poniedziałek, 25 lutego 2013

Wołowinowych nieszczęść ciąg dalszy - NejiSasu


Nototen... Z racji tego, że jestem tak cholernie asertywna i pewien osobnik wykorzystuje to, że strasznie łatwo włączają mi się tak zwane "wyrzuty sumienia" powstało to, to :"D. Przepraszam, nie bić. I nie, wcale nie miałam wczoraj imprezy, która skończyła się o szóstej rano xD. Jak można się domyślić, jest to pewnego rodzaju kontynuacja opa "Wołowina i inne nieszczęścia". 

*** *** ***

Włołowinowych nieszczęść ciąg dalszy

"Ird, jak SasuNeji w bani? Masz już z połowę? :>"
                      – Mechalice, 10 grudnia 2012, godzina 18.42


               Kiedy Sasuke się obudził tylko jedna półprzytomna myśl kołatała mu w głowie.
               Niedobrze mi, jęknął wewnętrznie. Nie, żeby to oczywiste stwierdzenie faktu istniejącego jakoś mu pomogło w jego niedoli. Wręcz przeciwnie, chyba poczuł się nieco gorzej.
               Był świadomy tego, że najprawdopodobniej jeszcze nie wytrzeźwiał. I tego, że strasznie chce mu się pić, a jednocześnie, równie strasznie  nie chce mu się wstawać.
               Otworzył niepewnie oko. I zaraz je zamknął. Próba wstania to zdecydowanie był zły pomysł. Słoneczne promienie, które wpadały do pokoju przez niezasłonięte okno powodowały, że tępy ból, który kołatał się w jego głowie przybierał na sile. Jęknął, tym razem głośno, aczkolwiek zostało to nieco stłumione przez kocyk, który postanowił naciągnąć na głowę. Zdecydowanie, bardzo zły pomysł.  
               – Obudziłeś się? – Usłyszał.
               – Nie.
               Głębiej wcisnął się w łóżkowy materac, starając się zniknąć, czy coś w tym stylu. Raczej nie wyglądał w obecnym stanie zbyt reprezentacyjnie. Dlatego tym bardziej nie chciał, aby Neji, który to właśnie próbował najwyraźniej nawiązać z nim jakikolwiek kontakt, go oglądał.
               – NIE – jęknął jeszcze głośniej, kiedy jego bariera z koca została bezpardonowo z niego ściągnięta.
               – Wstawaj. Już po południu.
               Ty nieczuły dupku.

***

               Sasuke z lekkim przerażeniem wpatrywał się w pobojowisko, jakie zostało na jego podwórku po wczorajszej imprezie. To miało być kulturalne spotkanie. Miało. Najwyraźniej nie było, skoro właśnie patrzył na coś, co wyglądało jak efekt małego kuchennego wybuchu. Nie przypominał sobie, żeby ktoś wywalił grilla, ale najwyraźniej tak musiało się stać, o czym świadczyła lekko poprzepalana roślinność. Najgorsze w tym wszystkim było to, że z każdego niemalże zakamarka zerkały na niego złowrogo kawałki wołowiny.
               Uchiha poczuł, jak wszystko podchodzi mu do gardła. Zdecydowanie nie był gotowy na konfrontacje wzrokową z ugrilowanym mięchem.
               Ręce Nejiego oplotły go w pasie. Z ulgą oparł się o drugiego mężczyznę. Nie miał za bardzo chęci, ani mocy, żeby stać całkowicie o własnych siłach. To mogło się zakończyć bliskim spotkaniem z nawierzchnią podłogi.
               – Jeżeli cię to pocieszy, Naruto wcale nie wygląda lepiej – powiedział Hyuuga, a jego głos brzmiał zdecydowanie nazbyt złośliwie.  
               Nie, to wcale go nie pocieszyło. A kiedy Naji przyciągnął go bliżej siebie, dał o sobie znać trunek, którym to w dniu wczorajszym tak ochoczo się raczył.
               – Może miskę? – Usłyszał jeszcze złośliwe pytanie, kiedy wyrwał się Nejiemu i pognał do łazienki.
               Świeże powietrze to zdecydowanie za mało, aby pomogło na takiego kaca.

