wtorek, 15 marca 2016

Na zdrowie!

 To nie nowa część lisa, ale mam lekkie wyrzuty sumienia, że nic tu się nie dzieje, a naprawdę nie mam pojęcia kiedy capnie mnie na kolejny rozdział. Bo nawet szło OKEJ, ale żem się wzięła i rozchorowała, co jakoś popsuło mi plany w macaniu tekstu. Ale w sumie dzięki kichaniu ogarnęłam, że tej miniaturki nie wrzuciłam na bloga x). Już trochę miesięcy ten tekst ma, bo z tego co pamiętam, to powstał jakoś w 2014. Aleno, proszę traktować jako typowy rozluźniacz x). Dziękuję za komentarze pod poprzednimi nociami! :"D  Tytuł: Na zdrowie!
Długość: jakieś 4,7k słów.
Gatunek: obyczaj z lekką nutką komediową.
Beta: Akari! <3 <3 <3 
Ostrzeżenia: kilka przekleństw.
Uwagi: fik, jaki życzyła sobie TAT w temacie "napisz dla mnie" na forum SN. Chociaż z tego co pamiętam trochę nie trafiłam w wytyczne xD.
  ***

Olśnienie przyszło nad ranem. A kiedy już nadeszło i w pełni do niego dotarło, to nie mógł dać wiary we własną głupotę.

***

Nie.
Nie zgadzał się.
Po prostu nie zezwalał na taki stan rzeczy.
No... No nie i już!
Bo przecież to była słabość. To była taka ludzka niedoskonałość, która zdarzała się innym! Ale nie jemu! Po prostu N.I.E. Definitywnie i ostatecznie. Nie wyrażał zgody, więc nie życzył sobie, aby dopadło to jego! Zwłaszcza w tym feralnym dla niego okresie...
— Trzydzieści osiem i osiem. No to żeś się załatwił. — Tsunade gwizdnęła cicho pod nosem, zaraz po tym, jak zerknęła na termometr, który jeszcze przed chwilą znajdował się pod pachą Sasuke.
— Niemożliwe — mruknął niemrawo, zezując lekko na kobietę. I pociągnął donośnie nosem. — Uchiha nie chorują... — powiedział nieco nieprzytomnie, zastanawiając się jednocześnie, czy to on się trzęsie, czy może Konohę właśnie nawiedzają fale sejsmiczne, bo jakoś tak wszystko mu... drgało dosyć nieprzyjemnie. — Nigdy... — zakończył kulawo, przymykając oczy.
— Doprawdy?
— Tak, psi... psia... APSIK! — Kichnął potężnie, zamykając jednocześnie oczy. — Cholera, psia mać — parsknął. Nie był do końca pewien, czy na pewno chce uchylić powieki. Nie po tym, co spotkało go dzisiaj rano. Czy też: co spotkało jego kuchnię.
Jednak, kiedy do jego uszu dotarło ciche parsknięcie hokage, zaryzykował otwarcie oczu. Rozejrzał się niepewnie. I zaraz z jego ust wyrwało się nieco nieuchihowe, zrezygnowane westchnięcie. Bo tuż obok niego siedział... Sasuke. A po drugiej jego stronie... również Sasuke.
— Jeżeli cię to pocieszy — powiedziała tymczasem Tsunade, uśmiechając się przy tym jakoś tak... wrednie. — To jeszcze nigdy nie widziałam nikogo, kto podczas zwykłej grypy nie potrafiłby kontrolować swojej chakry.
— Cudownie — burknął Uchiha. Jego klony pokiwały zgodnie głowami w geście poparcia.

