niedziela, 11 marca 2018

Na granicy fiksacji

No elo ponownie, autor żyje, jak coś. 
Jeszcze. 
Jakoś :"D. 

Betowała Akari :*. 

*** 

XX

Miał wrażenie, że jego życie ostatnimi czasy polegało wyłącznie na oczekiwaniu, aż się stanie… coś. Aż lis znowu zbierze siły i zaatakuje, aż on sam ponownie będzie zwijał się z bólu lub po prostu powtórzy się ostatnia akcja demona. Bo tej jednej rzeczy był pewien w stu procentach. Atak się powtórzy, ale czy będzie... silniejszy? Słabszy? Czy tym razem uda mu się zareagować, zanim ból nie sparaliżuje go do tego stopnia, że nie będzie w stanie nawet myśleć o jakiejkolwiek formie obrony?
Na żadne z tych pytań nie umiał sobie odpowiedzieć. Ta cholerna niepewność i nastrój oczekiwania wyjątkowo paskudnie wpływały na jego samopoczucie. Pragnął, żeby coś się ruszyło. Chciał w końcu coś zdziałać. Chciał… chciał…
Chciał, żeby po prostu wszystko się jakoś rozwiązało.
Minęły zaledwie trzy dni od ostatniego ataku, a on miał potworne poczucie, że stoi w miejscu. Plus, między nim a Sasuke niby wszystko było normalnie, ale Uzumaki wciąż wracał pamięcią do tego, że Uchiha nie chciał mu zdradzić, dlaczego zwlekali z użyciem Sharingana. I jakoś ta kwesta za nic nie chciała wypaść mu z głowy.
Minęły trzy dni. Trzy dni napiętego oczekiwania.
A potem faktycznie nastąpił kolejny atak. I, mimo że wyczekiwany, to jednak pod pewnymi względami go zaskoczył.

***

Obudził się skołowany bardziej niż zwykle. A przynajmniej takie odniósł wrażenie, kiedy zawzięcie mrugając, zaczynał kontaktować ze światem.
Futon. Ciemna poduszka.
Ciepła dłoń drugiego człowieka, spleciona z jego własną.

Czarna czupryna tuż obok.
Zamrugał ponownie, powoli rejestrując wszystkie fakty.
W porządku.
W porządku… 
Jego usta wygięły się w nikłym uśmiechu. Lubił te pobudki. Tuż przy Sasuke. Nawet jeżeli wciąż miał mu za złe zatajanie pewnych rzeczy, to takie poranki były już czymś na tyle stałym w życiu Uzumakiego, że raczej dziwnie czułby się budząc bez Uchihy u boku. Fascynujące, jak człowiek szybko potrafił przyzwyczaić się do dobrego.
W porządku. Zignorował nagłe ukłucie bólu, które zaatakowało jego skroń.
Mocniej zacisnął dłoń na ręce Sasuke. Mężczyzna uchylił powieki. Wyglądał jakby jeszcze nie do końca chciał się budzić. Zmarszczył nos w geście niezadowolenia, wywołując tym samym na twarzy Uzumakiego szerszy uśmiech.
Rozczulające.
Tak.
Gdy tak patrzył na oblicze Uchihy ogarnęło go znowu to samo ciepłe uczucie, którego za cholerę wciąż nie potrafił nazwać.
Boś głupi. 
Zamarł, przerażony i zaskoczony. Po leniwym rozluźnieniu jakie czuł jeszcze przed chwilą nie było już śladu. Musiało to być widoczne na jego twarzy, bo Sasuke rozbudził się w sekundzie, czujny i poważny.
— Co jest? — zapytał, podciągając się na łokciach.
Naruto usiadł, wpatrując się w jego twarz niewidzącym spojrzeniem.
Nie panikuj. Nakazał sam sobie. 
A to niełatwa misja, mój ty bohaterze, czyż nie? Złośliwie wypowiedziana przez lista uwaga została zignorowana. Tak samo jak nasilający się ból głowy.
Nie panikuj. Powtórzył, wolno wypuszczając powietrze z płuc, dopiero wtedy uświadamiając sobie, że w ogóle je wstrzymywał.
— To — zaczął i z ledwością powstrzymał syknięcie, kiedy zaatakowała go fala wzmożonego bólu. Och nie. Nie da się temu tak łatwo! Jego spojrzenie nabrało ostrości. — Lis — rzucił tylko. Wiedział, że nie musi nic więcej wyjaśniać. Zresztą nie było czasu na mówienie. Naruto powinien działać, teraz, natychmiast, jeśli tylko chciał zapobiec powtórce z ostatniego ataku. A chciał. Musiał.
Sapnął zaskoczony, kiedy Uchiha znienacka przybliżył swoją twarz do jego, jednocześnie chwytając jego podbródek zdecydowanym ruchem. Czerń jego oczu zastąpiona została szarłatem, w którym wściekle zawirowały ciemne łezki i po chwili…
Tik-tak, zwariujesz. 
… wszystko wróciło do normy.
Znaczy. Z jego samopoczuciem. I lis był cicho. I w ogóle to tak trochę jakby nie ogarnął co się wydarzyło, oprócz tego, że palce Sasuke wciąż mocno zaciskały się na jego szczęce.
— Hę?
Zamrugał.
— Okej? — zapytał Uchiha. Jego oczy wróciły do normalnego koloru, a uchwyt na twarzy Uzumakiego zdecydowanie zelżał.
Pokiwał niepewnie głową w ramach odpowiedzi.
No. To tyle z jego działania.


