poniedziałek, 22 listopada 2010

"Mój dzień" część II

Moje drogie i wspaniałe czytelniczki! Jako iż mam dwa porządne projekty do wykonania, ustawę do wykucia i pełno pierdoł do obliczenia to... Napisałam kolejną część xD Mam nadzieję, że raduje was ten fakt i, że kiedy w końcu wylecę z uczelni to zapewnicie mi jakieś schronienie na te mroźne, zimowe wieczory ^ ^. O, zapomniałam o akwarelach jeszcze...
Dobra, kończę marudzić, zanim popadnę w jakąś depresje i może zabiorę się w końcu za coś konstruktywnego. Więc, zapraszam do kolejnej części, mam nadzieję, że się spodoba. Dziękować za komentarze (W sumie, jakbyście przestały je pisać to może bym się wzięła za jakąś naukę...Nie, nie róbcie tego! xD). A, i jeszcze jedno: Na razie nie powiadamiam, bo mam takiego marnego neta, że ledwo na swojego bloga się wbiłam. Zrobię to, gdy tylko miły pan Bogdan pójdzie w końcu po te cholerne zaczepy na kable i będę mogła podłączyć się do sieci akademickie, a nie lecieć na tym marnym, nie mającym nigdzie zasięgu, modemie! Właśnie... Ciekawe czy się ta notka w ogóle doda...

*** *** *** *** *** *** ***

- Dzień dobry, Hokage - zreflektował się po chwili blondyn, sztywnym krokiem wymijając czarnowłosego i wchodząc do gabinetu. Położył papiery na biurku i odwrócił się ku swojemu dawnemu przyjacielowi. - Raporty z ostatniego tygodnia. Przejrzane. Wystarczy tylko twój podpis.
Sasuke tymczasem zamknął drzwi i oparł się o nie wygodnie, zakładając ręce na ramiona. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, aż w końcu Naruto westchnął i ruszył ku wyjściu.
- To wszystko, więc jeżeli pozwolisz...
- Nienawidzisz mnie.
Blondyn zatrzymał się w pół kroku.
- Co... - zaczął, ale jego wypowiedz została ponownie przerwana.
- Nienawidzisz mnie - powtórzył czarnowłosy z wyraźnym samozadowoleniem. - To ja zostałem Hokage. Pomimo jawnej zdrady wioska uznała mnie za dobrego kandydata na to stanowisko. Nie musiałem praktycznie nic robić, podczas gdy ty jak szalony starałeś się każdemu dogodzić. Było już tak blisko spełnienia marzeń, czyż nie?
- Słuchaj...
- A to ja rezyduje w tym budynku, zasiadam na tym fotelu.
- To wybór wioski - wtrącił Naruto, kurczowo zaciskając dłonie.
- Ale czy słuszny? - W glosie Uchihy pobrzmiewała jawna kpina. - Powiedz sam, Naruto. Kto przy zdrowych zmysłach dokonałby takiego wyboru?
- Oczyściłeś się z zarzutów - mruknął blondyn wbijając spojrzenie w swoje buty. Nie miał najmniejszej ochoty prowadzić rozmowy na ten temat. - Ludzie ci zaufali.
- I? Ci ludzie to kretyni.
- Jak możesz tak mówić? - Błękitne tęczówki z wściekłością spojrzały na czarnowłosego.
- Jak możesz ich jeszcze bronić? - odparował Sasuke, a kpiący uśmiech na jego twarzy pogłębił się. Mężczyzna wolnym krokiem podszedł do Uzumakiego. - Za to co ci zrobili. Za nienawiść, którą wciąż do ciebie czują.
- Nie masz prawa…
- Może i nie. - Dłoń Sasuke chwyciła podbródek Naruto, a w jego oczach zalśniła czerwień sharingana. - Może i nie...
- Jesteś idiotą – warknął blondyn, otrącając jego rękę.
- Nie większym niż ty, mój drogi przyjacielu.