***

Naprawdę miał nadzieję, że to się nie działo. Czuł się po prostu paskudnie. Gardło drapało go boleśnie, w nosie miał gigantyczną kluchę, której za nic w świecie nie mógł wysmarkać, dodatkowo jeszcze ledwo łaził. Nogi miał jak z waty i podejrzewał, że jak będzie nadużywał zdolności utrzymywania się w pionie, to niechybnie ją straci i będzie zmuszony do pełzania w celu przemieszcza się z jednego pomieszczenia do innych.
Boże... Marzył o herbacie.
Chociaż nie...
Poprawka: marzył o tym, żeby ktoś zrobił mu herbaty. I najlepiej, żeby był to Naruto.
— Yh — sapnął mimowolnie, zagłębiając się bardziej w fotelu na którym właśnie dogorywał. Zawinął się ciaśniej kocem, czując kolejne nieprzyjemne dreszcze gorączki. Po prostu fenomenalnie. Weźmie i tu umrze. Serio. Siedząc na fotelu przed telewizorem.
Wracając jednak do Naruto. Uzumaki nie zrobi mu herbaty z jednego, dosyć ważnego, choć nie do końca zrozumiałego dla Sasuke powodu. Otóż, mężczyzna był po prostu na niego wściekle zły. I to tak zły, że właściwie z nim zerwał. I wyprowadził się z domu Uchihy, w którym mieszkali wspólnie niemalże już pół roku.
Sasuke niekoniecznie wiedział, co takiego zrobił, że Naruto postanowił podjąć tak drastyczne kroki. Mimo wszystko w ich związku nawet się układało i wszystko było jak najbardziej okej. Przynajmniej z perspektywy Uchihy. Teraz jednak szczerze żałował, że ich związek się sypnął. Znaczy, wcześniej też żałował, bo bycie z Naruto mu się podobało i naprawdę, naprawdę doceniał jego obecność w swoim życiu, jednak... Boże. Najbardziej perwersyjną myślą dzisiejszego dnia było wyobrażenie w którym Uzumaki stał w jego kuchni i przyrządzał mu herbatę. Z cytryną. I miodem.
Musiał mieć naprawdę, naprawdę wysoką gorączkę.
Na potwierdzenie swojego marnego stanu rozkaszlał się. Przez chwilę miał wrażenie, że chyba wypluje płuca i za kilkanaście dni może ktoś się nim zainteresuje i znajdzie jego zwłoki, zawinięte w ten przeklęty koc.
— Cho...lera — wystękał, próbując złapać oddech. — Wykończę się.
Jednak zanim radosne wyzionięcie przez niego ducha zdążyło mieć miejsce, usłyszał pukanie do drzwi. Z jednej strony naprawdę miał ochotę je olać i zgnić w fotelu, bo przecież dostanie się do przedpokoju wymagało kolosalnego wysiłku. Jednak z drugiej... to prawdopodobnie był ktoś od Tsunade z tabletkami, którymi będzie mógł się nafaszerować i zasnąć w spokoju, próbując przespać ten swój chorobowy stan. A jeżeli nie, to może przy odrobinie szczęścia, zaćpa się tymi cholernymi prochami.
Pukanie rozległo się ponownie. Z ciężkim westchnieniem zwlekł się więc ze swojego siedziska, odwinął z koca i oplatając ciasno własnymi rękoma, ruszył w kierunku drzwi. To była długa i męcząca podróż. Miał wrażenie, że żadna kończyna jego własnego ciała nie chce go słuchać i każde polecenie wykonuje z wyraźnym oporem. Dodatkowo, bolały go chyba wszystkie możliwe mięśnie.
— No przecież idę! — zaskrzeczał dosyć niewyraźnie, kiedy osobnik znowu zapukał ze zniecierpliwieniem. — Pali się, czy co... — Otworzył drzwi i zamarł, ze zdumieniem wpatrując się w postać stojącą przed wejściem do jego mieszkania. — O.
No cóż... Tego się raczej nie spodziewał. Znaczy, po ostatnich wydarzeniach Sasuke nie spodziewał się, że Naruto we własnej osobie pojawi się w progu jego domu. Nawet, jeżeli przed chwilą marzył o tym, że mężczyzna mu usługuje, robiąc niezliczoną ilość herbat. Przecież to były tylko nierealne fantazje wywołane durną gorączką.
Stali tak w ciszy przez dobre kilka sekund, przy czym Naruto wyglądał jakby miał ochotę się roześmiać! Bezczelny młotek! Przecież Sasuke był CHORY. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie wyglądał zbyt kwitnąco w wyświechtanych ubraniach, z chorobliwie bladą cerą, sińcami pod oczami i fryzurą przypominającą pobojowisko. Ale, psia mać, MIAŁ PRAWO prezentować się jak ktoś na kim testowano maszynkę do mielenia mięsa! I to nie był powód do śmiechu.
— Ja... — zaczął Sasuke głosem zniekształconym przez nieprzyjemną chrypkę. Jednak zanim zdążył powiedzieć, to co chciał powiedzieć, zrobił coś, czego z całą pewnością nie chciał zrobić. A już na pewno nie przy Naruto.
Kichnął.
"Po prostu, kurwa, pięknie" pomyślał smętnie. Odczekał sekundę i uchylił niepewnie powieki, aby zobaczyć co wspaniałego przydarzyło się tym razem.
Pierwsze, co dane było mu dostrzec, to rozdziawione w szoku usta Uzumakiego, który po chwili zaczął się bezczelnie śmiać. Sasuke przyglądał mu się przez moment pochmurnym spojrzeniem. Nie za bardzo był w stanie ochrzanić go za zachowanie, więc zerknął w dół na swoje własne ciało.
— No tak... — mruknął ponuro, dziwnie nieswoim głosem, podczas gdy Naruto prawie stracił równowagę, poddając się kolejnemu wybuchowi śmiechu. — Tego jeszcze nie było.
Zamienił się w kobietę.

