wtorek, 15 lipca 2014

Na granicy fiksacji

A w sumie, skoro dawno się tu nic nie działo, to na bloga tyż wrzucę to opo x). A co. I jak coś, w miarę odpisałam na komcie pod wcześniejszymi notkami ;). 

Tytuł: Na granicy fiksacji 
Długość: część pierwsza lekko ponad 1k słów 
Gatunek: drama, obyczaj, romans + nuta pokręconego humoru. Czyli wszystko i nic x). Znaczy, wyjdzie w praniu. Chyba. 
Beta: Akari <3 <3 <3 LOF <3 <3 <3
Ostrzeżenia: Przekleństwa. Dużo przekleństw. W przyszłych częściach seksy i sporo krwi (chyba). Zachęciłam? xD
Uwagi: DLA SATAN! :"D

*** 



Wariujesz. Wariujesz. 
Cudownie.

Naruto gwałtownie otworzył oczy, łapczywie wciągając powietrze. Wyplątał się z mokrego prześcieradła, popędził do łazienki i otworzył szafkę, spanikowanym wzrokiem sprawdzając jej zawartość. 
Jest, są. 
Drżącą ręką sięgnął czym prędzej po małe opakowanie wypełnione w połowie błękitnymi ampułkami. Jedna, dwie. Po chwili wahania trzecia trafiła na rozwartą dłoń i już w następnej sekundzie wszystkie wylądowały w ustach mężczyzny, przełknięte razem z wodą zaczerpniętą bezpośrednio z kranu. 
Oparł się ciężko o umywalkę. Zrezygnowany. Wymęczony. Dopiero po kilku głębszych oddechach poniósł głowę, zamknął szafkę i zerknął prosto w lustro. Zdążył zarejestrować jeszcze błysk czerwonych ślepi, zanim kolor krwi został zastąpiony zwyczajowym błękitem. 
Wariujesz. Wariujesz. 
Ile jeszcze wytrzymasz?

– Kurwa – warknął, zaciskając palce na umywalce. – Kurwa – sapnął ponownie, mimowolnie osuwając się na kolana. – Kurwa mać. 
Ile?
Złośliwy rechot wypełnił jego głowę. 

*** 


Kiedy Naruto obserwował Sasuke, był pewien dwóch rzeczy. Po pierwsze tego, że cholerny drań jest niezwykle seksowny w swoim uniformie. Po drugie, że lis też to widzi. I mruczy z aprobatą za każdym razem, gdy może go widzieć oczami Naruto. 
– Spieprzaj, pchlarzu – warknął Uzumaki, dobrze wiedząc, co takiego krąży po łbie dziewięcioogoniastej bestii. 
Ile? Pyta głos pełen kpiny, a mężczyzna zgrzyta zębami. 
– Tyle, kurwa, żebyś dał sobie spokój. 
Pierdolony, zwierzęcy popęd. 

*** 

Kolejny atak zaskoczył go w środku dnia. 
– Idiota – parsknął sam do siebie przez zaciśnięte zęby, przeklinając w myślach swoją głupotę, przez którą nie zabrał ze sobą ampułek. Droga przed oczami rozmazuje mu się nieprzyjemnie, w głowie szumi, mięśnie powoli drętwieją, utrudniając każdy krok. 
Dlatego też, kiedy w końcu znalazł pod wejściem do bloku w którym mieściła się jego kawalerka, musiał przytrzymywać się poręczy, powolnie pokonując schody. Jeszcze trochę, jeszcze kilka kroków... 
Wariujesz.
– Zamknij się – sapnął z trudem, niemalże padając w progu, kiedy w końcu udaje mu się otworzyć drzwi do mieszkania. – Po prostu się zamknij. 
Łazienka. Szafka nad umywalką. Plastykowe opakowanie zawierające ampułki. 
Jedna. Druga. Trzecia. Czwarta... Piąta. Dla pewności. 
I po co się męczysz?
– A żebyś zdechł, pasożycie, z tego swojego niewyżycia – mruknął, ignorując pytanie, zaciskając powieki i czekając aż tabletki zaczną działać. 

*** 

Jest źle. Bardzo, bardzo źle. 
– A tobie co? – Musi być, skoro nawet ten drań zaczął zadawać Naruto tego typu pytania. Lis mruknął zadowolony z uwagi Uchihy. 
– Nic – wyburczał Uzumaki, patrząc nieprzychylnie na kolegę z drużyny. O tak, trzymaj się z dala Sasuke. Trzymaj się z dala, bo nie wiem ile utrzymam na wodzy tego rudego popaprańca, pomyślał, zaciskając dłonie w pięści. 
Niedługo. Już niedługo.
Naruto krzywi się wyraźnie, odwracając równocześnie wzrok od twarzy towarzysza. Od tych ciemnych oczu. Od tych ostrych rysów twarzy. Od... 
Świrował. Świrował przez lisa i przez to, co zaczynał czuć do Sasuke. 
– Idę – mruknął niewyraźnie, pragnąc jak najszybciej uwolnić się od chociaż jednego z dwóch utrapień. – I tak się nie nadaję na trening – dodał w ramach marnego usprawiedliwienia i czym prędzej czmychnął do zacisza swoich czterech ścian, marząc wyłącznie o tym, by zakopać się w kołdrę i przespać cały dzień. 
O dziwo nikt go nie zatrzymał. Ani lekko zdezorientowany Sasuke. Ani lustrujący wszystko uważnym okiem Kakashi. 

