sobota, 8 maja 2010

Rozdział I

„To było… Naprawdę, ale to naprawdę głupie.”
„Zamknij się”
Przymrużył oczy i oparł się o skalną ścianę. Oddech miał ciężki, jakby przebiegł dystans kilkudziesięciu kilometrów bez żadnej przerwy, lub też, jakby od dłuższego czasu walczył z setkami shinobi urządzającymi burdę pod bramami Konohy.
Cóż, ta druga opcja była, aż nader prawdziwa.
„Naprawdę, naprawdę, naprawdę G-Ł-U-P-I-E.”
„Lisie…”
„Dać się podejść pierwszemu lepszemu cieniasowi…”
„Dobrze wiesz, że on nie był cieniasem!”
„Co nie zmienia faktu, że dałeś się podejść niczym początkujący genin”
Naruto zagryzł wargę. Lis miał racje. Dał się zranić, jak najgorszy frajer. Nic by się nie stało, gdyby nie jeden, drobny szczegół. A dokładniej sygnatura pewnej bardzo potężnej i znajomej chakry. Blondyn doskonale zdawał sobie sprawę, iż ta ryża zapchlona kita, która siedziała w jego wnętrzu, dobrze wiedziała, co go rozproszyło na tyle, że dopuścił do tego, aby miecz ninji dźwięku wbił się pewnie między jego żebra.
Cud, że jeszcze żył.
Nie, żeby owy ninja miał w tej kwestii więcej szczęścia niż posiadacz Kyubiego. W akcie irytacji, który nastąpił tuż, po chwilowym szoku, blondyn zabił go, jego własną bronią wyszarpniętą gwałtownie z ciała. Zaraz potem Naruto w pełni zdał sobie sprawę, że jeżeli szybko czegoś nie zrobi, to albo się wykrwawi samotnie, albo Sasuke Uchiha zaraz go znajdzie i przy odrobinie szczęścia dobije go, nie mówiąc ani słowa. A o ile dobrze znał czarnowłosego, to nie miał co na ową odrobinę szczęścia liczyć.
„Dramatyzujesz.”
„Spadaj.”
- O cholera! – warknął wściekle, opadając na kolana i łapiąc się za zranienie, które wciąż nie dawało się zasklepić.
„Jakbyś się nie wiercił, to już bym cię wyleczył. Wiesz, że na takie rany potrzebuje więcej czasu.”
Blondyn mruknął coś pod nosem i niechętnie przyznał lisowi racje. Rudzielec i tak wykonywał niezłą robotę podczas bitwy, tak więc na poważniejsze rany raczej nie miał odpowiednio dużo chakry.
„Nie doceniasz mnie, ale masz racje, do pełnej rehabilitacji przydałaby ci się pomoc Haruno.”
„Racja.”
Podpierając się o skalną ścianę wstał niepewnie, przy okazji sprawdzając stan swojego ciała. Nie było źle. Fakt faktem rana nie zasklepiła się do końca, jednak już nie krwawiła obficie. Na dobrą sprawę, tylko zaschnięta czerwona ciecz wokół rozcięcia była dowodem na to, że dał się tak kretyńsko podejść. I piekło jak diabli.
Na szczęście Sakura była osobą, która błyskawicznie doprowadzi go do porządku. Chyba. No… Przynajmniej ona jako jedyna ma do tego największe predyspozycje. Po naukach u Tsunade stała się najlepszym medycznym ninją, jaki stąpał po ziemi ognia. A przynajmniej tak mówiono, a Naruto widząc jej niektóre wyczyny, śmiało się z tym zgadzał.
„To rusz dupę, zanim ktoś cię tu dorwie, a nie się rozczulasz.”
W myślach zgodził się z futrzakiem.
Powlekł się ku wyjściu z jaskini.
Na dobrą sprawę, nie oddalał się zbytnio od wioski. Więc dotarcie do Sakury, która jako medyk została przydzielona do oddziału przy zachodniej bramie, nie powinno zająć mu dużo czasu. Chyba, że spotka jakieś trudności po drodze.
Uniósł wzrok i rozejrzał się czujnie dookoła.
I stanął jak wryty.
Spotkał trudności.
Kilkanaście metrów przed jaskinią stał Sasuke.
