sobota, 25 lutego 2012

Rozdział II.XII

No... to ten... Zapraszam na kolejną część ^ ^.

*** *** *** *** *** *** ***

Naruto pisnął cienko, gdy usta Sasuke znalazły się zbyt blisko jego własnych.
Zdążył zasłonić je dłonią. W czego efekcie wargi Uchihy wylądowały na jej zewnętrznej części.
- Czy do ciebie nie dociera, jak ktoś mówi „nie”, tudzież, że masz się po prostu odwalić? – zapytał słabo, próbując chociaż delikatnie zwiększyć odległość między nimi.
Nie udało mu się.
Dłoń Saskuke zacisnęła się na jego nadgarstku, a już w następnej chwili oboje siedzieli na łóżku. Właściwie… Uchiha siedział, a Naruto w dziwacznej pozycji rozpłaszczał się na kołdrze i średnio miał jakiekolwiek pole do manewru. Czarnowłosy już po chwili wisiał nad nim blokując jego nogi i ramiona.
- Nie.
- Hę? – zająknął się blondyn, z rosnącą paniką. Cholera, był na przegranej pozycji. I to wcale nie dlatego, że chęć do walki nikła systematycznie, zwłaszcza, gdy czarne ślepia spoglądały na niego tak… Znacząco.
- Nie dociera do mnie, jak mówisz „nie”. Nie dociera do mnie, jak mówisz, żebym się odwalił. Przy tobie ogólnie mało do mnie dociera.
- To może… lepiej – sapnął, gdy Uchiha ugryzł go lekko w ucho. – Pójdę. – A potem go pocałował w to samo miejsce. – Sobie.
- Hm. – Usta Sasuke zjechały niżej, zaraz przy linii szczęki. – Chyba sam nie masz na to ochoty.
Blondyn chciał zaprzeczyć. Chciał właściwie zrobić cokolwiek, co by sprawiło, że Uchiha przestałby robić tak cholernie przyjemne rzeczy i … I nawet miał ku temu okazje.
Jednak, kiedy to Sasuke uwolnił jego nadgarstki, zamiast odepchnąć go i spróbować zwiać, Naruto chwycił go za przydługie pasemka włosów i przyciągnął jego twarz do pocałunku. Ignorując błysk tryumfu w ciemnych oczach.
A potem…
Potem obaj zatracili się w pożądaniu.

