sobota, 15 października 2011

Od Irdine słów kilka :D

Cóż... Zapraszam na nowego bloga http://irdine-opowiadania.blogspot.com/, wszystko wyjaśnione w pierwszym poście ;)

poniedziałek, 10 października 2011

Rozdział II.VII

Suprise?
Niach, niach, niach xD Najwyraźniej studia działają na mnie wenotwórczo xD. Pisanie opowiadania jest chyba dla mnie milszą perspektywą, niż robienie dziwacznych zadań. No i odkryłam w sobie jeszcze większy antytalent do rysowania niż zwykle ^ ^.

Mechalice: Córo ma... Jak ja Ci odwale NejiSasu to Ci się tej pary do końca życia odechce xD. Hm... Chociaż... Jakbym się doczekała pewnej sałatowej kontynuacji, to wizja NejiSasu mogłaby się okazać nieco kusząca xD.
Król Julian jest oposem? xD
A wiesz, po tym rozdziale władowałam się w taki mętlik, że właściwie nie wiem, co chcę z nim zrobić :P Wyjdzie w praniu, jak zwykle zresztą xD
Serio, wychodzi mi to dopychanie do kanonu? Bo tak lawiruje między wszystkim, że sama nie ogarniam. Ha, teraz to dopiero będę musiała akrobacje robić, żeby wyjść jakoś logicznie na finisz xD.

Maxii: O z tymi majtami to faktycznie pominęłam xD Aleee, że opowiadania końca nie widzę, to może się jakoś wywinę jeszcze z tego xD.

Cóóóż, to tyle, jeszcze pet, mocna kawa i można się zabrać za jakiś projekt na jutro, czy coś xD. Dziękuję za komentarze i zapraszam na koleją część ^ ^.



*** *** *** *** *** *** ***

Oczy Naruto rozszerzyły się gwałtownie.
Dotyk znikną, szept rozległ się nieco z boku.
Nagle patrzył na scenę z zupełnie innej perspektywy. Jakby oglądał film ze swojego własnego życia.
Pamiętał ten dzień.

Wyrwał się z uścisku, cofnął kilka kroków i efektownie wychrzanił się o drewniany próg.
„Piękny popis mych nieprzeciętnych umiejętności.” Pomyślał ironicznie. Jednak nie miał za dużo czasu, aby roztkliwiać się nad tą kwestią.
- Co ty tu robisz? Ba, jak ty tu robisz?! Znaczy się… JAKŻEŚ SIĘ TU DOSTAŁ?!


To było… Po jednej z walk z Orochimaru. Po tym, jak wrócił do domu… Sasuke czekał na niego w mieszkaniu. Miał klucz. Znaczy się, miał krew Naruto, którą wcześniej pobrała Sakura. A właśnie, miał ją za to zabić…

Wstał, nie spuszczając wzroku z Sasuke, czujnie obserwując jego ruchy i modląc się w duchu, że czarnowłosy nie wie nic o jego tymczasowej chakrowej niedyspozycji. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego sytuacja nie wygląda za ciekawie. Nie mógł się bronić, bynajmniej nie przy użyciu chakry. Czyli nie miał szans wyjść z opresji. No, ale zawsze pozostał mu blef…
- Słyszałem, że jesteś uziemiony.
„No to tyle z blefu.”


Hm… To nawet zabawne. Teraz znowu nie miał chakry. Po prawdzie z innych, bardziej niezrozumiałych powodów, ale nie miał. A co się stało później? Och, no tak… Wyszła ta akcja z Kyu. Eksperyment Haruno niszczył demona. Ale wcześniej… Wcześniej…

W kolejnej sekundzie został przygnieciony do ściany, a jego nadgarstki znalazły się w żelaznym uścisku. Chciał się wyrwać, chciał krzyknąć, chciał zrobić cokolwiek, ale… Ale nie zdążył. Utonął w głębi górujących nad nim oczu. Sasuke był tak blisko. Zaledwie centymetry dzieliły ich usta, a ciepło ciała drugiego chłopaka nie działało dobrze na umysł Uzumakiego.
Widział jak twarz bruneta zbliża się. Przymknął oczy, a po chwili poczuł jak język Uchihy objeżdża kontury jego ust, aby po chwili zagłębić się brutalnie w ich wnętrzu. Blondyn jękną przeciągle i rękoma, które Sasuke uwolnił widząc uległość Naruto, objął delikatnie kark chłopaka.