***

Naruto niemalże biegł ulicami Konohy. Zasapany dotarł do swoje kawalerki, wchodząc trzasnął drzwiami, a z jego ust wydarł się okrzyk wściekłości.
- Kretyn! – mruknął pod adresem czarnowłosego. Nie był wstanie wyobrazić sobie, jak Sasuke mógł stać się taki… taki… okrutny. Jego słowa niezmiernie zraniły blondyna i chociaż starł się tego po sobie nie pokazywać, to uśmiech Uchihy jasno wskazywał na to, że wiedział, iż udało mu się trafić w czuły punkt nosiciela dziewięcioogoniastej bestii.

Ale mówił prawdę.


Mężczyzna zacisnął zęby starając nie dopuścić do siebie czarnych myśli. Jednak… Coś w tym było. Sasuke miał rację w pewnych kwestiach.

O ile nie we wszystkich.


- Jasna cholera! – sapnął, rzucając się na łóżko. Ciężko mu było nie zgodzić się ze swoją podświadomością.
To prawda ,że od czasu powrotu Sasuke, Uzumaki czuł do czarnowłosego niechęć. Ale czy nie miał takiego prawa? Drań wtargnął ponownie w jego życie, niszcząc jego największe marzenie i sprawiając, że w oczach mieszkańców znowu stał się bezwartościowym potworem.
- Nienawidzę swojego życia.

Cóż, to uczucie jest zapewne odwzajemnione.


Niemalże poukładane życie legło w gruzach, tylko dlatego, że Uchiha łaskawie pojawił się w wiosce. To niesprawiedliwe. Ale kogo to obeszło? Po za tą garstką osób, które w niego wierzyły… Wyraz niedowierzania na twarzy Tsunade, gdy ogłoszono decyzję rady, głęboko wrył się w pamięć blondyna. Warknięcie Kakashiego również. I Shikamaru, ze swoim wiecznym komentarzem o upierdliwości życia. Jeszcze Iruka, którego dłoń wspierała blondyna, kiedy to usłyszał tą okrutną wiadomość. A reszta? Reszta odwróciła się do niego plecami, lub też nawet nie zauważyła, że coś w planach Naruto poszło kompletnie nie tak.

Jeszcze możesz to zmienić.

- Ciekawe jak? – mruknął blondyn, jednak głos w jego podświadomości milczał uparcie, jakby czekając, aż niebieskooki sam wpadnie na rozwiązanie.
- Prowadzenie konwersacji ze sobą samym nie świadczy za dobrze o twoim zdrowiu psychicznym.
- Doprawdy? - Naruto obrócił się w kierunku głosu, który należał do jego siwowłosego mistrza. – A wiesz, że w moim mieszkaniu istnieje coś takiego jak drzwi?
- Wprowadzam nowe trendy - powiedział Kakashi, zeskakując zgrabnie z okna do pokoju.
- Byś chociaż zapukał.
- O ramę? – Jonin zmrużył figlarnie oko, poczym bezceremonialnie rozgościł się na jedynym dostępnym w pomieszczeniu krześle.
Młodszy mężczyzna posłał mu jedynie zirytowane spojrzenie i zwlókł się z łóżka.
- Więc? Po co żeś przylazł?
Pomimo maski, wyraźnie było widać, iż wyraz twarzy Kakashiego zmienił się na poważny. Co nieco zmartwiło blondyna.
- Byłeś u Uchihy.
Uzumaki odwrócił wzrok. Dobrze wiedział, że zarówno siwowłosy, jak i Tsunade, nie popierali tego, że pracował bezpośrednio pod komendą Sasuke.
- Taka robota – mruknął po chwili. – Wypada, abym od czasu do czasu go widywał.
- Zadręczasz się.
- Nawet jeśli…
- I robisz to niepotrzebnie. Nie musisz męczyć się za głupotę starszyzny. Słuchaj, Naruto…
- Przestań – syknął Uzumaki, wwiercając spojrzenie w swojego mistrza. – Przerabialiśmy ten temat już setki razy. Nie mam zamiaru przez taką pierdołę rezygnować ze swoich marzeń!
- Jakich marzeń? – zapytał sceptycznie Jonin. – Oszukujesz sam siebie. Z tego co pamiętam, to chciałeś zostać przywódcą wioski, a nie popychadłem faceta, który w dupie ma potrzeby mieszkańców i wioski.