„O cholera.”


Ostatni miesiąc był bardzo ciężki dla blondyna.
Jednym z powodów było zachowanie mieszkańców wioski. Jak najbardziej dla niego nie zrozumiały. Czyż nie udowodnił im już wiele razy, iż jest bohaterem, który wiecznie naraża życie dla ich dobra? Najwyraźniej niedostatecznie. W każdym razie, zaraz po jego awansie ma jonina, mieszkańcy wnioski stali się jeszcze bardziej oschli. Nienawistne spojrzenia, które jakimś cudem dręczyły go nawet wśród czterech ścian własnego domu, doprowadzały go niemalże do obłędu. Cholera, nawet małe dzieci patrzyły na niego nieufnie, a od czasu do czasu jakiś gówniarz próbował wybić mu szybę w oknie, lub też celował kamieniem w głowę samego blondyna. Co nie wpływało pozytywnie na jego nastrój.
Na dobrą sprawę nawet nie miał komu się na ten temat wyżalić, gdyż wszyscy przyjaciele byli niemiłosiernie zajęci. Albo uganianiem się za innymi w miłosnym uniesieniu, albo dążeniem do doskonałości katorżniczymi treningami i misjami, których to Tsunade nikomu nie szczędziła.
Ha! A to nie był i tak jego główny problem. Bardziej zamartwiał się Sasuke. Tym Sasuke, który nie okazał się zdrajcą, a szpiegiem. Dokładnie. To trafiło blondyna okrutnie. On lata za czarnowłosym księciem, niemalże zabijając się na każdej przeszkodzie, to mu krwawi serce, gdy słyszy ostre słowa wypływające z jego ust przy nielicznych spotkaniach, to on również nie przyjmuje do wiadomości, że już dawno powinien dać sobie z nim spokój, a teraz… Uchita wraca w wielkiej chwale, jak gdyby nigdy nic.
A Naruto czai się z boku, cichy i nieobecny. Obserwuje. Zgrabne ruchy bruneta, gdy ten kluczy między ludźmi, którzy pozdrawiają go serdecznie, wywołują drobne dreszcze na jego karku. W głębi oczu czarnowłosego można się niemalże zatracić, a dyndający wokół bioder pas, aż się prosi, aby go rozwiązać gwałtownym szarpnięciem i… O i to właśnie sprowadza nas do najważniejszej rzeczy, która w ostatnim czasie doprowadza blondyna do szału.
Z początku podejrzewał, że przeżywa jakiś późny okres dojrzewania. Jednak przy szczytnym wieku dwudziestu lat nie wydawało się to prawdopodobne. Bardziej logiczne mogło być to, iż po prostu jest małym pokręconym zboczeńcem, co po dłuższym towarzystwie Jirayi nie powinno być wcale dziwne. Ale jego problem leżał całkiem gdzie indziej.
Po przypadkowym nakryciu Iruki z Kakashim w dość niedwuznacznej sytuacji, Naruto zdał sobie sprawę, że jest biseksualny. Cóż, bywa. Nie żeby mu to jakoś znacznie przeszkadzało. Nawet by się nie przejął, gdyby nie ten drobny fakt, że to właśnie na widok Sasuke robiło mu się niemiłosiernie gorąco. I to był na tyle poważny problem, iż nie wyobrażał sobie ich wspólnych sparingów. Albo wyobrażał, a to było nawet gorsze. Dlatego też, od kiedy brunet pojawił się w wiosce, skrupulatnie go unikał. Przez co wszyscy dookoła uważali, że jest na niego śmiertelnie obrażony.
Jednak pewnego pięknego wieczora, gdy wracał z wyjątkowo upierdliwej misji, wymęczony zarówno psychicznie i fizycznie, Sasuke przyparł go do muru. Dosłownie.
- Dobe – warknął przeraźliwie niskim głosem. – Możesz mi wytłumaczyć dlaczego stroisz fochy? Byś chociaż...
Na dobrą sprawę Naruto go nawet nie słuchał. Zamiast tego z pewną dozą zdziwienia i fascynacji wpatrywał się w usta drugiego chłopaka, zastanawiając się w kółko, co by zrobił Sasuke, jakby go pocałował? I zrobił to. Gdy tylko poczuł, że uścisk na jego nadgarstkach słabnie, przywarł swoimi ustami do jego i… I przeżył najwspanialszą chwilę swojego życia. A zanim zdezorientowany Sasuke zdążył jakkolwiek zareagować, czmychnął. Od tamtej pory unikał go ze wszystkich sił, ciągle chodząc napięty jak struna, wyostrzonymi zmysłami wyszukując tylko jakiegoś gwałtowniejszego ruchu, gotów do ucieczki.


„Co robić? Co robić? O Boże, już po mnie…”
„Daj spokój, nie będzie źle. Pogadacie, pośmiejecie się i dacie sobie buzi na zgodę…”
W czarnych oczach zabłysnęła czerwień.
„Albo i nie.”
Naruto stał skamieniały w wejściu jaskini, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. Nie miał szans. Brunet zablokował jedyną drogę ucieczki, a po bokach dalej grasowali ninja dźwięku.
Albo zginie z ich ręki, albo zamorduje go kolega z byłej drużyny. Po prostu pięknie.
I nagle kliknęło mu coś w głowie.
„Ty chyba nie chcesz…”
Postawił pierwszy krok do przodu.
„Zabijesz nas, narwańcu!”
Kolejny, nieco większy, jakby gotów do biegu. Złożył ręce w pieczęć, a widzący, ze coś się święci, Sasuke ruszył pędem w jego kierunku. W połowie jego dystansu, Naruto postawił trzeci krok i wykrzyczał formułkę.
A już po chwili nie było po nim śladu.


Naruto mknął z zabójczą prędkością przez lasy.
Udało mu się. Udało mu się zwiać! I w dodatku w użył techniki czwartego hokage!
„I czego się cieszysz grzdylu?! Kurwa, czy ty wiesz…”
„Kyu daj se siana, ja…”
Zaraz przy bramie, zachwiał się, wrzasnął z bólu i wygrzmocił na ziemie, przeturlawszy się kilka metrów do przodu. Oczy zaszły mu mgiełką i czuł dość wkurzające zamroczenie. Spróbował wstać i znowu syknął z bólu, łapiąc się za zranienie.
- Cholera jasna – sapnął z irytacją. Rana ponownie się otworzyła.
„Mówiłem debilu?!”
- Zamknij się – wysapał z trudem. – Po prostu się zamknij…
Jęknął rozdzierająco, kurczowo przyciskając rękę do zranienia.
- Naruto? Jasna cholera, a ty gdzie żeś się tak urządził?
Blondyn odetchnął. Na szczęście znalazł go jeden ze swoich.
- Nara… Gdzie… Sak…ura?
Shikamaru nie zadawał więcej pytań. Mamrocząc pod nosem wciągnął poobijanego blondyna na plecy.
- Dzięki – wyszeptał z ulgą Naruto, przymykając oczy.
Nara warknął coś niewyraźnie.
- Hmm? – mruknął blondyn, z ulgą opierając podbródek o ramie przyjaciela.
- Zafajdasz mi cały uniform.
- Wybacz, że nie przewidziałam, iż moja krew może skalać twoją garderobę – parsknął. – Jak sytuacja?
Ciemnowłosy zerknął na niego przelotnie.
- Na pewno chcesz wiedzieć?
- Tak.
- Więc…
- Nie, tak szczerze to nie chcę.
- No to…
- Dobra, nawijaj.
- W sumie nawet nie najgorzej…
- Ale?
- Ale brakuje nam ludzi – przyznał z niechęcią Nara. Ten problem nękał Konoche już od dłuższego czasu. A na dobrą sprawę nikt nie zgłębiał się w niego dopóty, dopóki wioska była bezpieczna. Jednak podczas inwazji niedobór wyszkolonych shinobi dawał się wszystkim mieszkańcom nieźle we znaki. – Gdyby nie twoje akcje po lasach, byłoby jeszcze gorzej.
- Cholera, a jakbym…
- Naruto – zaczął chłopak surowym tonem. – Nie kombinuj, musisz wypocząć. I to solidnie. Widziałeś w ogóle jak wyglądasz?
- Ja…
- Przestań świrować! Nawet nie myśl, że nie wiem, co kombinujesz w tej głupiej łepetynie. Wystarczająco już na dzisiaj zrobiłeś.
„Właśnie, daj mi spać.”
„Odwal się, sierściuchu.”
Nadąsany Uzumaki mruknął niechętnie pod nosem na znak zgody i pogrążył się we własnych myślach. Albo też raczej, w wysiłkach, aby nie rozpamiętywać niczego związanego z Sasuke.
Zdawał sobie sprawę z tego, że uciekając, zachował się jak kretyn. Powinien doroślej podejść do tej sytuacji. Cholera jasna, był przecież wykwalifikowanym shinobi! A zachowywał się jak jakaś zakochana panienka. Cóż, nie było to dalekie od prawdy. Ale nie zmienia to faktu, że dobił się sam, tą paniczną ucieczką. Może byłby zdolny się do czegoś jeszcze przydać.
- Naruto?! TY KRETYNIE!
Blondyn zamrugał zdziwiony.
- Jak MOGŁEŚ doprowadzić się do takiego stanu?! ZWARIOWAŁEŚ?
A po chwili, pomimo bólu, uśmiechnął się promiennie. Dotarli do Haruno.
- I czego się szczerzysz?! Kurde, gdyby nie to, że ledwo żyjesz sama bym cię tak urządziła! Gdzieś ty miał rozum?! Specjalnie to robisz, czy co?! Cholera! Nara, połóż go tu. Niech no ja cię tylko trochę podleczę, a tak cię skopie, że cię nikt nie pozna! Nogi z du…
- Miło, że się martwisz – wycharczał ciężko.
- …py powyrywam, żebyś się z miejsca ruszyć nie mógł.
Przymknął oczy, wciąż się uśmiechając się. Po chwili poczuł, jak lecznicza chakra Sakury rozchodzi się po jego ciele, poszukując wszelakich uszkodzeń, a dziewczyna mruczy niezadowolona. Odezwała się dopiero po jakiś pięciu minutach, kiedy zakończyła badanie.
- Boże, Naruto… - szepnęła przerażona, zasłaniając usta dłonią.
Chłopak skrzywił się nieznacznie. O tak, zaraz się zacznie jazda.
- Co jest? – Nara przykucną przy nich. Nie miał zamiaru ruszyć się , dopóki nie dowie się, czy wszystko jest w porządku.
- Płuco, uszkodzone –zaczęła wymieniać słabym głosem. – Ostrze o włos minęło inne narządy. Połamane żebra, naderwane mięśnie. Ale to jeszcze nic, to pikuś. Zaraz to naprawię.
- Więc?
- Siatka chakry… Prawie ją zjarał. Jeszcze trochę i…
- Kretyn – warknął wściekle Nara.
„Popieram.”
- Hej, ja tu jestem.
- To miło, będziesz mógł nam wyjaśnić dlaczego tak się poharatałeś? – Ciemnowłosy chłopak spojrzał na niego z wyrzutem. – Przecież…
- Użyłeś tego? – przerwała mu Sakura, słowa jednak kierowała do blondyna. W jej głosie dało słyszeć się niedowierzanie. – Prawda? Nic innego nie wywołałoby takich szkód. Tylko ta technika praktycznie wyżera z ciebie chakre.
- O co chodzi? – Nara zmarszczył brwi. A jego spojrzenie wędrowało po twarzach Sakury i Naruto.
- Hiraishin no Jutsu – odpowiedziała dziewczyna.
- Co? Skopiowałeś technikę czwartego?
- Prawie – przyznał niechętnie blondyn, na co różowowłosan prychnęła z irytacją.
- Prawie? Chciałbyś. Ledwie, tak to można określić. I przez to ta technika jest dla niego niemalże zabójcza!
- Daj spokój, Sakura. Przecież nic mi nie jest. Trochę odpocznę i wszystko będzie git. Lis…
„Od lisa, to ja proszę wara.”
„Kyu, narażasz się.”
„Pf…”
- Naruto, dlaczego?
- Musiałem jakoś szybko…
- Nie pieprz - warknęła. – Są inne, bezpieczniejsze sposoby. Dlaczego użyłeś TEJ techniki?
Blondyn zagryzł usta, gorączkowo rozmyślając co odpowiedzieć. Cholera, Sakura miała racje. Ale…
- Spanikowałeś. – Dziewczyna trafnie odgarnęła jego myśli. – Cholera jasna, spanikowałeś i zrobiłeś pierwszą rzecz, jaka strzeliła ci do łba! Naruto, ty nie panikujesz! W najbardziej kryzysowych sytuacjach potrafisz się opanować, a teraz odwalasz taki numer? Oh, coś się stało, coś co cię rozproszyło. Albo raczej KTOŚ cię rozproszył, czyż nie?
- Sakura… - blondyn jęknął zrezygnowany. Naprawdę nie miał ochoty tego roztrząsać. Nie teraz, kiedy znajdował się w totalnej rozsypce. – Błagam, nie teraz.
- A porozmawiasz z nim?
- Sakura…
- Porozmawiasz?
Westchnął.
- Jasne.
Spojrzała na niego krzywo.
- Nie wierzę ci.
- Sakuraaa…
- Ale na razie dam ci spokój. Teraz się nie ruszaj.
W ciszy zabrała się za leczenia. Po jakiś piętnastu minutach, podczas których Shikamaru rozważał całą zaistniałą sytuacje, a Naruto zastanawiał, czy dziewczyna mu odpuści, skończyła.
- Dobra. – Strala pot z czoła. – A teraz…
- AŁA! ZWARIOWAŁAŚ? – wrzasnął przeraźliwie blondyn, gdy różowowłosa wbiła mu gwałtownie igłę w jedną z żył.
- Uspokój się, muszę pobrać trochę krwi do badań. Cholera wie, czy żeś czegoś nie załapał jeszcze.
- Nie można delikatniej? – zapytał z wyrzutem.
- Nie. Byś mi próbował zwiać. Myślisz, że nie wiem, że boisz się igieł?
Zanim jednak blondyn zdążył odpowiedzieć rozległ się potężny huk.
- Jasna cholera… - zaklął.
- Północna brama. – Nara zbladł znacznie. Co w ogóle nie spodobało się Naruto. – Tam jest Tsunade.
- CO?!
- Naruto, uspokój się. Musimy… - Sakura próbowała jakoś racjonalnie podejść do sytuacji.
- Szlag, nie mam chakry, nie mam chakry… - szeptał gorączkowo blondyn. – Do jasnej, ciasnej. Dlaczego ja nie mam chakry?
Dziewczyna przygryzła wargę i spojrzała na niego z namysłem.
- Dobra – powiedziała po chwili. – Shika, leć do bramy. My… My zaraz do ciebie dołączymy. A ty Naruto… Jesteś gotów na kolejną igłę?
- COOO?!
Nara znikną już za budynkami. Sakura westchnęła ciężko i sięgnęła do kabury.
- To – rzekła, wyciągając z niej strzykawkę wypełnioną jakąś dziwaczną substancją. – Jest mój ostatni eksperyment. Dzięki niemu, na jakieś pół godziny mogę doładować twoją chakre…
- Co? Sakurcia… Przecież to genialne!
- Nie ciesz się tak. – Dziewczyna naburmuszyła się. – Nie wiadomo czy zadziała, nie mam pojęcia, czy każdy reaguje na to tak samo. A jeżeli zadziała… Naruto, ja po tym nie mogłam się ruszać przez tydzień. Cholera, świństwo jest przydatne, ale okrutnie niebezpieczne. Jeśli coś pójdzie nie tak… Boże! Przecież to może cię zabić, jeżeli źle zareaguje z chakrą Kyubi’ego.
„Kyu…?”
„A powstrzymam cię?”
Blondyn uśmiechnął się, co w obecnej sytuacji wyglądało dość dziwacznie.
- Spoko, Sakurcia. Nic mi nie będzie!
- Ale twoja siatka chakry…
- Się dobrze ma. – Naruto wyszczerzył wszystkie zęby. – Lis wszystko załatwił.
„Tymczasowo.”
„O tym wiedzieć nie musi.”
„Jeżeli nas zabijesz… To cię po prostu uduszę.”
- Jesteś pewien? – Dziewczyna spojrzała na niego z niepokojem.
- Jak niczego innego na świecie!
Wioską ponownie wstrząsnął potężny huk.