niedziela, 17 września 2017

Na granicy fiksacji

No elo :"D. W ślimaczym trybie, ale lis zakutalizowany! 
Betowała Akari! :*

XIX


Naruto otworzył gwałtownie oczy, kurczowo łapiąc powietrze. Czuł jakby dopiero co wybudził się z koszmaru — i było w tym wiele prawdy, bo przecież krzywe akcje lisa można było spokojnie nazwać koszmarem. Co gorsze, dziejącym się w realnym świecie, a nie tylko w sennych marach.
Jego serce dudniło nieregularnie, oddech nie chciał się wyrównać i jakby nie do końca zdawał sobie jeszcze sprawę z tego, gdzie się znajduje. Dopiero po kilku sekundach dotarły do niego pojedyncze informacje.
Szpital. Był w szpitalu. Byli właściwie: on, leżący na kozetce i Sasuke, którego twarz znajdowała się tuż nad nim. Przez chwilę Uzumaki widział jeszcze wirujące łezki sharingana, zanim barwa oczu Uchihy powróciła do zwyczajowej czerni.
Zamrugał. Zdziwiony i zdezorientowany.
Obolały.
Szpital.
Sasuke.
Bezpiecznie.
Odetchnął nerwowo i powoli docierała do niego myśl, że, Boże, skończyło się. Ta niemożność zareagowania. Bezsilność. To przerażenie to… to wszystko.
Ale wciąż bolało.
Znaczy, nie tak jak wcześniej. Było zdecydowanie lepiej. Zdecydowanie jaśniej, bo, och, kontaktował ze światem zewnętrznym. To była miła odmiana. Po prawdzie nie wiedział ile czasu trwał lisi atak, ile czasu był nieprzytomny, a ile zwijał się z bólu, ale miał wrażenie, że trochę czasu minęło.
— Cóż… — mruknął w końcu, po kolejnym głębszym oddechu. Syknął podczas podciągania się do siadu, kiedy zerknął na jedną ze swoich rąk. — Oj — powiedział bez sensu, widząc, że jest zaczerwieniona i pokryta pęcherzami poparzeń.
Jednak zamiast na poparzeniach skupił się na czymś innym. Jego głos był… dziwny. Bardziej zachrypnięty. Zupełnie jakby wrzeszczał, krzyczał długie godziny, zdzierając sobie struny głosowe. I… psia mać, nie zdziwiłby się, gdy faktycznie taka sytuacja miała miejsce.
Kurwa. Bolało.
— Chwila — mruknęła Tsunade, wpychając się przed Sasuke, który w międzyczasie się odsunął, jednak wciąż stał blisko Uzumakiego, przypatrując mu się bez słowa. Mamrocząc pod nosem kobieta spowiła swoje ręce zieloną chakrą i zabrała się za leczenie jego obrażeń, co lekko szczypało, ale dawało konkretną ulgę. Ból powoli zmniejszał się, znikał.
Podczas zabiegów Tsunade w pomieszczeniu panowała cisza. Naruto niekoniecznie wiedział jak ją przerwać. Bo… co miał powiedzieć? Że przekichane? Że nie wie co robić? Że to było… straszne? Mimo wielu stoczonych walk, mimo niezliczonych obrażeń jeszcze nigdy, ale to przenigdy nie czuł takiego bólu i przerażenia?
Co to da?
Wzdrygnął się mimowolnie na wspomnienie ostatnich wydarzeń. Zamknął oczy, przygryzając wargę.
Źle, było cholernie źle i… i…
Co teraz?
Co?
Ile czasu spokoju mają, zanim lis znowu się obudzi? Ile, zanim znowu nie rozpęta podobnego piekła? I czy on sam wytrzyma kolejny atak? Czy jest w ogóle w stanie? Czy ktokolwiek by był? Czy…
Ach, kurwa.
Kurwa, kurwa, kurwa…
Było źle, źle, cholernie źle. A miał wrażenie, że mimo wszystko, mimo tego, że naprawdę cierpiał i był wręcz kurewsko przerażony, to lisa było stać na jeszcze więcej. Na jeszcze gorsze ataki, na zadanie większej ilości cierpienia i…
— Naruto? — W cichym głosie Tsunade pojawiło się wahanie. Kobieta najwyraźniej sama nie wiedziała jak ugryźć całą sytuację. I Uzumaki zupełnie się temu nie dziwił. Bo przecież… przegrywali. Z kretesem przegrywali z lisimi gierkami, bo zupełnie żadne z nich nie było w stanie w jakiś ogarnięty sposób zapobiec atakowi i… i…
Kurwa.
Kurwa mać.
Kurwa, kurwa, kurwa…
Zaciskając powieki myślał gorączkowo, ni jak nie potrafiąc znaleźć żadnego wyjścia z tej popapranej sytuacji. Wiedząc, że nikt inny również go nie znajduje. Czuł się jakby przegrywali. Jakby już przegrali, bo ostatni popis lisiego szaleństwa nie pozwalał widzieć przyszłości w jaśniejszych barwach.
Co teraz? Co?
Co robić? Czy w ogóle ktoś mógł cokolwiek zdziałać?
Setki pytań brzęczały mu w głowie. Czuł, że zaraz dostanie jakiegoś cholernego ataku paniki. A przecież panikowanie nic by nie dało, zwłaszcza, że w głowie pojawiła się nieśmiała myśl, że przecież… jest coś. Jest jedna rzecz, którą mógł zrobić, żeby chociaż na jakiś czas powstrzymać demona. Ta jedna rzecz o której kompletnie zapomniał, która zupełnie wyleciała mu z głowy, kiedy lis zaatakował.
Ma możliwość, żeby stłamsić tę złowrogą moc.
Kiedy po raz kolejny uchylił powieki w jego oczach błyszczała determinacja.
Jeszcze nie przegrali. Jeszcze lis nie osiągnął swojego celu. I póki Naruto dycha, ryży popapraniec może sobie pomarzyć, że uda mu się uwolnić. Jeszcze. Nie. Przegrali. Nawet jeżeli ostatni atak wstrząsnął nimi wszystkimi, nawet jeżeli mogłoby się wydawać, że demon przechyla szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Nie przegrali.
I nie przegrają.
Przy następnym ataku Naruto będzie gotowy. Będzie wiedział co robić. Będzie mógł zareagować i jeżeli faktycznie sytuacja będzie tego wymagała, to, cholera jasna, uczyni to. Nawet jeżeli będzie to tylko tymczasowe rozwiązanie, to przynajmniej da czas Tsunade i Sasuke na znalezienie sposobu na ujarzmienie demonicznej chakry. Nie pozwoli na to, żeby Kyuubi przejął jego ciało, nie pozwoli, żeby demon się odrodził, aby móc siać spustoszenie.
Nie pozwoli, aby jeszcze kiedyś demon go tak sponiewierał, nie pozwoli, aby znowu zaistniała sytuacja, kiedy ujrzy strach w oczach Sasuke.
Nie pozwoli.

***

Przytłaczające było widzieć bezradność na twarzy Tsunade, która bardzo dobrze wiedziała, że jej próby powstrzymania lisa lekami nie zdawały się na nic. Przytłaczające mimo wszystko było to, że zezwoliła udać im się z powrotem do mieszkania Sasuke, bo to oznaczało, że w szpitalu nie ma nic, ani nikogo, kto mógłby powstrzymać kolejny lisi atak. Że wciąż jedynym co jeszcze może powstrzymać demona jest Sharingan.
I to przytłoczenie było kolejnym powodem dla którego Naruto umocnił się w swoim postanowieniu, że nie dopuści ponownie do takiej sytuacji. Zwłaszcza, że Uzumaki czuł w stosunku do kobiety niewyobrażalną wręcz wdzięczność za pokłady zaufania i wsparcia, jakie mu okazywała. Miał dziwne wrażenie, że gdyby trafił na czas panowania innego przywódcy to już dawno zostałaby pogoniony z wioski albo zamknięty w jakiś miało przyjemnych czterech ścianach, gdzie banda medycznych ninja miałoby frajdę z przeprowadzania na nim dzikich badań, niekoniecznie mających na celu poprawę jego jakości życia.
W każdym razie, dopiero w mieszkaniu Sasuke dotarło do niego, że sam Uchiha jest niezwykle cichy, nawet jak na siebie. Oprócz niemrawych pomruków przytakiwania nie wypowiedział ani jednego słowa, a Naruto uświadomił sobie ten fakt, podczas ściągania butów w korytarzu.
I mimo tego nie przerwał ciszy, jaka między nimi panowała. Wbił oczy w drugiego mężczyznę i wciąż się nie odzywał, bo właściwie niekoniecznie wiedział co takiego powinien powiedzieć. A coś powinien.
Tylko co?
Przez chwilę obaj stali nieruchomo. Przez chwilę spojrzenie Sasuke było chłodne i nieprzenikliwe. Naruto ni jak nie potrafił odgadnąć, co też gra w tej ciemnej łepetynie. Przez chwilę panowała między nimi cisza, mimo że w jego głowie właśnie brzęczały setki pytań.
Ciszę w końcu przerwało ciche westchnięcie Sasuke. Jego oblicze wyraźnie złagodniało, aby zaraz pojawiła się na nim swojego rodzaju zaciętość. Na więcej obserwacji Uzumaki nie miał sposobności, bo jak Uchiha stał kawałek od niego, tak nagle znalazł się tuż przy nim, chwycił za przedramiona i… och… pocałował go.
Naruto mruknał, nieco zaskoczony, zanim zmrużył powieki, pozwalając swoim myślom skupić się na tym dotyku. Pozwalając sobie zapomnieć o wszystkich pytaniach, jakie jeszcze niedawno go dręczyły, o wszystkich negatywnych myślach, o lisie i całej tej popapranej sytuacji, w jakiej się wszyscy przez tego ryżego potwora znaleźli. Pozwalając sobie sądzić, że przez jakiś czas jeszcze nic się nie stanie, że demon uśpiony sharinganem nie zareaguje i nie ponowi jeszcze swoich ataków.
Bo Sasuke go dotykał.
Tak łatwo udawało się zapominać o wszystkim, kiedy mężczyzna był blisko, mimo że nie powinien… zdecydowanie nie powinien oddawać się takim przyjemnościom kiedy… kiedy…
Westchnął, nie będąc w stanie dokończyć myśli.
Sasuke go dotykał. Ciepłe usta mężczyzny napierały na jego własne wargi, gorący język wślizgnął się do jego ust, bez krępacji. Ręce z ramion przeniosły się na biodra, przyciągając go bliżej, mocniej, aby zaraz otoczyć go w mocnym uścisku, niepozwalającym się odsunąć ani o milimetr. Nie, żeby Naruto miał na to jakąkolwiek ochotę, bo jego własne ręce też zawędrowały na ciało Sasuke, zaplatając się na karku Uchihy.
— Sas… — sapnął, kiedy mężczyzna oderwał na chwilę od niego usta. Zaraz znowu jednak do niego przywarł, w kolejnym mocnym pocałunku, na który Uzumaki zareagował cichym stęknięciem.
Dawał się całować i oddawał pocałunki. Dawał się dotykać i sam również dotykał. Oddawał się całkowicie, napawając bliskością tego konkretnego człowieka, pragnąc by dotyk jego ust trwał jak najdłużej, a jednocześnie domagając się czegoś… czegoś… więcej.
Kolejne sapnięcie wyrwało się z jego ust, kiedy Sasuke przestał całować jego wargi, przenosząc usta najpierw na jego żuchwę, a następnie liżąc szyję, zanim w wybranym miejscu przycisnął do niej wargi.
— Sasuk… — mruknął półprzytomnie, nieświadomie bardziej eksponując fragment skóry, na której właśnie skupił się Uchiha. Zaraz zaśmiał się mimowolnie, kiedy ciepły oddech połaskotał go w szyję. — Sasuke? — zapytał cicho, kiedy zimny nos przytknął się do jego skóry. Mężczyzna przestał go całować. Teraz tylko wciskał nos w znalezione przez siebie zgłębienie, a jego przyśpieszony oddech powoli się wyrównywał. Jego własny po chwili również się uspokoił. Serce wracało do prawidłowego rytmu, a myśli zaczynały stawać się jakby bardziej klarowne.
Trwali przez chwilę w ciasnym uścisku. Bez słowa.
Aż w końcu Sasuke uniósł głowę i spojrzał prosto w niebieskie tęczówki z determinacją i zaciętością.
— Nigdy więcej — wyszeptał w końcu, przytykając czoło do jego czoła. Przenosząc ręce z pasa Naruto na jego włosy, gdzie palce mężczyzny wplątały się w blond kosmyki. Naruto wpatrywał się w jego oczy jak zahipnotyzowany, nie będąc w stanie, nie chcąc nawet, odwrócić spojrzenia. — Nigdy więcej… — jego głos był cichy, aczkolwiek stanowczy. — Nie proś mnie. Nie o to. Po prostu nie.
I mimo że Sasuke w słowach nie sprecyzował o co dokładnie Naruto miałby nie prosić, to Uzumaki wiedział o co chodzi. Po ostatnich wydarzeniach, kiedy ujrzał strach w tych ciemnych oczach, zrozumiał, że Sasuke nie będzie zdolny go zabić, nawet jeżeli to miałoby być jedyne, co mogliby zrobić, aby powstrzymać lisa. Z jednej strony się temu nie dziwił, bo przecież on sam, gdyby sytuacja była odwrotna, gdyby to Uchiha wymagał od niego skończenia jego życia to przecież… jak mógłby? Nawet jeżeli byłoby to jedynym rozwiązaniem? Nie potrafiłby. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, że znajduje się w sytuacji, w której musiałby rozważać takie działania. Więc… skoro on sam nie umiałby dokonać takiego czynu, to jakim prawem wymagał go od Uchihy?
Byli shinobi. Powinni robić wszystko dla dobra wioski, nawet jeżeli tym wszystkim było zabicie towarzysza. Byli shinobi. A jednak kiedy w grę wchodziły uczucia wypełnianie powinności nie przychodziło tak łatwo jak powinno.
Naruto nie odpowiedział na wypowiedziane przez mężczyznę słowa, a jego milczenie Sasuke najwyraźniej wziął za swojego rodzaju zgodę. Westchnął, kiedy głowa Sasuke ponownie ulokowała się na jego ramieniu. Ręce samoistnie zacisnęły się mocniej na plecach drugiego mężczyzny.
Stali, w ciszy.
Z dala od problemów, z dala od wszelkiej wrogości, od niełatwych decyzji. Z dala od wszystkiego. W tej chwili byli tylko oni dwaj, w małym, ciasnym korytarzu, otoczeni milczeniem i swoim wzajemnym ciepłem.
— Sasuke, ja… — Naruto chciał coś powiedzieć tknięty nagłym nastrojem całej tej sytuacji. Coś, co pasowałoby do tej chwili, w której świat dla nich nie istniał. Coś, co ewidentnie byłoby na miejscu właśnie w tym momencie. — Ja… — zająknął się, bo zupełnie… nie miał pojęcia jakich słów użyć. — Ja… ci… — odetchnął, milknąc na chwilę. Coś… coś… co? — Cieszę się, że jesteś. — Dokończył, spychając w głąb świadomości myśl, że to niezupełnie to, co powinno paść, mimo że nawet nie miał najmniejszego pojęcia, jakie inne słowa miałyby wyjść z jego ust.

