W wyniku jakiś dziwnych machlojek wyszło, że mam jeszcze do napisania trzy SasuNeji (Mecha, Ty wyzyskiwaczu xD) oraz, czego kompletnie nie rozumiem, tyleż samo SasuNaru. Jako, że do łba wpadł mi jakiś tam pomysł na nieco coś dłuższego, w ramach owych SasuNaru powstanie jedno opo z 3 części. Jako, że jest ono wciąż w trakcie tworzenia, jest wielce prawdopodobne, że będę w nim wypisywać stek nielogicznych rzeczy ( w sumie żadna nowość xD), ale prosiłabym o wybaczenie i potraktowanie tego jako... Eksperyment xD. Właściwie, to wrzucam to, żeby się przypadkiem nie rozmyślić w pisaniu :"D Jakoś bardziej działa na mnie motywująco dokańczanie fików, kiedy wiszą na blogu.
No, szału ni ma, dupy nie urywa, ale do czytania zapraszam ;) I oczywiście: dziękuję wszystkim komentującym, ubóstwiam was < 3
Akari, specjalnie dla Ciebie :) Mam nadzieję, że coś tam się spodoba w tej mojej radosnej twórczości.
Upolować
lisa
1. Znaleźć.
To, że z
Naruto działo się coś dziwnego zauważyli wszyscy. Nie, żeby Uzumaki zaliczał
się do osób całkowicie normalnych, jego zachowanie przecież zawsze odbiegało od
przyjętych norm. Jednak z upływem czasu,
mężczyzna stawał się coraz... Dzikszy. Dzieciak, który nigdy nie stronił od
przyjaciół, który z lubością spędzał czas, z każdym, kto tylko miał ochotę na
jego nadpobudliwe towarzystwo powoli zmieniał się w... Samotnika.
To też stwierdził
Sasuke, który ukradkiem obserwował coraz częściej znikającego Naruto. Nie, żeby
Uchihę obchodziło, co też takiego wyprawiał Uzumaki podczas tych, najwyraźniej
samotnych, godzin. Po prostu... No po prostu pewien blond łeb zawsze zajmował
dosyć szczególne miejsce wśród jego znajomych.
Sam
Uchiha nie zdawał sobie sprawy z tego, że w również jest obiektem pewnych
obserwacji. To nawet dziwne, gdyż Kakashi wcale, a w wcale się z tym nie
ukrywał. A może jednak nie było w tym nic dziwnego... W końcu Sasuke naprawdę
miał w głębokim poważaniu to, co wyprawiają inni ludzie. Tylko pewien blondyn
wzbudzał w nim irracjonalną potrzebę posiadania pewnej wiedzy, dotyczącej właśnie
jego osoby.
– Wiesz
– zaczął Hakate, wychylając się zza płotu, o który opierał się Sasuke.
Oczywiście, nieodłącznie w prawej dłoni starszy mężczyzna dzierżył, niczym
jakiś talizman, swoją zboczoną książeczkę. – Mógłbyś po prostu zapytać.
– Co? –
Ciemne oczy Uchihy błysnęły złowrogo, gdy przeniósł je z postaci oddalającego
się blondyna na Kakashiego.
–
Zapytać. Taka ciekawa czynność, wykonywana przez ludzi, którzy chcą się czegoś
dowiedzieć. Polecam.
–
Pleciesz bez sensu, Kakashi – mruknął Uchiha, znowu powracając spojrzeniem ku
Naruto. Jednak postać młodego mężczyzny już dawno zginęła pośród gęstwiny drzew
rosnących tuż za otwartą bramą.
– Może.
– Jonin wzruszył ramionami. – Po prostu martwię się, o swoich małych
wychowanków, wiesz?
Sasuke parsknął
pod nosem. Był już zdecydowanie za stary na takie ckliwe teksty.
– Proszę
cię – prychnął w końcu, próbując nie okazać, że słowa Kakashiego sprawiły, że
pewnego rodzaju ciepło rozlało się wokół jego serca. – Więc?
– Hm? –
Hakate spojrzał na byłego ucznia z wyraźnym zadowoleniem błyszczącym w
widocznym oku. Pod czarną maską wyraźnie zarysował się mały uśmiech tryumfu. –
Czyżbym pozyskał twoje zainteresowanie?
– Nie –
odpowiedział dobitnie, z satysfakcją obserwując, jak uśmiech Kakashiego
momentalnie niknie. – Po prostu widzę, że nie masz kogo męczyć jałową rozmową.
