sobota, 25 grudnia 2010

"Mój dzień" część III

Hoł, hoł, hoł! Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku! No, to tyle z świątecznego nastroju xD. Cóż mogę napisać... Hm, no chyba to, że stworzyłam kolejną notkę, do której czytania serdecznie was zapraszam ^ ^.

PS. Ja lubię koty. Naprawdę :D Więc nie jestem pewna, czy prędzej ja bym siadła psychicznie, czy to biedne stworzonko. A we wstawaniu o dziwnych porach mam sporą wprawę.

Deedwarda: O tak, w akademiku jest sporo czasu na naukę, niestety nie tego co trzeba xD.

Kleopatra: A to nie wspominałam, że to nie będzie takie do końca Sasunaru? >:D mwahaha, o ja zUa i niegodziwa!

Mechalice: Cieszę się, że się cieszysz, że nie lubisz Sasuke xD. Naprawdę chciałabym wcisnąć tekst "Zabiję Itachiego, odnowię klan, jestem super ekstra zajebiście zajebisty i nikt mi nie dorówna, nooby!", ale jakoś nie mogę go wkomponować. Może w kolejnych notkach xD. Nie, nie mam nic do blondynek xD.
I kocham twojego kota, pomiziaj go za mnie. Wybuduję dla niego pomnik, będę codziennie składać mu hołdy i wznosić modły ku niebu. I wyślę paczkę najlepszej kociej karmy <3.

Virus: Eee... Notka w dzisiejszym dniu również będzie się liczyć jako prezent świąteczny? Miło mi, że spodobał Ci się mój blog :)

*** *** *** *** *** *** ***

W pierwszym momencie Naruto nie miał pojęcia co się stało. W jednej chwili stał naprzeciw Sasuke, z zamiarem porządnego wydarcia się na niego, a już w następnej czarnowłosy przygniatał go do ściany, uniemożliwiając jakikolwiek ruch.

- Co ty… - zaczął, gdy nagle usta Uchihy znalazły się na jego własnych.

„Co jest, kurwa?!”

Ogarnęło go przerażenie. Za cholerę nie mógł zrozumieć, co się dzieje wokół niego. Jakby znalazł się w jakimś pochrzanionym śnie, z którego nie ma ucieczki.

- Co ty wyrabiasz kretynie?! – wydarł się, gdy tylko pojawiła się taka możliwość. – Puść mnie! PUŚĆ MNIE MÓWIĘ!

Jednak Sasuke nic nie robił sobie z jego wrzasków. Wciąż skutecznie unieruchamiając blondyna, złożył delikatny pocałunek na jego linii szczęki. Potem następny, na ramieniu. Naruto sapnął, gdy język drugiego mężczyzny znalazł się na jego szyi.

- Sasuke, przestań!

Syknął z bólu.

„Ugryzł mnie.” Pomyślał, po chwili zdezorientowania. „Ten idiota, mnie ugryzł.”

Wyrwał się w końcu, odskakując na bezpieczniejszą odległość i złapał za miejsce, w którym pozostał ślad po zębach Uchihy.

- POPIERDOLIŁO CIĘ?! – wrzasnął, wbijając w czarnowłosego spojrzenie pełne wściekłości. – Co to, kurwa, miało znaczyć?

Hokage nie odpowiedział. Z uśmiechem samozadowolenia i błyskiem tryumfu w oczach wpatrywał się w twarz blondyna, najwyraźniej na coś czekając.

- Jesteś nienormalny – stwierdził Naruto, cofając się do drzwi. – Odbiło ci! Już całkiem ci odbiło!

Rzucił się do ucieczki. Jednak zanim jego dłoń chwyciła klamkę, coś dziwnego zaczęło się z nim dziać. Zakręciło mu się w głowie, obraz przed oczami się rozmazał, a nogi ugięły w kolanach. Czuł jak leci, gdy, kiedy to w ostatniej chwili został pochwycony przez czyjeś ramiona.

„Nie…”

Czuł się, jakby wybił o kilka czarek sake za dużo. Myśli niespójnie krążyły po jego głowie. Nie był w stanie sklecić ani jednego zdania. Zdał sobie sprawę, że został ułożony na kanapie, a ręce Sasuke delikatnie rozpinają jego bluzę i podwijają koszulkę.

- Pro…szę… - wystękał z trudem, próbując odtrącić nachalne dłonie.
Przymknął oczy, próbując złapać głębszy oddech.

- Zapewne czujesz się nieco rozkojarzony. – Doszedł do niego głos Uchihy. – Ale nie martw się. Przejdzie ci… Za jakiś czas. Nawet nie wiesz, jakich to użytecznych jutsu mogłem się nauczyć u Orochimaru.

- Zo… zostaw – wyjąkał słabo Naruto. Pomimo tego, że nie był w stanie porządnie się wysłowić, ani ruszyć, to w pełni świadomie zdawał sobie sprawę z tego co się dzieje wokół niego. I jak najbardziej mu się to nie podobało. Jednak w żadnym stopniu nie był w stanie przeciwstawić się temu, co robił z nim Sasuke.

Kiedy to czarnowłosy porządnie zabrał się za pozbywanie się ubrań z ciała Uzumakiego, rozległo się pukanie do drzwi.

„Wybawienie?”

Uchiha jedynie spojrzał w kierunku wejścia do gabinetu i powrócił do przerwanej czynności. Jednak odgłos natarczywie się powtórzył.

- Hokage? – zabrzmiał niepewny głos.

- Czego? – warknął, obrzucając drzwi zirytowanym spojrzeniem. Najwyraźniej nie miał zamiaru pozwolić, aby ktoś przeszkodził mu w zabawie.

- Przybyła delegacja z Suny.

Sasuke wzniósł oczy ku niebu.

- Powiedz im, że zaraz się zjawię – powiedział znużonym tonem.

Nachylił się nad Naruto, brutalnie miażdżąc jego usta w pocałunku.
Naruto ponownie przymknął oczy próbując sobie wmówić, że obecna sytuacja nie ma miejsca. Jednak, gdy uchylił powieki, Uchiha wciąż znajdował się w tym samym pomieszczeniu co on, a w jego spojrzeniu było widać błysk czegoś dziwnego, czegoś blondyn nie miał ochoty poznać.

- Zaraz do ciebie wrócę – szepnął czarnowłosy, wstając i kierując się ku drzwiom.

Rusz się.

Skrzekliwy głos rozległ się pod czaszką Naruto.

„Już…”

RUSZ SIĘ!

„Nie mam siły…”

Pomimo tego, iż zdawał sobie sprawę, co za chwilę może się wydarzyć, to nie miał najmniejszej ochoty ruszać się z kanapy. Brakowało mu sił, które w jakiś magiczny sposób opuściły jego ciało.

Kurwa, RUSZAJ SIĘ!

Nagle cały świat nabrał ostrzejszych kształtów. Mężczyzna zerwał się z kanapy, wbijając przerażone spojrzenie w drzwi. Cała sytuacja wydała mu się być jeszcze bardziej absurdalna niż była przed chwilą. Nie, z całą pewnością nie rozumiał co się stało. I nie chciał zrozumieć.

Uciekaj!

Nie miał zamiaru czekać, aż Uchiha wróci i znowu zrobi z nim coś dziwnego. Czym prędzej ulotnił się z pomieszczenia, ewakuując się przez okno i przeskakując po parapetach na niższe kondygnacje budynku, aż w końcu znalazł się na opustoszałej drodze.

Jednak, gdy tylko jego stopy dotknęły twardego podłoża, poczuł, iż na jego mózg ponownie spływa dziwaczne otępienie, które towarzyszyło mu w gabinecie Hokage. Z głośnym jękiem oparł się o ścianę najbliższego budynku i spróbował złapać większy oddech. Cóż, na niewiele się to zdało, gdyż wciąż czuł dość mocne otępienie.

- Kurwa– zaklął, z naiwnym przekonaniem, że to przywróci mu trzeźwość myślenia. Potrząsnął głową jednocześnie odrywając się od ściany i chwiejnym krokiem zmierzając do swojej kawalerki. Nie wiele go obchodziło jak się w takim stanie dostanie do swojego domu, byleby się tylko tam dostać.

"Psia mać..."

Jęknął i niemalże upadł na kolana. Jednak w ostatniej chwili ktoś przytrzymał go za ramiona, dzięki czemu był zdolny utrzymać pion.

"Błagam..."

Zamrugał uparcie, próbując rozpoznać z kim ma do czynienia.

- Naruto? Jasna cholera, dzieciaku! Co ci jest?!

- Ka... - zaczął niepewne. Niemalże nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. - Kakashi?

Usłyszał jak jonin wzdycha przeciągle. W następnym momencie Naruto jakimś cudem znalazł się na plecach swojego mistrza.

- Zaniosę cię do domu. - Doszedł do jego uszu cichy głos Kakashiego. Miał niejasne wrażenie, że Hatake ledwo powstrzymuje się przed wybuchem. Ale jakoś nie mógł zrozumieć, dlaczego siwowłosy miałby być na niego zły.

A nie pomyślałeś, że ta złość nie jest kierowana na ciebie?

Naruto zagryzł wargi.

"Ale... Więc..."

Nie mógł jakoś zebrać myśli.

Śpij, jutro będziesz w lepszym stanie.

I Naruto zasnął.

***

Kolejny ranek nie należał do najprzyjemniejszych. O nie, z całą pewnością. Za to z powodzeniem mógł przodować w rankingu najgorszych ranków, jakie kiedykolwiek nastąpiły w życiu Naruto.

Jęknął przeciągle, zakrywając twarz dłońmi. Czuł się, jakby miał kaca. Okrutnego kaca, który najwyraźniej próbował go doszczętnie zniszczyć. Czuł straszną suchość w ustach i dziwaczne odrętwienie na całym ciele. Nie miał siły ruszyć się do kuchni. Jednak z drugiej strony, jego organizm najwyraźniej domagał się chociażby kropli wody.

Jednak najgorsza była głowa. Wypełniał ją jedynie tępy, pulsujący ból, który nie pozwalał skupić się na niczym innym, niż tylko chęci znieczulenie się jakimiś mocnymi prochami.

- Jak się czujesz? - dobiegł go głos Kakashiego. Przez chwilę zastanowił się nad odpowiedzią.

- Jakby ktoś mnie przeżuł i wypluł niczym mokrą ścierę, którą wcześniej pozamiatał konohańskie ulice - wymamrotał i postanowił uchylić powieki. Co nie było najlepszym posunięciem. - O ja pier...

- Poczekaj, zasłonie okno.

Po chwili ponownie uchylił powieki. W pomieszczeniu panował przyjemny półmrok.

- Uh - sapnął ciężko i podciągnął się do pozycji siedzącej. - Masakra, już nigdy więcej...

Zaciął się. Nie za bardzo wiedział, jak miał dokończyć to zdanie. Wspomnienia z dnia wczorajszego nie chciały ułożyć się w spójną całość, co nieco zaczęło martwić blondyna. Miał jednak niejasne przeczucie, że wcale nie chce pamiętać co się wydarzyło.

- Możesz mi wyjaśnić - zaczął Kakashi swobodnym tonem. - Dlaczego w pół godziny po tym, jak żeś minie zostawił z gigantycznym rachunkiem, znajduje cię w stanie wskazującym na znaczne spożycie alkoholu, tudzież na potraktowanie wyjątkowo paskudnym jutsu paraliżującym?

"Jutsu paraliżujące?"

Uzumaki wciągnął gwałtownie powietrze.

- Kakashi - wymamrotał zdławionym głosem. Nagle poczuł straszne mdłości. - Możesz... Wyjść?

- Naruto?

- Wszystko w porządku, tylko... Pogadamy później.

Z wysiłkiem wstał z łóżka i chwiejnym krokiem ruszył ku łazience. Był dziwnie odrętwiały, co zapewne było pozostałością po wczorajszych wydarzeniach. Przełknął ciężko ślinę. Z ledwością zdał sobie sprawę, iż Hakate usłuchał go i wyszedł.

Niemalże upadł na podłogę, na czworaka przeczołgał się do toalety i zwymiotował. Łzy zaszkliły się w kącikach jego oczu, a przełyk zaczął palić żywym ogniem. Splunął kilka razy w nadziei, że uda mu się pozbyć z ust nieprzyjemnego posmaku. Odetchnął i z ciężkim trudem wstał. Podszedł do umywalki i przemył twarz zimną wodą.

Jego ciałem wstrząsnął szloch.

Oparł dłonie na umywalce i zacisnął palce na jej krawędziach. Pozwolił swobodnie spływać łzą.

- Kurwa - warknął łamiącym się głosem. - Kurwa mać...

Dlaczego płaczesz?

"Bo on... Sasuke... On chciał..."

"Jednak udało ci się uciec."

"Jak on mógł? Byliśmy... Przyjaciółmi."

"Ludzie się zmieniają, mój drogi. Ludzie się zmieniają..."

"Dlaczego? Dlaczego... on chciał..."

"Otrzyj łzy, mój drogi. Nie pozwolimy, abyś przez niego cierpiał. Przecież doświadczyłeś już dość cierpienia z jego ręki."


- Nienawidzę go - wyszeptał, posłuchawszy się głosu w swojej podświadomości.

"O tak, nienawidzisz."

- Nienawidzę go! - powiedział odrobinę głośniej. Z jego ust wyrwał się nerwowy chichot. Po chwili roześmiał się na całe gardło, odrzucając głowę do tyłu i pozwalając, aby łzy zaschły na jego policzkach.

"Pragniesz zemsty? Za wszystko co ci uczynił? Za wszystkie słowa, którymi cię ranił?"

- Tak - szepnął z determinacją, wpatrując się w zwierciadło wiszące nad umywalką.

"Więc pozwól, że ci pomogę."

W lustrze błysnęły czerwone oczy.

poniedziałek, 22 listopada 2010

"Mój dzień" część II

Moje drogie i wspaniałe czytelniczki! Jako iż mam dwa porządne projekty do wykonania, ustawę do wykucia i pełno pierdoł do obliczenia to... Napisałam kolejną część xD Mam nadzieję, że raduje was ten fakt i, że kiedy w końcu wylecę z uczelni to zapewnicie mi jakieś schronienie na te mroźne, zimowe wieczory ^ ^. O, zapomniałam o akwarelach jeszcze...
Dobra, kończę marudzić, zanim popadnę w jakąś depresje i może zabiorę się w końcu za coś konstruktywnego. Więc, zapraszam do kolejnej części, mam nadzieję, że się spodoba. Dziękować za komentarze (W sumie, jakbyście przestały je pisać to może bym się wzięła za jakąś naukę...Nie, nie róbcie tego! xD). A, i jeszcze jedno: Na razie nie powiadamiam, bo mam takiego marnego neta, że ledwo na swojego bloga się wbiłam. Zrobię to, gdy tylko miły pan Bogdan pójdzie w końcu po te cholerne zaczepy na kable i będę mogła podłączyć się do sieci akademickie, a nie lecieć na tym marnym, nie mającym nigdzie zasięgu, modemie! Właśnie... Ciekawe czy się ta notka w ogóle doda...

