sobota, 25 grudnia 2010

"Mój dzień" część III

Hoł, hoł, hoł! Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku! No, to tyle z świątecznego nastroju xD. Cóż mogę napisać... Hm, no chyba to, że stworzyłam kolejną notkę, do której czytania serdecznie was zapraszam ^ ^.

PS. Ja lubię koty. Naprawdę :D Więc nie jestem pewna, czy prędzej ja bym siadła psychicznie, czy to biedne stworzonko. A we wstawaniu o dziwnych porach mam sporą wprawę.

Deedwarda: O tak, w akademiku jest sporo czasu na naukę, niestety nie tego co trzeba xD.

Kleopatra: A to nie wspominałam, że to nie będzie takie do końca Sasunaru? >:D mwahaha, o ja zUa i niegodziwa!

Mechalice: Cieszę się, że się cieszysz, że nie lubisz Sasuke xD. Naprawdę chciałabym wcisnąć tekst "Zabiję Itachiego, odnowię klan, jestem super ekstra zajebiście zajebisty i nikt mi nie dorówna, nooby!", ale jakoś nie mogę go wkomponować. Może w kolejnych notkach xD. Nie, nie mam nic do blondynek xD.
I kocham twojego kota, pomiziaj go za mnie. Wybuduję dla niego pomnik, będę codziennie składać mu hołdy i wznosić modły ku niebu. I wyślę paczkę najlepszej kociej karmy <3.

Virus: Eee... Notka w dzisiejszym dniu również będzie się liczyć jako prezent świąteczny? Miło mi, że spodobał Ci się mój blog :)

*** *** *** *** *** *** ***

W pierwszym momencie Naruto nie miał pojęcia co się stało. W jednej chwili stał naprzeciw Sasuke, z zamiarem porządnego wydarcia się na niego, a już w następnej czarnowłosy przygniatał go do ściany, uniemożliwiając jakikolwiek ruch.

- Co ty… - zaczął, gdy nagle usta Uchihy znalazły się na jego własnych.

„Co jest, kurwa?!”

Ogarnęło go przerażenie. Za cholerę nie mógł zrozumieć, co się dzieje wokół niego. Jakby znalazł się w jakimś pochrzanionym śnie, z którego nie ma ucieczki.

- Co ty wyrabiasz kretynie?! – wydarł się, gdy tylko pojawiła się taka możliwość. – Puść mnie! PUŚĆ MNIE MÓWIĘ!

Jednak Sasuke nic nie robił sobie z jego wrzasków. Wciąż skutecznie unieruchamiając blondyna, złożył delikatny pocałunek na jego linii szczęki. Potem następny, na ramieniu. Naruto sapnął, gdy język drugiego mężczyzny znalazł się na jego szyi.

- Sasuke, przestań!

Syknął z bólu.

„Ugryzł mnie.” Pomyślał, po chwili zdezorientowania. „Ten idiota, mnie ugryzł.”

Wyrwał się w końcu, odskakując na bezpieczniejszą odległość i złapał za miejsce, w którym pozostał ślad po zębach Uchihy.

- POPIERDOLIŁO CIĘ?! – wrzasnął, wbijając w czarnowłosego spojrzenie pełne wściekłości. – Co to, kurwa, miało znaczyć?

Hokage nie odpowiedział. Z uśmiechem samozadowolenia i błyskiem tryumfu w oczach wpatrywał się w twarz blondyna, najwyraźniej na coś czekając.

- Jesteś nienormalny – stwierdził Naruto, cofając się do drzwi. – Odbiło ci! Już całkiem ci odbiło!

Rzucił się do ucieczki. Jednak zanim jego dłoń chwyciła klamkę, coś dziwnego zaczęło się z nim dziać. Zakręciło mu się w głowie, obraz przed oczami się rozmazał, a nogi ugięły w kolanach. Czuł jak leci, gdy, kiedy to w ostatniej chwili został pochwycony przez czyjeś ramiona.

„Nie…”

Czuł się, jakby wybił o kilka czarek sake za dużo. Myśli niespójnie krążyły po jego głowie. Nie był w stanie sklecić ani jednego zdania. Zdał sobie sprawę, że został ułożony na kanapie, a ręce Sasuke delikatnie rozpinają jego bluzę i podwijają koszulkę.

- Pro…szę… - wystękał z trudem, próbując odtrącić nachalne dłonie.
Przymknął oczy, próbując złapać głębszy oddech.

- Zapewne czujesz się nieco rozkojarzony. – Doszedł do niego głos Uchihy. – Ale nie martw się. Przejdzie ci… Za jakiś czas. Nawet nie wiesz, jakich to użytecznych jutsu mogłem się nauczyć u Orochimaru.