–
Ranisz, Sasuke.
–
Irytujesz, Kakashi.
– Więc,
nie chcesz wiedzieć, co się dzieje z Naruto? – zapytał Hakate.
Sasuke
zacisnął wargi, patrząc na niego gniewnie.
– Dobra,
dobra – Kakashi zaśmiał się pogodnie. – Zachowaj to spojrzenie na straszenie
małych dzieci. A ja ci powiem jedną, złotą rzecz i dobrze ci radzę, Sasuke,
zapamiętaj sobie tę informację.
– Mówże
w końcu.
Jonin
spojrzał na niego, mrużąc radośnie widoczne oko. Najwyraźniej próbował stworzyć
napięcie, które miało dobitnie zaznaczać ważność przekazywanej właśnie wiedzy.
– Rude lisy
żyją w grupach rodzinnych.
A to co miało znaczyć do cholery? Zastanawiał
się Uchiha, z konsternacją wpatrując się w kłęby białego dymu, który pojawił
się w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą czaił się Kakashi.
***
To
musiało się w końcu zdarzyć. Sasuke czuł to w kościach, wiedział, że moment ten
nadejdzie, już od chwili, gdy pierwszy raz zauważył pewne anomalie w zachowaniu
Naruto.
Zagrzmiało.
Późny
listopad dawał się wszystkim we znaki. Pogoda zmieniała się niczym w
kalejdoskopie, co chwile ciesząc wszystkich ciepłymi, słonecznymi promieniami,
lub przygnębiając wyraźnie jesienną słotą. Dzisiaj zbierało się na jedną z
ostatnich przedzimowych burz. Lekki deszcz siąpił z nieba już od samego rana, a
od czasu do czasu błysk piorunów rozświetlał pochmurne niebo.
Mokre
liście smagały twarz Uchihy, kiedy prześlizgiwał się między gałęziami, czujnie
wpatrując się w plecy kompana z dawnej drużyny siódmej. Na szczęście Uzumaki
nie zagłębiał się w las. Przystanął na obrzeżach, tuż, za pierwszymi liniami
drzew otaczających wioskę.
Och, no
właśnie. "Tym" co musiało się zdarzyć, była oczywiście wyprawa Sasuke
za Uzumakim, w celu prześledzenia, co też takiego Naruto wyprawiał w trakcie
swoich samotnych wędrówek. Obserwacje Uchihy... Mówiąc łagodnie, nie zachwyciły
go. Bo Naruto właściwie umościł się w krzakach i wpatrywał się w sobie tylko
wiadome "coś". Już od dobrych piętnastu minut Uzumaki nie poruszył
się, pozwalając, aby krople deszczu swobodnie moczyły nie tylko jego blond
kosmyki, ale i całe ubranie.
Irytujące, stwierdził Sasuke, zwężonymi
oczyma wpatrując się w drgające ramiona drugiego mężczyzny. Z zimna? Czy... Przez łzy? Potrząsnął
głową, odrzucając natrętną myśl. Niby dlatego Uzumaki miałby być na tyle
przygnębiony, aby dawać upust rozpaczy podczas chowania się w lesie? Nie, to
musiało być przez to cholerne zimno. Uchiha poczuł jeszcze większą irytację. Dlatego ten blond idiota nie zabrał
płaszcza?!
***
–
Martwię się o niego. – Sasuke z pewnym zainteresowaniem zerknął na Sakure. Dziewczyna
naprawdę wyglądała jakby coś ją trapiło.
Uchiha,
zamiast odpowiedzi, wcisnął nos w kubek z herbatą, którą zaserwowała mu Haruno.
Czekał, aż dziewczyna... Młoda kobieta właściwie, rozwinie swoją wypowiedź. I
nie zawiódł się. Jakim cudem dał się namówić na spotkanie z Haruno sam nie
wiedział. Ale właściwie zaczynał dostrzegać plusy tego, że się zgodził.
– Znika
– kontynuowała, mocniej ściskając kubek z gorącą cieczą. Siedziała właśnie
naprzeciwko Uchihy, w swojej kuchni, mieszczącej się w niewielkim mieszkaniu,
które od niedawna wynajmowała. Zielone oczy wbiła w trzymane naczynie. – Nieraz
na całe dnie i noce. Później chodzi półprzytomny ze zmęczenia. A czasami jest
jak kiedyś tym samym irytującym dzieciakiem z wyraźną nadpobudliwością.