*** *** *** *** *** *** ***

- Dzień dobry, Hokage - zreflektował się po chwili blondyn, sztywnym krokiem wymijając czarnowłosego i wchodząc do gabinetu. Położył papiery na biurku i odwrócił się ku swojemu dawnemu przyjacielowi. - Raporty z ostatniego tygodnia. Przejrzane. Wystarczy tylko twój podpis.
Sasuke tymczasem zamknął drzwi i oparł się o nie wygodnie, zakładając ręce na ramiona. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, aż w końcu Naruto westchnął i ruszył ku wyjściu.
- To wszystko, więc jeżeli pozwolisz...
- Nienawidzisz mnie.
Blondyn zatrzymał się w pół kroku.
- Co... - zaczął, ale jego wypowiedz została ponownie przerwana.
- Nienawidzisz mnie - powtórzył czarnowłosy z wyraźnym samozadowoleniem. - To ja zostałem Hokage. Pomimo jawnej zdrady wioska uznała mnie za dobrego kandydata na to stanowisko. Nie musiałem praktycznie nic robić, podczas gdy ty jak szalony starałeś się każdemu dogodzić. Było już tak blisko spełnienia marzeń, czyż nie?
- Słuchaj...
- A to ja rezyduje w tym budynku, zasiadam na tym fotelu.
- To wybór wioski - wtrącił Naruto, kurczowo zaciskając dłonie.
- Ale czy słuszny? - W glosie Uchihy pobrzmiewała jawna kpina. - Powiedz sam, Naruto. Kto przy zdrowych zmysłach dokonałby takiego wyboru?
- Oczyściłeś się z zarzutów - mruknął blondyn wbijając spojrzenie w swoje buty. Nie miał najmniejszej ochoty prowadzić rozmowy na ten temat. - Ludzie ci zaufali.
- I? Ci ludzie to kretyni.
- Jak możesz tak mówić? - Błękitne tęczówki z wściekłością spojrzały na czarnowłosego.
- Jak możesz ich jeszcze bronić? - odparował Sasuke, a kpiący uśmiech na jego twarzy pogłębił się. Mężczyzna wolnym krokiem podszedł do Uzumakiego. - Za to co ci zrobili. Za nienawiść, którą wciąż do ciebie czują.
- Nie masz prawa…
- Może i nie. - Dłoń Sasuke chwyciła podbródek Naruto, a w jego oczach zalśniła czerwień sharingana. - Może i nie...
- Jesteś idiotą – warknął blondyn, otrącając jego rękę.
- Nie większym niż ty, mój drogi przyjacielu.

***

Naruto niemalże biegł ulicami Konohy. Zasapany dotarł do swoje kawalerki, wchodząc trzasnął drzwiami, a z jego ust wydarł się okrzyk wściekłości.
- Kretyn! – mruknął pod adresem czarnowłosego. Nie był wstanie wyobrazić sobie, jak Sasuke mógł stać się taki… taki… okrutny. Jego słowa niezmiernie zraniły blondyna i chociaż starł się tego po sobie nie pokazywać, to uśmiech Uchihy jasno wskazywał na to, że wiedział, iż udało mu się trafić w czuły punkt nosiciela dziewięcioogoniastej bestii.

Ale mówił prawdę.


Mężczyzna zacisnął zęby starając nie dopuścić do siebie czarnych myśli. Jednak… Coś w tym było. Sasuke miał rację w pewnych kwestiach.

O ile nie we wszystkich.


- Jasna cholera! – sapnął, rzucając się na łóżko. Ciężko mu było nie zgodzić się ze swoją podświadomością.
To prawda ,że od czasu powrotu Sasuke, Uzumaki czuł do czarnowłosego niechęć. Ale czy nie miał takiego prawa? Drań wtargnął ponownie w jego życie, niszcząc jego największe marzenie i sprawiając, że w oczach mieszkańców znowu stał się bezwartościowym potworem.
- Nienawidzę swojego życia.

Cóż, to uczucie jest zapewne odwzajemnione.


Niemalże poukładane życie legło w gruzach, tylko dlatego, że Uchiha łaskawie pojawił się w wiosce. To niesprawiedliwe. Ale kogo to obeszło? Po za tą garstką osób, które w niego wierzyły… Wyraz niedowierzania na twarzy Tsunade, gdy ogłoszono decyzję rady, głęboko wrył się w pamięć blondyna. Warknięcie Kakashiego również. I Shikamaru, ze swoim wiecznym komentarzem o upierdliwości życia. Jeszcze Iruka, którego dłoń wspierała blondyna, kiedy to usłyszał tą okrutną wiadomość. A reszta? Reszta odwróciła się do niego plecami, lub też nawet nie zauważyła, że coś w planach Naruto poszło kompletnie nie tak.

Jeszcze możesz to zmienić.

- Ciekawe jak? – mruknął blondyn, jednak głos w jego podświadomości milczał uparcie, jakby czekając, aż niebieskooki sam wpadnie na rozwiązanie.
- Prowadzenie konwersacji ze sobą samym nie świadczy za dobrze o twoim zdrowiu psychicznym.
- Doprawdy? - Naruto obrócił się w kierunku głosu, który należał do jego siwowłosego mistrza. – A wiesz, że w moim mieszkaniu istnieje coś takiego jak drzwi?
- Wprowadzam nowe trendy - powiedział Kakashi, zeskakując zgrabnie z okna do pokoju.
- Byś chociaż zapukał.
- O ramę? – Jonin zmrużył figlarnie oko, poczym bezceremonialnie rozgościł się na jedynym dostępnym w pomieszczeniu krześle.
Młodszy mężczyzna posłał mu jedynie zirytowane spojrzenie i zwlókł się z łóżka.
- Więc? Po co żeś przylazł?
Pomimo maski, wyraźnie było widać, iż wyraz twarzy Kakashiego zmienił się na poważny. Co nieco zmartwiło blondyna.
- Byłeś u Uchihy.
Uzumaki odwrócił wzrok. Dobrze wiedział, że zarówno siwowłosy, jak i Tsunade, nie popierali tego, że pracował bezpośrednio pod komendą Sasuke.
- Taka robota – mruknął po chwili. – Wypada, abym od czasu do czasu go widywał.
- Zadręczasz się.
- Nawet jeśli…
- I robisz to niepotrzebnie. Nie musisz męczyć się za głupotę starszyzny. Słuchaj, Naruto…
- Przestań – syknął Uzumaki, wwiercając spojrzenie w swojego mistrza. – Przerabialiśmy ten temat już setki razy. Nie mam zamiaru przez taką pierdołę rezygnować ze swoich marzeń!
- Jakich marzeń? – zapytał sceptycznie Jonin. – Oszukujesz sam siebie. Z tego co pamiętam, to chciałeś zostać przywódcą wioski, a nie popychadłem faceta, który w dupie ma potrzeby mieszkańców i wioski.

Może on ci przemówi do rozumu.

Naruto zamrugał nieco zdezorientowany. Wcale nie potrzebował, aby ktoś mu przemawiał do rozumu! Dobrych rad miał już po dziurki w nosie.
- Kakashi… - zaczął i nie wiedział co powiedzieć dalej. Wbił spojrzenie w swoje stopy. – Zmień temat, albo się po prostu zamknij.
- Słuchaj, dzieciaku…
- Odwal się, nie jestem już dzieckiem.
- To złap się za jaja i zachowuj jak mężczyzna – warknął Hatahe wstając gwałtownie. – Bo na razie coś ci nie idzie!
- AGHR! Co cię to obchodzi, co?! Moje życie, moja sprawa!
- Nie, jeśli owo życie na chama chcesz sobie spierdolić – odrzekł grobowym tonem. – Zastanów się poważnie. O wiele więcej możesz osiągnąć, nie będąc na smyczy naszego wspaniałego Hokage, więc dlaczego nie rzucisz tej posady w cholerę?
- Bożeee, Kakashi…
- Spoko! – Jonin wzniósł oczy ku niebu, jednocześnie podnosząc ręce w geście poddania. – Już nie marudzę. Ale błagam, obiecaj mi, że się poważnie nad tym zastanowisz. Może nawet łaskawie pozwolę ci dołączyć do mojego oddziału.
- Nie, dzięki – prychnął blondyn. – Twoja banda obiboków ma na mnie zły wpływ.
- Dajże spokój, to była jedna, malutka impreza urodzinowa…
- Po której miałem trzydniowego kaca!
- Bo to trzeba się wyćwiczyć w pewnych dziedzinach – Hakate wzruszył ramionami. – To co? Lecim na ramen?
- Stawiasz? – Uzumaki podejrzliwie zmrużył oczy.
- Niech stracę…

***

- Co u Tsunade? – zapytał blondyn, sięgając po drugą miskę swojego ulubionego dania. – Dawno staruszki nie widziałem.
- Jakbyś nie latał, jak pies na posyłki…
- Skończ.
- Zamartwia się – odpowiedział po chwili wahania Hakate. – Znasz ją. Niby wszystko gra, ale tak naprawdę nie śpi po nocach.
- O mnie? Powiedz jej…
- Nie tylko – przerwał Uzumakiemu. – O wszystkich. Rządy Uchihy powoli zaczynają mieć swoje konsekwencje. Cóż, starszyzna nie widzi żadnych problemów, ale prawda jest taka, że jeżeli Sasuke dalej będzie ignorował swoje obowiązki to może się to wszystko dla nas nieciekawie skończyć.
- Aż tak źle? Co się dzieje? – spytał odłożywszy już pustą miskę. – Przecież ja bym wiedział…
- Być może twój wspaniały szef utajnia przed tobą pewne fakty.
- Kakashi! – W głosie młodszego mężczyzny zabrzmiała irytacja. – Mów, psia mać, albo ci przemebluje tą zamaskowaną facjatę!
- To pogłoski… - zaczął siwowłosy.
- Ale?
- Podobno Suna zastanawia się nad zerwaniem sojuszu. – Wyrzucił z siebie na jednym wydechu.
- CO?! Że Gaara? Dlaczego?
- Nie wiem. Z tego co udało mi się wywęszyć, wynika, że Sasuke nie chce dotrzymać warunków zawartych za czasów panowania Tsunade.
Naruto splótł przed sobą ręce, ciężko opierając je o ladę. Nie podobało mu się to co przed chwilą usłyszał.
- Chyba sobie kpisz – mruknął po chwili.
- Chciałbym.
- Przecież, jeżeli nie będziemy mieli wsparcia Suny…
- To staniemy się łatwym celem. A wrogów nam nie brakuje.

„Gaara by tego nam nie zrobił.”

Gaara jest przywódcą swojej wioski. Nie może przedkładać przyjaźni nad jej dobro.

Racja. Cholerna racja. Rudowłosy na pierwszym miejscu musiał mieć na celu dobro mieszkańców Suny. I na nic nie zdawał się fakt, że od wielu lat są dobrymi przyjaciółmi. Jeżeli Naruto zostałby Hokage, to również musiałby tak postąpić.

Ale nie zostałeś.

Blondyn skrzywił się. Czasami naprawdę chciał wyłączyć swoje dziwaczne myśli. Wstał.
- A ty gdzie? – zapytał Kakashi.
- Opieprzyć naszego wspaniałego przywódcę. Nie będzie mi drań rozwalać wioski pod moim nosem.

***

- Sasuke! – wydarł się, niemalże wbiegając do gabinetu czarnowłosego. Darował sobie grzeczne formułki powitalne, a tym bardziej pukanie do drzwi. – Co ty sobie…
Stanął jak wryty. Hokage siedział za swym biurkiem, a i owszem, jednak nie był jedyną osobą znajdującą się w pomieszczeniu. Na kolanach Sasuke usadowiła się kuso ubrana blondynka, która najwyraźniej dopierała się do jego rozporka. Kobieta, po zauważeniu Uzumakiego, wstała, wygładziła swój skąpy strój, posłała blondynowi pogardliwe spojrzenie i kręcąc biodrami opuściła pokój.
- Ja… - wykrztusił zaskoczony Naruto, gdy tylko drzwi zamknęły się za nieznajomą. – Nie…
- Pozbawiłeś mnie rozrywki na dzisiejszy wieczór – powiedział Sasuke, tonem wskazującym na to, że wcale mu to nie przeszkadzało.
- Słuchaj – warknął blondyn, otrząsając się z szoku. – Nie obchodzą mnie twoje zabawy. Masz mi natychmiast wytłumaczyć, czemu do cholery próbujesz pozbyć się naszych najsilniejszych sprzymierzeńców! Suna współpracuje z nami od dobrych kilki lat, a ty…
- Dlatego… - zaczął czarnowłosy wstając. Najwyraźniej nie usłyszał ani słowa z wywodu Naruto. – To ty będziesz musiał mi ją zapewnić.

niedziela, 21 listopada 2010

"Mój dzień" część I

Moje drogie czytelniczki:
Zabiję xD (tak, Mechalice, to się tyczy głównie Ciebie!)
Bo to przez was naszło mnie na pisanie nowej historii, zamiast czytanie jakiś dziwacznych rzeczy na poniedziałkowe wykłady. Cóż... Zawsze są poprawki xD.
Więc tak o to mam zaszczyt i przyjemność przedstawienia Wam mojej nowej historii o wdzięcznym tytule "Mój dzień". Część pierwszą proszę potraktować jako swoisty wstęp (Późniejsze będą sporo dłuższe). Kolejne party zapewne będę dodawać, ale nie mam pojęcia jak, gdzie i kiedy xD. Ta część... jest nieco zawiła i w sumie właśnie o taki efekt mi chodziło ^ ^.
Dobra, nie marudzę więcej, zapraszam do czytania ^ ^.

*** *** *** *** *** *** ***


To miał być mój dzień.

Z zagryzionymi ustami stoję przed drzwiami do gabinetu. Nie chcę tam w chodzić. Nie mogę. To… To wszystko nie miało tak się stać. Los miał się potoczyć całkiem innymi drogami.
Asystent. Zostałem pieprzonym asystentem. Po tylu latach walki, nie tylko z wrogiem, ale i całą wioską. Tam wtedy… To miał być mój dzień.

Biały materiał połyskiwał w słońcu. Palce blondyna delikatnie przebiegły po czerwonych wyszyciach. Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Jeszcze tylko kilka chwil, kilka minut, kiedy to w końcu z dumą będzie mógł przyodziać strój Hokage.

Cofam się kilka kroków. Jasna cholera.
Nie wejdę tam. Nie dam rady. A nawet jeśli… Nie zdołam się powstrzymać przed obiciem tej złośliwie uśmiechniętej gęby.