I potem rozpłaszczył się na podłodze.
Uśmiechnął się delikatnie. Pamiętał to. Chciał zamordować Sasuke, za to, że go wtedy zostawił. Jasna cholera, przecież już wtedy mogli sobie wszystko wyjaśnić. Z perspektywy czasu wydawało się to takie proste.
Zaraz jednak jego twarz przybrała poważny wyraz.
„Genjutsu” W chwili, gdy o tym pomyślał, wizja rozpłynęła się.
Trybiki w jego głowie przeskoczyły gwałtownie. Przymknął oczy i złapał się za nasadę nosa. Nie podobało mu się ta sytuacja. Ani trochę. Zwłaszcza, że dobrze zdawał sobie sprawę z tego, kto był jego nieproszonym gościem.
- Śmieszy cię to? – zapytał.
Odpowiedziała mu cisza.
- Skąd masz to wspomnienie? – rzucił w przestrzeń.
Dopiero po chwili z cienia wyłoniła się ciemnowłosa postać.
Naruto zmierzył ją ponurym spojrzeniem.
Miał niemałą ochotę powybijać jej zęby.
Itachi Uchiha nie zaszczycił go nawet spojrzeniem. Przemierzył pomieszczenie wolnym krokiem, kierując się do kuchni. Najwyraźniej czuł się jak u siebie, co jeszcze bardziej wkurzyło Uzumakiego. Ale z braku laku powlekł się za nim.
Nie spuszczając z mężczyzny czujnego spojrzenie usiadł przy małym stoliku. Nie za bardzo wiedział jak się zachować, więc postanowił czekać, aż Uchiha zacznie… Coś. W każdym razie, blondyn zdecydował zaufać trochę osądowi Tsunade i nie rzucać się na czarnowłosego z pięściami. Co nie zmieniało faktu, że musiał uważać.
Itachi stanął przy kuchennym blacie i coś przy nim majstrował. Wyglądało to nieco, jakby w ogóle nie zdawał sobie sprawy z tego, że w pomieszczeniu znajduje się ktoś jeszcze.
Naruto zacisnął usta w wąską kreskę. Cholera, Sasuke był tak bardzo podobny do brata. Ten sam kolor włosów, ta sama barwa tęczówek, a nawet budowa ciała. O ile się nie mylił, byli nawet tego samego wzrostu. I postawa. Typowa uchihowska postawa. Blondyn nie wiedział jak dokładnie ją opisać. Ale było coś takiego w owej posturze, że od razu miało się pewność, że ma się do czynienia z kimś z rodziny Uchihów.
Blondyn jęknął wewnętrznie i wbił wzrok w swoje ręce. Kurde, tęsknił za tym cholernym draniem. A widząc Itachi’ego, nie mógł nic poradzić, że automatycznie o nim myślał. Nie, musiał pozbyć się nieproszonego gościa jak najszybciej, bo niedługo mógł naprawdę zacząć świrować.
Coś zostało mu podetknięte pod nos.
Kubek.
Po krótkich oględzinach stwierdził, że kubek ten był czymś wypełniony. Jakąś cieczą, ściślej mówiąc. Nie… To absurd…
- Co to ma być? – zapytał, wpatrując się w jasnobrązową, parującą substancję.
Przeniósł spojrzenie na mężczyznę, który usiadł naprzeciwko niego. Itachi trzymał w dłoniach identyczny kubek i najwyraźniej delektował się zapachem jego zawartości.
„Nie no, paranoja.”
W niebieskich oczach nie dało się dostrzec niczego, oprócz bezgranicznego zdumienia.
„To chyba jakiś pochrzaniony koszmar.” Pomyślał, wciąż nieco bezmyślnie wpatrując się w postać brata Sasuke. „Pochrzaniony koszmar, z którego zaraz się obudzę i będę się śmiał.”
Itachi odłożył swój kubek na stół. Zmierzył go nieco obojętnym wzrokiem. A następnie beznamiętne spojrzenie przeniósł na blondyna.
- Kakao – odpowiedział cichym, wyprutym z emocji głosem, który jeszcze bardziej rozwścieczył Naruto.
- Nie no, kurwa, oszaleję! – wrzasnął, zrywając się z krzesła. – Zjawiasz się we wsi, jak gdyby nigdy nic i okręcasz sobie Tsunade wokół palca! Ten cholerny babsztyl wmawia mi, że mam z tobą pogadać, na co wybitnie nie mam ochoty, a ty bezczelnie nawiedzasz mnie w mieszkaniu i, DO KURWY NĘDZY, serwujesz mi kakao?!
Itachi nieco przekrzywił głowę. Wyglądał nawet, jakby rozważał słowa młodszego mężczyzny.
- Tak – odpowiedział.
Blondyn już całkiem zgłupiał. Nagle wszystkie emocje, które jeszcze przed chwilą niemalże go rozsadzały od środka, wyparowały. Zrezygnowany opadł na krzesło, przyciągnął do siebie kubek i wbrew zdrowemu rozsądkowi napił się.
Słodka, ciepła ciecz rozgrzała go od środka. Ale jakoś nie poprawiło mu to nastroju.
- Mów – warknął po chwili.
Zerknął na swojego… Rozmówcę. Dosyć dziwnie było określić tak osobę, która jak na razie odpowiadała na jego wrzaski pojedynczymi słówkami.
Uchiha wbił w niego przeszywające spojrzenie, a Naruto musiał włożyć wiele wysiłku w to, aby się nie wzdrygnąć.
Te oczy były takie… Pozbawione emocji? Nieruchome? Och, no mógłby chociaż zamrugać od czasu do czasu!
Zamrugał.
I Uzumaki już się nawet zbierał do wydania tryumfalnego okrzyku, po odkryciu, że czarnowłosy posiada jednak jakieś ludzkie odruchy, gdy Itachi się odezwał.
- Kochasz mojego brata.