- Zo… zostaw – wyjąkał słabo Naruto. Pomimo tego, że nie był w stanie porządnie się wysłowić, ani ruszyć, to w pełni świadomie zdawał sobie sprawę z tego co się dzieje wokół niego. I jak najbardziej mu się to nie podobało. Jednak w żadnym stopniu nie był w stanie przeciwstawić się temu, co robił z nim Sasuke.

Kiedy to czarnowłosy porządnie zabrał się za pozbywanie się ubrań z ciała Uzumakiego, rozległo się pukanie do drzwi.

„Wybawienie?”

Uchiha jedynie spojrzał w kierunku wejścia do gabinetu i powrócił do przerwanej czynności. Jednak odgłos natarczywie się powtórzył.

- Hokage? – zabrzmiał niepewny głos.

- Czego? – warknął, obrzucając drzwi zirytowanym spojrzeniem. Najwyraźniej nie miał zamiaru pozwolić, aby ktoś przeszkodził mu w zabawie.

- Przybyła delegacja z Suny.

Sasuke wzniósł oczy ku niebu.

- Powiedz im, że zaraz się zjawię – powiedział znużonym tonem.

Nachylił się nad Naruto, brutalnie miażdżąc jego usta w pocałunku.
Naruto ponownie przymknął oczy próbując sobie wmówić, że obecna sytuacja nie ma miejsca. Jednak, gdy uchylił powieki, Uchiha wciąż znajdował się w tym samym pomieszczeniu co on, a w jego spojrzeniu było widać błysk czegoś dziwnego, czegoś blondyn nie miał ochoty poznać.

- Zaraz do ciebie wrócę – szepnął czarnowłosy, wstając i kierując się ku drzwiom.

Rusz się.

Skrzekliwy głos rozległ się pod czaszką Naruto.

„Już…”

RUSZ SIĘ!

„Nie mam siły…”

Pomimo tego, iż zdawał sobie sprawę, co za chwilę może się wydarzyć, to nie miał najmniejszej ochoty ruszać się z kanapy. Brakowało mu sił, które w jakiś magiczny sposób opuściły jego ciało.

Kurwa, RUSZAJ SIĘ!

Nagle cały świat nabrał ostrzejszych kształtów. Mężczyzna zerwał się z kanapy, wbijając przerażone spojrzenie w drzwi. Cała sytuacja wydała mu się być jeszcze bardziej absurdalna niż była przed chwilą. Nie, z całą pewnością nie rozumiał co się stało. I nie chciał zrozumieć.

Uciekaj!

Nie miał zamiaru czekać, aż Uchiha wróci i znowu zrobi z nim coś dziwnego. Czym prędzej ulotnił się z pomieszczenia, ewakuując się przez okno i przeskakując po parapetach na niższe kondygnacje budynku, aż w końcu znalazł się na opustoszałej drodze.

Jednak, gdy tylko jego stopy dotknęły twardego podłoża, poczuł, iż na jego mózg ponownie spływa dziwaczne otępienie, które towarzyszyło mu w gabinecie Hokage. Z głośnym jękiem oparł się o ścianę najbliższego budynku i spróbował złapać większy oddech. Cóż, na niewiele się to zdało, gdyż wciąż czuł dość mocne otępienie.

- Kurwa– zaklął, z naiwnym przekonaniem, że to przywróci mu trzeźwość myślenia. Potrząsnął głową jednocześnie odrywając się od ściany i chwiejnym krokiem zmierzając do swojej kawalerki. Nie wiele go obchodziło jak się w takim stanie dostanie do swojego domu, byleby się tylko tam dostać.

"Psia mać..."

Jęknął i niemalże upadł na kolana. Jednak w ostatniej chwili ktoś przytrzymał go za ramiona, dzięki czemu był zdolny utrzymać pion.

"Błagam..."

Zamrugał uparcie, próbując rozpoznać z kim ma do czynienia.

- Naruto? Jasna cholera, dzieciaku! Co ci jest?!

- Ka... - zaczął niepewne. Niemalże nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. - Kakashi?

Usłyszał jak jonin wzdycha przeciągle. W następnym momencie Naruto jakimś cudem znalazł się na plecach swojego mistrza.

- Zaniosę cię do domu. - Doszedł do jego uszu cichy głos Kakashiego. Miał niejasne wrażenie, że Hatake ledwo powstrzymuje się przed wybuchem. Ale jakoś nie mógł zrozumieć, dlaczego siwowłosy miałby być na niego zły.

A nie pomyślałeś, że ta złość nie jest kierowana na ciebie?

Naruto zagryzł wargi.

"Ale... Więc..."

Nie mógł jakoś zebrać myśli.

Śpij, jutro będziesz w lepszym stanie.