***

Tego dnia nie było pytań.
Tego dnia, chociaż jeszcze przez te kilka godzin, nie było pytań, nie było świata, nie było zwariowanego lisa, ani jego dzikich planów. Nie było problemów i negatywnych emocji. Nie było nic, oprócz ich dwójki, ciasno objętej na futonie, leżącej bez słowa.
Dopiero w brzasku kolejnego poranka, kiedy myśli jako tako ustabilizowały się w głowie, Naruto chciał poznać odpowiedzi na kilka istotnych kwestii. Mimo że niechętnie powracał wspomnieniami do lisich szachrajstw, to były rzeczy które musiał wiedzieć.
Obudził się wcześnie, wysunął z oplatających go kończyn i udał się do kuchni, gdzie w zamyśleniu przygotował dwie kawy. Siedział przy blacie, wpatrując się w ciemny napój, kiedy Sasuke również zawitał do pomieszczenia i bez słowa usiadł po drugiej stronie stołu.
Przez chwilę siedzieli, tylko delektując się poranną kawą. Myślami Naruto był przy wydarzeniach z wczoraj. Przy ostatnim ataku lisa i tym co się działo. Nie, żeby jego wspomnienia były jakoś szczególnie wyraźne — chyba że bólu, chociaż te akurat bardzo usilnie starał się zepchnąć na inny plan — ale kilka kwestii wyraźnie go nurtowało.
Bo pomijając jego własną niezdolność zareagowania na lisi atak (której swoją drogą kompletnie w tej chwili nie rozumiał) dlaczego Sasuke zwlekał tak długo z użyciem sharingana? Dlaczego Tsunade, z tego co Uzumaki pamiętał, wręcz zabroniła mężczyźnie używania swojej mocy? Dlaczego próbowała — raczej nieskutecznie — używać innych metod, skoro oczy Uchihy potrafiły uciszyć lisa?
— Dlaczego? — wypowiedział w końcu na głos, dopiero po pytającym spojrzeniu Sasuke odkrywając, że nie rozwinął pytania. — Dlaczego nie użyłeś sharingana?
Uchiha milczał przez chwilę, a po jego minie nie dało się wywnioskować niczego. Mimo tego Naruto widział, po prostu widział, jak trybiki dzwonią w głowie mężczyzny, kiedy najwyraźniej usiłuje znaleźć sposób, żeby wymigać się od odpowiedzi. Dlaczego? Co było powodem, że nie chciał mu wyjawić prawdy?
— Co masz…
— Och, nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi — sapnął. — Dlaczego nie użyłeś go, zanim lis nie rozszalał się na dobre?
— To nie jest istotne.
— Nie? — parsknął bez wesołości. — Skoro nie, to możesz mi powiedzieć chyba?
Mężczyzna odpowiedział mu milczeniem. Przez dłuższą chwilę Naruto wbijał w niego ponaglający wzrok.
— W porządku — skapitulował w końcu. Przecież próby wyduszenia jakichkolwiek informacji od Uchihy były bezcelowe, kiedy ten postanowił nabierać wody w usta. — Ale i tak się w końcu dowiem — skwitował, sięgając zaraz po swoją kawę, spod przymrużonych powiek obserwując drugiego mężczyznę.
Sasuke nie zareagował.
A Naruto nawet nie podejrzewał, że bardzo szybko okaże się, że ma racje z tym swoim dowiadywaniem się.

środa, 19 lipca 2017

Na granicy fiksacji

Podładowana meetingową mocą zapraszam na cześć kolejną :"D.
Betowała Akari, w trybie ekspresowym mocno. :"D

XVIII


Kiedy odkrył, że lis ponownie zaczął wykazywać swoją złośliwą aktywność był przerażony. Tak po prostu, po ludzku przerażony. Nie miał pojęcia jak zareagować. Nie był w stanie nawet sklecić żadnej logicznej myśli, nie mówiąc już o odpowiadaniu na pytania Sasuke o to, czy ma pewność i co się dzieje.
Tęskniłeś?
— Niee — jęknął, zabierając dłonie z ramion Sasuke, żeby zaraz zacisnąć je kurczowo we włosach. — Nie to… tylko nie… to…
Niby wiedział, niby był gotowy na to, że Kyuubi ponownie da mu się we znaki, jednak ten moment nadszedł zdecydowanie za szybko. W dodatku on sam pogrążył się w swoim sielankowym aktualnie życiu i mało kiedy poświęcał chwilę na rozważania o lisie. W sumie od kiedy sytuacja z Sakurą się wyjaśniła nie przeznaczył temu ani jednej myśli. A teraz, kiedy lis znowu zaczął podszeptywać w jego świadomości, kompletnie nie wiedział co robić, ogarnęła go panika z którą nijak nie potrafił sobie poradzić.
Chłodne ręce chwyciły go za policzki, zmuszając, żeby oderwał spanikowane spojrzenie od własnych butów. Popatrzył prosto w ciemne oczy, w których dało się ujrzeć stanowczość i determinację.
— Nie szalej — nakazał Sasuke. — Spokojnie.
Nie odpowiedział. Nie był w stanie.

***

Nie za bardzo kojarzył co się z nim dzieje. Obraz przeskakiwał między kuchnią a lisią klatką, za której prętami złośliwie szczerzył się dziewięcioogoniasty. Naruto nie był w stanie nic zrobić, tylko z niejaką desperacją zaciskał dłonie na blacie stołu przy którym siedział i zagryzał wargi, starając się po prostu nie oszaleć.
Bolało, bolało, tak wszystko cholernie bolało.
Zdawał sobie sprawę z tego, że było źle. Było chyba nawet gorzej niż w dawnych lisich atakach, kiedy jeszcze posiłkował się tabletkami, żeby stłumić demoniczne działania. I z każdą chwilą sytuacja stawała się coraz gorsza. Z każdą sekundą wszystkie negatywne uczucia narastały, tak samo jak ten cholerny, palący ból.
— Wytrzymaj — usłyszał abstrakcyjnie spokojny głos gdzieś obok. Sasuke? Chyba Sasuke. Bo przecież kto inny? — Zaraz… pomoc…
Nie odpowiedział. Nie wiedział nawet co miałby powiedzieć. Zresztą i tak nie słyszał całej wypowiedzi. Rzeczywistości wciąż się mieszały: lis szczerzy kły zza krat, to znowu w zasięgu wzroku pojawiał się kuchenny blat i jego kurczowo zaciśnięte dłonie.
Naruto czekał. Starając się nie wrzeszczeć, starając się tłumić wszelkie emocje i jakoś to wytrzymać. Po prostu: czekał. Bo nie miał najmniejszego pojęcia co innego miałby zrobić.
Tęskniłeś?
Wpatrywał się w swoje dłonie. Dłonie, które powoli zaczynała spowijać czerwona chakra. Parząca chakra. Z przerażeniem uświadomił sobie, że palącemu pieczeniu, które odczuwał od dłuższego czasu zaczyna towarzyszyć pojawianie się czerwonych języków złowrogiej lisiej chakry, co tylko potęgowało ból jaki odczuwał.
Bolało, bolało, piekło cholernie…
Stracił poczucie czasu. Nie wiedział ile już siedział w kuchni, niezdolny do ruszenia się, czy w ogóle zrobienia czegokolwiek, czekając… po prostu czekając, aż wydarzy się coś. Cokolwiek. Marząc, żeby ten ból po prostu się skończył. Ostatecznie. Definitywnie.
Zacisnął powieki, z ledwością powstrzymując się od jęku.
Białe kły zalśniły w półmroku.
Zacisnął zęby, żeby nie wrzeszczeć. Nawet nie wiedział czy byłyby to krzyki bólu, frustracji, czy bezsilności. Bo… co teraz? Wszystko czego się dowiedział w trakcie przeszukiwania informacji w świątyni Naka, wszystko to, co osiągnęli do tej pory z sharinganem wydawało się być takie bezużyteczne i niedostateczne, bo przecież lis zaatakował ponownie, jakby ze zdwojoną siłą i nic, zupełnie żadne rozwiązanie nie przychodziło Naruto do głowy. Jakby ten atak zablokował w nim możliwość wymyślenia jakiegokolwiek rozwiązania i trzymania się resztek nadziei, że faktycznie istnieje sposób na poradzenie sobie z demonem. Jedyne co był w stanie, to wciąż i wciąż zadawać sobie pytanie: co teraz?
Co?
Zwariujesz.
Zwariuje. Mocniej zagryzł wargi, ostatkami sił wciąż walcząc z cisnącym się w gardle krzykiem.
Boże. Boże…
Niech to się skończy. Niech skończy się wszystko. Niech będzie po prostu…
Koniec, koniec…
Koniec.
— Skończ to — wyszeptał w końcu, przytłoczony rozpaczą i bezsilnością. Ciche stęknięcie wyrwało się mu spomiędzy warg, zanim z wysiłkiem uchylił powieki i spojrzał na Sasuke. Jeszcze przez chwilę obraz żelaznych krat przesłaniał mu widok, zanim wszystko wyrównało się i widział ciemne oczy, w których teraz pojawiła się pewna doza strachu.
Strach w oczach Sasuke.
— Skończ — ponowił błagalną prośbę. — Skończ, skończ… — powtórzył jak mantrę, ponownie zamykając powieki.
Nie rozumiał, dlaczego Uchiha nie używał sharingana. Nawet nie musiał tego rozumieć. Po prostu chciał to wszystko zakończyć. Teraz, natychmiast, bo dłużej po prostu nie wytrzyma. I nieważne w jaki sposób miałoby to nastąpić, byle ostatecznie, definitywnie.
Chciał po prostu…
… umrzeć.
Następna, ostrzejsza fala bólu zaatakowało go, wyrywając z jego krtani długo powstrzymywany skowyt.
— Zab… — wyjęczał, przerywając zaraz, żeby gwałtowniej wciągnąć powietrze.
Bolało, bolało.
Wszystko bolało. Z każdą chwilą coraz bardziej.
Bolało. Paliło.
— Już — stęknął, całkowicie poddając się rozpaczy. Nawet nie kontrolował tego co mówił, nie był w stanie. Tak samo jak szalejących myśli, skupionych tylko i wyłącznie na tym wszechobecnym, trwającym wieczność cierpieniu. Załkał cicho, całkowicie nie panując nad samym sobą. Po raz kolejny, cholera wie który, zacisnął powieki, jednocześnie oplatając się ramionami, jakby dzięki temu gestowi był w stanie jakoś się ochronić. Jednak mimo palców boleśnie wbitych w ramiona Kyuubi nie przestawał naciskać, ból narastał, narastał, myśli wariowały. Nie istniało nic oprócz cierpienia, oprócz pochłaniającej go ciemności, oprócz tego morza bólu. — Już… — szepnął, łamiącym się głosem. — Ju…
— Odsuń się! — ostry głos rozległ się gdzieś obok.
Inny głos.
Czyj głos?
— ..to! Na…
Z wysiłkiem uchylił powieki i nieprzytomne spojrzenie wbił przed siebie.
Brązowe oczy na wysokości jego własnych. Patrzyły. Ostro, stanowczo. Ręka obleczona zieloną chakrą klepała go po policzku.
— Nie odpł… — stanowczy ton coś mu nakazywał, jednak nie był w stanie w pełni zrozumieć przekazywanego komunikatu. — Naruto!
Leżał? Tak, leżał, chociaż zupełnie nia miał pojęcia, kiedy nastąpiła zmiana jego pozycji i nie za wiele go to obchodziło. Z wysiłkiem oderwał wzrok od orzechowych tęczówek i zerknął w dół, gdzie kobiece dłonie podwijały jeden z rękawów jego bluzy. Czerwona chakra, która w tej chwili oblekła już niemalże całe jego ciało, syczała wściekle przy kontakcie z zieloną medyczną.
— Pod… moją ...bę,
Wypowiadane przez innych słowa rozmazywały się w jego umyśle. Nie łapał sensu wypowiedzi, docierały do niego tylko niezrozumiałe fragmenty. Zamrugał, starając się skupić na dłoniach, które teraz, wyszperawszy z torby jakąś ampułkę, sprawnie nabierały jej zawartość do strzykawki. Chwycił się myśli, że to coś mu pomoże. Że zaraz, być może już za kilka chwil, Tsunade uczyni coś, co sprawi, że ból zniknie, albo chociaż trochę się załagodzi.
Lisie zęby zalśniły w półmroku.
Chrapliwy śmiech zagłuszył chwilowo wszystkie inne dźwięki.
— Nie… mo…
Ktoś przeklinał? Ktoś krzyczał?
Naruto zamknął oczy. Za dużo, za dużo bólu, za dużo cierpienia. Wszystkiego za dużo.
Kiedy uchylił powieki znowu znajdował się przed prętami lisiej klatki i złośliwie szczerzącego się demona.
— To tylko chwilowe — wymruczał lis, hipnotyzującym głosem, nie odrywając od niego swoich ślepi. — To tylko przedłużanie nieuniknionego.
— Co? — zapytał bez zrozumienia, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że jest… lepiej? Jest… jest…
Świat znowu wiruje, nie dając mu nawet dokończyć myśli.
— Twoja ulga w cierpieniu — usłyszał jeszcze, zanim ponownie znalazł się w kuchni.
Leżał na zimnej podłodze, mętnym spojrzeniem wpatrując się w sufit. Nie czuje nic. Zupełnie nic. Nie myśli, nie czuje. Leży i patrzy, zupełnie nie kontaktując ze światem. Aż widok przysłaniają mu ciemne oczy pełne zmartwienia. Pełne strachu. I gdyby nie ten strach to wiedziałby, że są to oczy Sasuke. A tak… a tak nie miał pewności. Nawet nie jest w stanie się nad tym dłużej zastanawiać, bo dopada go nieludzkie zmęczenie.
— N… to?
Powoli odpływa.
— Niech ..pi. — Powiedział jeszcze czyjś łagodny, zmęczony głos, zanim faktycznie Naruto pogrąża się w śnie.

***

Obudziły go podniesione głosy, mdły zapach medykamentów i zbyt ostre światło.
Oraz ból. Palący, rozprzestrzeniający się po całym ciele. Być może nie aż taki ostry, jakiego doświadczał ostatnio, jednak ciągły, nie dający się zignorować. I jakby… narastający?
Naruto z oporem rozwarł powieki. Przez sekundę czy dwie tępo wpatrywał się w sufit, niejasno zdając sobie sprawę, że nie wygląda on znajomo. Chociaż może? Zamrugał zawzięcie, próbując przyzwyczaić się do panującej jasności, jednocześnie zastanawiąjąc się wciąż nad znajomością płaskiej powierzchni, wiszącej nad jego głową.
Jasno. Jasno. Za jasno. Znajomy sufit?
I boli. Znowu boli. Wszystko.
Z wysiłkiem podniósł rękę, żeby przetrzeć oczy, jednak powstrzymuje się przed tym, zaraz po zarejestrowaniu faktu, że dłoń wciąż jest pokryta lisią chakrą. Palącą chakrą, pod którą skóra wyglądała na pokrytą pęcherzami poparzeń.
Jęknął w reakcji na ten widok.
— Naruto?! — Twarz Sasuke zawisła tuż nad nim. Zmęczona? Przygnębiona? I chyba… zła?
— Nie dotykaj go! — krzyk Tsunade skutecznie zatrzymał dłonie Uchihy, które znalazły się właśnie w zasięgu wzroku Naruto. — Nie widzisz, że…
— Widzę, że twoje wymyślne leki nic nie dają! — warknął Uchiha, przenosząc spojrzenie na kobietę, która również stanęła przy łóżku, w którym leżał Naruto. — Trzeba…
Szpitalnym łóżku? Pomyślał blondyn, marszcząc czoło. Był w szpitalu?
Myśli leniwie krążyły po głowie, nie mogąc się skupić na niczym konkretnym. A przecież chciałby poznać odpowiedzi, chciałby wiedzieć, o czym właściwie mówił Sasuke i dlaczego razem z Tsunade wyglądali na tak poirytowanych. Jednak nie potrafi się zmusić do niczego bo przecież… znowu… znowu…
Boli.
Boli, wciąż wszystko boli.

— CO trzeba? — Kobieta odpowiedziała Sasuke równie burkliwym tonem. — Musimy pocze…
— Na co?! On CIERPI.
— Tak, ale nie mamy…
— Pieprzyć to — sapnął Uchiha, ponownie odwracając się do leżącego w łóżku chłopaka.
— Chyba nie masz zamiaru…
— Tak, psia mać! MAM.
— Nie możesz…
— Nie? — zaśmiał się zjadliwie, bez humoru. — To patrz.
Kolejne co Naruto widzi to wirujące łezki sharingana.
Następnie przeklęta klatka, równie przeklętego demona. Przez chwilę patrzy prosto w ślepia wypełnione uciechą. Lisie ślepia, które odrywają się od niego i kierują trochę w bok. Uzumaki uczynił to samo i jakoś bez szczególnego zdziwienia ujrzał obok Sasuke.
— Jak długo dasz tak radę? — Oczy demona zalśniły zza krat.
— Mówiłem ci, że… — odpowiada mu Naruto po chwilowej ciszy. Bo dopiero po sekundzie czy dwóch dociera do niego, że ból znowu odpłynął i jest w stanie klarownie myśleć i reagować.
— Och, nie do ciebie mówię, szczylu — przerwał mu demon, szczerząc się złośliwie.
— Co? — zapytał bez zrozumienia marszcząc brwi. Spod przymrużonych nieufnie powiek obserwował jak Kyuubi wyciąga się leniwie, żeby zaraz przybliżyć wyszczerzony pysk do krat.
— Zastanawia mnie, ile wytrzyma twój kochaś — powiedział pełnym uciechy szeptem.
— Zamknij się — warknął Sasuke, a Uzumaki zerknął na niego z konsternacją. Czerwony sharingan wściekle błyszczał w jego oczach. — Zamknij się — powtórzył, nieco spokojniej. — Najlepiej na zawsze.
Lis zaśmiał się rubasznie, zanim i w jego spojrzeniu pojawił się kekkei genkai. Zaraz jednak posłusznie zamknął ślepia, pogrążając się w wymuszonym śnie.

poniedziałek, 22 maja 2017

Na granicy fiksacji




Lecimy nie śpimy xD.
Betowała  AKARI ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥.