Jeżeli do tej pory twarz Naruto posiadała nieco kretyński wyraz twarzy, tak teraz zapewne wyrażała totalny debilizm. Takich stwierdzeń się nie spodziewał. Po prawdzie Sasuke również nie wyglądał nigdy, jakby miał wyznawać mu miłość, a jednak to zrobił… Co nie zmienia faktu, że potem stwierdził, że go nienawidzi. Powoli zaczął dochodzić do wniosku, że rodzina Uchiha ma dosyć specyficzne podejście do uczuć.
- No i? – Jakoś nie widział powodu, dla którego powinien o tym rozmawiać akurat z bratem Sasuke.
- On ciebie.
To było fascynujące. Nie okazując krzty emocji Itachi stwierdzał takie rzeczy, jakby były najbardziej oczywistszymi oczywistościami świata. Jednak Uzumaki poczuł się do wyprowadzenia starszego mężczyzny z błędu.
- Masz przestarzałe informacje – oznajmił i siorbnął łyka kakao. – Otóż twój kochany braciszek po kilku miesiącach stwierdził, że mu się znudziłem. Czy coś. I mnie nienawidzi. Ale nie martw się, było miło i właściwie…
- Kretyn.
- Mam nadzieję, że mówisz o nim, a nie o mnie.
Itachi nie odpowiedział. Naruto sapnął z irytacją.
- Słuchaj, nie masz pojęcia, co było między mną, a Sasuke. I nie wiem, co cię to obchodzi. Na chronienie braterskiej cnoty już jest nieco za późno. Zresztą to śmieszne, powiedz, co masz mi do powiedzenia i idź sobie, dobrze? Wbrew pozorom jestem dosyć zajętym człowiekiem. A zresztą niedługo wróci Sakura i…
- Pokazał mi.
Konwersacja z Itachim była naprawdę ciekawym przeżyciem, stwierdził Uzumaki, biorąc następnego łyka kakao. Zerknął podejrzliwie na kubek. I zaczął poważnie podejrzewać, że Uchiha musiał coś tam dosypać, bo zaczynał już całkiem nie ogarniać sytuacji.
- Co? Możesz, bo ja wiem, nieco bardziej rozwijać swoje wypowiedzi?
- Pokazał mi, swoje wspomnienia.
- Po co?
- Żeby przekonać Tsunade.
Naruto westchnął. Nie, chyba nie było sensu tłumaczyć czarnowłosemu, że dosyć ciężko jest cokolwiek wywnioskować z jego krótkich odpowiedzi. A on nie miał najmniejszej ochoty wyduszać z niego informacji na jakikolwiek temat. Och, niechże to już się skończy!
I wtedy zdarzył się cud.
Najwyraźniej Itachi stwierdził, że blondynowi należą się jakiekolwiek wyjaśnienia i zaczął mówić. Cichym, monotonnym głosem, zobrazował całą sytuację.
- Sasuke dowiedział się, że moje życie jest zagrożone. Madara chce pozyskać sharingana, który powstanie z połączenia jego i moich oczu. Ja, byłbym tym, który musiał zginąć. Sasuke chciał mnie ostrzec. Schwytali go. Zdążył przekazać mi informacje i swoje wspomnienia, które są dowodem na to, że mi ufa.
Dobra, wyjaśniło się, gdzie jest Sasuke. To już Naruto mógł zapisać na plus. Albo i niekoniecznie, skoro był więziony… Chociaż, jakby nie patrzeć, dopóki Madara nie dorwał Itachi’ego do kolekcji, to nie powinno mu się nic stać. Jednak nie mógł mieć pewności, że to co usłyszał było prawdą. Dalej było za dużo niewiadomych.
- To, to na wejściu miało mi udowodnić, że mnie nie zwiążesz i nie wyślesz priorytetem do Madary?!
- Tak.
Znowu to cholerne „Tak”. Naruto warknął poirytowany.
Nie chciało mu się w to wierzyć.
- A dlaczego niby Sasuke miałby ci ufać, co? – powiedział, marszcząc czoło. – Wymordowałeś cały klan! Przecież on cię nienawidzi!
- To było konieczne.
Blondyn aż sapnął. Nie, nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
- Jesteś nienormalny – stwierdził przyduszonym głosem. – Jak wymordowanie własnej rodziny może być konieczne?! Ocipiałeś do reszty, nie ma co…
Itachi przymknął oczy, a jego twarz jakby nieco się spięła.
Oho, kolejna namiastka ludzkich odruchów. Naruto wpatrywał się w niego z wyraźnym oczekiwaniem. I nie zawiódł się. Czarnowłosy ponownie zaczął mówić.
- Klan Uchiha nie ma chwalebnej historii. Za dużo informacji, za duża władza w posiadaniu, która w końcu zaczynała nie wystarczać. Głowa rodu uknuła plan, wraz z Madarą. Chcieli zdradzić Konohe.
- Głowa rodu?
- Ojciec mój i Sasuke.
- Ale… - Naruto był zszokowany. Takich rewelacji z pewnością się nie spodziewał. Zdradzić Konohe? Nie, nie możliwe… - Ale… Co na to ród?! Przecież musieli mieć jakiś wpływ na to wszystko!
- Mieli – przyznał Itachi. – Wszyscy się na to zgadzali.
- Wszyscy po za tobą…
- Tak.
- I wziąłeś wszystko na siebie? Ale jak to zdradzić? Co oni chcieli… Jeżu drogi… - Przerwał. Nagle do głowy wpadła mu pewna myśl. – To to, o tym dowiedział się Sasuke, ta? Więc to nie była moja wyobraźnia? Więc… Kurwa, ty chyba mówisz prawdę! – krzyknął odkrywczo. Faktycznie, jeżeli historia Itachi’ego była prawdziwa, to tłumaczyła to dziwaczne zachowanie jego brata. Więc może… Może… - Co żeś wcześniej powiedział?
Itachi najwyraźniej, wbrew wszelkiej logice, zrozumiał o co pytał Naruto. Spojrzał blondynowi prosto w oczy, a jego własne tęczówki zmieniły barwę na czerwoną.
W następnej chwili Uzumaki znajdował się w całkiem innym miejscu.

