sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział II.XXI


Jestem! Późno, bo późno, ale jestem! :D
I zapraszam na kolejną część, więcej mojego smęcenia pod rozdziałem ^ ^.

***   ***   ***   ***   ***   ***

               Przerażający wrzask wstrząsnął szpitalnymi ścianami. Czy też, szpitalem wstrząsnął towarzyszący temu wrzaskowi, nagły i niekontrolowany wzrost chakry wypływającej z ciała Naruto. 
               Krzyczał. Głośno, próbując wyzbyć się strachu, który ogarnął go w chwili, gdy w małym, pękniętym lustrze szpitalnym udało mu się ujrzeć swoje oblicze. I, jak nagle wrzask wydobył się z jego gardła, tak też szybko się urwał, akurat w chwili, gdy do pomieszczenia wpadła wyraźnie wzburzona Hokage, wraz z kilkoma pomagierami.
               Osunął się, jakby w zwolnionym tempie, padając na kolana, na których zacisnął dłonie. Zamknął oczy, nie chcąc... Widzieć. Urwany oddech, towarzyszył chwilą, w których starał się uspokoić. A w pomieszczeniu, pomimo tego, że znajdowała się w nim spora garstka osób panowała cisza. Wszyscy najwyraźniej oczekiwali na kolejny ruch Uzumakiego.
               – Jestem potworem – wyszeptał w końcu. – Ja...
               Nagłe poruszenie, uświadomiło mu to, że z małej szpitalnej salki właśnie wyszło kilku ludzi, którzy przed chwilą do niej wpadli. Czy też, kilka osób zostało bez słowa wykopanych za drzwi.
               – Jestem potworem – powtórzył. Jedną z dłoni, które dotychczas trzymał na kolanie, przycisnął zaraz do twarzy. Pod powieką zatańczyły mu kolorowe mroczki. W kącikach oczu pojawiło się coś mokrego. I zaraz spłynęło po policzkach.
               – Idiota. – Ciepłe ramiona owinęły się wokół jego szyi. – Bezczelny głupiec.
               – Wyglądam...
               – Wyglądasz, jak Naruto – spokojny głos Tsunade wdarł się do jego ucha. Uspokajał. Z każdą sylabą, wypowiedzianą przez Hokage, Uzumakiego opuszczało napięcie. – Sponiewierany po walce, mocno uszkodzony Naruto.
               – Jestem potworem – powiedział ponownie. Jednak głosem wypranym z wszelkich emocji.
              
               Ze szpitala został wypisany w ciągu kolejnych kilkunastu minut. Na własne żądanie.
               Część torsu, wraz z lewą ręką została ciasno obwinięta bandażem. Za to opaska ze znakiem liścia, którą dotychczas z dumą umieszczał na swoim czole, została przewiązana tak, że przysłaniała jedno z jego oczu.
               Niemalże, jak Kakashi, pomyślał, nieco złośliwie, spoglądając w swoje lustrzane odbicie. Poprawiając materiał ochraniacza, ułożył go tak, że przysłaniał niemalże pół twarzy. W tym, lekko poszerzone lisie blizny. Chętnie również skorzystałby z czegoś, co wyglądem przypominałoby hatakową maskę.  Jednak...
               Westchnął.
               Blond kosmyki zniknęły pod czarnym kapturem.
               Musiał... Pomyśleć. 

               Z początku to było nawet zabawne.
               Obserwowanie Sasuke, kiedy miota się po wiosce, poszukując Uzumakiego naprawdę mogło dostarczyć sporej rozrywki. A przynajmniej tak, w przypływie nieco wisielczego humoru, myślał sam poszukiwany, który z pewnością odnalezionym zostać nie chciał.
               Aczkolwiek, wiedział, że tego nie uniknie. W końcu Sasuke był dobrym shinobi. Można by nawet rzec: znakomitym. Więc to tylko kwestia czasu, kiedy w końcu Uchiha wścieknie się na tyle, że przestanie przebierać w środkach, aby go dopaść. Co nie przeszkadzało Naruto w nieułatwianiu, a wręcz przeszkadzaniu w poszukiwaniach Sasuke.
               Jednak jego dobra zabawa skończyła się tuż przy polach treningowych, gdzie to czaił się na skraju lasu, czujnie obserwując poczynania Uchihy. Tam to właśnie wypatrzyło go spojrzenie szkarłatnych oczu.
               – Wyleziesz, czy mam cię sam wytargać? – Dobiegło do uszu Naruto ciche, wciekłe warknięcie. Najwyraźniej podchody po wiosce mu się nie spodobały.
               – Nie – odpowiedział, o dziwo spokojnie.
               – Co: nie? Słuchaj...
               – Nie, nie wylezę. I nie, nie masz mnie wytargiwać – kontynuował tym samym tonem. – Możemy porozmawiać, a i owszem, należy ci się. Ale nie chciałbym, abyś mnie oglądał.
               Kiedy skrywał się w cieniu, Uzumaki faktycznie czuł pewien komfort psychiczny, związany z tym, że nikt nie widzi tego, jak teraz wyglądał. Nawet jeżeli najbardziej przerażające go fakty były zamaskowane bandażami, to i tak wolał, aby nikt go nie oglądał. A zwłaszcza Sasuke.
               Uchiha zamilkł, mierząc majaczącą w ciemności sylwetkę Naruto złowieszczym spojrzeniem, wciąż mając aktywowanego sharingana.
               Tak więc, Naruto spodziewał się wrzasków. Spodziewał się awantury. Nawet się spodziewał tego, że Sasuke się fochnie, warknie coś bardzo obraźliwego w odzewie i sobie pójdzie. Spodziewał się naprawdę wszystkiego.
               Tylko nie tego, że mężczyzna jęknie, najwyraźniej sfrustrowany i powie coś w stylu:
               – Co ci znowu durnego wpadło do tego pustego łba?
               – Ekhm? Co? – zapytał, nieco skołowany Uzumaki.
               – Pstro – syknął. I w kolejnej chwili znajdował się tuż przy swoim kochanku, przytrzymując go za nadgarstki, najwyraźniej obawiając się, że bez takich zabezpieczeń Naruto mu zwieje. Co było manewrem, tak nawiasem mówiąc, który mężczyzna dosyć często stosował, jeżeli chodziło o konfrontacje z Sasuke. – To ja się pytam: co? Powinieneś wypoczywać, a nie bawisz się w ganianego zaraz po wyjściu ze szpitala! Dlaczego żeś nie dał znać, że się wypisałeś? W ogóle, dlaczego się wypisałeś? Tsunade o tym wie? Nic ci nie jest? Zrobiłeś wszystkie badania? Powinni cię nafaszerować jakimiś prochami, abyś się przez tydzień ruszać nie mógł, to przynajmniej miałbym pewność, że wszystko w porządku.
               – Dobrze się czujesz? – zapytał podejrzliwie Naruto, korzystając z chwili, kiedy Uchiha zrobił sobie przerwę na zaczerpnięcie oddechu.
               – To ja powinienem się o to pytać – padła odpowiedź, w której pobrzmiewały nutki złości.
               – Masz słowotok – rzucił nieco zdziwiony blondyn.
               – Idiota. – W kolejnym momencie Uzumaki został niemalże zgnieciony w zaborczym uścisku. Po sekundzie lekkiego zawahania splótł ręce na plecach Sasuke i wcisnął nos w zgłębienie jego szyi. Westchnął, rozluźniając się nieco. – Kretyn – Uchiha kontynuował tymczasem wyzwiska. – Nieodpowiedzialny debil.
               Trwali w uścisku długie minuty i pewnie by tak jeszcze stali jakiś czas, gdyby nie to, że Naruto był dręczony przez kilka istotnych dla niego kwestii. Tak więc, blondyn w końcu odsunął się nieznacznie od kochanka, spoglądając mu prosto w oczy zapytał:
               – Dlaczego tu jesteś?
               – Ty naprawdę jesteś idiotą? To chyba jasne, że...
               Naruto pokręcił głową, wbijając oczy w ziemię.
               – Widziałeś mnie w szpitalu.
               – Dosyć często cię tam widuję. Przez twoją głupotę, tak nawiasem mówiąc.
               – Wiesz o co mi chodzi! – Naruto podniósł głos. – Ja... Widziałeś jak wyglądam! Wiesz, co się dzieje  pod tymi cholernymi bandażami! Ja jestem...
               – Idiotą.
               – Potworem, ślepy debilu! Widziałeś, co mi się stało! Widziałeś, że ostatnie pieczęci się poluzował i...
               – I jakoś to nie wpłynęło na twoją wątpliwą inteligencję. Wciąż jesteś głupkiem.
               – Czy ty nic nie rozumiesz?! – wrzasnął, całkowicie tracąc wcześniejszy spokój. – To patrz!
               Szarpnięciem zerwał bandaż z dłoni i kolejnym wściekłym ruchem zerwał ochraniacz zasłaniający jego twarz. Z zaciętym wyrazem twarzy wbił spojrzenie w oczy Sasuke.
               Jego ręka... Wyglądała jakby obdarto ją ze skóry, spod której nie wystawały poszarpane mięśnie, a złowrogo mieniąca się czerwono-czarna chakra. Blizny na jego prawym policzku, które dotychczas były zasłonięte materiałem opaski, były poszerzone, a oko... Błękitne dotychczas źrenice zostały zastąpione szkarłatem, a zamiast białko pokryte było czernią. Zdawał sobie sprawę z tego, że wygląda odrażająco. Jak jakaś dziwaczna mieszkanka demona i człowieka. Był potworem.
               Ale na twarzy Sasuke nie zobaczył odrazy. Widział wyłącznie czystą maskę obojętności, z jaką mężczyzna obserwował widok przed sobą.
               – No i? – zapytał bez cienia emocji.
               – Ty naprawdę jesteś ślepy?
               – Ty naprawdę jesteś głupi?
               – Przestań mnie obrażać! – warknął wyraźnie roztrzęsiony Naruto. Chciał już to mieć za sobą. Żeby Sasuke już sobie poszedł, a on mógł zwinąć się gdzieś w ciemnym koncie i nie oglądać nikogo. Czy też, nie zmuszać innych, aby go widzieli w takim stanie.
               – To przestań robić z siebie głąba.
               – Ja...
               – Słuchaj – przerwał mu stanowczo Uchiha, a Naruto, o dziwo, posłusznie zamilkł. – Nie będę tego powtarzał, więc się raczej postaraj skupić, okej? – Nie czekając na żadne potwierdzenie kontynuował. – Tsunade wyjaśniła, że poprzez operacje Nanabi została zachwiana równowaga twojej chakry. Tak więc, moc Kyuubiego nieco wyszła spod kontroli, dlatego też wyglądasz teraz, jak wyglądasz. Cóż, pewnym jest, że nie będzie można tego tak łatwo naprawić, ale...
               – Naprawić? – w głosie Uzumakiego pojawił się cień nadziei. – Da się coś z tym zrobić? Cokolwiek?
               – Cicho – fuknął Sasuke. – Może. Może i nie. Co za różnica?
               – Jestem...
               – Nie. Nie jesteś – wtrącił Uchiha, przewidując co jego towarzysz chciał powiedzieć. – Orochimaru był potworem. Setki popierdolonych Shinobi, których spotykaliśmy, byli potworami. Potworem był Kakuzu, Deidara, mogę ci wymieniać długi czas, ale to teraz nieistotne. TY tymczasem POTWOREM nie jesteś.
               – ALE JAK POTWÓR WYGLĄDAM! – wrzasnął histerycznie Uzumaki. Rzucił Sasuke kolejne wściekłe spojrzenie, a następnie obrócił się na pięcie. Zacisnął oczy i przycisnął do nich zdrową dłoń. Nie uciekał, to i tak już nie miało większego sensu. Jakoś nie miał ochoty rozpoczynać tej rozmowy jeszcze raz w innym terminie.
               Siłą woli starał się powstrzymać napływające do oczu łzy złości.
               Nawet nie zauważył, kiedy ręka Sasuke oplotła go w pasie, przyciągając do torsu mężczyzny. Broda Uchihy oparła się o jego ramię. Ciemne włosy przyjemnie łaskotały go po szyi.
               – Idź sobie – zaprotestował słabo. Nie miał siły na dalsze sprzeczki. Dlaczego Sasuke nie rozumiał...
               – Gdybym – zaczął mężczyzna, ignorując wcześniejsze słowa Uzumakiego. – stracił rękę w walce, rzuciłbyś mnie?
               – Ochujałeś? – zapytał zmęczonym głosem Naruto.
               – A jakbym stracił wzrok? Słuch?
               – Nie, przecież...
               – Gdybym stracił chakre?
               – Przestań! Ja...
               – A gdyby przeklęta pieczęć Orochimaru nie zeszła i przemieniłbym się częściowo w maszkarę, w którą mnie zmieniała?
               – Przestań! Przecież wiesz, że nie! – warknął Uzumaki. Pod wpływem słów Sasuke emocje znowu zaczęły się w nim podnosić. – Kocham cię, nie ważne, co by się działo! Nie ważne jakbyś wyglądał, czy... – zamilkł nagle.
               – No właśnie – mężczyzna oderwał się od niego i obrócił go ku sobie. Na jego obliczu zagościł delikatny uśmiech. – No właśnie – powtórzył. Chwycił twarz Naruto w dłonie i przyciągnął do pocałunku. Delikatnego i pełnego czułości. Uzumaki miał wrażenie, że tym gestem Sasuke próbuje mu przekazać całe oferowane przez siebie wsparcie. – Wyobraź sobie – zaczął, po chwili, gdy się od siebie oderwali. – Że to działa w obie strony.
               Uzumaki patrzył na kochanka, jakby go właściwie widział przerywszy raz w życiu.
               – Myślałem... – zaczął niepewnie, ale Sasuke mu przerwał kolejnym, krótkim pocałunkiem.
               – Więc przestań – odpowiedział z lekkim rozbawieniem mężczyzna.
               – Nie, słuchaj – Naruto jednak czuł, że musiał coś jeszcze wyjaśnić. – Sasuke, jesteś... No kurde! Wiesz, jak wyglądasz! Leci na ciebie każda dziewczyna w wiosce, a i kilka facetów z pewnością też by się za tobą obejrzało. Możesz mieć każdego! Więc, ja, z takim wyglądem...
               – Hm... Każdego? – Uchiha przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby poważnie zastanawiał się nad wyborem. – Każdego mówisz? No, to chyba nawet mam kandydata, który mi odpowiada.
               – Hę?
               – Ciebie, młocie.
               – Co? Och...
               Kolejny pocałunek był już bardziej stanowczy, wręcz nachalny. Pokazywał dominację Sasuke i sprawił, że Naruto zmiękły kolana.
               Złapał gwałtowniejszy oddech, kiedy Uchiha się od niego oderwał. Nieco zamglonym wzrokiem wpatrywał się w tą bezczelnie uśmiechniętą twarz.
               – Pamiętasz, co ci powiedziałem, kiedy żeś w końcu przyjął do wiadomości, że jesteśmy razem? – zapytał ni z tego, ni z owego Sasuke. Naruto zmarszczył brwi w zamyśleniu, jednak kochanek wybawił go od odpowiedzi. – Powiedziałem, że przypieczętowałeś swój nędzny los i skazałeś się na moje wieczne towarzystwo.
               Och, pamiętał to. To było... Po libacji u Tsunade, po wpadnięciu w stanie wskazującym na Sasuke, po tym, jak odbyli cholernie długą rozmowę, po... Obudzeniu się w jednym łóżku z ukochanym, tuż przy jego boku.
               Uśmiechnął się delikatnie. Uniósł ręce i wplótł je w ciemne kosmyki Sasuke i przyciągnął jego twarz ku sobie.
               – Mam przerypane, nie? – zapytał przekornie. A ich usta złączyły się w kolejnym, już nie tak grzecznym pocałunku.
               
THE END 

Tak! W końcu, po ponad półtorarocznym smęceniu doczekaliśmy się końca opowiadania ^ ^ Pisanie szło różnie, to gładko, to opornie, to znowu tylko podpełzywało, ale muszę powiedzieć, że osobiście odczuwam pewną dumę, że nie rzuciłam go w cholerę i udało mi się je skońćzyć : ) .
Bardzo chciałam podziękować wszystkim, którzy przetrwali moją radosną twórczość. W szczególności dziękuję bardzo za wszystkie komentarze, które zgromadziły się pod notkami ( wielbię je i czytuję czasami na poprawę humoru : ) To właściwie tyle, co mi przychodzi do głowy w tej chwili. Dziękuję jeszcze raz : D
Ach, no tak: WESOŁYCH ŚWIĄT i (bardzo) PIJANEGO SYLWESTRA! :D