XVII

W pierwszej chwili myśli nie nadążyły za wzrokiem. Dotarło do niego tylko, kto wszedł do pomieszczenia i poczuł lekką radość połączoną z niepewnością. Dopiero po sekundzie czy dwóch ta niepewność wzięła górę, zamieniając się w trwogę. Bo mózg w pełni przetworzył obraz, który Naruto miał przed sobą.
Sakura. Piękna Sakura.
Z twarzą naznaczoną fioletowym, napuchniętym siniakiem pod lewym okiem, wokół którego skóra wygląda na poparzoną. Czerwona, szpetna plama pokryta krwistymi pęcherzami zajmowała sporą część niegdyś nieskazitelnie bladej skóry.
Czas jakby zwolnił, dłużył w sekundach wypełnionych dudnieniem w uszach, zagłuszającym wszystkie inne dźwięki. W ciągu tych kilku sekund Naruto czuł się sparaliżowany, niezdolny do wypowiedzenia żadnego słowa czy wykonania jakiegokolwiek gestu. Przez chwilę tylko siedział, patrzył i nie rozumiał. Po prostu gapił się na postać przyjaciółki, która coś mówiła i jakby nieświadomie uniosła dłoń, żeby dotknąć obrażeń na swojej twarzy.
Pytanie “Co się stało?” zadudniło w jego głowie. Zsunął się ze szpitalnej kozetki, na której dotychczas siedział i stanął na nogach, wciąż nie odrywając spojrzenia od dziewczyny. Dlaczego Haruno wyglądała tak, a nie inaczej?
I nagle…
Pamiętał.
Pamiętał cios jaki zadał przyjaciółce. Pamiętał, że zanim go zadał wstrzymał pięść tuż nad twarzą dziewczyny, słysząc nawołującego jego imię Sasuke. Pamiętał, jak uniósł spojrzenie, żeby wbić je w oczy Uchihy. Pamiętał tą przedłużającą się ciszę i wszystkie emocje jakie nim targały. A potem... a potem jego własne usta wygięły się w demonicznym lisim uśmiechu, żeby w końcu odwrócić oczy od Sasuke i zadać sparaliżowanej strachem Sakurze paskudny cios prosto w twarz. Jeden. Drugi…
… Trzeci. Pamiętał, jak kolejnych nie zdołał już zadać, bo sam został zaatakowany przez jednego z obecnych w barze shinobi, przez co był zmuszony odskoczyć od swojej ofiary. Pamiętał krótką walkę, podczas której ludziom udało się go wyciągnąć z budynku. Pamiętał, że oberwał kilkukrotnie shurikenami, jednak nie zwracał uwagi na krwawe zranienia, gdyż te błyskawicznie się goiły pod wpływem lisiej chakry. Pamiętał jeszcze wściekle czerwone oczy Sasuke, w których wirowały czarne łezki Sharingana, kiedy udało mu się w końcu przyszpilić demona do ziemi.
Jak przez mgłę. Ale już pamiętał.
— Co? — wydukał przytłoczony przerażającymi wspomnieniami.
— Możesz już iść. — Głos Tsunade zabrzmiał wyjątkowo donośnie, sprawiając, że czas wrócił na swoje miejsce.
— Ale…
— Sasuke zapewne na ciebie czeka.
Nie wiedział czy kobieta próbowała mu pomóc, dając możliwość wyjścia z sytuacji bez rozmowy, za którą i tak nie wiedział jak się zabrać, czy po prostu chciała jak najszybciej się go pozbyć. W każdym razie: z możliwości skorzystał.
— Tak — mruknął, wbijając wzrok w podłogę. Ruszył w kierunku wyjścia, a kiedy mijał Sakurę powiedział ciche “przepraszam”. Nieprzyjemne myśli huczały mu w głowie i nachalnie uświadamiały mu, że to przez niego. Że to jego wina.
Jakby, kurwa, nie wiedział!
Dziura w jego wspomnieniach wypełniła się, sprawiając, że po prostu się załamał. Bo przecież… był potworem. Głupią, lisią bestią zadającą ból i siejącą zniszczenie. Raniącą tych, których przecież kochał… Wyrzuty sumienia dotknęły go boleśnie i zupełnie nie miał pojęcia co powinien począć.
Szybkim krokiem przemierzał korytarze budynku, żeby zaraz z niego wyjść. Wreszcie stanął na ulicy, oddychając głęboko. Nie wiedział co robić. Nie wiedział co myśleć. Nie… nie…
Kurwa. Kurwa…
Zacisnął powieki, czując zdradliwe pieczenie w kącikach oczu. Gdy je uchylił dotarło do niego, że stoi na ruchliwej ulicy i ludzie się na niego patrzą. Z obrzydzeniem. Strachem. Pogardą.
Znowu. Znowu.
Niektórzy tylko rzucali szybkie spojrzenie i oddalali się, wbijając wzrok w ziemię. Niektórzy otwarcie przystawali i patrzyli na niego wrogo. Tu i ówdzie dało się słyszeć nieprzychylne szepty. Tu znowu ktoś wskazywał na niego bezczelnie palcem, komentując osobie obok coś z nieprzyjemnym wyrazem twarzy.
Znowu…
… był potworem w ich oczach. Tak samo jak w swoich własnych.
Te spojrzenia, te zachowania bolały. Mimo że w tej chwili uważał, że jak najbardziej na to wszystko zasługuje, to nie chciał już tego doświadczać. Był cholernie zmęczony, tak kurewsko mocno zmęczony tym wszystkim…
Wzdrygnął się gwałtownie, kiedy czyjaś dłoń wylądowała na jego ramieniu.
Obrócił się i wlepił oczy prosto w pozbawione jakiegokolwiek wyrazu tęczówki Uchihy. W jego własnych musiała się odbijać teraz tylko i wyłącznie rezygnacja.
— Zabierz mnie — powiedział cicho. — Zabierz mnie do domu.
Sasuke w milczeniu skinął głową.

***

Dotarli do mieszkania. Uzumaki cały czas był pogrążony w jakimś dziwnym letargu w którym starał się nie myśleć o całej sytuacji, o tym co spotkało Sakurę i o tym, że to jego wina. Po prostu… nie czuć, odsunąć obraz twarzy przyjaciółki naznaczonej zranieniami. Chociaż jeszcze przez chwilę nie myśleć o przytłaczającym poczuciu winy.
Został usadzony w kuchni i tępo wpatrywał się przed siebie. Nie wiedział ile trwało zanim na blacie stołu, tuż przed nim, wylądował kubek po brzegi wypełniony ciemną substancją. Przez chwilę wgapiał się w niego bez słowa, zanim podniósł spojrzenie na mężczyznę, który usiadł po drugiej stronie stołu i najwyraźniej cały czas przypatrywał mu się uważnie.
— W porządku? — zapytał w końcu Sasuke. W jego głosie dało się słyszeć pewnego rodzaju rezerwę. Jakby nie do końca wiedział czy powinien się w ogóle odzywać. Co z niezrozumiałych dla Naruto względów wywołało w nim gniew.
— Nie — odparł z nagłą złością. — Nic nie jest w porządku! — wrzasnął, podrywając się gwałtownie, jednocześnie uderzając otwartymi dłońmi o blat stołu, przez co niefortunnie zahaczył o podaną mu przed chwilą kawę. Kubek przewrócił się, a ciepła ciecz rozlała się po powierzchni, ale żaden z nich nie zwrócił na to większej uwagi. — Chyba że w porządku jest to, że Sakura przeze mnie cierpiała, i że, psia mać, ludzie ZNOWU mają mnie za potwora! Nie, żebym im się kurwa dziwił po przedstawieniu jakie odwaliłem w barze! Ale spoko! Wszystko jest super, naprawdę!
W pomieszczeniu zaległa cisza, w której Sasuke przyglądał mu się ze spokojem.
— Ja nie mam — rzekł, wprawiając Naruto w lekką konsternację.
— Hę?
— Nie mam cię za potwora — wyjaśnił.
— To miło, naprawdę — sarknął. — Jednak, jakbyś nie zauważył…
— Mam nadzieję, że ty też.
— Huh?
— Że ty również się za takowego nie uważasz. I zdajesz sobie sprawę z tego, że to co przydarzyło się Sakurze to nie była twoja wina.
Przez chwilę Naruto tylko na niego patrzył. Nagły wybuch złości poszedł w zapomnienie, zastąpiony zdziwieniem i zmieszaniem. Patrzył z rozdziawionymi ustami i z rękoma wciąż opartymi na blacie upaplanym kawą.
Nie jego wina?
Nie?

Jak nie jego? Przecież… Gdyby… gdyby tylko potrafił, gdyby umiał kontrolować lisa... Gdyby już od początku przykładał się do tej kwestii, gdyby tak ochoczo nie korzystał z jego mocy, kiedy była mu ofiarowywana....
Sapnął, jednocześnie odwracając wzrok. Nie był w stanie dłużej patrzeć w te ciemne oczyska, tak spokojne w sytuacji, kiedy jego nerwy szalały, napięte do granic możliwości. Och, przecież wiedział jaka była prawda! Pamiętał co się stało!I żadne słowa, nawet te wypowiedziane przez Sasuke, nie mogły zmienić okrutnej prawdy, że BYŁ winny. Że był demo…
Ciepła dłoń owinęła się wokół jego własnej, sprawiając, że kołacząca po głowie myśl wyparowała gwałtownie, urwana w połowie słowa. Znowu spojrzał w te ciemne oczy, teraz patrzące na niego z powagą. I pewnego rodzaju ciepłem.
— Ty. Nie jesteś zły — stwierdził Sasuke, jednocześnie wstając ze swojego miejsca, ale wciąż nie przerywając dotyku. — Nie zapominaj o tym — powiedział cicho, nachylając się nad stołem, żeby krótko musnąć jego usta. I to właściwie wystarczyło, żeby ponure spostrzeżenia czmychnęły ze świadomości.
Mruknął cicho, zanim ich wargi złączyły się w kolejnym, intensywniejszym pocałunku i pozwolił sobie ponownie na oderwanie od tematu lisa oraz wrogości mieszkańców wioski. W takich chwilach jak ta, naprawdę łatwo było mu wierzyć, że jakoś wszystko się ułoży i nie potrzebuje akceptacji innych, żeby jakoś to było.
Byleby… byleby zawsze miał przy sobie Sasuke.
I naprawdę nie chciał wiedzieć, co by było, gdyby mężczyzna go nie wspierał. Zaraz wszystkie myśli uciekły z głowy, bo przecież Sasuke go dotykał.

***

Tego dnia kochali się po raz pierwszy.
Oddali się rosnącemu pożądaniu, zatracając w chaotycznych ruchach, dotykając się wzajemnie coraz śmielej, chociaż wciąż nieco niezdarnie. W całym tym zajściu nie było miejsca na wstyd czy nieśmiałość. Za to dominowała ciekawość i palące pragnienie osiągnięcia spełnienia, z jednoczesną myślą, żeby jak najbardziej przedłużyć chwilę zbliżenia.
Kochali się po raz pierwszy. I było inaczej niż w sennych wizjach, bo zupełnie tak jak z pocałunkiem: realniej, prawdziwej . I przez to zdecydowanie lepiej. Bo jakby instynktownie, podobnie jak podczas wspólnych misji, potrafili trafnie odczytać swoje myśli i działać w taki sposób, żeby sprawić partnerowi więcej przyjemności. Chociaż Naruto tak niekoniecznie łapał, dlaczego to akurat on znalazł się na dole i teraz to jego bolał tyłek. Nie, żeby podczas samego aktu jakoś szczególnie go to nurtowało, bo wszystko działo się dosyć szybko i było w jakiś sposób… po prostu naturalne.
Zbliżało się popołudnie, minęło dopiero kilka godzin od spotkania Sakury u Tsunade. Wraz z Sasuke leżał na rozłożonych w jego tymczasowym pokoju futonach i rozmyślał, wspominając to, czego niedawno były świadkiem ściany pomieszczenia. Obaj wciąż byli nadzy, okryci jedynie cienkim kocem. Naruto, z głową opartą o ramię Sasuke, ułożył się bokiem do drugiego mężczyzny, tak, że jego oczy były na wysokości szyi Uchihy. Zgiętym kolanem lekko dotykał uda Sasuke, a palcami dłoni gładził bladą skórę jego klatki piersiowej. Bo mógł. Bez krępacji, za obopólną zgodą mógł po prostu dotykać delikatnie skóry, czuć ciepło drugiego ciała i wdychać swobodnie jego zapach. I robił to, z błogim, leniwym uśmiechem na twarzy i głową wypełnioną wspomnieniami tego, jak szalenie przyjemnie mieć Sasuke w sobie. Jak cudownie było odpowiadać jękami na jego pieszczoty, jak niezwykłym doznaniem było czuć jego dłoń zaciskającą się na penisie, słyszeć nierówny oddech przy uchu i czuć jego ciepło na karku. Jak…
Natarczywe pukanie do drzwi wyrwało Naruto z rozmyślań. Niechętnie oderwał się od drugiego ciała, żeby usiąść. Spojrzał na mężczyznę z lekkim zdezorientowaniem.
— Spodziewamy się kogoś?