***

— Ha. Ha. Bardzo zabawne — burczał Uchiha, który już wrócił do swojej naturalnej postaci i zaraz po tym jak Naruto przestał się śmiać, został wepchnięty do mieszkania. Usadzono go w fotelu i nawet owinięto tym samym kocem, którym do niedawna sam się przecież opatulał.
To wcale nie było miłe, że został wyśmiany.
W końcu, kurde, nie jego wina, że pierwszy raz w życiu właściwie złapał grypę i przy niej jego chakra szalała podczas głupiego kichnięcia! Każdemu mogło się zdarzyć... No, ale dobra. Koniec rozpamiętywania. Skoro Uzumaki już się pofatygował w jego skromne progi, to mógłby się na coś przydać.
Herbata. TAK.
— Naruto? — Głos Sasuke może i brzmiał na lekko proszący. Może. Jednak na pierwszy plan wychodziła chrypka, przez którą ledwo dało się zrozumieć, co mężczyzna powiedział. I załamanie przy literce "o", które powodowało tyle, że w ogóle jej się nie słyszało. Uchiha pociągnął nosem. — Yh...
— Nie podoba mi się ta chrypa — stwierdził Naruto wchodząc do pokoju. Sasuke spojrzał na niego spod byka. Jednak zaraz jego oblicze przybrało wyraz nieograniczonego szczęścia, bo Uzumaki niósł duży, parujący kubek, najprawdopodobniej wypełniony herbatą. Boże. Właśnie spełniały się jego fantazje! I właściwie nie musiał nawet marudzić! Chyba umarł i znalazł się w raju.
— To dla mnie? — zapytał jednak z pewną dozą nieufności, kiedy Uzumaki postawił kubek tuż przed nim na ławie.
— A no. — Po odłożeniu naczynia Naruto usiadł w drugim fotelu. — Dla ciebie. Z miodem. I z cytryną.
— Cytryną — powtórzył bezwiednie Sasuke, jednocześnie przymykając oczy i wzdychając. Znaczy, westchnąłby, gdyby nie to, że w jego nosie chyba zaklinowały się korki od szampanów i raczej słabo przedostawało się przez niego jakiekolwiek powietrze. W każdym razie, chyba naprawdę był w raju. Herbata podana przez Naruto! Z miodem! I CYTRYNĄ! Teraz mógł umrzeć szczęśliwy. — Normalnie, kocham cię.
Dopiero po kilku sekundach ciszy, podczas których nachylił się, żeby chwycić ciepły kupek w dłonie i podstawić go sobie pod nos (o tak, dobre ciepełko z kubka!), dotarło do niego, że chyba chlapnął coś, czego nie powinien mówić facetowi, który z nim niedawno zerwał.
— Za herbatę znaczy się — dorzucił, próbując uratować sytuację. Co mu niekoniecznie wyszło.
— Ta... — burknął Naruto, patrząc na niego tymi swoimi cholernymi, zdecydowanie zbyt niebieskimi oczami, z lekkim wyrzutem.
— Właściwie, to co tu robisz? — zapytał, tylko po to, żeby zmienić temat.
— A co? Nie cieszysz się, że mnie widzisz? — rzucił zaczepnie Uzumaki. W jego spojrzeniu dało się dostrzec coś na kształt wyzwania. Zaraz jednak zmiękło wyraźnie. Sasuke podejrzewał, że Naruto po prostu nie potrafił wściekać się na kogoś, kto przedstawiał sobą wyjątkowo nędzny obraz smutku i rozpaczy. A tak właśnie prezentował się Uchiha. I do dopełnienia tego uroczego obrazka, co chwilę pociągał nosem. — Byłem u Tsunade złożyć raport — kontynuował nie czekając na odpowiedź. — Więc jak powiedziała, że byłeś u niej rano, z drobnym problemem gorączkowo-chakrowym... — Machnął ręką, jednocześnie przerywając myśl. — Nieważne. Właściwie, to co się stało w kuchni?
Sasuke spojrzał na niego bez zrozumienia. W kuchni? O. No tak. Zapomniał o tym. Cóż... Rano zwlekł się z łóżka, nie wiedząc jeszcze, że dopadła go grypa, ale już czując się paskudnie. Postanowił zrobić sobie herbatę i kiedy tak stał przy kuchence, odkrył, że ma drobne problemy z kontrolowaniem chakry. Potrójne kichnięcie spowodowało przypalenie firanek, ścian i jednej z półek.
— Katon — przyznał z lekkim zażenowaniem.
— Katon? — W głosie Naruto znowu dało się słyszeć rozbawienie. Jednak tym razem podarował sobie jakieś głośniejsze manifestacje dobrego humoru. — No nic. Przyniosę ci tabletki i przygotuję łóżko — rzucił, jednocześnie wstając z fotela. — Musimy cię porządne wygrzać.
Sasuke zmarszczył brwi, obserwując jak mężczyzna wychodzi z pomieszczenia. Cóż... O co on wcześniej pytał? Czy się cieszy? No...
— Cieszę się — mruknął do siebie, tym swoim schrypniętym, wyraźnie schorowanym głosem. — No jasne, że się cieszę.
I to, ku jego zdziwieniu, była najprawdziwsza prawda. Kurde, chyba właśnie zdawał sobie sprawę z tego, że brakowało mu obecności Uzumakiego w domu.

***

Jakiś czas później został wciśnięty do łóżka. Kołdra, którą został opatulony, krępowała każdy ruch, więc jedyne co mógł robić to gapić się. Aktualnie patrzył, nieco rozkojarzonym wzrokiem, jak Naruto siada tuż na skraju materaca i wpatruje się w niego z uwagą. Mimo gorączki i ogólnego rozkojarzenia, Uchiha dostrzegł lekkie wahanie w oczach drugiego mężczyzny, zanim ten przyłożył mu dłoń do czoła.
— Właściwie, dlaczego mnie zostawiłeś? — wymruczał Sasuke, nie odrywając spojrzenia od twarzy Uzumakiego. Teraz widoczne na niej było zaskoczenie.
— C-co? — wystękał po chwili wyraźnej konsternacji, gwałtownie zabierając dłoń z jego czoła.
— No. Zerwałeś. I to tak wiesz, znienacka.
— Sasuke, majaczysz — stwierdził Uzumaki, kręcąc głową. — Przyniosę jakiś zimny okład, okej?
Gdyby miał nieco więcej siły, to przewróciłby oczami. Och, jasne. Był chory, ale to nie znaczyło jeszcze, że mówił głupoty. Akurat przemyślenia o tym, że Naruto zakończył ich związek były dosyć jasne i i klarowne. A jeszcze bardziej klarowna była myśl, że chce wiedzieć, dlaczego taki stan rzeczy miał w ogóle miejsce. Bo chyba coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że bardzo, bardzo pasowałoby mu gdyby Uzumaki znowu krzątał się codziennie po jego domu. No odzyskać go chciał, no!

