piątek, 1 kwietnia 2016

Na granicy fiksacji

Dziękuję za komentarze wszelakie i zapraszam na część kolejną! Tekst przed publiszem ogarniała AKARI <3.

***

IX

Dosyć szybko znowu pogrążyli się w rutynie, jaka towarzyszyła im przed ostatnim lisim atakiem. Nocne pobudki i picie kawy o ekstremalnych godzinach ponownie wróciły do ich życia. Tak samo jak i Sasuke wrócił do swojej sypialni, czy też po prostu: zaniechał nocnych wizyt w pokoju, w którym przyszło gościć Uzumakiemu. Wróciły również, co było do przewidzenia, senne wizje po których Naruto budził się gwałtownie, wymęczony i rozchwiany emocjonalnie. Z głową bolącą od rechotu lisa i z szalejącymi myślami, skupionymi na tym jak Sasuke dotykał go. Całował. Pieścił.
Dni wypełniały im poszukiwania metody na złamanie pieczęci chroniącej dane, które są zapisane na tablicach stworzonych przez przodków klanu Uchiha i oczekiwaniach na informacje od Hokage na temat badań prowadzonych przez Namikaze. Działali w kierunku ujarzmienia lisiego demona, jednak, ku rozczarowaniu Uzumakiego, ich prace słabo posuwały się do przodu. Mimo że podczas tych wielogodzinnych przesiadywań, ze strony Uchihy dało się słyszeć od czasu do czasu tryumfalne pomruki.
W trakcie jednego z popołudni wypełnionych poszukiwaniami, Sasuke zarządził koniec wiele godzin wcześniej niż mieli to w zwyczaju.
— Dlaczego? — Naruto przez chwilę spoglądał na niego podejrzliwie zza studiowanego właśnie zwoju.
— Wychodzimy.
— Hę?
— Spotkanie ze znajomymi. — Uchiha wzruszył ramionami.
— Co: spotkanie ze znajomymi?
— Nie pamiętasz zaleceń Tsunade? — zapytał, wstając z klęczek. — Masz się nie izolować.
— Ja… przecież… wcale… — zaczął się buntować, niekoniecznie wiedząc właściwie przeciwko czemu w sumie się buntuje. — No ej, no!
— No co?
— I, że co, że niby my razem, teraz mamy… co właściwie?
— Wyjść. Do ludzi.
Na to Naruto nie miał odpowiedzi. No może oprócz jednej.
— Ale ja nie chcę! — stwierdził butnie.
— Jaka szkoda — Sasuke uśmiechnął się złośliwie — że właściwie nie masz w tej kwestii nic do gadania.

***

Naruto dziwił się aktualnie dwóm rzeczom. Po pierwsze temu, że aż tak bardzo sam nie miał najmniejszej ochoty wyściubiać nosa z rezydencji Uchihy. Przez te wszystkie lawiracje związane z lisem, naprawdę odizolował się od innych ludzi i jakoś nie było mu tęskno do zmiany tego stanu rzeczy. W całym wariactwie jakie zagościło w jego życiu, nawet nie było czasu, żeby myśleć o czymś tak przyziemnym jak spotkania z przyjaciółmi. Więc teraz… Po prostu ciężko mu było do tego wrócić.
Drugą rzeczą, której się dziwił, było to, że to właśnie Uchiha zarządził wyjście. Tak, ten sam Uchiha, który przecież od ludzi stronił ZAWSZE i w ogóle raczej mało kiedy można go było ujrzeć w towarzystwie kogokolwiek.
Rozkaz. Rozkaz. Pieprzony rozkaz.
Naruto zmarszczył brwi, słysząc pod czaszką lisie marudzenie. Skroń zakuła go boleśnie.
— Hę? — mruknął nieco nieprzytomnie.
Rozkaz. Powtórzył Kyuubi, ze złośliwą uciechą słyszaną w głosie. No przecież nie chodzi o ciebie.
Uzumaki zacisnął wargi.
Czy Dziewięcioogoniasty miał racje? Cóż… zapewne. I chociaż na co dzień takie myśli Naruto starał trzymać od siebie jak najdalej, tak rzucone znienacka słowa wyjątkowo trafnie wwiercały się w jego świadomość. Jednak nie było mu dane długo nad tym rozmyślać.
— Gotowy? — Głos Sasuke rozbrzmiał z korytarza, skutecznie odwracając uwagę Uzumakiego od lisiego marudzenia.
— Yhm — mruknął. — Już!

***

Później Naruto dziwił się jeszcze bardziej. Bo w barze było mnóstwo znajomych twarzy i wszyscy właściwie zachowywali się nad wyraz normalnie. Nie wiedział w sumie ile wiedzą na temat jego ostatnich… problemów. I czy w ogóle cokolwiek wiedzą. W każdym razie, Uzumaki zdawał sobie sprawę z tego, że nie miał z nimi kontaktu przez długi czas, więc spodziewał się, że dzisiejsze wyjście będzie totalną klapą, że będzie drętwo i w ogóle, że przez większość czasu będzie czuł się nie na miejscu.
A jednak było zupełnie odwrotnie.
Przywitał ich serdeczny opierdziel ze strony Kiby, który zrugał Naruto za nagłe zaginięcie z życia towarzyskiego Konohy. I potem jakoś tak wszystko… poszło naturalnie. Bez wymuszonej uprzejmości, po prostu wszyscy zachowywali się, jakby tych dni izolacji Uzumakiego w ogóle nie było.
To z jednej strony było naprawdę miłe. Jednak z drugiej…
Z drugiej jasno wynika, że równie dobrze by cię mogło nie być.
Potrząsnął głową, starając się nie skupiać na prawionych przez lisa złośliwościach. I w trakcie tego potrząsania zauważył, że ciemne oczy, mimo tego, że Sasuke był zajęty rozmową, zerkają na niego czujnie.
Pilnuje cię, pilnuje.
— Och, zamknij się — burknął do siebie, chwilowo tracąc dobry humor.
— Co? — stęknął, siedzący obok niego Choji.
— Nic, nic — uśmiechnął się do niego uspokajająco. Nie miał zamiaru dać się stłamsić marudzeniu Kyuubiego. Nie dzisiaj. Tak więc reszta wieczoru minęła w spokojnej, wesołej atmosferze, przy wspominkach starych dobrych czasów, piwie i ogólnie dobrym humorze.

***

Najdziwniejszy w tym całym spotkaniu okazał się być Sasuke. Taki… NORMALNY, wyjątkowo uczłowieczony Sasuke, który nie aż tak bardzo stronił od ludzi, i który pozwalał się wciągać w rozmowy, odpowiadając taktownie na zadawane pytania i nawet od czasu do czasu pozwalający sobie na skrzywienie ust w delikatnym uśmiechu. Och, no jasne, w dalszym ciągu był sobą, tyle, że takim… bardziej ludzkim.
Właśnie tego wieczoru Naruto odkrył, że przegapił moment w którym przyjaciel odzyskał spokój.
Pamiętał, że lata temu, kiedy ich drogi rozeszły się na długi, długi czas, Sasuke był rozdarty. Pamiętał, jak pałał chęcią dokonania zemsty na bracie, jak rozpamiętywał masakrę mającą miejsce w dzielnicy jego klanu. Pamiętał jego nieustanne dążenia do zdobycia mocy, umożliwiającej wyznaczenie sprawiedliwości osobie odpowiedzialnej za śmierć jego rodziny.
Pamiętał ich walkę w Dolinie Końca.
Pamiętał jego czarne oczy, zbyt poważne jak na tak młody wiek. Zbyt zmęczone tym co zdołały już w życiu zobaczyć. Wypełnione jedynie gorącym pragnieniem zemsty.
I pamiętał również obojętność. Bo wtedy, w Dolinie Końca, dla Uchihy wszystko przestało się liczyć, oprócz chęci pozyskania odpowiedniej siły. I walka z Naruto była dla niego jednym z pierwszych kroków w tym kierunku.
Pamiętał, że bolało. Właśnie ten obojętny wyraz twarzy, ten brak emocji i deklaracje, że Sasuke właściwie ma gdzieś swoją własną przeszłość w Wiosce Liścia, a tym samym wszystkich swoich znajomych. W tym Naruto, który przecież przez kolejne lata ganiał za nim, nie dając sobie wmówić, że nie uda mu się sprowadzić przyjaciela do wioski. Że sprawi, że ten cholerny dureń przejrzy na oczy i wszystko będzie tak jak dawniej. Pamiętał, że to wtedy świadomie sięgnął po moc Dziewięcioogoniastej bestii, obnażając się tym samym przed nią ze wszystkich emocji. Tamtego dnia było to czyste przygnębienie i smutek.
Pamiętał również późniejsze spotkania, podczas których został wielokrotnie zraniony, zarówno psychicznie, jak i fizycznie. A potem, nagle, po wielu latach, Sasuke po prostu wrócił. Najwyraźniej zdobywając cel jaki przed sobą postawił i tym samym osiągając spokój, do którego aktualnie Naruto było bardzo daleko. Wrócił, pokonawszy Orochimaru i właściwie to było na tyle co wiedział Uzumaki. Bo zaraz też po jego powrocie zaczęły się dziksze nagabywania lisa i odważniejsze próby przejęcia jego ciała.
Dlaczego? Dlaczego akurat wtedy dziewięcioogoniasta bestia zaczęła wykazywać większą aktywność?
Naruto nie wiedział. A lis odpowiadał mu jedynie zjadliwym śmiechem.

***

Kolejne dni mijały. Do poszukiwań sposobu rozszyfrowania pieczęci i oczekiwań na wieści od Hokage, dołączyły stosunkowo częste spotkania ze znajomymi. Życie Naruto w pewnych aspektach stało się dosyć stabilne, mimo dzikich nocnych wizji czy dziennego lisiego marudzenia. A ta odrobina stabilności jak najbardziej mu odpowiadała, więc chwytał się jej kurczowo, z niejakim optymizmem patrząc w przyszłość.
I nawet mu się to optymistyczne nastawienie sprawdziło, bo nastał w końcu poranek, podczas którego w progach uchihowego domu pojawił Konohamaru ze stertą zwojów od Hokage. Tylko jakież było zdziwienie Naruto, gdy w końcu zapoznał się z ich zawartością.
Sasuke zastał Uzumakiego ślęczącego nad jednym z papierów w kuchni, z wystygłą kawą podstawioną pod nos, zgarbionymi plecami i oczami wbitymi w nakreślone na zwoju literki. Obowiązkami nad swoimi badaniami mężczyźni podzielili się w taki sposób, że Uchiha kontynuował męczenie sposobu odszyfrowania klanowych tablic, a Naruto wziął na siebie zaznajamianie się z treścią notatek czwartego Hokage. I aktualnie mu się takie rozwiązanie nie podobało, bo tak niekoniecznie łapał co czyta. Znaczy… łapał. Chyba. Trochę.
Ale jakoś ten czytany tekst nie za wiele mu rozjaśniał w głowie, a przecież dzięki notatkom Czwartego miał się czegoś dowiedzieć o lisim demonie, psia mać! A nie, że siedzi i czyta… czyta… no głupoty, no!
— Bez sensu — burknął do siebie, ledwo rejestrując fakt, że w kuchni nie znajdował się już sam.
— Hm? — mruknięcie mężczyzny, aktualnie stojącego przy blacie i nastawiającego wodę, wyrwało Uzumakiego z własnych rozmyślań. — Kawy?
— Poproszę. A bez sensu — dodał wskazując na leżącą przed nim dokumentację — są te świstki.
— Zapiski Czwartego? — Uchiha zerknął na niego, unosząc jedną z brwi. — Co niby z nimi jest nie tak?
— Bo to nie są zapiski! — jęknął Naruto, podnosząc jeden z papierów i machając nim z irytacją. — To jakieś… jakieś bajki durne, no!
— Bajki.
— TAK. CHROMOLONE BAJKI!
— Bajki czy może legendy?
— Nie sądzisz, że to jeden pies?
— W legendach ponoć zawsze tkwi ziarno prawdy. — Sasuke wzruszył ramionami. — Tylko trzeba umieć je odpowiednio odczytać.
— Sugerujesz, że nie umiem składać literek?
— Sugeruję, że patrzysz na to wszystko zbyt powierzchownie — odpowiedział poważnie. — Przeczytaj którąś.
Przez sekundę czy dwie Naruto wpatrywał się w postać mężczyzny, który usiadł właśnie na krześle naprzeciw niego, z wyraźną podejrzliwością. Zdusił jednak chęć warknięcia czegoś głupiego w ramach odpowiedzi, westchnął ciężko i z małego stosu wygrzebał zwój oznaczony pierwszym numerem. Zaczął czytać.

***

Mędrzec ze zmęczeniem i smutkiem patrzył na rosnące w świecie skupiska złych emocji. Na lęk, na wstyd i gniew wśród pierwszych shinobi się szerzące, które pchały ludzi ku czynom dalekim od chwalebnych. Które stawiały brata naprzeciwko bratu, dzieci przeciwko rodzicom, które z przyjaciół czyniły wrogów i przez które zrywano wszelakie więzi.
Widząc więc, że pod natłokiem tych odczuć wojownicy i ich klany wybijają się wzajemnie, poszukując mocy do własnego przetrwania, wziął Mędrzec i zebrał negatywną energię w jedno skupisko, aby następnie podzielić ją na części, które pod odpowiednie piecze trafić miały.
Trzech strażników więc z lęku towarzyszącego ludziom powstało, lęku objawiającego się niepokojem, napięciem i oczekiwaniem najgorszego. Trzech kolejnych ze wstydu zlepiono. Z toksycznego uczucia własnej ułomności, przeświadczenia o przegranej oraz bezwartościowości. Trzech ostatnich strażników zrodziło się z gniewu. Z narastającej frustracji i złości. Z wszechobecnej agresji.
Po trzech strażników z trzech emocji więc stworzył Mędrzec.
Każdy z jasnym zadaniem mu przyświecającym, aby nad swą częścią negatywności panować i do uwolnienia jej nie dopuścić. I tak nastał pokój wśród shinobi. Dzięki Mędrca interwencji, świat mógł na przód przeć, wolnym będąc od negatywnych emocji. Więc nastały lata świetności i wspaniałości o których po dzień dziś mówić z dumą możemy. Bo z klanów niegdyś zaciekle ze sobą walczących, do dziś przetrwały wioski przez ich przywódców budowane i zarządzane z rozwagą i mądrością.


***

— I tak mniej więcej wygląda też reszta. — Naruto przerwał czytanie tekstu. — Czyli bajki.
— Albo zapiski z pierwszych lat istnienia shinobi.
— Ach, no tak. Bełkot o emocjach zapewne ma z tym wiele wspólnego. Oczywiście. — Skrzywił się. Zupełnie to do niego nie przemawiało. — Zwykłe banialuki.
— Niekoniecznie. — Sasuke wstał, żeby zalać kawę gorącą wodą. — Nie sądzisz, że dziewięciu strażników to najprawdopodobniej jinchuuriki?
— Ja nawe…
Głośny rechot lisa spowodował nagły, ostry ból, sprawiający, że Naruto zamilkł gwałtownie, jednocześnie przymykając oczy. Nie wiedział co też spowodowało taką wesołość demona, ale chyba nawet nie chciał wiedzieć.
— No. Może — mruknął w końcu, masując skroń, jednak dziki śmiech wcale nie chciał ucichnąć, a ból zniknąć. — Ale nawet jeśli, to wiedza z tych zapisków na niewiele nam się przyda, nie?
— Być może.
Naruto uchylił powieki, żeby zerknąć na przyjaciela, kiedy do jego uszu dotarł stuk stawianej na stole kawy. Przez sekundę miał wrażenie, że widzi w jego oczach coś na kształt… troski? A może smutku?
Wzbudzasz litość?
Ciemne spojrzenie przeniosło się zaraz na rozłożony na stole świstek. Wąskie brwi zmarszczyły się wyraźnie, kiedy mężczyzna dojrzał na nim coś, co najwyraźniej wzbudziło jego zainteresowanie.
— Tam w rogu — wskazał palcem na rozwinięty zwój. — Jest coś dopisane?
Naruto podążył wzrokiem na wskazywane przez Uchihe miejsce. Faktycznie. Na skraju papieru ktoś nabazgrał coś nieco niechlujnym, pochylonym pismem. Zupełnie jakby były to rzucane na szybko myśli, zapisywane naprędce, byleby ich nie zapomnieć. Nachylił się nad zwojem, jednocześnie mrużąc oczy.
Kiedy budzą się strażnicy? — odczytał z trudem krótką notatkę. — Pod wpływem silnych emocji. — Przerwał na chwilę, nie mogąc rozszyfrować kolejnych zdań. — Kiedy ...zgs… nie. Kiedy zyskują najwięcej? Gdy odradzają się z przeciwności.
Oderwał spojrzenie od tekstu i spojrzał z niezrozumieniem na Sasuke, który wyglądał na równie skonfundowanego co on sam.
— Załapałeś coś z tego? — zapytał mimo wszystko.
Uchiha pokręcił głową.
— No — westchnął Uzumaki. — To cudownie.
Kurwa.

***