–
Wahania nastroju? – parsknął Uchiha w swój kubek. – Zawsze myślałem, że to
typowa kobieca przypadłość. Chociaż z tym młotem nigdy nic nie wiadomo...
Sakura uśmiechnęła
się niemrawo. Nagle odstawiła kubek i wlepiła swoje oczy prosto w Uchihe.
–
Zaopiekuj się nim – rzuciła zdecydowanym tonem. – Proszę, Sasuke.
***
Nie miał
najmniejszego pojęcia dlaczego Sakura akurat do niego skierowała się ze swoją
prośbą. Znalazłoby się co najmniej kilka bardziej odpowiednich osób.
Odpowiednich, czyli posiadających większe doświadczenie w kontaktach
międzyludzkich, niż Sasuke. Ba, kilka! W mniemaniu Uchihy, chyba każdy byłby
lepszy, niż on. W ogóle, co to miało znaczyć? "Zaopiekuj się", dobre
sobie, chyba już byli wystarczająco dorośli, że każdy mógł sam o siebie zadbać.
Mimo
wszystko Sasuke poczuwał się do wykonania zadania, jakie zleciła mu Sakura.
Pewnie nawet wykonałby je bez wyraźnego polecenia ze strony dziewczyny. Ale
przynajmniej teraz miał jakąś wymówkę na to, że ponownie siedział na drzewie,
patrząc z góry na poczynania Uzumakiego.
Znowu
padało. A blond idiota siedział pod wystającą skarpą i znowu wpatrywał się w
"coś".
Sasuke
wysunął się zza gałęzi, między którymi się ukrywał i zeskoczył zgrabnie na
ziemie. Krople deszczu obijające się od liści działały na jego korzyść. Nie
było szans, aby Naruto go usłyszał. Podkradł się do mężczyzny. Wyraźnie widział
dygotanie skulonych ramion. Z blond kosmyków skapywały pojedyncze krople
deszczu, widocznie kryjówka nie dawała Uzumakiemu schronienia przed deszczem.
– Kretyn
– warknął pod nosem, na tyle głośno, że gdyby nie wciąż nieustający deszcz, Naruto
z pewnością by go usłyszał. Chociaż... Uzumaki był na tyle pochłonięty swoimi
obserwacjami, że istniała spora szansa, iż na nic nie zwróciłby uwagi.
Sasuke,
wyjątkowo dzisiaj, nie miał najmniejszej ochoty na wielogodzinne prowadzenie
obserwacji. Dlatego też, ciemnozielony przeciwdeszczowy płaszcz, który Uchiha
zabrał ze sobą "ot, na wypadek, gdyby skretyniały Uzumaki wciąż popylał
bez odpowiedniego okrycia", wylądował prosto na głowie Naruto. A raczej,
wylądowałby, gdyby nie to, że ręka Uzumakiego wystrzeliła błyskawicznie ku
górze, aby go pochwycić.
***
Niebieskie
tęczówki spojrzały na niego nieufnie, kiedy to Naruto zerwał się gwałtownie z
miejsca i obrócił w kierunku Sasuke. Jednak po sekundzie konsternacji Uzumaki
uśmiechnął się promiennie, mrużąc radośnie oczy.
–
Sasuke! Draniu, czego się skradasz?
Uchiha
nie odpowiedział. Pochmurnym spojrzeniem wpatrywał się w twarz przyjaciela, nie
będąc do końca pewnym, co powinien zrobić. Dlaczego miał dziwne wrażenie, że
stoi naprzeciwko płochliwej zwierzyny, która w każdej sekundzie jest gotowa
zerwać się do ucieczki?
–
Zmokłeś – powiedział w końcu po dłuższej chwili, czujnie obserwując postawę
drugiego mężczyzny. Niby spokojną, rozluźnioną, a jednak Sasuke miał wrażenie,
że każdy mięsień w organizmie Naruto jest napięty niemalże do granic
możliwości.
– Co ty
nie powiesz, mistrzu dedukcji? – Naruto roześmiał się. Jednak w śmiechu Uchiha
nie usłyszał zwyczajowo panującej w nim radości. – No, no, teraz rozumiem,
dlaczego w akademii dostałeś tytuł geniusza. Przyszedłeś mi to oznajmić, czy
coś konkretnego kazało ci mnie śledzić? Wiesz, Sasuke, bo niektórzy ludzie
jednak cenią sobie swoją prywatność.