Może on ci przemówi do rozumu.

Naruto zamrugał nieco zdezorientowany. Wcale nie potrzebował, aby ktoś mu przemawiał do rozumu! Dobrych rad miał już po dziurki w nosie.
- Kakashi… - zaczął i nie wiedział co powiedzieć dalej. Wbił spojrzenie w swoje stopy. – Zmień temat, albo się po prostu zamknij.
- Słuchaj, dzieciaku…
- Odwal się, nie jestem już dzieckiem.
- To złap się za jaja i zachowuj jak mężczyzna – warknął Hatahe wstając gwałtownie. – Bo na razie coś ci nie idzie!
- AGHR! Co cię to obchodzi, co?! Moje życie, moja sprawa!
- Nie, jeśli owo życie na chama chcesz sobie spierdolić – odrzekł grobowym tonem. – Zastanów się poważnie. O wiele więcej możesz osiągnąć, nie będąc na smyczy naszego wspaniałego Hokage, więc dlaczego nie rzucisz tej posady w cholerę?
- Bożeee, Kakashi…
- Spoko! – Jonin wzniósł oczy ku niebu, jednocześnie podnosząc ręce w geście poddania. – Już nie marudzę. Ale błagam, obiecaj mi, że się poważnie nad tym zastanowisz. Może nawet łaskawie pozwolę ci dołączyć do mojego oddziału.
- Nie, dzięki – prychnął blondyn. – Twoja banda obiboków ma na mnie zły wpływ.
- Dajże spokój, to była jedna, malutka impreza urodzinowa…
- Po której miałem trzydniowego kaca!
- Bo to trzeba się wyćwiczyć w pewnych dziedzinach – Hakate wzruszył ramionami. – To co? Lecim na ramen?
- Stawiasz? – Uzumaki podejrzliwie zmrużył oczy.
- Niech stracę…

***

- Co u Tsunade? – zapytał blondyn, sięgając po drugą miskę swojego ulubionego dania. – Dawno staruszki nie widziałem.
- Jakbyś nie latał, jak pies na posyłki…
- Skończ.
- Zamartwia się – odpowiedział po chwili wahania Hakate. – Znasz ją. Niby wszystko gra, ale tak naprawdę nie śpi po nocach.
- O mnie? Powiedz jej…
- Nie tylko – przerwał Uzumakiemu. – O wszystkich. Rządy Uchihy powoli zaczynają mieć swoje konsekwencje. Cóż, starszyzna nie widzi żadnych problemów, ale prawda jest taka, że jeżeli Sasuke dalej będzie ignorował swoje obowiązki to może się to wszystko dla nas nieciekawie skończyć.
- Aż tak źle? Co się dzieje? – spytał odłożywszy już pustą miskę. – Przecież ja bym wiedział…
- Być może twój wspaniały szef utajnia przed tobą pewne fakty.
- Kakashi! – W głosie młodszego mężczyzny zabrzmiała irytacja. – Mów, psia mać, albo ci przemebluje tą zamaskowaną facjatę!
- To pogłoski… - zaczął siwowłosy.
- Ale?
- Podobno Suna zastanawia się nad zerwaniem sojuszu. – Wyrzucił z siebie na jednym wydechu.
- CO?! Że Gaara? Dlaczego?
- Nie wiem. Z tego co udało mi się wywęszyć, wynika, że Sasuke nie chce dotrzymać warunków zawartych za czasów panowania Tsunade.
Naruto splótł przed sobą ręce, ciężko opierając je o ladę. Nie podobało mu się to co przed chwilą usłyszał.
- Chyba sobie kpisz – mruknął po chwili.
- Chciałbym.
- Przecież, jeżeli nie będziemy mieli wsparcia Suny…
- To staniemy się łatwym celem. A wrogów nam nie brakuje.

„Gaara by tego nam nie zrobił.”

Gaara jest przywódcą swojej wioski. Nie może przedkładać przyjaźni nad jej dobro.

Racja. Cholerna racja. Rudowłosy na pierwszym miejscu musiał mieć na celu dobro mieszkańców Suny. I na nic nie zdawał się fakt, że od wielu lat są dobrymi przyjaciółmi. Jeżeli Naruto zostałby Hokage, to również musiałby tak postąpić.

Ale nie zostałeś.

Blondyn skrzywił się. Czasami naprawdę chciał wyłączyć swoje dziwaczne myśli. Wstał.
- A ty gdzie? – zapytał Kakashi.
- Opieprzyć naszego wspaniałego przywódcę. Nie będzie mi drań rozwalać wioski pod moim nosem.

***

- Sasuke! – wydarł się, niemalże wbiegając do gabinetu czarnowłosego. Darował sobie grzeczne formułki powitalne, a tym bardziej pukanie do drzwi. – Co ty sobie…
Stanął jak wryty. Hokage siedział za swym biurkiem, a i owszem, jednak nie był jedyną osobą znajdującą się w pomieszczeniu. Na kolanach Sasuke usadowiła się kuso ubrana blondynka, która najwyraźniej dopierała się do jego rozporka. Kobieta, po zauważeniu Uzumakiego, wstała, wygładziła swój skąpy strój, posłała blondynowi pogardliwe spojrzenie i kręcąc biodrami opuściła pokój.
- Ja… - wykrztusił zaskoczony Naruto, gdy tylko drzwi zamknęły się za nieznajomą. – Nie…
- Pozbawiłeś mnie rozrywki na dzisiejszy wieczór – powiedział Sasuke, tonem wskazującym na to, że wcale mu to nie przeszkadzało.
- Słuchaj – warknął blondyn, otrząsając się z szoku. – Nie obchodzą mnie twoje zabawy. Masz mi natychmiast wytłumaczyć, czemu do cholery próbujesz pozbyć się naszych najsilniejszych sprzymierzeńców! Suna współpracuje z nami od dobrych kilki lat, a ty…
- Dlatego… - zaczął czarnowłosy wstając. Najwyraźniej nie usłyszał ani słowa z wywodu Naruto. – To ty będziesz musiał mi ją zapewnić.

niedziela, 21 listopada 2010

"Mój dzień" część I

Moje drogie czytelniczki:
Zabiję xD (tak, Mechalice, to się tyczy głównie Ciebie!)
Bo to przez was naszło mnie na pisanie nowej historii, zamiast czytanie jakiś dziwacznych rzeczy na poniedziałkowe wykłady. Cóż... Zawsze są poprawki xD.
Więc tak o to mam zaszczyt i przyjemność przedstawienia Wam mojej nowej historii o wdzięcznym tytule "Mój dzień". Część pierwszą proszę potraktować jako swoisty wstęp (Późniejsze będą sporo dłuższe). Kolejne party zapewne będę dodawać, ale nie mam pojęcia jak, gdzie i kiedy xD. Ta część... jest nieco zawiła i w sumie właśnie o taki efekt mi chodziło ^ ^.
Dobra, nie marudzę więcej, zapraszam do czytania ^ ^.

*** *** *** *** *** *** ***


To miał być mój dzień.

Z zagryzionymi ustami stoję przed drzwiami do gabinetu. Nie chcę tam w chodzić. Nie mogę. To… To wszystko nie miało tak się stać. Los miał się potoczyć całkiem innymi drogami.
Asystent. Zostałem pieprzonym asystentem. Po tylu latach walki, nie tylko z wrogiem, ale i całą wioską. Tam wtedy… To miał być mój dzień.

Biały materiał połyskiwał w słońcu. Palce blondyna delikatnie przebiegły po czerwonych wyszyciach. Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Jeszcze tylko kilka chwil, kilka minut, kiedy to w końcu z dumą będzie mógł przyodziać strój Hokage.

Cofam się kilka kroków. Jasna cholera.
Nie wejdę tam. Nie dam rady. A nawet jeśli… Nie zdołam się powstrzymać przed obiciem tej złośliwie uśmiechniętej gęby.

- Zdenerwowany?
Niebieskooki gwałtownie odwraca się w kierunku głosu. Swoje zmieszanie próbuje ukryć pod szerokim uśmiechem.
- Jak jasna cholera – odpowiada, drapiąc się po karku. – Jak żeś to wytrzymała, babciu? Mnie zżera od środka przeczucie, że coś popisowo spartolę.
- Głupek. – Kobieta podchodzi do niego, nastrasza kołnierz jego bluzy i przyklepuje niesforne blond kosmyki chłopaka. – No, teraz lepiej. Szykuj się. Wyjdziesz tam i powalisz wszystkich na kolana.


Wolałbym już osobiście zostać klubowym zwierzakiem Akatsuki, niż wleźć do tego cholernego pomieszczenia. Rozglądam się dyskretnie dookoła. Jakby tak wcisnąć te papiery Kakashiemu? Tak w ogóle, to za jakie skarby zgodziłem się przyjąć tę posadę?

Na ulicy słychać nagłe poruszenie.
- Czyżby tłum fanów? – zapytuje Tsunade zaczepnym tonem. Jednak coś w tych odgłosach nie podoba się Naruto. Coś jest z pewnością nie tak.
Blondyn z wahaniem podchodzi do okna.
Za świstem wciąga gwałtownie powietrze.


- Naruto? Wszystko gra?
Wznoszę oczy ku niebu, posyłając Bogu błagalne prośby o zesłanie spokoju na swoje biedne, skołatane nerwy.
- Tak, Sai. Jak najbardziej.
- To dlaczego od pięciu minut wgapiasz się w klamkę, jakby wymordowała pół wioski?
- A skąd wiesz, że tego nie zrobiła? – pytam, zerkając na niego z ukosa.
- Naruto, to klamka.
Ah, ta złośliwość rzeczy martwych.

- To niemożliwe – niedowierzający szept wyrywa się z ust blondyna.
Piąta również spogląda przez okno, a na to co widzi, reaguje zduszonym krzykiem.


Sai odchodzi, pozostawiając mnie z czarnymi myślami.
Dobra, czas skończyć z marudzeniem. Im szybciej załatwię sprawę z tymi papierzyskami, tym szybciej będę mógł odreagować spotkanie z obecnym Hogake.
Sięgam ku klamce, kiedy to drzwi ktoś gwałtownie otwiera z drugiej strony. I tak oto stoję, oko w oko z nim…

Martwe ciało Orochimaru zostało brutalnie rzucone na dziedziniec przed głównym budynkiem. Wokół czarnowłosej postaci zebrał się już spory tłum ludzi. Osobnik odgarnia z czoła czarne pasma włosów i z uśmiechem samozadowolenia spogląda w kierunku Naruto, który gwałtownie cofa się od okna.
- Nie, nie teraz… - mamrocze gorączkowo blondyn. – Dlaczego wracasz dzisiaj…


- Sasuke.

Nikt nie pamięta, że w tym dniu miałeś składać przysięgę. Miałeś zostać mianowany. Miałeś spełnić swoje marzenia…

Wszyscy za to zdają sobie świetnie sprawę z tego, iż w owym dniu Sasuke Uchiha wrócił. Zabił swojego mistrza, a jego truchło przywlókł do Konohy. Oczyścił swoje nazwisko. Na tyle, iż tłum skandujący jego imię, zdołał nakłonić starszyznę na zmianę wyboru Hokage.

Mało kto wie, że w tym dniu zawalił się twój świat.