*** 

To dziś, to dziś, już dziś.
Zachwiał się pod wpływem kolejnej fali bólu. Drzwiczki znad umywalki trzasnęły o podłogę, kiedy uwiesił się na niej, próbując złapać równowagę. Szklane odłamki rozsypały się malowniczo po łazienkowych kafelkach. 
Jak się bawisz? Głos pełen złośliwej uciechy przebił się przez szum w uszach. 
– Zajebiście – warknął, strącając z półki przypadkowe rzeczy. Ampułki, gdzie są te pierdolone ampułki... Są! Drżącą ręką chwycił opakowanie, otwierając szarpnięciem wieczko. Tabletki potoczyły się po ziemi, dołączając do ostrych odłamków. 
– Kurwa – stęknął, padając na kolana, nie zważając na szkło. Obraz rozmazywał mu się przed oczami, ból był coraz większy. – Ja pierdolę – jęknął. I zaraz syknął, gdy skaleczył się w palec wskazujący. Uniósł go na wysokość oczu. Przecięcie było dosyć głębokie, jednak nie to sprawiło, że wgapiał się w nie z rosnącym przerażeniem. Krew sączyła się ze zranienia, a razem z nią... chakra. Czerwona, lisia, chakra. Leniwie wypływała z niego. Z jego wnętrza. Nie zasklepiała rany, tylko... 
– O kurwa, o kurwa – mamrotał spanikowany, podnosząc się chwiejnie z podłogi, nie odrywając wzroku od własnej dłoni. Zlepki chakry przyklejały się do jego skóry, tworząc zgrubiałą, czarniejącą miejscami powłokę. Musiał... musiał zrobić... cokolwiek! 
Za późno, za późno.
Uradowany głos lisa wybudził go z letargu. 
– Zobaczymy – warknął, wybiegając z pomieszczenia. Zdąży. Zdąży dotrzeć do Tsunade, zanim lis... Wzdrygnął się mimowolnie. I zaraz stanął, a przerażenie w jego sercu nasiliło się, bo ktoś zapukał do drzwi. Z ledwością powstrzymał cisnące się na usta przekleństwo. 
– Naruto? – rozległ się głos za drzwiami. Oczy mężczyzny rozszerzyły się mimowolnie. Nie, kurwa, tylko nie teraz... Lis zaśmiał się szyderczo i jakby z zadowoleniem. – Jesteś tam? 
– Nie – warknął na tyle głośno, by osoba za drzwiami go usłyszała. – Idź sobie! – parsknął. Z niejakim zdziwieniem zauważył, że przeszły mu zawroty głowy. I ten cholerny, promieniujący zewsząd ból. Tylko, kuźwa, jego dłoń wyglądała teraz jak jakiś przeszczep demona! Czerwona chakra ukształtowała się na niej w zwierzęce pazury i najwyraźniej zbierała się, żeby zrobić to samo z drugą ręką. 
– Naruto, otwórz! 
Że też, ze wszystkich możliwych dni, akurat dzisiaj Sasuke zebrało się na odwiedziny! Klamka od drzwi szarpnęła się gwałtownie. Najwyraźniej mężczyzna próbował wejść do mieszkania używając siły. 
– Głuchy jesteś?! – wrzasnął Naruto, nawet nie powstrzymując lekkiego drżenia głosu. – Idź sobie! 
– Naruto, wszystko w porządku? – Ton głosu wyraźnie świadczył o zaniepokojeniu mężczyzny. Ponownie szarpnął za klamkę. – Otwieraj! 
Lis zaśmiał się szyderczo, jakby wiedząc, co niedługo nastąpi. Uzumaki wzdrygnął się mimowolnie, jego spojrzenie prześlizgiwało się z drzwi wejściowych, do tych prowadzących do łazienki. Co robić, co robić? 
Poddaj się temu. Mamił lis, przyjemnym, kuszącym głosem. Naruto zdawał sobie sprawę z tego, że powoli odpływa, że demon stopniowo przejmuje kontrolę nie tylko nad jego ciałem, ale też umysłem. 
– Nigdy, kurwa, w życiu – wycharczał, próbując zachować zdrowy rozsądek i w końcu rzucił się w stronę łazienki, niemalże natychmiast padając na kolana, nie zwracając uwagi na ostre kawałki lustra wbijające się w jego kolana. Tabletki, tabletki, musiał pozbierać tabletki. Jedyna szansa, ostatnia szansa... 
Jest! Drżącą ręką pochwycił w dwa palce, czy też raczej w tym momencie – lisie pazury – jedną z ampułek. A ta niemalże natychmiastowo rozpuściła się w jego dłoni. 
– Co? – jęknął osłupiony. – Nie... 
Jednak to, że tabletki, które stworzyła dla niego Tsunade, aby powstrzymać dziewięcioogoniastego, najwyraźniej rozpuszczały się pod wpływem czerwonej chakry, wcale nie było najgorsze. Najgorsze było to... 
– Naruto?! 
… że Sasuke właśnie stanął w wejściu do pomieszczenia.