Nie do końca rozbudzony Naruto poczuł, jak ktoś go przyciąga i całuje lekko w czoło. Mruknął coś nielogicznego pod nosem i zmarszczył nos, gdy ciepłe usta kochana zjechały na jego powiekę. I policzek. Aż w końcu dotarły do ust.
Uzumaki westchnął z rozkoszą, po czym otworzył oczy. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Właściwie... To jeżeli tak miało się kończyć ich każde rozstanie... To on nie miał nic przeciwko.
- Nie jestem ze szkła – odezwał się niespodziewanie Sasuke, odsuwając się nieznacznie.
- Wiem. – Naruto zmarszczył brwi. Nie za bardzo wiedział, do czego zmierzał czarnowłosy. Może to dlatego, że po ostatniej nocy jego mózg nie miał najmniejszej ochoty zabrać się za sprawne działanie.
- Więc powinieneś też wiedzieć, że lekkie poparzenie i kilka zadrapań nie zrobi na mnie wrażenia.
Blondyn otworzył usta, tylko po to, aby po chwili je zamknąć. Kręcąc głową podniósł się do pozycji siedzącej, spuszczając nogi z łóżka. Schował twarz w dłoniach.
Sasuke również się podniósł, tylko po to, aby przyciągnąć do siebie niebieskookiego. W efekcie Naruto niemalże leżał plecami na kolanach Uchihy, wciąż zasłaniając się rękoma.
- Zabiłbym cię – powiedział zduszonym głosem.
- Nie.
- Ale…
- Słuchaj. – Sasuke odciągnął jego ręce. Uzumaki błyskawicznie zamknął oczy. – Po pierwsze, nawet jeśli, to nie byłbyś ty, nie prawdziwy ty, tylko ta najbardziej pokręcona część Kyuubi’ego, której sam demon nie potrafi kontrolować. A po drugie, ufam ci Naruto, powstrzymałeś to. I jeżeli w przyszłości wyniknie podobna sytuacja, to ponownie uda ci się to powstrzymać.
- Ja… - Naruto otworzył gwałtownie oczy. Zamarł.
A to przez to, że czarne oczy wpatrywały się w nie niego z dozą uczucia, jakiej jeszcze nigdy w życiu nie doświadczył. Miał to wszystko stracić?
Nie, stanowczo nie.
Westchnął. Przeciągle. Z rozmarzeniem.
Przegrał. Jeżeli chodziło o trzymanie się z daleka od Sasuke… To przegrał z kretesem. Ale jakoś nieszczególnie mu to przeszkadzało.
- Będę wdzięczny więc, jak już przestaniesz zachowywać się jak kretyn i nigdy więcej, nie wpadniesz na durny pomysł, że najlepszą formą ochrony bliskich dla ciebie osób jest trzymanie ich z daleka od siebie.
- Ale ty robiłeś to samo! – sapnął Naruto. – Trzeba było mi powiedzieć o Itachim! A nie lecieć samemu go ratować! To było głupie.
- Nie zaprzeczę. Jednak to ty masz w sobie Kyuubi’ego. A to właśnie jego Madara pragnie ponad wszystko. Tsunade by mnie zabiła, gdybym cię w to wciągnął.
- Sam chciałem cię zabić…
- Jakoś nieszczególnie krwiożerczo teraz wyglądasz.
- Och, spadaj.
- Wiesz…
Ktoś zapukał do drzwi.
Zapadła cisza.
Ktoś zapukał ponownie.
- Mam ochotę to zignorować – mruknął Sasuke, gładząc blond kosmyki.
Naruto zachichotał.
Po czym zwlekł się z Uchihy i gestem ręki pogonił go do drzwi.
- Idź, idź. – Ziewnął w poduszki. – A ja sobie jeszcze poleżę…
I Sasuke wyszedł. A Naruto przeciągnął się z lubością i…
„Młody?”
„Nieee, błagam, nie psuj mi takiego pięknego poranka…”
„Bądź poważny.”
Oho, lis nie miał nastroju do żartów. To nie był dobry znak.
„Co jest?”
„Madara.”
- Naruto… - Sasuke stanął w drzwiach. Na jego twarzy gościł zacięty wyraz, który nie zapowiadał nic dobrego. Wolno wypuścił wstrzymywane w pucach powietrze.
- Wiem. – Uzumaki zerwał się z posłania. Po niedługiej chwili oboje zmierzali do siedziby Hokage.

- Ruszajcie. – Tsunade z ciężkim westchnieniem skierowała wzrok na panoramę Konohy.
Młodszy oddział został wysłany aby wspomóc ochronę na murach. Brama była obstawiona przez zespół ANBU. Pozostało… Czekać.
Madara krążył wokół wsi. To było pewne. Czaił się, czekając na najlepszej okazji do ataku. A ona, jako przywódczyni, nie miała zamiaru mu takiej okazji dać. I… Chciała zrobić coś, na co jeszcze niedawno by się nie zdecydowała.
- Sakura, masz zadanie specjalne – zwróciła się do byłej uczennicy. – Pilnuj ich i chociażby…
- To na pewno mądre wystawiać ich…
- Widzisz inne rozwiązanie?
Drzwi otworzyły się z hukiem.
- Jeżeli myślisz, że będę ukrywał się w wiosce i nie wyściubiał nosa po za mury, to się grubo mylisz! – wrzasnął od progu Naruto, wręcz ciągnąc za sobą Sasuke. – Mam ochotę skopać Madarowe dupsko i nie myśl, że mnie powstrzymasz!
- Sama widzisz. – Blondynka spojrzała na Haruno z wyraźnym tryumfem w oczach.
- Eee? – Uzumaki nieco zbaraniał. – Ale że o co chodzi?
- Lecisz na główną linie obrony. Lecicie – powiedziała, wbijając w nich ostre spojrzenie. – Jesteście zespołem, macie sobie pomagać i przede wszystkim, nie możecie dać się złapać. Madara ma chrapkę na was obu. Sasuke ze względu na oczy, a ciebie Naruto, przez Kyuubi’ego. Nie ma sensu was jednak trzymać z dala od tego wszystkiego i tak byście się jakimś cudem trafili w miejsce głównej walki.
- Już nie rób ze mnie takiego nieposłusznego bachora – mruknął blondyn, wbijając nieco skruszone spojrzenie w podłogę.
- Sam siebie pogrążasz – stwierdził Sasuke.
- Ej!
- Zamknąć się – warknęła Tsunade. – Nie ma czasu na głupoty, a wy…
- No dobra, dobra. – Naruto założył dłonie na ramiona. – To co my właściwie mamy zrobić?
Tsunade wykrzywiła usta. Sama nie wierzyła w to, co mówi.
- Macie powstrzymać Madare.

- No to raz w życiu dała nam porządne zadanie, nie?! – wrzasnął Naruto, przy skoku na sąsiadujący dach. Zmierzali ku bramie. We trójkę. On, Sasuke i Sakura. Drużyna siódma niemalże w komplecie.
- Czego się szczerzysz kretynie! – Sakura wylądowała tuż za nim. Chwyciła go za mundur, obróciła ku sobie i przystawiła pięść do jego twarzy. – Myślisz, że to jakieś cholerne żarty?! Naruto…
- Sakurcia, nie panikuj. – Położył jej dłonie na ramionach. – Jesteśmy tu razem. Sakura. Wiesz, że razem damy rade każdemu przeciwnikowi.
- No, no, cóż moje piękne oczęta widzą? Czyżby to moja zacna drużyna w komplecie?
- Oh, nie… - Naruto jęknął na widok Kakashi’ego. – A ty żeś czego się przypałętał?
- No przecież ktoś musi was przypilnować, nie?
- Ta – burknęła Sakura. – A ty się do tego idealnie nadajesz.
- Czyż nie?
Naruto z uśmiechem przysunął się do Sasuke. Wciąż patrząc na syczącą Haruno i niezwykle rozradowanego Hakate, złapał go za rękę.
- Wiesz? – szepnął mu do ucha.
- Hm?
- Zaczyna podobać mi się ta misja. – Zachichotał i cmoknął czarnowłosego w policzek.
- Idiota.

- Dobra, młodzieży… Z raportu wynika, że wrogie oddziały zbliżają się po linii prostej to bramy Konohy. Nie kryją się za mocno, według mnie to niepotrzebna demonstracja siły, przecież dobrze zdajemy sobie sprawę z tego, jak potężną armią dysponuje Madara. – Kakashi rozwinął mapę. Palcem przeciągnął po jednym z szlaków. – Przybędą tędy. To pewne.
Znajdowali się tuż za bramą wioski. Czyli stanowili pierwszą linię obrony.
- A Madara? – zapytał Sasuke, pochylając się nad wskazaną drogą.
- No właśnie…
- Nie wiadomo? – Naruto wyglądał na niepocieszonego. – Ej, ja chcę dorwać tego cholernego bubka!
- I będziesz miał okazje. – Siwowłosy z zamyśleniem spojrzał na twarze byłych uczniów.
- Hę?
- Przybędzie tu – mruknął Sasuke. – Po ciebie. A właściwie to po nas.
- Ale dopóki I…
„Czy ty nie umiesz trzymać języka za zębami?”
Uchiha rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie.
Zamrugał zdezorientowany.
„Ale, że co?”
„Itachi. To tak jakby zakazany temat, nie? Go nie ma. Przynajmniej w mniemaniu wszystkich mieszkańców, po za kilkoma wyjątkami.”
„Oh.”
„Aczkolwiek, ja sądzę, że Madara zmierza tu tylko po ciebie. W końcu, gdyby pozyskał moją moc, to zbędne by były mu te czerwone patrzały.”
- To ten… - Naruto wolał nie przedstawiać innym poglądu lisa. – To czekamy?
- Nie bezczynnie. Postarajmy się spowolnić pierwszy cios wroga. Nie możemy dopuścić, aby przedarli się prze mury. – Kakashi zerknął znacząco na Naruto. – To chyba będzie odpowiednie zadanie dla ciebie, a żeby się nie nudził za bardzo do momentu przybycia Madary.