***

               Pod prysznicem stał już od dobrych piętnastu minut i właściwie nie robił nic. W sensie, no stał. Pozwalając, aby letnie krople wody moczyły mu włosy i całe ciało, modląc się w duchu o to, aby poczuć się chociaż ociupinkę lepiej.
               Jednak prysznic nie dawał oczekiwanego ukojenia. Nic nie dawało oczekiwanego ukojenia. Chciał zwinąć się w kłębek i przespać kilka następnych dni. Wstać dopiero, kiedy upewni się, że męczący kac już minął, razem z nieznośnym poczuciem winy, że odwalił wczoraj jakiś dziwny numer. Nie przypominał sobie jednak, żeby zrobił coś wyjątkowo głupiego. I tak, próba uduszenia Naruto kawałkiem mięsa była zdecydowanie jednym z lepszych momentów wczorajszego wieczoru. Szkoda, że próba ta zakończyła się niepowodzeniem.
               Kiedy tak rozmyślał nad tym, czy przypadkiem nie urwał mu się film, ktoś wślizgnął się do łazienki. Ten ktoś uśmiechał się złośliwie. Ten ktoś podszedł cichaczem do toalety. I nacisnął spłuczkę. W czego efekcie woda pod prysznicem momentalnie stała się przeraźliwie zimna.
               Sasuke wrzasnął.
               Uśmiech na twarzy Nejiego poszerzył się. Miał wyjątkowy ubaw z dręczenia swojego chłopaka.
               A prysznic wcale nie jest skuteczną metodą na leczenie poimprezowych dolegliwości.  

***

               Neji nie był złym partnerem. Co do tego Sasuke nie miał żadnych wątpliwości. Jak przychodziło co do czego, to naprawdę był kochanym chłopakiem. Najwspanialszym, jakiego można było sobie wyobrazić. Ale w tym konkretnym momencie Uchiha miał szczerą ochotę go zabić.
               Jajecznica, która właśnie została mu podetknięta pod nos, wcale nie wywoływała chęci zjedzenia jej. Sasuke ledwo powstrzymywał się od odsunięcia od siebie talerza. Zapach podanej potrawy wywoływał w nim... Złe odruchy. Bardzo, bardzo złe.
               – Jedź, jedź – zachęcił go Neji. Sasuke wbił w niego wyraźnie wrogie spojrzenie. – Poczujesz się lepiej.
               Łatwo powiedzieć.
               Jednak Sasuke postanowił sobie i Nejiemu udowodnić, że jest w stanie zeżreć tę cholerą jajecznicę. Z determinacją w czarnych oczach Uchiha chwycił widelec i wbił go pewnie w jajecznicę. Nabrał nieco żółtej ciapki i wepchnął ją sobie do ust. Determinacja, jak szybko się pojawiła, tak szybko też zniknęła. Odłożył widelec. Osunął talerz. Wstał. Przełknął ciężko ślinę. I ruszył do pokoju z mocnym postanowieniem przeleżenia reszty dnia.
               W niektórych sytuacjach jedzenie wcale nie jest dobrą opcją.

