piątek, 8 marca 2013

Upolować lisa


W wyniku jakiś dziwnych machlojek wyszło, że mam jeszcze do napisania trzy SasuNeji (Mecha, Ty wyzyskiwaczu xD) oraz, czego kompletnie nie rozumiem, tyleż samo SasuNaru. Jako, że do łba wpadł mi jakiś tam pomysł na nieco coś dłuższego, w ramach owych SasuNaru powstanie jedno opo z 3 części. Jako, że jest ono wciąż w trakcie tworzenia, jest wielce prawdopodobne, że będę w nim wypisywać stek nielogicznych rzeczy ( w sumie żadna nowość xD), ale prosiłabym o wybaczenie i potraktowanie tego jako... Eksperyment xD. Właściwie, to wrzucam to, żeby się przypadkiem nie rozmyślić w pisaniu :"D Jakoś bardziej działa na mnie motywująco dokańczanie fików, kiedy wiszą na blogu. 
No, szału ni ma, dupy nie urywa, ale do czytania zapraszam ;) I oczywiście: dziękuję wszystkim komentującym, ubóstwiam was < 3 


Akari, specjalnie dla Ciebie :)  Mam nadzieję, że coś tam się spodoba w tej mojej radosnej twórczości.            

               Upolować lisa

1. Znaleźć.  
       
               To, że z Naruto działo się coś dziwnego zauważyli wszyscy. Nie, żeby Uzumaki zaliczał się do osób całkowicie normalnych, jego zachowanie przecież zawsze odbiegało od przyjętych norm. Jednak  z upływem czasu, mężczyzna stawał się coraz... Dzikszy. Dzieciak, który nigdy nie stronił od przyjaciół, który z lubością spędzał czas, z każdym, kto tylko miał ochotę na jego nadpobudliwe towarzystwo powoli zmieniał się w... Samotnika.  
               To też stwierdził Sasuke, który ukradkiem obserwował coraz częściej znikającego Naruto. Nie, żeby Uchihę obchodziło, co też takiego wyprawiał Uzumaki podczas tych, najwyraźniej samotnych, godzin. Po prostu... No po prostu pewien blond łeb zawsze zajmował dosyć szczególne miejsce wśród jego znajomych.
               Sam Uchiha nie zdawał sobie sprawy z tego, że w również jest obiektem pewnych obserwacji. To nawet dziwne, gdyż Kakashi wcale, a w wcale się z tym nie ukrywał. A może jednak nie było w tym nic dziwnego... W końcu Sasuke naprawdę miał w głębokim poważaniu to, co wyprawiają inni ludzie. Tylko pewien blondyn wzbudzał w nim irracjonalną potrzebę posiadania pewnej wiedzy, dotyczącej właśnie jego osoby.
               – Wiesz – zaczął Hakate, wychylając się zza płotu, o który opierał się Sasuke. Oczywiście, nieodłącznie w prawej dłoni starszy mężczyzna dzierżył, niczym jakiś talizman, swoją zboczoną książeczkę. – Mógłbyś po prostu zapytać.
               – Co? – Ciemne oczy Uchihy błysnęły złowrogo, gdy przeniósł je z postaci oddalającego się blondyna na Kakashiego.
               – Zapytać. Taka ciekawa czynność, wykonywana przez ludzi, którzy chcą się czegoś dowiedzieć. Polecam.
               – Pleciesz bez sensu, Kakashi – mruknął Uchiha, znowu powracając spojrzeniem ku Naruto. Jednak postać młodego mężczyzny już dawno zginęła pośród gęstwiny drzew rosnących tuż za otwartą bramą.
               – Może. – Jonin wzruszył ramionami. – Po prostu martwię się, o swoich małych wychowanków, wiesz?
               Sasuke parsknął pod nosem. Był już zdecydowanie za stary na takie ckliwe teksty.
               – Proszę cię – prychnął w końcu, próbując nie okazać, że słowa Kakashiego sprawiły, że pewnego rodzaju ciepło rozlało się wokół jego serca. – Więc?
               – Hm? – Hakate spojrzał na byłego ucznia z wyraźnym zadowoleniem błyszczącym w widocznym oku. Pod czarną maską wyraźnie zarysował się mały uśmiech tryumfu. – Czyżbym pozyskał twoje zainteresowanie?
               – Nie – odpowiedział dobitnie, z satysfakcją obserwując, jak uśmiech Kakashiego momentalnie niknie. – Po prostu widzę, że nie masz kogo męczyć jałową rozmową.
               – Ranisz, Sasuke.
               – Irytujesz, Kakashi.
               – Więc, nie chcesz wiedzieć, co się dzieje z Naruto? – zapytał Hakate.
               Sasuke zacisnął wargi, patrząc na niego gniewnie.
               – Dobra, dobra – Kakashi zaśmiał się pogodnie. – Zachowaj to spojrzenie na straszenie małych dzieci. A ja ci powiem jedną, złotą rzecz i dobrze ci radzę, Sasuke, zapamiętaj sobie tę informację.
               – Mówże w końcu.
               Jonin spojrzał na niego, mrużąc radośnie widoczne oko. Najwyraźniej próbował stworzyć napięcie, które miało dobitnie zaznaczać ważność przekazywanej właśnie wiedzy.
               – Rude lisy żyją w grupach rodzinnych.  
                A to co miało znaczyć do cholery? Zastanawiał się Uchiha, z konsternacją wpatrując się w kłęby białego dymu, który pojawił się w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą czaił się Kakashi.

