niedziela, 11 marca 2012

Rozdział II.XIII

O! Napisałam nexta :D
Więc, bez marudzenia: dziękuję bardzo za komentarze, zapraszam na część kolejną ;)

*** *** *** *** *** *** ***

Naruto rozejrzał się wokół siebie.
- Okeeej – wyjąkał po chwili. – Chyba podziałało.
- Ty… - Sasuke wyglądał na nieco skołowanego. – Coś ty zrobił?
- Hiraishin no Jutsu – odpowiedział wyraźnie z siebie zadowolony. – Ba! Poprawnie wykonane Hiraishin no Jutsu! Wiesz, że oni wszyscy w rzeczywistości się ruszają? – Puścił rękę Uchihy i wskazał na grupkę shinobi, która znajdowała się najbliżej nich. – Ale w tak ślimaczym tempie, że tego nawet nie widzimy. SUNE!
W jego dłoni pojawił się miecz. Pogładził jego ostrze, niemalże z czułością.
- Rozpoznasz klony? – zapytał czarnowłosy, mierząc siły wroga beznamiętnym spojrzeniem.
- Głupie pytanie.
- To według planu. Klony niszczyć, ludzi unieszkodliwiać.
- Się wie, Sasu. Nie musisz mi przypominać! No to Powo…
Czarnowłosy przyciągnął do siebie Uzumakiego i wycisnął na jego ustach mocny pocałunek.
- Powodzenia, Naruto.
I ruszył na przeciwników.
A blondyn stał niczym słup soli. Jego usta rozciągnęły się w głupkowatym uśmiechu.
„Młody…”
„Huh?”
„Rusz dupę, a nie się szczerzysz jak idiota.”
„O, no. Racja.”

Skoczył w kolejną grupę, już na wstępie niszcząc dwa klony i unieszkodliwiając kolejnego wrogiego shinobi. To wyglądało dosyć komicznie, kiedy bezwładne ciało po prostu wisiało w powietrzu, zamiast opaść swobodnie na ziemię, posłusznie poddając się grawitacji.
„Zaczynam się nudzić powoli.”
„Nie marudź.”
„Nie no, naprawdę. Ile można…”
Jęknął głucho, wstrzymując gwałtownie powietrze.
Ostry ból przeszedł jego ciało. Zachwiał się, a Sune zniknęła.
„Naruto?”
„To… To…” Zaczerpnął głębszego oddechu. Ból jak szybko się pojawił, tak szybko też zniknął. „Nic, już w porządku, tylko…”
„Koniec nudy?” Głos lisa zabrzmiał co najmniej… Mściwie.
- Ja pierdzielę – sapnął, potrząsając gwałtownie głową. Zamrugał, żeby się pozbyć wkurzających mroczków przed oczami. – To było…
Zamilkł gwałtownie.
Dziesiątki par oczu wpatrywały się w niego z nieskrywaną nienawiścią.
„Eee, coś mi się wydaje… Że moja technika przestała działać.”
„Jakżeś to wywnioskował, o najbłyskotliwszy?”
„Zamknij się.”
Rzucił szybkie spojrzenie wokół siebie. Był otoczony. Co się dziwić, skoro na pewniaka wskoczył w sam środek pola bitwy. A mógł przezornie, jak Sasuke, poruszać się po boku.
Spróbował powstrzymać drżenie rąk.
Słabo mu to wychodziło. Jakoś nie czuł się na siłach, aby użyć kolejnego jutsu.
„Trzeba było dłużej używać jakiejś dziwacznej techniki.”
Fakt, nie przemyślał sprawy. Ale na wypominanie było już raczej za późno.
„No przecież…”
Kilka sekund odpoczynku i będzie sprawny… Tylko jak do cholery miał wygospodarować kilka sekund, skoro z każdej strony chciano go zadźgać?!
„I ochoczo rozciągnąć ją na drugą osobę. „Patrzcie na mnie, jestem mocarny Naruto i nie pozwolę, aby mój chłopak miał chakrowe ubytki. Ale jestem fajny.” No nie pogadasz…”
„Zamknij się.”
„Powtarzasz się. I krew ci leci z nosa bałwanie.”
Naruto nie zwrócił na to uwagi. Może miało to coś wspólnego z tym, że zaczynało mu się robić przyjemnie ciemno przed oczami.
I pewnie by stracił spokojnie przytomność, gdyby nie to, że po pierwsze, moment był nieodpowiedni, a po drugie, czarna smuga unieszkodliwiła kilku shinobi, a potem porwała Naruto i przeniosła go na bezpieczniejszą odległość.
- Czy ty zawsze musisz się tak sponiewierać?
- Oh, mój ty wybawco! – Uzumaki zarzucił ręce na szyje Sasuke. Miło było na kimś zawisnąć, a nie starać się utrzymać w pionie o własnych siłach. – Będę musiał ci się oddać w ramach zapłaty za ratunek?
- Kretyn.
„Kretyn.”
- Słyszę echo – stwierdził radośnie blondyn.
- Wracamy do Sakury. Natychmiast.