Ciemny korytarz. Znał go. Znał, znał…
Tyle razy w nim bywał. Tyle razy przez niego przebiegał, od progu wołając swojego kochanka. Tyle razy niemalże wychrzanił się, zahaczając nogą o wystający panel.
Widzi dwie postacie.
To on. I Sasuke.
Całowali się.
To był dzień, kiedy ostatni raz widział Uchihe.

- Ale, Sasu…
- Nienawidzę cię, Naruto.

„Ouć.” Pomyślał, wpatrując się w swoje własne plecy. Jednak nie ma czasu się zastanawiać, nad wypowiedzianymi przez postacie słowami. Po chwili zostaje sam na sam, z iluzją Sasuke.
Dlaczego Itachi pokazuje mu akurat, to?
Podszedł bliżej czarnowłosego.
To było dziwne uczucie. Znajdować się w genjutsu, z pełną tego świadomością i móc robić, co się właściwie chce.
Naruto podszedł jeszcze bliżej. Już swobodnie mógł spojrzeć w oczy ukochanego, już mógł wpleść palce w jego włosy. Już unosił rękę…
- Czekaj.
Inna dłoń odciąga jego własną. Zerknął na osobę, która go powstrzymała.
Itachi.
Z uwagą wpatrywał się w twarz brata. A więc Naruto uczynił to samo.
Sasuke wciąż stał na wprost drzwi. Nie widział ich. Wyglądał niemalże jak posąg. Idealny, bez żadnej skazy, bez żadnych uczuć. Ale jeżeli spojrzałoby mu się głęboko w oczy…
Naruto skwapliwie skorzystał z okazji. Wbił niebieskie tęczówki w czarne.
Bezradność. Smutek. Pewna doza złości, zapewne na samego siebie. I… Czyżby znalazł w nich nieco tego uczucia, które jeszcze tak niedawno mu wyznawał?
Czarnowłosy przejechał ręką po twarzy, jakby próbując odgonić nękające go myśli.
- Wybacz, Naruto.
Blondyn uśmiechnął się do siebie.
Zrozumiał.


Po chwili ponownie znajdował się w kuchni. Przez krótką chwilę analizował to, co zobaczył. Na jego twarzy wykwitł głupkowaty uśmiech.
- Ten idiota serio mnie kocha! – wykrzyknął radośnie, zrywając się z krzesła i wyrzucając ręce w górę. – Zabiję go, jak go w końcu dorwę! – zapewnił z nie mniejszym entuzjazmem. Skierował na Itachi’ego roziskrzone spojrzenie. – Wiesz, chyba byłbym nawet w stanie cię polubić jako szwagra.

piątek, 7 października 2011

Rozdział II.VI

Okej, miałam drobny falstart xD Ale już, szybciurem to naprawiamy.
Witam wszystkich (: Przepraszam, że tak długo, no, ale według porad Deedwardy zwalę to bezczelnie na jesienną pogodę ^ ^. I brak dostępu do neta ostatnimi czasy. Lekkie bezwenie i chroniczne lenistwo również miało lekki wpływ…

Mecha: Ja właściwie nie wiem, w jakim kierunku chcę iść xD I może dlatego pisanie idzie mi tak opornie.