***

               To musiało się w końcu zdarzyć. Sasuke czuł to w kościach, wiedział, że moment ten nadejdzie, już od chwili, gdy pierwszy raz zauważył pewne anomalie w zachowaniu Naruto.
               Zagrzmiało.
               Późny listopad dawał się wszystkim we znaki. Pogoda zmieniała się niczym w kalejdoskopie, co chwile ciesząc wszystkich ciepłymi, słonecznymi promieniami, lub przygnębiając wyraźnie jesienną słotą. Dzisiaj zbierało się na jedną z ostatnich przedzimowych burz. Lekki deszcz siąpił z nieba już od samego rana, a od czasu do czasu błysk piorunów rozświetlał pochmurne niebo.
               Mokre liście smagały twarz Uchihy, kiedy prześlizgiwał się między gałęziami, czujnie wpatrując się w plecy kompana z dawnej drużyny siódmej. Na szczęście Uzumaki nie zagłębiał się w las. Przystanął na obrzeżach, tuż, za pierwszymi liniami drzew otaczających wioskę.
               Och, no właśnie. "Tym" co musiało się zdarzyć, była oczywiście wyprawa Sasuke za Uzumakim, w celu prześledzenia, co też takiego Naruto wyprawiał w trakcie swoich samotnych wędrówek. Obserwacje Uchihy... Mówiąc łagodnie, nie zachwyciły go. Bo Naruto właściwie umościł się w krzakach i wpatrywał się w sobie tylko wiadome "coś". Już od dobrych piętnastu minut Uzumaki nie poruszył się, pozwalając, aby krople deszczu swobodnie moczyły nie tylko jego blond kosmyki, ale i całe ubranie.
               Irytujące, stwierdził Sasuke, zwężonymi oczyma wpatrując się w drgające ramiona drugiego mężczyzny. Z zimna? Czy... Przez łzy? Potrząsnął głową, odrzucając natrętną myśl. Niby dlatego Uzumaki miałby być na tyle przygnębiony, aby dawać upust rozpaczy podczas chowania się w lesie? Nie, to musiało być przez to cholerne zimno. Uchiha poczuł jeszcze większą irytację. Dlatego ten blond idiota nie zabrał płaszcza?! 

***

               – Martwię się o niego. – Sasuke z pewnym zainteresowaniem zerknął na Sakure. Dziewczyna naprawdę wyglądała jakby coś ją trapiło.
               Uchiha, zamiast odpowiedzi, wcisnął nos w kubek z herbatą, którą zaserwowała mu Haruno. Czekał, aż dziewczyna... Młoda kobieta właściwie, rozwinie swoją wypowiedź. I nie zawiódł się. Jakim cudem dał się namówić na spotkanie z Haruno sam nie wiedział. Ale właściwie zaczynał dostrzegać plusy tego, że się zgodził.
               – Znika – kontynuowała, mocniej ściskając kubek z gorącą cieczą. Siedziała właśnie naprzeciwko Uchihy, w swojej kuchni, mieszczącej się w niewielkim mieszkaniu, które od niedawna wynajmowała. Zielone oczy wbiła w trzymane naczynie. – Nieraz na całe dnie i noce. Później chodzi półprzytomny ze zmęczenia. A czasami jest jak kiedyś tym samym irytującym dzieciakiem z wyraźną nadpobudliwością.
               – Wahania nastroju? – parsknął Uchiha w swój kubek. – Zawsze myślałem, że to typowa kobieca przypadłość. Chociaż z tym młotem nigdy nic nie wiadomo...
               Sakura uśmiechnęła się niemrawo. Nagle odstawiła kubek i wlepiła swoje oczy prosto w Uchihe.
               – Zaopiekuj się nim – rzuciła zdecydowanym tonem. – Proszę, Sasuke.

