zbity pysk z domu bez słowa wyjaśnienia.

    Kurczę, kto tam w Konosze jest rudy i się tak po prostu objawia? o.O mechalice odrzucam, jako że w Konosze nie mieszka i ma włosy raczej jak Wiśniewski xD,Nagato byłby co najmniej dziwny, więc, rzeczywiście, Kyuubi? Tak, może Kyu, Naruto wszak zemdlał, a to by może jakoś się łączyło...

    Całuski od mecha! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaraz, ZARAZ! A co z Itachim i Akatsuki? Oro zasadzał się na Kyuubiego, ale nie on jeden. Może jakoś zaszantażował Sasuke, żeee... jak na przykład nie pojawi się to zrobi coś Uzumakiemu? Nieee, no Uchiha nie dałby się złapać na taki haczyk, hm. Ale coś w tym musi być. Coś podejrzewam tę stronę o jakieś machloje. A jak nie Akatsuki z Itasiem, to jakieś inne organizacje ganiające za ogonami. I Sasuke chodzi na te misje sam, żeby się czegoś dowiedzieć *myśli* i teraz coś się stało i musiał do siebie zrazić Naruto, żeby ten za nim nie polazł. A żeby to zrobić, to musiał się upić, bo na trzeźwego nie był w stanie go skrzywdzić, hm. Taki mi się scenariusz ułożył w głowie ;) Ciekawa jestem o co chodzi, z tą ucieczką.
    Zwój, no bardzo interesujące i chyba powinno potwierdzić Naruto, czyim jest synem, w końcu krew nie woda.
    A to rude, to chyba Kyuu. Naru się zdenerwował i lis wyskoczył z niego. Tak mi się wydaje. No i pewnie, że Naruto poleci za Uchihą, bo przecież cały czas mówił, że coś jest nie tak. To teraz tym bardziej będzie się głowił i chciał rozwikłać sprawę. Ja nie wiem, oni się jeszcze nie nauczyli, jak funkcjonuje mózg Uzumakiego ;)
    Uff, nadgoniłam trzy rozdziały i w zasadzie to żałuję, bo teraz będę gryzła pazury ;) Ale, ale, wena w końcu też trzeba dokarmić, więc wysmarowałam kilka słów, co to mi się po głowie kołatały i żyć nie dały. A tam, dalej nie dają *poszła dalej wymyślać, o co chodziło Saskowi*
    Niech wen będzie z Tobą :*
    Daimon

    OdpowiedzUsuń