Maxii: Bez dostawania urazów ja tu proszę :) Wystarczy że autorka jeden uraz ma. Psychiczny najwyraźniej xD.

A projekt owszem, już dawno zaliczony, kolejna piąteczka do indeksu wpisana. W takich chwilach nawet nie żałuje tych nieprzespanych nocy xD. W każdym razie, dziękuję za komentarze i zapraszam na kolejny rozdział ^ ^.

*** *** *** *** *** *** ***

Uciekł.
Rzucił Tsunade zranione spojrzenie i zwiał.
Nie. To nie było dobre posunięcie. Dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Ale tylko to przyszło mu do głowy, gdy ujrzał Itachi'ego.
Nie mógł zrozumieć, nie mieściło mu się to w głowie... Jak piąta mogła mu zaufać?! No jak?! I wcale nie poprawiało mu nastroju to, że gdyby został w szpitalu, to prawdopodobnie uzyskał by odpowiedź na te cholerne pytanie.
A tak został z niczym. Biegł ulicami Konohy, nie mając gdzie się za bardzo podziać. Nie chciał nikogo widzieć. Potrzebował za to jakiegoś spokojnego kąta, gdzie w ciszy mógłby wszystko przemyśleć.
Nie, żeby wiedział, co właściwie chciał przemyśleć.
Widok brata Sasuke wyprowadził go z równowagi. Ha! Żeby tylko...
Nie spodziewał się. Bo niby dlaczego miał się spodziewać, że jeden z członków Akatsuki pojawi się w wiosce liścia? I że będzie nim Itachi. To przecież absurdalne.
Zatrzymał się gwałtownie.
W głowie pojawiła mu się śmieszna myśl, że to może i lepiej, że akurat teraz Sasuke postanowił ponownie zwiać z wioski. Jeżu drogi... Toż to nie ostałby się kamień na kamieniu, gdyby doszło do spotkania braci.
Potrząsnął głową, usiłując pozbyć się natrętnych myśli i powrócił do bezmyślnego marszu.
Rodzina zawsze była u nich tematem tabu. Naruto również nie lubił rozczulać się w tym temacie. No ale jak nie patrzeć, on po prostu nie miał o czym rozmawiać w tych kategoriach. W końcu był sierotą od pierwszego roku życia i raczej nie posiadał zbyt wielu wspomnień z tego okresu. A jeszcze wiadomość, że jego ojcem jest Minato Namikaze! O nie, nie, o tym Naruto w szczególności nie chciał słyszeć. A tym bardziej rozmawiać. W każdym razie, w ich związku, o rodzinie nigdy się nie mówiło.
I poniekąd pasowało to zarówno Sasuke, jak i Naruto.
Poniekąd...
Blondyn wiedział, o wymordowaniu klanu Uchiha. A kto by nie wiedział? Raban na całą wiochę, przez lata nie mówiło się o niczym innym. Zdawał sobie również sprawę z tego, że Sasuke przez długi czas żył jedynie żądzą zemsty. Dlatego uciekł z wioski po raz pierwszy.
Wiedział też, że Sasuke coś odkrył.
Ale nie miał najmniejszego pojęcia co. W każdym razie, Sasuke odkrył owe coś jakoś niedługo przed ich rozstaniem. A przynajmniej mógł wysnuć taką teorię, biorąc pod uwagę wszystkie ostatnie wydarzenia.
Myśli wciąż szalały po jego głowie.
Może to był TO właśnie było powodem ich rozstania? Ale co? I dlaczego? I czemu, psia mać, cholerny Uchiha nie zaufał mu w tej kwestii?! O ile jakakolwiek kwestia istniała. Wielce prawdopodobny był w końcu fakt, że mógł to sobie zwyczajnie ubzdurać, próbując jakoś racjonalnie wytłumaczyć zachowanie czarnowłosego.
Blondyn westchnął smętnie, przygarbił się, przystanął w pierwszym lepszym zaułku i zaczął wgapiać się w przechodzących obok ludzi. Nikt nie zwracał na niego uwagi.
Nie wiedział co ze sobą zrobić. Najchętniej skopałby komuś tyłek. I byłby bardzo wdzięczny losowi, gdyby ten tyłek należał do Sasuke.
- Och, przestań już – warknął do samego siebie. – Miałeś o nim nie myśleć!
- Hmm? A cóż znów zaprząta tę twoją blond łepetynke?
- Eee… - zająknął się. I spróbował zwiać. Jednak zanim udało mu się zrobić chociażby jeden krok, czyjaś ręka chwyciła go za kołnierz bluzy, skutecznie powstrzymując go od ucieczki.
- Jesteś przewrażliwiony, wiesz? – zapytał go Kakashi, siłą ciągnąc go za sobą i niewiele robiąc sobie z tego, że Naruto nie wykazywał żadnej chęci współpracy.
- Puść mnie! – warknął blondyn, coraz bardziej się szamocząc. Wyrwał się w końcu i kopnął swojego nauczyciela w kostkę. Siwowłosa postać zniknęła w kłębie dymu. Niebieskooki zaklął szpetnie i zaraz kolejny klon chwycił Naruto pod pachę.
- Widzisz, gołąbeczku… Może i przerosłeś mistrza – zaczął, mrużąc wesoło widoczne oko. – Ale bez chakry niewiele zdziałasz. Stary Kakashi jeszcze nie jest taki stary, co nie?
- Odwal się! – Uzumaki był coraz bardziej zdenerwowany. Jeszcze raz spróbował się wyrwać, ale na niewiele się to zdało. – Czego ty znowu chcesz ode mnie?!
Kolejny Kakashi pacnął go w tył głowy i chwycił pod drugie ramię.
- Myślę, że jakbyś nie wiedział, to nie próbowałbyś tak namiętnie się ode mnie uwolnić – zagadał nowoprzybyły.
- Namiętnie?!
- Więc – zaczął pierwszy. – Zrelaksuj się, ciesz się moim podwójnym towarzystwem i daj porwać na małe spotkanie u Tsunade.
- Nie! – wrzasnął, zapierając się nogami. – Nie mam zamiaru jej słuchać! Ani tego dupka, który cholera wie, jakie ma z nią układy! Ciebie też nie, jeżeliby się głębiej zastanowić.
Trzeci Hekate pojawił się tuż przed nimi i zacmokał z dezaprobatą.
- Musisz zawsze wszystko utrudniać? – powiedział, kręcąc głową. – Daj spokój, może dowiesz się czegoś ciekawego. Chociaż raz zachowaj się odpowiednio jak na swój wiek, co ty na to?
- Spieprzaj.
Drugi klon ponownie trzepnął go w potylicę.
- Przestań mnie bić, jak jakiegoś cholernego szczeniaka! – Jeszcze bardziej zaparł się nogami.
- To przestań się tak zachowywać. – Pojawiła się kolejna siwowłosa postać. Naruto zmierzył ją ponurym wzrokiem i stwierdził, że był to zapewne już oryginalny Kakashi. Potwierdziło się to, gdy wszystkie klony zniknęły. Blondyn opadł na kolana i wbił ponure spojrzenie w ziemię.
- Nie chcę rozmawiać z Tsunade – odezwał się po dłuższej chwili.
- A z Uchihą?
- Też.
- Nie zrozumieliśmy się.
- Hm? – Uzumaki poniósł głowę i marszcząc czoło wbił zdezorientowane spojrzenie w nauczyciela.
- Chodziło mi o Sasuke.

