piątek, 19 października 2012

Rozdział II.XVIII

Takżetego... Mechowy komć "komć" jak widać zmotywował do działania :"D Przerwa była długa, za co serdecznie przepraszam, noale... Pomimo wrodzonego uporu nie miałam siły tego napisać wcześniej. W końcu jednak się udało, dlatego też mam przyjemność zaprosić do czytania kolejnej części opa głównego! (juhu!)

 A i tak w ogóle to,co to za minusowanie mechowego arcydzieła D:

Dziękować za wszystkie komentarze :3 (Lubię komentarze, komentarze są fajne :"D)
 Tratatata, oto przed państwem:

Rozdział II.XVIII

***   ***   ***   ***   ***   ***



- Kyu.
- Słucham.
Naruto odetchnął. Z całych sił próbował nie stracić spokoju, który jakimś cudem mu jeszcze towarzyszył. To było za dużo: walka z Madarą, informacje o świątyni demonów, śmierć jednego z nich, a przede wszystkim, to co spotkało Sasuke. Jednak miał świadomość tego, że jeżeli teraz zacznie szaleć z rozpaczy, czy bóg wie czego, to nic nie zdziała. Próbując opanować delikatne drżenie własnego głosu powiedział:
- Przez najbliższy czas, proszę cię, abyś udawał, że nie istniejesz.
- Co?
- Ma cię nie być, nie odzywaj się, najlepiej nie patrz. Nieważne co się będzie dziać, jasne?
- Chyba nie podoba mi się to, że starasz mi się rozkazywać.
- Proszę. Kyu... To ważne.
Lis warknął coś pod nosem. Jednak Naruto chętnie uznał to zgodę. Przymknął oczy, starając się wyciszyć. Nie pomagała mu myśl, że z każdą sekundą Uchiha staje się coraz słabszy. Że z chwili, na chwilę mają coraz marniejszą szansę go uratować.
"Nanabi?" Spróbował przywołać siednioogoniastą. Nawet we własnych myślach, jego głos zabrzmiał zdecydowanie żałośnie. "Nanabi" spróbował ponownie. Jednak demon uparcie ignorował jego zawołania. Albo też, po prostu go nie słyszał. W końcu Uzumaki nie miał pewności, że może się tak komunikować z kimkolwiek po za Kyuubim.
"Nie proś mnie o coś, czego nie mogę zrobić, Naruto." Rozległ się głos w jego głowie. To było... Dziwne. Do głosy Kyu, który co chwila próbował wyprowadzić go z równowagi już zdołał się przyzwyczaić, ale rozmowa w ten sposób z kimś innym była całkowicie nowym doświadczeniem.
Blondyn przełknął ślinę. A przynajmniej próbował. Gardło miał tak ściśnięte, że prawdopodobnie nie byłby w stanie wypowiedzieć aktualnie żadnego słowa.
"Nanabi" Zaczął, a nawet w myślach jego głos zabrzmiał chyba jeszcze gorzej, niż przed chwilą. Demon był jego ostatnią deską ratunku. Jedyną deską ratunku. "Proszę."
Chłopak bardziej poczuł, niż usłyszał jak siedmioogoniasta wzdycha delikatnie.
"Kochasz go, prawda?"
"Tak" odparł bez wahania.
"Też kochałam, śmiertelne dziecię." Powiedziała, z wyraźnym bólem. "Nie była to szczęśliwa miłość."
"Jednak?"
"Co?"
"Kochałaś" zaczął. " I poddałaś się."
"Czasami tylko to pozostaje, Naruto. A ty nie znasz na tyle mojej historii, by móc mnie ocenić."
"Nie. Masz racje. Ja tylko snuję domysły, a wydaje mi się, że robię to nawet dosyć trafne. Nanabi, proszę..."
"Wymagasz ode mnie za dużo."
" To przez Kyu, tak? To on cię tak zranił?"
Demon nie odpowiedział.
"Nanabi, tylko ty możesz nam pomóc. Tylko ty, możesz uratować Sasuke. Zrobiłbym wszystko, żeby cię przekonać."
Zamilkł. Siedmioogoniasta również się nie odzywała. Sekundy mijały niczym niezmąconej ciszy, a Naruto popadał w coraz większą rozpacz. Nie wiedział co robić, nie wiedział jak przekonać demona. Jedyne co było w tym momencie dla niego pewne to to, że miał coraz mniej czasu i, że z każdą chwilą Sasuke jest coraz bliżej śmierci.
"Dobrze"
W pierwszej chwili nie wierzył, że to usłyszał.
" Dobrze." Powórzyła Nanabi. " Jednak muszę cię ostrzec."
"Co?"