***

Kiedy Sasuke poszedł otworzyć (po wstaniu i wciągnięciu na siebie pierwszych lepszych ubrań), Naruto skorzystał z okazji i się nieco ogarnął. Tak więc w kuchni pojawił się po kilku minutach, w których zdążył wziąć szybki prysznic i przyodziać koszulkę i dresowe spodnie. Samego Uchihe minął w przejściu do pomieszczenia.
— Kto to był?
Mężczyzna odpowiedział mu jedynie lekkim skinieniem w kierunku wejścia. Z zaciekawieniem więc Naruto wlazł do kuchni, żeby zobaczyć ich gościa. I z automatu nieco go przytkało.
Bo w kuchni siedziała Sakura. Jej twarz wciąż znaczyły te same obrażenia, które ujrzał w gabinecie Tsunade. Dziewczyna nie odrywając od niego spojrzenia wstała powoli. Jej mina wyraźnie świadczyła o tym, że nie jest zbyt zadowolona.
— Miałeś na mnie poczekać — sapnęła, mierząc go gniewnym spojrzeniem.
— Miałem? — wydukał. Nie za bardzo wiedział, czego powinien się spodziewać.
— A no. Tak myślałam, że mnie nie słuchasz — westchnęła i zaraz jej oblicze złagodniało. — Wszystko z tobą w porządku? Jak się czujesz? Tsunade wspominała, że udało wam się poskromić lisa. Nic ci nie jest?
Naruto zamrugał, wyraźnie zdziwiony.
— Co? — zapytał, dumając nad abstrakcyjnością sytuacji w jakiej się znalazł.
— Co: co. Pytam się. Czy wszystko okej?
— Ale — zaśmiał się nerwowo, niekoniecznie wiedząc jak odbierać zachowanie dziewczyny. Bo przecież po tym co jej zrobił… po tym jak zadał jej ból… To nie miało prawa tak wyglądać! — Nie sądzisz, że to ja powinienem zadawać takie pytania?
— Hę? — Sakura spojrzała na niego ze zdziwieniem. Zaraz w jej oczach pojawiło się zrozumienie, a ręka jakby bezwiednie uniosła się do oparzeń na twarzy. — Ach, to. Nic takiego — wzruszyła ramionami. — Zaraz nie będzie śladu. Obrażenia zadane przez lisa goją się nieco dłużej z tego co zauważyłam. Zresztą, uwierz na słowo, że jeszcze nie tak dawno wyglądałam zdecydowanie gorzej — machnęła dłonią, bagatelizując temat. — Powiesz mi co z tobą? Fizycznie z tego co widzę wszystko gra? Mam nadzieję, że nie przejmujesz się mieszkańcami, co? Zachowują się jak kretyni — sapnęła. — Jakby to była twoja wina, a nie dziewięcioogoniastego. Zresztą, chrzanić ich, odpowiesz mi nareszcie jak się czujesz i czy wszystko okej?
— Gorzej? — Naruto ciężko przełknął ślinę. Chwilowe rozluźnienie błyskawicznie minęło. Jak to: gorzej? Nie mógł, czy też po prostu nie chciał sobie nawet tego wyobrażać. Bo to przecież znaczyło, że on… że lis… zranił ją mocniej, bardziej niż pamiętał. Że zadane ciosy miały jeszcze gorsze konsekwencje. A przecież już teraz, widząc aktualne obrażenia na twarzy dziewczyny, czuł się źle i jedyne na czym się skupiał to to, jak bardzo dziewięcioogoniasty sobie na niej poużywał.
To jego wina. Jego cholerna wina, że przyjaciółka ucierpiała w potyczce z demonem!
— A no, pół twarzy napuchnięte — odpowiedziała i uśmiechnęła się.
Naruto nie rozumiał. Jak mogła w takiej sytuacji zachowywać się tak... tak… beztrosko? Patrzył na nią i z każdą sekundą czuł coraz większe poczucie winy zmieszane z konsternacją.
— Skrzywdziłem cię — wydukał w końcu, nie potrafiąc myśleć o niczym innym. Przymknął na chwilę powieki, żeby zaraz znowu spojrzeć na przyjaciółkę z bezradnością wypisaną na twarzy.
— Co?
— Skrzywdziłem — powtórzył uparcie. — Pozwoliłem, żeby ten rudy popapraniec cię dopadł i… i… — głos odmówił mu posłuszeństwa. W gardle czuł nieprzyjemny uścisk niepozwalający wypowiedzieć kolejnych słów. Pokręcił więc tylko głową, wbijając spojrzenie w podłogę.
Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza. Cisza w której Naruto starał się oddychać miarowo, mając nadzieję, że to w jakiś pokręcony sposób pozwoli mu pozbierać myśli, ułożyć w głowie słowa przeprosin, które tak bardzo chciał teraz powiedzieć, ale był na tyle skonfudowany całą tą sytuacją, na tyle przytłoczony własnymi wyrzutami sumienia, że po prostu nie potrafił. Niesprecyzowane hasła huczały mu w głowie, krzycząc, że zawalił, że to wszystko przez niego, że…
Wzdrygnął się, czując na ramieniu dotyk ciepłej dłoni.
W zasięgu jego wzroku pojawiły się buty Sakury. Nie miał odwagi podnieść głowy.
— Hej?
— Przepraszam — mruknął w końcu, sam dokładnie nie wiedząc do czego się odnosi. Do samego ciosu? Do tego, że ma w sobie demona? Do tego, że w ogóle śmie stąpać po tym samym ziemskim padole co normalni ludzie?
— Przepraszasz? — W głosie Sakury pojawiło się wyraźne zdziwienie. — Za co niby? Jak już to przepraszać powinien Kyuubi, ale jakoś nie sądzę, żebyśmy kiedykolwiek doczekali tego wydarzenia.
— Ale…
— Naruto. Spójrz na mnie.
Przez sekundę czy dwie wciąż kontemplował ich obuwie. W końcu jednak spojrzał na dziewczynę. Ta przez chwilę wpatrywała się w niego uważnie, zanim na jej obliczu ponownie pojawił się uśmiech. Podniosła drugą dłoń i lekko pstryknęła go palcami w nos.
— Przestań się martwić — nakazała łagodnie. — Nawet nie waż się za cokolwiek obwiniać. To, że mieszkańcy wioski mają jakiś spaczony pogląd na wybryki demona, nie znaczy, że masz brać do siebie ich opinie.
— Ale…
— Słuchaj — przerwała mu. — To ja tu jestem ponoć ofiarą lisich zabaw, więc jak mówię, że wszystko jest okej, to okej. Masz. Się. Nie. Obwiniać. Jasne?
— Jasne — przytaknął po chwili i nawet zdobył się na lekkie wygięcie warg. I chyba… chyba naprawdę zaczynał odczuwać ulgę, że Sakura zareagowała na całą sytuację tak, a nie inaczej. Prawdę mówiąc niewiele to pomagało chociażby na branie częściowej odpowiedzialności na siebie za dopuszczenie do tego wszystkiego to jednak… chyba było mu trochę lżej po słowach Sakury.
— No i super. — Dziewczyna wyszczerzyła się jeszcze szerzej — To idziemy na jakąś dobrą szamę. Tylko Sasuke się ogarnie. Swoją drogą, coście takiego robili, że wymaga to aż takiego ogarniania po fakcie, co?
W odpowiedzi Naruto zaczerwienił się efektownie. Cóż…
— Trening?
— Aha — przytaknął błyskawicznie, mając nadzieję, że dziewczyna nie będzie drążyć tematu. Zaraz dotarło do niego, co wcześniej powiedziała przyjaciółka. — Czekaj. Szamać? GDZIE?

***


Z początku Naruto do wspólnego wyjścia podchodził niechętnie. Bo przecież jasnym było, że znowu zarobi niezliczoną ilość nienawistnych spojrzeń. Dosyć szybko okazało się, że nie za bardzo miał czego się obawiać, bo Sakura, niczym obrońca, odpowiadała wszystkim równie krzywymi minami i warczała co chwilę teksty w stylu “i co się gapisz?” nie bacząc na to, do kogo się zwraca. Największym hitem było sapnięcie do jednego z dzieciaków czegoś w stylu “chcesz to pokażę ci jakim JA potrafię być potworem”, co skutecznie skłoniło szczyla do błyskawicznej dezercji.
Tak więc, mimo dziwnych spojrzeń, Naruto paradoksalnie czuł się szczęśliwy widząc, że przyjaciółka wciąż jest po jego stronie i nie straszne jej są mamrotania mieszkańców. Którym, swoją drogą, pokazanie się razem z Haruno na ulicach Konohy, musiało nieco dać do myślenia.
Do wspólnego obiadu dołączyło po drodzę jeszcze kilku znajomych. Więc tak, Naruto zobaczył jasno, że wciąż ma wsparcie niektórych ludzi, co znacznie poprawiło mu nastrój i pozwoliło nie obwiniać się za wydarzenia mające związek z lisem. Nagle po prostu wszystko było… dobrze. Po prostu dobrze i tak, jakby mogło być przez cały czas.
Jednak, siedząc wśród przyjaciół, zajadając się świeżo podanymi daniami, miał niejasne przeczucie, że to “dobrze” nie potrwa zbyt długo.

***

Mimo obaw dni mijały spokojnie.
Przyjemnie było pogrążyć się w rutynie codzienności, bez złośliwych podszeptów lisa. Przyjemnie wrócić do wykonywania misji (chociaż i tak tylko tych w pobliżu Konohy i zawsze w towarzystwie Uchihy). Przyjemnie było spotykać się wieczorami ze znajomymi i nawet dosyć przyjemne było zachowanie mieszkańców wioski, którzy po prostu wzięli się na sposób i ignorowali obecność Naruto.
A najprzyjemniejsze było bycie z Sasuke. I to chyba właśnie dzięki niemu samo zachowanie innych ludzi latało Naruto koło nosa, bo po co miał próbować zyskać ich przychylną antencję, skoro miał uwagę Uchihy?
Fascynującym dla Naruto było to, jak bardzo naturalnie czuł się w roli partnera Sasuke. Jak normalnym wydawało się być z nim, jak bez trudu przychodziło mu inicjowanie zbliżeń, których nigdy nie miał dosyć. Zupełnie jakby nie mógł się nacieszyć możliwością kolejnych pieszczot, pocałunków zazwyczaj kończących się po prostu seksem. Cudownie było odkrywać gdzie i jak dotknąć drugiego mężczyznę, żeby sprawić mu przyjemność. Cudownie było wykorzystywać tę wiedzę. I równie cudownie było dawać się dotykać, reagować na pieszczoty i bez krępacji odkrywać się przed drugim człowiekiem.
Cudownie, cudownie, tak bardzo cudownie. Na tyle cudownie, że Naruto całkowicie zapomniał już o swoim niejasnym przeczuciu, że coś się niedługo spartoli. Los postanowił mu o nim przypomnieć.

***

Wrócili właśnie z prostej, jednak wyjątkowo upierdliwej misji. Właściwie byłaby spoko, gdyby nie po prostu samopoczucie Uzumakiego, które było dosyć parchate. Przez tępy ból głowy, który dręczył go od rana, nie był w stanie na niczym się porządnie skupić i już od samego wyjścia z domu Sasuke, marzył o tym, żeby na powrót zamknąć się w czterech ścianach i przespać cały ten cholerny dzień. Jak na złość misja się przeciągnęła, więc i do mieszkania wrócili obaj późnym wieczorem.
— Bożeee — stęknął, opadając na krzesło w kuchni, zaraz po bezładnym ściągnięciu kamizelki od uniformu i bezceremonialnym zrzuceniu jej na podłogę. — Niech ten dzień się już skończy! — zamarudził, przecierając twarz dłońmi. Naprawdę, ostatnie kilkanaście godzin było przeokropne. Miał tylko nadzieję, że jeżeli faktycznie niedługo się położy to rano wstanie jakiś bardziej rześki. W każdym razie, szybkie ogarnięcie się i uderzenie w kimę wydawało się być genialnym planem. — Chyba idę… — zaczął i zaraz przerwał, kiedy ręce Sasuke wylądowały na jego ramionach. — Huh? — sapnął, lekko zaskoczony, a zaraz mruknął z przyjemności, kiedy dłonie mężczyzny mocniej zacisnęły się, a palce zaczęły wykonywać okrężne ruchy w delikatnym masażu. — O tak — westchnął, momentalnie się rozluźniając, mimo że wciąż głowa pulsowała upierdliwym bólem.
Za sobą usłyszał cichy śmiech.
Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza, w trakcie której Sasuke kontynuował podjętą niedawno czynność, sprawiając, że Naruto z sekundy na sekundę czuł się lepiej. Dlatego też Uzumaki w końcu położył swoją dłoń na jego, tym gestem zakańczając masaż i zaraz poderwał się z krzesła, żeby stanąć tuż przed Uchihą.
Kąciki jego ust wygięły się lekko ku górze, zanim (bez najmniejszej krępacji) wplótł palce w ciemne kosmyki i przyciągnął jego twarz do swojej, żeby chwycić ustami jego dolną wargę i lekko possać. W odpowiedzi usłyszał ciche westchnięcie, na które sam się jeszcze szerzej uśmiechnął.
Uwielbiał te chwile. Po prostu wielbił momenty, w których dzięki swoim działaniom był świadkiem takich drobnych reakcji. Przeznaczonych tylko i wyłącznie dla niego.
Zaraz Sasuke przejął inicjatywę przez co Naruto odpłynął. Mimo tego, że to nie był ich pierwszy tego rodzaju pocałunek, Uzumaki wciąż reagował tak samo: zatapiał się w rosnącym podnieceniu, zapominając po prostu o całym świecie. Bo w takich chwilach ważny był Sasuke, tylko Sasuke. Jego usta pokrywające wargi Uzumakiego, jego dłonie, chaotycznie błądzące po ciele, przyciągające go bliżej ciepłego ciała. Jego gorący język, bez krępacji smyrający jego własny. I to dziwnie ciepłe uczucie w podbrzuszu, towarzyszące mu zawsze, kiedy drugi mężczyzna go dotykał.
Przyjemnie, przyjemnie, tak bardzo…
Przyjemnie.
Iskierka niepokoju zatliła się w głowie Naruto, zaraz zduszona kolejnym pocałunkiem.
Pragniesz.
Pragnę.
Przyjemnie. Pragniesz.
Och, tak. Pomyślał dosyć nieprzytomnie, kiedy usta Sasuke znowu zdominowały jego wargi. Dłonie mężczyzny zaczęły majstrować przy jego koszulce, żeby zaraz wkraść się pod materiał i dotknąć nagiej skóry. O tak. Westchnął. Otaktaktak.
Taaak.
Pragniesz.

Chwycił gwałtownie Uchihe za ramiona i odsunął go od siebie z przerażeniem uświadamiając sobie co się dzieje. Boże… Boże, nie…
Pragniesz?
Rubaszny śmiech głuchym echem rozniósł się po jego głowie, sprawiając, że męczący go ból głowy nasilił się znacznie.
— Naruto? — W głosie Sasuke pojawiło się zaniepokojenie. — Co jest?
— Ja… — zaczął, mrugając zawzięcie. Przed oczami pojawiły mu się upierdliwe mroczki. Ból nasilił się, tak samo jak złośliwy śmiech.
Pragniesz.
— Hej? Naruto?
— Lis — jęknął, czując narastającą rozpacz. — Lis się obudził!

***

piątek, 14 kwietnia 2017

Akcja! - SasuNaru

Myślę, że przegenialnym pomysłem będzie wrzucenie fika ze świąt bożonarodzeniowych tak jakoś na Wielkanoc xD. Nie, żeby działy się w nim rzeczy szczególnie świąteczne, ale padają śniegi (w sumie to akurat w niczym nie przeszkadza xD). Noaleno, DAWNO NIC NIE WRZUCAŁAM. A chyba jedyne co mam na dysku, a jeszcze nie pojawiło się na blogu, to to to.
W ramach wyjaśnień: jest to fik, który pisałam pod te same wytyczne co "Byłeś i bądź" jednak zdecydowanie ma inny... klimat xD. Jak dla mnie był to dosyć ciekawy eksperyment, jak bardzo różnie można potraktować te same wytyczne x). W każdym razie: jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do jego powstania i jak zwykle za betację ściskam mocno Akari  :*.
No.
To cyt. Zapraszam do czytania i mam nadzieję, że kolejny wpis będzie już z lisem x). (WALCZĘ.) A. I: SMACZNEGO JAJKA :D. Luf ~~~


Akcja!


“Wszystko będzie w porządku.”
“Wiem. Tylko…” — nerwowy wdech.
“Nie myśl o tym, skup się na rozmowie ze mną.”
“Próbuję.” — Blady uśmiech. — “Ale ciężko to robić, kiedy ma się świadomość, że ta kupa gruzu może się w każdej chwili osunąć i…” — nie skończył kwestii. Kolejny nerwowy wdech.
W tle słychać syreny, szum śmigłowca i dźwięk pracujących pił. Skądś dochodzą krzyki ludzi. Zawodzenie. Fachowe polecenia strażaków i lekarzy.
Sasuke ignorował to wszystko. Leżał na plecach, nie mogąc się ruszyć, nad sobą widział pęknięty strop, zwisający zdecydowanie zbyt nisko jak na wysokość jaką zwykle takie elementy konstrukcyjne przyjmowały. Jednocześnie usilnie starał się nie patrzeć na postać, która majstrowała przy tym cholernym czymś, co przygniatało jego nogi, skutecznie uniemożliwiając wyciągnięcie go z grajdołu w jakim się znajdował.
Bo ta postać… bo to… był ON. Jego… ugh…
Skrzywił się nieznacznie, wypychając z myśli nieprzyjemne słowo. Na chwilę przymknął oczy, wolno wciągając powietrze, żeby się uspokoić. Tak. Dobry manewr. W takiej sytuacji jak najbardziej zrozumiały.
“Ja… po prostu…” — powiedział, rozchylając powieki. Był przekonany, że na jego twarzy w tej chwili widać marnie zamaskowany strach. Idealnie.“Po prostu… “
W zasięgu wzroku pojawiły się błękitne tęczówki, w których gościła powaga adekwatna do sytuacji. I również strach. W porządku.
“Inni już pracują nad dźwigarem. Nie rozłupiemy go, ale sprowadzamy już sprzęt, żeby móc go unieść.” — wytłumaczył mu klęczący tuż przy nim mężczyzna. — “To trochę potrwa. Wytrzymaj.” — Poprawił strażacki kask, który próbował zjechać mu na oczy. — “Wytrzymaj…”
“Wytrzymam… tylko… ja…” — Lekkie załamanie głosu. Następny nerwowy wdech, poprzedzony stęknięciem. — “Boję się… Po prostu: boję.” — Znowu zamknął oczy, zaciskając jednocześnie zęby. Nie chciał na to patrzeć. Jezu, jak on bardzo nie chciał patrzeć na to, co miało nastąpić.
“Jestem tu, więc…” — Sasuke poczuł jak ręka strażaka ląduje na jego ramieniu. Całą siłą woli skupił się na tym, żeby się nie wzdrygnąć. Och, cholera, nie wyszło. Na jego szczęście nikt tego nie zauważył, bo dało się słyszeć niezadowolone: — Boże, czy ja naprawdę muszę go DOTYKAĆ?
Uchiha czym prędzej strząsnął z siebie rękę osobnika, w którego wbił niezadowolone spojrzenie.
— Profesjonalnie, nie ma co, Uzumaki — warknął w jego stronę. — Tłuku.
— Och? Bo z ciebie taki niby profesjonalista, bałwanie? A ostatnią próbę, to ja cię proszę, kto zawalił, warcząc, że główna postać niczego się nie boi, co? Pewnie ciężko ci się wczuć w rolę człowieka, ty emocjonalna pokrako. Nie, żeby jakoś szczególnie mnie to dziwiło.
— Jezu — rozległ się głos nagłośniony przez megafon. — Stop, cięcie. Błagam.
Po planie rozległy się niezadowolone jęki i pomruki.
— Przerwa — zarządził producent, złowrogo łypiąc na aktorów okiem widocznym zza maski zakrywającej większość jego twarzy. — A wy kochaneczki — zwrócił się do gramolącego spod sztucznego gruzu Sasuke i wciąż klęczącego Uzumakiego. — Idziecie ze mną. Poważnie porozmawiać.

***

Sasuke Uchiha był aktorem. Ba! Nie byle jakim aktorem! A największą gwiazdą współczesnej telewizji. Wszystko zaczęło się od czasów gimnazjalnych, kiedy jego brat, będąc na stażu, wcisnął go do małej produkcji w zastępstwie za aktora, który zachorował. Okazało się, że młodszy Uchiha miał po prostu DAR do stania przed kamerą i odgrywania ról wszelakich, co szybko zostało dostrzeżone przez dyrektorów obsad. Błyskawicznie zyskał sławę, rozwijając swoje naturalne umiejętności w liceum aktorskim, a następnie na studiach.
W każdym razie: Sasuke był gwiazdą i bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Dlatego teraz, siedząc w gabinecie producenta aktualnej produkcji, którym był Kakashi Hatake, miał zamiar z tego faktu skorzystać.
— Ja — oznajmił na wstępie, kiedy cała trójka (on, ten bęcwał Uzumaki i producent) zajęli miejsca — nie będę z nim pracował.
— Chyba ja z tobą, ty marna podróbo aktora! — sapnął Naruto, wbijając w niego gniewne spojrzenie, na które Sasuke odpowiedział wdzięcznym uniesieniem brwi. — Brzydzę się tobą, o! — dorzucił z wyraźnym tryumfem.
— Vice versa, bezmózgu.
— Tyyy…
— Widzę, moi drodzy — przerwał im producent przerażająco łagodnym głosem, przez co obaj spojrzeli na niego z niepokojem — że łączy was… hmm… szczególna więź.
— To jego wina, że … — zaczął Naruto.
— Po prostu go… — wtrącił jednocześnie Sasuke. W tej samej chwili zamilkli, słysząc łagodne westchnięcie dobiegające spod maski Kakashiego.
— Więź — kontynuował tym samym tonem starszy mężczyzna — która mnie, prawdę mówiąc, guzik obchodzi. Jednak wasze animozje nieszczególnie pozytywnie wpływają na nastrój panujący na planie.
— Po prostu go wywal — dokończył swoją wcześniejszą myśl Sasuke. — W końcu to ja jestem…
— Jeśli wywalę jego — Kakashi uśmiechnął się pod maską, radośnie mrużąc widoczne oko — to ty także polecisz. Tak moi drodzy, zostaliście dobrani w pakiecie. Tego sobie życzy jeden z inwestorów — oznajmił nic sobie nie robiąc z ich zdegustowanych wyrazów twarzy. — Więc szczerze radzę wam się dogadać. A teraz, raz, raz, zmykać na plan gołąbeczki, spróbujemy z inną sceną.

Jak można było się spodziewać próba… nie wyszła.
“Wszystko będzie dobrze! Zobaczysz, zaraz…”
“Czy możesz… czy… dasz…” Nie ma mowy, nie powiem tego! — Wściekłemu warknięciu Sasuke towarzyszył kolejny zbiorowy jęk reszty pracowników. Ostatnie poprawki do scenariusza wybitnie nie przypadły mu do gustu. A przecież już pierwsza wersja tekstu była… dziwna. — Mam go PROSIĆ O PODANIE RĘKI? Czy wy nie słyszycie jak to absurdalnie brzmi?! Co za kretyn to napisał?!
— Ten fragment akurat twój brat — oznajmił zmęczony głos reżysera.
— O.
— Tak: o. Dobra. Koniec na dzisiaj. — Zarządził mężczyzna. — Uzumaki, Uchiha. — Poczekał, aż obaj aktorzy wygrzebią się z planu i podejdą do miejsca w którym siedział. — Macie się dogadać. Szybko. Daję wam szansę tylko dlatego, że przy innych produkcjach naprawdę żaden z was nie sprawiał problemów. Nie wiem co jest z wami teraz, ale naprawcie to. Macie… trzy dni. Zgoda?
Odpowiedzieli niechętnym pomrukiem.

***

Sasuke siedział w swoim mieszkaniu i wgapiał bezmyślnie w telewizor. Zaległ na kanapie, sącząc wino i w międzyczasie się oburzał. Na całe swoje życie się oburzał! Och, no dobra, może nie CAŁE, ale na dni w których odbywała się cała ta cholerna lawiracja związana z ostatnią produkcją.
Była kontynuacją historii, dzięki której Sasuke wybił się na wyżyny swojej kariery. Dwanaście lat temu po raz pierwszy stanął na planie filmowym, co otworzyło mu drogę do innych obsad. Po trzech latach zatrudniono go do sequelu, będącego pełnometrażową produkcją krótkiego odcinka, który poniekąd był studialnym eksperymentem jego brata. Po kolejnych trzech, stworzono nowy film, z racji sukcesu poprzedniego i w nim również Uchiha otrzymał główną rolę. Tak samo jak i po trzech następnych. I kolejnych: tym razem miała to być ostatnia część o młodym bohaterze, który na własną rękę rozwiązywał zagadki kryminalne, mające go przybliżyć do znalezienia przyjaciela, którego niesłusznie oskarżono o zbrodnię, której nie popełnił, a przez którą został zmuszony do ukrycia własnej tożsamości.
Ostatni film miał być typowym wyciskaczem łez, który zamykał całkowicie sagę o bohaterze i jego niedługie życie. Tak. Wyciskacz łez kończył się śmiercią głównego bohatera. Ale również rozwiązaniem wszystkich powstałych wcześniej wątków i wyjaśnieniem tajemnic wszelkich. I szczerze mówiąc, Sasuke nawet cieszył się z takiego obrotu spraw, bo to oznaczało, że w końcu wyplącze się z tej produkcji.
W każdym razie: wiadomość, że to będzie ostatnia, zamykająca część serii była wspaniała. Gorzej, kiedy na Uchihe spadła informacja, któż to będzie odgrywał rolę długo poszukiwanego przyjaciela głównego bohatera. A padło na Naruto Uzumakiego, o którym ostatnimi czasy zaczynało być głośno w mediach. I który chodził z Sasuke do liceum. I który przed… komplikacjami był jego przyjacielem.
Był.
Już nie jest.
Bardzo nie jest. Nie, żeby Sasuke dziwił się postawie dawnego przyjaciela. Plus: jemu samemu również nieszczególnie przypadło do gustu granie z nim wspólnie w jakimkolwiek filmie. Przez pewne… wypadki — chociaż jakby Sasuke miał wskazać jedną rzecz, która była przyczyną tego wszystkiego, to byłoby to zwolnione bicie serca (jakkolwiek kretyńsko to brzmiało) — ich przyjaźń skończyła się, skutecznie przemieniając w obustronną nienawiść.
I nienawiść ta, jakoś nieszczególnie pozytywnie wpływała na scenę, jaką mieli wspólnie odegrać. Scenę, w której dwóch przyjaciół spotyka się po wielu latach. Scenę, w której wyznają sobie wzajemnie, jak bardzo brakowało im swojego towarzystwa. Scenę, w której obaj wspierają się, wiedząc, że co najmniej jeden z nich nie wyjdzie cało z niekomfortowej sytuacji, którą było zawalenie się budynku w wyjątkowo niefortunny sposób. Bo kończyny głównego bohatera zostały uwięzione pod zwalinami gruzu, przez co nie można było przetransportować go w bezpieczne miejsce.
Ogólnie rzecz biorąc, Sasuke był zły. Sam nie wiedział czemu obecność Naruto na planie nie pozwalała mu się skupić na grze. Miał takie problemy pierwszy raz w życiu i naprawdę go to irytowało, ale niekoniecznie wiedział co poradzić. Znaczy, okej, jak dla niego wywalenie Uzumakiego z produkcji było najlepszym rozwiązaniem, ale po rozmowie z Kakashim wiedział, że nie ma co na to liczyć. Nie miał pojęcia, który z inwestorów uparł się na taką obsadę w filmie, ale zdawał sobie sprawę z tego, że producent faktycznie był na tyle szalony, żeby wypierniczyć go z roli. Mimo tego, że przez tyle lat był przecież odtwórcą głównej postaci.
Tak. Kakashi chyba nawet dosyć chętnie by to uczynił. Och, nie żeby była między nimi jakaś spina. Po prostu producent lubił robić dużo szumu wokół projektów przy których pracował. A zwolnienie Sasuke Uchihy z pewnością odbiłoby się szerokim echem w świecie. Więc, młody aktor naprawdę nie wątpił w groźbę, jaką niedawno usłyszał. Co jeszcze bardziej pogłębiało jego irytację.
Siedział. Pił wino. Rozważał różne opcje. I w końcu doszedł do wniosku, że skoro ma trochę wolnego, to spokojnie w tym czasie oswoi się z myślą, że przyszło mu pracować z dawnym przyjacielem i przy kolejnych nagraniach pokaże na co go stać. Tak. To zdecydowanie był dobry plan.
Zadowolony dopił resztkę wina z lampki i chwycił stojącą na ławie butelkę, żeby nalać sobie kolejną porcję alkoholu, kiedy po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Zamarł na chwilę, gdyż nie spodziewał się gości, zwłaszcza o tak późnej porze, bo przecież zbliżała się dwudziesta trzecia. Poszedł otworzyć i, ku jego zdziwieniu, przywitało go wrogie spojrzenie niebieskich ślepi.
— Uzumaki — powiedział na przywitanie, szybko otrząsając się ze zdziwienia. I ignorując jednocześnie to, co wyprawiało jego serducho. To fascynujące, że mimo upływu lat ten organ w obecności Naruto wciąż zachowywał się tak samo. — Czego?
— Poćwiczmy — burknął Naruto po dłuższej chwili wrogiej ciszy, odwdzięczając się takim samym spojrzeniem.
— Co?
— Nie dam się wywalić z produkcji tylko dlatego, że mam grać z tobą — wyjaśnił. — Skoro mamy trochę czasu… i HEJ, WIDZĘ, że tobie też nie idzie, to… pomyślałem… noo… — zaplątał się. Zaraz w jego spojrzeniu ponownie zagościła hardość. — Poćwiczmy. Wspólne sceny.
— Hmm? — Usta Uchihy rozciągnęły się w złośliwym uśmiechu. Cóż, to nie tak, że chciał być mendą, ale prośba Uzumakiego dała mu do tego sposobność, więc… — Nie — odpowiedział z satysfakcją.
I zatrzasnął drzwi.

***

Właściwie zdziwił się, że Uzumaki nie torturował go przez pół nocy, próbując dobić się do mieszkania i wymusić na nim obietnicę wspólnych prób. Naruto, którego pamiętał, nie odpuszczał tak łatwo. Szkoda, bo szczerze mówiąc również doszedł do wniosku, że wspólne próby poza kamerami faktycznie mogły im się przydać. A sam przecież nie wyjdzie do tego pacana z taką propozycją.
Więc, kiedy rano ponownie usłyszał dzwonek do drzwi i po ich otworzeniu ujrzał w progu mieszkania Naruto, to nawet prawie się ucieszył. No… na pewno ucieszyło się jego serce, robiąc radosne, zwolnione ba-bam, które Sasuke skutecznie zignorował.
— Poćwiczymy. — Powitał go mężczyzna nieprzyjemnym warknięciem i gniewnym zmrużeniem oczu. — Czy ci się to podoba czy nie. Nie mam zamiaru dać się wywalić, tylko dlatego, że przyszło mi pracować z TOBĄ. Nie wiem czemu los mnie tak karze, ale NIE ZREZYGNUJĘ tylko dlatego, że jesteś patałachem, na którego naprawdę wolałbym nie patrzeć. Więc POĆWICZYMY. I nie masz w tej kwestii nic do gadania!
— Ciebie również miło widzieć — odpowiedział Sasuke ze złośliwą satysfakcją, napawając się widokiem zdziwienia, jaki zagościł na twarzy Naruto. — Może wejdziesz?
Ba-bam.
— Nie — parsknął Uzumaki, a wyraz zdziwienia błyskawicznie zmienił się w podejrzliwość. — Nie mam zamiaru przebywać z tobą sam na sam dłużej niż jest to konieczne!
— Dlatego prosisz mnie o wspólne próby? Faktycznie, logicznie.
— Nie proszę. STWIERDZAM. Że będziemy razem ćwiczyć. Złośliwość losu sprawiła, że niestety muszę z tobą grać. Więc będziemy współpracować, czy ci się to podoba czy nie.
— Wydajesz się być nad wyraz pewien tego, że zgodzę się na te próby. — Tym razem w głosie Sasuke pojawiła się czysta ciekawość. Bo faktycznie, z postawy Uzumakiego wręcz biła pewność siebie.
Ba-bam.
— Oczywiście, że się zgodzisz — przytaknął mężczyzna. — Możesz być tępym uczuciowo kołkiem, ale mimo wszystko masz te swoje jakieś pokręcone ambicje. Nie sądzę, żebyś pozwolił sobie zawalić tę produkcję. Co powiedziałyby na to twoje fanki? — Udał zadumę. — Nie zniszczysz swojego idealnego aktorskiego wizerunku, nawet jeżeli praca ze mną aktualnie nie jest ci na rękę.
— Uważasz, że mam idealny wizerunek? No, no...
— TY tak uważasz. Moje zdanie… — Zmierzył go krytycznym spojrzeniem. — Może lepiej, żebym nie wyrażał go na głos, skoro mamy wspólnie pracować.
— W jednym masz rację — przyznał Sasuke. — Nie pozwolę, aby twoje partactwo wpłynęło na moją karierę.
— MOJE PAR… CO?!
Ba-bam.
— Więc, okej. Poćwiczymy. Jutro. Od rana.
— Jutro Wigilia.
— No i?
— Nic. — Naruto wzruszył ramionami. Po czym odetchnął, wyraźnie się rozluźniając. — W porządku. Jutro. Daj znać gdzie i o której. — Wyszperał z przewieszonej przez ramię torby kartkę i długopis, na której szybko nabazgrał numer, który wcisnął w ręce Sasuke. Obrócił się na pięcie i odszedł bez pożegnania.

***

Sasuke zamknął drzwi i przez chwilę wpatrywał się w ich powierzchnię. Ręka zwisająca bezwładnie wzdłuż ciała, zacisnęła się mocniej na otrzymanej kartce.
Ba-bam. Ba-bam. Ba-bam…
Skrzywił się nieznacznie. Zaczynał mieć drobne podejrzenia, że jeżeli będzie spędzał z Naruto więcej czasu, to coraz ciężej będzie mu ignorować fakty, których był pewien już od czasów licealnych. O tyle dobrze, że Naruto nic nie podejrzewał i darzył go po prostu zwyczajną niechęcią, więc… kiedy produkcja się skończy, każdy wróci do swojego życia.
Tak jak kiedyś. Zupełnie tak jak kiedyś.

***

Przyjaźnili się od… można by było powiedzieć ZAWSZE. A to za sprawą ich matek, które były dobrymi przyjaciółkami i potrafiły godzinami przesiadywać u siebie nawzajem na kawie. Oczywiście w towarzystwie swoich synów. Więc siłą rzeczy Naruto i Sasuke spędzali ze sobą mnóstwo czasu.
Wszystko zmieniło się w drugiej klasie liceum, kiedy to Naruto zaczął oglądać się za spódniczkami i próbował swoich sił w miłosnych podbojach. Początkowo Sasuke reagował na to wszystko ironicznym uśmiechem i złośliwymi uwagami, że z tak popapranym charakterem to on naprawdę współczuje przyszłej wybrance przyjaciela. Ale kiedy na horyzoncie pojawiła się Sakura Haruno, sprawy przybrały nieco inny obrót.
To, że Sasuke nie polubił jej już przy pierwszym spotkaniu było drobnym niedopowiedzeniem. Bo, rety, babsztyl był straszny: wyniosła damessa z dobrego domu, mająca o sobie zdecydowanie zbyt wysokie mniemanie. A to, że z miejsca, (gdy przeniosła się do ich klasy) wszyscy zaczęli ją obskakiwać, bo była córką znanej aktorki, jakoś dla niego nie działało na jej korzyść.
— Jest cudowna — westchnął Naruto, patrząc na dziewczynę z rozmarzeniem, podczas gdy siedzieli w szkolnej stołówce.
— Cudownie pusta — skwitował Sasuke, łypiąc na niego złowrogo. — Pod tą warstwą szpachli pewnie nie ma nic wartościowego.
— Byś mnie kiedyś zaskoczył i powiedział coś dobrego o którymś z obiektów moich uczuć — mruknął, nie odrywając spojrzenia od różowowłosej dziewczyny, siedzącej nieopodal.
— Przerzuć się na facetów. To może coś zdziałamy w tym temacie.
— Mówisz? — Uzumaki parsknął śmiechem, w końcu ku uldze Sasuke, odlepiając oczy od tej bździągwy.
— Nie. — Przewrócił oczami. — Obawiam się, że masz fatalny gust. Czegokolwiek by on nie dotyczył.
— Och, jakże mi przykro.
Sasuke uśmiechnął się pod nosem i wrócił do spożywania swojego posiłku. Po niedługiej chwili ponownie został od tej czynności oderwany, bo na stolik przy którym siedzieli padł czyjś cień.
— Mogę się dosiąść? — zapytał ktoś słodkim głosem.
— Ja-jasne! — zawołał Naruto z entuzjazmem, przez co zarobił od Sasuke niedowierzające spojrzenie, które zaraz spoczęło na przeszkadzającym kimś. Na Sakurze. Uchiha z ledwością powstrzymał się od sapnięcia. Stracił nagle apetyt i tylko przyglądał się, jak dziewczyna z entuzjazmem zajęła miejsce obok Uzumakiego i zaczęła trajkotać, wciąż tym samym, irytującym go tonem.
Mniej więcej od tamtej pory wszystko zaczęło się chrzanić.

Sakura błyskawicznie zakręciła się wokół Naruto, który spędzał z nią zdecydowanie zbyt dużo czasu jak na gust Sasuke. Och, nie żeby był zazdrosny! Naprawdę! Po prostu… ona… irytowała go. Wszystkim: wyglądem, barwą głosu, a w szczególności zachowaniem, które dla Uchihy było naprawdę podejrzane. Bo szczerze mówiąc, jeszcze żadna nie lepiła się do Naruto AŻ tak. Nie, żeby Sasuke czuł się odsunięty od przyjaciela. Akurat w tej kwestii nie miał co narzekać, bo Haruno stanowczo nalegała, żeby często spotykać się we trójkę. Co również wybitnie działało mu na nerwy.
— Chce cię lepiej poznać — tłumaczył mu cierpliwie Naruto, który od pewnego czasu był w siódmym niebie, najwyraźniej bardziej niż zadowolony z zainteresowania jakie okazywała mu dziewczyna. Ale Sasuke nie dawał się przekonać. Bo okej, może i by uwierzył, że dziewczyna faktycznie próbuje się z nim zbratać z czystej sympatii, bo był przyjacielem jej chłopaka. Uwierzyłby, gdyby nie te podejrzanie sugestywne spojrzenia zaopatrzone w zalotne mruganie rzęsami, na których często ją łapał. — Daj jej szansę, co?
— Ale… — zaczął i przerwał gwałtownie, kiedy spojrzał prosto w oczy przyjaciela, teraz wgapiające się w niego z wyraźną prośbą.
Wtedy jego serce zabiło po raz pierwszy. Znaczy, no nie, że dosłownie pierwszy. Zabiło po raz pierwszy INACZEJ. Zdecydowanie głośniej, zdecydowanie mocniej, zdecydowanie wolniej niż miało w zwyczaju. Zabiło ZNACZĄCO.
Ba-bam.
Rozchylił usta, patrząc na Naruto jakby widział go pierwszy raz w życiu. I to poniekąd było prawdą, bo chłopak objawił mu się w tej chwili w zupełnie nowym obliczu: jako ktoś w kim mógłby się zadurzyć. O ile już tego nie uczynił. W tej chwili.
O boże. Nie.
Ba-bam.
— Sasuke?
Nie. Nienienienienie…
— Heeej? Uchiha, odbiór!
Ba-bam.


***

Sasuke otrząsnął się ze wspomnień. Cóż… zadurzenie, które dopadło go w tamtych latach nie było zbyt trafione. W końcu Naruto był jego przyjacielem. Heteroseksualnym przyjacielem, który wiedział o jego orientacji. Wiadomość o zauroczeniu zapewne nie spodobałaby się Uzumakiemu. Sasuke był niemalże w stu procentach pewien, że mężczyzna poczuł by się zdradzony. Jeszcze bardziej niż po wydarzeniach, jakie miały miejsce kilka dni później…
Więc pozwolił na to, żeby Uzumaki go znienawidził, sam również zdobył się na pewnego rodzaju niechęć, bo przecież tak było łatwiej. Ich drogi się rozeszły i przez wiele lat nie mieli ze sobą żadnego kontaktu. Aż do teraz. I w tym “teraz” okazało się, że (pomimo tej swojej wymuszonej nieco niechęci) wciąż czuje do Naruto to samo co zaczął czuć lata temu.
— Fatalnie — skwitował, marszcząc czoło. Nie sądził, żeby mogło wyniknąć z tego coś dobrego. Więc nie pozostało mu nic innego, jak dalsze ignorowanie własnych sfiksowanych reakcji i podejścia do całej sytuacji z dystansem. — Więcej wina — zawyrokował i ruszył do salonu. Tak. To był dobry plan.

***

— Spóźniłeś się! — Naruto przywitał go pochmurnym spojrzeniem, na co Sasuke tylko wzruszył ramionami.
— Zauważyłem. — Wprawdzie sam nie wiedział, dlaczego wybrał abstrakcyjnie wczesną godzinę na spotkanie. Ale wybrał. I się bezczelnie zjawił jakieś pół godziny po czasie, jednak nieszczególnie się tym przejął. Jasne, mógł się tłumaczyć, że winę za jego spóźnienie ponosił wszechobecny (i wciąż padający) śnieg i ślizgawica panująca na chodnikach, jednak nie za bardzo miał na to ochotę. Bardziej zainteresowała go kwestia tego, że jego serce, kiedy tylko ujrzał postać blondyna, ponownie zaczęło świrować. — Idziemy? Czy masz zamiar się boczyć?
Ba-bam.
— Idziemy — burknął mężczyzna.
Znajdowali się przed główną bramą prowadzącą na teren studia filmowego w którym odbywały się zdjęcia do produkcji w jakiej aktualnie brali udział. W jednej z hal został ustawiony plan imitujący zawalony budynek, gdzie Sasuke i Naruto mieli najwięcej problemów. Tak więc, Uchiha, korzystając ze swoich znajomości, załatwił możliwość skorzystania z tego miejsca, podczas ich nadprogramowych prób. Stwierdził, że łatwiej obaj skupią się na ćwiczeniach, jeżeli będzie otaczać ich odpowiednia sceneria.
Ruszył w kierunku przejścia, ale Naruto zatrzymał go, chwytając za łokieć. Sasuke zamarł na ten niespodziewany dotyk. Zamarło również jego serce, żeby po chwili rozbrzmieć mu w uszach głuchym, powolnym uderzeniem.
Ba-bam.
— Co…? — Obrócił się prędko, jednocześnie odtrącając jego rękę, bo, boże, nawet przez grubą warstwę materiału jego kurtki, dotyk był aż zbyt… zbyt… po prostu zbyt. I znowu jego serce zabiło tym ZNACZĄCYM rytmem, bo Naruto przez chwilę wpatrywał się w niego z rozbrajającym niezdecydowaniem w oczach i przygryzioną wargą.
— Słuchaj. — Na szczęście dla Uchihy drugi mężczyzna szybko zmienił ten rozczulający wyraz twarzy. Potrząsnął głową, a na jego obliczu zagościła już bardziej zwyczajowa powaga. — Nie możemy tak pracować. Znaczy, no… możemy, ale po co?
— Chcesz zrobić tę przysługę światu i samemu zrezygnować?
— Przestań być takim palantem, okej? — Naruto westchnął z wyraźną irytacją. — Nie możemy po prostu… no wiesz. Wrócić do tego, co było kiedyś? Oczywiście tylko po to, żeby łatwiej nam się pracowało!
Sasuke uniósł brew w geście lekkiego zdziwienia. Och, to co kiedyś? Miał dziwne wrażenie, że “kiedyś” Naruto różniło się znacznie od jego własnego. “Kiedyś” Uzumakiego raczej nie przewidywało tego, że przyjaciel się w nim zadurzył. I, mając na względzie jego wyraźnie heteroseksualną orientację, raczej by nie chciał do niego wracać.
— Nie — odpowiedział. — Zdecydowanie nie możemy. — I czym prędzej ruszył przed siebie.
— Co? — usłyszał oburzone parsknięcie za plecami. — OKEJ! JAK SE CHCESZ! MI NIE ZALEŻY. Ale ćwiczyć i tak będziemy!
— Oczywiście — przytaknął, nie oglądając się za siebie. Westchnął dyskretnie. Ciepły oddech ukształtował się w obłoczek pary na zimnym powietrzu.
Tak było lepiej. Zdecydowanie lepiej. Bo jeśli przestaliby utrzymywać wrogie stosunki, Sasuke nie był pewien czy zdołałby się powstrzymać od… od… no od niestosownych rzeczy. Zwłaszcza, że już teraz ciężko było mu się zachowywać NORMALNIE.
Naruto nie kontynuował tematu i w niedługim czasie zabrali się za ćwiczenie dialogów. Noo… przynajmniej próbowali zabrać.

***

“Wszystko będzie w porządku.”
“Wiem. Tylko…” — wdech.
“Nie myśl o tym, skup się na rozmowie ze mną.”
“Próbuję. Ale ciężko to robić, kiedy...” Czy ty NAPRAWDĘ nie potrafisz wykrzesać z siebie jakiś większych emocji?
— Zabawne słyszeć takie słowa od ciebie, wiesz?
— Totalne beztalencie z ciebie — stwierdził Sasuke, patrząc na niego z politowaniem. — Sądziłem, że coś się od czasów licealnych zmieniło w tej kwestii, skoro zaoferowano ci rolę w tej produkcji, ale chyba się przeliczyłem.
— Jeżeli próbujesz mnie obrazić…
— Nie próbuję. Robię to, stwierdzając fakty, ale to nie moja wina, że prawda cię bulwersuje.
— Weź się odwal, okej? Spróbujmy jeszcze raz!

***

„Wszystko będzie w porz...”
— Nie. Od nowa.

***

„Wszystko będzie w porządku!”
— Boże. Nie. Jeszcze raz!

***

„Wszys...”
— Ty to robisz specjalnie, tak?
— Nienawidzę cię, wiesz?

***

“W…”
— Stop.
— AGHRRR!

***

Prawdę mówiąc, Sasuke był zadowolony z ich prób. Po pierwsze, mimo swoich wcześniejszych słów, Naruto naprawdę sobie radził. Co nie znaczyło, że Uchiha mu nie docinał i nie kazał się poprawiać, bo przecież, mimo że było okej, to można było zrobić wszystko LEPIEJ. Po drugie, takie terroryzowanie Uzumakiego pozwalało mu się skupić na ćwiczeniu wspólnych scen, przez co jego głowy nie zaprzątały takie trywialne sprawy jak dzikie i nieregularne bicie jego serca, które dziwnie reagowało na bliskość drugiego mężczyzny. A po trzecie, mimo wszystko, wywoływanie zakłopotania bądź złości na twarzy Naruto sprawiało mu nie lada satysfakcję.
— Ty w ogóle miałeś takie skrajnie podstawowe przedmioty jak wprowadzenie do gry aktorskiej na studiach?
— Miałem! Oczywiście, że miałem!
— Aha. Ale wiesz. Skoro faktycznie, to mogłeś z nich skorzystać, na przykład uczęszczając na nie.
— KORZYSTAŁEM.
— A więc to ujma na honorze twojej uczelni, że na planie wypadasz, tak jak wypadasz. — Sasuke zmarszczył nos, wpatrując się w trzymany scenariusz. Jak dobrze pójdzie, to jeszcze uda im się dzisiaj przećwiczyć końcową scenę na wybudowanej scenografii… Z dotykaniem...
Boże. Nie był pewien, czy jest na to psychicznie gotowy. Bo o ile samo wypowiedzenie kwestii było akceptowalne i udawało mu się odegrać wszystko należycie, tak kiedy przychodziło do momentu w którym miał kontakt fizyczny (nawet przez gruby materiał strażackiej rękawicy) to zaczynały się dziać rzeczy straszne.
— Szuja. NIBY JAK WYPADAM? — Uzumaki kontynuował swoje oburzanie się.
— Tragicznie.
— CO CI ZNOWU NIE PASUJE, CO?
— Twoja twarz — odpowiedział, odrywając spojrzenie od kartek. — W porządku. Lecimy dalej.

***

“Jestem tu, więc…” wzdrygnąłeś się!
— Nieprawda.
— Prawda! WIDZIAŁEM.