***

               Sasuke leżał z mokrym ręcznikiem przyciśniętym do twarzy. Nie, żeby to coś pomagało. Nie, żeby cokolwiek mu dzisiaj pomagało. Czuł się źle. Bardzo, bardzo źle. I miał nadzieję, że cholerny Uzumaki czuje się gorzej niż on. Jak on śmiał go tak schlać?
               – Wyglądasz, jakbyś miał zaraz zejść.
               Sasuke prychnął. Naprawdę, nie ma to jak oznajmianie światu rzeczy oczywistych, które naprawdę w tym momencie nie podnosiły go na duchu.
               – Idź sobie – mruknął tylko, nawet nie podejmując żadnej próby podniesienia jakiejkolwiek części swojego ciała. Zdecydowanie to nie był dzień, do podejmowania jakiejkolwiek aktywności fizycznej.
               Neji jednak sobie nie poszedł. Zamiast tego Uchiha poczuł, jak materac na którym leżał ugina się pod ciężarem drugiego mężczyzny.
               No idź sobie, ty nieczuły bukłaku, pomyślał smętnie Sasuke. To było naprawdę smutne, że Neji, zamiast mu współczuć jak kochający facet, bezczelnie się z niego nabijał i dokuczał mu. I nic z tego, że Uchiha właściwie sam był sobie winny, bo przecież nikt na siłę mu alkoholu do gęby nie wlewał. No oczywiście mógłby się kłócić, że jego libacja wyglądała jak wyglądała przez Hyuugę, z tej racji, że Neji urządzał sobie misje za granicami Konohy, zamiast należycie spędzić czas ze swoim chłopakiem. Nie, to nie miało znaczenia, że zlecenie otrzymał od Hokage i raczej średnio miał możliwość odmówienia.
               – To twoja wina – rzekł w końcu z wysiłkiem. Tak, musiał oznajmić to głośno. Niech sobie Neji nie myśli, że ujdzie mu na sucho doprowadzenie go do takiego stanu.
               – Hmm?
               Sasuke poczuł, że Neji się porusza. Nie wiedział co mężczyzna kombinuje i właściwie nie miał najmniejszej ochoty sprawdzać. Jednak był zmuszony unieść rękę aby uchylić rąbek ręcznika i łypnąć złym spojrzeniem na swojego faceta, kiedy poczuł, że jego ręce dobierają się do jego koszuli.
               – Co ty wyprawiasz? – zapytał, właściwie bardzo dobrze wiedząc, co takiego wyprawia Neji. Poczuł przyjemny ucisk w żołądku, kiedy Hyuuga uraczył jego brzuch drobnymi pocałunkami, podwijając coraz wyżej jego koszulkę.
               – Słyszałem, o bardzo dobrej metodzie na kaca – odpowiedział mu z uśmiechem, kiedy w końcu zawisł nad twarzą Sasuke. Cmoknął go w nos.
               – Tak? – zapytał Uchiha, starając się utrzymać poważny wyraz twarzy. Coś nie bardzo mu wychodziło.
               – Tak – potwierdził Neji. – Chcesz wypróbować?
               Sasuke w końcu stwierdził, że zerkanie spod ręcznika może zaraz stać się bardzo niewygodne, więc ściągnął z siebie mokry materiał i dorzucił go gdzieś w kąt. Następnie uniósł dłonie, aby wpleść je w długie, miękkie włosy Nejiego.
               – Zdecydowanie – mruknął, przyciągając twarz mężczyzny do swojej.
               Leczenie kaca ma nawet swoje pozytywne strony.  

środa, 13 lutego 2013

Zostać geninem


Witaaam ! :) 
No więc tak: próbuję oderwać się nieco ciężkich rozkmin dnia dzisiejszego i przy okazji powrócić do formy pisując dziwne rzeczy. W efekcie powstało takie małe "cuś" :"D "Cuś" zawiera przekleństwa. I to właściwie tyle ;) Zapraszam wytrwałych do czytania.

***

Zostać geninem


***

Wszystko przez to, że nastał pokój. Nie, żeby to nie była dobra wiadomość. No, ale jak powszechnie w wiosce liścia wiadomo, w czasie pokoju, jonini się nudzą...