***

               Nie miał najmniejszego pojęcia dlaczego Sakura akurat do niego skierowała się ze swoją prośbą. Znalazłoby się co najmniej kilka bardziej odpowiednich osób. Odpowiednich, czyli posiadających większe doświadczenie w kontaktach międzyludzkich, niż Sasuke. Ba, kilka! W mniemaniu Uchihy, chyba każdy byłby lepszy, niż on. W ogóle, co to miało znaczyć? "Zaopiekuj się", dobre sobie, chyba już byli wystarczająco dorośli, że każdy mógł sam o siebie zadbać.  
               Mimo wszystko Sasuke poczuwał się do wykonania zadania, jakie zleciła mu Sakura. Pewnie nawet wykonałby je bez wyraźnego polecenia ze strony dziewczyny. Ale przynajmniej teraz miał jakąś wymówkę na to, że ponownie siedział na drzewie, patrząc z góry na poczynania Uzumakiego.
               Znowu padało. A blond idiota siedział pod wystającą skarpą i znowu wpatrywał się w "coś".
               Sasuke wysunął się zza gałęzi, między którymi się ukrywał i zeskoczył zgrabnie na ziemie. Krople deszczu obijające się od liści działały na jego korzyść. Nie było szans, aby Naruto go usłyszał. Podkradł się do mężczyzny. Wyraźnie widział dygotanie skulonych ramion. Z blond kosmyków skapywały pojedyncze krople deszczu, widocznie kryjówka nie dawała Uzumakiemu schronienia przed deszczem.
               – Kretyn – warknął pod nosem, na tyle głośno, że gdyby nie wciąż nieustający deszcz, Naruto z pewnością by go usłyszał. Chociaż... Uzumaki był na tyle pochłonięty swoimi obserwacjami, że istniała spora szansa, iż na nic nie zwróciłby uwagi.
               Sasuke, wyjątkowo dzisiaj, nie miał najmniejszej ochoty na wielogodzinne prowadzenie obserwacji. Dlatego też, ciemnozielony przeciwdeszczowy płaszcz, który Uchiha zabrał ze sobą "ot, na wypadek, gdyby skretyniały Uzumaki wciąż popylał bez odpowiedniego okrycia", wylądował prosto na głowie Naruto. A raczej, wylądowałby, gdyby nie to, że ręka Uzumakiego wystrzeliła błyskawicznie ku górze, aby go pochwycić.