- Zdenerwowany?
Niebieskooki gwałtownie odwraca się w kierunku głosu. Swoje zmieszanie próbuje ukryć pod szerokim uśmiechem.
- Jak jasna cholera – odpowiada, drapiąc się po karku. – Jak żeś to wytrzymała, babciu? Mnie zżera od środka przeczucie, że coś popisowo spartolę.
- Głupek. – Kobieta podchodzi do niego, nastrasza kołnierz jego bluzy i przyklepuje niesforne blond kosmyki chłopaka. – No, teraz lepiej. Szykuj się. Wyjdziesz tam i powalisz wszystkich na kolana.


Wolałbym już osobiście zostać klubowym zwierzakiem Akatsuki, niż wleźć do tego cholernego pomieszczenia. Rozglądam się dyskretnie dookoła. Jakby tak wcisnąć te papiery Kakashiemu? Tak w ogóle, to za jakie skarby zgodziłem się przyjąć tę posadę?

Na ulicy słychać nagłe poruszenie.
- Czyżby tłum fanów? – zapytuje Tsunade zaczepnym tonem. Jednak coś w tych odgłosach nie podoba się Naruto. Coś jest z pewnością nie tak.
Blondyn z wahaniem podchodzi do okna.
Za świstem wciąga gwałtownie powietrze.


- Naruto? Wszystko gra?
Wznoszę oczy ku niebu, posyłając Bogu błagalne prośby o zesłanie spokoju na swoje biedne, skołatane nerwy.
- Tak, Sai. Jak najbardziej.
- To dlaczego od pięciu minut wgapiasz się w klamkę, jakby wymordowała pół wioski?
- A skąd wiesz, że tego nie zrobiła? – pytam, zerkając na niego z ukosa.
- Naruto, to klamka.
Ah, ta złośliwość rzeczy martwych.

- To niemożliwe – niedowierzający szept wyrywa się z ust blondyna.
Piąta również spogląda przez okno, a na to co widzi, reaguje zduszonym krzykiem.


Sai odchodzi, pozostawiając mnie z czarnymi myślami.
Dobra, czas skończyć z marudzeniem. Im szybciej załatwię sprawę z tymi papierzyskami, tym szybciej będę mógł odreagować spotkanie z obecnym Hogake.
Sięgam ku klamce, kiedy to drzwi ktoś gwałtownie otwiera z drugiej strony. I tak oto stoję, oko w oko z nim…

Martwe ciało Orochimaru zostało brutalnie rzucone na dziedziniec przed głównym budynkiem. Wokół czarnowłosej postaci zebrał się już spory tłum ludzi. Osobnik odgarnia z czoła czarne pasma włosów i z uśmiechem samozadowolenia spogląda w kierunku Naruto, który gwałtownie cofa się od okna.
- Nie, nie teraz… - mamrocze gorączkowo blondyn. – Dlaczego wracasz dzisiaj…


- Sasuke.

Nikt nie pamięta, że w tym dniu miałeś składać przysięgę. Miałeś zostać mianowany. Miałeś spełnić swoje marzenia…

Wszyscy za to zdają sobie świetnie sprawę z tego, iż w owym dniu Sasuke Uchiha wrócił. Zabił swojego mistrza, a jego truchło przywlókł do Konohy. Oczyścił swoje nazwisko. Na tyle, iż tłum skandujący jego imię, zdołał nakłonić starszyznę na zmianę wyboru Hokage.

Mało kto wie, że w tym dniu zawalił się twój świat.

niedziela, 17 października 2010

Rozdział XI

No. Nareszcie! xD Dziękować za komentarze i zapraszam na kolejny rozdział. (Pisałam go od 20 do 3.30! Umieram, cholera! xD)

Kleopatra : A umie gotować? Bo jak tak, to chętnie go zarekwiruje. xD

Deedwarda : Już wyzdrowiała? Bo mnie znowu jakieś grypsko próbuje dorwać. Ale ja mu się nie dam! Mwahaha!

Mechalice: Ha, mnie się kiedyś babka pyta o dowód, ja jej pokazuje, a ona mi bezczelnie mówi, że brakuje mi tydzień do 18-stki. Nie ogarnęłam o co jej chodziło, po chwili dopiero zaczęłam się zdzierać i mówię jej, że tak, tydzień, ale do 20-stki xD. "Oh, bo pani tak młodo wygląda." Nie, dalej nie posiadam niewolnika. A Twój żyje?
Twoja wiedza na pewne tematy zaczyna mnie przerażać i nie, nie tworzę mody na sukces, aż tyle cierpliwości to ja nie mam xD. I nie znam "Queer as Folk", ale jak tylko wypierdzielą mnie ze studiów to uzupełnię swą wiedzę xD.
Cross *__________* [zwiecha]jak najbardziej jego fryz możemy przypisać dla Kyu[/zwiecha]

*** *** *** *** *** *** ***

- Widziałaś Sasuke?
Sakura uniosła wzrok znad dokumentów i spojrzała z roztargnieniem na siedzącego na parapecie Naruto.
- Nie możesz wejść jak normalny człowiek przez drzwi? – zapytała zerkając ponownie na papierzyska. Chwyciła drugą ręką długopis, postawiła na jednej z kartek zamaszysty podpis i odłożyła ją na osobną stertę. – Nie, nie wiem. Myślałam zresztą, że chciałeś sobie dać spokój.
- Eee… Zmiana planów.
- To dobrze – stwierdziła. – Widzę, że plan Gobi podziałał.
- Dobrze? Myślałem, że zareagujesz bardziej… - zaciął się. – Zaraz? Jaki plan?
- Żebyś w końcu ruszył tyłek. Ta jej nawijka w szpitalu miała zmotywować cię do działania. Chociaż nie powiem, Sasuke pewnie…
- Więc to, że gadali z nim w szpitalu, to naprawdę?
- No tak, ale…
- Dobra – mruknął przerywając dziewczynie. – To ja lecę szukać dalej.
I zniknął. Sakura błyskawicznie zerwała się z krzesła i podbiegła o okna.
- Ale, Naruto! – zwołała, jednak blondyn już jej nie słyszał. – Eh, ty nadpobudliwy dzieciaku…

Naruto przykucnął na jednym z dachów. Westchnął ciężko, wbijając wzrok w ciemniejące niebo. Za cholerę nie mógł znaleźć Sasuke. A sprawdzał już wszędzie! No, przynajmniej w miejscach, w których można było się spodziewać obecności czarnowłosego drania. I nic. Że też cholerny pan Uchiha zawsze się pojawiał, gdy nie był potrzebny, a teraz zapadł się pod ziemię.
Odwołał klony, które również były zaangażowane w poszukiwanie czarnowłosego. Niestety, żaden z nich go nie znalazł. Westchnął ponownie.
A może… Może ma misje? Cholera, że też wcześniej o tym nie pomyślał. Tsunade powinna powiedzieć mu… No właśnie. Kurde, nie gadał z nią, odkąd się pokłócili. Najwyraźniej kobieta jeszcze była na niego wściekła.
Cóż, skoro miał zamiar pozałatwiać wszystkie sprawy, to również i z tą nie powinien zwlekać. Z wyrazem determinacji na twarzy ruszył w stronę budynku Hokage. Jeżeli blondynka będzie w dobrym nastroju, to może uda mu się nawet przywitać, bez oberwania jakimś ciężkim przedmiotem.
Do jej gabinetu postanowił wejść dzięki niekonwencjonalnej dla niego metodzie, czyli pukając do drzwi. Niepewnie wcisnął przez nie głowę do gabinetu.
- Bry – mruknął i wlazł do pomieszczenia. – Tentego…
„Ojej.”
Tsunade siedziała za biurkiem. Jedną rękę trzymała na blacie, równocześnie wspierając nią głowę, zaś w drugiej można było dostrzec butelkę. Co najdziwniejsze pełną. Kobieta bezmyślnym wzrokiem wpatrywała się w panoramę Konohy.
- Eee… Babciu?
Blondynka oderwała spojrzenie od widoku za oknem i przeniosła je na chłopaka. Wyglądała na nieco zdezorientowaną. Po chwili wpatrywania się w niego, zdecydowanym ruchem postawiła flaszkę na stole.
- Napijesz się?

Naruto obudził się. A obudzenie te pod każdym względem było przerażające. Miał kaca. Bolał go łeb, nogi… Cholera, napierdzielał go każdy mięsień.
Mruknął złowrogo i przekręcił, podciągając nogi pod brodę.
Myśli leniwie krążyły po jego mózgu, niekoniecznie chcąc się ułożyć w jakąś logiczną całość. Po chwili udało mu się uformować z nich pytanie. Co tak właściwie się wczoraj działo?
„Do dupy, chyba urwał mi się film” Pomyślał smętnie i otworzył jedno błękitne oko.
- Witaj, śpiąca królewno.
„O jeżu…” Przypomniało mu się wszystko. No, a przynajmniej większość.

„Hej joninie, hej! Wlej…hyk… se sake wlej! Ło, matko…”
Wiedział, że picie z Hokage nie było najlepszym posunięciem. Po prostu to wiedział! Pomijając tą kwestię, że właściwie to rzadko spożywał jakikolwiek alkohol. Plus to, że zawsze miał słabą głowę. Tsunade potrafiła wlać w siebie hektolitry rozmaitych trunków i wyglądać po tym, jakby co najwyżej siorbła herbatę z rumem. Więc co mu do łba strzeliło, aby usiąść przy tym pieprzonym biurku, chwycić za napełnioną czarkę i ochoczo wlać ją do gardła? Kilkanaście razy, tak podając w przybliżeniu. Bo na dobrą sprawę nie pamiętał ile wypił. Może jednak kilkadziesiąt? Cholera wie…
Nie brudź czarki, hej! Tylko w mordę lej! Hyk…”
Może to nawet lepiej, że się schlali. W końcu po alkoholu o wiele łatwiej powiedzieć co leży na sercu.
- Jestem złym przywódcą – mruknęła Tsunade niewyraźnie.
- Nie pieprz – prychnął chłopak. – Według mojej hierarchii klasyfikujesz się w pierwszej trójce najlepszych hokage jakich znałem osobiście.
Brew blondynki powędrowała ku górze.
- A ilu ich znałeś?
- Eee… Dwóch.
Kąciki jej ust uniosły się w niemrawym uśmiechu.
- Wątpliwy komplement. – Kobieta zamyśliła się na chwilę. – Powinnam była ci powiedzieć.
- Fakt. – zgodził się dzieciak ochoczo napełniając czarki.
- Wtedy nie zrobiłby się taki burdel…
- Przestań. I tak bym coś dziwnego odwalił.
- Ale byłbyś w pełni świadomy co ci grozi.
- A co by to zmieniło? – burknął, zezując na butelkę. – No może tylko tyle, że nie miałbym wrażenia, że każdy coś knuje za moimi plecami. Przestań marudzić o pierdołach. Stało się i już. O! To, że nie jesteś takim przywódcą jakim będę ja…
Głośne prychnięcie przerwało jego wywód.
- Wmawiaj se.
- Ha! Śmiesz wątpić? – krzyknął, przy okazji rozlewając nieco trunku na blat biurka.
- Dobra, niech ci będzie – mruknęła powątpiewająco. – Z innej beczki… Raczej nie przylazłeś tu, aby słuchać moich wywodów.
- Oh. – Chłopak zmarkotniał. – Chodzi o Sasuke.
- Taaak? Co ty nie powiesz?
- No dobra, no! Chcę z nim pogadać. Wyjaśnić wszystko i, do jasnej cholery, być z nim do końca swojego marnego żywota!
- To żeś w końcu palnął coś konstruktywnego – stwierdziła. – Ale co ja mam do tego?
- Bo go znaleźć nie mogę – mruknął. – I chciałem się dowiedzieć, czy przypadkiem nie wysłałaś go na misję.
- Nie. – Blondynka z rozmachem odstawiła czarkę. – Minąłeś się z nim. Był u mnie, kilka minut przed twoim przybyciem.
Sake obficie polała się po blacie biurka, kiedy to Naruto gwałtownie zerwał się z krzesła.
Dalszego rozwoju sytuacji nie za bardzo mógł skojarzyć. Upojenie alkoholowe już nieźle dawało mu się we znaki, poprzez trudności z utrzymaniem pionu. Jednak na plus z pewnością mógł zapisać to, że procenty nie wpłynęły za mocno na jego mowę. W sensie, że jeszcze jako tako składnie mógł wypowiedzieć co prostsze zdania. I chwała za to. Co jednak nie zmieniło faktu, iż jego uszy ucierpiały niezmiernie od wrzasków Tsunade, której wiadomość, że niemalże połowę alkoholu szlak jasny trafił, wcale a wcale nie przypadła do gustu.
Tak więc Uzumaki pośpiesznie opuścił gabinet Hokage, przy głośnym akompaniamencie jej wrzasków i latających przedmiotów. Teraz o to właśnie niemalże czołgał się po ulicach Konohy, usilnie omijając latarnie, które najwyraźniej czaiły się tylko, aby przywalić mu w nos. I śpiewał. A raczej mruczał stare kawałki, które shinobi tak chętnie śpiewali na wszelakich weselach, imprezach awansowych, czy tam innych dożynkach.
”Hej joninie, hej! Nie lej sake, już nie lej…”
Stanął gwałtownie, z lekkimi problemami przy utrzymaniu równowagi. Nieufnym wzrokiem rozejrzał się dookoła. Było cicho. Zdecydowanie za bardzo cicho. Nawet jak na tak późną porę. Po niedługim zastanowieniu wzruszył ramionami i ruszył przed siebie. Znaczy się… Albo jedna z lamp wyrwała się ze swojego posadowienia i faktycznie postanowiła mu przywalić, albo nie zauważył momentu, w którym w końcu się wychrzanił i jego twarz odbyła bliskie spotkanie z ziemią, albo też…
Uniósł twarz ku górze.
- Teges… - mruknął, zerkając zaraz na swoje buty. Po chwili wcisnął nos w szyje czarnowłosego drania, w którego przed chwilą bezczelnie się wchrzanił. A później… A no właśnie… Sam bardzo chciałby wiedzieć co się działo później.

„Jeżeli znowu się z nim przespałem, to… To… To… eee”
Nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Wiedział jedno. Miał kaca. Okrutnego, bezlitosnego kaca, który z zadziwiającą skrupulatnością wysysał z niego wszelkie życiowe płyny. I chyba właśnie zabrał się z trawienie jego mózgu, bo jakoś nie potrafił odczuć obecności tegoż organu w swoim ciele.
- Masz. – Uchiha wcisnął mu w ręce szklankę zimnej wody. Najwyraźniej postanowił nieco docucić blondyna, zanim wyrwie mu płuca i zrobi sobie z nich pokrowiec na katanę. Jednak to nie za wiele obeszło Uzumakiego. Teraz najbardziej liczył się chłodny dotyk cieczy na spierzchniętych wargach. Odessał się od pustej szklanki, podał ją czarnowłosemu, z wyrazem twarzy jasno mówiącym, że ma poginać po dolewkę, inaczej stanie się szczęśliwym posiadaczem jego wysuszonych zwłok.
- Aghr… - wymsknęło mu się warknięcie, kiedy bezwładnie opadł na poduszki. Niech go ktoś dobije, byle szybko i bezboleśnie.
Sasuke powrócił do pokoju, postawił naczynie z wodą na szafce stojącej przy łóżku i usiadł ciężko obok blondyna. Uzumaki wbił złowieszcze spojrzenie w szklankę i siłą woli spróbował ją przelewitować ku sobie. Cóż, nie wyszło mu.
- Podaj – rozkazał tonem naburmuszonego dziecka.
Najwyraźniej jednak Uchiha nie miał zamiaru ani trochę ułatwić mu życia i uraczył go jedynie wyniosłym spojrzeniem czarnych oczu. Gdyby Naruto miałby chociaż odrobinę więcej siły to wyzwałby czarnowłosego od najgorszych, wkurzających, neurotycznych buraków, które nadają się jedynie…
- AGHR – sapnął jedynie i spróbował sięgnąć po upragniony napój. Nie szło mu najlepiej. A sprawa jeszcze bardziej się skomplikowała, kiedy to Uchiha pociągnął jego wyciągniętą rękę i niemalże bezwładne ciało blondyna wylądowało na umięśnionym torsie Sasuke. Przy czym jego twarz została wetknięta między ramię czarnowłosego, a poduszkę, która skutecznie odcinała mu wszelkie dopływy świerzego powietrza.
- Uszesze… - wyartykułował w akcie wyjątkowej desperacji.
- Hm?
- Uszesze! – wyartykułował odrobinę głośniej. Najwyraźniej pan Uchiha postanowił zlitować się nad swą ofiarą i przeniósł głowę niebieskookiego na swoją klatkę piersiową, dzięki czemu blondyn mógł zacząć swobodnie oddychać.
- Co mówiłeś?
- Że się duszę. – Naruto stłumił ziewnięcie. Było mu tak niezmiernie miło. Tak wygodnie, tak ciepło, przyjemnie…
- Nie waż mi się znowu zasypiać – ciche słowa czarnookiego skutecznie odwiodły go od tego pomysłu. Głupi, głupi Uchiha! Zaraz…
- Jakie znowu?
Ciche prychnięcie Sasuke w ogóle nie spodobało się Uzumakiemu.
- Czyżbyś nie pamiętał pewnych faktów z wczorajszego dnia?
- Eee… - zająknął się. – Czy my… Czy my coś…
Oh, po prostu wiedział, że jego twarz przybrała kolor w pełni dojrzałego pomidora!
Kolejne prychnięcie przerwało jego marną wypowiedź.
- Nie sądzisz, że jakby odpowiednio zajął się twoim tyłkiem, to raczej nie miałbyś możliwości nie pamiętać o takim wydarzeniu? Zasnąłeś, młocie. Zaraz po tym, jak na mnie wlazłeś.
- Nie musisz być aż tak… - Ręka Uchihy spoczęła na wyżej wymienionej części ciała blondyna. – Zabieraj łapska.
- Wydaje mi się, że moim „łapskom” podoba się tam, gdzie są.
- Ty dra…
- To o czym tak namiętnie chciałeś ze mną podyskutować, że też uganiałeś się za mną przez cały dzień?
Uzumaki pokręcił głową i ponownie wetknął nos między poduchę, a Uchihe. Psia mać! Nie tak sobie wyobrażał przebieg tej rozmowy. Może jak ładnie poprosi, to uda mu się wyżebrać u czarnowłosego chociaż chwilę na przemyślenie…
- Naruto – cichy głos Sasuke spowodował, że włosy zjeżyły się na karku blondyna. Ciepły oddech owiał jego policzek, a delikatne opuszki palców chwyciły go za podbródek. Niebieskooki westchnął i spojrzał w oczy przyjaciela.
- Boże, co ty ze mną robisz – mruknął i oparł ciężko głowę o tors czarnowłosego chłopaka, którego ręce niemalże natychmiast oplotły go w pasie.
- Powiesz mi?
„No przecież chyba po to cię szukałem, nie?”
- Powiem – odpowiedział, wpatrując się gdzieś w bok. – Tylko nie wiem jak.
- Szybko.
Ręce Uchihy wślizgnęły się pod ubranie blondyna.
- Oh, dobra – mruknął, wciąż uparcie wpatrując się w obrany punkt. – Przeprasza. Eee… Przepraszam, za to, że cię unikałem, kiedy wróciłeś do wioski. Przepraszam, że ci przywaliłem, kiedy Gobi urządzała małą bitkę pod Konohą. No i za to, że na ciebie nawrzeszczałem. Przepraszam, że zachowywałem się jak kretyn. Po prostu za…
Dłoń Sasuke delikatnie zjechała na pośladek blondyna.
- Um… Nie dajesz mi się skupić.
- Bo na razie pierdzielisz głupoty.
- Ty niewyżyty seksualnie…
- O, nie przeprosiłeś mnie za to, że po naszej miłej nocy uciekłeś bez słowa.
„Cholera…”
Naruto wpatrzył się w swój punkt obserwacyjny z jeszcze większym uporem.
„Cholera. Cholera. Cholera!”
Druga dłoń dołączyła do pierwszej.
„Nosz do kurw…”
- Żałujesz?
Blondyn zamrugał, po czym spojrzał na Uchihe jak na największego debila stąpającego po ziemskim padole.
- Ty… Jaja sobie robisz? Jak mógłbym…
Wtedy na twarzy czarnowłosego pojawił się uśmiech tryumfu. Psia mać, dał się podejść. Odetchnął.
- Nie żałuję. Jak mógłbym żałować czegoś, co sam spowodowałem.
- Miło, że traktujesz mnie, jako narzędzie służące do rozładowywania swojego seksualnego napięcia.
- Ej! Wcale że nie! – fuknął na niego.
- Więc kim dla ciebie jestem, Naruto?
Usta blondyna rozdziawiły się nieelegancko. I cóż on biedny miał odpowiedzieć na tak poważne pytanie?
- Jesteś… Jesteś moim przyjacielem – zaczął niepewnie. – Pierwszym, jakiego kiedykolwiek miałem. Oddałbym za ciebie życie, dobrze o tym wiesz. Zawsze cię podziwiałem, więc jesteś również moim wzorem. Niedoścignionym ideałem. Jesteś moim rywalem. Przecież od zawsze ze sobą rywalizowaliśmy. Jesteś moim kompanem w misjach, który współpracuje ze mną bez słów. Jesteś moim utrapieniem, bo zawsze byłeś we wszystkim lepszy, co nie jedna osoba mi wytykała. I… i…
- I?
- Jesteś dla mnie wszystkim – stwierdził z prostotą. – Kocham cię, Sasuke. Chociaż jesteś neurotycznym burakiem, przez którego pewnie kiedyś nabawię się wrzodów żołądka, albo po prostu nerwicy. I wcale nie chcę, żebyś „dawał sobie spokój”, jak to określił ten cholerny demon. Nie wiem, co ci jeszcze nagadała w tym szpitalu i szczerze powiedziawszy nie wiele mnie to interere. Ale do jasnej cholery! Nie. Masz. Dawać. Sobie. Spokoju! Nie ze mną!
Naruto był nawet zadowolony ze swojej przemowy. W końcu udało mu się z grubsza powiedzieć to, co miał do powiedzenia. I przy tym się nie poryczał. Więc kiedy szanowny pan Uchiha roześmiał się… Tak, ROZEŚMIAŁ… To nic dziwnego, że drobna żyłka na jego skroni zapulsowała znacząco w geście niezłego wkurzenia. To on tu się produkował niewiadomo ile, a ten drań zaczął się z niego śmiać!
- Frajer – warknął i wstał z zamiarem szybkiego opuszczenia swojego wygodnego posłania. Udało mu się nawet zrobić ze dwa kroki, jednak dalsze jego plany zostały pokrzyżowane przez owego „frajera”, który nagle jakimś cudem wgniatał go swoim ciężarem w materac.
- Puszczaj mnie, ty żałosna imitacjo człowieka – wysyczał wściekle, próbując jakoś się spod niego wyślizgnąć. – Złaź, idioto, bo jak sam cię ze mnie ściągnę, to nie będziesz w stanie chodzić przez co najmniej miesiąc! Słyszysz, bu…
Sasuke miał najwyraźniej dosyć obrażania jego osoby i postanowił go jakoś skutecznie uciszyć. A posłużyły mu do tego usta. Zarówno jego własne, jak i te należące do Naruto. Kiedy w końcu Uchiha oderwał się od blondyna, to nie był on w stanie ułożyć żadnej w miarę logicznej myśli. Nawet, jeżeli zależałoby od tego jego życie.
- Słuchaj, kretynie – powiedział czarnowłosy po kilku głębszych oddechach. – Nie śmiałem się z ciebie. A raczej nie w tym sensie, o jakim pomyślałeś. Chodziło mi o to, że w szpitalu Gobi powiedziała mi, żeby po prostu zadbał o to, żebyś nie widział mnie przez kilka dni, a na dobrą sprawę sam do mnie przylecisz. Ja…
Blondyn wytrzeszczył oczęta.
Ta przeklęta bestia nabiła go w butelkę? Co to miało być? Jakiś cholerny brazylijski serial, w którym ktoś robi z niego główną postać kobiecą?
- Zabiję! – wycharczał przez zaciśnięte zęby. – Puść mnie, Uchiha. Idę popełnić mord, będąc w pełni świadomy i zdrowy zarówno… Aah…
Jęknął, kiedy palce czarnowłosego ponownie postanowiły wymacać jego tyłek, a język wyczuł wyjątkowo czuły punkt za uchem.
- Na pewno?
- No… Może jednak… - wstrzymał gwałtownie powietrze, kiedy dłoń kochanka przeniosła się na miejsce, które z całą pewnością wymagało, aby poświęcone mu zostało więcej
uwagi. – Ale…
- Zamknij się w końcu.

Jakiś czas później Naruto obudził się. Było to chyba najmilsze przebudzenie, jakie spotkało go w życiu. Po pierwsze, było mu cieplutko. Po drugie, było mu niezmiernie wygodnie. Po trzecie, ręka osoby, którą kocha, obejmowała go luźno w pasie, a po czwarte…
Cholera, chciało mu się siku.
Spróbował wyswobodzić się z uścisku. Już prawie mu się to udało, jednak najwyraźniej czarnowłosy również się przebudził i postanowił władczo przycisnąć niebieskookiego do siebie.
- Gdzie? – warknął półsennie Sasuke.
- Ja…
- Chyba nie próbujesz zwiać? – zapytał, a w jego oczach dało się ujrzeć błysk szkarłatu.
- Nie, ja…
- Nie wiem, czy jeszcze się nie zorientowałeś, ale dzisiaj przypieczętowałeś swój nędzny los i skazałeś się na moje wieczne towarzystwo.
Naruto odetchnął głębiej.
- Mam przerypane, nie? – zapytał po chwili.
- I to nawet bardzo. Kocham cię, kretynie.
- Ja ciebie też, draniu. – Uzumaki ponownie zagłębił się w jego ramionach. Jednak po chwili na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. – Dasz mi się w końcu odlać?!

THE END

A więc doszliśmy do momentu, kiedy kończę to oto opowiadanie. Przynajmniej tymczasowo. Studia robią swoje i jak na razie nie mam za dużo czasu na pisanie co widać po ostępie między tą, a poprzednią notką. Ale o ile wen da, to powrócę tu z koleją częścią mojej historii jak tylko uporam się z kolejnym akademickim rokiem. Nie pozostaje mi nic innego jak podziękowanie wam o me wspaniałe czytelniczki, które poświęciły kilka minut swojego życia na przeczytanie moich wypocin i skrobnięcia kilku słów pod rozdziałem. Dziękuję, dziękuję wam bardzo :) Pozdrawiam,
Irdine.

poniedziałek, 20 września 2010

Rozdział X

Eee... Więc... Jak widać straciłam nieco zapał, po ostatnim maniakalnym wstawianiu notek co jakieś cztery dni, ale co jak co mam zamiar dokończyć to opowiadanie ^ ^. Nawet jeżeli to będzie oznaczać wklepywanie na chama jednego zdania dziennie! (W sumie ta część powstawała podobnie...) Dobra, nie marudzę...
Dziękuję, za życzenia powrotu do zdrowia ^ ^ Po kilku dniach męki udało mi się tego dokonać xD. Ale niestety osoba podająca kubek się nie znalazła (nie, Mechalice, nie udało mi się zamknąć nikogo w szafie xD.) Co do treści notki... Cóż chyba nikt nie trafił jak się akcja potoczy xD jakaż ja nieprzewidywalna xD. I niestety wybaczcie, ale nie będę zdradzać co będzie dalej i co się stało z niektórymi postaciami ^ ^. Przy odrobinie szczęścia na takie pytania odpowiem w kontynuacji pierwszej części opowiadania. O ile uda mi się ją kiedyś napisać xD. No to tyle, dziękuję za komentarze i zapraszam do kolejnej części. A i Kleopatra: Natycham Cię do pisania! Piiisz! xD Pomogło?

*** *** *** *** *** *** ***

- Co mu żeście nagadali? – Uzumaki zmrużył wściekle oczy.
- Oh, nic takiego. – Kyu machnął od niechcenia dłonią.
- Co, się pytam? – w cichym warkocie zabrzmiała nuta groźby. I najwyraźniej demony ją wyczuły.
- Żeby dał sobie z tobą spokój. – Gobi jednak nie wyglądała na zbytnio zainteresowaną nastojem blondyna. W zamian za to z wyraźną fascynacją oglądała swoje paznokcie na wyciągniętej przed siebie dłoni. Zerknęła przelotnie na chłopaka. – Tylko się niepotrzebnie oboje męczycie. Jakby miało coś wyjść z waszego związku, to już by wyszło, nie?
Powieka blondyna drgnęła w tiku nerwowym, a jego ręce zacisnęły się mimowolnie na prześcieradle.
- Patrz na pozytywy, przestaniesz się nim zamartwiać.
- Dał. Sobie. Spokój? – powtórzył przez zaciśnięte zęby.
- No, i takie tam…
- Takie. Tam?
- Że tobie i tak nie zależy.
- Nie. Zależy?
- Przestań tak mówić, bo sobie szkliwo zarysujesz. – Sakura uspokajająco położyła mu dłoń na ramieniu. – I wiesz, właściwie to oni mają może rację. Twoje kłopoty z Sasuke już i tak za długo się ciągną.
- Ale…
- Wiesz, bo ty chyba go nie kochasz. To pewnie tylko zauroczenia, czy coś tam.
- Ja… - zaczął blondyn. Odetchnął. – Serio tak myślicie?
Bezradnie rozejrzał się po zebranych w pomieszczeniu, którzy z entuzjazmem kiwali głowami. Cholera… Nie miał pojęcia co myśleć.
- Dobra – mruknął. – Dobra! Może faktycznie macie racje.
- Oh, co do tego nie ma wątpliwości. – Gobi machnęła ręką, jakby tym gestem próbowała odegnać dręczące go myśli. – Więc teraz lepiej ściśnij poślady i chodźmy z tego cholernego miejsca, jestem głodna. A ten ryży burak nie ma przy sobie ani grosza.

Około godziny później, po wszelakich nudnych badaniach, Naruto wolnym krokiem zmierzał w kierunku budki z ramen. Starając nie rzucać się w oczy, wbił wzrok w ziemię i maszerował równym krokiem. Niestety jego plan nie zwracania na siebie uwagi od początku był skazany na niepowodzenia. A winę za to ponosiły dwa upierdliwe demony, które nieustannie na siebie wrzeszczały.
Mała żyłka systematycznie pulsowała na jego skroni.
Cholera! Miał gorszy problem, niż te marudzące bestie, a przez ich jazgot nie mógł się na nim skupić! Chociaż pięcioogoniasta uparcie twierdziła, że nie ma co się nad owym problemem rozczulać…
Sasuke, och Sasuke. Dlaczego z tobą tyle zamieszania? Może lepiej było cię nie poznać i żyć w błogiej nieświadomości twojej egzystencji? Życie byłoby o wiele łatwiejsze… Ale jak? Bez widoku tych wściekłych, czerwonych oczu, rozwianej czupryny i elegancko skrojonych ust?
Nie. Już naprawdę wolał skręcać się teraz z niezdecydowania, niż nigdy nie ujrzeć owego widowiska.
Westchnął cierpiętniczo.
- Kyu, zamknij się.
- Ale to ona…
- Nie obchodzi mnie to. Zamknijcie się oboje! Boże, przy was nawet myśleć się nie da.
- Dalej dręczy cię czarnowłosy książę? – zapytałą Gobi, wieszając się na jego ramieniu. – Mówiłam ci, daj se siana. Lepiej mi powiedz, czy daleko jeszcze do tego żarcia, bo zaraz naprawdę zejdę z głodu.
- Co by było miłe…
- Mówiłeś coś? – zaszczebiotała słodko, równocześnie posyłając Kyu spojrzenie mówiące, iż niedługo spotka go powolna, bolesna śmierć.
- Dosyć tego! – warknął blondyn. Gwałtownym ruchem wyszarpnął z kieszeni portmonetkę w kształcie żaby i wcisnął ją w ręce kobiety. – Idźcie sobie z dala ode mnie, nie chcę was widzieć przez najbliższą godzinę.
I ruszył pędem wzdłuż ulicy, zostawiając za plecami dwa osłupione demony.
„Życie jest do dupy.” Pomyślał smętnie, wbijając ręce głęboko w kieszenie uniformu. Zwolnił nieco kroku i… wyrżnął twarzą w czyjeś plecy.
- Ała! – jęknął, chwytając się za nos.
- Oj, Naruto, jak zwykle za grosz intuicji…
- Kakashi – mruknął blondyn, łypiąc wściekle na siwowłosą postać.
- No już, już. – Hatake objął go opiekuńczo ramieniem i poprowadził go jedną z węższych uliczek. – Nie krzyw się tak, bo aż się serce kraje na widok tak kwaśnej miny.
- Dajże mi spokój…
- No dzieciaku, rozchmurzże się.
- Masz jakąś sprawę, czy dręczysz mnie tak dla zasady? – zapytał Uzumaki, próbując wyrwać się z jego uścisku. – Nie miałeś być na misji do końca miesiąca?
- I zostawić Irukę na tyle czasu? Zwariowałeś? Jeszcze ktoś by mi go sprzątną sprzed nosa.
- Jasne – sapnął, dając sobie spokój z wyrywaniem się. – Więc? Dlaczego go nie męczysz, tylko mnie?
- Bo delfinek jest przekonany, że powinien ktoś przeprowadzić z tobą męską rozmowę.
- Kto?
- Umino.
- Wybacz, Kakashi, ale nie potrzebuję rozmów o ptaszkach i pszczółkach…
- W to nie wątpię – zaśmiał się siwowłosy, a Uzumaki zerknął na niego podejrzliwie. Nie spodobał mu się ten komentarz. – Interesuje mnie raczej kwestia, czemuż to jeszcze nie uwiłeś sobie z Uchihą jakiegoś miłego gniazdka i nie spładzacie potomków?
- Zwariowałeś? Nawet jeśli… Kurwa, Kakashi!
- Zawsze przecież możecie intensywnie próbować, nie? – Starszy mężczyzna zmrużył radośnie widoczne oko. Zdecydowanie za dobrze się bawił…
- Daj mi spokój – jęknął ponownie Naruto. Cholera! Pozbył się dwóch upierdliwych towarzyszy, to przypałętał się kolejny, jeszcze bardziej marudny! – Ludzie! Nie potrzebuje waszych pouczeń…
- Bo oczywiście sam wspaniale dajesz sobie radę.
Blondyn zatrzymał się gwałtownie. Przygryzł wargę wbijając ponury wzrok w ziemię. Nie, nie radził sobie. Dobrze o tym wiedział. Ale po tym co powiedziała Gobi… No właśnie. Pięcioogoniasta i Sakura twierdziły, że za długo to już się przeciąga. I miały rację. Ale jak mógł sobie dać spokój z Sasuke? No właśnie, ni jak. Nie wyobrażał sobie życia bez… No kurde, przecież na dobrą sprawę… AGHRRR!
- Więc co mam robić, Kakashi? Co? Jeżeli ja naprawdę nie czuję do niego nic więcej, niż tylko głupie szczeniackie zauroczenie, które przejdzie mi po tygodniu, czy dwóch?
Starszy mężczyzna spoglądał na niego z uwagą. Podrapał się po brodzie, a po chwili poklepał przyjacielsko Uzumakiego po ramieniu.
- Boisz się, że go zranisz?
Blondyn spojrzał na niego w niemałym szoku.
Cholera… Hatake miał racje. W jednym, krótkim zdaniu zdołał określić to, co dręczyło Uzumakiego od wielu tygodni. On naprawdę nie martwił się o siebie, o to, jak zareaguje, jeżeli czarnowłosy go odrzuci. Głównym problemem był sam blondyn, a raczej jego niestabilne uczucia…
- Myślę, że niepotrzebnie się zadręczasz takimi pierdołami.
„Pierdołami?” Pomyślał smętnie. Z jakiegoś dziwnego powodu wszyscy posiadali łatwą receptę na rozwiązanie jego problemów, a on… A on nie widział żadnego wyjścia z tej sytuacji. Co za pasztet!
- Zawsze uważałem, że jesteś odważnym shinobi…
- Bo jestem! – warknął, wyrywając się z zamyślenia.
- Więc udowodnij to Naruto i staw czoła swoim własnym uczuciom.

Miał zamiar zastosować się do rady Kakashiego. Naprawdę. Rozważał wszystkie pozytywne i negatywne aspekty w różnych sytuacjach i…
- Szefie?
- Hm?
- Długo jeszcze będziemy ukrywać się w tych krzakach?
Blondyn łypnął groźnie na młodszego kolegę.
Spotkał Konohamaru zaraz po rozmowie z Kakashim. I wraz z nim schował się w pobliżu pól treningowych, aby odpocząć od tego zakręconego świata, w którym wszystko sprowadzało się do Sasuke! Po prawdzie mieli początkowo zamiar trochę poćwiczyć…
- Tak długo, aż to będzie konieczne.
- Czyli, aż nie wykombinujesz co z Sasuke?
Spojrzenie niebieskookiego z rozdrażnionego zmieniło się w zaskoczone.
- Nie – jęknął głośno. – Błagam, tylko nie praw mi żadnych fascynujących rozmów na temat tego czarnowłosego drania! W ogóle co to ma być? Główny temat w konohańskich gazetach? Nie macie o czym plotkować, tylko o moim życiu uczuciowym?
- Bo wszyscy się martwią.
- Martwią, martwią – mruknął wściekle – Byście wszyscy…
Nagle twarz dzieciaka znalazła się zdecydowanie za blisko jego własnej. I nie widniał na niej wyraz radości.
- Przestań zachowywać się jak kretyn – powiedział grobowym tonem, równocześnie łapiąc blondyna za poły uniformu. – I idź do niego.
- Zwariowałeś? I co ja mu powiem?
„Och, cześć Sasuke! Mam nadzieje, że nie jesteś zły za to, że po naszej upojnej nocy zostawiłem cię samego w łóżku, nie? Przecież to takie przyjacielskie droczenie się. Każdy to robi! No to, skoro już to sobie wyjaśniliśmy, to chodźmy na ramen! Albo lepiej na mały, szybki numerek. No może nie taki mały…”
- Prawdę, debilu!
Uzumaki nadymał policzki.
- Niby jaką prawdę?
- Że żyć bez niego nie możesz.
Blondyn wyszarpał swoją kamizelkę z dłoni młodszego chłopaka i cofnął się kilka kroków.
- Co z tego – mruknął wbijając wzrok w ziemię.
- Nie poznaje cię, szefie. – Dzieciak pokręcił głową. – Ty chcesz zostać Hokage, nie potrafiąc sobie poradzić z własnymi problemami? A co, jeżeli pod twoimi rządami ktoś zaatakowałby wioskę? Tygodniami byś rozmyślał czy podjąć jakieś działania obronne, bo to przecież mogłoby zranić uczucia prześladowców?
- Hej, to nie to samo!
- Może i nie. – Konohamaru wzruszył ramionami. – Co nie zmienia faktu, że powinieneś szybko podjąć decyzję.
- Ale jeżeli coś mi się odwidzi i…
- I co z tego? Ryzyko zawodowe, czy jak to tam nazwiesz.
- No jak to: co? Przecież…
- Jeżu! Najwyżej wam nie wyjdzie! Bo to mało takich sytuacji na świecie? Jakby każdy roztrząsał sprawy miłosne tak jak ty, to gatunek ludzki już dawno byłby na wymarciu.
- No, ale skąd mam widzieć, że on coś do mnie czuje? – zapytał po dłuższej chwili wahania.
- Ty jesteś ślepy, czy jak?
- To dlaczego nie przyszedł do mnie do szpitala?! – Jego głos stawał się coraz bardziej piskliwy.
- A o to możesz go sam zapytać.
„Kurwa…”
Naruto westchnął przeciągle. Żeby to było takie proste…
„To jest proste.”
Zamrugał zdziwiony swoimi własnymi myślami. Ale, cholera… Z nagłą determinacją spojrzał na Sarutobiego.
- Masz racje.
- Mam? – Dzieciak wydawał się być zaskoczony. Zaraz jednak się otrząsnął. – No jasne, że mam, szefie!
- Jestem Naruto Uzumaki! Przyszły, najlepszy w całej historii Konohy, Hokage! I nie dam się stłamsić takimi pierdołami! – Swój wywód zakończył maniakalnym śmiechem, co nieco przestraszyło Konohamaru.
- Więc? Co teraz?
- Teraz? – Blondyn przez chwilę delektował się tym słowem. – Teraz idę opierdzielić księcia Uchihe, za to, że przez niego nie byłem sobą!
I już go nie było. Jedynym śladem po jego obecności były wzniecone tumany kurzu.
Konohamaru pokręcił głową. Tak, to był jego szef. Roztrzepany, ale zawsze pewny siebie.
O, no właśnie!
- Hej! – wydarł się. – A mój trening?!

Naruto w radosnych podskokach zbliżał się do centrum Konohy. Świat nabrał pięknych barw, ptaki śpiewały radośnie, drzewa szumiały w takt własnej melodii, a gdzieś niedaleko ktoś urządzał burdę.
Przystanął.
Burdę?
Wciągnął głośno powietrze, przymykając równocześnie oczy. I powlekł się w stronę odgłosów walki. Miał dziwne wrażenie, że jeżeli się tam nie pojawi, to Konoha może doznać wielu zniszczeń.
Nie pomylił się. Gdy udało mu się przecisnąć przez tłum gapiów, ujrzał dokładnie to, co spodziewał się zobaczyć. Dwie ogoniaste bestie walczyły ze sobą zażarcie. Ściślej, to jedna walczyła, a druga próbowała nie dać się zaszlachtować. Jednak najbardziej blondyna zdziwiła reakcja mieszkańców wioski. Zamiast rzucić się do ucieczki, ludzie z fascynacją przypatrywali się walce, tworząc wokoło walczącej pary coś na kształt okręgu.
- Hej! – wydarł się, po przeciśnięciu się przez ludzi stojących najbliżej. – Co wy wyrabiacie?!
Oba potwory jawie go zignorowały.
- Odszczekaj to!
- O co ci chodzi, kobieto? To był komplement! – wrzasnął desperacko Kyuubi.
- Komplement? KOMPLEMENT?! A insynuacje, że zamówiłam za dużo?!
- Bo nie stać nas było na tyle żarcia!
Mała żyłka na skroni Naruto ponownie zaczęła intensywnie pulsować. Chodzi o jedzenie? O PIEPRZONE JEDZENIE?
- Zwariowaliście? – zapytał blondyn niebezpiecznie niskim tonem, chwytając obie bestie za kołnierze ich strojów. – Lejecie się o takie pierdoły? Powaliło was?! Mieliście nie odwalać nic głupiego!
- Nic o tym nie wspominałeś – mruknął lis, wciąż nieufnie spoglądając na pięcioogoniastą. – Tylko, że mamy ci się na oczy nie pokazywać.
Naruto prychnął z irytacją. Mógł się w sumie spodziewać, że Gobi i Kyu odwalą jakiś dziwaczny numer.
Oh, mniejsza z tym!
Pociągnął demony za sobą, aby móc porozmawiać z dala od tłumu gapiów.
- Dobra… - sapnął, gdy znaleźli się w jednej z opustoszałych uliczek. Gobi i Kyu wpatrywali się w chłopaka niewinnymi spojrzeniami. – Już przestańcie udawać skruszonych, nie mam zamiaru na was wrzeszczeć.
- Nie? Więc po co nas tu przytargałeś?
- A no właśnie, tak przy okazji. – Patrząc uważnie na kobietę złożył pieczęć, a w jego dłoniach pojawił się zwój. – Chyba wiem, co powinienem zrobić z tobą i z tym nieszczęsnym kontraktem.
Oba potwory spojrzały na niego z wyraźnym oczekiwaniem.
- Więc? – ponagliła go Gobi.
Blondyn wyciągnął kontrakt w jej kierunku.
- Chcę, żebyś była wolna.
Białowłosa zmarszczyła brwi.
- Co masz na myśli? Przecież…
- Zniszczę kontrakt. Nie będę twoim właścicielem, nie będą obowiązywać cię żadne wymyślne przyrzeczenia, przez które spalisz się żywcem, jeżeli coś odwalisz. Będziesz wolna, w każdym znaczeniu tego słowa.
- Dlaczego? – zapytała po dłuższej chwili milczenia.
- Bo chyba tego pragniesz, nie?
- Ale dlaczego TY mi to dajesz? Przecież jestem jednym z ogoniastych! Dobrze zdajesz sobie z tego sprawę. Nawet ciebie usiłowałam zabić! Czy ty nie wiesz, że wszyscy mieszkańcy tej przeklętej ziemi uważają mnie za potwora?! Więc dlaczego akurat ty chcesz mi pomagać?
Zaległa cisza. Po chwili twarz Narto rozjaśniła się tym jego pogodnym uśmiechem.
- Bo mnie też uważa się za bestie.
Kobieta wpatrywała się w niego z niedowierzaniem. Tymczasem Kyu podszedł do dzieciaka i położył mu rękę na ramieniu.
- Widzę, że w końcu zacząłeś być sobą – stwierdził.
- W końcu – przytaknął dzieciak.
Zwój w jego dłoni zaczął się powoli rozpadać. Drobne kawałki papieru rozwiały się pod wpływem delikatnego podmuchu powietrza.
- Obiecaj tylko nie rozrabiać za dużo. A teraz wybaczcie, ale muszę w końcu z kimś poważnie porozmawiać.
- Z Uchihą?
- Taa… Nie będzie łatwo. Ale Ty, Gobi, Sakura, Kakashi, Konohamaru… Cholera, długo by jeszcze wymieniać. Dzięki wam wszystkim mam zamiar jeszcze dzisiaj rozwikłać tą popapraną sytuację. – Uśmiechnął się jeszcze radośniej. – Oczywiście na swoją korzyść.
I ruszył w kierunku rezydencji czarnowłosego.
Dwa demony wciąż stały nieruchomo, obserwując blondyna, dopóki nie zniknął im za zakrętem. Poczym lis delikatnie chwycił dłoń kobiety.
- Jesteś wolna.
- Wolna – wyszeptała cicho, wbijając wzrok w ziemię.
- Ty… płaczesz?
- Chciałbyś – warknęła, konspiracyjnie próbując otrzeć policzki.
„Jesteś naprawdę intrygującym człowiekiem, Uzumaki Naruto.”