***


— Mógłbyś mi wyjaśnić, co to miało być?
— Hm?
Naruto siedział w kuchni, obserwując plecy Sasuke, który przygotowywał im kawę. Bo po akcji jaka miała miejsce rano, Uchiha po rzuceniu krótkiego “wstajemy”, wyszedł z sypialni, zostawiając go wciąż w lekkiej dezorientacji. Nie żeby pod względem nieogarnięcia coś się zmieniło, bo jednak nadal wypełniało go uczucie swego rodzaju zagubienia. Tak więc teraz siedział. I czekał. Na wyjaśnienia.
Jakieś.
Jakiekolwiek?
— No? — ponaglił.
Sasuke jednak wcale nie kwapił się z odpowiedzią. W końcu jednak obrócił się z dwoma parującymi kubkami kawy w dłoniach i podszedł do stołu, aby odłożyć jedno naczynie tuż koło Naruto, a drugie po przeciwnej stronie blatu. Lecz zanim usiadł, w ramach odpowiedzi…
… wzruszył ramionami.
Na co Naruto posłał mu spojrzenie typu “no-chyba-sobie-żartujesz”.
— Sasuke — powiedział znacząco. Widząc, że wciąż nie przynosi to zamierzonego efektu kontynuował. — Ja wiem, że wypowiadanie wielu słów na raz nie należy do twoich mocnych stron, ale poważnie. Co. To. Było?
— Szybka reakcja? —odpowiedział mężczyzna, zanim wetknął nos w kubek.
— Aha? A czemu tym razem szybka reakcja była możliwa, a ostatnio to już nie?
— Bo ostatnio była jeszcze szansa, że medykamenty Tsunade będą mogły coś zdziałać. Jak zapewne zauważyłeś, tak nie jest.
— I tylko dlatego nie użyłeś Sharingana wcześniej?
— Yhm — przytaknął i przetarł ręką oczy. — Usatysfakcjonowany? Możesz już odpuścić? Jest ZA WCZEŚNIE na takie pogaduchy.
Naruto uśmiechnął się, dosyć blado, ale jednak. Informacja o tym, że Sasuke naprawdę nie był rannym ptaszkiem była dosyć niespodziewana, więc za każdym razem Naruto kwitował to wygięciem warg. Jednak wracając do jakiegokolwiek usatysfakcjonowania… Nie. Ta kulawa odpowiedź ni jak nie pasowała mu do całej sytuacji. Jednak...
Jednak…
Mina mu wyraźnie zrzedła, kiedy do głowy wpadła kolejna myśl. Tym razem nie taka radosna.
— Powinniśmy poinformować Tsunade.
A to zapewne skończy się uziemieniem go w szpitalu. Niby z jednej strony i tak najbezpieczniej było przy Sasuke, który miał swoją cudowną sharinganową moc, jednak obaj dobrze wiedzieli, że kobieta wolałaby mieć Naruto dosyć blisko, żeby w razie czego i ona mogła interweniować. Jak najbardziej zrozumiałe. Uzumaki już nawet sam zaczynał skłaniać się ku temu, że to faktycznie byłoby bezpieczniejszym rozwiązaniem.
— Powinniśmy?
Jego rozważania zostały przerwane przez krótką wypowiedź Uchihy. I kolejny raz tego poranka Naruto poczuł konsternacje. Przez chwilę obserwował Sasuke, który jakoś tak omijał jego spojrzenie i wyjątkowo skrupulatnie zajął się siorbaniem kawy.
— A nie? — zapytał w końcu.
Odpowiedział mu ponownym wzruszeniem ramionami.
— Nie sądzę, żeby to cokolwiek wniosło do obecnej sytuacji. Zwłaszcza, że i tak przecież wie. — Zmarszczył brwi. — A przynajmniej powinna zostać poinformowana.
Ach. No tak. Pieczęć, którą podczas jednej z wizyt u Hokage nałożył na niego Yamato. Tylko, że Naruto nie był pewien, czy mężczyzna zdołał w ogóle odczuć jakoś dzisiejszy lisi atak, skoro został on stłumiony w tempie ekspresowym.
— Nie sądzisz — powtórzył bezmyślnie Uzumaki. To było dla niego nieco abstrakcyjne, że to akurat on, a nie Sasuke, wspomniał o wizycie u Hokage. W końcu to zazwyczaj Sasuke nalegał na informowanie o wszystkim Tsunade. I do Naruto też nareszcie dotarło, że znajdują się w na tyle kryzysowej sytuacji, że każda wzmianka o lisiej aktywności powinna być raportowana na bieżąco. — Serio?
— Aktualnie i tak lis nic nie zdziała przez jakiś czas.
— Ale już niedługo pewnie znowu...
— Ale nie dzisiaj, nie? Ani jutro.
Naruto zmrużył oczy, przyglądając się mu podejrzliwie. Czy to naprawdę był ten sam Sasuke, który wytargał go do Hokage zaraz po pierwszym poważniejszym ataku lisa?
— Jest jakiś szczególny powód, dla którego chcesz to odwlec? — zapytał w końcu, przekrzywiając głowę i nie odrywając od mężczyzny uważnego spojrzenia.
Kolejne wzruszenie ramion.
Zanim Naruto zdołał wyrazić w jakikolwiek sposób swoje niezadowolenie z takiej odpowiedzi lub też po prostu kontynuować drążenie tematu, Sasuke odłożył kawę i wstał. Podszedł i stanął tuż obok wciąż siedzącego Uzumakiego, przypatrując mu się z dziwnym wyrazem twarzy, którego Naruto nie potrafił rozgryźć.
— Chodź do mnie — powiedział w końcu, wyciągając dłoń w jego kierunku. Naruto ujął ją i posłusznie wstał, niekoniecznie wiedząc, czego powinien oczekiwać i dlaczego Sasuke zachowywał się tak jakoś… dziwnie?
W kolejnej chwili jednak nie miało to za bardzo znaczenia, bo wąskie wargi spoczęły na jego własnych w pocałunku. Co skutecznie zniechęciło Naruto do drążenia jakiegokolwiek tematu.


***

Tik-tak. 
Tik... Tak. 


***

Znowu tylko czekał.
Czekali obaj. I najgorsze w tym wszystkim było to, że nie pozostało nic innego do robienia. Och jasne, można było po raz tysięczny ślęczeć nad tablicami. Można było spróbować przetrząsnąć zwoje znajdujące się w biurze Hokage. Można też było ewentualnie smęcić samej Tsunade, jak idą przygotowywania nowych medykamentów, które kobieta próbowała przystosować do tego, by były w stanie zapanować nad lisimi atakami. Nękanie kobiety zapewne skończyłoby się wywaleniem z budynku i zakazem zbliżania się do Hokage, dopóki sama ich nie wezwie. No albo nie stanie się coś ważnego, o czym jednak wypadałoby zameldować.
No więc. Można było zrobić… coś. Ale wszystko było równie bezsensowne.
Więc czekali. I w oczekiwaniach tych nie zostało im nic, tylko być ze sobą. Po prostu jak para cieszyć się swoim towarzystwem.
I akurat pod tym względem Sasuke starał się wykazywać jakoś tak bardziej. Przez co Naruto miał dziwne wrażenie, że Uchiha naprawdę nie odstępuje go na krok nawet na sekundę. Nie, żeby mu to przeszkadzało.
Och nie. Zdecydowanie nie.

***

Jeszcze przez dobrą chwilę wbijał kurczowo palce w plecy Sasuke, zanim udało mu się złapać oddech. Zanim w ogóle do mózgu wpadła informacja, że no jednak oddychanie to czynność, którą powinien wykonywać dosyć systematycznie, bo takie wstrzymywanie powietrza na dłuższe okresy niekoniecznie dobrze działa na szare komórki.
Serce kołatało, mięśnie jeszcze przez chwilę drżały, a oddech nie chciał się uspokoić.
Głębszy wdech. Jeden. Drugi.
W końcu rozluźnił palce, pozwalając drugiemu mężczyźnie wysunąć się z jego objęć, a na jego twarzy rozlał się błogi uśmiech. Bardzo, bardzo błogi.
I kolejny wdech. Spokojniejszy. Długi wydech.
Uśmiech na jego twarzy, o ile to możliwe, poszerzył się.
Cóż. Seks z Sasuke był… jest… jest... no...
… właściwie niekoniecznie potrafił znaleźć jakiekolwiek słowo, które mogłoby w pełni opisać to, co czuł podczas ich zbliżeń. No. Zdecydowanie. Żaden znany mu wyraz nie był w stanie zawrzeć w sobie tych wszystkich emocji. I też chyba nawet nie potrzebował nazywać słowami tego stanu.
Niemal machinalnie splótł swoje palce z dłonią mężczyzny, który zaległ obok niego i który najwyraźniej również miał jeszcze drobne problemy z unormowaniem oddechu. Przez chwilę po prostu obaj leżeli, ramię przy ramieniu, nie odzywając się słowem, w ciszy napawając się swoją obecnością.
Nie puszczając jego dłoni, przekręcił się na bok, żeby móc swobodnie patrzeć na profil drugiego mężczyzny. Umościł się wygodnie i… no patrzył. Na spoconą skórę. Na zamknięte oko, prosty nos. Na rozchylone usta. I na ciemne włosy rozsypujące się w nieładzie.
Widok przeznaczony tylko dla jego oczu. Tylko dla niego.
I ta myśl, że tylko on jeden na świecie widzi takiego Sasuke, że tylko on ma dostęp do tej części życia mężczyzny była jakaś taka, że znowu czuł… czuł…
Tik…
… czuł znowu to ciepłe coś. To dziwne uczucie, które od dłuższego czasu… czasu…
Tak.
… od dłuższego czasu…
Jakiś ty głupi. 
Naruto wrzasnął zaskoczony nagłym bólem, który zaatakował jego ciało. Instynktownie poderwał się do siadu, zaciskając skrzyżowane ręce na klatce piersiowej, jakby to w jakiś sposób miało powstrzymać agonię, jaka zaatakowała jego ciało.
Och. Kurwa.
Boli.
Ciesz się, kochaneczku. Złośliwy głos lisa wwiercał mu się w mózg, powodując jeszcze większy ból. Póki boli znaczy, że żyjesz. Więc jeszcze się ciesz tym bólem. Póki możesz.
— Ty pieprz… — wycharczał przez zaciśnięte zęby i po chwili…
… ból się skończył. Tak samo nagle jak się zaczął.
Potrząsnął głową, starając się odzyskać ostrość widzenia. Przed oczami miał twarz Sasuke, w którego oczach wygasał Sharingan. Zaciętą twarz. Która zaraz została przysłonięta dłonią, kiedy to Uchiha przetarł oczy.
Żaden z nich się nie odezwał.
I tym razem cisza, która ich otaczała była wyraźnie przytłaczająca.

***

— To się nasila — Naruto krążył niespokojnie po tarasie, bosymi stopami stukając o deski. — Lis jest coraz bliżej celu. Ma coraz więcej energii. — Potrząsnął głową, nie przerywając swojego marszu. — Znaczy ogólnie zdaję sobię sprawę z tego, że od dawna rośnie w siłę. Ale kuźwa. Ile czasu minęło od ostatniego ataku? Dwa dni? Niecałe?
Zatrzymał się w końcu, spoglądając na stojącego w wejściu Sasuke. Pogrążonego we własnych myślach, z zamkniętymi powiekami zaciskającego palce na nasadzie nosa. Przez chwilę Uzumaki obserwował go w zamyśleniu.
— Musimy poinformować Tsunade — oznajmił w końcu.
Szczerze mówiąc spodziewał się sprzeciwu. Jakiejkolwiek jego formy. Tak jak ostatnim razem: zbagatelizowania sprawy, bo przecież jeszcze dają radę sami. I przecież Tsunade najwyraźniej też jeszcze nic nie skombinowała, skoro sama ich nie wezwała. Ale on sam nie miał pojęcia co robić.
… chociaż może miał?
Zdecydowanie miał. Jednak tego rozwiązania naprawdę wolałby uniknąć na tyle długo na ile jeszcze się da.
W każdym razie: spodziewał się sprzeciwu. Jednak ze strony Sasuke, który wciąż stał nieruchomo, z dłonią tuż przy twarzy padło wyłącznie ciche, zmęczone “tak”.

***

Tik…

***

Podczas opisywania ostatnich wydarzeń w gabinecie oprócz ich dwójki i Tsunade znalazła się również Sakura, która razem z Hokage pracowała nad substancją, która w jakimkolwiek stopniu mogłaby chociaż spowolnić lisa. W końcu z racji tego, że Sharingan był coraz szybciej neutralizowany, tylko w tej substancji mogli aktualnie pokładać jakiekolwiek nadzieje. Mimo optymizmu jaki Naruto w sobie posiadał, przyszłość widział w coraz ciemniejszych barwach. I to nie aż tak daleką przyszłość, jeśli wziąć pod uwagę to, że demon działał coraz szybciej, a ataki w jego wykonaniu, jakby nie patrzeć, były coraz skuteczniejsze.
— Nie sądziłam, że Kyuubi kiedykolwiek tak szybko będzie w stanie niwelować działanie Sharingana. — Tsunade odchyliła się w krześle i przez chwilę ze zmarszczonym czołem wpatrywała się w powierzchnię biurka za którym siedziała. — A ty… — Zaraz jej spojrzenie spoczęło na Sasuke. — Nawet nie będę tego komentować — skwitowała po chwili z kwaśną miną. Uzumaki nie wiedział, do czego konkretnie kobieta się odnosi. Jednak nie zdążył zapytać, bo ta zaraz zmieniła temat. — W każdym razie, wciąż jesteśmy na etapie testów, jeżeli chodzi o lek. Nie możemy ryzykować i musimy się upewnić, że będzie skuteczny. I tak już zbyt wiele… — zawiesiła na chwilę głos, najwyraźniej szukając odpowiednich słów. — … zbyt wiele poszło nie tak jak powinno.
— Być może źle się do tego zabieramy — wtrąciła Sakura. — Na pewno źle się do tego zabieramy — stwierdziła zaraz stanowczo. — Pracujemy nad lekiem łagodzącym objawy, a powinniśmy opracować coś, co zdusiłoby przyczynę w zarodku.
— Przyczynę? — Naruto zerknął na przyjaciółkę. — Ale…
— Ale na dobrą sprawę wciąż nie wiemy, co dokładnie jest katalizatorem budzącym lisa do działania.
Ach. No właśnie. Faktycznie. Wcześniej podejrzewał, że demon… noo… że po prostu pragnął Sasuke. I Sharingana. I to pragnienie, z racji tego, że w jakimś stopniu pokrywało się z tym co czuł również Naruto było kluczem. Ale sam lis przecież w końcu temu zaprzeczył. No i jak nie patrzeć, naprawdę się okazało, że w tej kwestii to akurat tylko Uzumaki, a nie demon, pragnął Uchihy.
Więc no nie. Wciąż nie mieli pojęcia co działa jako czynnik pobudzający lisa.
Chociaż… może…
Miał wrażenie, że nić zrozumienia krąży gdzieś po jego głowie, a on bardzo nieporadnie próbuje ją złapać, mimo że rozwiązanie ma tuż pod nosem. Że jest na tyle oczywiste, że z racji swojej prostoty Naruto nie jest w stanie go dojrzeć. I że kiedyś już rozkminiał ten temat.
— Kiedy budzą się strażnicy? — mruknął do siebie w zamyśleniu. I spojrzał na Sasuke. Milczącego, pogrążonego w myślach. Paradoksalnie do powagi sytuacji Uzumaki uśmiechnął się delikatnie. To fascynujące, że nawet w takich momentach jak aktualny, samo patrzenie na tego konkretnego mężczyznę sprawiało, że…
… że…
Kiedy?
… sprawiało...
Zawsze w najmniej odpowiedniej chwili. 
Błękitne oczy rozszerzyły się z przerażenia.


***

Tak.

***

Kolejne co Naruto widzi to głowa Sasuke. Ale tym razem, pierwsze co do niego dociera to to, że Uchiha nie patrzy mu prosto w oczy, jak to miało miejsce przy ostatnich atakach. Tym razem jego twarz jest już schowana za włosami, opuszczona, skierowana w podłogę. Ręce mężczyzny spoczywają na jego ramionach i Naruto ma dziwne wrażenie, że w tej chwili nie jest przytrzymywany w miejscu, tylko jakby mężczyzna… opierał się o niego. Jakby tylko dzięki temu uchwytowi był w stanie ustać na nogach.
Pamiętał… w sumie pamiętał tylko złośliwy szept lisa. I nagły ból. A potem… potem już nic. Najwyraźniej Sasuke znowu błyskawicznie zareagował.
Tylko… czemu…
Pełen złych przeczuć przestał patrzeć na czubek głowy Uchihy i skierował spojrzenie w dół. Akurat w chwili, gdy czerwona kropla rozbiła się o deski podłogi.
Krew. Krople krwi. Spadała. Krew.
Jedna kropla. Kolejna.
Zmusił się, żeby oderwać wzrok. Nie docierało do niego to co widział. Nie rozumiał. Nawet nie chciał rozumieć. Chciał… żeby…
… nie było krwi.
W oszołomieniu i niejakim transie podniósł głowę, jednocześnie sięgając dłonią do podbródka Sasuke. Mężczyzna nie stawiał oporu, kiedy delikatnym, ale stanowczym ruchem uniósł jego twarz.
— Boże — szepnął tylko, kiedy mózg przetworzył obraz, jaki miał przed sobą.
Oko Sasuke. Lewe oko. Ledwo uchylone. Zakrwawione.
Krew gromadząca się pod powieką i w kąciku oka spłynęła wąską strużką, kiedy Sasuke skrzywił się nieznacznie, jednocześnie prostując się i odtrącając jego rękę.
Krew Sasuke.
Na policzku Sasuke.
Spływa z twarzy Sasuke.
— Boże — powtórzył, nie mogąc oderwać wzroku od tego widoku. Nie mając kompletnie pojęcia jak zareagować, co zrobić.
Boże.