Naruto wylądował w końcu u Hokage.
Nie, żeby był pewien, czy właściwie chce być w tym miejscu.
I nie, żeby był pewien, czy właściwie chce jeszcze roztrząsać sprawę Sasuke.
Parsknął pod nosem, zakładając ręce na ramiona.
„Kogo ty niby chcesz oszukać?” Pomyślał, zły na samego siebie.
To jasne, że los Sasuke nie był mu obojętny. I nieważne, czy byli parą czy też nie. Rywalami, kochankami, przyjaciółmi, czy też śmiertelnymi wrogami. W końcu od dziecka Uchiha odgrywał w życiu Uzumakiego ważną rolę. . A Naruto wiedział, że pomimo wszelkich starań, czarnowłosy drań zawsze będzie zajmował miejsce w jego sercu.
Kakashi również to wiedział.
I bezczelnie wykorzystał.
- Wiesz – zwrócił się do siwowłosego. – Właściwie, to cię chyba nienawidzę.
Siedział w gabinecie, na nieco rozwalającym się krześle, które było ulokowane tuż naprzeciwko biurka przywódczyni. A za jego plecami stał Kakashi, niby swobodnie opierający się o jego ramię. Naruto po raz któryś z kolei spróbował strząsnąć natrętną dłoń.
- Przestań – mruknął zrezygnowany. – No przecież nie zwieję.
- A cholera cię wie – rzucił Kakashi, wzruszając ramionami. – Zresztą, dałbyś nieco frajdy swojemu mistrzowi i dał się pomacać od czasu do czasu.
- Zboczeniec!
- Ej, ja tylko miałem na myśli, że miło jest mieć czasami do czynienia ze swoimi podopiecznymi – powiedział mężczyzna, wyjmując z tylniej kieszeni małą, pogiętą książeczkę, którą zaraz otworzył z największą nabożnością. – To smutne, że spędzam z moimi pociechami tak mało czasu.
- Jesteś nienormalny.
- A ty masz ADHD, ale jakoś nikt ci tego nie wypomina…
Naruto wywrócił oczami.
Najlepsze w tym wszystko było to, że Kakashi rzucił tylko małą sugestię, że może się dowiedzieć czegoś o Sasuke, a już leciał na złamanie karku do Tsunade. To trochę żałosne, jeżeliby się głębiej nad tą kwestią zastanowić. W rzeczywistości istniała strasznie mała szansa, że się dowie czegokolwiek o czarnowłosym. Strasznie, strasznie tycia.
No, ale kimże by był, gdyby się tej szansy nie chwycił?
- Oho, nasza pani i władczyni się zbliża. To ja uciekam – oznajmił Kakashi, po krótkiej chwili milczenia.
- Co?!
- To co słyszałeś. Misja wykonana, jakimś cudem cię tu dostarczyłem. No to, narka! – rzucił wesoło i zasalutował na pożegnanie.
Powoli zaczynał nabierać pewności, że jego mistrz wpakował go w coś, w co zapewnie nie chciałby być wpakowany.
- Nie zostawiaj mnie! Ty skur… - Zanim zdołał dokończyć przekleństwo, siwowłosy mężczyzna zniknął w kłębach szarej pary. A Naruto wciąż siedział na krześle, ze śmiesznie rozdziawionymi ustami i z szokiem wpatrującym się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Kakashi.
I w takiej tez pozycji zastała go Tsunade.
Jednak blondyn szybko przywołał na twarz minę wyrażającą gigantyczne niezadowolenie.
- Wiedź, że jestem tu nie z własnej woli! – oznajmił na dobry początek.
- A niby na czyje inne polecenia miałby cię szukać Kakashi? – zapytała retorycznie, siadając za biurkiem i splatając dłonie pod brodą. – Tak się składa, że właściwie to tylko ja mam taką władzę.
- Do czasu aż cię zastąpię, zgrzybiała starucho – mruknął pod nosem, zaciskając dłonie na poręczach krzesła.
- Proszę? – Tsunade uprzejmie udała, iż nie usłyszała tej uwagi.
- Słuchaj – w głosie Naruto zabrzmiała stanowczość. Wbił w orzechowe oczy przeszywające spojrzenie. – Niewiele mnie interesuje, co Itachi robi w wiosce liścia. I również nie mam ochoty słuchać jaki masz ty masz w tym biznes. Mam tylko jedno, zasadnicze pytanie. I byłbym wdzięczny, gdybyś mi na nie odpowiedziała w miarę szczerze. Wtedy będę mógł tu siedzieć ile tylko chcesz.
Tsunade uniosła pytająco brew.
- Tak?
Naruto wyprostował się.
- Chcę wiedzieć, czy powrót Itachi’ego ma coś wspólnego z odejściem Sasuke.
Hokage spojrzała na niego z uwagą. Opuściła jedną dłoń i zabębniła palcami o blat biurka.
- Zasadniczo – odpowiedziała po chwili milczenia.
- To znaczy? – Blondyn nie ustępował.
Piąta wstała gwałtownie zza biurka i podeszła do okna, tak, że swobodnie mogła oglądać panoramę Kohohy. Po chwili wahania Naruto również do niej dołączył. Do jego uszu doszło ciche westchnięcie kobiety.
- Tak jak podejrzewałam, Madara znalazł sposób, aby odzyskać oko i zarazem zwiększyć swoją moc – powiedziała cichym głosem splatając dłonie za plecami. – On chce wykorzystać braterską więź Itachi’ego i Sasuke.
- Jaką więź? – zapytał z powątpieniem. – Przecież oni się nienawidzą.
Tsunade rzuciła mu dziwne spojrzenie, ale nie odpowiedziała.
- Wiesz, myślę, że powinieneś porozmawiać z Itachim.
- Nie.
- Naruto…
- Nie. – Wlepił oczy w widok za oknem. Właśnie banda dzieciaków goniła za wyjątkowo grubym, czarnym kotem. – Właściwie nie wiem, po co w ogóle tu jestem. Sasuke ze mną skończył, nie powinno mnie obchodzić, co się z nim dzieje.
- Ale cię obchodzi.
- Tak – przyznał po chwili. – Niestety.
- W każdym razie, Madara ma zamiar odebrać oczy Sasuke, zaraz po tym, jak ten zabije brata i zarazem uzyska Eternal Mangekyō Sharingan. A my nie możemy do tego dopuścić. Itachi będzie…
- Dlaczego mu ufasz? – W głosie blondyna pojawiła się nuta goryczy.
- Co?
- To co słyszysz – rzucił opryskliwie. – Dlaczego mu ufasz! Przecież on wybił cały klan i zwiał! Współpracował z Madarą! Razem czaili się na ogoniaste bestie! On skrzywdził… - zamilkł gwałtownie. Pokręcił z rezygnacją głową i obrócił się na pięcie. Widząc, że Tsunade nie śpieszy się z odpowiedzią ruszył w kierunku drzwi.
- To ród szpiegowski.
Blondyn zatrzymał się w pół kroku. Delikatnie postawił stopę na ziemi i spojrzał w kierunku brązowookiej.
- Co?
Kobieta spoglądała na niego zamyślonym wzrokiem. Wyglądało to nieco, jakby próbowała ocenić, czy faktycznie może mu zaufać. I najwyraźniej jej obserwacje wypadły pozytywnie.
- Ród Uchiha jest rodem szpiegowskim.
- Nie ma już rodu Uchiha, jest Sasuke i jego brat, uznany za zdrajce!
- Zamknij się i słuchaj – sapnęła, podchodząc do Naruto, łapiąc za ucho i, pomimo głośnych sprzeciwów, sadzając go na rozklekotanym krześle. – Ich rodzina zawsze wychowywała najlepszych szpiegów, każdy z Uchihów przechodzi szkolenie. Specjalne szkolenie, które przygotowuje ich do misji szpiegowskich. Taką właśnie rolę odgrywał Sasuke u Orochimaru, czy też Itachi w Akatsuki. Wszystko jest planowane latami, a członkowie rodu są przygotowywani do misji, czasami nawet nie mając o niej pojęcia, aż do czasu, gdy muszą zabrać się za jej wykonywanie. To ścisła tajemnica Konohy. Nikt, powtarzam, nikt, po za mną i starszyzną nie powinien o tym wiedzieć. I jeżeli szepniesz chociaż słóweczko komukolwiek, to osobiście pozbawię cię jelit!
Naruto otworzył usta. Poczym je zamknął. Wyglądał nieco jak ryba wyjęta z wody.
Już dawno Tsunade nie uraczyła go taką groźbą.
Czyli sprawa była naprawdę poważna.
- Ale – zająknął się. – Ale… No nie wmówisz mi, że śmieć niemalże całego klanu również należała do jakiegoś misternego planu!
Hokage przygryzła dolną wargę. Odetchnęła głęboko.
- Nie – odpowiedziała, odwracając wzrok. – To sprawa wewnętrzna rodziny. Tylko członkowie wiedzą, co się stało.
- Jak to co?! Itachi dostał szału i wszystkich wymordował!
- A gówno prawda – warknęła przywódczyni wioski. – Znaczy z szałem…
Naruto zamrugał. No, no, ładne słownictwo z ust kobiety.
- Co masz na myśli?
- Pogadaj z Itachim – powtórzyła. W jej głosie zabrzmiała twarda nuta. – To co ja ci powiem, to tylko zwykłe domysły. A on powie ci prawdę.
- A skąd masz taką pewność?! Boże, czemu mu tak ufasz?!
- Bo Itachi Uchiha nigdy…
- Tak! – wrzasnął Naruto, zrywając się z krzesła. – Powiedz mi jeszcze, że nigdy nikogo nie zabił! Że masakra ich rodu właściwie nie miała miejsca, tylko wszyscy to sobie wkręcili! Jasne!
- Nie. Tego nie powiedziałam.
- Co? – Uzumaki już całkiem zgłupiał.
- Nigdy nie powiedziałam, że Itachi nie wymordował klanu.
- Ha! Więc…
- Ale wiem – przerwała mu. – Że w rzeczywistości nigdy też nie zdradził Konohy.