***

Kilka godzin później Sasuke wyszedł na zewnątrz hali z nieskrywaną przyjemnością. Ćwiczenia były dosyć wykańczające, więc miło było w końcu wyrwać się z obiektu i udać do domu na zasłużony odpoczynek. O tak, za nic w świecie nie przyznałby tego na głos, ale razem z Naruto odwalili dzisiaj kawał dobrej roboty. I, ku jego uldze, on sam nie reagował AŻ TAK źle na dotyk drugiego mężczyzny. Więc, po kilku próbach udało mu się opanować to niechciane wzdryganie, które Uzumaki pewnie brał za objaw obrzydzenia czy jakiejś innej, równie uroczej emocji. Swoją drogą, ciekawe jakby zareagował na wieść, że sprawa wyglądała zupełnie odwrotnie.
W każdym razie: obaj byli nieco wymęczeni, ale usatysfakcjonowani, kiedy wychodzili poza teren studia filmowego. Drogę przebyli w ciszy i dopiero za bramą Naruto, który cały czas dreptał za nim, postanowił się odezwać, przystając tuż za furtką, przez którą przed chwilą przeszli.
— Um… Słuchaj… W sumie… co dzisiaj robisz?
— Co? — Sasuke obrócił się w jego stronę. Pytanie… zaskoczyło go. Głównie dlatego, że zabrzmiało jak niezbyt pewny wstęp do zaproszenia na randkę.
— Co robisz — powtórzył cierpliwie Naruto. — Wiesz, jest Wigilia. Moi rodzice standardowo udali się na wycieczkę, więc nie mam z kim zjeść świątecznej kolacji. A i z tego co widzę, tobie również szykuje się samotny wieczór… więc… pomyślałem… może…
— Czy ty teraz nieudolnie próbujesz zaprosić mnie na kolacje? — Sasuke zmarszczył brwi, wpatrując się w niego uważnie.
— Cóż…
— Dlaczego?
— Bo od czasu do czasu nawet dla ciebie wypada być miłym — sapnął Uzumaki. — Daj spokój i po prostu chodźmy, co? Potraktuj to jako podziękowanie za próby.
— Nie potrzebuję twoich podziękowań. Sam również skorzystałem na tych ćwiczenia, więc akurat w tej kwestii jesteśmy kwita. Nie potrzebuję żadnej formy zapłaty, jeżeli o to ci chodzi.
— Jezu, Uchiha, bądź człowiekiem. — Mężczyzna przewrócił oczami. — Czy to takie dziwne zjeść razem kolację?
— Z tobą? Tak.
— A niby co jest ze mną nie tak, że cię to mierzi?
— To, że nie zaprasza się na kolację ludzi, których się nienawidzi, jeżeli nie ma się w tym jakiegoś głębszego celu. A, pozwól, że ci przypomnę, od liceum mnie nienawidzisz, czyż nie?
— No… — Uzumaki wyraźnie się zawahał. — Taak. Niby tak. Ale… Hej, nawet jeśli, to co z tego? — Spochmurniał. — W końcu to JA byłem ofiarą twojej ZDRADY, więc powinieneś się cieszyć, że wspaniałomyślnie pozwalam ci na spędzenie ze mną czasu. Może uda ci się jakoś zrekompensować swoje niechlubne wyczyny.
— W liceum dosyć dosadnie zaznaczyłeś, że nigdy mi nie wybaczysz — skwitował Sasuke, splatając ręce na klatce piersiowej. — Kilkukrotnie.
— A kto tu mówi o wybaczaniu? Jeżeli ci to w czymś pomoże, to proszę: wciąż cię nienawidzę. Zadowolony? — zapytał, a w jego głosie nie dało się usłyszeć jakichś większych emocji. — Uznajmy, że ubolewam po prostu nad twoim samotnym losem, mimo tego, że nie mam o tobie zbyt wysokiego mniemania. Nawet takie sztywniackie i oschłe farfocle jak ty zasługują na nieco dobroci ze strony innych. Więc? Kolacja?
— Nie — odpowiedział i błyskawicznie obrócił się na pięcie, żeby odejść jak najszybciej. Za sobą usłyszał oburzone okrzyki, ale nic sobie z nich nie robił.
Zupełnie nie rozumiał, co też temu kretynowi strzeliło do łba. Przecież według planu Sasuke, powinien on się trzymać od niego z daleka! Bo za nic w świecie Naruto nie mógł, po prostu NIE mógł się dowiedzieć o jego postrzelonych uczuciach! O nie. Co to, to nie!
— Tyy… TY CIUĆMOKU TY! Ja tu z sercem na dłoni, a ty! TYY! — usłyszał za sobą wściekły krzyk, jednak nigdy nie dowiedział się co “on”, bo w kolejnej chwili wrzasnął cienko, bardziej z zaskoczenia niż czegokolwiek innego. Ten… TA BLOND POCZWARA! WALNĘŁA GO. ŚNIEŻKĄ.
Obrócił się z zamiarem wywrzeszczenia Uzumakiemu, że jest niedorobioną bulwą wymagającą specjalistycznej opieki, ale ta wizja szybko umknęła z głowy, kiedy kilkanaście metrów od siebie ujrzał pałającą chęcią mordu sylwetkę. Och, nie, żeby się przestraszył. Po prostu serce na ten widok po raz kolejny wywinęło niedorzecznego koziołka.
Ba-bam…
— Jesteś POPAPRANY! — oznajmił mu Naruto, po czym wystawił w jego kierunku środkowy palec, a następnie wykonał taktyczny “w tył zwrot” i odszedł wściekłym krokiem.
Sasuke przyglądał się jego plecom, aż mężczyzna zniknął za najbliższym zakrętem.
— Jestem — przyznał po chwili, nieco zbolałym tonem. Cała jego złość już dawno wyparowała. — Zdecydowanie, jestem.
Po chwili otrzepał się z resztek śniegu i również powlókł się do mieszkania.

***

Kiedy Sasuke odkrył swój dziwny stan, (który wyjątkowo się pogłębiał, kiedy patrzył na Naruto) był… tak szczerze mówiąc, przerażony. Bo przecież Uzumaki był jego przyjacielem! Ufającym mu bezgranicznie przyjacielem. Więc, gdyby prawda o jego uczuciach wyszła na jaw… cóż… Uchiha nawet nie chciał sobie wyobrażać tego, co mogło nastąpić. Zdecydowanie.
Kiedy Uzumaki zaczął umawiać się z Sakurą jakoś tak bardziej poważnie, to nawet Sasuke przyjął to z niejaką ulgą, bo przecież dzięki temu, ten nadpobudliwy młot miał być zbyt zajęty, żeby zauważyć uczucia Uchihy. Zresztą, Sasuke podejrzewał, że myśl o tym, że jego przyjaciel GEJ mógłby się w nim zakochać, była na tyle abstrakcyjna dla Uzumakiego, że nawet nie było mowy, żeby kiedykolwiek wziął ją pod uwagę.
Ha. Sasuke też by tak chciał. Ale na to chyba już było nieco za późno. Zupełnie nie rozumiał, dlaczego złośliwość losu, była aż tak złośliwa, że ze wszystkich ludzi na świecie, obiektem jego młodzieńczych uczuć musiał zostać Uzumaki.
W każdym razie: stało się. I Sasuke, dla dobra ich przyjaźni postanowił trzymać wszystko w tajemnicy. Nawet dobrze mu szło w tej kwestii. Zwłaszcza, że Uzumaki, aktualnie będący zaślepiony uczuciem do Sakury, naprawdę na mało rzeczy zwracał uwagę, więc chyba słabo zauważył, że przyjaciel z dnia na dzień coraz bardziej usuwa się w cień. Oczywiście wszystko musiało się sypnąć.
— Porozmawiamy?
Sasuke podniósł głowę, odrywając się od czytanej książki. Miał aktualnie okienko i postanowił w trakcie jego trwania ukryć się w bibliotece, do której Uzumaki nie miał w zwyczaju zaglądać. W każdym razie, po przerwaniu lektury, spojrzał prosto na tego różowowłosego potwora, który z upływem czasu coraz bardziej działał mu na nerwy i który teraz przypatrywał mu się z przesłodzonym uśmiechem, zalotnie mrugając rzęsami.
— O czym? — zapytał z wyraźną niechęcią. Nie miał najmniejszej ochoty przebywać z tą bździągwą w tym samym pomieszczeniu. W tym samym budynku. Boże… w tym samym kraju!
— O nas — odpowiedziała z promiennym uśmiechem. Od którego, swoją drogą, Sasuke zrobiło się nieco niedobrze. Ona… była… okropna. Że też ze wszystkich ludzi na świecie, akurat nią zainteresował się Naruto.
— Co? — W jego głosie pojawiło się rozdrażnienie. — Nas?
— Och, nie udawaj — zaśmiała się kokieteryjnie.
Nie udawał. Zupełnie nie miał pojęcia, co ta postrzelona dziewucha miała we łbie.
— Jes…
— Chodźmy za szkołę, okej? Żeby było bardziej… prywatnie. — Puściła mu oczko i z gracją obróciła się na pięcie, ruszając ku wyjściu z biblioteki.
— Prywatnie? — mruknął do siebie. Miał złe przeczucia.

Pójście wtedy za Sakurą nie było najlepszą rzeczą, jaką w życiu zrobił. Do dzisiaj nie miał pojęcia, dlaczego pojawił się w wyznaczonym przez dziewczynę miejscu. Czuł się cholernie nieswojo, bo Haruno wybrała zakątek, który dla całej szkolnej społeczności był znany jako miejsce miłosnych schadzek. Coo… było nieco podejrzane. Ale jeszcze bardziej podejrzane było zachowanie dziewczyny.
Stanęła do niego plecami i milczała przez chwilę, aby po chwili obrócić się w jakiś dziwaczny sposób, który zapewne miał być aktorsko dramatyczny. Obróciła się, zalotnie mrugnęła powiekami i spomiędzy jej wymalowanych warg wypłynęły słowa, które chyba w jej mniemaniu brzmiały kusząco:
— Widzę, jak na mnie zerkasz.
Sasuke uniósł brew. Nie był do końca pewien o które „zerkania” jej chodziło. Te z jawną czy skrywaną pogardą? Bo mimo dawniejszej prośby Naruto jakoś nie potrafił się przekonać do tej dziewuchy. I jego kontakty z Sakurą, kiedy przebywali we trójkę, ograniczały się tylko do niedowierzających spojrzeń.
— Tak? — rzucił uprzejmie, zastanawiając się do czego Haruno dąży.
— Z tęsknotą — oznajmiła i zaśmiała się kokieteryjnie. — Widzę, że miałam rację, że uda mi się zwrócić na siebie twoją uwagę poprzez zadawanie się z Naruto.
W pierwszej chwili Uchiha po prostu wciąż się na nią gapił. Bez emocji. Zastanawiając się, co jest z nią nie tak, że plecie takie bzdury. W drugiej dotarł do niego fakt, że ta plastykowa zołza wykorzystywała jego przyjaciela.
— Czekaj, co? — warknął, mrużąc gniewnie oczy. — Chcesz powiedzieć, że…
— Że nie masz się co martwić. — Zamrugała zalotnie. — Chętnie się z tobą umówię. — Podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu, przybliżając się stanowczo ZA BLISKO. — W końcu, ty jesteś znany, ja również. Pasujemy do siebie.
Sasuke powstrzymał się od pogardliwego „NO CHYBA NIE” tylko dlatego, że w tej chwili był za bardzo wściekły, żeby cokolwiek z siebie wydusić. I to był pewnego rodzaju błąd, bo jego milczenie najwyraźniej dziewczyna wzięła za jakiegoś dzikiego rodzaju zachętę.
I zrobiła rzecz straszną.
Przysunęła się jeszcze bliżej, wspięła na palce i wpiła usta w jego własne.
Sasuke sparaliżowało. Nie wiedział, czy to z oburzenia, czy zatruł się tymi przesadnie słodkimi perfumami, którymi Sakura się wypryskała, czy po prostu jego mózg był tak przerażony, że niekoniecznie wiedział jaką komendę wydać właścicielowi.
Był całowany. Przez dziewczynę. On. GEJ. Był całowany. PRZEZ SAKURĘ.
To. Było. OBRZYDLIWE.
— Ja pierdolę! — oznajmił w końcu, po błyskawicznym opamiętaniu się, chwyceniu Haruno za ramiona i odsunięciu jej od siebie na odległość wyprostowanych rąk. Wpatrywał się w nią z… sam nie wiedział czy w tej chwili było to obrzydzenie, czy chęć mordu. W każdym razie, patrzył na nią i już miał zamiar oznajmić jej prosto w twarz, że jest nienormalna, kiedy za jego plecami rozległo się pełne żalu:
— Sasuke? Sakura…
Uchiha przymknął na sekundę oczy. Złość na tego wstrętnego babsztyla zniknęła, bo pojawił się poważniejszy problem. W końcu na nią zdąży jeszcze nawrzeszczeć, a wytłumaczenie Naruto, co tu się wyprawiało było sprawą priorytetową. Zwłaszcza, że takie banalne „to nie tak jak myślisz!” nawet dla Sasuke wydawało się w tej chwili mało przekonywujące. Pomimo tego, że właściwie było prawdziwe.
— Naruto… — zaczął, obracając się w jego stronę. Wszystkie słowa jakie chciał powiedzieć wyparowały z głowy, bo niebieskie tęczówki patrzyły na niego z rozdzierającym smutkiem.
Ba-bam… Ba-bam…
— Ja… jak… — wydukał Uzumaki. Mruknął pod nosem coś niezrozumiałego, a następnie czmychnął, nie dając szansy na jakiekolwiek usprawiedliwienia.
— Naruto! — krzyknął za nim. Chciał ruszyć za przyjacielem. Chciał mu wytłumaczyć co się stało. Chciał… nooo… cokolwiek. Ale zatrzymało go rzucone przez Sakurę, olewcze:
— Ojej. — Wtedy zapłonął w nim GNIEW. Któremu szybko dał upust, wyrzucając dziewczynie wszystko co o niej myśli.


***

Sasuke siedział na kanapie, pił wino i rozmyślał.
Znowu.
Podejrzewał, że jeszcze kilka dni pracy z Uzumakim i popadnie w alkoholizm. Ale to nie jego wina, że pojawienie się Naruto budziło wiele wspomnień, które musiał sobie poukładać od nowa, żeby przypadkiem nie zrobić czegoś głupiego.
Na przykład się, na dawnego przyjaciela, nie rzucić.
Westchnął ciężko, poniekąd żałując, że nie zgodził się na wspólną kolację. Bo, samotne siedzenie i chlanie wina w Wigilie brzmiało… źle. Ale wiedział jednocześnie, że nie powinien sobie pozwalać na spędzanie większej ilości czasu z Uzumakim, jeżeli nie było to całkowicie konieczne.
Ponownie wrócił do wspomnień.
W dniu, w którym Sakura rzuciła się na niego (swoją drogą, to wspomnienie wciąż budziło w nim skrajne przerażenie. I obrzydzenie. I w ogóle… ugh.) całkowicie rozpadła się jego przyjaźń z Naruto. Początkowo Uchiha naprawdę chciał mu wszystko wyjaśnić, ale przy każdej próbie kończyło się na wrzaskach drugiego mężczyzny wyrażających jak bardzo go teraz nienawidzi. Jasne, Sasuke rozumiał, że Uzumaki poczuł się wyjątkowo zdradzony. Ale jego również w pewnym stopniu zabolało to, że pomimo tylu lat przyjaźni, Naruto nawet nie chciał go wysłuchać. Więc, kiedy po wielu próbach zakończonych niepowodzeniem, nadszedł dzień w którym to dawny przyjaciel zapragnął rozmowy, Uchiha kazał mu spływać. Zwłaszcza, że w międzyczasie doszedł do wniosku, że może lepiej, że tak się stało.
W końcu, dzięki temu mógł wciąż uparcie twierdzić, że wszystko rozpadło się przez Sakurę. A to było w jakiś sposób pocieszające, bo nie zniósłby myśli, że ich przyjaźń skończyła się przez niego i to palące uczucie, które w nim znienacka rozkwitło. Tak. Tak było lepiej. Zdecydowanie lepiej, że Uzumaki nie był niczego świadomy. Inaczej… Naruto by cierpiał obarczony tym nieszczęsnym uczuciem, a Sasuke długo nie mógłby się podnieść po odrzuceniu, jakie zapewne by nastąpiło.
Potrząsnął głową, odganiając natrętne myśli. Nieważne. Przecież już wszystko było nieważne.
— Wesołych świąt — rzucił w przestrzeń, unosząc lekko w górę lampkę wypełnioną winem. Słowa zabrzmiały gorzko i ponuro w ciszy panującej w mieszkaniu.

***

Świąteczne dni Sasuke spędził na leczeniu kaca. Sam nie wiedział, co go podkusiło do otworzenia kolejnej butelki. W każdym razie, to spowodowało, że na planie filmowym pojawił się rozdrażniony, ponury i nieco rozkojarzony.
Ale też zdeterminowany, żeby jak najszybciej zakończyć nagrywanie wspólnych scen.