***

Sasuke zasnął niespojonym snem, podczas gdy Naruto cały czas ocierał jego ciało wilgotną, chłodną szmatką. Takie bycie smyranym, było jedną z najlepszych rzeczy, jakie spotkały Uchihe do tej pory, podczas tej nieszczęsnej choroby. Dawało wręcz niewyobrażalną ulgę.
Tak więc, jakimś cudem zasnął, mimo dręczącej go wysokiej temperatury i ogólnego „nieczucia się najlepiej”. W końcu, ciężko jest zdrzemnąć się chociażby na chwilę z zatkanym nosem. Jednak jego szczęście nie trwało za długo, bo przebudził się, drżąc niekontrolowanie. Po prostu cudownie.
Przekręcił się nieco i dopiero wtedy dostrzegł, że Naruto zasnął w dosyć nieporadnej pozycji. Twarz opierał na dłoniach wspartych o materac, na którym spał Sasuke, przy czym jednocześnie reszta jego ciała znajdowała się na podłodze. Musiało być mu nieco niewygodnie.
— Naruto? — szepnął, próbując go dobudzić. No przecież nie pozwoli, żeby Uzumaki przespał całą noc w takiej pokracznej pozycji! Rano będzie marudził, że jest obolały, połamany, czy coś i jeszcze... no... i jeszcze przypadkiem nie będzie chciał mu zrobić herbaty! — Naruto!
— Hę? — mruknął niewyraźnie mężczyzna, dopiero po kilku sekundach uchylając powieki. — Sasuke?
— Ty... — zaczął Uchiha. Jednak nie skończył. Przerwało mu dosyć donośne dzwonienie zębów. Jego własnych zębów. Nagle odkrył, że jest mu cholernie, cholernie zimno. Och, kurwa, miał dreszcze. Znowu.
I chyba Naruto dosyć szybko zarejestrował fakt, że Sasuke drży niekontrolowanie, bo zaraz po przetarciu oczu,wstał, podniósł się z klęczek i chwycił rąbek kołdry, którą był przykryty Uchiha.
— Posuń się — mruknął nieco nieprzytomnie, kładąc się tuż obok niego.
— Co?
— No posuń się, no.
I zaraz Naruto wcisnął się pod przykrycie, ciasno przytulając do Sasuke. Wetknął nos w zgłębienie jego szyi.
— I jak? — zapytał szeptem, po krótkich chwili, w której umościł się wygodnie, zarzucając jedną nogę na biodro drugiego mężczyzny, a ręce wciskając pod jego koszulkę.
Naruto był... ciepły. Grzał niczym piecyk i było to cholernie przyjemne doznanie. Sasuke niepewnie wziął z niego przykład i wsunął ręce pod t-shirt Uzumakiego. Naga skóra mężczyzny rozgrzewała cudownie, tak, że nawet po niedługiej chwili Uchiha przestał się trząść.
— Łaskoczesz — stwierdził niewyraźnie, będąc właściwie w lekkim szoku, że mężczyzna tak się do niego przykleił. Przecież był na niego wściekły o... o coś.
— Och, to...
— Nie. Zostań — mruknął sennie Sasuke, jeszcze bardziej wtulając się w ciało blondyna. Boże. Za nic w świecie teraz by go nie puścił. O nie. Pozycja w jakiej się właśnie znajdowali była niebiańsko komfortowa i nie miał zamiaru z niej rezygnować. — Jest idealnie.
Leżeli przez chwilę w ciszy. Z każdą sekundą Sasuke było coraz cieplej i wygodniej. Naruto, z nosem w szyi Sasuke, opuszkami palców zaczął gładzić skórę na plecach drugiego mężczyzny. O tak, faktycznie, było idealnie. Uchiha z ledwością powstrzymał się od zadowolonego westchnienia.
— Przepraszam. — Dopiero po chwili Sasuke odkrył, że wypowiedziane schrypniętym głosem słowo wydobyło się z jego krtani.
— Hm?
Nie odpowiedział. Po pierwsze dlatego, że sam niekoniecznie wiedział, za co przeprasza. A po drugie, że właściwie zaraz zasnął — z mocnym postanowieniem, że dowie się, o co wściekł się na niego Naruto.


***

Nie wiedział, czy obudził się rano, czy było już po południe, ale jednego był pewien: pobudka została spowodowana męczącym, suchym kaszlem, który za cholerę nie chciał dać mu spokoju. Na wszystkie demony tego świata... Czuł się jeszcze gorzej niż dzień wcześniej. Teraz naprawdę umierał. Definitywnie.
Rozkaszlał się ponownie, mimo tego, że wcześniejszy atak dopiero co ustąpił. Po prostu cudownie.
— No Uchiha, naprawdę ładnie się zaprawiłeś — stwierdził Naruto, wchodząc do pokoju. W rękach dzierżył tacę. A na tacy... zupę? Sasuke zerknął na niego nieufnie. — Co?
— Ugotowałeś coś?
— No. A co?
— I to nie jest instant?
— Dzięki za niezłomną wiarę w moje możliwości — mruknął Uzumaki podając mu tacę, gdy tylko podciągnął się na łokciach do pozycji siedzącej. — Mimo wszystko umiem gotować. Jako tako. W każdym razie, nie ograniczam się wyłącznie do zalewania zupek w proszku.
— Więc dlaczego jak mieszkaliśmy razem nie pokusiłeś się nigdy o przygotowanie jakiegokolwiek obiadu? — zapytał, patrząc nieufnie w zawartość swojego talerza. Wyglądała... zjadliwie. Spróbował. — Hej, to dobre jest!
— No widzisz? Jedz. Ja muszę iść do akademii. Wpadnę wieczorem, sprawdzić jak się czujesz, okej?
Nie czekając na odpowiedź, Naruto wyszedł. Sasuke wpatrywał się przez chwilę w miejsce, gdzie przed chwilą stał mężczyzna. Odłożył tacę na szafkę stojącą obok łóżka. Ale jak to: musiał iść? Przecież... No przecież Uchiha był chory i wymagał całodobowej opieki! Nie ma takiego chodzenia do akademii, kiedy on umiera!
Warknął pod nosem, zwlekając się z łóżka.
I jak on w takiej sytuacji miał w ogóle wydobyć z Naruto jakiekolwiek informacje?