***

Grupa młodych joninów stała w rzędzie. Na baczność. Każdy z nich czujnym spojrzeniem obserwował Piątą, która spoglądała na nich złowrogo zza swojego biurka. Ciche warknięcie wyrwało się z kobiecych ust.
– Możecie mi wyjaśnić – zaczęła na pozór spokojnym tonem. – Dlaczego lasy wokół Konohy wyglądają, jakby przeszła po nich armia Orochimarowych pomiotów?!
– Kwaśne deszcze – rzucił na szybkiego Kiba. Reszta towarzyszy pokiwała zawzięcie głowami. – Cholerstwo popsuje nam drzewka, jak się nie weźmiemy za ochronę środowiska, ot co – dodał z miną znawcy.
– Inuzuka...
– Plaga mrówek mutantów – stwierdził Shino. – Straszą moje żuki.
– Z tego co wiem, Hinata wzięła się za ogrodnictwo.
– Zamknąć. Się. – Tsunade poderwała się z fotela, błyskawicznym krokiem przeszła przed swoje biurko, aby stanąć naprzeciw zgromadzonych mężczyzn. Uważnie zlustrowała twarz każdego z nich. Aż w końcu zatrzymała się na wyraźnie zadowolonym z siebie Sasuke.
– Gdzie Uzumaki? – zapytała nagle. Grupa spięła się nieznacznie. – Lee? – zwróciła się do najsłabszego ogniwa. Najsłabszego - w sensie nie potrafiącego kłamać.
Czarne oczy spojrzały na nią bezradnie. Nie dało się nie zauważyć szybkiego zerknięcia na Uchihe.
– Sasuke – Uśmiechnęła się słodko do Uchihy. – Gdzie jest Naruto?
Mężczyzna coś mruknął w odpowiedzi.
– Słucham? – dopytała uprzejmie.
– W lesie – padła nieco wyraźniejsza odpowiedź.
– A po co?
– Dyżur ma.
– Za dwie godziny – warknęła Hokage. Zaraz jednak odetchnęła, próbując uspokoić skołatane już nerwy. – Dobrze, dobrze. Zostawmy Uzumakiego. Niech hasa po lesie, niech mu to nawet na zdrowie wyjdzie. Ja chcę wiedzieć, co żeście zrobili, że lasy wokół wioski są przeorane, jakby stado dzików tamtędy przegnano. Dzików, że tak wspomnę, uzbrojonych i najwyraźniej mających dar do niektórych technik ninja.
– Zdolne bestie – stwierdził z zadumą Nara.

***

Zaczęło się dosyć niewinnie. Od letniego popołudnia, tuż przed dyżurem.
– Nudzi mi się – jęknął Naruto, ziewając potężnie. – Zróbmy coś.
– Nie – opowiedział Neji. O dziwo, Sasuke mu przytaknął. – Żadnych sparingów. Jak znowu ktoś wyląduje w szpitalu, to Hokage nas pozabija.
– Już tam, pozabija – mruknął Uzumaki, mrużąc zabawnie oczy. – Nie moja wina, że mnie nieco poniosło. A Kiba to cienias.
– Sam jesteś cieniasem! Gdyby nie to, że...
– Sza, dzieci – uciszył ich Nara, pojawiając się w kłębie dymu. – Bez burdy.
Grupka młodych joninów stała aktualnie przed bramą miasta w oczekiwaniu na... Cokolwiek. Czas płynął nieubłagalnie wolno, sprawiając, że wszelka dotychczas znana im rozrywka już nie wystarczała i zaczynali się po prostu nieludzko nudzić.
– Nudzi mi się – oznajmił Narze Uzumaki. Neji, Sasuke, Shino i Kiba pokiwali twierdząco głowami. Nikt z nich nie pomyślały, że w czasie pokoju może być tak cholernie nieciekawie. Nie, żeby którykolwiek chciał wrócić do wojny. Tylko fajnie by było, żeby jakaś miła rozrywka mogłaby zapukać do ich umysłów, dając chociaż chwilowy relaks. – Tak bardzo.
Shikamaru uśmiechnął się przebiegle.
– Co powiecie na grę – powiedział, uśmiechając się przebiegle. – Zostać geninem?
Przed oczami zebranych błysnął mały, srebrny dzwoneczek.