I Naruto zasnął.

***

Kolejny ranek nie należał do najprzyjemniejszych. O nie, z całą pewnością. Za to z powodzeniem mógł przodować w rankingu najgorszych ranków, jakie kiedykolwiek nastąpiły w życiu Naruto.

Jęknął przeciągle, zakrywając twarz dłońmi. Czuł się, jakby miał kaca. Okrutnego kaca, który najwyraźniej próbował go doszczętnie zniszczyć. Czuł straszną suchość w ustach i dziwaczne odrętwienie na całym ciele. Nie miał siły ruszyć się do kuchni. Jednak z drugiej strony, jego organizm najwyraźniej domagał się chociażby kropli wody.

Jednak najgorsza była głowa. Wypełniał ją jedynie tępy, pulsujący ból, który nie pozwalał skupić się na niczym innym, niż tylko chęci znieczulenie się jakimiś mocnymi prochami.

- Jak się czujesz? - dobiegł go głos Kakashiego. Przez chwilę zastanowił się nad odpowiedzią.

- Jakby ktoś mnie przeżuł i wypluł niczym mokrą ścierę, którą wcześniej pozamiatał konohańskie ulice - wymamrotał i postanowił uchylić powieki. Co nie było najlepszym posunięciem. - O ja pier...

- Poczekaj, zasłonie okno.

Po chwili ponownie uchylił powieki. W pomieszczeniu panował przyjemny półmrok.

- Uh - sapnął ciężko i podciągnął się do pozycji siedzącej. - Masakra, już nigdy więcej...

Zaciął się. Nie za bardzo wiedział, jak miał dokończyć to zdanie. Wspomnienia z dnia wczorajszego nie chciały ułożyć się w spójną całość, co nieco zaczęło martwić blondyna. Miał jednak niejasne przeczucie, że wcale nie chce pamiętać co się wydarzyło.

- Możesz mi wyjaśnić - zaczął Kakashi swobodnym tonem. - Dlaczego w pół godziny po tym, jak żeś minie zostawił z gigantycznym rachunkiem, znajduje cię w stanie wskazującym na znaczne spożycie alkoholu, tudzież na potraktowanie wyjątkowo paskudnym jutsu paraliżującym?

"Jutsu paraliżujące?"

Uzumaki wciągnął gwałtownie powietrze.

- Kakashi - wymamrotał zdławionym głosem. Nagle poczuł straszne mdłości. - Możesz... Wyjść?

- Naruto?

- Wszystko w porządku, tylko... Pogadamy później.

Z wysiłkiem wstał z łóżka i chwiejnym krokiem ruszył ku łazience. Był dziwnie odrętwiały, co zapewne było pozostałością po wczorajszych wydarzeniach. Przełknął ciężko ślinę. Z ledwością zdał sobie sprawę, iż Hakate usłuchał go i wyszedł.

Niemalże upadł na podłogę, na czworaka przeczołgał się do toalety i zwymiotował. Łzy zaszkliły się w kącikach jego oczu, a przełyk zaczął palić żywym ogniem. Splunął kilka razy w nadziei, że uda mu się pozbyć z ust nieprzyjemnego posmaku. Odetchnął i z ciężkim trudem wstał. Podszedł do umywalki i przemył twarz zimną wodą.

Jego ciałem wstrząsnął szloch.

Oparł dłonie na umywalce i zacisnął palce na jej krawędziach. Pozwolił swobodnie spływać łzą.

- Kurwa - warknął łamiącym się głosem. - Kurwa mać...

Dlaczego płaczesz?

"Bo on... Sasuke... On chciał..."

"Jednak udało ci się uciec."

"Jak on mógł? Byliśmy... Przyjaciółmi."

"Ludzie się zmieniają, mój drogi. Ludzie się zmieniają..."

"Dlaczego? Dlaczego... on chciał..."

"Otrzyj łzy, mój drogi. Nie pozwolimy, abyś przez niego cierpiał. Przecież doświadczyłeś już dość cierpienia z jego ręki."


- Nienawidzę go - wyszeptał, posłuchawszy się głosu w swojej podświadomości.

"O tak, nienawidzisz."

- Nienawidzę go! - powiedział odrobinę głośniej. Z jego ust wyrwał się nerwowy chichot. Po chwili roześmiał się na całe gardło, odrzucając głowę do tyłu i pozwalając, aby łzy zaschły na jego policzkach.

"Pragniesz zemsty? Za wszystko co ci uczynił? Za wszystkie słowa, którymi cię ranił?"

- Tak - szepnął z determinacją, wpatrując się w zwierciadło wiszące nad umywalką.

"Więc pozwól, że ci pomogę."

W lustrze błysnęły czerwone oczy.