***

Och, to nie tak, że był zazdrosny o to, że Naruto właśnie spędza czas cholera wie z kim. Po prostu uważał, że jak Uzumaki już zdeklarował chęć niesienia pomocy, to powinien siedzieć w jego mieszkaniu i najlepiej przyrządzać mu herbatę. Tak właśnie powinno być!
— APSIK! — kichnął potężnie. Aktualnie znowu siedział wciśnięty w fotel w salonie i dosyć nieobecnym spojrzeniem wgapiał się w telewizor, w którym buczał jakiś wyjątkowo kretyński serial. Znaczy, teraz w sumie zaciskał powieki i zastanawiał się, czy na pewno chce je otworzyć. Pociągnął nosem.
— Na twoim miejscu użyłbym chusteczki.
Och. Pięknie. Uchylił powieki i wgapiał się właśnie... no w samego siebie. Znowu przypadkiem stworzył klona.
— Wyglądasz okropnie — stwierdził, wpatrując się w swoje własne oblicze. Miał dziwnie stłumiony głos. A może chodziło o to, że przez tę cholerną grypę miał lekko zatkane uczy i wszystko słyszał jako„dziwnie stłumione”? — Ale co do chusteczek, to chętnie. O ile mi jakieś podasz.
Klon prychnął z niesmakiem. Wyglądał na równie chorego co oryginał. I nawet był zawinięty w taki sam koc!
— Sam sobie weź.
— Na herbatę również nie mam co liczyć?
— Domyśl się.
Sasuke westchnął, stwierdzając jednoczenie, że jest strasznym dupkiem. I kichnął ponownie. Klon nie zniknął...
— Do diabła... nie — jęknął Uchiha, zezując na niego lekko.
… Tylko zamienił się w Sakurę. No, przynajmniej z wyglądu.
— Serio? — Różowowłosy klon parsknął, najwyraźniej będąc rozbawionym tą sytuacją. Uchiha jednak jakoś nie widział w tym nic śmiesznego. — W Haruno?
— Uwierz, jakbym miał na to jakikolwiek wpływ, zamieniłbym cię w... w coś innego — stwierdził, lekko zrezygnowanym tonem.
— W co?
Zastanowił się chwilę. I zaraz uśmiechnął wrednie.
— W chusteczki.

***

Z jego kichania wyszło tyle, że wyprodukował jeszcze kilka klonów. Na szczęście już żaden nie zamienił się w któregoś z jego znajomych. Tylko, że... Pociągnął nosem, wpatrując się czajnik ustawiony na kuchence. I zaraz przeniósł spojrzenie na tacę znajdującą się na kuchennym blacie. Na niej ustawione było pięć kubków. Zmarszczył brwi.
Coś mu się nie zgadzało. Bo raczej nie powinno być tak, że to on robi herbatę swoim klonom, a nie one jemu. Właśnie. Dlaczego on w ogóle robi im herbatę?
— Niesłodzona, pamiętaj! — rozległ się skrzeczący krzyk z salonu.
Przewrócił oczami.
— I z cytryną! — dorzucił kolejny klon.
— I...
— Z MIODEM! — dokończył oryginalny Sasuke, z ledwością powstrzymując się od zgrzytania zębami. — Przecież, kurwa, WIEM!
Uchiha stwierdził, że jego własne klony są cholernie irytujące.
— Skoro my jesteśmy, to ty też.
Och. Pięknie. I najwyraźniej potrafią czytać mu w myślach.
— A odwal się — burknął do Sasuke siedzącego przy kuchennym stole i zabrał się za zalewanie kubków wrzątkiem.

***

— Przyniosłem herba... a... a... APSIK! — kichnął, kurczowo zaciskając dłonie na trzymanej tacy. — Ha! — Z satysfakcją zarejestrował, że nie wylał ani kropelki napoju. — Kurwa. — Zaraz również zauważył, że wszystkie jego klony zniknęły. — Na cholerę mi teraz tyle herbaty?