***

Zasady były proste. Należało odebrać przeciwnikowi dzwonek. Było siedmiu zawodników, czy też raczej: siedem wtajemniczonych osób, czyli grupa wyjątkowo znudzonych Joninów. Ten, kto zdobędzie wszystkie dzwonki - Wygrywa. Okazja, do kradzieży upragnionego przedmiotu była jedna w tygodniu, podczas nocnych dyżurów, kiedy to byli zmuszani do biegania wokół Konohy. Podobno mieli patrolować okolice, jednakże nikt nie widział w tym większego sensu. I upraszało się o nie używanie chakry. Tak więc, zaczęli grę.
– A ty, Shikamaru? – zapytał Naruto, odbierając od mężczyzny swój dzwoneczek. – Przecież siedzisz w dokumentacji. Jesteś za dobry w planowaniu, żeby Tsunade wypuściła cię z biura.
– Dlatego też, ja zajmę się tym, aby grafik nam pasował do rozgrywek. I postaram się, aby nasza wspaniała, aczkolwiek nie za bardzo wyrozumiała Hokage nie nabrała za dużo podejrzeń. Oh, zapomniałbym. – Pogrzebał w kieszeni i wyciągnął z niej dzwonek. Zerknął na niego przelotnie i wcisnął w ręce zdezorientowanego Naruto. – Stawiam na ciebie miesięczną pensje. Nie zawal tego.
– Zaraz. – Uzumaki spojrzał na niego bez zrozumienia. – ŻE CO?

***

Kiedy w grę weszły zakłady, zaczęło się robić nieco brutalniej.
– Ała! Kurwa! NARUTO! – wrzask Kiby wstrząsnął lasem. – ZABIJĘ CIĘ, GNOJU!
– Oho – rozległ się głos, wśród szelestu odbiornika. – Dorwał cię?
– Podpierdolił mi spodnie! – Inuzuka był wyraźnie wściekły z tego powodu.
– Co?
– SPODNIE. KURWA! – Krzyk zakończył się piskiem. – Shikamaru! To niezgodne z zasadami! Miałem tam dzwonek!
– Cóż – głos w słuchawce wyraźnie brzmiał na rozbawiony. – Nikt o tym nie wspominał, a w grze chodzi właśnie o zdobycie dzwonka, więc...
– JAK TO?! ŻĄDAM REWANŻU!
– No już, już – W urządzeniu odezwał się nowy głos. Wyraźnie zadowolonego z siebie osobnika. – Zaraz ci je oddam. Nie gorączkuj się tak.
– ZBOCZENIEC!
– Nie schlebiaj sobie – parsknął Uzumaki. – Akurat dobieranie się do twoich spodni mnie nie rajcuje.
– Czyżby? - Do rozmowy dołączył się kolejny głos. Wyraźnie kpiący i znudzony. – A kogoż to spodnie wzbudziły twoje zainteresowanie?
– Odwal się, Sasuke.

***

– Dawaj dzwonki – warknął już wyraźnie wściekły Naruto, kiedy po dłuższej gonitwie w końcu zagonił Sasuke w ciemny zaułek.
To była... Druga runda. Jedna z bardziej wyczekiwanych, z racji tego, że brali w niej udział główni faworyci. A jednak nie było w niej zawiłych zwrotów akcji. Nie było w niej żadnej akcji właściwie, a wyłącznie rozmowa.
– Sam sobie weź – odpowiedział Uchiha z bezczelnym uśmiechem. Z wyraźną sugestią zerknął na swój... Rozporek.
Uzumaki zerknął na mężczyznę bez zrozumienia.
– Co? – sapnął zdumiony. Po chwili podążył za spojrzeniem Sasuke. Na jego twarzy wykwitł wyraz olśnienia. – Och. – Zaczerwienił się intensywnie. – CHYBA KPISZ!
Druga runda zakończyła się, pomimo spekulacji i początkowych przewidywań, dosyć spokojnie i bez wskazania zwycięzcy.

***

Shino zerknął zza okularów na Lee, który otwarcie rzucił mu wyzwanie.
– Naprawdę chcesz się bić? – zapytał dla pewności. – O dzwonki?
– Tak! – Rzucił z pasją Rock. 
– Jesteś tego pewien?
– Owszem! Przeznaczeniem moim jest zdobyć dzwonki, tym samym zdobywając serce mojej lubej! – zakrzyknął dziarsko mężczyzna.
– Co dzwonki mają do Sakury? – zdumiony głos Naruto zabrzmiał w słuchawce.
– WSZYSTKO! – wrzasnął, wręcz desperacko Lee i rzucił się na przeciwnika.
Zanim jednak Rock dopadł drugiego mężczyznę, para żuczków zdążyła przetoczyć jego dzwonki pod nogi zwycięzcy.