***

Sasuke leżał na zimnym gruncie, otoczony gruzem. Nad nim wisiał pęknięty strop, który oparł się między ścianą a podłogą, wisząc nisko, zdecydowanie niżej niż powinien. I krzywiej.
Gdzieś w tle słyszał zgiełk, nawoływania innych ludzi, krzyki, zawodzenia. Do tego odgłos śmigłowca i sygnał strażackiej syreny.
“Wszystko będzie w porządku.” — usłyszał łagodne słowa.
“Wiem. Tylko…” — Urwany oddech.
“Nie myśl o tym, skup się na rozmowie ze mną.”
“Próbuję. Ale ciężko to robić, kiedy ma się świadomość, że ta kupa gruzu może się w każdej chwili osunąć i…” — Kolejny wdech. — “Ja… po prostu… Po prostu… “ — Chwilowe zaciśnięcie oczu.
“Inni już pracują nad dźwigarem. Nie rozłupiemy go, ale sprowadzamy już sprzęt, żeby móc go unieść. To trochę potrwa. Wytrzymaj. Wytrzymaj…”
“Wytrzymam… tylko… ja… Boję się… Po prostu: boję.” — powiedział, ostatnie słowo wypowiadając szeptem. Tak. Idealnie. Tak…
“Jestem tu, więc… — Ręka strażaka wylądowała na jego ramieniu. Dłoń obleczona w grubą rękawicę zacisnęła się opiekuńczo na nim. — „Jestem tu” — powiedział mężczyzna. Jego głos był niewyraźny. Jakby stłumiony przez natłok emocji. — „Zajmiemy się tobą. JA się zajmę.”
Sasuke uśmiechnął się z wdzięcznością. Otworzył usta, żeby powiedzieć wdzięczne „dziękuję”, jednak zamiast tego wciągnął gwałtownie powietrze i rozkaszlał się przeraźliwie, nie mogąc przestać. Słyszał przez chwilę, jak Naruto panikuje, wzywając lekarza, jak ktoś gramoli się do nich poprzez gruz. A potem… potem…
— CIĘCIE! Brawo! Mamy to!
Uchiha uśmiechnął się z satysfakcją, prosto do kamery, która jeszcze przez chwilę była wycelowana w jego twarz. Podniósł się do siadu i wyszedł spod scenografii, specjalnie przygotowanej w taki sposób, żeby widz miał wrażenie, że nogi bohatera zostały całkowicie zmiażdżone.
Szło idealnie. Perfekcyjnie wręcz. Wszyscy byli wyraźnie zadowoleni z tego, jak dzisiaj odbywała się praca przy nagrywaniu. Noo… prawie wszyscy. Znaczy… no jedna osoba nie wyglądała na szczególnie poruszoną, podczas gdy innych wyraźnie radował fakt, że wszystko idzie do przodu.
— Czego? — warknął Sasuke w kierunku Naruto, który wciąż przy nim klęczał. I się patrzył. Natarczywie. Z namysłem. Naruto, który to właśnie był tym „jednym kimś’.
— Hę?
— Gapisz się.
— Och.
Brew Sasuke podskoczyła do góry. Cóż… pomijając to, że Uzumaki w swojej roli aktualnie spisywał się świetnie, to w momentach kiedy kamera była wyłączona, zachowywał się dosyć… nietypowo jak na siebie. A przynajmniej nietypowo jak na chłopaka z którym Uchiha przyjaźnił się te wiele lat temu.
Dla Sasuke to było nawet pomocne. Bo dzięki temu, że Naruto najwyraźniej nie był sobą, jego serce nie świrowało w żaden dziwaczny sposób. I w pełni mógł się skupić na swoim zadaniu. Dobrze. Bardzo dobrze wręcz.
Jeszcze jedna poważniejsza scena i będą mogli zakończyć ten etap filmowania. Co znacznie ułatwi Sasuke możliwość ponownego odsunięcia się od Naruto. Tak jak było przed rozpoczęciem produkcji. I tak, jak powinno być już zawsze.

***

Wciąż leżał. Odrętwiały, zmarznięty. Przerażony.
Nerwowo wciągał powietrze wypełnione kurzem. Wciąż słyszał krzątaninę w oddali i syreny. Ale to nie było ważne. Bo przed sobą miał twarz. Twarz dawnego przyjaciela, którego dopiero co odnalazł, który był tu teraz przy nim, w najgorszych chwilach, który wpatrywał się w niego niebieskimi ślepiami.
“Wszystko będzie dobrze!” — krzyknął tonem świadczącym o tym, że słowa te niekoniecznie kieruje tylko do bohatera, ale i do siebie. — „Zobaczysz, zaraz…”
Niebieskie oczy błyszczały pełną gamą emocji. Niebieskie oczy wpatrywały się prosto w niego. Niebieskie oczy…
Ba-bam.
Niebieskie…
Ba-bam. Ba-bam.
Ba-bam.
… oczy. Oczy Naruto.
— Ym? Sasuke?
— Hm?
— Tak jakby… teraz twoja kwestia.
Uchiha zamrugał. Tęczówki drugiego aktora wpatrywały się wciąż w niego. Z ciekawością.
Poderwał się gwałtownie do siadu i gdyby nie refleks Naruto, Sasuke przywaliłby w jego łeb swoim własnym. Nie, żeby się tym przejął. Bo docierało do niego, że chyba znowu zaczyna mieć drobny problem z własnymi odruchami.
Oj.
— Oj — powiedział, ponownie mrugając. — Przerwa! — zarządził. I wywołał tym takie zdziwienie, że nikt się nie sprzeciwił.

***

Ba-bam. Ba-bam. Ba-bam.
Z frustracją przemył twarz zimną wodą i wbił nieco sponiewierane spojrzenie w wiszące nad umywalką lustro. Psia mać! Już myślał, że udało mu się ogarnąć! Wszystko przez te cholerne, wwiercające się w niego, błękitne ślepia. To przez nie serce Sasuke świrowało i w ogóle działało nie tak jak powinno.
Durny Uzumaki. Durny film, a przede wszystkim jego DURNE emocje, których za cholerę nie potrafił, jak widać, opanować!
Ba-bam.
— Och. Kurwa — warknął w kierunku swojego odbicia. — Przestań!
Po raz kolejny przemył twarz zimną wodą. Po błyskawicznym osuszeniu wypadł z łazienki, szybkim krokiem zmierzając na plan. Koniec tego… emocjonowania się! Ogarnie się, raz dwa skończą tę cholerną scenę i nareszcie będzie po wszystkim!
No!

***

“Wszystko będzie dobrze!”
Ba-b…
— TAK — odpowiedział Sasuke, wyczuwając, że jego serce ma zamiar robić dziwne rzeczy.
Na planie zaległa cisza.
Okej. To nie była najlepsza rzecz, jaką mógł zrobić.
— Cięcie!
Kilka prób później nie był pewien, czy ogarnięcie faktycznie nastąpi jakoś “zaraz”, jak to sobie zaplanował będąc w łazience.

***

— Wszystko okej?
Sasuke spojrzał na Naruto, mając nadzieję, że z jego twarzy nie da się nic wyczytać. Tak. Zachować spokój. Zero emocji. Zero.
Ba-bam. Ba-bam…
— Dlaczego taki jesteś? — zapytał w końcu. Stali przed planem, dokładnie w miejscu, w którym przez wiele godzin w Wigilię ćwiczyli swoje role.
— Taki?
— Miły — sprecyzował, wkładając w to słowo całą niechęć na jaką go było aktualnie stać. Nie wyszło.
Ba-bam.
— Bo zachowujesz się dosyć… uhm…
— Guzik cię to — sapnął.
Ba-bam.
— Ale…
— Nie — przerwał mu. Miał lekkie obawy, że jeżeli Naruto będzie mówił do niego COKOLWIEK, to jego plan polegający na odgrodzeniu się od mężczyzny spali na panewce. — Okej. Gramy!

***

“Wszystko będzie dobrze!” — Krzyknął Naruto tonem świadczącym o tym, że słowa te niekoniecznie kieruje tylko do bohatera, ale i do siebie. — „Zobaczysz, zaraz…”
Sasuke przymknął oczy. Następnie uchylił powieki, z wysiłkiem, jakby z całych sił musiał walczyć o ten drobny ruch. Na jego ustach pojawił się delikatny, nieco bolesny uśmiech.
Leżał. W półmroku rozjaśnianym tylko lampami podwieszonymi przez strażaków na połamanym stropie. Leżał na zimnym gruncie w otoczeniu gruzu i kurzu. Ale już się nie bał. Przecież nie było czego.
“Czy możesz…” — wyszeptał cicho, z wysiłkiem podnosząc własną dłoń. Jego głos brzmiał żałośnie, ledwo słyszalny wśród panującego wokół harmidru. Nie zwracał na to uwagi, patrząc prosto w niebieskie oczy mężczyzny, który klęczał tuż przy nim. Patrząc z niemą prośbą, którą strażak trafnie odczytał, ściągając rękawiczki i chwytając w dłonie jego rękę, która dotychczas leżała bezwładnie na jego klatce piersiowej.
Ba…
Świat zwolnił.
Błękitne oczy patrzyły na niego. Twarz Naruto była tak blisko, bardzo, bardzo blisko. Wisiała tuż nad jego własną, podczas gdy mężczyzna wciąż trzymał jego dłoń.
… bam.
Wąskie, jasne usta coś mówiły. Wypowiadały jakieś słowa, których Sasuke nie słyszał. Bo w uszach miał tylko spowolniony dźwięk własnego serca. Na tyle donośny i zajmujący, że żadne inne dźwięki nie były w stanie się przez nie przedrzeć.
Wąskie usta wciąż coś gorączkowo szeptały. A jedyne co docierało do świadomości Uchihy to to, że bardzo chętnie by poczuł te wargi na swoich własnych. Że to przecież bardzo naturalne w takiej chwili, żeby do czegoś takiego doszło. Tak. Zdecydowanie naturalne.
Dlatego w kolejnej chwili, jego ręka już nie spoczywała w objęciach dłoni Naruto, tylko wylądowała (razem z drugą) na twarzy mężczyzny, żeby przyciągnąć ją jeszcze bliżej i pocałować go.

***

Ba-bam.
Ba-bam.
Ba-bam…


***

Pocałunek trwał trzy spowolnione uderzenia serca. I najzabawniejsze w nim było to, że pierwszą myślą, jaka nawiedziła mózg Sasuke, gdy ten zaczął działać, było, że Naruto go nie odtrącił. Zamiast myśleć o własnym zachowaniu, skupił się na tym, że Uzumaki nie oderwał się od niego i nie trzasnął go w twarz. Tylko przysunął się bliżej i…
ODWZAJEMNIŁ POCAŁUNEK.
Przez chwilę po prostu dawał się całować, żeby zaraz mocniej naprzeć własnymi ustami na te należące do Uchihy. To było… dobre. Przyjemne. Zniewalające. I zaskakujące na tyle, że Uchiha sapnął i stanowczo odsunął mężczyznę od siebie, przez chwilę jeszcze mocniej zaciskając dłonie na jego policzkach, przez co wargi Naruto ułożyły się w kaczy dzióbek.
— Ciekawa interpretacja sceny — odezwał się komicznie poważny głos Kakashiego. Dopiero wtedy do Sasuke dotarło w pełni, gdzie się znajdują. — Ale mimo wszystko chyba nie kręcimy LGBT?
— Um… — mruknął Naruto, nie obracając się. Tylko odsunął od twarzy ręce Sasuke i gapił się na niego z lekkim zażenowaniem. Jego policzki przybierały właśnie kolor dojrzałej czerwieni. Za to Uchiha… Cóż… Uchiha jakoś nie czuł zażenowania. Właściwie to wpadł w nad wyraz dobry humor.
— Nie? — zapytał producenta, gramoląc się do pozycji siedzącej, żeby móc na niego swobodnie spojrzeć. I nieco osłupiałego reżysera. I zaszokowaną resztę ekipy. Cóż… trzeba się było jakoś… usprawiedliwić przed wszystkimi, żeby sobie nie myśleli bóg wie czego. — To tego nie było w scenariuszu?
Odpowiedziała mu wymowna cisza.

***

Został niemalże siłą wepchnięty do jednego z pomieszczeń, które służyło za tymczasowy skład na kostiumy wszelakie, które aktualnie nie były aż tak niezbędne na planie. Pokój był zagracony i nieco ciasnawy. Sasuke nie miał większej okazji się rozejrzeć, bo przed nim stał rozjuszony Naruto, który wycelował palec prosto w jego klatkę piersiową i warknął oskarżycielskie:
— Tyyy! — zaczął. Chyba nie do końca wiedział, co chce powiedzieć albo też co powinien powiedzieć w sytuacji w jakiej się znaleźli, bo przez chwilę na przemian tylko otwierał i zamykał usta. — Tyy! — ponowił próbę. — POCAŁOWAŁEŚ MNIE.
— Yhm — przyznał Uchiha, wpatrując się w niego z jawnym zainteresowaniem.
— I NIE ZAPRZECZASZ?!
— Przypominam ci, że również w tym pocałunku uczestniczyłeś, więc nie sądzę, żeby moje zaprzeczenia coś ci dały.
— Niby tak… ale… — zająknął się. — POCAŁOWAŁEŚ MNIE!
— Zgadza się. — Sasuke skrzyżował ręce na klatce piersiowej patrząc na Naruto z lekkim… och, czy to było rozbawienie? — Jestem gejem. Zdarza mi się całować innych facetów. W przeciwieństwie do ciebie, hm?
— Oczywiście! Jestem hetero!
— To tym bardziej ciekawi mnie kwestia, czemu tego naszego pocałunku nie przerwałeś.
— Bo… to… bo… POCAŁOWAŁEŚ MNIE.
— Zdajesz sobie sprawę z tego, że się powtarzasz?
— Bo… DLACZEGO?
— Bo jakaś nad wyraz złośliwa złośliwość losu sprawiła, że mi się podobasz. I, gdybym wiedział, że twoje hetero ma skłonności do bycia co najmniej bi, to być może zrobiłbym to wcześniej — przekrzywił głowę, patrząc na niego podejrzliwie. — Od kiedy twoje hetero nie jest tak bardzo hetero jak zawsze myślałem?
Naruto zaczerwienił się efektownie.
— Dawna? — spróbował zgadnąć Sasuke. Czerwień pogłębiła się. — Bardzo dawna? — Czerwień stała się wyraźnie bordowa. — Chyba mi nie powiesz, że od czasów liceum — parsknął. I ku jego zdumieniu, Naruto jęknął przeciągle, chowając twarz w dłoniach.
Uchihe nieco… zamurowało. Wychodziło na to… że to co miało miejsce dwanaście lat temu było jednym wielkim nieporozumieniem. Zarówno z jego strony, jak i strony Naruto. Czyżby… Uzumaki odkrył swoje własne uczucia niedługo po tym, jak był świadkiem tamtej nieszczęsnej sceny, której inicjatorem była Sakura? To by się nawet zgadzało, bo przecież w późniejszym czasie Naruto PRÓBOWAŁ z nim porozmawiać, porzucając swoje deklaracje o wiecznej nienawiści. I wtedy, tak dla odmiany, Uchiha postanowił się od dawnego przyjaciela odgrodzić, bo (już nawet pal licho bolesną świadomość, że nie dał mu się nawet spróbować wytłumaczyć, tylko z góry założył najgorsze) nie chciał na niego narzucać własnych uczuć, skoro dobrze wiedział, że Naruto jest heteroseksualny. I nawet teraz… czy to dlatego Uzumaki był taki… no miły? To dlatego zaprosił go na kolację, gapił na niego i w ogóle momentami wydawał się zachowywać dziwniej niż zazwyczaj? LECIAŁ na niego?
Dopiero teraz… po tylu latach… okazało się, że niezłomna wiara w heteroseksualizm Uzumakiego była totalną głupotą. To było wręcz abstrakcyjne!
Zaśmiał się, nieco gorzko, kiedy powoli docierała do niego straszna prawda. Dwanaście lat. Osobno. Bo obaj byli tępymi bucami. Dwanaście… cholernych… LAT.
— Chodź tu! — sapnął w końcu, stwierdzając, że nie opłaca mu się złościć. Podszedł do Naruto, odciągnął jego ręce od twarzy. I go pocałował. Ponownie. I jeszcze raz. I kolejny. W międzyczasie wplótł dłonie w blond kosmyki, a krótkie pocałunki stały się nieco bardziej intensywne.
— Znowu — stęknął Naruto, między kolejnymi oderwaniami warg. — Mnie CAŁUJESZ!
— Ty to jesteś mistrzem dedukcji, nie? — skwitował Sasuke, odsuwając się nieco od niego, wciąż nie wyplątując palców z włosów drugiego mężczyzny. Jeszcze raz nachylił się, krótko muskając ciepłe wargi. — Tak. Całuję cię. I mam zamiar to robić wyjątkowo często w najbliższej przyszłości. — zmarszczył brwi. — W końcu mam do nadrobienia DWANAŚCIE lat.
— Och — odpowiedział Uzumaki i ku zdumieniu Sasuke, położył dłoń na jego karku i tym razem to on, a nie Naruto, został przyciągnięty do pocałunku. Najwyraźniej on też poczuwał się do nadrobienia tych wszystkich lat. — Okej.
Serce zabiło radosnym, swoim spowolnionym rytmem. A Sasuke pomyślał, że, cóż, chyba serio nie ma co żałować tych straconych lat, bo czasy „nadrabiania” zaczynały się nad wyraz… ciekawie. Po chwili ta myśl umknęła mu z głowy, bo ciepłe usta przykryły ponownie jego własne. W końcu było tak jak powinno być.
Ba-bam. Ba-bam.
Ba-bam.


A gdzieś w tle wzywano głównych aktorów na plan. Ci nie słyszeli. Bo… cóż… byli zajęci CIEKAWSZYMI sprawami.


KONIEC