wtorek, 13 września 2016

Na granicy fiksacji

Hoho! Oto i nowa część. 
Betowała Akari! :* 

***

XII

Zniszczyć, zniszczyć, zabić przeszkodę.
Unieszkodliwić.
Zgnieść, zgnieść!

Naruto widział, biernie obserwował, jak jego zaciśnięta pięść zbliżała się do twarzy Sakury. Miał wrażenie, że wyprowadza cios wyjątkowo długo, a w rzeczywistości trwało to ułamek sekundy, zaledwie chwilę, podczas której nie słyszał zupełnie nic, jedynie lisie psioczenie. Jedynie jego podjudzanie.
Nie słyszał nic.
Nic. Nic. Zupełnie nic.
Aż...
— Naruto!
Lis drgnął.
Czy on? Obaj?
Myśli zawirowały w jego głowie, a on nie wiedział, nie miał zupełnie pojęcia, kim teraz jest. Czy wciąż Kyuubi kieruje jego ciałem? Czy może wcale nie. Czy to on drgnął? Czy to on usłyszał ten podniesiony głos?
Lis… czy on? On czy lis?
Kto?
Pięść zatrzymała się zaledwie milimetry od twarzy Sakury, która wpatrywała się w niego (lisa?) z przerażeniem.
Kto ją zatrzymał? On czy lis? Kto usłyszał głos?
— Naruto.
Głos. Głos. Słyszał głos. Znajomy. Teraz wypowiadający jego imię z twardą nutą, z wyraźnym nakazem. Piękny głos.
— Naruto…
Spojrzał. On. I lis. Obaj.
Czerń oczu postaci stojącej w wejściu do baru pochłaniała. Mąciła zmysły, skupiając je tylko na tej tajemniczej głębi. Bo nagle nie liczyło się już nic. Ani cisza, jaka zaległa w pomieszczeniu, przerywana cichym chlipaniem przerażonej Sakury, ani tłum shinobi, wyraźnie szykujący się do ataku.
Cisza trwała. Podczas gdy myśli Naruto szalały, pragnienia mąciły mu w głowie i nie wiedział, naprawdę nie wiedział, które odczucia należą do niego, a które są lisią sprawką. Jednak to nie jest ważne, bo liczy się tylko to, że Sasuke jest. Tu. Teraz. I patrzy tylko i wyłącznie na niego.
Pragniesz go.
Pragnę.
Oj tak. Pragniesz.

W tonie lisa Naruto słyszy radość. Złośliwą, przepełnioną tryumfem. I, mimo stanu w jakim się znajdował, coś w tym tonie niepokoi go na tyle, że odwraca uwagę od tego, co się dzieje w barze.
A ty?

Nagle nie było baru. Nie było Sasuke i jego ciemnych oczu, nie było kwilącej Sakury, ani innych shinobi, którzy jeszcze chwilę temu stawali w bojowej pozycji. Nie było niczego, co spowity mgłą otępienia Naruto widział, mimo tego, że lis zawładnął jego ciałem.
Nagle świat po prostu diametralnie się zmienił. Naruto był w całkiem innym miejscu, które kojarzył z nieprzyjemnych wspomnień związanych z pierwszymi marnymi próbami kontrolowania Kyuubiego. Rozejrzał się niepewnie po otoczeniu. W głowie majaczyły mu myśli. Cudze myśli pchające się na pierwszy plan. Jakby starające się usilnie coś mu przekazać.
Strażnik potrafił kochać.
Znalazł się w przepastnym, ciemnym pomieszczeniu. Stał w wodzie, której poziom sięgał mu tuż ponad kostki, a przed sobą widział kraty. Ciężkie, mocne kraty, z nałożoną na zamek pieczęcią. Za nimi błyszczały w ciemności czerwone ślepia, patrzące z wyraźnym tryumfem. Zupełnie jakby lis… wygrał. Jakby wszystkie jego plany się spełniły.
Gdy tylko Naruto spojrzał w te wypełnione szyderstwem oczy, skronie zapiekły go palącym bólem, a w głowie zamigotało wspomnienie jednego z przeczytanych fragmentów notatek. Sapnął, zaskoczony tym nagłym atakiem i mimowolnie wplątał dłonie we włosy, kurczowo zaciskając na nich palce, jakby to miało w jakiś sposób uchronić go przed cierpieniem. Opadł na kolana, gwałtownie wciągając powietrze, kiedy zaatakowała go druga fala bólu.
Woda zachlupotała. Miękkie fale rozeszły się po tafli.
Strażnik potrafił kochać. Miłością prawdziwą.
Strażnik potrafił kochać. Jednak tego nie czynił. Bo w jego świecie kochaniem zwano gorące pragnienie i pożądanie.

Obraz przed oczami młodego mężczyzny rozmazał się, wzrok płatał figle, pokazując sceny, których nie miał prawa znać. Sylwetki postaci. Zacienione, co nie pozwalało odkryć ich tożsamości. Uzumaki widział siedzące w kręgu niewyraźne cienie. I słyszał ich głosy. Ale mimo, że nie widział twarzy postaci, to z jakiegoś pokręconego powodu wiedział, bardzo dobrze wiedział, kto i kiedy przemawiał.
— Miłość to pragnienie — rzekł jeden ze strażników. — Miłość to chęć posiadania.
— Miłość to wolność — zaoponował Mędrzec. — Możliwość wyboru. I w wyborze tym chęć kroczenia tą samą drogą mimo wszelkich przeciwności.
— Gdzież widzisz różnice?
— Cienka granica między obsesją a uczuciem czystym. Pragniesz kochać? Idź więc tą samą ścieżką przez życie co twa miłość, tuż obok, ramię przy ramieniu.

— Przestań, kurwa! — wrzasnął, nie wiedząc do kogo właściwie się zwraca. O dziwo, nagle wszystko faktycznie się urwało. Mary zniknęły, tak samo jak palący ból. A kiedy Naruto podniósł wzrok na kraty, czerwone ślepia wciąż wpatrywały się w niego z tryumfem.
— Wariujesz — stwierdził demon, wyraźnie uradowany.
— Ciekawe z czyjej winy — parsknął wściekle, nie odrywając spojrzenia od krwistych tęczówek. — Czego ty do cholery chcesz, ty chory popaprańcu?! — zapytał, wstając.
— Twojego szaleństwa.
— Po co? — warknął, nie oczekując odpowiedzi. — Chcesz się uwolnić, dobrać się do Sasuke i…
Przerwał mu śmiech.
— Faktycznie. Pragnę wolności — powiedział lis bez krępacji. — Ale Uchiha to tylko narzędzie, które mi ku temu posłuży. Wy ludzie — kontynuował, nie zważając na zdziwioną minę Uzumakiego. — jesteście strasznie prości w obsłudze.
— Odbiło ci, nie? — Ton głosu Naruto był całkowicie poważny. Mimo że miał ochotę wrzeszczeć z frustracji, powstrzymywał emocje, skupiając się na demonie. — Z tego samotnego siedzenia za kratami po prostu coś ci się pomerdało z klepkami?
— Wystarczy lekko popchnąć, wskazać obiekt zainteresowania — wymruczał lis, nie zważając na jego słowa. — A potem tylko czekać na efekty waszych działań, czasami tylko podkręcając emocje, aby wprowadzić więcej zamętu. Biedni, dający sobą manipulować idioci.
— Ja nie… co? — Nic nie rozumiał. A wypowiedzi lisa wprawiały go w jeszcze większą konsternację. — Wyjaśnij! — zażądał.
— Co mam ci wyjaśnić, kochaniutki? — w słowach wypowiedzianych przez lisa ponownie zabrzmiała złośliwa uciecha. — To, że sam skazałeś się na przegraną w momencie, kiedy zapragnąłeś Uchihy?
— Też go pragniesz!
— Och nie — zaprzeczył lis, z udawanym smutkiem. — Fascynuje mnie sharingan, owszem — przyznał. — Jednak Uchiha sam w sobie jest tylko i wyłącznie przydatny w kwestii mojego, nieuchronnie zbliżającego się, uwolnienia.
Na chwilę zapadła między nimi cisza. Naruto trawił usłyszane właśnie słowa nie za bardzo dając im wiarę. Przecież… przecież to niemożliwe.
— Więc… więc te wszystkie podszeptywania — zaczął, nieco roztrzęsiony otrzymanymi informacjami. — te wszystkie sytuacje, kiedy mruczałeś na widok Sasuke… Wtedy, gdy w pewnym stopniu mnie kontrolowałeś i polazłeś do jego sypialni… to…
— To zwykłe manipulacje, mające na celu pozwolić ci zrozumieć, że go pragniesz. Wybacz, z twoim ogarnięciem, bez mojej drobnej interwencji, trwałoby to wieki.
— I te nocne wizje? Te chore sny?!
— A to akurat — lis zaśmiał się szpetnie — twoje własne wymysły. Nawet nie wiesz ile radości sprawiało patrzenie jak się motasz pod wpływem własnych pragnień i jak usilnie starasz się zrzucić odpowiedzialność za nie na mnie. Przyznam, że były mi na rękę. Owszem. Jednak nie mam z nimi nic wspólnego. Zabawne, czyż nie?
— Ale… ja… to nie może być…
— Prawda? — dokończył za niego demon. — Ale jest.
— Kłam…
— Nie. Nie muszę.
— Och, no przecież! — warknął Naruto, mrużąc wściekle oczy. Nie. Nie wierzył. To było bez sensu! — Z pewnością ci zaufam! W końcu to wszystko jest tak cholernie logiczne! A już najbardziej to, że nie zatajasz swojego GENIALNEGO planu manipulacji, tylko zdradzasz mi wszystko na moją prośbę. No tak. Oczywiście!
— A czemuż miałbym go nie zdradzać, skoro właściwie został już zrealizowany?
— Co.
— A owszem. — Białe kły błysnęły w ciemności, kiedy lis wyszczerzył się w paskudnym uśmiechu. — Pragniesz. Pragniesz Sasuke. Ja to wiem. Ty powoli sobie tę niezaprzeczalną prawdę uświadamiasz. Podejrzewam, że niedługo również do Uchihy dotrze to co do niego czujesz. I to tylko kwestia czasu, ale dzięki temu nadejdzie chwila, w której będę mógł się uwolnić.
— Więc… to co czuję… to wszystko…
— Głupiś — powiedział lis. — Wciąż głupiś. Mimo tego, co powiedziałem.
— Ja wcale nie…
— Pragniesz — powiedział, jakby odgadując myśli nosiciela. — Ale to nie tak, że to moja sprawka. Najpierw zapragnąłeś. I dzięki temu ja dostrzegłem swoją szansę.
— Nawet jeśli FAKTYCZNIE pragnę, to niby co to ma do twojego uwolnienia?!
Lis wyszczerzył się jeszcze bardziej. I kiedy Naruto już sądził, że nie otrzyma od niego odpowiedzi, demon przemówił tajemniczo:
— Kiedy budzą się strażnicy?
— Hę?
— Kiedy budzą się strażnicy — ponowił pytanie, tym swoim mamiącym, drwiącym głosem.
— Ja… nie…
— Kiedy?
— Zamknij się! — wrzasnął nagle Naruto w ramach odpowiedzi. Czuł się zagubiony. Wykorzystany. I przez to wszystko nawet nieco… przerażony. — Zamknij się, zamknij! — Nie rozumiał. Nie był w stanie nadążyć za lisim myśleniem. Albo inaczej: nie chciał nadążyć. Bo jeśli lis miał racje, jeśli faktycznie został zmanipulowany, jeśli teraz… Jeśli to była prawda, to co on miał z tym faktem w ogóle począć?!
Czuł, że traci grunt pod nogami. Czuł, że zaraz, zaraz…
Zwariuje.
Sapnął zaskoczony, kiedy ktoś znienacka położył dłoń na jego ramieniu. Oderwał spojrzenie od lisich, teraz nieco zaskoczonych tęczówek, i spojrzał w bok.
Sasuke. Był tu. Razem z nim. Przez co wszystkie negatywne emocje, jakie się jeszcze przed chwilą w nim tłoczyły, po prostu zniknęły. Czy też: zostały aktualnie zepchnięte na dalszy plan.
— Jak? — wyrzucił z siebie z wyraźną ulgą. Nie był sam. I dzięki temu informacje, jakie otrzymał od demona na tę chwilę przestały być takie uciążliwe. — Jakim cudem?
Uchiha uśmiechnął się lekko, rzucając mu szybkie, przelotne spojrzenie. Zaraz znowu wbijał twardy wzrok w siedzącego za kratami lisa. Ta chwila wystarczyła, żeby Naruto zauważył zmianę w jego wyglądzie. Lewe oko mężczyzny było inne. Lśnił w nim krwisty sharingan, jednak nie wyglądał tak, jak Uzumaki go zapamiętał. Nie były to trzy łezki rozłożone wokół źrenicy. Teraz wzór na oku przypominał Naruto… shurikena. Trójramiennego shurikena, z obłymi, miękkimi liniami ostrz.
— Sasuke — sapnął zaskoczony tym widokiem.
— Później — odpowiedział mężczyzna, wciąż mierząc lisa złym spojrzeniem. — Najpierw zajmijmy się demonem.
Naruto również spojrzał na dziewięcioogoniastą bestię. Demon milczał uparcie, wpatrując się w posiadacza sharingana. Od kiedy mężczyzna się pojawił, nie wyrzucił z siebie ani jednego złośliwego słowa, mimo że wcześniej wyjątkowo wiele paplał.
Teraz milczał. I po chwil Uzumaki chyba odkrył dlaczego.
W czerwonych ślepiach Kyuubiego również błyszczał sharingan.

Wrócił do swojej własnej świadomości w momencie, w którym odkrył zmianę w oczach demona. I w tej samej chwili ostrze katany wbiło się tuż koło jego ucha. Idealnie wymierzone pchnięcie przecięło materiał kołnierza jego bluzy, nie naruszając jednak skóry.
Leżał. Płasko przyciśnięty do ziemi przez Sasuke. Jego tors znalazł się między kolanami mężczyzny, który klęczał teraz, z twarzą pochyloną tuż nad jego własną, z czerwonym spojrzeniem wbitym w niebieskie tęczówki. Przez chwilę nie mówili nic i otaczała ich zupełna cisza. Uchiha tylko patrzył, zaciskając jedną dłoń na wbitej w ziemię broni.
— Już po wszystkim — powiedział w końcu Sasuke, wciąż nie zmieniając pozycji. Czerwień jego oczu nikła, powoli zastępowana zwyczajową czernią.
— Wszystkim? Czym wszystkim? — Znowu nic nie rozumiał. Był oszołomiony tym co miało miejsce. Jego myśli szalały i nie potrafił się skupić na tych wszystkich wydarzeniach, przez które setki pytań kłębiło się w jego głowie.
— Lisich przekrętach — oznajmił, wstając, jednocześnie wyszarpując katanę, żeby schować jej ostrze w zawieszonej na plecach pochwie. Zaraz po tym wyciągnął rękę w stronę Uzumakiego, oferując mu pomoc. Z czego Naruto chętnie skorzystał.
Wtedy zobaczył krew. Czerwień zdobiącą jego własne ręce. Jego ubranie.
To… nie wyglądało dobrze.
— Co się stało? — zapytał, pełen złych przeczuć. Bo nie wiedział, nie miał zupełnie pojęcia, co się działo z jego własnym ciałem, tuż po tym, jak znalazł się przed lisim więzieniem. I nie był do końca pewien, czy chce to wiedzieć.