I od niej też zgarnął ochrzan. Tylko Kakashi przyglądał się im z wyraźnym rozbawieniem.
- No bez przesady – jęknął blondyn, kiedy dziewczyna stwierdziła, że powinien trafić do szpitala na badania. – Nic mi nie jest!
„Tylko niedobór szarych komórek. Niestety nawet współczesna medycyna nic na to nie pomoże.”
„Cieszę się, że nie znudziło ci się raczenie mojej inteligencji swoimi zacnymi uwagami.”
- Sakurcia – sapnął, gdy różowowłosa wciąż wpatrywała się w niego z nieskrywaną złością. – Daj spokój, mój prywatny rentgen twierdzi, że wszystko ze mną git!
„No nie wiem, czy takie wszystko. Psychika wyraźnie siada.”
„Cisza, sierściuchu.”
- Dobra , dzieciaki. – Kakashi aż przyklasnął. – Nieźle się spisaliście, ale! Ale jeszcze sporo przed nami. Druga linia obrony zajęła się wyłapaniem ludzi. Większość to przestraszone bachory, które zostały siłą zaciągnięte do oddziału. Więc, skoro wszystko przebiega pomyślnie, możemy się w spokoju zająć…
„Oho.”
„Wspominałem kiedyś, że nie lubię, jak mówisz: oho?”
„Mam chyba złą wiadomość…”
„Ty, czekaj… Ty chyba nie chcesz powiedzieć…”
Potężny ryk wstrząsnął całą okolicą.
„Chyba jednak chcesz.”
- Naruto? Czy… Hm… - Zaczął niepewnie Kakashi. – Czy lis przypadkiem nie wyczuł, co się święci.
- Wyczuł – przyznał Uzumaki, przymykając oczy. Jakoś nie miał ochoty wypowiadać na głos tego, co miał wypowiedzieć.
- Więc?
- No cóż…
„Oho…”
„Znowu? No nie żartuj sobie…”
Ryk rozległ się ponownie. Bliżej. Ziemia zadrżała.
- Więc… - powiedział na pozór spokojnym tonem. - Sugeruję spierdzielać.

- Odwołać oddziały znajdujące się za murami. Sformować szyk obronny przed bramą, co z cywilami? – Tsunade sztywnym krokiem wyszła z gabinetu.
- Ostatnia grupa jest w połowie drogi. Piętnaście minut…
- Nie mamy piętnastu minut – warknęła, przyśpieszając kroku. – Madara zaraz znajdzie się przy granicy wioski, a wtedy…
- Babciuuu!
- A ty tu… - przerwała w pół słowa. Jedna z jej brwi powędrowała ku górze. Przed nią stał Uzumaki. Zakrwawiony, mający drobne problemy z utrzymaniem pionu, Uzumaki. – Możesz mi wytłumaczyć, jakim cudem po kilku minutach walki, wyglądasz jakby ktoś próbował przestawić ci przegrodę nosową?
- Oj tam, nieważne! – Naruto machnął dłonią. Miał do przekazania ważną wiadomość, to jak teraz wyglądał, nie miało większego znaczenia.
- Wytrzyj tą zaschniętą krew, smarkaczu. Źle wpływasz na morale innych ludzi.
- Słuchaj, starucho, nie mam czasu na pierdoły. Do wioski…
- Jeżeli chodzi ci o to, że Madara spuścił ze smyczy ogoniastą bestie, to możesz sobie odpuścić. I jeszcze raz nazwiesz mnie staruchą, to już ja ci zafunduje takie przestawianie nosa, że nawet Uchiha nie będzie cię już chciał. – Blondynka szła dalej, nie zważając na to, czy Naruto podążał za nią.
- Hej! A niby co to… A skąd ty to wiesz? – zapytał.
- Guzik cię to w tym momencie powinno obchodzić – mruknęła, zaciskając pięści. Nie miała czasu na tłumaczenie.
- W ogóle gdzie ty leziesz? – sapnął z wyrzutem Uzumaki, zrównując z nią krok. – Nie powinnaś dowodzić z gabineciku?
- Pod bramę i nie odzywaj się, jak się nie znasz na sprawie – syknęła i spojrzała na niego gniewnie. Nie miała czasu na słowne utarczki.
- Spoko, babiuniu… No już się nie wściekaj – jęknął dzieciak. Po chwili zmarszczył śmiesznie nos, jakby się nad czymś zastanawiając. – Ty… Czekaj, mówiłaś o jednej bestii?

- Dwie – jęknął Nara, zaraz po tym, jak otrzymał świeże wiadomości od Naruto.
Blondyn wzruszył ramionami. Obraz przed oczami już nieco mu się rozjaśnił. I był w stanie prosto ustać o własnych siłach. Ha! Dobrze wiedział, że to tylko chwilowa niedyspozycja!
- Będzie jatka – stwierdził.
- Które?
- Shukaku i Yonbi. – Naruto wpatrywał się w dal. Po początkowych rykach nastała podejrzana cisza.
„Przed burzą.”

„Nie masz ochoty wynurzyć się na światło dzienne i nam pomóc?”
„Nie.”
„Tak tylko pytałem.”
- Właściwie to dlaczego chowamy się za murami? – zagadał, wpatrując się w kolejną grupę shinobi szybkim marszem przechodzącą przez bramę.
- Tsunade rozciągnie tarcze wokół Konohy – powiedział po chwili Shikamaru. – Czasową. Przez piętnaście minut nikt nie będzie wejść na teren wsi, ani z niego wyjść.
- A po co?
- A żeby cywile mieli czas dotrzeć do schronu – warknął Nara, z wyraźną irytacją. – Używaj czasami czegoś takiego jak mózg.
„Widzisz? Też ci to często powtarzam.”
Naruto ponownie wzruszył ramionami. Rozumiał, że wokół panuje nerwowa atmosfera, ale to nie oznaczało, że wszyscy musieli się do niego niemiło odnosić. W końcu… Poradzą sobie jakoś. Zawsze radzili.
- A to ten… - zaczął cicho, próbując nie wzbudzić kolejnej fali złości w koledze. – To podziała na demony?
- Miejmy nadzieję. – Shikamaru westchnął. Nie wyglądał na przekonanego. - Gdzie Sasuke?
- Pomaga Sakurze przy rannych – odpowiedział machinalnie, wpatrując się w Tsunade. Kobieta właśnie przygotowywała się do rzucenia techniki. Znak na jej czole zalśnił delikatnie.
- A ty czemu nie z nimi?
- W teorii jestem na badaniach.
- O?
- Sieją niepotrzebną panikę, ot co. – Machnął ręką, zbywając kolejne pytania. – Ty mi lepiej powiedz…
Zamilkł gwałtownie.
Tsunade złożyła dłonie w pieczęć, zamykając oczy.
Z tego co się orientował, techniki rzucane na tak duży obszar, jaki stanowiła Konoha, były cholernie trudne do wykonania. I z racji tego, że pochłaniały mnóstwo chakry, były też diabelnie niebezpieczne.
Blondynka ze wszystkich stron była otoczona przez oddział ANBU. Jeżeli zacznie już technikę, to musiała maksymalnie się skupić i przede wszystkim nie przerywać jej.
Kątem oka przyuważył czarny kształt, który śmignął tuż przy murze.
Zmarszczył brwi, coś tu…
Dłonie Hokage błyskawicznie ułożyły się w następny znak. I następny.
- Ożesz! – Naruto obrócił się gwałtownie w stronę bramy. I wstrzymał oddech.
Stał tam zwierzaczek.
Czarny, zwierzaczek.
Wiewiórka.
Chyc! I znalazła się za terenem wioski.
- Kurwa mać! – wrzasnął i rzucił się w jej kierunku. Gdzieś w mózgu mignęła mu wiadomość, że blondynka niedługo skończy rzucać technikę.
- Naruto! – Gdzieś za nim rozległ się wściekły krzyk. Chyba Nary.
„Zdążę, zdążę, zdążę!” Pomyślał gorączkowo.
Wykonał długi skok, znalazł się za bramą i rozejrzał bacznie. Zaraz potem rzucił się w prawo i pochwycił zwierzątko za ogon. Czym prędzej przycisnął je do siebie, wstał, obrócił się i pognał z powrotem do wioski.
Psiocząc pod nosem przelazł przez…
Chciał przeleźć przez bramę, jednak w efekcie próby zarył powierzchnią twarzy o… „Coś”.
Zapewne z drugiej strony wyglądało to malowniczo, gdy z nosem przyklejonym do przeźroczystej powierzchni zsunął się do klęczek. Wciąż trzymając blisko siebie wiewiórkę.
Klapnął na tyłek. Zamrugał.
„Ożesz ku… O ja pie…” Pomyślał spanikowany.
- O kurwa – wystękał w końcu.
Nadział się na barierę! Matko kochana… Tsunade postawiła barierę, której nie mogli ściągnąć! Barierę, przez którą nie mógł przejść! Cholerną barierę! Sasuke go zamorduje…
Przed bramą zgromadziła się już spora publiczność.
- Zabiję cię – warknął, unosząc wiewiórkę za futerko na szyi, na wysokość swoich oczu. – Wezmę i cię po prostu zabiję!
Puf! I na miejscu zwierzątka pojawiła się Risu.
Niezwykle rozradowana Risu.
Z bezczelnym uśmiechem na twarzy i wesołymi iskierkami w oczach.
Naprawdę chciał ją zabić.
- Wujek! – krzyknęła radośnie.
- TY DEBILU!
Naruto skrzywił się. Czyli, że bariera nie hamuje dźwięku… No to akurat nie był żaden plus. Spojrzał, w swoim mniemaniu niewinnie, na Sasuke.
- Ale że ty do mnie mówisz?
- TAK!
- No przecież to ta pokraka uciekła za mur! – rzucił na swoją obronę, zasłaniając się Risu.
- Musimy zdjąć barierę – warknął Uchiha, już do Tsunade, która dołączyła do niego.
- Zwariowałeś? – sapnął Uzumaki, wstając. Dziewczynkę ulokował w swoich ramionach. – Ściągniecie barierę, a dwa potwory staranują Konohe? Inteligentnie!
Czarnowłosy spojrzał na niego ze złością. I gdyby nie to, że niebieskooki miał już sporą praktykę w ignorowaniu takich spojrzeń, to zapewne zadrżałby ze strachu.
- Nie ściągniemy bariery i pozwolimy, aby Madara przejął Kyuubi’ego, a ciebie rozsmarował po okolicy? Też genialny pomysł!
- Nie dam się rozsmarować po okolicy! – sapnął wściekle.
- Nie, ty… - Nagle Sasuke zamilkł.
Źle.
Bardzo źle.
Sasuke nie milknie nagle.
Sasuke nie wbija… Żeby nie powiedzieć „przerażonego”… Nie wbija zdumionego spojrzenia w coś, co znajduje się za Naruto.
Uzumaki przełknął ciężko ślinę.
I obrócił się powoli.
Powstrzymał się od jęknięcia.
Shukaku.
Wgapiały się w niego ogromne, czarne oczyska gigantycznej, piaskowej tanuki.