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Rozdział IX

Dobraaa... Wyszło jak wyszło, miałam część zmieniać, ale czuję się okrutnie. Gorączka, ból gardła i cieknący nos mogą nieźle poryć człowiekowi beret. Zwłaszcza gdy w pobliżu nie ma nawet osoby, która poda mi kubek herbaty! >.< Ciężkie me życie... Więc rozdział dodaję bez planowanych poprawek, cóż... Ale jako, że mam już spokój z projektami przynajmniej do połowy października, to z radości muszę coś wrzucić xD. (Dostałam 5! Dostałam 5! *taniec szczęścia*) Czyli po protu mam przed sobą miesiąc spokojnego opierdzielania się xD

Mechalice: Ale to bardzo ładny palec od stopy! Nie to nie, Twoja strata xD. A więc, aby mieć tą scenę za sobą: "Omygy! Jakie to było słit, zaloffciankowałam się do śmierci!!!11oneone1!!" xD Mam nadzieję, że owa śmierć nadejdzie szybko i bezboleśnie, brat mnie niedługo znienawidzi za włączanie tych piosenek XD.
Miałam niewątpliwą przyjemność czytania tej sceny... W akcie wyjątkowej desperacji i nudy i naprawdę, nie musisz mi o niej przypominać *dreszcze*.
Co do poduszek... Nie dzielę się xD Ja jestem narażona na gorsze obicia, niż Ty!

Kleopatra: Piękna, wspaniałomyślna, inteligentna... A nie, to miałam o notce, a nie o sobie? Szkoda... Chciałam się dowartościować xD.
Przy mnie ogólnie nie wolno posiadać ostrego sprzętu. Przy moim szczęściu zrobię sobie nim krzywdę...

Proszę Irduś nie bić, bo Irduś i tak nie domaga. Dziękować za komentarze i zapraszam do czytania.

*** *** *** *** *** *** ***

- Zostawię was samych…
„A więc to zapewne ona cię znokautowała. Że też nie rozpoznałem jej chakry.”
Orochimaru opuścił ich, a Naruto powoli zaczynał panikować.
„Jakim cudem ona żyje? Przecież ten specyfik Sakury powinien ją wykończyć, nie? NIE?!”
„Najwyraźniej nie.”
„Co teraz?”
„Teraz? Módl się, aby nas nie zabiła.”
W tym właśnie momencie kobieta chwyciła blondyna za podbródek, boleśnie wbijając w niego paznokcie. Obróciła jego twarz, przyglądając się mu badawczo. Poczym delikatnie zjechała dłonią na klatkę piersiową chłopaka.
- Chcę gadać z Kyuubim – warknęła wściekle.
- Miała pani umówiony termin? – mruknął, z pewną dozą podejrzliwości zerkając na rękę białowłosej. Ledwo powstrzymało się o wrzasku, kiedy jej pazury z łatwością rozerwały materiał kamizelki i przeorały skórę. Drobne strumyki krwi pociekły na skalne podłoże.
„Ożesz…” Wstrzymał powietrze, gdy uderzył go piekący ból. I krzyknął, gdy po raz kolejny poczuł mocne trzepnięcie prądem.
„Nie… używaj cha…kry…” Pomyślał słabo.
„To jak mam cię uleczyć, głupi dzieciaku?!”
„Ni jak.” Odetchną głęboko. „Psia mać… Kyu, zaczyna mi się tu nie podobać.”
„To daj mi…”
„Nie!” Mentalne warknięcie było nazbyt ostre. „Jak przejmiesz moje ciało, to wtedy z pewnością nas zabije. Jak nie ona, to to pierdolone cholerstwo, którym jestem związany.”
„Ale młody…”
„Kyu, zamknij się i daj działać mojemu urokowi.”
„Czyli jak nic, zginiemy marnie…”
- Wyłaź, ty podstępny zdrajco – syknęła zbliżając usta do ucha Naruto. Dzieciak wzdrygnął się, gdy jego policzek został owiany jej gorącym oddechem.
- Nie ma jak. – Blondyn łypną na nią smętnie. – Widzi panienka te łańcuchy? Jak Kyuubi się pojawi, to spalą go żywcem. Mnie przy okazji też. Ale ja z chęcią dotrzymam ci towarzystwa.
„Panienka?”
„A co mam powiedzieć? Ty stara wiedźmo?”
„To już by bardziej do niej pasowało.
- Chcę Kyuubiego!
„Uh, ach, ależ jestem pożądany.”
- Dobra, spoko! To porozmawiaj z tym gadem, który się tobą wysługuję to może…
Oczy Gobi błysnęły niebezpiecznie.
- Żaden śmiertelnik się mną nie wysługuje – krzyknęła ponownie wbijając pazury w jego ciało.
- Nie? – sapnął z trudem blondyn. – A więc, co ci obiecał w zamian za pomoc w schwytaniu mnie?
- Przyjemność rozczłonkowania dziewięcioogoniastego na części pierwsze.
Naruto zamrugał…
„Oho, ktoś tu został nieźle naciągnięty.”
… I roześmiał się złośliwie.
- Jeżu, nie myślałem, że spotkam w życiu osobę bardziej naiwną od siebie!
Siarczysty policzek, który zafundowała mu kobieta, ani trochę nie popsuł mu nastroju.
- Słuchaj, ten padalec jawnie cię oszukał! – zaczął, nie zważając na dzikie wrzaski kobiety. – To przecież jasne, że nie kiwnąłby nawet palcem, żeby mnie złapać, tylko dla twojej przyjemności. Wykorzystał cię! Pewnie teraz zostawił nas samych, tylko po to, żebyś mogła mnie podręczyć, aby to uśpiło twoją czujność. Przyznaj się, na razie nie pozwolił ci mnie zabić!
- Zamknij się! – krzyknęła chowając twarz w dłoniach. – ZAMKNIJ SIĘ!
- A jak już uzyska moją moc – kontynuował kpiącym tonem. – To bez większych skrupułów ciebie też załatwi.
Ręce Gobi, niewiadomo kiedy, zacisnęły się na jego szyi.
- Zamknij się… - powtórzyła przez zaciśnięte zęby.
- Prawda w oczy…? – wysapał z trudem. I nie dokończył, gdy pięcioogoniasta wzmocniła ucisk.
„Widzę, że Gobi zaczyna stosować twoje chwyty.”
„Doigrasz się kiedyś…”
- Co tu się dzieje?
- Powró…cił pan i wła…dca? – wycharczał do kobiety.
Białowłosa puściła go bez słowa i z krwiożerczym błyskiem w oku obróciła się ku Orochimaru. W następnej chwili Naruto nie wiedział, czy śmiać się, czy raczej zacząć poważnie rozmyślać nad spisaniem testamentu.
Sanin stał zszokowany, a jego strój powoli zmieniał barwę na krwistoczerwoną. W jego piersi tkwiły wydłużone pazury Gobi, które najwyraźniej dążyły do przebicia mężczyzny na wylot.
- Nikt – syknęła. – Nikt, nie będzie robił mnie na szaro.
I jej pazury dokonały swojego celu. Wyszarpnęła dłoń z ciała Orochimaru, które bezwładnie osunęło się na ziemię. W tym samym czasie łańcuch, którym skrępowany był Naruto, roztrzaskał się na drobne kawałeczki i chłopak wylądował na kolanach.
„Tyle lat męczyliśmy się z tym gadem, a wystarczyło tylko wysłać na niego rozwścieczoną Gobi. Rachu ciachu i po sprawie.”
„Bo to zła kobieta jest.”
„Nie używaj jeszcze chakry.” Blondyn przymknął na chwilę oczy. Nie czuł się za ciekawie. Najwyraźniej stracił odrobinę za dużo krwi. „ To coś, co sprawiało, że nie mogłem rozerwać tego łańcucha, chyba jeszcze się mnie trzyma.”
„No to mamy problem, bo panna pięcioogoniasta nie wygląda jakby miała pokojowe zamiary.”
Stopa Gobi posłała kopniakiem Naruto na przeciwległą ścianę. Rzeczywiście, nie wyglądała jakby miała ochotę na przyjazną rozmowę przy herbacie. Blondyn osunął się na podłogę, lądując twardo na tyłku.
Kobieta zbliżyła się do niego i podniosła chłopaka za poły kamizelki, tak, żeby móc swobodnie spoglądać mu w oczy.
„Czy mogę liczyć na jakikolwiek przebłysk szczęścia?”
„Wydaje mi się, że wyczerpałeś już limit w tym roku.”
Gobi nagle zamarła. Puściła blondyna i cofnęła się kilka kroków w tył, w szoku wpatrując się w swoje ręce.
- Pa… li… - wyszeptała przerażona.
„Oh, sakurza substancja chyba zaczęła działać.” Pomyślał półprzytomnie, bez większego zainteresowania obserwując, jak kobieta zaczyna panikować.
„Ty chyba masz jakieś pieprzone konto premium…”
„Że w kwestii szczęścia? Najwyraźniej…”
Widok przed jego oczami zaczął dziwacznie się rozdwajać.
„Młody? Młody?!”
„Hm…?”
„Nie mdlej mi tu!”
„Oh, okej…”
Nastąpiła ciemność. Naruto pogrążył się w błogim stanie nieświadomości.
„Dzięki, młody. Po prostu piękne dzięki!”

- Złaź z niego. Jeszcze coś mu połamiesz. Przecież to tylko człowiek!
- Och, dajże spokój.
- Dziwie się, że jeszcze żyje, skoro ma w sobie takiego pasożyta jak ty.
- Hej! Nie odzywaj się w tej kwestii! W końcu to twój jinhuriki aktualnie wącha kwiatki od spodu.
Naruto zmarszczył czoło i stęknął.
Coś ciężkiego przygniatało jego klatkę piersiową. I w dodatku czyjeś upierdliwe marudzenie nie pozwalało mu spać dalej!
Wciągnął nosem dość nieprzyjemny zapach, który coś mu przypominał. Tylko za bardzo nie był w stanie sobie przypomnieć co. Jeszcze raz zaczerpnął powietrza. I omal nie jękną.
Szpital! Tylko jedno miejsce miało taki charakterystyczny smród!
Otworzył gwałtownie oczy i wrzasną.
Siedział na nim Kyuubi.
Dosłownie.
Lis, w swojej człowieczej postaci, umieścił swoje cztery litery na klatce piersiowej blondyna i zbliżał swój nos niebezpiecznie blisko jego. Tak, że Uzumaki z bliska mógł przyjrzeć się czerwonym oczom, które spoglądały na niego z zaciekawieniem i blizną na policzkach, które wyglądały jak jego własne. Kyu nawet nie zareagował na dziki krzyk blondyna.
Bez większych ceregieli Naruto zrzucił z siebie rudzielca. I wrzasnął ponownie, kiedy udało mu się rozejrzeć po pomieszczeniu. Na krześle przy jego łóżku siedziała Gobi. GOBI, do jasnej cholery!
- Co ona tu robi?!
- Nie drzyj się – mruknął Kyu, wynurzając się spod łóżka. – Bo zaraz zleci się tu zgraja pielęgniarek i nas pogonią.
Brwi Naruto powędrowały ku górze.
Siedzi w pokoju z dwoma demonami i ma nie wrzeszczeć. Nie no, spoko. Przecież to normalna sytuacja. Odetchnął.
- Okej – powiedział. – Już jest okej. Tylko powiedz mi łaskawie, jak się tu znalazłem, co się właściwie stało kiedy straciłem przytomność i co panienka ogoniasta robi w szpitalu, bo z tego co pamiętam, to ostatnio wyglądała jakby miała zakończyć swój żywot.
- Skończ już z tą panienką, dziecko – odezwała się Gobi. – Mam na karku kilka tysięcy lat, więc takie określenie naprawdę już do mnie nie pasuje.
- Stara panno? – zapytał Kyu z wrodzoną złośliwością.
- Odezwał się lowelas, a jakoś nie widzę przy twoim boku hordy fanek.
- Naruto je skutecznie odstrasza…
- Jeżu – westchnął blondyn wznosząc oczy ku niebu. Jeden demon wykańczał go psychicznie. Ale dwie ogoniaste bestie na raz… To już przegięcie. A mógł po prostu dać się zaszlachtować Gobi, kiedy ta jeszcze nie miała ochoty urządzać sobie zawodów w dogryzaniu sobie nawzajem wraz z lisem. Albo pozwolić na wyssanie swojej duszy Orochimaru. Teraz nie miał co liczyć na żadną z tych opcji. Chociaż... Zawsze pozostaje trzymać kciuki za Akatsuki…
- Nie prawda! Nie rozdwajają mi się końcówki!
Dzieciak powrócił myślami do dwójki obecnej w pokoju.
Pociągnął Kyu za długie rude kłaki, co spowodowało, że z pozycji stojącej, w jakiej się przed chwilą znajdował, wrócił do siedzenia na szpitalnym łóżku. Jednakże tym razem na jego skraju, a nie na samym blondynie.
- Proooszę – jękną przeciągle. – Uspokójcie się na chwilę.
- Ale to ona zaczęła!
- Nie prawda…
- Ha! A jednak ma ten dzieciak trochę oleju w głowie!
- Ty…
- AGHHHR! – wrzasnął Uzumaki łapiąc się za głowę. Nie no, zaraz coś go trafi.
Ktoś zapukał do drzwi i jak na komendę demony uspokoiły się.
- Można? – Do pomieszczenia wetknęła głowę Sakura. Co ciekawsze, w ogóle nie zdziwiła się na widok osób, które oprócz blondyna tam przebywały. – Po wrzaskach stwierdziłam, że już się obudziłeś.
- Jak widać – mruknął blondyn patrząc nieprzychylnie na winowajców, którzy nie dali mu w spokoju spać. – Wchodź, Sakurcia. Może przy tobie będą odrobinę spokojniejsi.
Haruna posłała wściekłe spojrzenie lisowi.
- Obudziłeś go? – zapytała niebezpiecznie niskim tonem.
- Eee…
- Chyba mówiłam, że musi wypocząć, nie?
To było fascynujące. Widzieć jak najpotężniejsza bestia na świecie mięknie pod wściekłym spojrzeniem zielonych oczu.
- Ale, ale…
- Ja mu dam nauczkę! – zakrzyknęła ochoczo Gobi, jednak owo spojrzenie przeniosło się na nią i zmniejszyło jej zapał.
- Też to słyszałaś. – warknęła Sakura. – I o ile pamiętam, obiecałaś przypilnować Kyuubiego.
- Eee…
- To my może… - zaczął lis, miarowo przesuwając się w stronę drzwi. Białowłosa podążała jego śladami. - Nie będziemy wam już przeszkadzać!
Bestie uciekły z pokoju. Aczkolwiek jeszcze przez chwilę dało się usłyszeć ich rozmowę, w której często padało słowo „przerażająca”. Zapewne tyczyło się ono Haruno.
- Przepraszam – mruknął Naruto, po dłuższej chwili milczenia.
- Za co? – W głosie dziewczyny pojawiło się coś na kształt zaskoczenia.
- Bo to przeze mnie cię porwali. – Wbił wzrok w swoje ręce. Po prawdzie różowowłosa nie wyglądała jakby stało jej się cokolwiek, jednak to nie zmieniało faktu, że Naruto miał okrutne wyrzuty sumienia.
- Głupi jesteś. – Dziewczyna usiadła na skraju łóżka. – To ja powinnam cię przeprosić. Gdybym nie dała się tak kretyńsko złapać… Yh, dorwali mnie w moim własnym domu! I nie usprawiedliwia mnie to, że byłam po dyżurze…
- A właśnie, że usprawiedliwia – przerwał jej blondyn. – Masz prawo oczekiwać, że nie zostaniesz zaatakowana we własnym domu.
- Ale…
- Dobra, przestańmy z tym wreszcie. Stało się i kropka.
Haruno uśmiechnęła się blado.
- Dobrze, że nic ci nie jest – westchnęła. – Poważnego, znaczy się. Jak się czujesz?
- Świetnie – zakrzyknął optymistycznie. – Już mógłbym wracać do siebie…
- O nie, mój drogi. – Dziewczyna pogroziła mu palcem. – Od badań się nie wywiniesz.
- Ta jes, mamo – mruknął, krzywiąc się. – Ty mi lepiej powiedz, jak się tu znalazłem.
- Kyuubi cię przyniósł. Wystraszył nam trochę strażników. Ta durna blokada, która zaczepiła się na tobie po założeniu tych dziwacznych łańcuchów, nie chciała samoistnie zleźć. Nawet po śmierci stwórcy. Wiec jakoś wylazł z twojego ciała i przytaszczył cię i Gobi tutaj.
- Mnie i Gobi?
- Yhm, z tego co wiem, podróżował w formie lisa. Dopiero pod bramą się zmienił. Nie, żeby to kogokolwiek uspokoiło. Żebyś widział, jaka panika była. No dopóki Shikamaru nie przyleciał powiadomić hokage, że jakiś rudy facet w czerwoniastym kimono przywlekł właśnie twoje zwłoki i mówi, że jeśli ktoś zaraz nie przyśle do niego medyka to zdmuchnie Konohe z powierzchni ziemi. Tsunade jakoś udało się ogarnąć całą sytuację.
- Babcia jest pewnie na mnie wściekła – jękną Naruto, na myśl o rozmowie, jaką będzie musiał z nią zapewne przeprowadzić. Znowu tyra o tym, że sam dla siebie stwarza zagrożenie życia.
- Bardziej na siebie.
- Serio? – Uzumaki spojrzał na nią niedowierzająco.
- No, cały czas sobie wyrzuca, że powinna ci jednak wszystko powiedzieć.
- Bo powinna!
- I niby byś nie poleciał mnie ratować? – zapytała retorycznie. – Przestań, każdy kto cię zna powie, że i tak byś jakoś zwiał z wioski.
- Dobra – przyznał. – Masz rację.
- Dzięki.
Naruto spojrzał uważnie na przyjaciółkę. I poklepał ją po ramieniu.
- Dla ciebie wszystko, Sakurcia.
- WAHAAA! – Dziki wrzask przerwał tę jakże przyjemną scenę. Do pomieszczenia wpadł Kyuubi. Dosłownie. Wychrzanił się w progu, na czworaka podpełzną pod łóżku i wgramolił się na nie, próbując schować się pod pościelą, a tym samym ponownie lądując na Naruto.
Dzieciak zerknął na niego. A potem przeniósł wzrok na Gobi, która pojawiła się w drzwiach. I spojrzał na okno, z nadzieję, że jednak Akatsuki go zaatakuje. Teraz. Niestety owa nadzieja okazała się płonna.
- Ty rudy buraku! – wydyszała wściekle. – Za dzieckiem się chowasz?!
- Ja bym powiedział „na”.
- Wyłaź i zachowuj się jak chociaż namiastka mężczyzny!
- Nie ma mowy! Nie po to cię ratowałem, żebyś teraz sklepała mi twarz!
- Ratowałeś?! RATOWAŁEŚ?! Co to za ratunek, gdy wybawiciel pozostawia ci do wyboru, albo zdechnięcie w męczarniach, albo dożywotni kontrakt?!
- Jaki kontrakt? – wtrącił Naruto, zanim białowłosa zdążyła rozwrzeszczeć się na dobrze.
- Ha! – Kyu wynurzył się spod kołdry, złożył pieczęć i w jego dłoniach pojawił się zwój. Podał go blondynowi. – Ten kontrakt. Tak zasadniczo to jesteś jej właścicielem. Możesz wprowadzać drobne poprawki za obopólną zgodą. Według tego świstka Gobi nie może tknąć żadnej żywej istoty, no chyba, że we własnej obronie. W innym wypadku się zjara.
- Że zwój? – zapytał dla pewności dzieciak.
- Nie, że ona. – Lis wskazał na kobietę, która w tym momencie nie wyglądała na zadowoloną z życia.
- Hej, zaraz! Dlaczego ja? – zbulwersował się Uzumaki po chwili zastanowienia. – Ja wcale nie chcę odpowiadać za kolejnego demona!
- No przecież ja nie będę! Zresztą wybacz, nie miałem za wiele osób do wyboru.
- Bo bym to na pewno podpisała, jakby widniało tam twoje imię – sarknęła Gobi.
- Sam widzisz.
- Dobra – poddał się. – Zostawmy to na później. Jak to w ogóle się stało, że się dogadujecie?
- Dogadują się? – zapytała zdziwiona Sakura.
- No… Nie chcecie się powybijać nawzajem.
- Rozmawialiśmy.
- Długo.
- I po prostu doszliśmy do porozumienia.
- Tak po prostu? Boże, Gobi, przecież ty chciałaś nas rozszarpać…
- Oh, przestań już to drążyć. Powinieneś być raczej zadowolony, że się tak nie stało. Zresztą, kobieta zmienną jest, czyż nie?
- Okrutnie…
- A ty się zamknij!
Naruto przewrócił oczami. Masakra. Gobi i Kyu darli koty gorzej niż on i Sasuke. Oh, no właśnie…
- Dziwię się, że jeszcze tu nie wpadł. - Najwyraźniej Sakura również rozmyślała o czarnowłosym. Z psotnymi iskierkami w oczach spojrzała na Uzumakiego. – Może dlatego, że Tsunade nafaszerowała go środkami uspokajającymi. Jak go ostatnio widziałam, to wyglądał na nieźle otumanionego.
- Uuu, chodzi o tego czarnookiego przystojniaka, z którym przed chwilą rozmawialiśmy?
Blondyn zamarł, w skupieniu analizując podaną przez Gobi informacje.
Nie spodobała mu się ona. Bardzo, ale to bardzo się nie spodobała.
- Zabiję…

sobota, 28 sierpnia 2010

Rozdział VIII

Mwahahaha! Haha! Ha... Ha? No xD Jak państwo widzą Irduś szaleje i dodaje nexta. Aj soł iwil, soł macz iwil hłehe xD Sama nie wiem jak ja to robię. Ale się skończy takie dodawanie, niechże się tylko październik zacznie. Chociaż może przy odrobinie szczęścia uda mi się zakończyć całą historię jeszcze przed tym nieszczęsnym miesiącem. Co nie zmienia faktu, że męczy mnie kolejne story... Pomińmy marudzenie o zaległych projektach.
Dobra, przejdźmy do ciekawszej rzeczy, czyli Waszych komentarzy:

Kleopatra: Eee... A wiesz, nie pamiętam ^ ^. Wyczytałam w jakimś dziwacznym miejscu zapewne. A mam talent do wyszukiwania takich miejsc w internecie xD.

Deedwarda: Ciekawa wizja z tymi pazurami xD. Może kiedyś to wykorzystam xD.

Mechalice: Mam dziwne wrażenie, że niedługo Twoje komentarze będą dłuższe od moich notek xD. Sprawę gryzienia zostawmy na inny dzień, okej? Chyba, że się skusisz na mój mały palec od stopy xD. Czy przerażę Cię pisząc, że obejrzałam teledysk i nawet mi ten niemiecki nie przeszkadzał o.O? Co ty ze mną robisz? xD Ale błagam... Nigdy więcej gadżetów ze "Zmierzchu". Na dobrą sprawę też rozmyślałam nad kwestią owej edwardowej części ciała (Jeżu, jak to brzmi xD). Jednak nie wymyśliłam nic konstruktywnego niestety. Chyba, że z Belli taka gorąca kobita, że nawet umarlaka zmusi to tegestamteges... Albo faszeruje Edzia jakimiś dziwacznymi substancjami wspomagającymi to i owo. A dziękuję, mój tyłek ma się dobrze, aczkolwiek z poduszki chętnie skorzystam. Ty weź jakieś ostrzeżenia wprowadzaj na początku komentarza, dobrze? xD Ten zawał jest w sumie coraz bardziej realną wizją...

*** *** *** *** *** *** ***

„Jeżu, ale on jest paskudny…”
„Długo rozmyślałeś nad tą kwestią?”
„W zasadzie to była główna myśl, jaka mi przyszła do głowy, gdy miałem z tym gadem do czynienia po raz pierwszy.”
„I przez tyle lat ujmowałeś ją w słowa, aby w dniu dzisiejszym podzielić się ze mną swoimi spostrzeżeniami?”
„Wredny jesteś.”
„Staram się, a teraz zajmij się tym padalcem i wracajmy do wioski. Nie mogę się doczekać, aby zobaczyć jak twój kochaś próbuje skopać twój zgrabny tyłek.”
„Uważasz, że mam zgrabny tyłek?”
„Ja nie, za to Uchiha zapewne ma inne poglądy na temat tych kościstych czterech liter.”
„Chyba za dobrze się bawisz patrząc jak się z nim męczę…”
- Widzę, że udało ci się wyrwać spod opiekuńczych skrzydeł Tsunade.
- O cholerę ci chodzi? – zapytał Naruto mrużąc gniewnie oczy. – Zresztą, nie mam zamiaru wdawać się z tobą w dyskusję! Oddawaj Sakure!
- Twoją różowowłosą przyjaciółeczkę? – Sanin uśmiechnął się paskudnie. Z ociąganiem złożył dłonie w pieczęcie. Spowiła go gęsta chmura dymu, a gdy opadła Naruto ujrzał skrępowaną cienkimi linami nieprzytomną Haruno. Dziewczyna nie wyglądała na mocno poobijaną, jednak to ani trochę nie uspokoiło chłopaka. – Proszę, już mi nie jest potrzebna.
- Ty… - warknął wściekle, z zamiarem rzucenia się na Orochimaru i rozpłaszczenia jego gadziej gęby gołymi rękoma. Jednak nim zdołał to uczynić, jego lisie przeczucie kazało mu się odwrócić. Za jego plecami czaił się Kabuto, który już zamachnął się na blondyna Zanim jednak ręka siwowłosego chłopaka wystrzeliła w jego stronę, Uzumaki niezgrabnie przekoziołkował w bok. Stanął niepewnie na nogach, tylko po to, aby ktoś brutalnie pozbawił go przytomności przywalają mu piąchą po głowie…

„Pamiętasz kiedy zaczęliśmy się dogadywać?”
„Jak mógłbym zapomnieć… ”

Był piękny letni poranek. Drużyna siódma miała akurat wolny dzień. Siedemnastoletni Naruto zmierzał powoli w kierunku budki z ramnen. Towarzyszyły mu wrogie spojrzenia i ciche szepty mieszkańców wioski.
„Za co?” Pomyślał smętnie przewracając oczami.
Jakaś wyjątkowo gruba baba właśnie wskazała na niego głową z wyraźną niechęcią i konspiracyjnym tonem powiedziała coś do swoich koleżanek. Odwdzięczył się głupiemu babsztylowi kulturalnym gestem pokazując jej środkowy palec, na co w grupce kobiet dało się słyszeć syknięcie dezaprobaty.
„Mógłbyś ich zniszczyć…”
„Mógłbym. I przy okazji cię uwolnić, nie? W końcu z chęcią byś rozpierdzielił całą wiochę w ramach zemsty za zapieczętowanie cię.”
„O tak, z tym się zgodzę.”
„Nie licz na to.”
„Dlaczego? Też ich nienawidzisz. Mógłbyś ich usadzić. Już nikt nie ważyłby się na ciebie krzywo spojrzeć. Masz moc, żeby…”
„Zamknij się!” Blondyn zgrzytnął zębami. Był naprawdę przygnębiony, a paplanina Kyuubiego naprawdę mu nie pomagała pozbyć się czarnych myśli.
„Powinienem cię zabić, za takie odnoszenie się do mojej osoby.”
„Ale nie jesteś w stanie.” Pomyślał złośliwie. Cholera, stracił apetyt…
„Nie, jeszcze nie. Ale nadejdzie dzień, w którym dasz się złamać.”
„Chciałbyś.”
Naruto pokierował się na skraj wioski. Przy odrobinie szczęścia chociaż tam nie będą towarzyszyły mu paskudne komentarze ludzi. Westchnął cierpiętniczo zwalniając nieco kroku. Ostatnio miał wrażenie, że jego życie jest jednym wielkim pasmem niepowodzeń.
„Dlaczego tak się męczysz, kiedy rozwiązanie swoich problemów masz na wyciągnięcie ręki?”
„Bo nie jestem taki jak ty!”
„Mógłbyś sprowadzić Sasuke…”