***

Naruto, gdy tylko wrócił, znalazł go leżącego na dywanie w salonie. Sasuke umierał. Znaczy, on twierdził, że umierał. Inni zapewne by powiedzieli, że przesadzał, ale nie mieliby przecież racji, bo Uchiha nie przesadzają nigdy, i skoro twierdził, że umiera, to znaczyło, że no... że UMIERA!
— Sasuke?! — zawołał od progu Uzumaki, gdy tylko zarejestrował obecność nieco nieprzytomnego ciała na dywanie.
— Co? — burknął Uchiha, z twarzą wciśniętą w dywan. Właściwie sam do końca nie wiedział, jak wylądował na ziemi. Po prostu w pewnym momencie podłoga wydała się być dobrą opcją do leżenia, a zresztą fotel był przecież taaak daleko i w ogóle...
— Boże, myślałem, że straciłeś przytomność. Nie strasz mnie tak. — W głosie Naruto pojawiła się wyraźna ulga. Sasuke usłyszał, jak podłoga skrzypi lekko, przy każdym kroku mężczyzny, gdy ten podchodził do niego. — Właściwie, dlaczego tu leżysz?
— Bo klony zrobiły mnie w konia. Bo herbata w końcu wystygła. Bo fotel był za daleko. I bo zostawiłeś mnie tu na pastwę losu, żebym umarł w samotności.
— Nie umiera się od grypy, wiesz?
— Ja umieram.
— Nawet jeśli, to nigdy nie sądziłem, że akurat tobie będzie przeszkadzała samotna śmierć.
— Czy ty właśnie starasz się być uszczypliwy?
— Nie. Skąd.
— Super. Dobij leżącego. — Sasuke obrócił głowę, aby móc na niego spojrzeć. — Ale skoro postanowiłeś jednak potowarzyszyć mi w tych ostatnich momentach życia, to może powiesz w końcu, dlaczego mnie zostawiłeś?
— Mówiłem: musiałem iść do akademii i...
— Nie dzisiaj — przerwał mu Uchiha, gramoląc się przez chwilę, tak, że teraz klęczał i patrzył z dołu na Naruto pochmurnym spojrzeniem. — Dlaczego ze mną zerwałeś?
— Co cię tak wzięło na ten temat? — zapytał mężczyzna po chwili ciszy. Jego oczy zwęziły się, gdy wpatrywał się w Sasuke podejrzliwie. — Jakoś nie wykazywałeś takiego zainteresowania, kiedy oznajmiałem ci radosną nowinę, że się wynoszę.
— Bo nie dałeś mi się nad nią zastanowić!
— A co tu jest do zastanawiania się? — prychnął Uzumaki. — Jakbyś chciał ze mną być...
— Skąd wiesz, że nie chcę?!
— JAKBYŚ CHCIAŁ — warknął, ignorując jego pytanie. — To byś nie musiał się zastanawiać nad niczym CHOLERNY EGOISTO! I wstań w końcu z tej pieprzonej podłogi, bo się jeszcze bardziej zaziębisz! — wrzasnął, obrócił się na pięcie i pomaszerował do kuchni.

***

O dziwo, Naruto sobie nie poszedł. Znaczy, nie, żeby Sasuke nie był zadowolony z tego stanu rzeczy. Nawet jeżeli jeszcze niedawno Uzumaki na niego nawrzeszczał. I wyzwał go! A przecież... Przecież wcale nie był egoistą. Chyba. Nie?
Uchiha zmarszczył brwi w zamyśleniu. No cóż, jeżeli chodzi o dowiadywanie się, za co Naruto się wściekł to nie zrobił za dużych postępów. Wyglądało nawet na to, że przez to swoje dopytywanie się sprawił, że Uzumaki jeszcze bardziej się na niego rozzłościł. A nawet mimo tego rozzłoszczenia mężczyzna został w jego domu, pogonił go do łóżka, opatulił ciasno kołdrą i teraz chyba krzątał się po kuchni, coby przygotować herbatę do popicia leków, jakie zapisała mu Tsunade.
Dlaczego? Skoro był na niego wściekły, to nie powinien się przejmować tym, czy Sasuke w końcu wypluje własne płuca przy kolejnym ataku kaszlu, czy też nie.
— Jak się czujesz? — Burkliwy głos wyrwał go z jego własnych myśli.
— Dlaczego pytasz? — Wlepił w Naruto pytające spojrzenie. Podciągnął się na łokciach i przyjął od mężczyzny herbatę i tabletki, które to natychmiastowo połknął. Skrzywił się nieznacznie. Leki były paskudne w smaku.
— Z powodów, których osoba z twoim charakterem nie zrozumie. Więc?
— Z moim charakterem? — mruknął, podczas gdy Naruto nachylił się nad nim, przykładając swoją chłodną dłoń do jego czoła. O. Przyjemnie.
— Odpowiesz na pytanie czy nie?
Sasuke przygryzł wargę. I o mało nie jęknął z zawodem, kiedy Uzumaki zabrał rękę.
— Jeżeli wszystko okej, to już sobie pój...
— Właściwie to jest mi zimno — palnął, zanim Naruto dokończył zdanie. O nie. Nie miał zamiaru pozwolić, żeby ten sobie poszedł, bo przecież... bo przecież... no nie pozwoli i już. A coś mu mówiło, że jak odpowiednio rozegra sytuację, to go nie zostawi.
— Zimno? — Uzumaki uniósł jedną z brwi. — Serio?
— Bardzo, bardzo zimno — zapewnił. — Zimniej niż wczoraj, wyobraź sobie.
— Naprawdę?
— Naprawdę. — Pokiwał głową, jednocześnie przesuwając się bliżej ściany i poklepując materac. — Musisz mnie ogrzać.
— Och. — Naruto spoglądał na niego z namysłem. — To przyniosę dodatkowy koc.
I czmychnął z pokoju.
— Co? — Sasuke spoglądał za nim nieco zdezorientowany. Zaraz jednak zacisnął zęby, jednocześnie mrużąc oczy. — Cholera no.