- Klon, klon. Kolejny klon. Hm… Ciekawe. – Sasuke skierował wzrok na inny oddział wrogich shinobi. Sharingan zalśnił szkarłatem, a trzy czarne łezki zawirowały finezyjnie, kiedy zmarszczył brwi w zamyśleniu. – To samo.
Ukrywali się. W krzakach. Mało dogodna pozycja, ale stanowiła idealny punk obserwacyjny.
- Ała, ała Sakura. Zgniatasz mi…
- Jeżeli dokończysz to zdanie, to zginiesz. – Różowowłosa przeczołgała się bliżej Sasuke, starając się ignorować marudzenie Naruto. Kakashi czaił się kilka metrów przed nimi, wyszukując Madary. – O co chodzi?
- Oni… Znaczy większość, ma strukturę klona. Patrz, mają różne cechy wyglądu zewnętrznego, ale chakra jest ta sama. Ten sam poziom i stan. To musi być jakaś zmodyfikowana technika podziału energii. Przydałby się byakugan.
- Dupa, ja bym tam…
- Ty nie używasz mózgu – warknął Sasuke, kierując na niego wściekłe spojrzenie. Oj, nie był w nastroju do żartów.
Naruto nadymał policzki.
- Myślicie, że są świadomi? – Sakura w zamyśleniu przyglądała się grupce shinobi, która nieznacznie odłączyła się od reszty.
- Hę?
- No oni. Że większość ich towarzyszy to klony.
- Nie sądzę – odpowiedział Uchiha, przyłączając się do obserwacji. – W większej grupie czują się pewniej. Nie wiedzą, że idą na rzeź. Madara wysłał ich na wybicie. Oni mają tylko odwrócić naszą uwagę od niego.
- Potwór – warknęła pod nosem kunoichi.
- No tak. – Kakashi zmaterializował się tuż przy niej. – Po trupach do celu. Nic nie stanie mu na drodze. Naruto...
- Ta?
- Wiesz co robić.
- No jasne. – Aż klasnął w dłonie. Sasuke rzucił mu… Spojrzenie. A blondyn nie wiedział jak powinien je zinterpretować.
Coś mu wpadło do głowy.
Uśmiechnął się promiennie.
- Sasuuu – zaświergolił przymilnie. – A nie chciałbyś mi pomóc?
„Kyu?”
„Hm?”
„Myślisz, że się uda zastosować…”
„O tym trzeba się przekonać.”

Naruto wolno wypuścił powietrze.
Przyjrzał się uważnie kunaiowi, który trzymał w dłoni. Miał on dwa dodatkowe kolce i specjalną notkę z formułą techniki. Wręczył go Sasuke.
- Przeniesiesz na niego odrobinę swojej chakry. Tylko po to, aby technika podziałała również na ciebie. Jak dobrze wszystko pójdzie, to jutsu pociągnie energie tylko z moich zasobów.
- Co ty właściwie kombinujesz?
Blondyn uśmiechnął się promiennie.
- Zobaczysz. Kunai gotowy?
- Gotowy.
- No to na trzy rzucamy!
Wrogie oddziały pojawiły się w zasięgu ich wzroku.
- Raz…
Oczy zalśniły mu, kiedy poczuł dreszcz emocji. Jak zawsze przed rozpoczynającą się bitwą.
- Dwa…
Sasuke chwycił go za dłoń, splatając razem ich palce.
- TRZY!
Nagle czas… Zatrzymał się.

wtorek, 21 lutego 2012

Rozdział II.XI

*Bunkru, bunkru. Tajniacko przemyka się przez internetowy bezskres*

Hm... Skaszaniłam, jeżeli chodzi o odstęp między tą notką, a poprzednią. Skaszaniłam jeżeli chodzi o długość i treść tego, co aktualnie umieszczam. I w ogóle...

Ale to wszystko przez sesje, dziwne wyjazdy, jeszcze dziwniejsze plakaty do wykonania, kolejne szykujące się szkolenia i choróbsko, które się przypałętało! No...

A w ogóle to odkryłam, że mogę prowadzić zajebiaszcze czaty w komentarzach jak na łonecie, więc bądźcie czujni bo przerzucam się na odpowiadanie właśnie w tej zajebiaszczej opcji xD

Mizuri: Trochę dziwnie się czuję, czytając życzenia sylwestrowe xD Kuźwa coraz bardziej widzę, jak czasowo skaszaniłam xD
Dziękuję bardzo za miłe słowa i ciesze się, że Ci się u mnie spodobało.

Mechalice: Tak sobie myślę, że to dobrze, że czujesz do mnie lof. W końcu dzieci powinny lofciać swoich rodziców xD.
W każdym razie, sesja zUa już powoli dobiega końca, jeszcze tylko kilka wpisów dorwać, jedną popraweczkę odwalić i będę mogła... Cieszyć się nowym semestrem... Który jest do bani... Ja pierdziele, nienawidzę swojego kierunku xD xD xD. Eeeej, chyba też powrócę do tej zasady xD Nie ważne, czy siedzę, czy nie siedzę nad projektami i tak zgarniam te same stopnie, ale wiocha xD. I to ściema, że architektura jest kierowana pod ochronę środowiska! Żaden kierunek, który zużywa aż tyle papieru nie ma prawa być posądzany o ochronę środowiska! xD

Ethariel: O dziękuję bardzo ;) Niestety nie biorę udziału w takich rzeczach, ale dziękuję, że o mnie pomyślałaś ^ ^.

Basia: Chyba jesteś pierwszą osobą, która napisała mi, że woli drugie opowiadanie ;). Dziękuję za komentarz i ciesze się, że spodobała Ci się moja radosna twórczość.

Maxiii: No juuuż, nooo xD

Bez dalszego marudzenia, zapraszam na rozdział XI! :D


*** *** *** *** *** *** ***

- Risu! Śniadanie!
Naruto chwycił patelnie, zgrabnym ruchem podrzucając jej zawartość, ażeby nie przywarła do powierzchni, a następnie odłożył ją na zgaszony palnik. Drugą ręką pokroił pomidora na kilka równych części, doprawił go i ułożył na talerzu, na którym następnie wylądowała wcześniej przygotowana jajecznica.
- RISU! – wrzasnął ponownie. Chwycił czajnik z zagotowaną wodą i zalał herbatę. Zerknął w stronę drzwi.
To było nawet fascynujące, z dnia na dzień dowiadywać się, że dzieciak Gobi jest większym leniuchem niż on sam. Ta, fascynujące… Do czasu.
- Przysięgam – warknął pod nosem, ruszając w kierunku sypialni. – Że własnych dzieci nie zdołałbym wychować na aż takich nicponi. RISU!
Usłyszał urwany, dziecięcy śmiech. I coś w stylu „cii!”
Zatrzymał się gwałtownie. Przymknął oczy, próbując się uspokoić. Obrócił się gwałtownie na pięcie i wrócił do kuchni. Mamrocząc nieprzyjemne rzeczy wyciągnął jeszcze jeden talerz i kubek na herbatę. Nałożył kolejny przydział posiłku, wstawił wodę na następną porcje naparu.
Wciąż psiocząc na swój żałosny los, ponownie ruszył ku sypialni. Bez większych ceregieli odciągnął zasłony i nie zdziwił się, że młodej nie ma już w łóżku. Z rosnącym uczuciem irytacji stanął przed szafą, otworzył ją i oznajmił:
- Śniadanie gotowe.
Dwie czarnowłose postacie spojrzały na niego jak na debila.
„Świetnie…”

Kilka sekund później Naruto siedział przy stole, zawzięcie wbijając wzrok we własną herbatę. Na krześle obok siedziała Risu, która z wyraźną radością rozciapywała podane jedzenie po całym blacie. A naprzeciwko…
Uzumaki połamał trzymaną w ręku łyżkę.
- To już będzie trzecia w tym tygodniu – oznajmił beznamiętny głos.
Blondyn wbił wściekły wzrok czarne oczyska.
- Itachi – warknął, przymykając oczy. – Możesz wynieść się z mojego mieszkania?
- Nie.
- Dlaczego?
Uchiha wzruszył ramionami.
Naruto wrzasnął. Przeciągle.
- Słuchaj – zaczął, siląc się na spokojny ton. – Nie chcę mieć nic wspólnego z tobą, ani tym bardziej z twoim bratem. Nie wiem skąd żeś wytrzasnął mój nowy adres i właściwie niewiele mnie to obchodzi. Ba, nawet nie chcę wiedzieć, jak złamałeś moje zabezpieczenia, wystarczy tylko…
- Dlaczego?
- Bo mnie to nie interesuje? – warknął, mrużąc wściekle oczy. Naprawdę nie miał ochoty…
- Dlaczego zostawiłeś Sasuke?
- A wal się. Akurat tobie nie mam się zamiaru tłumaczyć.
- A komuś masz zamiar?
Naruto zamilkł, zaskoczony pytaniem.
- Może Sasuke? – zasugerował czarnowłosy.
- AGHR…
Minął już tydzień.
Cholernie zwariowany tydzień, którego właściwie miał już dosyć.
Naruto wbił wzrok w sufit.
A ów cholerny tydzień zaczął się od raportu Sasuke.

Blondwłosa postać stała naprzeciw dwójki czarnowłosych shinobi.
Ręka Madary zadrżała. Nie wiadomo, czy ze strachu, czy z podniecenia.
- Kyuubi? – zapytał pełnym uciechy głosem.
- Chciałbyś. – Postać zaśmiała się złowieszczo i już w kolejnej chwili znalazła się przy najstarszym z Uchitów. Jednak zanim zdołała zadać cios, Madara zniknął, odpychając od siebie Sasuke i pojawił się kilka metrów przed nią.
- Uciekasz, myszko? – zapytał Naruto. Nie… To nie był Naruto. To było jego ciało owładnięte mroczną chakrą. To było jego ciało, na które Uzumaki nie miał żadnego wpływu, nie był świadomy jego ruchów. To było… Właściwe nie dało się określić słowami .
Czerwona chakra wolnymi pląsami smagała skórę blondyna. Wchłaniała się w nią, przejmując nad chłopakiem kontrolę.


- Madara uciekł, a Uzumaki zaczął zachowywać się jak kretyn.
Naruto uniósł półprzytomny wzrok na ludzi znajdujących się w gabinecie. Każdy się na niego gapił, a on nie za bardzo wiedział, o co mogło chodzić. Cóż… Miał drobne problemy z koncentracją.
- Co? – zapytał głupkowato, rozglądając się po twarzach, w poszukiwaniu jakiejś wskazówki mówiącej, czemu właśnie się stał głównym obiektem obserwacji zebranych. – Em… - zająknął się. Chwycił kręcącą się przy nim dziewczynkę. – To co? Możemy już iść ta?
- Dlaczego przede mną uciekasz? – syknął Sasuke, który nagle znalazł się niebezpiecznie blisko blondyna.
- A dlaczego miałbym uciekać? – burknął, uparcie wlepiając wzrok w podłogę. – Masz chyba o sobie za wysokie mniemanie.
- Tak? Więc czemu…
- Dajże mi spokój.
- To nie zachowuj się jak idiota!
- Odwal się, będę robił co mi się podoba!
- Więc nie zaprzeczysz, że zachowujesz się idiotycznie?!
- A weź spie…
- Zamknijcie się – przerwał im głos Tsunade. – Obaj. Nie mam zamiaru słuchać waszych dziecinnych utarczek. Wypad mi stąd. WSZYSCY!

No…
Naruto przełknął ciężko ślinę i spojrzał ukradkiem na brata Sasuke.
Czarnowłosy przyglądał mu się uważnie. I nie mrugał. Jaki normalny człowiek nie mruga aż tyle czasu?!
„Życie jest do bani.”
Pomyślał smętnie.
Wtedy u Tsunade… Ostatni raz widział Sasuke. I od tamtej pory unikał go ze wszystkich sił. Wyprowadził się od Sakury, wziął wolne i starał się jak najmniej opuszczać mieszkanie. Cóż… Po prostu nie dawał możliwości, aby doszło do przypadkowego spotkania.
Po pewnym czasie, w którym gorączkowo zastanawiał się co zrobić ze swoim życiem, doszedł do wnioski, że najlepszym wyjściem będzie nie narażanie się na towarzystwo młodszego Uchihy, do momentu, aż ten przestanie kipieć ze złości na jego widok, lub do chwili, gdy Naruto zdoła powstrzymać szybsze bicie serca po spojrzeniu w czarne oczęta byłego kochanka.
A przecież ta chwila kiedyś nadejdzie.
Znaczy na pewno.
Chyba…
Naruto stłumił westchnięcie. Wiedział, że to nie był najlepszy plan w jego życiu, ale jak na razie nie wpadł na lepszy. Więc z braku laku postanowił się trzymać tego.
W każdym razie… Od początku tego cholernego tygodnia jego życie wywróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, a miały na to wpływ dwie osoby. Pierwszą z nich był brat Sasuke, który z jakiś dziwacznych względów postanowił torturować go swoją obecnością dzień w dzień, od kiedy wrócił tylko z ostatniej misji. I rzucał co chwilę jakimiś głupimi aluzjami. I w ogóle to nielegalnie włamywał mu się do mieszkania… Drugą zaś… Była córka Gobi, cholerny mały potomek demona, który doprowadzał go powoli do szału i w tym momencie… A no właśnie?
- Risu. – Blondyn uświadomił sobie, że dziewczynka za długo siedziała cicho. Zły znak. – Co robisz?
- Rysuje – odparła niewinnie smarkula.
Uzumaki zmrużył podejrzliwie oczy.
- Aha… A mogę wiedzieć czym?
- Masełkiem.
- Yh… ŻE CO?