"Jeżeli przejmę twoje ciało, aby go uleczyć, to może się skończyć dla ciebie śmiercią." Przerwała na chwilę, najwyraźniej oczekując jakiejś reakcji. Jednak Naruto nie odezwał się. "Twoja chcakra nie współgra tak ściśle z moją, jak z chakrą Kyuubi'ego. Może być dla ciebie śmiertelna. Może cię okaleczyć, możesz stracić swoją siłę, możesz... Zginąć, Naruto. Chcesz podjąć takie ryzyko?"
Pytanie było dla Uzumakiego absurdalne.
"Oczywiście."
W następnej chwili Naruto poczuł, jak jego własna świadomość zostaje zepchnięta gdzieś na bok. Tak jakby stał się biernym obserwatorem, z całkiem nowej perspektywy. Niby widział sytuację, która się przed nim rozgrywała, ale patrzył na nią całkowicie obcymi oczyma.
- Naruto? - usłyszał zaniepokojone pytanie, chyba Sakury, ale to nie on udzielił krótkiej odpowiedzi.
- Nie. - Rozległ się spokojny głos, który wypłynął z jego ust.
Nanabi przejęła całkowitą kontrolę nad jego ciałem, tak, że Uzumaki mógł tylko bezczynnie patrzeć na jej poczynania. Siedmioogoniasta wbiła przeszywające spojrzenie w Kyuubi'ego. Wpatrywała się w niego przez chwilę, poczym westchnęła delikatnie i, bez zbędnych słów, nachyliła się w kierunku Sasuke. Jedną dłoń przyłożyła do jego czoła, a drugą w okolicy jego serca. Ciało Uchihy zostało spowite przez delikatny poblask jej chakry.
- Nie dobrze - powiedziała do siebie, jednak głos jej był wciąż spokojny.
"Co jest?"
- Wroga chakra rozprzestrzeniła się po większości jego siatki. Cud, że jeszcze oddycha. To twardy chłopak, ale nawet tacy jak on mają swój limit wytrzymałości.
- Pomożesz mu?
- Pomogę.
"Ale najprawdopodobniej twoim kosztem, Naruto."
" Nieważne." Stwierdził zacięcie.
- Dobrze - wyszeptała Nanabi. Dłonie mocniej przycisnęła do ciała Sasuke. Przymknęła oczy i odetchnęła spokojnie. - Zaciśnij zęby, Naruto.
W pierwszej chwili nie zrozumiał dlaczego siedmioogoniasta tak mówi. Przecież nic nie czuł, widział tylko obraz przed sobą i słyszał, co inni mówią. Jednak po chwili... Po chwili poczuł, coś, jak delikatne mrowienie, które powoli objęło całe jego ciało. To mrowienie nasilało się z każdą sekundą i o ile na początku mogło jedynie irytować, tak po jakimś czasie Naruto zaczął odczuwać stopniowo nasilający się ból. Czy też raczej, jego ciało zaczęło odczuwać ból, którego chłopak był całkowicie świadomy.
"O... Kurwa." Stęknął, kiedy jego cierpienie osiągnęło poziom krytyczny. "Kurwa, kurwa, kurwa!"
Miał wrażenie, jakby każda cząsteczka jego ciała była wyrywana fragment po fragmencie, a co najgorsze, nic nie mógł na to poradzić. Nanabi wciąż pieczołowicie pracowała nad wyleczeniem Sasuke, a Naruto chciał, żeby to się skończyło. Jeszcze nigdy w życiu nie odczuwał takiej udręki, agonii wręcz.
"Wytrzymaj."
Starał się. Naprawdę się starał. Ale takiej dawki bólu nie dostarczono mu jeszcze nigdy. Gdyby chociaż mógł coś zrobić. Cokolwiek. A niestety pozostało mu tylko czekać, aż wszystko się skończy.
I skończyło, o dziwo.
Nanabi odsapnęła, wyraźnie zmęczona zabiegami jakie dokonywała jeszcze przed chwileczką. Twarz Sasuke zmarszczyła się wyraźnym grymasie. Tsunade odetchnęła z ulgą, Sakura pisnęła radośnie, a Naruto powrócił do normalności. Przynajmniej jeżeli chodzi o kwestię bycia kontrolowanym przez jakiegoś demona.
Uzumaki zacisnął oczy starając się wyciszyć.
Ból wciąż nie mijał. Ba, on się wciąż, o ile to w ogóle było możliwe, nasilał.
Przygryzł zębami wargę, starając się powstrzymać krzyk. Rękoma objął się w pasie, jakby tym ruchem miał powstrzymać to, co się z nim aktualnie działo. Paznokcie samoistnie wbiły się w skórę dłoni, momentalnie ją przebijając, a łzy spłynęły po jego policzkach.
- Zabierzciego - wystękał przez zaciśnięte zęby, gwałtownie otwierając oczy. Widok, jaki się przed nim roztaczał był lekko zamazany, a w dodatku wielobarwne mroczki tańczyły mu zawzięcie przed oczami. - Zabierzcie, zabierzciezabierzcie!
- Naruto! - Usłyszał krzyk i czyjeś dłonie złapały go za ramiona. Wrzasnął i... Zemdlał.

Przebudził się jakiś czas później. Wokół niego panował harmider, czyjeś głosy spierały się najwyraźniej. I wciąż czuł ten ból.
Stęknął i ponownie pogrążył się w stanie nieświadomości.
Kolejnym razem, gdy na moment znowu odzyskał przytomność, rozbudziły go zimne dreszcze, które co chwile wstrząsały jego ciałem. Znowu słyszał krzyki. Ale coś się zmieniło. Uchylił niepewnie powieki i zobaczył garstkę ludzi, która niemalże w amoku biegała po sali. Po chwili obserwacji znowu zasnął.
Następnym razem obudzony został bez gorączkę. Czuł, że pot spływa po jego ciele, a jeszcze ktoś najwyraźniej opatulił go ciasno kocem. Z wysiłkiem podniósł dłoń do czoła, usiłując je przetrzeć, jednak ktoś go wyprzedził, kładąc mu na głowie nawilżony chłodną wodą materiał.
Westchnął z ulgą i coś zarzęziło mu wyraźnie w płucach. Lekkie ukłucie w klatce piersiowej uświadomiło mu, że już nie czuje tego przenikającego przez każdą cząstkę ciała bólu. Czyjaś dłoń pogłaskała go delikatnie po głowie, odsuwając od twarzy nieposłuszne, mokre kosmyki.
- Gorąco - sapnął, przytłumionym, schrypniętym wyraźnie głosem. Wciąż mając zamknięte oczy spróbował kopniakiem pozbyć się okrywającej go warstwy.
- Zostaw, idioto - w cichym głosie pobrzmiewał ton wyraźnej ulgi.
- Sasu? - Tak bardzo chciał go zobaczyć, aby upewnić się, że z nim naprawdę wszystko w porządku, że nic mu nie jest. Rzucić się na niego, przytulic, pocałować, poczuć jego dotyk. Ale nie mógł. Nie miał siły nawet uchylić tej cholernej powieki!
- Tak, a teraz śpij.
- Nic. - Przełknął ciężko ślinę. - Ci nie...
- Tak, wszystko ze mną w porządku, czego nie można powiedzieć o tobie. Śpij, młotku. Niedługo będzie z tobą lepiej.
- Okej - powiedział słabo i ponownie pogrążył się we śnie.
Nie wiedział, ile czasu minęła, do momentu, gdy obudził się po raz kolejny. Ale był całkowicie świadomy tego, że jego głowa wisiała nad miską, czyjeś ręce przytrzymywały mu głowę, a gardło paliło go żywym ogniem. Wymiotował. W ustach miał nieprzyjemny posmak,a łzy szkliły się w kącikach jego oczu. Splunął nieumiejętnie, a dłoń, która jeszcze przed chwilą wplatała się w jego końcówki, już po chwili chusteczką wycierała jego usta.
Jego ciałem wstrząsnęła kolejna fala torsji.
Kiedy w końcu ten okropny czas minął, dygoczącą dłonią osunął od siebie miskę, którą ktoś natychmiast zabrał sprzed jego oczu i, czując, że już nikt go nie podtrzymuje, opadł na poduszki. Zamrugał, starając odzyskać się ostrość widzenia i mętnym spojrzeniem przebiegł po pomieszczeniu.
Przy łóżku, w którym leżał, siedział Sasuke. Uzumaki skupił wzrok na nim i nawet spróbował się nieco uśmiechnąć.
- Hej - szepnął.
- Hej. Jak się czujesz?
- Źle - odpowiedział zgodnie z prawdą. Wszystko wokół kręciło się nieznośnie i był wciąż lekko rozkojarzony. Najwyraźniej nieźle nafaszerowali go lekami. - Chcę do domu - wystękał, nieco żałośnie.
I wtedy przez twarz Uchihy przeszedł grymas, którego Naruto nie mógł w żaden sposób rozszyfrować. Mieszanka ulgi i... Współczucia? Nie spodobało się to Uzumakiemu. Ani trochę.
- Co jest? - zapytał z wysiłkiem, walcząc wciąż z wirującym przed oczami obrazem. - Sasuke?
- Pójdę po Tsunadę - zadeklarował Uchiha, podrywając się z miejsca i nie patrząc na niego wyszedł z pomieszczenia.
- Co? - wyrwał mu się niewyraźny pomruk. Podciągnął się na łokciach, co zaowocowało krótkim bólem, ale nie zważając na niego, wyciągnął przed siebie rękę, jakby tym gestem próbując zatrzymać Sasuke.
Nie zdołał. Uchiha wyszedł, a Naruto zamarł i z rosnącym przerażeniem wpatrywał się we własną dłoń. 

sobota, 13 października 2012

Część ostateczna - Mechowe zakończenie

 Jako, że ja jestem stworzonek leniwym i jak widać ostatnimi czasy nie mogącym się ogarnąć jeżeli idzie o kwestie ff to wymarudziłam u Mecha, żeby napisała mi rozdział. A i owszem, córa za zadanie się zabrała ochoczo, ale jako, że Mecha to swoisty maniak SasuNejiowy, to... No, dzieją się tu rzeczy co najmniej dziwne xD

Tak więc... Zapraszam do czytania ALTERNATYWNEGO ZAKOŃCZENIA mojego opa, które zostało stworzone przez moją wspaniała córę Mechalice, lof you :"D

Edit: Ostatnie, jakże istotne zdanie jest wytworem wspaniałej Pico, która właśnie wykręca mi się od pisania nextów, Ciebie też lof :"D


***   ***   ***
Rozdział II.XVIII - Część ostateczna - Mechowe zakończenie xD

Żeby ocalić Sasuke, tak w istocie, nie potrzeba jednak było wcale pomocy Nanabi, jak to poinformował Naruto Kyuubi. Blondyn jednak pchany żądzą ocalenia swojego ukochanego natychmiast zerwał się na nogi znad zakrwawionego i nieruchomego, jakby martwego (aczkolwiek chwilowo jedynie sparaliżowanego), ciała Sasuke i ruszył na poszukiwanie demona, który będzie w stanie ocalić wiszące na włosku życie znajdującego się trzy ćwierci do śmierci Uchihy.
Także — Naruto tego nie wiedział, sam Sasuke również, gdyż wszelkie zdolności poznawcze w tym stanie trwały tak samo on sam sparaliżowane i zamrożone. Nie myślał, jedynie krew toczyła się w jego żyłach i tętnicach, co jakiś czas malowniczo rozlewając się przez rany na upaprany szkarłatną posoką mundur — czy prościej mówiąc, jakiekolwiek odzienie miał na sobie wówczas kruczowłosy, nieprzytomny mężczyzna pozostający w stanie między życiem i śmiercią, w półtrwaniu niemalże, jak to mają w zwyczaju pierwiastki promieniotwórcze w odpowiednich warunkach.
Uzumaki, obrócił się jeszcze na pięcie, spojrzał ostatni raz na leżące w błocie ciało swojej miłości, na to jak Sakura rosi łzami jego rozchełstaną, splamioną szlachecką krwią koszulę, czy w co tam był odziany Sasuke. Przyłożywszy palce do ust, wyszeptał: — Nie minie jesień, a wrócę, mój kochany. Wrócę z medykamentem.
I pognał w siną dal, wgłąb wrzosowisk Yorkshire — jego jasna niczym len czupryna szybko zatonęła w strzępach porannej mgły pory przedświtu. Zmierzał ku Szkocji, miał nadzieję, ze gdzieś wśród celtyckich ludów i tych zabawnych dziadków z brodami, piszących runami druidów znajdzie tę demonice, która jako jedyna miała potrafić przywrócić do życia Sasuke.
No tak, ale Naruto nie wiedział, że tak naprawdę, to nie musiał…
Sasuke gorączkował, broczył krwią i majaczył na zmianę, kiedy tylko zapominał, że jest sparaliżowany i nie bardzo może, a na pewno nie powinien. Nie wyglądało jednak na to, żeby przeżył jesień, o której wspominał Naruto w swoim pełnym krytego, dławiącego w gardło wzruszenia pożegnaniu. Nie wyglądało nawet na to, żeby przeżył jakiś tydzień, czy wręcz jedną noc!
Fortunnie jednak, złożyło się tak, że od dłuższego czasu z współczesnych okolic Inverness, w szkockich Highlands, podróżował na południe bardzo odważny, młody, sliny celtycki wojownik, Neji. Nie posiadał co prawda brody, ale druid Ecwedghown uznał, że jego piękne, długie włosy za brodę nadrabiają wystarczająco. Celt schodził z zielonych zboczy wzgórz w kierunku Anglii, grając na dudach, pogryzając hagis oraz popijając whiskey (na pewno nie whisky, bo to szkockie, a Neji czuł się bardziej z Eire, niż jakiekolwiek innego kraju, nawet mimo że urodził się w Szkocji), a wiatr podwiewał mu jego klanowy kilt albo, cóż, jakiś tego prototyp. W czasach pogańskich, z których nadchodził Neji, kiltu jako takiego raczej nie było, ale w miarę podróżowania rzeczona kraciasta część odzienia jakoś tak coraz bardziej materialnie opinała się na jego biodrach, a jego dudy zdawały się grać coraz donośniej.
W końcu, po wielu mękach i udrękach takich jak wizyta w Danii i pokonanie jakiegoś potwora, dalekiego kuzyna Kaina, tego co zabił Abla i kilku innych pomniejszych gadów oraz po zwyczajowych biesiadach, czy koronacjach lub uroczych pogańskich pogrzebach, Neji doszedł w końcu do polany, na której konał Sasuke. Rychło w czas, bowiem trafił tam akurat w tym momencie, w którym los Sasuke choć niepewny nie był jeszcze przesądzony, a Naruto z zawziętością gnał na północ i znajdował się już co najmniej kwadrans drogi od polany.
Jutrzenka rozjaśniła niebo, a powietrze rozbłysło prawie elektrycznym blaskiem, tylko że bardziej różowym, jak to jutrzenka, a nie niebieskofioletowawym, jak to prąd. Dudy na których do tej pory grał odważny Celt Neji umilkły iż ostały odrzucone precz, na gęsty, miękki mech, na którym spoczywało pielęgnowane przez Sakurę ciało Sasuke. Coś zgrzytnęło-trzasnęło w powietrzu, znów, jakby prąd, a wokół zaczęły unosić błyszczące drobinki, jakby świetlisty pył, czy brokat, czy kolorowe konfetti, którym czasem rzuca się na Sylwestra.
Celt padła na kolana i ujął w dłonie bladą, zakrwawioną twarz Sasuke – nie dostrzegł większych powierzchownych ran na niej, więc doszedł do szybkiego wniosku, że nikt Sasuke nie próbował rozwalić szlacheckiego łba nieco mniej szlacheckim toporem.
— Þu – stwierdził po staroangielsku i urwał, ponieważ poczuł, jakby mu mowę odjęło. Na pewno poczuł, jakby zastąpiono mu wokabularz i zamiast użyć słowa: libban, jak przedtem miał w zamiarze, powiedział po prostu: — Przeżyjesz.
Dudy zagrały same z siebie, Neji poczuł, jak ogarnia go dziwne niepohamowane uczucie, po czym nachylił się i pocałował skrwawione usta bruneta. Po czym tenże brunet obudził się, co było dziwne i przypominało jakąś Śpiącą Królewnę.
— Gdzie Naruto? – zapytał Sasuke po przebudzeniu. — Chyba chciałem go uratować, a potem ktoś mnie zabił.
— Nie ma go – odparł Celt, choć nie wiedział kimkolwiek ten Naruto jest. W tym uniwersum solidnie się minęli, w pięćdziesięciu innych też. — Ja jestem.
— Och, widzę. Cieszę się – powiedział i pocałował Nejiego, ponieważ to niepohamowane uczucie owładnęło i jego. Brokat posypał im się na głowę, a dudy grały same z siebie dość skrzekliwą piosenkę weselną.
Naruto podróżował ku Szkocji, ale się zgubił i tutaj narratora przestał obchodzić jego los, bo miał SasuNeji w rozkwicie. I tak nagłówek z sasunaru stał się nagłówkiem z sasuneji.

THE END