6 komentarzy:

  1. Wchodzę, patrzę i nie wierzę. Nowy rozdział. Niemożliwe. Z niepewnością klikam w link i czekam aż się załaduje. I patrze. Jest. Jest kolejny cholernie świetny rozdział, który znowu pozostawił mnie z takim uciskiem w piersi. Uwielbiam to opowiadanie, ale Jezu... Za każdym razem czuję jak coraz bardziej pęka mi serce, bo czuję, że to się dobrze nie skończy.
    Mam wrażenie, że im bardziej Naru uświadamia sobie, że kocha Sasu tym lis jest silniejszy. I że jak w końcu się do tego przyzna... Stanie się coś strasznego.
    Czekam na kolejny rozdział (i mam nadzieję, że będzie szybciej {proszę})!
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam obawy, że już nikt tu nie zagląda, a tu proszę, szybka odpowiedź :D. Dziękuję bardzo za komentarz! I no, kolejny na pewno będzie dużo szybciej ;). Tego akurat jestem w miarę pewna :"D

      Usuń
  2. Aaaa!!! Widzę, że moja pierwsza reakcja, czyli szok, zdumienie i niedowierzanie, nie była odosobniona :P
    Irduuu~~ jakże się cieszę, że żyjesz i skrobnęłaś nowy rozdział. Nawet nie wiesz, jak ogromną tęsknotę poczułam i do samego opowiadania, i do Naruto i Saska, gdy przeczytałam pierwsze słowa, pierwszy akapit!! ♥
    Mam podobnie jak Naruto - czuję, że rozwiązanie jest gdzieś blisko, tuż pod powierzchnią, gdzieś w kącie umysłu i kurde nie wiem, nie mogę wykminić o co tak naprawdę chodzi temu rudemu lisowi?! xD
    No bo "Gdy tak patrzył na oblicze Uchihy ogarnęło go znowu to samo ciepłe uczucie, którego za cholerę wciąż nie potrafił nazwać.
    Boś głupi."
    Okej. Naruto uświadamia sobie, że kocha Sasuke, tak? Jeszcze nie nazwał tego uczucia, ale już-już coś do niego dociera. Coś, o czym demon od dawna wie. I chce, żeby Naruto w końcu się zorientował i robi wszystko, by stało się to jak najszybciej poprzez coraz częstsze ataki, tak? Tylko po co?! Czy to spowoduje, że się uwolni? A Sasek już chyba przebrał miarkę, nadużywając sharingana i CO TERAZ?! Mam nadzieję, że nie stanie mu się krzywda~! O_o
    Irdu, uwielbiam to opo, jest takie emocjonalne :D Mam nadzieję, że tym razem nie każesz nam czekać kolejne (eee... liczę...) 7 miesięcy na nowy rozdział :P Bo czyżby już historia zmierzała ku końcowi?
    No nic. Ściskam i przesyłam wenę~~
    Alys

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojaa <3 nawet nie macie pojęcia ,jak się cieszę, że jeszcze tu zaglądacie! I nie, nie, nie, koniec z 7 miesiecznymi przerwami xD. To, jak na mnie, zdecydowanie za długo. I tak, w sumie masz rację, powoli kulamy się do końca tego fika ;).
      Dziękuję za komentarz! <3

      Usuń
  3. O rany! Widzę, że właśnie znalazłam coś cudownego!
    Pierwszy raz trafiłam na twojego bloga i to w zasadzie z przypadku i powiem ci tylko tyle, że zarwałam noc byle tylko skończyć czytać (może nie komentuję każdego rozdziału, ale czytam) i muszę powiedzieć, że to jest świetne.
    Bardzo podoba mi się jak kreujesz postacie i twój styl jest bardzo przyjemny i bardzo charakterystyczny :)
    Cóż mogę powiedzieć: będę zaglądać tu częściej i z niecierpliwością będę czekać na kontynuację :)
    ~ Ann :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    wspaniały rozdział, niepokoi mnie to zachowanie Sasuke takie dziwne i te ataki lisa, co sprawia, że staje się silniejszy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń