Jestem! Późno, bo późno, ale jestem! :D
I zapraszam na kolejną część, więcej mojego smęcenia pod rozdziałem ^ ^.
*** *** *** *** *** ***
Przerażający
wrzask wstrząsnął szpitalnymi ścianami. Czy też, szpitalem wstrząsnął
towarzyszący temu wrzaskowi, nagły i niekontrolowany wzrost chakry wypływającej z ciała
Naruto.
Krzyczał. Głośno, próbując wyzbyć się strachu,
który ogarnął go w chwili, gdy w małym, pękniętym lustrze szpitalnym udało mu
się ujrzeć swoje oblicze. I, jak nagle wrzask wydobył się z jego gardła, tak
też szybko się urwał, akurat w chwili, gdy do pomieszczenia wpadła wyraźnie
wzburzona Hokage, wraz z kilkoma pomagierami.
Osunął
się, jakby w zwolnionym tempie, padając na kolana, na których zacisnął dłonie.
Zamknął oczy, nie chcąc... Widzieć. Urwany oddech, towarzyszył chwilą, w
których starał się uspokoić. A w pomieszczeniu, pomimo tego, że znajdowała się
w nim spora garstka osób panowała cisza. Wszyscy najwyraźniej oczekiwali na
kolejny ruch Uzumakiego.
– Jestem
potworem – wyszeptał w końcu. – Ja...
Nagłe
poruszenie, uświadomiło mu to, że z małej szpitalnej salki właśnie wyszło kilku
ludzi, którzy przed chwilą do niej wpadli. Czy też, kilka osób zostało bez
słowa wykopanych za drzwi.
– Jestem
potworem – powtórzył. Jedną z dłoni, które dotychczas trzymał na kolanie,
przycisnął zaraz do twarzy. Pod powieką zatańczyły mu kolorowe mroczki. W
kącikach oczu pojawiło się coś mokrego. I zaraz spłynęło po policzkach.
–
Idiota. – Ciepłe ramiona owinęły się wokół jego szyi. – Bezczelny głupiec.
–
Wyglądam...
–
Wyglądasz, jak Naruto – spokojny głos Tsunade wdarł się do jego ucha.
Uspokajał. Z każdą sylabą, wypowiedzianą przez Hokage, Uzumakiego opuszczało
napięcie. – Sponiewierany po walce, mocno uszkodzony Naruto.
– Jestem
potworem – powiedział ponownie. Jednak głosem wypranym z wszelkich emocji.
Ze szpitala
został wypisany w ciągu kolejnych kilkunastu minut. Na własne żądanie.
Część
torsu, wraz z lewą ręką została ciasno obwinięta bandażem. Za to opaska ze
znakiem liścia, którą dotychczas z dumą umieszczał na swoim czole, została
przewiązana tak, że przysłaniała jedno z jego oczu.
Niemalże, jak Kakashi, pomyślał, nieco
złośliwie, spoglądając w swoje lustrzane odbicie. Poprawiając materiał
ochraniacza, ułożył go tak, że przysłaniał niemalże pół twarzy. W tym, lekko
poszerzone lisie blizny. Chętnie również skorzystałby z czegoś, co wyglądem
przypominałoby hatakową maskę. Jednak...
Westchnął.
Blond kosmyki zniknęły pod czarnym
kapturem.
Musiał...
Pomyśleć.
Z
początku to było nawet zabawne.
Obserwowanie
Sasuke, kiedy miota się po wiosce, poszukując Uzumakiego naprawdę mogło
dostarczyć sporej rozrywki. A przynajmniej tak, w przypływie nieco wisielczego
humoru, myślał sam poszukiwany, który z pewnością odnalezionym zostać nie
chciał.
Aczkolwiek,
wiedział, że tego nie uniknie. W końcu Sasuke był dobrym shinobi. Można by
nawet rzec: znakomitym. Więc to tylko kwestia czasu, kiedy w końcu Uchiha
wścieknie się na tyle, że przestanie przebierać w środkach, aby go dopaść. Co
nie przeszkadzało Naruto w nieułatwianiu, a wręcz przeszkadzaniu w
poszukiwaniach Sasuke.
Jednak
jego dobra zabawa skończyła się tuż przy polach treningowych, gdzie to czaił
się na skraju lasu, czujnie obserwując poczynania Uchihy. Tam to właśnie
wypatrzyło go spojrzenie szkarłatnych oczu.
–
Wyleziesz, czy mam cię sam wytargać? – Dobiegło do uszu Naruto ciche, wciekłe
warknięcie. Najwyraźniej podchody po wiosce mu się nie spodobały.
– Nie –
odpowiedział, o dziwo spokojnie.
– Co:
nie? Słuchaj...
– Nie,
nie wylezę. I nie, nie masz mnie wytargiwać – kontynuował tym samym tonem. –
Możemy porozmawiać, a i owszem, należy ci się. Ale nie chciałbym, abyś mnie
oglądał.
Kiedy
skrywał się w cieniu, Uzumaki faktycznie czuł pewien komfort psychiczny,
związany z tym, że nikt nie widzi tego, jak teraz wyglądał. Nawet jeżeli
najbardziej przerażające go fakty były zamaskowane bandażami, to i tak wolał,
aby nikt go nie oglądał. A zwłaszcza Sasuke.
Uchiha
zamilkł, mierząc majaczącą w ciemności sylwetkę Naruto złowieszczym
spojrzeniem, wciąż mając aktywowanego sharingana.
Tak
więc, Naruto spodziewał się wrzasków. Spodziewał się awantury. Nawet się
spodziewał tego, że Sasuke się fochnie, warknie coś bardzo obraźliwego w
odzewie i sobie pójdzie. Spodziewał się naprawdę wszystkiego.
Tylko
nie tego, że mężczyzna jęknie, najwyraźniej sfrustrowany i powie coś w stylu:
– Co ci
znowu durnego wpadło do tego pustego łba?
– Ekhm?
Co? – zapytał, nieco skołowany Uzumaki.
– Pstro
– syknął. I w kolejnej chwili znajdował się tuż przy swoim kochanku, przytrzymując
go za nadgarstki, najwyraźniej obawiając się, że bez takich zabezpieczeń Naruto
mu zwieje. Co było manewrem, tak nawiasem mówiąc, który mężczyzna dosyć często
stosował, jeżeli chodziło o konfrontacje z Sasuke. – To ja się pytam: co?
Powinieneś wypoczywać, a nie bawisz się w ganianego zaraz po wyjściu ze
szpitala! Dlaczego żeś nie dał znać, że się wypisałeś? W ogóle, dlaczego się
wypisałeś? Tsunade o tym wie? Nic ci nie jest? Zrobiłeś wszystkie badania?
Powinni cię nafaszerować jakimiś prochami, abyś się przez tydzień ruszać nie
mógł, to przynajmniej miałbym pewność, że wszystko w porządku.
– Dobrze
się czujesz? – zapytał podejrzliwie Naruto, korzystając z chwili, kiedy Uchiha
zrobił sobie przerwę na zaczerpnięcie oddechu.
– To ja
powinienem się o to pytać – padła odpowiedź, w której pobrzmiewały nutki
złości.
– Masz
słowotok – rzucił nieco zdziwiony blondyn.
–
Idiota. – W kolejnym momencie Uzumaki został niemalże zgnieciony w zaborczym
uścisku. Po sekundzie lekkiego zawahania splótł ręce na plecach Sasuke i
wcisnął nos w zgłębienie jego szyi. Westchnął, rozluźniając się nieco. – Kretyn
– Uchiha kontynuował tymczasem wyzwiska. – Nieodpowiedzialny debil.
Trwali w
uścisku długie minuty i pewnie by tak jeszcze stali jakiś czas, gdyby nie to,
że Naruto był dręczony przez kilka istotnych dla niego kwestii. Tak więc,
blondyn w końcu odsunął się nieznacznie od kochanka, spoglądając mu prosto w
oczy zapytał:
–
Dlaczego tu jesteś?
– Ty
naprawdę jesteś idiotą? To chyba jasne, że...
Naruto
pokręcił głową, wbijając oczy w ziemię.
–
Widziałeś mnie w szpitalu.
– Dosyć
często cię tam widuję. Przez twoją głupotę, tak nawiasem mówiąc.
– Wiesz
o co mi chodzi! – Naruto podniósł głos. – Ja... Widziałeś jak wyglądam! Wiesz,
co się dzieje pod tymi cholernymi
bandażami! Ja jestem...
–
Idiotą.
–
Potworem, ślepy debilu! Widziałeś, co mi się stało! Widziałeś, że ostatnie
pieczęci się poluzował i...
– I
jakoś to nie wpłynęło na twoją wątpliwą inteligencję. Wciąż jesteś głupkiem.
– Czy ty
nic nie rozumiesz?! – wrzasnął, całkowicie tracąc wcześniejszy spokój. – To
patrz!
Szarpnięciem
zerwał bandaż z dłoni i kolejnym wściekłym ruchem zerwał ochraniacz zasłaniający
jego twarz. Z zaciętym wyrazem twarzy wbił spojrzenie w oczy Sasuke.
Jego
ręka... Wyglądała jakby obdarto ją ze skóry, spod której nie wystawały
poszarpane mięśnie, a złowrogo mieniąca się czerwono-czarna chakra. Blizny na
jego prawym policzku, które dotychczas były zasłonięte materiałem opaski, były
poszerzone, a oko... Błękitne dotychczas źrenice zostały zastąpione szkarłatem,
a zamiast białko pokryte było czernią. Zdawał sobie sprawę z tego, że wygląda
odrażająco. Jak jakaś dziwaczna mieszkanka demona i człowieka. Był potworem.
Ale na
twarzy Sasuke nie zobaczył odrazy. Widział wyłącznie czystą maskę obojętności,
z jaką mężczyzna obserwował widok przed sobą.
– No i?
– zapytał bez cienia emocji.
– Ty
naprawdę jesteś ślepy?
– Ty
naprawdę jesteś głupi?
–
Przestań mnie obrażać! – warknął wyraźnie roztrzęsiony Naruto. Chciał już to
mieć za sobą. Żeby Sasuke już sobie poszedł, a on mógł zwinąć się gdzieś w
ciemnym koncie i nie oglądać nikogo. Czy też, nie zmuszać innych, aby go
widzieli w takim stanie.
– To
przestań robić z siebie głąba.
– Ja...
–
Słuchaj – przerwał mu stanowczo Uchiha, a Naruto, o dziwo, posłusznie zamilkł.
– Nie będę tego powtarzał, więc się raczej postaraj skupić, okej? – Nie
czekając na żadne potwierdzenie kontynuował. – Tsunade wyjaśniła, że poprzez
operacje Nanabi została zachwiana równowaga twojej chakry. Tak więc, moc
Kyuubiego nieco wyszła spod kontroli, dlatego też wyglądasz teraz, jak
wyglądasz. Cóż, pewnym jest, że nie będzie można tego tak łatwo naprawić,
ale...
–
Naprawić? – w głosie Uzumakiego pojawił się cień nadziei. – Da się coś z tym
zrobić? Cokolwiek?
– Cicho
– fuknął Sasuke. – Może. Może i nie. Co za różnica?
–
Jestem...
– Nie.
Nie jesteś – wtrącił Uchiha, przewidując co jego towarzysz chciał powiedzieć. –
Orochimaru był potworem. Setki popierdolonych Shinobi, których spotykaliśmy,
byli potworami. Potworem był Kakuzu, Deidara, mogę ci wymieniać długi czas, ale
to teraz nieistotne. TY tymczasem POTWOREM nie jesteś.
– ALE JAK
POTWÓR WYGLĄDAM! – wrzasnął histerycznie Uzumaki. Rzucił Sasuke kolejne
wściekłe spojrzenie, a następnie obrócił się na pięcie. Zacisnął oczy i
przycisnął do nich zdrową dłoń. Nie uciekał, to i tak już nie miało większego
sensu. Jakoś nie miał ochoty rozpoczynać tej rozmowy jeszcze raz w innym
terminie.
Siłą
woli starał się powstrzymać napływające do oczu łzy złości.
Nawet
nie zauważył, kiedy ręka Sasuke oplotła go w pasie, przyciągając do torsu
mężczyzny. Broda Uchihy oparła się o jego ramię. Ciemne włosy przyjemnie
łaskotały go po szyi.
– Idź
sobie – zaprotestował słabo. Nie miał siły na dalsze sprzeczki. Dlaczego Sasuke
nie rozumiał...
– Gdybym
– zaczął mężczyzna, ignorując wcześniejsze słowa Uzumakiego. – stracił rękę w
walce, rzuciłbyś mnie?
–
Ochujałeś? – zapytał zmęczonym głosem Naruto.
– A
jakbym stracił wzrok? Słuch?
– Nie,
przecież...
– Gdybym
stracił chakre?
–
Przestań! Ja...
– A
gdyby przeklęta pieczęć Orochimaru nie zeszła i przemieniłbym się częściowo w
maszkarę, w którą mnie zmieniała?
–
Przestań! Przecież wiesz, że nie! – warknął Uzumaki. Pod wpływem słów Sasuke emocje
znowu zaczęły się w nim podnosić. – Kocham cię, nie ważne, co by się działo!
Nie ważne jakbyś wyglądał, czy... – zamilkł nagle.
– No
właśnie – mężczyzna oderwał się od niego i obrócił go ku sobie. Na jego obliczu
zagościł delikatny uśmiech. – No właśnie – powtórzył. Chwycił twarz Naruto w
dłonie i przyciągnął do pocałunku. Delikatnego i pełnego czułości. Uzumaki miał
wrażenie, że tym gestem Sasuke próbuje mu przekazać całe oferowane przez siebie
wsparcie. – Wyobraź sobie – zaczął, po chwili, gdy się od siebie oderwali. – Że
to działa w obie strony.
Uzumaki
patrzył na kochanka, jakby go właściwie widział przerywszy raz w życiu.
–
Myślałem... – zaczął niepewnie, ale Sasuke mu przerwał kolejnym, krótkim
pocałunkiem.
– Więc
przestań – odpowiedział z lekkim rozbawieniem mężczyzna.
– Nie,
słuchaj – Naruto jednak czuł, że musiał coś jeszcze wyjaśnić. – Sasuke,
jesteś... No kurde! Wiesz, jak wyglądasz! Leci na ciebie każda dziewczyna w
wiosce, a i kilka facetów z pewnością też by się za tobą obejrzało. Możesz mieć
każdego! Więc, ja, z takim wyglądem...
– Hm...
Każdego? – Uchiha przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby poważnie zastanawiał
się nad wyborem. – Każdego mówisz? No, to chyba nawet mam kandydata, który mi
odpowiada.
– Hę?
–
Ciebie, młocie.
– Co?
Och...
Kolejny
pocałunek był już bardziej stanowczy, wręcz nachalny. Pokazywał dominację
Sasuke i sprawił, że Naruto zmiękły kolana.
Złapał
gwałtowniejszy oddech, kiedy Uchiha się od niego oderwał. Nieco zamglonym
wzrokiem wpatrywał się w tą bezczelnie uśmiechniętą twarz.
–
Pamiętasz, co ci powiedziałem, kiedy żeś w końcu przyjął do wiadomości, że
jesteśmy razem? – zapytał ni z tego, ni z owego Sasuke. Naruto zmarszczył brwi
w zamyśleniu, jednak kochanek wybawił go od odpowiedzi. – Powiedziałem, że przypieczętowałeś
swój nędzny los i skazałeś się na moje wieczne towarzystwo.
Och,
pamiętał to. To było... Po libacji u Tsunade, po wpadnięciu w stanie
wskazującym na Sasuke, po tym, jak odbyli cholernie długą rozmowę, po...
Obudzeniu się w jednym łóżku z ukochanym, tuż przy jego boku.
Uśmiechnął
się delikatnie. Uniósł ręce i wplótł je w ciemne kosmyki Sasuke i przyciągnął
jego twarz ku sobie.
– Mam
przerypane, nie? – zapytał przekornie. A ich usta złączyły się w kolejnym, już
nie tak grzecznym pocałunku.
THE END
Tak! W końcu, po ponad półtorarocznym smęceniu doczekaliśmy się końca opowiadania ^ ^ Pisanie szło różnie, to gładko, to opornie, to znowu tylko podpełzywało, ale muszę powiedzieć, że osobiście odczuwam pewną dumę, że nie rzuciłam go w cholerę i udało mi się je skońćzyć : ) .
Bardzo chciałam podziękować wszystkim, którzy przetrwali moją radosną twórczość. W szczególności dziękuję bardzo za wszystkie komentarze, które zgromadziły się pod notkami ( wielbię je i czytuję czasami na poprawę humoru : ) To właściwie tyle, co mi przychodzi do głowy w tej chwili. Dziękuję jeszcze raz : D
Ach, no tak: WESOŁYCH ŚWIĄT i (bardzo) PIJANEGO SYLWESTRA! :D