***

Jednak Naruto nie poszedł do siebie zaraz po przyniesieniu mu koca. Krzątał się po kuchni, podczas gdy Sasuke robił to, co w ciągu ostatnich dni wychodziło mu najlepiej. Czyli chorował. Aktualnie przeklinał w myślach swoje drobne kłamstwo, którym chciał zmusić Naruto do wpakowania się do łóżka, bo chyba los właśnie się postanowił na nim mścić i naprawdę było mu przeraźliwie zimno.
— Dobra — zaczął Uzumaki, ponownie wchodząc do pokoju. — Przygotowałem ci na jutro … Czy ty się trzęsiesz?
— Y-hy — sapnął z trudem, ciaśniej zawijając się w przykrycia. Jednak to nie dawało większego efektu. — Chy-yba ma-mam dre-dreszcze — stwierdził, dając spokój z marnymi próbami dostarczenia sobie większej ilości ciepła.
Usłyszał ciężkie westchnienie i zaraz materac na którym leżał ugiął się pod ciężarem drugiego ciała. Naruto usiadł na łóżku i nachylił nad nim, żeby przyłożyć mu dłoń do czoła.
— Znowu jesteś rozpalony — stwierdził z wyraźnym rozczarowaniem. — Zimno ci?
— Y-hy.
W kolejnej sekundzie Naruto znowu leżał tuż przy nim i Uchiha mógł swobodnie się w niego wtulać. Sasuke odetchnął z wyraźną ulgą. O tak. Ciepło. Ciepełko. Cudownie!
— Dlaczego to robisz, skoro jesteś na mnie wściekły? — zapytał, kiedy dreszcze wstrząsające jego ciałem w końcu ustały.
— Zamknij się.
— Ale...
— Serio: zamknij się. Bo sobie pójdę.
— Nie. Nie pójdziesz.
— Założymy się?
— Dobra — skapitulował, kiedy tylko Naruo odsunął się od niego nieznacznie. — Już o nic się nie pytam. — Zamilknął na chwilę. — Ale serio, mógłbyś mi odpowiedzieć.
— Draniu!
— No już, no. Siedzę cicho.

***

W ciągu kolejnych dwóch dni Naruto wciąż opiekował się Sasuke, który z dnia na dzień czuł się zdecydowanie lepiej. No przynajmniej jeżeli chodzi o względy zdrowotne. A tak poza tym... Uchiha czuł się dosyć nieswojo.
Bo Uzumaki robił wszystko, żeby jakoś pomóc mu w tej nieszczęsnej chorobie, ale jednocześnie dawał mu sygnały, że wciąż jest na niego zły. Przy czym nie chciał mu powiedzieć, dlaczego w ogóle taki stan rzeczy ma miejsce. Każda próba wyduszenia z niego jakiejkolwiek informacji kończyła się kolejnymi wyzwiskami i wściekłymi warknięciami.
I jak on miał go odzyskać, skoro nie wiedział, dlaczego tak właściwie Uzumaki z nim zerwał i o co wciąż się wściekał?
Westchnął ciężko. Siedział przy ławie w salonie, z łokciami ciężko opartymi o jej blat i wpatrywał w krzątającego się po pokoju Naruto. Wyglądało na to, że musi sam się domyślić, o co chodziło temu głąbowi. Ciężkie zadanie.

***

Chociaż może nie takie ciężkie, bo olśnienie przyszło nad ranem, zupełnym przypadkiem, kiedy już po kolejnej — spokojnie przespanej tym razem — nocy poczłapał do kuchni i odkrył, że Naruto znowu opuścił jego dom.
Na blacie stołu znalazł zapisaną przez niego kartkę, na której były informacje o tym, że w lodówce ma zupę do odgrzania, że ma wziąć jeszcze dwie porcje tabletek, które leżą w salonie i, że „nie choruj już i trzymaj się” co jakoś jednoznacznie nasunęło mu do głowy myśl, że Uzumaki już go nie odwiedzi w najbliższym czasie. Pociągnął nosem, odłożył trzymaną właśnie kartkę i rozejrzał się po pomieszczeniu. Wydawało się jakieś takie puste. Stropił się.
„Jak to jest, że osoba, która jest na ciebie wściekła, mimo wszystko o ciebie dba” zapytał sam siebie i nie wiedział, czy to zasługa tego, że faktycznie czuł się znacznie lepiej niż wcześniej, czy po prostu nagłe olśnienia mają to do siebie, że są nagłe, ale znalazł odpowiedź na swoje pytanie.
Naruto musiało po prostu na nim zależeć. I to tak normalnie, ludzko i prawdziwie, że był w stanie mimo swojej ogólnej złości przyjść do niego i się nim opiekować podczas choroby. To było... no... rozczulające.
Skrzywił się z niesmakiem, ale jakoś żadne inne słowo nie przychodziło mu do głowy. Jednak to, że najwyraźniej Naruto na nim zależało nie było największym odkryciem, jakiego dokonał podczas tego dnia. Większym było, że jemu również los Naruto nie jest obojętny. Znaczy, wiedział o tym od dawna. Tylko za bardzo mógł sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek dał Uzumakiemu jakiś dowód na taki stan rzeczy.
Jakby przejrzeć historię ich związku, to Naruto był tym, który wszystko inicjował. Spotkania, pierwszy pocałunek i takie tam... Z perspektywy postronnego obserwatora dobrze było widać, że to jemu bardziej zależało na związku. Właściwie to nie tak, że Sasuke zależało mniej. Tylko on niekoniecznie umiał to pokazać.
I...
Kurwa.
Naruto po prostu myślał, że Sasuke ma go głęboko gdzieś!
Z ledwością powstrzymał się od uderzenia głową w ścianę. Cholera jasna, cały związek padł przez to, że ma drobne problemy z okazywaniem uczuć! Po prostu cudownie. Chociaż tak właściwie to nie było coś, z czym nie mógłby sobie poradzić.
Na jego twarzy wykwitł wyraz determinacji.