Uchiha
zmarszczył brwi, słysząc w jego głosie nutki goryczy.
– Ubierz
płaszcz – rzucił, nie zważając na wcześniejsze słowa Uzumakiego.
– Po co?
I tak jestem cały mokry, o panie troskliwy. – Sasuke uniósł brew wpatrując się
w Naruto z coraz większym zaintrygowaniem. Mężczyzna wyglądał, jakby za wszelką
cenę starał się utrzymać pewnego rodzaju maskę, skrywającą jego prawdziwe
emocje. Tylko... Dlaczego? – Zadałem ci pytanie, Uchiha, odpowiedziałbyś
łaskawie – kontynuował Uzumaki, wciąż zachowując pozory spokoju. – No chyba, że
to poniżej twojej godności.
–
Uspokój się – warknął w końcu Sasuke. Nie podobało mu się to, że Naruto coś
przed nim najwyraźniej z jakiegoś głupiego powodu ukrywał i przez to zachowywał
się kretyńsko. Nie zwyczajowo kretyńsko, tylko... No inaczej. – Przecież nic ci
nie zrobię, więc przestań się przy mnie zachowywać, jakbym miał cię zgwałcić.
To była
kwestia sekund. Sekund poprzedzonych pojawieniem się grymasu przerażenia na
twarzy Naruto. W jednej chwili Uzumaki delikatnie przesunął nogę do tyłu, w
kolejnej już, Sasuke przygniatał go do mokrej trawy, siedząc na nim okrakiem i unieruchamiając
dłonie tuż nad blond czupryną. Pochylił się nad mężczyzną, wpatrując się w
nieruchome, wyraźnie przerażone niebieskie oczy. I wtedy coś mu kliknęło w
głowie.
– Czy ty
się mnie boisz? – zapytał z niejakim zdziwieniem. To było abstrakcyjne. Odwaga
Uzumakiego powoli stawała się legendarna. Każdy kojarzył go z osobnikiem, który
nie lękał się niczego, który nie raz spojrzał śmierci w oczy i pomimo licznych
obrażeń wychodził z każdej opresji z życiem. Więc dlaczego Sasuke czuł od niego
wyraźny strach? Przecież nieraz oklepywali się do półprzytomności, wgnieżdżali się
do ziemi, tak samo, jak właśnie w tej chwili, a nawet łamali przypadkowo kości.
I każda taka akcja kończyła się zawsze tym, że Uzumaki odgrażał się, iż
kolejnym razem "skopie mu dupsko".
Dlaczego
więc akurat teraz Naruto... Bał się?
Odpowiedzi
nie uzyskał. Uzumaki wykorzystał moment jego rozproszenia, kiedy to dokonał
swojego odkrycia, wyrwał dłonie z jego uścisku i przywalił mu, najwyraźniej
wkładając w cios, całą złość i strach, który zrodził się w nim, gdy tylko
usłyszał pytanie. Pod wpływem uderzenia Sasuke odrzuciło do tyłu i zanim się
podniósł, Naruto czmychnął w gęstwinę.
Sasuke
klęczał przez chwilę, w zdziwieniu rozcierając policzek, w który oberwał. Cios
był mocny, przez chwilę przed oczami Uchihy migały kolorowe kropki. Potrząsnął
głową, aby się ich pozbyć. Co to miało
być? Zapytał sam siebie, wstając chwiejnie.
Wbił
spojrzenie w krzaki, w których zniknął Naruto. Jednak w gęstwinie nie był w
stanie już wypatrzeć mężczyzny. Zgrzytnął zębami. I nagle jego uwagę przykuł
delikatny ruch przy ziemi, w punkcie, w który najprawdopodobniej wcześniej
wpatrywał się Uzumaki.
Rudy
lisi łeb wychylił się zza skalnej półki. I zaraz się schował, gdy na nos
zwierzaka spadła kropla deszczu. Sasuke spojrzał w niebo.
Uchiha nawet nie zauważył, kiedy się rozpogodziło. Już tylko pojedyncze krople wody skapywały z mokrych drzew. Ponownie skierował wzrok na roztaczającą się przed nim gęstwinę. I uśmiechnął się drapieżnie.
Uchiha nawet nie zauważył, kiedy się rozpogodziło. Już tylko pojedyncze krople wody skapywały z mokrych drzew. Ponownie skierował wzrok na roztaczającą się przed nim gęstwinę. I uśmiechnął się drapieżnie.
Zaczynamy polowanie, lisie.