- Risu, rajstopy!
- Nieee! – dziecko z przerażającym wrzaskiem pognało przed siebie. Uzumaki warknął mentalnie.
- Chodź tu, natychmiast! Zimno jest na dworze, musisz założyć…
- NIE! NIE LUBIĘ!
- Jeżu drogi – westchnął do siebie. – Skąd to ma tyle siły w płucach?
Itachi wzruszył ramionami.

- Siku…
- Błaaagaaam, nie – jęknął blondyn, zrezygnowany rozpiął kamizelkę Risu. Po raz trzeci. A już byli tak blisko wyjścia z domu.

- Drzwi.
- JUŻ – warknął do czarnowłosego, przetrzepując kieszenie. – Kuźwa, gdzie te cholerne…
Metalowy przedmiot błysnął w dłoni Itachi’ego.
- Dawaj to – warknął, odbierając mu klucze. – I idźmy już w końcu. I tak jesteśmy spóźnieni na wizytę w szpitalu. Tsunade mnie zabije. I pewnie tylko wyłącznie mnie, bo przecież wszystko na tym cholernym świecie jest moją winą…

Klucz ponownie zadzwonił w drzwiach. Naruto wcisnął się do domu, popychając przed sobą Risu.
- I nie przeżyjesz, bez tej cholernej lalki? – warknął blondyn bardziej do siebie, niż do towarzyszącej mu dziewczynki.
- Ciocia Sakura dała mi Amelie.
- Fascynujące.
- Samej byłoby jej smutno.
- Z pewnością.
- Wujku?
- CO?
- Siku…

Naruto z pewną dozą czułości spoglądał na Risu, która aktualnie wtulała się w swoja matkę.
Gobi delikatnie gładziła włosy dziewczynki, szepcąc do niej słowa pocieszenia. A blondynowi z niejasnych przyczyn zrobiło się smutno.
Zagryzł wargę, przyglądając się tej scenie z coraz większym przygnębieniem.
W ciągu tego tygodnia… Przyzwyczaił się do obecności małej rozrabiary. Pomimo wszystkich problemów jakie mu przysporzyła i w ogóle… Teraz, kiedy musiał się z nią rozstać, chociaż jeszcze nie dawno wyczekiwał tego momentu z niecierpliwością, to czuł się… Po prostu źle.
Nie będzie przyjemnie wracać do pustego domu, w którym nie usłyszy dziecięcego śmiechu, ani też głosu Sasu…
Wzdrygnął się, próbując zmienić tor swoich myśli. Wcale mu się nie podobało to, że zaczynał popadać w jakieś dziwaczne humory. I zamierzał jak najszybciej coś z tym zrobić.
Najlepszym wyjściem było udanie się na długą, samotną misję. Jak najdalej od Konohy.
I w ogóle…
To zachciało mu się ryczeć.
A w międzyczasie ktoś bezszelestnie wcisnął się do pomieszczenia i oplótł go ramionami, w które Naruto zgłębił się mimowolnie, pomimo tego, że dobrze wiedział do kogo należą oraz, że to nie jest najlepszy pomysł. Ale chociaż przez chwilę mógł poczuć się tak, jak kiedyś, gdy Sasuke był dla niego tym kimś najważniejszy w życiu. Westchnął mimowolnie, poddając się delikatnemu kołysaniu.
Zimny nos wcisnął się w zgłębienie w jego szyi.
„Koniec z tym.” Pomyślał stanowczo, postanawiając to przerwać, dopóki… Nie doszło do czegoś dziwnego.
- Sasu, ja… - zaczął, próbując oderwać się od Uchihy.
Jednak czarnowłosy mu na to nie pozwolił.
- Ci…
- Sasuke – warknął w końcu, siląc się na złość. – Zostaw mnie.
- Nie.
- Sasuke. Powie…
- Ci…
Naruto umilkł gwałtownie. A mała igiełka radośnie zagłębiła się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą Sasuke gmerał dłonią.
- AŁA! – wrzasnął blondyn, odskakując gwałtownie od czarnowłosego. – ZWARIOWAŁEŚ DEBILU?! PADŁO CI NA ŁEPETYNĘ?! LECZ SIĘ CZŁOWIEKU! CO ŻEŚ MI WSTRZYKNĄŁ?!
- Nei Kakri*. – Sasuke wzruszył ramionami. Właściwie to wyglądałby nawet dość niewinnie, gdyby nie to, że w jednej dłoni swobodnie porzucał zużytą strzykawkę.
- Kakri – powtórzył Uzumaki. Zmarszczył czoło, próbując przypomnieć skąd zna tę nazwę. Skojarzył. Ze szkolenia. – To… Trucizna. Drzewo Kakiri… Jego owoce zmiażdżone dają proszek… Właśnie, proszek, a ty dałeś…
- Rozcieńczyłem. Z sake dla lepszego efektu.
- Ty podstępny, cwany… - Nie dokończył, nie zdążył.
Padł. I pewnie trzasnąłby w podłogę, gdyby nie to, że ręce Sasuke sprawnie złapały go tuż nad podłogą.
- I szybszego – dodał po chwili, jakby Naruto mógł go usłyszeć.
- No, no, no powalasz romantyzmem. – Doszedł do jego uszu głos Gobi. – Aczkolwiek miło, że uciąłeś jego wrzaski.
Uchiha zacisnął usta w grymasie, który z braku laku można było określić uśmiechem.
- Daj mu czadu, wujku! – Zakrzyknęła radośnie Risu, pokazując Sasuke dwa uniesione w górę kciuki.
Ale Naruto już nie mógł tego zobaczyć.

Naruto przeciągnął się z rozkoszą, pozwalając aby następnie jego ręce swobodnie opadły na poduchy.
Już dawno tak dobrze nie spał.
W końcu ostatnio Risu dała mu nieźle w kość, no to teraz mógł przynajmniej…
Wrzasnął przeciągle i wstał gwałtownie. Znaczy… Wstałby, gdyby nie to, że zaplątał się w pościeli, wywinął na łóżku dziwaczny piruet i wyrżnął twarzą w podłogę, zaraz po tym, jak przypadkiem sturlał się z wygodnego materaca.
- Ożesztywdu…
Przerwał, gdy usłyszał parsknięcie. Dwa parsknięcia. Dwóch Uchihów.
Odchrząknął.
Miał przejebane.
- Ekhem… - zaczął, nieco zakłopotany. Nie za bardzo wiedział, co się wokół niego dzieje.
- Twój chłopak – zaczął Itachi, nie zważając na to, że Naruto właściwie to chciał coś powiedzieć. – Jest nieogarnięty.
- Wiem. – Na ustach młodszego z braci gościł łagodny uśmiech. Ciemne oczy wpatrywały się wprost w twarz Naruto. – I chyba za to go kocham.
Serce blondyna zamarło na chwilę.
Otworzył usta.
I zamknął je.
I ponownie otworzył.
- Idę – mruknął Itachi, usuwając się w kierunku drzwi. Najwyraźniej miał dość patrzenia na Uzumakiego udającego rybę wyciągniętą z wody. – A ty – spojrzał na brata z powagą. – Nie schrzań.
Blondyn wygrzebał się z okrycia i z naburmuszoną miną stał teraz naprzeciwko Sasuke.
- Czy ty mnie… - powiedział niebezpiecznie niskim tonem. – Porwałeś?
- Tak – przyznał czarnowłosy bez wahania. W kolejnej sekundzie znajdował się tuż przy nim, sprawiając, że Naruto ponownie stracił na chwilę oddech. – I jestem zawsze gotów zrobić to ponownie, gdybyś czuł się nieprzekonany.