***

– Jestem gejem – powiedział na wstępie Naruto.
I nagle otoczyło go cisza. Mała słuchaweczka w uchu milczała. Nawet las, tak jakby zamarł. A przede wszystkim zamurowało Shino, do którego właśnie Uzumaki się podkradł i palnął tekst o swojej orientacji.
Naruto zamrugał, w swoim mniemaniu, zalotnie.
– Słyszałeś? – zapytał słodko.
– Tak. – Rozległa się niemrawa odpowiedź. – Nie.
– Co?
– Przyjmijmy, że nie. Przyjmijmy, że ta sytuacja nie miała miejsca. Nie wydarzyła się.
– Hm... No dobra – zawyrokował Uzumaki, wyszczerzając zęby w uśmiechu. – Pod jednym warunkiem.
Spod naciągniętego na głowę kaptura rozległo się ciche westchnięcie. Aburame sięgnął do kieszeni, wyciągnął z nie dzwonek swój i Lee, a następnie, zerkając na nie z lekkim żalem, rzucił ku ucieszonemu Naruto.
– Przyjemnie się robi z panem interesy!
– Ty tak serio? – Kiba chyba jako pierwszy otrząsnął się z rewelacji. Jego głos w słuchawce można było określić jako co najmniej podekscytowany.
– A co? Zainteresowany? – parsknął blondyn, chowając zdobycz do kolekcji.
– A co? Jesteś wolny w tę sobotę? – W odbiorniku rozbrzmiało pytanie innej osoby.
– Wolny, to jesteś ty, kiedy miażdżę cię w sparingach, Uchiha.
– Uh, ach, Uzumaki, cięty jak nigdy. A czy w...
– Nie wydarzyło się! – Shino zbolałym tonem przerwał wymianę zdań.

***

– NEJI! WYGRAJ TO DLA MNIE!
– Zamknij się, młocie.
– Co Sasuke, zazdrosny?

***

Neji wpatrywał się w Sasuke, jakby właściwie widział go pierwszy raz w życiu.
– Co? – burknął Uchiha. Najwyraźniej był nie w sosie. A Hyuuga wyjątkowo chciał wiedzieć, co do takiego stanu doprowadziło drugiego mężczyznę. Miał nawet pewne podejrzenia.
– Neji! Neji! Neji! – Gorący doping Uzumakiego było słychać głośno i wyraźnie. I to nie tyle, że w słuchawkach, ale głos nadpobudliwego jonina niósł się po lesie, do miejsca, w którym Hyuuga natrafił na wyraźnie oczekującego go Sasuke.
Neji sięgnął palcem za ucho i wyłączył słuchawkę. Uchiha, mierząc go podejrzliwym spojrzeniem, uczynił po chwili to samo.
– EJ! – wrzask Naruto przedarł się ponownie przez las. – NIE MA TAKIEGO ODCINANIA SIĘ!
Obaj go zignorowali.
– Więc – zaczął Neji konwersacyjnie. – Faktycznie JESTEŚ zazdrosny o Naruto, nieprawdaż?
Uchihowa brew drgnęła w nerwowym tiku.

***

To, jak przebiegła walka między Nejim, a Sasuke, było jedną wielką niewiadomą. I cholernie to wszystkich denerwowało. Jedynym pewnikiem było to, że to Uchiha zdobył dzwoneczek przeciwnika.

