piątek, 29 sierpnia 2014

Na granicy fiksacji

Tytuł: Na granicy fiksacji 
Długość: część druga, również lekko ponad 1k słów 
Gatunek: drama, obyczaj, romans 
Beta: Cudowna, wspaniała, dzielna AKARI<3 LOF JU WERY MACZ! :* 
Ostrzeżenia: Przekleństwa. Mniej niż wcześniej przekleństw. Autor nie ogarnia co będzie dalej x). 

No i dziękuję jeszcze raz bardzo za wszystkie komentarze! <3 Nawet nie wiecie jakiego pałera dają, żeby w ogóle kontynuować opo x). A takie zyskiwanie pałera jest - przez pewne komplikacje - naprawdę mi potrzebne przy tym fiku x). Dziękować! :"D

II

W uszach słyszał tylko dźwięk własnego serca, którego uderzenia były nienaturalnie spowolnione. Nienaturalnie głośne
Uderzenie pierwsze.
Naruto zesztywniał, wpatrując się w jeden z większych odłamków lustra. Widział w nim swoje odbicie. Swoje? Chyba. Albo już nie swoje. Czerwone ślepia, pomarańczowa chakra uformowana w lisie uszy, nietypowo dla człowieka wydłużone kły, poszerzone blizny na policzkach, które jeszcze bardziej upodobniały jego twarz do lisiej... To on? Czy już dziewięcioogoniasty? 
Następne.
W kawałku lusterka zobaczył jak postać marszczy brwi. Jak przygryza wargi, niemalże do krwi. Widział w tych czerwonych oczach, na samym ich dnie, strach. Rozpacz. 
To on. To jeszcze on. To Naruto, psia mać, Uzumaki! 
– Uciekaj ­– zacharczał zniekształconym, schrypniętym głosem, mając jeszcze nadzieję, że Sasuke go posłucha. Chciał go chronić przed demonem. Przed jego chorymi pragnieniami. – UCIEKAJ! – wrzasnął, odrywając spojrzenie od lustrzanej tafli i gwałtownie przenosząc je na Uchihe. 
Kolejne uderzenie. Trzecie. Ostatnie zanim wariuje. 
To był błąd. Zdecydowanie błąd. Bo kiedy tylko czerwone ślepia spotkały się z czarnymi, bo kiedy lis jego oczami spojrzał na postać ciemnowłosego mężczyzny, tak kuszącą, tak perfekcyjną... to Naruto oszalał. 

*** 
Pomarańczowa chakra buchnęła rozgrzanym powietrzem. Szyba w małym łazienkowym oknie zadrżała niebezpiecznie, tak samo jak leżące na ziemi odłamki lustra. Powiew gorąca niemalże zmiótł Sasuke z nóg. Trwało to zaledwie ułamki sekund. Ułamki sekund, podczas których Naruto mimowolnie spuścił głowę, przymykając oczy. I zaraz potem z jego ust wyrwał się krótki, nieprzyjemny rechot. Złowieszczy. Przekształcający się w złośliwy, wypełniony sadystyczną przyjemnością śmiech. 
– Naruto? – Cichy głos zdołał jeszcze dotrzeć do jego świadomości. Wyraźnie słychać w nim było lekkie zawahanie. Zanim ciemność całkowicie pochłonęła Naruto usłyszał jeszcze krzyk Sasuke. – Kyuubi! – I to był znak. Znak, na który to demon sprężył się i z lisią gracją doskoczył do swojej ofiary, przewracając ją na plecy i przygniatając do łazienkowej posadzki, malowniczo obsypanej kawałkami lustra. 
Znak, po którym Uzumaki nie mógł zrobić już nic. 
Co nie znaczyło, że Uchiha był równie bezbronny. Moment później lis został strącony z jego ciała mocnym kopnięciem i kiedy chwiejnym krokiem demon starał się złapać równowagę, Sasuke poderwał się z ziemi stając w pozycji bojowej, rękoma sięgając już do przewieszonej na biodrach katany. 
Lis warknął wściekle, kłapiąc zębami. Zniżył się do kucek, nie spuszczając uważnego spojrzenia z mężczyzny. Jego nozdrza drgały gwałtownie przy każdym wdechu. Uszy wykształcone z chakry położone płasko przy głowie, nerwowe ruchy ogona i cała postawa demona wyraźnie świadczyły o jego gotowości do kolejnego ataku. 
Ataku, który z niewiadomych przyczyn nie nadchodził. Cichy warkot rozbrzmiewał w pomieszczeniu, podczas gdy mężczyzna i demon mierzyli się gniewnymi spojrzeniami. 

*** 

A Naruto wariował. Szalał. Niezdolny do kontrolowania własnego ciała, niezdolny do zrobienia czegokolwiek. Nie mogący zainterweniować w żaden sposób. Jako bierny obserwator patrzył oczami lisa na sylwetkę Sasuke. I, cholera, podobał mu się ten widok. Nie wiedział czy to jego myśli, czy myśli dziewięcoogoniastej bestii, ale Uchiha swoją postawą nęcił jego zmysły, wzbudzał szaleńcze pragnienie, aby go... dotknąć. Aby go pocałować, aby zedrzeć ubranie, wgryźć się w szyję, zatracić w tych czarnych oczach i dać się ponieść pożądaniu. 
Demon czy on? To on czy demon? 
Czyja to myśl, czyja fantazja? 
A czy to ważne? 
Fiksował, wariował równocześnie z demonem. Tak. Tak musiało być. Bo czy inaczej, będąc normalnym, myślałby o Sasuke w TAKICH kategoriach? Myślałby o dotknięciu go i o byciu dotykanym, podczas gdy dziewięcioogoniasta bestia rządzi jego ciałem? 
Ewidentnie: wariował. 
Ale to nieważne. Teraz, w tej konkretnej chwili... to naprawdę się nie liczyło. 

*** 

Demon obniżył ramiona, zapierając się jednocześnie nogami o podłogę. Czerwona chakra oplatająca kończyny Naruto, tworząca swojego rodzaju szpony, błyszczała złowieszczo, nawet przy tak delikatnych ruchach. Obnażył wydłużone kły, warcząc ostrzegawczo, gdy dłoń Sasuke mocniej zacisnęła się na rękojeści katany. Wystarczyłby jeden nieprawidłowy ruch,jakiś nieznaczny gest, żeby demon w kolejnej sekundzie rzucił się na mężczyznę. Wystarczyłaby nawet jedna głupia myśl w lisim łbie... Jednak wciąż żaden z nich się nie poruszył. Tylko ogony demona smagały wściekle powietrze, nieco mącąc ciszę, która zaległa między nimi. 
Bezruch trwał zaledwie sekundy. Jednak dla uwięzionego we własnej podświadomości Naruto wydawało się jakby to były niemiłosiernie długie godziny. Długie godziny, przerwane w końcu sykiem irytacji, który wydobył się spomiędzy warg Uchihy, mrużącego gniewnie oczy. I dźwięk tego syknięcia najwyraźniej też zaalarmował demona, który spiął się wyraźnie, gotując się do skoku. 
Ale skok nie nastąpił. Znowu nie nastąpiło nic. Żaden atak, żaden gwałtowny ruch. 
Tylko świat lisa i Naruto jeszcze bardziej oszalał, bo czerń oczu mężczyzny została zastąpiona krwistym sharinganem. 

*** 

Lis jęknął żałośnie, tuląc uszy po sobie. Przeszurał w miejscu szponami wpatrując się w Sasuke z bezgranicznym zachwytem. Pochylił się ku ziemi i wciąż nie odrywając spojrzenia od twarzy mężczyzny mruknął z wyraźną aprobatą. Demoniczne ogony wciąż smagały powietrze, ale już bez wściekłości, jakby... jakby z pewną zwierzęcą radością. Niczym pies na widok swojego właściciela. 
Fascynujące. 
Piękny. 
Piękny, zgodził się Naruto, zapominając o wszystkim. Zapominając, że to lis, ta bestia wciąż użycza sobie jego ciała. Zatracając się jak demon w tym czerwonym spojrzeniu, czując ekscytację wynikającą z faktu, że w ogóle ma możliwość patrzeć na mężczyznę. Wręcz pochłaniać go wzrokiem. Drżał, z uwielbieniem wpatrując się w ten nęcący, wręcz podniecający widok. I nie wiedział czy to jego myśli, czy to myśli lisa. Nie wiedział, czy to jego pragnienie nie pozwala mu oderwać spojrzenia od Sasuke. Nie wiedział, ale... ale to nie było teraz ważne. 
Dlatego też nie miał nic przeciwko, gdy demon – czy może on sam? – zbliżył się właśnie nieco do mężczyzny, płasko przyciśnięty do ziemi, wyraźnie prosząc o uwagę. Prosząc o... dotyk. O tak, tak! Chciał dotyku Sasuke, pragnął go. Teraz, w tej chwili. I nie liczyło się już nic innego, tylko ta głucha, nęcąca żądza. Z wyraźnym oczekiwaniem wpatrywał się w mężczyznę, który z lekkim wahaniem w końcu puścił rękojeść katany, a na jego twarzy wykwitł uśmiech zrozumienia.
Uśmiech i sharingan w oczach. 
Sharingan, uśmiech. 
Och, cudownie... 
Naruto stęknął ponaglająco w kierunku Sasuke, który wciąż raczył go tym idealnym czerwonym spojrzeniem, zawiedziony jego bezczynnością. Jak zwierze, jak zaszczute zwierze, pragnące wkupić się w łaski. I Uchiha najwyraźniej zauważył to zachowanie również, bo przyklęknął na kolano, wyciągając przed siebie dłoń. A lis skwapliwie się do niej przybliżył, wąchając niczym kot. Dokładając do ich szaleństwa zapach. Nieziemski zapach Sasuke, który jeszcze bardziej zmącił narutowe zmysły. 
– No chodź – zachęcił mężczyzna, widząc zastój w ruchach opętanego demonem Uzumakiego. I nie musiał dwa razy powtarzać, bo zaraz blond głowa przyozdobiona lisimi uszami utworzonymi z chakry, ufnie wtulała się w jego dłoń, mrużąc z rozkoszy oczy, bo w końcu ta skóra, ta ręka dotyka go, och tak, dotyka... 
W końcu, nareszcie.
Dreszcz przebiegł po jego ciele, gdy ręka przejechała po jego włosach, po karku, z powrotem do lisiego ucha, za którym podrapała go delikatnie. Druga dłoń mężczyzny pogładziła go po podbródku, aby po chwili chwycić go między dwa palce i unieść ku górze, tak, że czerwone ślepia demona znowu mogły wpatrywać się w sharingana z mieszaniną uwielbienia, oczekiwania i pożądania. Kciuk Sasuke delikatnie przejechał po jego wargach, na co lis przybliżył się nieznacznie, zamykając jednoczenie usta wokół tego palca. Przygryzł go delikatnie, aby zaraz przejechać po śladzie ukąszenia językiem i possał lekko. Z rozkoszą obserwował zmiany zachodzące na twarzy Uchihy, kiedy to jego dotychczasowy uśmiech zamienił się w wyraz lekkiego... zdziwienia? Mruknął w przypływie samozadowolenia i... 
... i wtedy mgła otępienia, która spowiła mózg Naruto, gdy demon przejął jego ciało, opadła gwałtownie, dzięki czemu Uzumaki zdał sobie sprawę z tego co właściwie wyrabiał. Jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu, odsunął się gwałtownie od ręki mężczyzny, zerwał na równe nogi i cofnął pod ścianę, nie odrywając zszokowanego spojrzenia od Sasuke. Oddychał chaotycznie, podczas gdy lisia chakra rozpływała się w powietrzu, wydłużone kły zniknęły, a czerwone oczy na powrót wróciły do niebieskiej barwy. 
On... on właśnie... on i lis... 
– O kurwa – wystękał w końcu, wciąż nie mogąc uspokoić oddechu.

piątek, 22 sierpnia 2014

Złożone procesy rzeźbiarskie - SasuNaru

A jednak znalazłam coś, co na blogu nie wisi x). Pisane kiedyśtam, publiszone na forum, a teraz zaszaleje i niech powisi i tu. Zapraszam :"D.

Tytuł: Złożone procesy rzeźbiarskie
Długość: miniaturka
Gatunek: AU, romans, obyczaj
Beta: MECH <3 <3 <3 LOF YU <3 


        Naruto przełknął ciężko ślinę. I po chwili przypomniał sobie, że przydałoby mu się oddychać od czasu do czasu, żeby nie zejść na jakieś niedotlenienie mózgu, czy coś. Z lekkim wysiłkiem oderwał spojrzenie od obiektu swoich dotychczasowych obserwacji i niechętnie ruszył do gigantycznego pojemnika z gliną, który znajdował się w rogu pomieszczenia. Zagryzając wargę, zabrał się za wybieranie z niego śliskiej mazi i wrzucania do wiaderka, które wcześniej ustawił przy swoich nogach. 
– A tobie co? – W zasięgu wzroku Uzumakiego pojawiła się nagle twarz jego przyjaciela, Kiby Inuzuki. Naruto wzruszył ramionami i rzucił szybkie spojrzenie na salę, w której się znajdowali. 
Oprócz nich tu i ówdzie krzątało się kilka osób, które zawzięcie szorowały statywami do rzeźby, ustawiając je na wysokich stołkach.Babeczka prowadząca przedmiot udała się do swojego kantoru, dając studentom trochę więcej swobody. Właśnie znajdowali się w pomieszczeniu, które zostało dostosowane do prowadzenia zajęć z rzeźbiarstwa. W pomieszczeniu tym było cholernie duszno i nieco ciemnawo. Nawet buczące przy suficie jarzeniówki nie dawały za dużo oświetlenia. 
Po chwilowych oględzinach Naruto stwierdził, że nikt nie będzie przysłuchiwał się ich rozmowie. Jednak mimo wszystko do przyjaciela mówił szeptem. 
– Model – rzucił przez zaciśnięte zęby. 
– Co: „model”? 
Obaj jak na komendę zerknęli na centrum pomieszczenia. Tam, na niskim taborecie, siedział mężczyzna. Oczy miał zamknięte, a na jego wargach błąkał się dosyć kpiący uśmiech. Ciemne kosmyki delikatnie opadały na trójkątną twarz zakończoną ostrym podbródkiem. Był... przystojny. Zapewne każdy w pomieszczeniu by to przyznał. Wskazywały na to chociażby zwłaszcza zdradliwe rumieńce dziewczyn, które od momentu przekroczenia progu sali rzucały w kierunku bruneta dosyć ciekawskie spojrzenia. 
Mężczyzna otworzył nagle oczy. I wbił je w tęczówki nieco przerażonego w tym momencie Naruto. Uśmiech na jego twarzy poszerzył się nieznacznie, w wyrazie nieco większej kpiny. Uzumaki westchnął cierpiętniczo. 
– Model – powtórzył, poruszając tylko jednym kącikiem ust. Spojrzenia jednak nie odwrócił, tak więc teraz prowadził tak jakby wojnę na wzrok z ciemnowłosym mężczyzną. – To mój były. 
– CO!? 
– Sza! – warknął Naruto, odrywając spojrzenie od Sasuke, bo tak zwał się ów model, i zwrócił je na Kibę. – Bo już nic ci nie powiem – dokończył półgębkiem, znowu zerkając na byłego chłopaka. Jednak ten aktualnie rozmawiał swobodnie z jedną z dziewczyn. 
– Dobra, dobra, nie spinaj się tak. Nawijaj. 
Uzumaki westchnął, przymykając na chwilę oczy. I zaczął mówić. 
Z Sasuke Uchihą znał się niemalże od dziecka. Przez długi czas byli sąsiadami i naprawdę spędzali ze sobą bardzo dużo czasu. W jakiś dziwny sposób, pomimo początkowej niechęci, zaprzyjaźnili się. Chociaż ta przyjaźń też nie była do końca normalna. W końcu obaj posiadali swoje dość specyficzne charaktery, które ciężko było ze sobą pogodzić. Jednak jakoś się im udało i ich znajomość rozkwitała przez długie lata. Aż do liceum. W klasie maturalnej odkryli, że darzą siebie wzajemnie głębszym uczuciem i postanowili zostać parą. To było kilka naprawdę wspaniałych miesięcy, jednak wszystko skończyło się, kiedy okazało się, że Sasuke miał iść na uczelnię, która była oddalona od Konohy o tysiące kilometrów. 
– I co dalej? – dopytywał się Kiba, kiedy Naruto przerwał swoją opowieść. 
– Nic. – Uzumaki wzruszył ramionami. – Rozstaliśmy się. Przecież związki na odległość to kretyństwo. 
– Rozstaliście? – W głosie Inuzuki zabrzmiało lekkie niedowierzanie. 
– Co? No dobra, ja z nim zerwałem. Co za różnica? 
– Więc co tu robi?
– A ja skąd mam wiedzieć? – zapytał Naruto po chwili zastanowienia. Nie widział się z Uchihą od jakiś trzech lat. Naprawdę nie miał pojęcia, co sprowadziło Sasuke na ich uczelnię. – Koniec tematu. Anko idzie. 
Anko Mitarashi była ich nieco postrzeloną profesorką od zajęć z rzeźby. Jej wyjścia z kantorku zawsze wyglądały tak samo i objawiały się zamaszystym otwarciem drzwi, które najprawdopodobniej następowało po tym, jak kobieta stosowała na nich mocnego kopa. O tym świadczyło w każdym razie lekkie wgniecenie widoczne mniej więcej w ich połowie. 
– No już dzieciaki! – krzyknęła, klaszcząc w dłonie. – Do roboty! 
Naruto rzucił swojemu byłemu jeszcze jedno spojrzenie, a następnie odwinął rękawy białego fartucha, który miał aktualnie na sobie i powrócił do nabierania gliny do wiaderka. Czekały go jeszcze trzy godziny zajęć, na których będzie zmuszony wgapiać się w idealną twarz Sasuke i spróbować wyrzeźbić jego podobiznę w glinie. Żyć nie umierać. 
Te trzy lata temu Naruto naprawdę miał nadzieję, że rozstaną się w pokojowych warunkach. Znaczy, nie żeby chciał tego rozstania. Po prostu naprawdę nie widział sensu w ciągnięciu związku, który i tak rozpadłby się z racji odległości. Dlatego też na pytanie: „Czy naprawdę tego chcesz?” odpowiedział: „Tak.”. Nieco niepewnym i łamiącym się głosem, ale jednak. I Sasuke wtedy nie wyglądał na zadowolonego. Odpowiedział, coś w stylu: „okej” i zostawił go samego w małej restauracyjce na obrzeżach miasta. 
Naruto zgrzytnął zębami na to wspomnienie. Mimo wszystko myślał, że Uchiha zareaguje nieco inaczej. Że będzie się starał odwieść go od tej decyzji. Chwyci go w ramiona i pocałunkami sprawi, że zmieni zdanie... 
Strzelił sobie mentalnego policzka. Nie powinien już o tym rozmyślać. Było, minęło. 

Dwie godziny później Naruto zażarcie oklepywał stertę gliny deską. To było nawet dosyć ukajające, zwłaszcza jeżeli w wyobraźni sterta ta była głową Sasuke. To irytujące, ale Uchiha cały czas gapił się na Uzumakiego. I to tym swoim najgorszym spojrzeniem, które nie wyrażało niczego konkretnego. 
Warknął pod nosem, z nową mocą uderzając w glinę. I warknął ponownie, kiedy na desce, którą trzymał w dłoni po kolejnym mocnym uderzeniu pojawiło się pęknięcie. 
– Uzumaki – rozległ się przesłodzony głos za jego plecami. Naruto wzdrygnął się mimowolnie. 
– Tak, pani psor? – zapytał, nie odrywając spojrzenia od pęknięcia. 
– Możesz mi wyjaśnić, co ty właściwie wyprawiasz? 
– Rzeźbię – odpowiedział. – Pani psor – dorzucił po chwili zastanowienia. 
– Nie, Uzumaki. Ty nie rzeźbisz, ty maltretujesz tę biedną glinę i robisz to najwyraźniej z premedytacją. 
Naruto zmarszczył brwi i z lekkim roztargnieniem rozejrzał się po sali. Na większości statywów pojawiły się już pokaźnej wielkości formy powoli przypominające popiersia. Właściwie to na wszystkich oprócz jednego. Uzumaki powrócił spojrzeniem do swojej glinianej bryły. Cóż... jego praca aktualnie wyglądała nieco jak... kupa gliny zbita w coś na kształt gigantycznego penisa. 
– Słuchaj, dzieciaku, mamy tu do zrealizowania pewien program i to dosyć napięty program, więc z łaski swojej, weź się do roboty! Nie zdarzyło mi się jeszcze nikogo uwalić z kursu rzeźbiarstwa, ale w tym momencie nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś był tym pierwszym. Mam nadzieję, że się rozumiemy, co, Uzumaki? 
– Ta jest, pani psor – sapnął Naruto przez zaciśnięte zęby. 

Następne zajęcia wcale nie wyglądały lepiej. Z poprzednich Uzumakiemu udało się zwiać niepostrzeżenie, zaraz po tym jak zgarnął ochrzan od Anko. Obwinął swoją rzeźbę mokrym prześcieradłem i czarną folią, a następnie konspiracyjnym krokiem ruszył w kierunku drzwi, niezauważony przez innych użytkowników sali. No... przynajmniej niezauważony przez większość, bo czujne ciemne oczy podążały za nim uważnie. 
Tak więc na drugich zajęciach Naruto przez dobre pół godziny wbijał mordercze spojrzenie w swoją, pożal się Boże, rzeźbę i miał ochotę zabijać. Jednak kiedy już w końcu opanował chęć rozszarpania kogoś na strzępy i dłońmi zaczął gładzić glinę, czas przestał się liczyć i Uzumaki pogrążył się w modelowaniu ramion Sasuke. 
Delikatnymi, ale zdecydowanymi ruchami gładził zarys wystających obojczyków i lekkim, rozmarzonym uśmiechem ugniatał barki, nadając im odpowiedni kształt. I w myślach wyobrażał sobie, że to naprawdę ciało Sasuke ma pod swoimi palcami i może je swobodnie dotykać i... 
– No, no, no, żeś się wczuł, Uzumaki! 
Naruto wzdrygnął się, kiedy głos profesorki rozległ się tuż przy jego uchu. Kobieta właśnie z zaciekawieniem zerkała mu przez ramię.
– Eee... – zaczął, nie za bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. 
– Zupełnie jakbyś się w tym kawałku gliny zakochał! 
– Yhm – mruknął pod nosem, czerwieniąc się intensywnie. 
– No i prawidłowo, dzieciaku! Tylko tempo, tempo, bo wciąż jesteś do tyłu! – krzyknęła radośnie i podreptała znęcać się nad innym studentem, zostawiając rumieniącego się Naruto samemu sobie. Zerknął znad rzeźby na modela. Sasuke wbijał w niego intensywne spojrzenie. Po prostu pięknie... 

Trzecie zajęcia były przedostatnimi. A Naruto jeszcze nawet nie zaczął rzeźbić twarzy. Owszem, udało mu się uchwycić już kontur twarzy Sasuke, ostry zarys trójkątnej szczęki oraz opadające wokół niej włosy. Niemalże półtorej godziny poświęcił na dopieszczanie szczegółów szyi Uchihy, aż w końcu Kiba zwrócił mu uwagę, że chyba naprawdę nieco za dużo czasu poświęca na macanie formy z gliny i coś tu jest zdecydowanie podejrzane w zachowaniu Naruto. 
– Koniec zajęć, moi drodzy – oznajmiła Anko w pewnym momencie, a Uzumaki z przerażeniem sobie uświadomił, że, cholera, nie ma szans się wyrobić. – Na kolejnych macie pół godziny na dokończenie i zabierzemy się za wspólne ocenianie. A później zajmiemy się nowym tematem! 
Przez chwilę wpatrywał się w swoją niekończoną rzeźbę. Brakowało jej... oczu. I nosa. I ust. I delikatnej zmarszczki, która niemalże zawsze pojawiała się na twarzy Sasuke. I tego leciutkiego wgłębienia przy wargach, które wyginały się zazwyczaj w charakterystycznym, kpiącym uśmiechu. I...
– A ty Uzumaki, że tak się zapytam, to jak masz zamiar zdążyć z wykończeniem, co? 
Dobre pytanie, pomyślał Naruto i wzruszył ramionami. 
– Jakoś zdążę – zapewnił. 
Tylko, cholera, jedyną drogą, żeby to osiągnąć, było siedzenie po godzinach w pracowni. A do tego, potrzebował modela. Albo chociaż jego zdjęć. W każdym razie to i to wymagało, żeby chociaż przez chwilę porozmawiał z Sasuke. 
Naruto westchnął ciężko. No cóż, czasami życie nie pozostawiało wyboru. 

– Sasuke. 
Uzumaki postanowił działać jak najszybciej. Ot, żeby mieć tą cholerną rzeźbę z głowy i powrócić do beztroskiego studenckiego życia bez SASUKE, który pałęta się na jego zajęciach. I mąci mu w głowie. Samą swoją obecnością. Dno. 
– Och, cóż za zaszczyt mnie spotyka, pan Uzumaki! Co się stało, że chcesz ze mną rozmawiać? 
– Przestań zachowywać się jak palant – sapnął Naruto, mierząc mężczyznę nieprzychylnym spojrzeniem. 
Blondyn dorwał Uchihę, gdy ten właśnie miał wychodzić z sali do rzeźbienia. Sasuke zawsze wychodził ostatni. Właściwie, cholera wie czemu, bo on, w przeciwieństwie do studentów biorących udział w zajęciach nie musiał babrać się z uprzątnięciem swojego stanowiska pracy, czy też zabezpieczeniem bryły przed wyschnięciem na wiór. Chyba po prostu Uchiha zostawał na pogaduchy z Anko. 
– Wybacz skarbie, taka moja natura. 
Naruto sapnął z rozdrażnieniem. No cóż, mógł się spodziewać, że rozmowa z Sasuke nie będzie należała dla najłatwiejszych. 
– Mam sprawę – powiedział w końcu z pewnym wysiłkiem. 
– Naprawdę? 
– Zamknij się – warknął. Ta rozmowa nieco przypominała mu o czasach, kiedy z Sasuke byli zagorzałymi wrogami. 
– Jak na osobę, która czegoś chce, zachowujesz się dosyć nieuprzejmie, wiesz? 
– Sasuke, draniu, chcę tylko twojego aktualnego zdjęcia, więc proszę, nie rób problemów, ustaw się ładnie, daj cyknąć fotę i wypierdzielaj w podskokach. Skoro masz być dla mnie dupkiem, to naprawdę nie mam ochoty przebywać z tobą więcej czasu niż to konieczne. 
– Moje zdjęcie? 
– Do rzeźby. 
– No faktycznie, coś ci nie idzie. 
– Bo... – Naruto przerwał gwałtownie. Co miał powiedzieć? Bo mnie rozpraszasz? Nie, nie miał najmniejszego zamiaru zdradzać Sasuke, że najprawdopodobniej przez te trzy ostatnie lata jego uczucia w stosunku do Uchihy jakoś nie osłabły. – Tak – dokończył kulawo.
– "Bo tak"? – W głosie Sasuke dało się słyszeć rozbawienie. – To wyżyny twojej elokwencji? Nie powiem, studia ci służą. 
– Ty... Aghr... Odwal się! – I Naruto obrócił się na pięcie z zamiarem odejścia. Jednak po dwóch krokach ciepła dłoń Sasuke opadła mu na ramię, przez co został zmuszony do zatrzymania się. 
– Co?! – wrzasnął Naruto, mierząc Uchihę groźnym spojrzeniem. Był zły. Nie na Sasuke o dziwo, lecz na siebie. Za to że w ogóle zaczął tę kretyńską rozmowę. 
– Pomogę ci. 
Uzumaki zamrugał. Tego się nie spodziewał. 
– Co? – powtórzył już spokojniej. – Czyli... 
– Kiedy mam przyjść? 
– Czekaj, co? 

Naruto trzymał mały, nieco tępawy nożyk i bezmyślnie wpatrywał się w swoją niedokończoną rzeźbę. Postanowił spróbować ją dokończyć już na drugi dzień po przedostatnich zajęciach. Teraz właśnie, już przygotowany do rozpoczęcia pracy, czekał na Sasuke. 
Bo Uchiha zdeklarował się do przyjścia do pracowni, żeby być modelem. Tylko dla niego jednego. Mieli spędzić kilka godzin w sali wyłącznie w SWOIM towarzystwie. Naruto przełknął ciężko ślinę. I w tym samym momencie drzwi do pomieszczenia otworzyły się i wszedł przez nie Uchiha. Uzumaki zmierzył go beznamiętnym spojrzeniem. No, chociaż miał nadzieję, że było ono beznamiętne, bo tak w środku to w Naruto po prostu wrzało. Dlaczego Sasuke zechciał mu pomóc i to w taki sposób? Naruto pojęcia nie miał. No bo Uchiha z własnej woli poświęcał mu swój wolny czas i nie oczekiwał za to zapłaty? Dziwne... 
Tchnięty tą myślą Naruto zerknął podejrzliwie na czarną czuprynę. Jej właściciel właśnie rozsiadał się wygodnie na przygotowanym dla niego krześle. 
– Więc... – zaczął swobodnie Sasuke po krótkiej chwili, w której Naruto wgapiał się w niego z wyraźną podejrzliwością. – Co tam u ciebie słychać? 
Oczy Naruto zwęziły się. Zanim odpowiedział, ścisnął mocniej trzymany nożyk i zaczął wyrysowywać nim szczegóły twarzy Sasuke w jego glinianej podobiźnie. 
– Nic – burknął w końcu. 
– Wiodłeś więc bardzo ciekawe życie przez te ostatnie trzy lata – rzucił złośliwie Uchiha. Uśmiech na jego twarzy stawał się coraz bardziej bezczelny. 
– Nic ci do tego – sapnął Uzumaki, przerywając swoje zajęcie. – A ty co taki rozmowny? To nie pasuje do twojego mrocznego image. 
– Bycie z tobą też mi nie pasowało do mojego mrocznego image – odparł mężczyzna lekkim tonem. 
– Naprawdę? Więc nasze zerwanie spadło ci z nieba. 
– Nie. Nie spadło. Lubię, jak coś nie pasuje do mojego image. 
– Co? – Naruto wpatrywał się w niego bez zrozumienia. Tymczasem Sasuke wstał ze swojego miejsca i znalazł się blisko niego. Uzumaki spojrzał na niego bezradnie. Właśnie sobie uświadamiał, że, cholera, naprawdę tęsknił za tym draniem. Nawet jeżeli teraz doprowadzał go do szału, to miło było sobie przypomnieć, jak wyglądały ich słowne sprzeczki, których w swoim krótkim związku przeżyli od groma. Och, i to że mimo swojej stoickiej postawy, Sasuke potrafił zaskakiwać swoim zachowaniem w najmniej oczekiwanych momentach. 
– Nico. Chcę cię pocałować. 
O. Właśnie tak jak w tej chwili. 
– I zastanawiam się – kontynuował Sasuke – czy mi na to pozwolisz. 
Naruto rozdziawił usta w zdziwieniu. Nie za bardzo wiedział, co miał powiedzieć. I właściwie nawet nie za bardzo miał okazję odpowiedzi udzielić, bo już w kolejnych sekundach usta Uchihy pokryły jego własne i po chwili do Uzumakiego dotarło, że właśnie całuje się z Sasuke. I to nie był wcale grzeczny buziak, mający za zadanie wybadanie terenu, tylko pełen pasji pocałunek, w którym obaj mężczyźni nie pozostawali bierni. Tak. Obaj. Bo kiedy tylko język Sasuke znalazł się w ustach Naruto, ten nieco stracił kontakt z rzeczywistością i niemalże natychmiast zaczął gwałtownie oddawać pocałunek. 
Kiedy się w końcu od siebie oderwali, Naruto dla swojego własnego bezpieczeństwa odskoczył od Sasuke, tak aby ten nie mógł go ponownie zaatakować. Pocałować. A w sumie, na jedno wychodzi. 
I Uzumaki stał, oddychając ciężko, w ciężkim szoku wpatrując się w wyraźnie zadowoloną twarz Sasuke i nie wiedział, czy jest aktualnie przerażony tym, że Sasuke go pocałował, czy tym, że on sam brał czynny udział w tym przedsięwzięciu. 
– O Boże – jęknął w końcu Naruto, łapiąc się za głowę. – TY MYŚLISZ, ŻE NIBY CO TY ROBISZ?! 
Sasuke wzruszył ramionami. Uśmiech na jego twarzy poszerzył się. 
– Odzyskuję cię? – zapytał po chwili zastanowienia. 
– Po co? – sapnął Uzumaki, dyskretnie próbując wycofać się dalej od Sasuke. – Żeby znowu mnie zostawić tu s...
Uchiha najwyraźniej dostrzegł, że Naruto próbuje się od niego odizolować, gdyż nagle rzucił się do przodu i chwycił go za rękę, powstrzymując od dalszej ucieczki. 
– A co powiesz na to, że skończyłem licencjat i na magisterkę przeniosłem się do Konohy? 
Naruto ponownie rozdziawił usta. Ale zaraz je zamknął, mając w pamięci to, co się stało przed chwilą, gdy również stał z otwartą buzią.
Sasuke wracał do Konohy. Sasuke będzie tuż obok niego. Sasuke jest tu teraz i chce kontynuować związek, który Naruto zakończył trzy lata temu. Uzumaki próbował błyskawicznie przeanalizować sytuację, jednak będąc obserwowanym przez czujne, ciemne oczy, była to misja nie do spełnienia. Na jego twarzy pojawił się wyraz rezygnacji, który po chwili zastąpił delikatnym uśmiechem. Właściwie to... co im szkodzi spróbować jeszcze raz? 
– Cóż... – zaczął, przeciągając literki. – Myślę, że nawet mógłbym dać się odzyskać. 
A proces odzyskiwania może i nie był długi, ale za to intensywny i skuteczny. 

KONIEC