Naruto miał mętlik w głowie.
W efekcie wyszedł z gabinetu Tsunade wciąż nie zgadzając się na rozmowę z Itachim i nie wiedząc, gdzie też starszy Uchiha przebywa. Nie zgadzał się z dziwacznymi teoriami kobiety. Jakoś nie mieściło mu się to wszystko w głowie.
Zmierzał właśnie do domu Sakury z zamiarem szybkiego ulokowania swoich czterech liter na kanapie, opatulenia się kocem i wyżarcia z lodówki przyjaciółki wszystkiego, co nadawało się do zjedzenie.
Powinien zająć się w końcu wynajmem nowej kawalerki. I wykombinowaniem planu, jak udobruchać Sakure.
Jęknął wewnętrznie.
Po prawdzie sprawdził tożsamość pacjenta. Ale sprawa wcale nie była taka prosta.
I co niby miał jej powiedzieć? O Itachim ani słowa, to pewnie. No ale nikt mu nie mówił, że nie może wspominać Gobi. Hm… Jeżeli dobrze to rozegra, to różowowłosa dopiecze Hokage i nikt mu nie zarzuci, że maczał w tym palce.
Myśl warta przemyślenia.
Wlazł do klatki schodowej i wspiął się po wąskich schodkach. Haruno prawdopodobnie jeszcze siedziała na dyżurze, ale w mieszkaniu powinien być Kyuubi. A Naruto miał małą nadzieję, że demon nie rozwalił dziewczynie mieszkania.
Z ciężkim westchnieniem wlazł do środka. Zdołał pomyśleć o tym, że Sakurze przydałby się w domu w końcu jakieś porządne zabezpieczenia, gdy czyjeś ręce oplotły go w pasie i cichy głos wdarł się do jego ucha.
- Mam cię.