***

Naruto, z iście kobiecym piskiem, przylgnął do drzewa, w ramach schronienia się przed zbliżającym się niebezpieczeństwem.
– POBITE GARY! – wrzasnął zaraz po tym, jak ciepło wszechobecnych płomieni zgasło, wraz z zakończoną techniką. – Sasuke, oszukańcu! Nie ma... OŻEŻ! – krzyknął, dając się zaskoczyć kolejnej fali techniki. Blond postać zniknęła w kłębie szarego dymy.
– Cholera – sapnął Uchiha. – Hyuuga, widzisz go? – rzucił do nadajnika przymocowanego do ucha.
– Nie gram z tobą – rozległ się spokojny głos w słuchawce.
– Ale przegrałeś ZE MNĄ – zaznaczył dobitnie Sasuke. Satysfakcja pobrzmiewała w jego głosie. – Jesteś zobowiązany mi pomóc, jeżeli mamy trzymać się reguł.
– Czy to właśnie nie ty przed chwilą złamałeś regulamin używając Sharingana?
– W momencie, kiedy zostałem na polu bitwy z Uzumakim, ta zasada przestała obowiązywać.
W słuchawce na chwilę zapadła cisza.
– Czy on o tym wie?
– Jeszcze nie – rzucił złośliwie Uchiha.
Pierwsze promienie słońca zaczęły przebijać się przez drzewa. Zabawa dopiero się zaczyna, Naruto.
Uzumaki był godnym przeciwnikiem, to fakt. Ale na plus Sasuke działało to, że Naruto nie podejrzewał, że w całej tej rozgrywce Uchiha miał swój własny, prywatny cel.
– Och, już wiem – rozległ się wściekły syk tuż za jego plecami.
– Tak? – zapytał niewinnie Sasuke, obracając się do niego.
– O co ci chodzi, kretynie?! Próbujesz mnie faktycznie zabić? – warknął Uzumaki, oskarżycielsko celując palcem w klatkę piersiową bruneta. – Czy tak ci cholernie zależy na tej popapranej grze? Odbiło ci kompletnie Uchiha!
– Hm... – mruknął Sasuke. ­– Przyznaję, odbiło. Na grze? Nie, nie zależy mi właściwie w ogóle. A co do zabicia... Przydasz mi się żywy.
W kolejnej sekundzie złapał Naruto za nadgarstki, przyciągnął zdziwionego mężczyznę do siebie i złączył ich usta w pocałunku. I, jak szybko akcję przeprowadził, tak też szybko ją zakończył, odsuwając się od Uzumakiego, aby godnie przyjąć stertę wyzwisk i grad ciosów, jakich się spodziewał po tym wybryku. Jednak nic takiego się nie stało. Naruto tkwił jak kołek w tym samym miejscu i wlepiał w niego te wielkie błękitne ślepia.  I zwilżył wargi językiem.
Wtedy to Sasuke, można by rzec, rzucił się na niego. Wplótł dłonie w blond kosmyki i zagłębił się w nieco brutalnym pocałunku, w którym czynny udział brał nie tylko jego język, ale i Naruto. Nigdy nie spodziewałby się, że sytuacja tak się potoczy. Że Naruto nie tyle go nie zabije na wstępie, ale i odpowie na jego pocałunki. Z przyjemnością smakował drugiego mężczyznę. To było zniewalające doznanie, dokładnie tak, jak się tego spodziewał.
Kiedy w końcu się od siebie oderwali, aby móc zaczerpnąć oddech, w słuchawce Uzumakiego rozległ się rozbawiony głos:
– Sądząc po odgłosach, wygrałem.
– No nie, moja pensja – jęknął Kiba, w odzew na słowa Shikamaru.
– Co? – wystękał oszołomiony Uzumaki, który najwyraźniej dopiero odzyskiwał zdolność mowy.
Sasuke uśmiechnął się kącikiem ust. Dłonie miał wciąż wplątane we włosy Naruto, tak więc kciukiem odczepił małą słuchawkę z jego ucha, a gdy spadła na ziemię przydepnął ją butem.
– Najwyraźniej podczas trwania gry powstał jeszcze jeden zakład – skwitował, ponownie przyciągając twarz towarzysza do swojej.
– Zabiję – warknął Uzumaki, przed tym, jak Sasuke uraczył go kolejnym pocałunkiem. – Ale może trochę później – dodał po chwili. Rysy jego twarzy wyraźnie złagodniały, gdy spojrzał w ciemne oczy Uchihy.