„Zawsze potrafiłeś celnie mnie dobić.”
„Przepraszam.”
„Że ty mnie co robisz?!”
„Przepraszam. Byłem… Za ostry. Nawet jak na moje standardy.”
„Świat się kończy…”

Blondyn przystanął. To naprawdę był celny cios. Zacisnął ręce w pięści.
„Ja…”
„Spełniłbyś obietnicę daną przyjaciółce.”
„Zamknij się!” Naruto w końcu zdołał się otrząsnąć. „Ty nic nie rozumiesz! Jak możesz w ogóle żyć sam ze sobą?! Nie potrzebuję twojej pomocy! Słyszysz?! Sam zdobędę potrzebną mi siłę i sprowadzę go z powrotem! Nie muszę iść na łatwiznę, aby tego dokonać! Ty parchata podróbko lisa, nigdy, NIGDY nie dam ci się zmanipulować, bo wiem, że sam potrafię wszystko osiągnąć!”
Odetchnął głęboko. Z błyskiem determinacji w błękitnych oczach ruszył ku polom treningowym. Miał zamiar od razu zabrać się za ciężkie ćwiczenia.
„Wiesz co? Jesteś naprawdę upierdliwym bachorem. Upierdliwym, ale też bardzo interesującym…”

„To chyba były najmilsze słowa, jakie od ciebie usłyszałem.”
„Już nie przesadzaj… A w sumie, może masz nawet rację.”
„No. Od tamtej pory, żeśmy się coraz lepiej dogadywali.”
„Co nam się przydało podczas twojej kolejnej misji.”
„Oj tak, przydało się…”

„Cho…lera…” Piekący ból przeszył ciało Naruto. Walka z Deidarą przeciągała się w nieskończoność i chłopak powoli zaczynał tracić siły. Że też akurat musiał go dorwać, kiedy wracał z samotnej misji! A przecież miała to być rutynowa akcja…
„Może pomóc?”
„Jasne.” Sarknął w myślach. „A potem zrobimy małą rozwałkę i zniszczymy całą Konohe! Tak dla zdrowia.”
„Mówię poważnie.”
„Ja też.”
„Zginiesz.”
„Najwyżej.”
„Uparty…”
Nagle dzieciak poczuł się, jakby nagle wstąpiły w niego nowe siły. Jego ciało rozświetliła lekka pomarańczowa poświata, która po sekundzie zniknęła, wraz z bólem, który męczył go jeszcze chwilę temu.
„Zaszkodziłoby ci, gdybyś czasami poprosił o pomoc?”

„Dlaczego w ogóle mi wtedy pomogłeś?”
„Z nudów.”
„Serio?”
„Częściowo. Wiesz, przesiedzenie kilkunastu lat w ciele nadpobudliwego dzieciaka i nie odzywanie się do niego praktycznie ani słowem nie jest ekscytującym zajęciem.”
„A więc, zaczęliśmy się dogadywać bo wszechmocnemu Kyuubiemu zaczęło się nudzić?”
„W gruncie rzeczy? Tak. Ale jakbyś nie pamiętał, to jeszcze sporo czasu musiałem zabiegać o twoje zaufanie…”

Naruto jęknął głucho, opadając na kolana. Nie miał już sił. Nawet na to, żeby wspomóc się lisią chakrą. Tych pieprzonych przeciwników było po prostu za dużo.
„Już po mnie.” Pomyślał ponuro. Może, gdyby nie oddalał się tak bardzo od swoich towarzyszy, to mógłby chociaż liczyć na jakąś pomoc z ich strony. Psia mać! Nawet nie miał siły próbować zwiać z pola bitwy.
„Mógłbym cię stąd wyciągnąć…”
„Jak?”
„Gdybyś zgodził się, abym przejął twoje ciało…”
„Chyba zwariowałeś, że pozwolę ci na coś takiego! Skąd mogę mieć pewność, że nie odwalisz jakiegoś numeru?!”
„Będziesz musiał mi zaufać.”
Blondyn przygryzł dolną wargę. Był w kropce. A rozwiązanie lisa ani trochę nie przypadło mu do gustu.
„Słuchaj, któryś z tych patałachów zaraz naprawdę poważnie cię zrani. Więc zgódź się, dobrze? Przyrzekam, że nic nie wywinę.”
„Przyrzekasz?”
„Tak, tak, na moje futro…”
„Dobra.” Westchnął z rezygnacją. „Niech ci będzie.”
W następnej chwili jego przeciwnicy cofnęli się z przestrachem, gdy czerwone oczy zmierzyły ich pogardliwym spojrzeniem.


„Dlaczego ty zawsze przyrzekasz na swoje futro?”
„Bo to najcenniejsza rzecz jaką posiadam.”
„…”
„No co? Nie widzisz, że to czyni przysięgę bardziej wartościową?”
„Oczywiście, gdybyś powiedział to wtedy, nie wahałbym się ani chwili! A przypomnij mi, to po tamtej akcji wylądowałem na tydzień w szpitalu?”
„Taa… I wtedy odkryliśmy, że to pieczęć Yondaime tak utrudnia przepływ mojej chakry.”
„I wpadłeś na genialny plan, żeby ją zmienić.”
„Hej, skorzystałeś na tym, więc nie marudź. W sumie dziwię się, że tak szybko dałeś się przekonać.”
„Pf, ja to ja. Gorzej, że potrzebowaliśmy osoby trzeciej, żeby tego dokonać. Z Sakurą nie poszło tak łatwo jak ze mną.”

- Ty… Zwariowałeś, prawda? Przy zdrowych zmysłach w życiu byś nie wpadł na taki popaprany pomysł!
- Ale Sakura…
- Chyba w nie zdajesz sobie w pełni sprawy co chcesz zrobić! To szaleństwo! My mówimy o Kyuubim! Dziewięcioogoniastej, krwiożerczej bestii!
„Ależ dziękuję.”
- Proooszę, wysłuchaj mnie chociaż do końca…
- Nie ma mowy!
„Daj mi z nią pogadać.”
„Ale ja wtedy…”
„Nic ci nie będzie, jeżeli ją przekonam. A myślę, że jestem bardziej przekonujący niż ty.”
W następnej chwili Sakura stała oko w oko z Kyuubim.
- Witam. – Skłonił się nisko i od razu przeszedł do rzeczy. – Mam nadzieję, że w pełni zdajesz sobie sprawę z tego, jaką krzywdę wyrządzasz swojemu przyjacielowi?
- O co ci chodzi? – zapytała nieufnie. Już raz widziała jak Naruto zezwalał lisowi na przejęcie swojego ciała, jednak jeszcze nigdy nie rozmawiała z Kyuubim osobiście. I wolała zapewne, aby taki stan rzeczy się zachował…
- O to, że pewnego miłego dnia pieczęć Yondaime źle zniesie nadmiar mojej chakry i uaktywnią się założone na nią zabezpieczenia.
- Co?
- Naruto zginie.

„Chciałem cię zabić za to, że ją tak nastraszyłeś.”
„Wiem. Ale mówiłem prawdę, nie? I jak nie patrzeć poskutkowało.”
„Ha! Sakura do dziś krzywo na ciebie patrzy, kiedy zdarza ci się przejmować moją zacną osobę!”
„Nie pomyślałeś może, że to jej zwyczajowy wyraz twarzy kiedy po prostu widzi twoją gębę?”
„…”
„No już, nie denerwuj się. Najważniejsze, że się udało.”

Kyuubi podwinął koszulkę ukazując dziewczynie pieczęć widniejącą na brzuchu Naruto.
- Słuchaj, wystarczy, że uderzysz chakrą w te czarne punkty jednocześnie. Ja się zajmę resztą. Będę miał większą swobodę, ale to nie znaczy, że wywinę coś głupiego. A blondasowi to naprawdę pomoże.
Po dłuższej chwili wahania, w której padło wiele niewybrednych słów pod adresem lisa, Sakura wykonała polecone jej zadanie.


„Po tyradzie, którą ci urządziła, dziwie się, że jeszcze miałeś ochotę cokolwiek robić.”
„Jestem wytrzymały.”
„Jak to szło? Aha: Ty zmodyfikowana wersjo popapranego zła, wyrwę ci kłaczek po kłaczku to parchate futro, jeżeli coś niedobrego mu się stanie.”
„Bezczelna…”
„Coś ci się ostatnio teksty powtarzają.”
„Myślę, że już możesz zająć się ważniejszą kwestią.”
„Jaką?”
„Obudź się, Naruto. Jesteś cały czas nieprzytomny…”

Uzumaki zmarszczył nos, zamrugał i jęknął. Łeb go nawalał niemiłosiernie, jakby męczył go tygodniowy kac. Albo i gorzej. O, a w dodatku miał całe zdrętwiałe ręce. Spróbował rozeznać się w sytuacji, w jakiej aktualnie się znajdował.
„Oj.”
Nie było za ciekawie. Znajdował się w ponurym pomieszczeniu przypominającym grotę. Otaczał go półmrok, jedynym źródłem światła była świeczka stojąca nieopodal. Zerknął w górę i widok jeszcze bardziej mu się nie spodobał. Sufit niknął w ciemnościach, ale nie to go zmartwiło. Jego dłonie były skrępowane mocnym łańcuchem, który został przykuty gdzieś na górze, tak więc blondyn wisiał bezwładnie, jak szmaciana lala.
Spróbował chakrą rozerwać więzy, jednak jedyne co uzyskał to dość mocne trzepnięcie prądem, które było na razie tylko ostrzeżeniem. Zapewne jakby spróbował ponownie, uderzenie byłoby mocniejsze.
„I co teraz?”
„Wydrzyj się, może akurat ktoś cię usłyszy.”
„Ty tak poważnie?”
„Sarkazm mógłby kopnąć cię w tyłek, a i tak byś go nie poznał.”
„W każdym razie… Co się stało?”
„Ktoś cię znokautował.”
„Kto…?”
„Nie mam pojęcia. Nie rozpoznałem tej chakry.”
„Ktoś idzie.”
Faktycznie, dało się słyszeć kroki, które najwyraźniej zmierzały w jego kierunku. Po chwili czekania w kręgu światła ukazała się gadzia twarz Orochimaru, któremu nieodłącznie towarzyszył Kabuto.
Naruto zmierzył nowoprzybyłych ponurym spojrzeniem. Cholera… Znowu wpakował się w jakieś bagno.
- Witaj, Naruto. Widzę, że w końcu raczyłeś się obudzić.
- Goń się – odwarknął na widok jego obleśnego uśmiechu. – I wypuść mnie!
„Bo zaraz sam się uwolnię, a to będzie nieprzyjemne.”
- Oh, nie. Widzisz, Naruto… Przez ciebie straciłem naprawdę wspaniałe ciało. Sasuke był już niemal gotów. Niestety, pokrzyżowałeś mi plany.
- Co ty pierdzielisz – sapnął, próbując znieść jakąś dogodniejszą pozycję. – Przecież dobrze wiesz, że od początku był szpiegiem. Miał rozwalić całą tą twoją śmieszną organizację. Cóż, prawie mu się udało, co nie? Szkoda tylko, że tobie znowu udało się wyślizgnąć.
- Zapewne taki był jego początkowy plan – zgodził się sanin.
- Co masz na myśli? – Naruto nie podobał się kierunek, w którym zmierzała rozmowa.
- To, że niemalże pozyskałem umysł Uchihy, a z tym samym jego całego. Niestety drobny szczegół nie pozwolił mi zrealizować moich planów. Czy domyślasz się, co nim było?
Blondyn zrobił głupią minę.
- Eee…
„On chyba ma na myśli ciebie.”
„Serio?”
- Przez twoją marną egzystencję mój plan spalił na panewce.
- Eee… - kontynuował swoją marną wypowiedz Naruto. Jakoś jego mózg nie chciał przetrawić podawanych mu informacji. – Ale, że czemu?
- Bo Uchiha wrócił do Konohy tylko i wyłącznie dla ciebie – łaskawie wytłumaczył mu gad.
„Dla mnie?”
„Młody, proszę cię. Zacznij używać tego czegoś co odpowiada za twoje myślenie i reaguj trochę szybciej.”
- Właściwie, to nawet lepiej. Dzięki temu doszedłem do wniosku, że mogę uzyskać ciało o wiele lepsze, z mocą przy której sharingan wydaje się być marną zabawką. I przy okazji zemścić się za udaremnienie wszelkich moich planów. Oh, a o ile dobrze się orientuję, to strata owego shinobi sprawi, że Tsunade szlag jasny trafi. A ja będę posiadaczem mocy dziewięcioogoniastej bestii.
„Czyli, że on znowu mówi o mnie?”
„Brawo, geniuszu.”
- Chyba cię poje…
- Proszę, bez ordynarnych słów.
- W życiu się nie zgodzę, żeby być pojemnikiem na twoją parszywą osobę!
- Ależ ja nie pytam się o twoją zgodę. – Orochimaru wyszczerzył się obleśnie. – Właściwie, dziwię się, że zdołałeś wywinąć się od ochrony Tsunade. Wiem, że przejrzała moje plany w stosunku do ciebie. Najwyraźniej nie przewidziała twojej determinacji w próbie ratowania panny Haruno.
- Skrzywdziłeś moją przyjaciółkę, tylko po to, żeby mnie dorwać? – zapytał wściekle blondyn. Cholera jasna! Powoli wszystko nabierało sensu. To dlatego, nikt mu nic nie mówił! Dlatego był ganiany ze wszystkich akcji i dlatego Sasuke go tak pilnował! Cholera, cholera, choleeera!
„Kyu?”
„Się robi dzieciaku.”
Lisia chakra zaczęła go wypełniać. Spróbował roztrzaskać krępujące go łańcuchy. Blondyn syknął, gdy ponownie przeszył go prąd.
„Kur…wa. To było silniejsze.”
Spróbował użyć większej mocy, jednak jedyne co uzyskał, to większa porcja bólu i kpiący śmiech Orochimaru.
- Nie masz co się wysilać. Im więcej mocy użyjesz, tym silniejszą wywołasz reakcję. Jedyne co osiągniesz, to najwyżej strata przytomności.
- Zamknij się! – wrzasnął blondyn, wciąż usiłując się uwolnić. Gad rzeczywiście mówił prawdę. Na łańcuchu nie było widać nawet śladu zniszczeń, a ból powoli stawał się nie do zniesienia.
„Przestań, nic tym nie osiągniesz!”
„To co mam robić?! ”
„Uspokoić się. Coś wymyślimy.”
- Nie szarp się, to i tak ci nic nie da. I stracisz okazję rozmowy z pewną damą.
„O kurwa mać…”
W kłębach pary wodnej pojawiła się Gobi.