***

               Niebieskie tęczówki spojrzały na niego nieufnie, kiedy to Naruto zerwał się gwałtownie z miejsca i obrócił w kierunku Sasuke. Jednak po sekundzie konsternacji Uzumaki uśmiechnął się promiennie, mrużąc radośnie oczy.
               – Sasuke! Draniu, czego się skradasz?
               Uchiha nie odpowiedział. Pochmurnym spojrzeniem wpatrywał się w twarz przyjaciela, nie będąc do końca pewnym, co powinien zrobić. Dlaczego miał dziwne wrażenie, że stoi naprzeciwko płochliwej zwierzyny, która w każdej sekundzie jest gotowa zerwać się do ucieczki?
               – Zmokłeś – powiedział w końcu po dłuższej chwili, czujnie obserwując postawę drugiego mężczyzny. Niby spokojną, rozluźnioną, a jednak Sasuke miał wrażenie, że każdy mięsień w organizmie Naruto jest napięty niemalże do granic możliwości.
               – Co ty nie powiesz, mistrzu dedukcji? – Naruto roześmiał się. Jednak w śmiechu Uchiha nie usłyszał zwyczajowo panującej w nim radości. – No, no, teraz rozumiem, dlaczego w akademii dostałeś tytuł geniusza. Przyszedłeś mi to oznajmić, czy coś konkretnego kazało ci mnie śledzić? Wiesz, Sasuke, bo niektórzy ludzie jednak cenią sobie swoją prywatność.
               Uchiha zmarszczył brwi, słysząc w jego głosie nutki goryczy.
               – Ubierz płaszcz – rzucił, nie zważając na wcześniejsze słowa Uzumakiego.
               – Po co? I tak jestem cały mokry, o panie troskliwy. – Sasuke uniósł brew wpatrując się w Naruto z coraz większym zaintrygowaniem. Mężczyzna wyglądał, jakby za wszelką cenę starał się utrzymać pewnego rodzaju maskę, skrywającą jego prawdziwe emocje. Tylko... Dlaczego? – Zadałem ci pytanie, Uchiha, odpowiedziałbyś łaskawie – kontynuował Uzumaki, wciąż zachowując pozory spokoju. – No chyba, że to poniżej twojej godności.
               – Uspokój się – warknął w końcu Sasuke. Nie podobało mu się to, że Naruto coś przed nim najwyraźniej z jakiegoś głupiego powodu ukrywał i przez to zachowywał się kretyńsko. Nie zwyczajowo kretyńsko, tylko... No inaczej. – Przecież nic ci nie zrobię, więc przestań się przy mnie zachowywać, jakbym miał cię zgwałcić.
               To była kwestia sekund. Sekund poprzedzonych pojawieniem się grymasu przerażenia na twarzy Naruto. W jednej chwili Uzumaki delikatnie przesunął nogę do tyłu, w kolejnej już, Sasuke przygniatał go do mokrej trawy, siedząc na nim okrakiem i unieruchamiając dłonie tuż nad blond czupryną. Pochylił się nad mężczyzną, wpatrując się w nieruchome, wyraźnie przerażone niebieskie oczy. I wtedy coś mu kliknęło w głowie.
               – Czy ty się mnie boisz? – zapytał z niejakim zdziwieniem. To było abstrakcyjne. Odwaga Uzumakiego powoli stawała się legendarna. Każdy kojarzył go z osobnikiem, który nie lękał się niczego, który nie raz spojrzał śmierci w oczy i pomimo licznych obrażeń wychodził z każdej opresji z życiem. Więc dlaczego Sasuke czuł od niego wyraźny strach? Przecież nieraz oklepywali się do półprzytomności, wgnieżdżali się do ziemi, tak samo, jak właśnie w tej chwili, a nawet łamali przypadkowo kości. I każda taka akcja kończyła się zawsze tym, że Uzumaki odgrażał się, iż kolejnym razem "skopie mu dupsko".
               Dlaczego więc akurat teraz Naruto... Bał się?
               Odpowiedzi nie uzyskał. Uzumaki wykorzystał moment jego rozproszenia, kiedy to dokonał swojego odkrycia, wyrwał dłonie z jego uścisku i przywalił mu, najwyraźniej wkładając w cios, całą złość i strach, który zrodził się w nim, gdy tylko usłyszał pytanie. Pod wpływem uderzenia Sasuke odrzuciło do tyłu i zanim się podniósł, Naruto czmychnął w gęstwinę.
               Sasuke klęczał przez chwilę, w zdziwieniu rozcierając policzek, w który oberwał. Cios był mocny, przez chwilę przed oczami Uchihy migały kolorowe kropki. Potrząsnął głową, aby się ich pozbyć. Co to miało być? Zapytał sam siebie, wstając chwiejnie.
               Wbił spojrzenie w krzaki, w których zniknął Naruto. Jednak w gęstwinie nie był w stanie już wypatrzeć mężczyzny. Zgrzytnął zębami. I nagle jego uwagę przykuł delikatny ruch przy ziemi, w punkcie, w który najprawdopodobniej wcześniej wpatrywał się Uzumaki.
               Rudy lisi łeb wychylił się zza skalnej półki. I zaraz się schował, gdy na nos zwierzaka spadła kropla deszczu. Sasuke spojrzał w niebo.
               Uchiha nawet nie zauważył, kiedy się rozpogodziło. Już tylko pojedyncze krople wody skapywały z mokrych drzew. Ponownie skierował wzrok na roztaczającą się przed nim gęstwinę. I uśmiechnął się drapieżnie.
               Zaczynamy polowanie, lisie.