***

Bez chwili wahania zapukał do drzwi kawalerki. Po kilku sekundach jej właściciel w końcu pofatygował się, żeby je otworzyć.
— Sasuke? — zapytał Naruto ze zdziwieniem, otwierając szerzej drzwi. — Co ty tu robisz? Powinieneś jeszcze wypoczywać!
— Zależy mi na tobie — powiedział, ignorując jego słowa. Uzumaki zamrugał, przyswajając rzuconą mu właśnie informację.
— Okeeej? — Mężczyzna wpatrywał się w niego przez sekundę czy dwie, zanim zamrugał ponownie, zmarszczył brwi i parsknął:
— Czekaj, co?
— Zależy mi na tobie — powtórzył Sasuke neutralnym tonem. Nie odrywał wzroku od twarzy blondyna, który również nie pozostawał mu w tym dłużny.
— Och, naprawdę? — Założył dłonie na ramiona. Nie wyglądał na przekonanego.
— Naprawdę — przytaknął Uchiha. — Niekoniecznie rozumiem, dlaczego mi po prostu nie powiedziałeś, że czujesz jakby mi nie zależało na naszym związku. To musi być jednak dosyć nieprzyjemne, kiedy jest się jedynym, który się stara. Ale sądzę, że jestem w stanie, no wiesz, także się starać, jeżeli mi powiesz, czego oczekujesz. Jak już wspominałem, zależy mi na tobie i zdaję sobie sprawę z tego, że również nie jestem ci obojętny, więc nie widzę przeciwwskazań, żebyśmy nie mogli spróbować być ze sobą ponownie.
— Jej. — Naruto wydawał się być autentycznie zdziwiony jego wywodem. — Jeszcze nigdy nie słyszałem, żebyś wyprodukował z siebie aż tyle słów w tak krótkim czasie.
— Bo jeszcze nigdy nie wyprodukowałem z siebie aż tylu słów w tak krótkim czasie — przyznał, uśmiechając się delikatnie. — To co?
— No... Musi ci serio zależeć, skoro uraczyłeś mnie takim słowotokiem, nie?
Pokiwał głową, zaciskając jednocześnie wargi. No cóż... Powiedział co miał do powiedzenia. Reszta należała do Naruto.
— Och, no dobra no — parsknął Uzumaki, widząc jego niepewną minę. — Co mi tam. Najwyżej znowu cię rzucę.
Sasuke pokręcił głową.
— Nie ma takiej opcji — powiedział poważnym głosem, zanim przysunął się do drugiego mężczyzny i musnął wargami jego usta. — Zero rzucania.
Odpowiedział mu krótki śmiech.
Zdecydowanie. Zero.

13 komentarzy:

  1. Oh maj gasz. Za słodko! Kocham wszystko co piszesz! Jesteś ważniejsza od Historii!
    Nieporadny Sasuś i słowotok - miód cytryna xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejciu jejciu jejć. Jakie to urocze *.*.
    Ja wiem, że wymagam na pewno za wiele, ale ja cem częściej takie urocze rzeczy. Ogólnie to więcej Twojego pisania bym chciała *.*
    Dużo weny życzę i mam nadzieję, że na lisa też za niedługo przyjdzie czas

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy to źle, że bawi mnie cierpienie Sasuke? xD Bo jego choroba jest naprawdę zabawna xD Więcej takich tekstów! Taki uroczy Sasuś i opiekuńczy Naru to miód na moje serce~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. x"DDD Saskłe to ogólnie zabawny ziomek xD.

      Usuń
    2. Ahaha :D wielbię Cię za "zabawnego ziomka" xD co jak co, ale takiego określenia Saska bym się nie spodziewała!

      Usuń
    3. x"DDD Noale on jest zabawny noo! xD

      Usuń
  4. A teraz czas na właściwy komentarz ^^
    Także tego. Wybrałaś ten zagubiony w otchłani swoich literackich folderów fik dlatego, że sama masz wiele do zarzucenia swojej kondycji zdrowotnej czy jak? xD
    Chorujący Sasuke jest taki bezbłędny! Nie mogłam się opanować ze śmiechu przy scenie z klonami! Wymyśliłaś to rewelacyjnie :D Klony i herbatka z cytryną. I miodem. A Sasek zdaje sobie sprawę, że wcale nie jest tak łatwo z nim wytrzymać. Zresztą typowy facet - zdycha przy ledwie przeziębieniu ;) No dobrze, niech będzie grypa. Wybaczam mu, bo to mój Sasuke. Tak. Tak uroczo leżał jak zdechła ryba na podłodze xD Widziałam to oczyma wyobraźni!
    Kurcze, czy ja Ci już mówiłam, jak wielbię Twoje porównania? Jak Ty je wymyślasz? Są genialne i przy tym takie naturalne i zawsze aż mam ochotę je spisać, bo może a nuż kiedyś zabłysnę świetnym tekstem w towarzystwie (no ale oczywiście nigdy mi nie wychodzi, no xD).
    Mimo że ja też czekam na Fiksację, to ten rozdzialik był cu-dow-ny! Tyle feelsów i tyle Saska, czego chcieć więcej..? ^^
    Życzę zdrowia, weny i własnego, osobistego "ogrzewacza" na wypadek, gdyby było zimno xD
    Alys

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, ja ogólnie to zazwyczaj nie choruję jakoś mocniej bo po co, nie ma czasu i w ogóle, ale ostatnio mój organizm odkrył, że jednak bezrobocie sprzyja chorowaniu i to wykorzystał xD. Dziękować za komentarz, cieszę się, że opo się podoba ;'). A no Fiksacja się napisze. Kiedyś. W końcu xD. Mam nadzieję. Noaleno. Dziękować jeszcze raz!

      Usuń
    2. O, a wiesz, że miałam podobnie? Znaczy po dwóch miesiącach po obronie mgr, kiedy nadal byłam wolna jak ptak i bezrobotna, nagle mój organizm chyba stwierdził, że się podświadomie tym stanem stresuję, i niemal w środku lata tak się rozchorowałam, jak nigdy O.o Coś w tym musi być!
      Alys

      Usuń
    3. Złośliwe te organizmy, nie ma co xD.

      Usuń
  5. Hej,
    och tka, ten tekst boski, to nie uchihowskie i jeszcze nie panuje nad chakrą...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń