piątek, 14 kwietnia 2017

Akcja! - SasuNaru

Myślę, że przegenialnym pomysłem będzie wrzucenie fika ze świąt bożonarodzeniowych tak jakoś na Wielkanoc xD. Nie, żeby działy się w nim rzeczy szczególnie świąteczne, ale padają śniegi (w sumie to akurat w niczym nie przeszkadza xD). Noaleno, DAWNO NIC NIE WRZUCAŁAM. A chyba jedyne co mam na dysku, a jeszcze nie pojawiło się na blogu, to to to.
W ramach wyjaśnień: jest to fik, który pisałam pod te same wytyczne co "Byłeś i bądź" jednak zdecydowanie ma inny... klimat xD. Jak dla mnie był to dosyć ciekawy eksperyment, jak bardzo różnie można potraktować te same wytyczne x). W każdym razie: jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do jego powstania i jak zwykle za betację ściskam mocno Akari  :*.
No.
To cyt. Zapraszam do czytania i mam nadzieję, że kolejny wpis będzie już z lisem x). (WALCZĘ.) A. I: SMACZNEGO JAJKA :D. Luf ~~~


Akcja!


“Wszystko będzie w porządku.”
“Wiem. Tylko…” — nerwowy wdech.
“Nie myśl o tym, skup się na rozmowie ze mną.”
“Próbuję.” — Blady uśmiech. — “Ale ciężko to robić, kiedy ma się świadomość, że ta kupa gruzu może się w każdej chwili osunąć i…” — nie skończył kwestii. Kolejny nerwowy wdech.
W tle słychać syreny, szum śmigłowca i dźwięk pracujących pił. Skądś dochodzą krzyki ludzi. Zawodzenie. Fachowe polecenia strażaków i lekarzy.
Sasuke ignorował to wszystko. Leżał na plecach, nie mogąc się ruszyć, nad sobą widział pęknięty strop, zwisający zdecydowanie zbyt nisko jak na wysokość jaką zwykle takie elementy konstrukcyjne przyjmowały. Jednocześnie usilnie starał się nie patrzeć na postać, która majstrowała przy tym cholernym czymś, co przygniatało jego nogi, skutecznie uniemożliwiając wyciągnięcie go z grajdołu w jakim się znajdował.
Bo ta postać… bo to… był ON. Jego… ugh…
Skrzywił się nieznacznie, wypychając z myśli nieprzyjemne słowo. Na chwilę przymknął oczy, wolno wciągając powietrze, żeby się uspokoić. Tak. Dobry manewr. W takiej sytuacji jak najbardziej zrozumiały.
“Ja… po prostu…” — powiedział, rozchylając powieki. Był przekonany, że na jego twarzy w tej chwili widać marnie zamaskowany strach. Idealnie.“Po prostu… “
W zasięgu wzroku pojawiły się błękitne tęczówki, w których gościła powaga adekwatna do sytuacji. I również strach. W porządku.
“Inni już pracują nad dźwigarem. Nie rozłupiemy go, ale sprowadzamy już sprzęt, żeby móc go unieść.” — wytłumaczył mu klęczący tuż przy nim mężczyzna. — “To trochę potrwa. Wytrzymaj.” — Poprawił strażacki kask, który próbował zjechać mu na oczy. — “Wytrzymaj…”
“Wytrzymam… tylko… ja…” — Lekkie załamanie głosu. Następny nerwowy wdech, poprzedzony stęknięciem. — “Boję się… Po prostu: boję.” — Znowu zamknął oczy, zaciskając jednocześnie zęby. Nie chciał na to patrzeć. Jezu, jak on bardzo nie chciał patrzeć na to, co miało nastąpić.
“Jestem tu, więc…” — Sasuke poczuł jak ręka strażaka ląduje na jego ramieniu. Całą siłą woli skupił się na tym, żeby się nie wzdrygnąć. Och, cholera, nie wyszło. Na jego szczęście nikt tego nie zauważył, bo dało się słyszeć niezadowolone: — Boże, czy ja naprawdę muszę go DOTYKAĆ?
Uchiha czym prędzej strząsnął z siebie rękę osobnika, w którego wbił niezadowolone spojrzenie.
— Profesjonalnie, nie ma co, Uzumaki — warknął w jego stronę. — Tłuku.
— Och? Bo z ciebie taki niby profesjonalista, bałwanie? A ostatnią próbę, to ja cię proszę, kto zawalił, warcząc, że główna postać niczego się nie boi, co? Pewnie ciężko ci się wczuć w rolę człowieka, ty emocjonalna pokrako. Nie, żeby jakoś szczególnie mnie to dziwiło.
— Jezu — rozległ się głos nagłośniony przez megafon. — Stop, cięcie. Błagam.
Po planie rozległy się niezadowolone jęki i pomruki.
— Przerwa — zarządził producent, złowrogo łypiąc na aktorów okiem widocznym zza maski zakrywającej większość jego twarzy. — A wy kochaneczki — zwrócił się do gramolącego spod sztucznego gruzu Sasuke i wciąż klęczącego Uzumakiego. — Idziecie ze mną. Poważnie porozmawiać.

***

Sasuke Uchiha był aktorem. Ba! Nie byle jakim aktorem! A największą gwiazdą współczesnej telewizji. Wszystko zaczęło się od czasów gimnazjalnych, kiedy jego brat, będąc na stażu, wcisnął go do małej produkcji w zastępstwie za aktora, który zachorował. Okazało się, że młodszy Uchiha miał po prostu DAR do stania przed kamerą i odgrywania ról wszelakich, co szybko zostało dostrzeżone przez dyrektorów obsad. Błyskawicznie zyskał sławę, rozwijając swoje naturalne umiejętności w liceum aktorskim, a następnie na studiach.
W każdym razie: Sasuke był gwiazdą i bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Dlatego teraz, siedząc w gabinecie producenta aktualnej produkcji, którym był Kakashi Hatake, miał zamiar z tego faktu skorzystać.
— Ja — oznajmił na wstępie, kiedy cała trójka (on, ten bęcwał Uzumaki i producent) zajęli miejsca — nie będę z nim pracował.
— Chyba ja z tobą, ty marna podróbo aktora! — sapnął Naruto, wbijając w niego gniewne spojrzenie, na które Sasuke odpowiedział wdzięcznym uniesieniem brwi. — Brzydzę się tobą, o! — dorzucił z wyraźnym tryumfem.
— Vice versa, bezmózgu.
— Tyyy…
— Widzę, moi drodzy — przerwał im producent przerażająco łagodnym głosem, przez co obaj spojrzeli na niego z niepokojem — że łączy was… hmm… szczególna więź.
— To jego wina, że … — zaczął Naruto.
— Po prostu go… — wtrącił jednocześnie Sasuke. W tej samej chwili zamilkli, słysząc łagodne westchnięcie dobiegające spod maski Kakashiego.
— Więź — kontynuował tym samym tonem starszy mężczyzna — która mnie, prawdę mówiąc, guzik obchodzi. Jednak wasze animozje nieszczególnie pozytywnie wpływają na nastrój panujący na planie.
— Po prostu go wywal — dokończył swoją wcześniejszą myśl Sasuke. — W końcu to ja jestem…
— Jeśli wywalę jego — Kakashi uśmiechnął się pod maską, radośnie mrużąc widoczne oko — to ty także polecisz. Tak moi drodzy, zostaliście dobrani w pakiecie. Tego sobie życzy jeden z inwestorów — oznajmił nic sobie nie robiąc z ich zdegustowanych wyrazów twarzy. — Więc szczerze radzę wam się dogadać. A teraz, raz, raz, zmykać na plan gołąbeczki, spróbujemy z inną sceną.

Jak można było się spodziewać próba… nie wyszła.
“Wszystko będzie dobrze! Zobaczysz, zaraz…”
“Czy możesz… czy… dasz…” Nie ma mowy, nie powiem tego! — Wściekłemu warknięciu Sasuke towarzyszył kolejny zbiorowy jęk reszty pracowników. Ostatnie poprawki do scenariusza wybitnie nie przypadły mu do gustu. A przecież już pierwsza wersja tekstu była… dziwna. — Mam go PROSIĆ O PODANIE RĘKI? Czy wy nie słyszycie jak to absurdalnie brzmi?! Co za kretyn to napisał?!
— Ten fragment akurat twój brat — oznajmił zmęczony głos reżysera.
— O.
— Tak: o. Dobra. Koniec na dzisiaj. — Zarządził mężczyzna. — Uzumaki, Uchiha. — Poczekał, aż obaj aktorzy wygrzebią się z planu i podejdą do miejsca w którym siedział. — Macie się dogadać. Szybko. Daję wam szansę tylko dlatego, że przy innych produkcjach naprawdę żaden z was nie sprawiał problemów. Nie wiem co jest z wami teraz, ale naprawcie to. Macie… trzy dni. Zgoda?
Odpowiedzieli niechętnym pomrukiem.

***

Sasuke siedział w swoim mieszkaniu i wgapiał bezmyślnie w telewizor. Zaległ na kanapie, sącząc wino i w międzyczasie się oburzał. Na całe swoje życie się oburzał! Och, no dobra, może nie CAŁE, ale na dni w których odbywała się cała ta cholerna lawiracja związana z ostatnią produkcją.
Była kontynuacją historii, dzięki której Sasuke wybił się na wyżyny swojej kariery. Dwanaście lat temu po raz pierwszy stanął na planie filmowym, co otworzyło mu drogę do innych obsad. Po trzech latach zatrudniono go do sequelu, będącego pełnometrażową produkcją krótkiego odcinka, który poniekąd był studialnym eksperymentem jego brata. Po kolejnych trzech, stworzono nowy film, z racji sukcesu poprzedniego i w nim również Uchiha otrzymał główną rolę. Tak samo jak i po trzech następnych. I kolejnych: tym razem miała to być ostatnia część o młodym bohaterze, który na własną rękę rozwiązywał zagadki kryminalne, mające go przybliżyć do znalezienia przyjaciela, którego niesłusznie oskarżono o zbrodnię, której nie popełnił, a przez którą został zmuszony do ukrycia własnej tożsamości.
Ostatni film miał być typowym wyciskaczem łez, który zamykał całkowicie sagę o bohaterze i jego niedługie życie. Tak. Wyciskacz łez kończył się śmiercią głównego bohatera. Ale również rozwiązaniem wszystkich powstałych wcześniej wątków i wyjaśnieniem tajemnic wszelkich. I szczerze mówiąc, Sasuke nawet cieszył się z takiego obrotu spraw, bo to oznaczało, że w końcu wyplącze się z tej produkcji.
W każdym razie: wiadomość, że to będzie ostatnia, zamykająca część serii była wspaniała. Gorzej, kiedy na Uchihe spadła informacja, któż to będzie odgrywał rolę długo poszukiwanego przyjaciela głównego bohatera. A padło na Naruto Uzumakiego, o którym ostatnimi czasy zaczynało być głośno w mediach. I który chodził z Sasuke do liceum. I który przed… komplikacjami był jego przyjacielem.
Był.
Już nie jest.
Bardzo nie jest. Nie, żeby Sasuke dziwił się postawie dawnego przyjaciela. Plus: jemu samemu również nieszczególnie przypadło do gustu granie z nim wspólnie w jakimkolwiek filmie. Przez pewne… wypadki — chociaż jakby Sasuke miał wskazać jedną rzecz, która była przyczyną tego wszystkiego, to byłoby to zwolnione bicie serca (jakkolwiek kretyńsko to brzmiało) — ich przyjaźń skończyła się, skutecznie przemieniając w obustronną nienawiść.
I nienawiść ta, jakoś nieszczególnie pozytywnie wpływała na scenę, jaką mieli wspólnie odegrać. Scenę, w której dwóch przyjaciół spotyka się po wielu latach. Scenę, w której wyznają sobie wzajemnie, jak bardzo brakowało im swojego towarzystwa. Scenę, w której obaj wspierają się, wiedząc, że co najmniej jeden z nich nie wyjdzie cało z niekomfortowej sytuacji, którą było zawalenie się budynku w wyjątkowo niefortunny sposób. Bo kończyny głównego bohatera zostały uwięzione pod zwalinami gruzu, przez co nie można było przetransportować go w bezpieczne miejsce.
Ogólnie rzecz biorąc, Sasuke był zły. Sam nie wiedział czemu obecność Naruto na planie nie pozwalała mu się skupić na grze. Miał takie problemy pierwszy raz w życiu i naprawdę go to irytowało, ale niekoniecznie wiedział co poradzić. Znaczy, okej, jak dla niego wywalenie Uzumakiego z produkcji było najlepszym rozwiązaniem, ale po rozmowie z Kakashim wiedział, że nie ma co na to liczyć. Nie miał pojęcia, który z inwestorów uparł się na taką obsadę w filmie, ale zdawał sobie sprawę z tego, że producent faktycznie był na tyle szalony, żeby wypierniczyć go z roli. Mimo tego, że przez tyle lat był przecież odtwórcą głównej postaci.
Tak. Kakashi chyba nawet dosyć chętnie by to uczynił. Och, nie żeby była między nimi jakaś spina. Po prostu producent lubił robić dużo szumu wokół projektów przy których pracował. A zwolnienie Sasuke Uchihy z pewnością odbiłoby się szerokim echem w świecie. Więc, młody aktor naprawdę nie wątpił w groźbę, jaką niedawno usłyszał. Co jeszcze bardziej pogłębiało jego irytację.
Siedział. Pił wino. Rozważał różne opcje. I w końcu doszedł do wniosku, że skoro ma trochę wolnego, to spokojnie w tym czasie oswoi się z myślą, że przyszło mu pracować z dawnym przyjacielem i przy kolejnych nagraniach pokaże na co go stać. Tak. To zdecydowanie był dobry plan.
Zadowolony dopił resztkę wina z lampki i chwycił stojącą na ławie butelkę, żeby nalać sobie kolejną porcję alkoholu, kiedy po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Zamarł na chwilę, gdyż nie spodziewał się gości, zwłaszcza o tak późnej porze, bo przecież zbliżała się dwudziesta trzecia. Poszedł otworzyć i, ku jego zdziwieniu, przywitało go wrogie spojrzenie niebieskich ślepi.
— Uzumaki — powiedział na przywitanie, szybko otrząsając się ze zdziwienia. I ignorując jednocześnie to, co wyprawiało jego serducho. To fascynujące, że mimo upływu lat ten organ w obecności Naruto wciąż zachowywał się tak samo. — Czego?
— Poćwiczmy — burknął Naruto po dłuższej chwili wrogiej ciszy, odwdzięczając się takim samym spojrzeniem.
— Co?
— Nie dam się wywalić z produkcji tylko dlatego, że mam grać z tobą — wyjaśnił. — Skoro mamy trochę czasu… i HEJ, WIDZĘ, że tobie też nie idzie, to… pomyślałem… noo… — zaplątał się. Zaraz w jego spojrzeniu ponownie zagościła hardość. — Poćwiczmy. Wspólne sceny.
— Hmm? — Usta Uchihy rozciągnęły się w złośliwym uśmiechu. Cóż, to nie tak, że chciał być mendą, ale prośba Uzumakiego dała mu do tego sposobność, więc… — Nie — odpowiedział z satysfakcją.
I zatrzasnął drzwi.

***

Właściwie zdziwił się, że Uzumaki nie torturował go przez pół nocy, próbując dobić się do mieszkania i wymusić na nim obietnicę wspólnych prób. Naruto, którego pamiętał, nie odpuszczał tak łatwo. Szkoda, bo szczerze mówiąc również doszedł do wniosku, że wspólne próby poza kamerami faktycznie mogły im się przydać. A sam przecież nie wyjdzie do tego pacana z taką propozycją.
Więc, kiedy rano ponownie usłyszał dzwonek do drzwi i po ich otworzeniu ujrzał w progu mieszkania Naruto, to nawet prawie się ucieszył. No… na pewno ucieszyło się jego serce, robiąc radosne, zwolnione ba-bam, które Sasuke skutecznie zignorował.
— Poćwiczymy. — Powitał go mężczyzna nieprzyjemnym warknięciem i gniewnym zmrużeniem oczu. — Czy ci się to podoba czy nie. Nie mam zamiaru dać się wywalić, tylko dlatego, że przyszło mi pracować z TOBĄ. Nie wiem czemu los mnie tak karze, ale NIE ZREZYGNUJĘ tylko dlatego, że jesteś patałachem, na którego naprawdę wolałbym nie patrzeć. Więc POĆWICZYMY. I nie masz w tej kwestii nic do gadania!
— Ciebie również miło widzieć — odpowiedział Sasuke ze złośliwą satysfakcją, napawając się widokiem zdziwienia, jaki zagościł na twarzy Naruto. — Może wejdziesz?
Ba-bam.
— Nie — parsknął Uzumaki, a wyraz zdziwienia błyskawicznie zmienił się w podejrzliwość. — Nie mam zamiaru przebywać z tobą sam na sam dłużej niż jest to konieczne!
— Dlatego prosisz mnie o wspólne próby? Faktycznie, logicznie.
— Nie proszę. STWIERDZAM. Że będziemy razem ćwiczyć. Złośliwość losu sprawiła, że niestety muszę z tobą grać. Więc będziemy współpracować, czy ci się to podoba czy nie.
— Wydajesz się być nad wyraz pewien tego, że zgodzę się na te próby. — Tym razem w głosie Sasuke pojawiła się czysta ciekawość. Bo faktycznie, z postawy Uzumakiego wręcz biła pewność siebie.
Ba-bam.
— Oczywiście, że się zgodzisz — przytaknął mężczyzna. — Możesz być tępym uczuciowo kołkiem, ale mimo wszystko masz te swoje jakieś pokręcone ambicje. Nie sądzę, żebyś pozwolił sobie zawalić tę produkcję. Co powiedziałyby na to twoje fanki? — Udał zadumę. — Nie zniszczysz swojego idealnego aktorskiego wizerunku, nawet jeżeli praca ze mną aktualnie nie jest ci na rękę.
— Uważasz, że mam idealny wizerunek? No, no...
— TY tak uważasz. Moje zdanie… — Zmierzył go krytycznym spojrzeniem. — Może lepiej, żebym nie wyrażał go na głos, skoro mamy wspólnie pracować.
— W jednym masz rację — przyznał Sasuke. — Nie pozwolę, aby twoje partactwo wpłynęło na moją karierę.
— MOJE PAR… CO?!
Ba-bam.
— Więc, okej. Poćwiczymy. Jutro. Od rana.
— Jutro Wigilia.
— No i?
— Nic. — Naruto wzruszył ramionami. Po czym odetchnął, wyraźnie się rozluźniając. — W porządku. Jutro. Daj znać gdzie i o której. — Wyszperał z przewieszonej przez ramię torby kartkę i długopis, na której szybko nabazgrał numer, który wcisnął w ręce Sasuke. Obrócił się na pięcie i odszedł bez pożegnania.

***

Sasuke zamknął drzwi i przez chwilę wpatrywał się w ich powierzchnię. Ręka zwisająca bezwładnie wzdłuż ciała, zacisnęła się mocniej na otrzymanej kartce.
Ba-bam. Ba-bam. Ba-bam…
Skrzywił się nieznacznie. Zaczynał mieć drobne podejrzenia, że jeżeli będzie spędzał z Naruto więcej czasu, to coraz ciężej będzie mu ignorować fakty, których był pewien już od czasów licealnych. O tyle dobrze, że Naruto nic nie podejrzewał i darzył go po prostu zwyczajną niechęcią, więc… kiedy produkcja się skończy, każdy wróci do swojego życia.
Tak jak kiedyś. Zupełnie tak jak kiedyś.

***

Przyjaźnili się od… można by było powiedzieć ZAWSZE. A to za sprawą ich matek, które były dobrymi przyjaciółkami i potrafiły godzinami przesiadywać u siebie nawzajem na kawie. Oczywiście w towarzystwie swoich synów. Więc siłą rzeczy Naruto i Sasuke spędzali ze sobą mnóstwo czasu.
Wszystko zmieniło się w drugiej klasie liceum, kiedy to Naruto zaczął oglądać się za spódniczkami i próbował swoich sił w miłosnych podbojach. Początkowo Sasuke reagował na to wszystko ironicznym uśmiechem i złośliwymi uwagami, że z tak popapranym charakterem to on naprawdę współczuje przyszłej wybrance przyjaciela. Ale kiedy na horyzoncie pojawiła się Sakura Haruno, sprawy przybrały nieco inny obrót.
To, że Sasuke nie polubił jej już przy pierwszym spotkaniu było drobnym niedopowiedzeniem. Bo, rety, babsztyl był straszny: wyniosła damessa z dobrego domu, mająca o sobie zdecydowanie zbyt wysokie mniemanie. A to, że z miejsca, (gdy przeniosła się do ich klasy) wszyscy zaczęli ją obskakiwać, bo była córką znanej aktorki, jakoś dla niego nie działało na jej korzyść.
— Jest cudowna — westchnął Naruto, patrząc na dziewczynę z rozmarzeniem, podczas gdy siedzieli w szkolnej stołówce.
— Cudownie pusta — skwitował Sasuke, łypiąc na niego złowrogo. — Pod tą warstwą szpachli pewnie nie ma nic wartościowego.
— Byś mnie kiedyś zaskoczył i powiedział coś dobrego o którymś z obiektów moich uczuć — mruknął, nie odrywając spojrzenia od różowowłosej dziewczyny, siedzącej nieopodal.
— Przerzuć się na facetów. To może coś zdziałamy w tym temacie.
— Mówisz? — Uzumaki parsknął śmiechem, w końcu ku uldze Sasuke, odlepiając oczy od tej bździągwy.
— Nie. — Przewrócił oczami. — Obawiam się, że masz fatalny gust. Czegokolwiek by on nie dotyczył.
— Och, jakże mi przykro.
Sasuke uśmiechnął się pod nosem i wrócił do spożywania swojego posiłku. Po niedługiej chwili ponownie został od tej czynności oderwany, bo na stolik przy którym siedzieli padł czyjś cień.
— Mogę się dosiąść? — zapytał ktoś słodkim głosem.
— Ja-jasne! — zawołał Naruto z entuzjazmem, przez co zarobił od Sasuke niedowierzające spojrzenie, które zaraz spoczęło na przeszkadzającym kimś. Na Sakurze. Uchiha z ledwością powstrzymał się od sapnięcia. Stracił nagle apetyt i tylko przyglądał się, jak dziewczyna z entuzjazmem zajęła miejsce obok Uzumakiego i zaczęła trajkotać, wciąż tym samym, irytującym go tonem.
Mniej więcej od tamtej pory wszystko zaczęło się chrzanić.

Sakura błyskawicznie zakręciła się wokół Naruto, który spędzał z nią zdecydowanie zbyt dużo czasu jak na gust Sasuke. Och, nie żeby był zazdrosny! Naprawdę! Po prostu… ona… irytowała go. Wszystkim: wyglądem, barwą głosu, a w szczególności zachowaniem, które dla Uchihy było naprawdę podejrzane. Bo szczerze mówiąc, jeszcze żadna nie lepiła się do Naruto AŻ tak. Nie, żeby Sasuke czuł się odsunięty od przyjaciela. Akurat w tej kwestii nie miał co narzekać, bo Haruno stanowczo nalegała, żeby często spotykać się we trójkę. Co również wybitnie działało mu na nerwy.
— Chce cię lepiej poznać — tłumaczył mu cierpliwie Naruto, który od pewnego czasu był w siódmym niebie, najwyraźniej bardziej niż zadowolony z zainteresowania jakie okazywała mu dziewczyna. Ale Sasuke nie dawał się przekonać. Bo okej, może i by uwierzył, że dziewczyna faktycznie próbuje się z nim zbratać z czystej sympatii, bo był przyjacielem jej chłopaka. Uwierzyłby, gdyby nie te podejrzanie sugestywne spojrzenia zaopatrzone w zalotne mruganie rzęsami, na których często ją łapał. — Daj jej szansę, co?
— Ale… — zaczął i przerwał gwałtownie, kiedy spojrzał prosto w oczy przyjaciela, teraz wgapiające się w niego z wyraźną prośbą.
Wtedy jego serce zabiło po raz pierwszy. Znaczy, no nie, że dosłownie pierwszy. Zabiło po raz pierwszy INACZEJ. Zdecydowanie głośniej, zdecydowanie mocniej, zdecydowanie wolniej niż miało w zwyczaju. Zabiło ZNACZĄCO.
Ba-bam.
Rozchylił usta, patrząc na Naruto jakby widział go pierwszy raz w życiu. I to poniekąd było prawdą, bo chłopak objawił mu się w tej chwili w zupełnie nowym obliczu: jako ktoś w kim mógłby się zadurzyć. O ile już tego nie uczynił. W tej chwili.
O boże. Nie.
Ba-bam.
— Sasuke?
Nie. Nienienienienie…
— Heeej? Uchiha, odbiór!
Ba-bam.


***

Sasuke otrząsnął się ze wspomnień. Cóż… zadurzenie, które dopadło go w tamtych latach nie było zbyt trafione. W końcu Naruto był jego przyjacielem. Heteroseksualnym przyjacielem, który wiedział o jego orientacji. Wiadomość o zauroczeniu zapewne nie spodobałaby się Uzumakiemu. Sasuke był niemalże w stu procentach pewien, że mężczyzna poczuł by się zdradzony. Jeszcze bardziej niż po wydarzeniach, jakie miały miejsce kilka dni później…
Więc pozwolił na to, żeby Uzumaki go znienawidził, sam również zdobył się na pewnego rodzaju niechęć, bo przecież tak było łatwiej. Ich drogi się rozeszły i przez wiele lat nie mieli ze sobą żadnego kontaktu. Aż do teraz. I w tym “teraz” okazało się, że (pomimo tej swojej wymuszonej nieco niechęci) wciąż czuje do Naruto to samo co zaczął czuć lata temu.
— Fatalnie — skwitował, marszcząc czoło. Nie sądził, żeby mogło wyniknąć z tego coś dobrego. Więc nie pozostało mu nic innego, jak dalsze ignorowanie własnych sfiksowanych reakcji i podejścia do całej sytuacji z dystansem. — Więcej wina — zawyrokował i ruszył do salonu. Tak. To był dobry plan.

***

— Spóźniłeś się! — Naruto przywitał go pochmurnym spojrzeniem, na co Sasuke tylko wzruszył ramionami.
— Zauważyłem. — Wprawdzie sam nie wiedział, dlaczego wybrał abstrakcyjnie wczesną godzinę na spotkanie. Ale wybrał. I się bezczelnie zjawił jakieś pół godziny po czasie, jednak nieszczególnie się tym przejął. Jasne, mógł się tłumaczyć, że winę za jego spóźnienie ponosił wszechobecny (i wciąż padający) śnieg i ślizgawica panująca na chodnikach, jednak nie za bardzo miał na to ochotę. Bardziej zainteresowała go kwestia tego, że jego serce, kiedy tylko ujrzał postać blondyna, ponownie zaczęło świrować. — Idziemy? Czy masz zamiar się boczyć?
Ba-bam.
— Idziemy — burknął mężczyzna.
Znajdowali się przed główną bramą prowadzącą na teren studia filmowego w którym odbywały się zdjęcia do produkcji w jakiej aktualnie brali udział. W jednej z hal został ustawiony plan imitujący zawalony budynek, gdzie Sasuke i Naruto mieli najwięcej problemów. Tak więc, Uchiha, korzystając ze swoich znajomości, załatwił możliwość skorzystania z tego miejsca, podczas ich nadprogramowych prób. Stwierdził, że łatwiej obaj skupią się na ćwiczeniach, jeżeli będzie otaczać ich odpowiednia sceneria.
Ruszył w kierunku przejścia, ale Naruto zatrzymał go, chwytając za łokieć. Sasuke zamarł na ten niespodziewany dotyk. Zamarło również jego serce, żeby po chwili rozbrzmieć mu w uszach głuchym, powolnym uderzeniem.
Ba-bam.
— Co…? — Obrócił się prędko, jednocześnie odtrącając jego rękę, bo, boże, nawet przez grubą warstwę materiału jego kurtki, dotyk był aż zbyt… zbyt… po prostu zbyt. I znowu jego serce zabiło tym ZNACZĄCYM rytmem, bo Naruto przez chwilę wpatrywał się w niego z rozbrajającym niezdecydowaniem w oczach i przygryzioną wargą.
— Słuchaj. — Na szczęście dla Uchihy drugi mężczyzna szybko zmienił ten rozczulający wyraz twarzy. Potrząsnął głową, a na jego obliczu zagościła już bardziej zwyczajowa powaga. — Nie możemy tak pracować. Znaczy, no… możemy, ale po co?
— Chcesz zrobić tę przysługę światu i samemu zrezygnować?
— Przestań być takim palantem, okej? — Naruto westchnął z wyraźną irytacją. — Nie możemy po prostu… no wiesz. Wrócić do tego, co było kiedyś? Oczywiście tylko po to, żeby łatwiej nam się pracowało!
Sasuke uniósł brew w geście lekkiego zdziwienia. Och, to co kiedyś? Miał dziwne wrażenie, że “kiedyś” Naruto różniło się znacznie od jego własnego. “Kiedyś” Uzumakiego raczej nie przewidywało tego, że przyjaciel się w nim zadurzył. I, mając na względzie jego wyraźnie heteroseksualną orientację, raczej by nie chciał do niego wracać.
— Nie — odpowiedział. — Zdecydowanie nie możemy. — I czym prędzej ruszył przed siebie.
— Co? — usłyszał oburzone parsknięcie za plecami. — OKEJ! JAK SE CHCESZ! MI NIE ZALEŻY. Ale ćwiczyć i tak będziemy!
— Oczywiście — przytaknął, nie oglądając się za siebie. Westchnął dyskretnie. Ciepły oddech ukształtował się w obłoczek pary na zimnym powietrzu.
Tak było lepiej. Zdecydowanie lepiej. Bo jeśli przestaliby utrzymywać wrogie stosunki, Sasuke nie był pewien czy zdołałby się powstrzymać od… od… no od niestosownych rzeczy. Zwłaszcza, że już teraz ciężko było mu się zachowywać NORMALNIE.
Naruto nie kontynuował tematu i w niedługim czasie zabrali się za ćwiczenie dialogów. Noo… przynajmniej próbowali zabrać.

***

“Wszystko będzie w porządku.”
“Wiem. Tylko…” — wdech.
“Nie myśl o tym, skup się na rozmowie ze mną.”
“Próbuję. Ale ciężko to robić, kiedy...” Czy ty NAPRAWDĘ nie potrafisz wykrzesać z siebie jakiś większych emocji?
— Zabawne słyszeć takie słowa od ciebie, wiesz?
— Totalne beztalencie z ciebie — stwierdził Sasuke, patrząc na niego z politowaniem. — Sądziłem, że coś się od czasów licealnych zmieniło w tej kwestii, skoro zaoferowano ci rolę w tej produkcji, ale chyba się przeliczyłem.
— Jeżeli próbujesz mnie obrazić…
— Nie próbuję. Robię to, stwierdzając fakty, ale to nie moja wina, że prawda cię bulwersuje.
— Weź się odwal, okej? Spróbujmy jeszcze raz!

***

„Wszystko będzie w porz...”
— Nie. Od nowa.

***

„Wszystko będzie w porządku!”
— Boże. Nie. Jeszcze raz!

***

„Wszys...”
— Ty to robisz specjalnie, tak?
— Nienawidzę cię, wiesz?

***

“W…”
— Stop.
— AGHRRR!

***

Prawdę mówiąc, Sasuke był zadowolony z ich prób. Po pierwsze, mimo swoich wcześniejszych słów, Naruto naprawdę sobie radził. Co nie znaczyło, że Uchiha mu nie docinał i nie kazał się poprawiać, bo przecież, mimo że było okej, to można było zrobić wszystko LEPIEJ. Po drugie, takie terroryzowanie Uzumakiego pozwalało mu się skupić na ćwiczeniu wspólnych scen, przez co jego głowy nie zaprzątały takie trywialne sprawy jak dzikie i nieregularne bicie jego serca, które dziwnie reagowało na bliskość drugiego mężczyzny. A po trzecie, mimo wszystko, wywoływanie zakłopotania bądź złości na twarzy Naruto sprawiało mu nie lada satysfakcję.
— Ty w ogóle miałeś takie skrajnie podstawowe przedmioty jak wprowadzenie do gry aktorskiej na studiach?
— Miałem! Oczywiście, że miałem!
— Aha. Ale wiesz. Skoro faktycznie, to mogłeś z nich skorzystać, na przykład uczęszczając na nie.
— KORZYSTAŁEM.
— A więc to ujma na honorze twojej uczelni, że na planie wypadasz, tak jak wypadasz. — Sasuke zmarszczył nos, wpatrując się w trzymany scenariusz. Jak dobrze pójdzie, to jeszcze uda im się dzisiaj przećwiczyć końcową scenę na wybudowanej scenografii… Z dotykaniem...
Boże. Nie był pewien, czy jest na to psychicznie gotowy. Bo o ile samo wypowiedzenie kwestii było akceptowalne i udawało mu się odegrać wszystko należycie, tak kiedy przychodziło do momentu w którym miał kontakt fizyczny (nawet przez gruby materiał strażackiej rękawicy) to zaczynały się dziać rzeczy straszne.
— Szuja. NIBY JAK WYPADAM? — Uzumaki kontynuował swoje oburzanie się.
— Tragicznie.
— CO CI ZNOWU NIE PASUJE, CO?
— Twoja twarz — odpowiedział, odrywając spojrzenie od kartek. — W porządku. Lecimy dalej.

***

“Jestem tu, więc…” wzdrygnąłeś się!
— Nieprawda.
— Prawda! WIDZIAŁEM.

***

Kilka godzin później Sasuke wyszedł na zewnątrz hali z nieskrywaną przyjemnością. Ćwiczenia były dosyć wykańczające, więc miło było w końcu wyrwać się z obiektu i udać do domu na zasłużony odpoczynek. O tak, za nic w świecie nie przyznałby tego na głos, ale razem z Naruto odwalili dzisiaj kawał dobrej roboty. I, ku jego uldze, on sam nie reagował AŻ TAK źle na dotyk drugiego mężczyzny. Więc, po kilku próbach udało mu się opanować to niechciane wzdryganie, które Uzumaki pewnie brał za objaw obrzydzenia czy jakiejś innej, równie uroczej emocji. Swoją drogą, ciekawe jakby zareagował na wieść, że sprawa wyglądała zupełnie odwrotnie.
W każdym razie: obaj byli nieco wymęczeni, ale usatysfakcjonowani, kiedy wychodzili poza teren studia filmowego. Drogę przebyli w ciszy i dopiero za bramą Naruto, który cały czas dreptał za nim, postanowił się odezwać, przystając tuż za furtką, przez którą przed chwilą przeszli.
— Um… Słuchaj… W sumie… co dzisiaj robisz?
— Co? — Sasuke obrócił się w jego stronę. Pytanie… zaskoczyło go. Głównie dlatego, że zabrzmiało jak niezbyt pewny wstęp do zaproszenia na randkę.
— Co robisz — powtórzył cierpliwie Naruto. — Wiesz, jest Wigilia. Moi rodzice standardowo udali się na wycieczkę, więc nie mam z kim zjeść świątecznej kolacji. A i z tego co widzę, tobie również szykuje się samotny wieczór… więc… pomyślałem… może…
— Czy ty teraz nieudolnie próbujesz zaprosić mnie na kolacje? — Sasuke zmarszczył brwi, wpatrując się w niego uważnie.
— Cóż…
— Dlaczego?
— Bo od czasu do czasu nawet dla ciebie wypada być miłym — sapnął Uzumaki. — Daj spokój i po prostu chodźmy, co? Potraktuj to jako podziękowanie za próby.
— Nie potrzebuję twoich podziękowań. Sam również skorzystałem na tych ćwiczenia, więc akurat w tej kwestii jesteśmy kwita. Nie potrzebuję żadnej formy zapłaty, jeżeli o to ci chodzi.
— Jezu, Uchiha, bądź człowiekiem. — Mężczyzna przewrócił oczami. — Czy to takie dziwne zjeść razem kolację?
— Z tobą? Tak.
— A niby co jest ze mną nie tak, że cię to mierzi?
— To, że nie zaprasza się na kolację ludzi, których się nienawidzi, jeżeli nie ma się w tym jakiegoś głębszego celu. A, pozwól, że ci przypomnę, od liceum mnie nienawidzisz, czyż nie?
— No… — Uzumaki wyraźnie się zawahał. — Taak. Niby tak. Ale… Hej, nawet jeśli, to co z tego? — Spochmurniał. — W końcu to JA byłem ofiarą twojej ZDRADY, więc powinieneś się cieszyć, że wspaniałomyślnie pozwalam ci na spędzenie ze mną czasu. Może uda ci się jakoś zrekompensować swoje niechlubne wyczyny.
— W liceum dosyć dosadnie zaznaczyłeś, że nigdy mi nie wybaczysz — skwitował Sasuke, splatając ręce na klatce piersiowej. — Kilkukrotnie.
— A kto tu mówi o wybaczaniu? Jeżeli ci to w czymś pomoże, to proszę: wciąż cię nienawidzę. Zadowolony? — zapytał, a w jego głosie nie dało się usłyszeć jakichś większych emocji. — Uznajmy, że ubolewam po prostu nad twoim samotnym losem, mimo tego, że nie mam o tobie zbyt wysokiego mniemania. Nawet takie sztywniackie i oschłe farfocle jak ty zasługują na nieco dobroci ze strony innych. Więc? Kolacja?
— Nie — odpowiedział i błyskawicznie obrócił się na pięcie, żeby odejść jak najszybciej. Za sobą usłyszał oburzone okrzyki, ale nic sobie z nich nie robił.
Zupełnie nie rozumiał, co też temu kretynowi strzeliło do łba. Przecież według planu Sasuke, powinien on się trzymać od niego z daleka! Bo za nic w świecie Naruto nie mógł, po prostu NIE mógł się dowiedzieć o jego postrzelonych uczuciach! O nie. Co to, to nie!
— Tyy… TY CIUĆMOKU TY! Ja tu z sercem na dłoni, a ty! TYY! — usłyszał za sobą wściekły krzyk, jednak nigdy nie dowiedział się co “on”, bo w kolejnej chwili wrzasnął cienko, bardziej z zaskoczenia niż czegokolwiek innego. Ten… TA BLOND POCZWARA! WALNĘŁA GO. ŚNIEŻKĄ.
Obrócił się z zamiarem wywrzeszczenia Uzumakiemu, że jest niedorobioną bulwą wymagającą specjalistycznej opieki, ale ta wizja szybko umknęła z głowy, kiedy kilkanaście metrów od siebie ujrzał pałającą chęcią mordu sylwetkę. Och, nie, żeby się przestraszył. Po prostu serce na ten widok po raz kolejny wywinęło niedorzecznego koziołka.
Ba-bam…
— Jesteś POPAPRANY! — oznajmił mu Naruto, po czym wystawił w jego kierunku środkowy palec, a następnie wykonał taktyczny “w tył zwrot” i odszedł wściekłym krokiem.
Sasuke przyglądał się jego plecom, aż mężczyzna zniknął za najbliższym zakrętem.
— Jestem — przyznał po chwili, nieco zbolałym tonem. Cała jego złość już dawno wyparowała. — Zdecydowanie, jestem.
Po chwili otrzepał się z resztek śniegu i również powlókł się do mieszkania.

***

Kiedy Sasuke odkrył swój dziwny stan, (który wyjątkowo się pogłębiał, kiedy patrzył na Naruto) był… tak szczerze mówiąc, przerażony. Bo przecież Uzumaki był jego przyjacielem! Ufającym mu bezgranicznie przyjacielem. Więc, gdyby prawda o jego uczuciach wyszła na jaw… cóż… Uchiha nawet nie chciał sobie wyobrażać tego, co mogło nastąpić. Zdecydowanie.
Kiedy Uzumaki zaczął umawiać się z Sakurą jakoś tak bardziej poważnie, to nawet Sasuke przyjął to z niejaką ulgą, bo przecież dzięki temu, ten nadpobudliwy młot miał być zbyt zajęty, żeby zauważyć uczucia Uchihy. Zresztą, Sasuke podejrzewał, że myśl o tym, że jego przyjaciel GEJ mógłby się w nim zakochać, była na tyle abstrakcyjna dla Uzumakiego, że nawet nie było mowy, żeby kiedykolwiek wziął ją pod uwagę.
Ha. Sasuke też by tak chciał. Ale na to chyba już było nieco za późno. Zupełnie nie rozumiał, dlaczego złośliwość losu, była aż tak złośliwa, że ze wszystkich ludzi na świecie, obiektem jego młodzieńczych uczuć musiał zostać Uzumaki.
W każdym razie: stało się. I Sasuke, dla dobra ich przyjaźni postanowił trzymać wszystko w tajemnicy. Nawet dobrze mu szło w tej kwestii. Zwłaszcza, że Uzumaki, aktualnie będący zaślepiony uczuciem do Sakury, naprawdę na mało rzeczy zwracał uwagę, więc chyba słabo zauważył, że przyjaciel z dnia na dzień coraz bardziej usuwa się w cień. Oczywiście wszystko musiało się sypnąć.
— Porozmawiamy?
Sasuke podniósł głowę, odrywając się od czytanej książki. Miał aktualnie okienko i postanowił w trakcie jego trwania ukryć się w bibliotece, do której Uzumaki nie miał w zwyczaju zaglądać. W każdym razie, po przerwaniu lektury, spojrzał prosto na tego różowowłosego potwora, który z upływem czasu coraz bardziej działał mu na nerwy i który teraz przypatrywał mu się z przesłodzonym uśmiechem, zalotnie mrugając rzęsami.
— O czym? — zapytał z wyraźną niechęcią. Nie miał najmniejszej ochoty przebywać z tą bździągwą w tym samym pomieszczeniu. W tym samym budynku. Boże… w tym samym kraju!
— O nas — odpowiedziała z promiennym uśmiechem. Od którego, swoją drogą, Sasuke zrobiło się nieco niedobrze. Ona… była… okropna. Że też ze wszystkich ludzi na świecie, akurat nią zainteresował się Naruto.
— Co? — W jego głosie pojawiło się rozdrażnienie. — Nas?
— Och, nie udawaj — zaśmiała się kokieteryjnie.
Nie udawał. Zupełnie nie miał pojęcia, co ta postrzelona dziewucha miała we łbie.
— Jes…
— Chodźmy za szkołę, okej? Żeby było bardziej… prywatnie. — Puściła mu oczko i z gracją obróciła się na pięcie, ruszając ku wyjściu z biblioteki.
— Prywatnie? — mruknął do siebie. Miał złe przeczucia.

Pójście wtedy za Sakurą nie było najlepszą rzeczą, jaką w życiu zrobił. Do dzisiaj nie miał pojęcia, dlaczego pojawił się w wyznaczonym przez dziewczynę miejscu. Czuł się cholernie nieswojo, bo Haruno wybrała zakątek, który dla całej szkolnej społeczności był znany jako miejsce miłosnych schadzek. Coo… było nieco podejrzane. Ale jeszcze bardziej podejrzane było zachowanie dziewczyny.
Stanęła do niego plecami i milczała przez chwilę, aby po chwili obrócić się w jakiś dziwaczny sposób, który zapewne miał być aktorsko dramatyczny. Obróciła się, zalotnie mrugnęła powiekami i spomiędzy jej wymalowanych warg wypłynęły słowa, które chyba w jej mniemaniu brzmiały kusząco:
— Widzę, jak na mnie zerkasz.
Sasuke uniósł brew. Nie był do końca pewien o które „zerkania” jej chodziło. Te z jawną czy skrywaną pogardą? Bo mimo dawniejszej prośby Naruto jakoś nie potrafił się przekonać do tej dziewuchy. I jego kontakty z Sakurą, kiedy przebywali we trójkę, ograniczały się tylko do niedowierzających spojrzeń.
— Tak? — rzucił uprzejmie, zastanawiając się do czego Haruno dąży.
— Z tęsknotą — oznajmiła i zaśmiała się kokieteryjnie. — Widzę, że miałam rację, że uda mi się zwrócić na siebie twoją uwagę poprzez zadawanie się z Naruto.
W pierwszej chwili Uchiha po prostu wciąż się na nią gapił. Bez emocji. Zastanawiając się, co jest z nią nie tak, że plecie takie bzdury. W drugiej dotarł do niego fakt, że ta plastykowa zołza wykorzystywała jego przyjaciela.
— Czekaj, co? — warknął, mrużąc gniewnie oczy. — Chcesz powiedzieć, że…
— Że nie masz się co martwić. — Zamrugała zalotnie. — Chętnie się z tobą umówię. — Podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu, przybliżając się stanowczo ZA BLISKO. — W końcu, ty jesteś znany, ja również. Pasujemy do siebie.
Sasuke powstrzymał się od pogardliwego „NO CHYBA NIE” tylko dlatego, że w tej chwili był za bardzo wściekły, żeby cokolwiek z siebie wydusić. I to był pewnego rodzaju błąd, bo jego milczenie najwyraźniej dziewczyna wzięła za jakiegoś dzikiego rodzaju zachętę.
I zrobiła rzecz straszną.
Przysunęła się jeszcze bliżej, wspięła na palce i wpiła usta w jego własne.
Sasuke sparaliżowało. Nie wiedział, czy to z oburzenia, czy zatruł się tymi przesadnie słodkimi perfumami, którymi Sakura się wypryskała, czy po prostu jego mózg był tak przerażony, że niekoniecznie wiedział jaką komendę wydać właścicielowi.
Był całowany. Przez dziewczynę. On. GEJ. Był całowany. PRZEZ SAKURĘ.
To. Było. OBRZYDLIWE.
— Ja pierdolę! — oznajmił w końcu, po błyskawicznym opamiętaniu się, chwyceniu Haruno za ramiona i odsunięciu jej od siebie na odległość wyprostowanych rąk. Wpatrywał się w nią z… sam nie wiedział czy w tej chwili było to obrzydzenie, czy chęć mordu. W każdym razie, patrzył na nią i już miał zamiar oznajmić jej prosto w twarz, że jest nienormalna, kiedy za jego plecami rozległo się pełne żalu:
— Sasuke? Sakura…
Uchiha przymknął na sekundę oczy. Złość na tego wstrętnego babsztyla zniknęła, bo pojawił się poważniejszy problem. W końcu na nią zdąży jeszcze nawrzeszczeć, a wytłumaczenie Naruto, co tu się wyprawiało było sprawą priorytetową. Zwłaszcza, że takie banalne „to nie tak jak myślisz!” nawet dla Sasuke wydawało się w tej chwili mało przekonywujące. Pomimo tego, że właściwie było prawdziwe.
— Naruto… — zaczął, obracając się w jego stronę. Wszystkie słowa jakie chciał powiedzieć wyparowały z głowy, bo niebieskie tęczówki patrzyły na niego z rozdzierającym smutkiem.
Ba-bam… Ba-bam…
— Ja… jak… — wydukał Uzumaki. Mruknął pod nosem coś niezrozumiałego, a następnie czmychnął, nie dając szansy na jakiekolwiek usprawiedliwienia.
— Naruto! — krzyknął za nim. Chciał ruszyć za przyjacielem. Chciał mu wytłumaczyć co się stało. Chciał… nooo… cokolwiek. Ale zatrzymało go rzucone przez Sakurę, olewcze:
— Ojej. — Wtedy zapłonął w nim GNIEW. Któremu szybko dał upust, wyrzucając dziewczynie wszystko co o niej myśli.


***

Sasuke siedział na kanapie, pił wino i rozmyślał.
Znowu.
Podejrzewał, że jeszcze kilka dni pracy z Uzumakim i popadnie w alkoholizm. Ale to nie jego wina, że pojawienie się Naruto budziło wiele wspomnień, które musiał sobie poukładać od nowa, żeby przypadkiem nie zrobić czegoś głupiego.
Na przykład się, na dawnego przyjaciela, nie rzucić.
Westchnął ciężko, poniekąd żałując, że nie zgodził się na wspólną kolację. Bo, samotne siedzenie i chlanie wina w Wigilie brzmiało… źle. Ale wiedział jednocześnie, że nie powinien sobie pozwalać na spędzanie większej ilości czasu z Uzumakim, jeżeli nie było to całkowicie konieczne.
Ponownie wrócił do wspomnień.
W dniu, w którym Sakura rzuciła się na niego (swoją drogą, to wspomnienie wciąż budziło w nim skrajne przerażenie. I obrzydzenie. I w ogóle… ugh.) całkowicie rozpadła się jego przyjaźń z Naruto. Początkowo Uchiha naprawdę chciał mu wszystko wyjaśnić, ale przy każdej próbie kończyło się na wrzaskach drugiego mężczyzny wyrażających jak bardzo go teraz nienawidzi. Jasne, Sasuke rozumiał, że Uzumaki poczuł się wyjątkowo zdradzony. Ale jego również w pewnym stopniu zabolało to, że pomimo tylu lat przyjaźni, Naruto nawet nie chciał go wysłuchać. Więc, kiedy po wielu próbach zakończonych niepowodzeniem, nadszedł dzień w którym to dawny przyjaciel zapragnął rozmowy, Uchiha kazał mu spływać. Zwłaszcza, że w międzyczasie doszedł do wniosku, że może lepiej, że tak się stało.
W końcu, dzięki temu mógł wciąż uparcie twierdzić, że wszystko rozpadło się przez Sakurę. A to było w jakiś sposób pocieszające, bo nie zniósłby myśli, że ich przyjaźń skończyła się przez niego i to palące uczucie, które w nim znienacka rozkwitło. Tak. Tak było lepiej. Zdecydowanie lepiej, że Uzumaki nie był niczego świadomy. Inaczej… Naruto by cierpiał obarczony tym nieszczęsnym uczuciem, a Sasuke długo nie mógłby się podnieść po odrzuceniu, jakie zapewne by nastąpiło.
Potrząsnął głową, odganiając natrętne myśli. Nieważne. Przecież już wszystko było nieważne.
— Wesołych świąt — rzucił w przestrzeń, unosząc lekko w górę lampkę wypełnioną winem. Słowa zabrzmiały gorzko i ponuro w ciszy panującej w mieszkaniu.

***

Świąteczne dni Sasuke spędził na leczeniu kaca. Sam nie wiedział, co go podkusiło do otworzenia kolejnej butelki. W każdym razie, to spowodowało, że na planie filmowym pojawił się rozdrażniony, ponury i nieco rozkojarzony.
Ale też zdeterminowany, żeby jak najszybciej zakończyć nagrywanie wspólnych scen.

***

Sasuke leżał na zimnym gruncie, otoczony gruzem. Nad nim wisiał pęknięty strop, który oparł się między ścianą a podłogą, wisząc nisko, zdecydowanie niżej niż powinien. I krzywiej.
Gdzieś w tle słyszał zgiełk, nawoływania innych ludzi, krzyki, zawodzenia. Do tego odgłos śmigłowca i sygnał strażackiej syreny.
“Wszystko będzie w porządku.” — usłyszał łagodne słowa.
“Wiem. Tylko…” — Urwany oddech.
“Nie myśl o tym, skup się na rozmowie ze mną.”
“Próbuję. Ale ciężko to robić, kiedy ma się świadomość, że ta kupa gruzu może się w każdej chwili osunąć i…” — Kolejny wdech. — “Ja… po prostu… Po prostu… “ — Chwilowe zaciśnięcie oczu.
“Inni już pracują nad dźwigarem. Nie rozłupiemy go, ale sprowadzamy już sprzęt, żeby móc go unieść. To trochę potrwa. Wytrzymaj. Wytrzymaj…”
“Wytrzymam… tylko… ja… Boję się… Po prostu: boję.” — powiedział, ostatnie słowo wypowiadając szeptem. Tak. Idealnie. Tak…
“Jestem tu, więc… — Ręka strażaka wylądowała na jego ramieniu. Dłoń obleczona w grubą rękawicę zacisnęła się opiekuńczo na nim. — „Jestem tu” — powiedział mężczyzna. Jego głos był niewyraźny. Jakby stłumiony przez natłok emocji. — „Zajmiemy się tobą. JA się zajmę.”
Sasuke uśmiechnął się z wdzięcznością. Otworzył usta, żeby powiedzieć wdzięczne „dziękuję”, jednak zamiast tego wciągnął gwałtownie powietrze i rozkaszlał się przeraźliwie, nie mogąc przestać. Słyszał przez chwilę, jak Naruto panikuje, wzywając lekarza, jak ktoś gramoli się do nich poprzez gruz. A potem… potem…
— CIĘCIE! Brawo! Mamy to!
Uchiha uśmiechnął się z satysfakcją, prosto do kamery, która jeszcze przez chwilę była wycelowana w jego twarz. Podniósł się do siadu i wyszedł spod scenografii, specjalnie przygotowanej w taki sposób, żeby widz miał wrażenie, że nogi bohatera zostały całkowicie zmiażdżone.
Szło idealnie. Perfekcyjnie wręcz. Wszyscy byli wyraźnie zadowoleni z tego, jak dzisiaj odbywała się praca przy nagrywaniu. Noo… prawie wszyscy. Znaczy… no jedna osoba nie wyglądała na szczególnie poruszoną, podczas gdy innych wyraźnie radował fakt, że wszystko idzie do przodu.
— Czego? — warknął Sasuke w kierunku Naruto, który wciąż przy nim klęczał. I się patrzył. Natarczywie. Z namysłem. Naruto, który to właśnie był tym „jednym kimś’.
— Hę?
— Gapisz się.
— Och.
Brew Sasuke podskoczyła do góry. Cóż… pomijając to, że Uzumaki w swojej roli aktualnie spisywał się świetnie, to w momentach kiedy kamera była wyłączona, zachowywał się dosyć… nietypowo jak na siebie. A przynajmniej nietypowo jak na chłopaka z którym Uchiha przyjaźnił się te wiele lat temu.
Dla Sasuke to było nawet pomocne. Bo dzięki temu, że Naruto najwyraźniej nie był sobą, jego serce nie świrowało w żaden dziwaczny sposób. I w pełni mógł się skupić na swoim zadaniu. Dobrze. Bardzo dobrze wręcz.
Jeszcze jedna poważniejsza scena i będą mogli zakończyć ten etap filmowania. Co znacznie ułatwi Sasuke możliwość ponownego odsunięcia się od Naruto. Tak jak było przed rozpoczęciem produkcji. I tak, jak powinno być już zawsze.

***

Wciąż leżał. Odrętwiały, zmarznięty. Przerażony.
Nerwowo wciągał powietrze wypełnione kurzem. Wciąż słyszał krzątaninę w oddali i syreny. Ale to nie było ważne. Bo przed sobą miał twarz. Twarz dawnego przyjaciela, którego dopiero co odnalazł, który był tu teraz przy nim, w najgorszych chwilach, który wpatrywał się w niego niebieskimi ślepiami.
“Wszystko będzie dobrze!” — krzyknął tonem świadczącym o tym, że słowa te niekoniecznie kieruje tylko do bohatera, ale i do siebie. — „Zobaczysz, zaraz…”
Niebieskie oczy błyszczały pełną gamą emocji. Niebieskie oczy wpatrywały się prosto w niego. Niebieskie oczy…
Ba-bam.
Niebieskie…
Ba-bam. Ba-bam.
Ba-bam.
… oczy. Oczy Naruto.
— Ym? Sasuke?
— Hm?
— Tak jakby… teraz twoja kwestia.
Uchiha zamrugał. Tęczówki drugiego aktora wpatrywały się wciąż w niego. Z ciekawością.
Poderwał się gwałtownie do siadu i gdyby nie refleks Naruto, Sasuke przywaliłby w jego łeb swoim własnym. Nie, żeby się tym przejął. Bo docierało do niego, że chyba znowu zaczyna mieć drobny problem z własnymi odruchami.
Oj.
— Oj — powiedział, ponownie mrugając. — Przerwa! — zarządził. I wywołał tym takie zdziwienie, że nikt się nie sprzeciwił.

***

Ba-bam. Ba-bam. Ba-bam.
Z frustracją przemył twarz zimną wodą i wbił nieco sponiewierane spojrzenie w wiszące nad umywalką lustro. Psia mać! Już myślał, że udało mu się ogarnąć! Wszystko przez te cholerne, wwiercające się w niego, błękitne ślepia. To przez nie serce Sasuke świrowało i w ogóle działało nie tak jak powinno.
Durny Uzumaki. Durny film, a przede wszystkim jego DURNE emocje, których za cholerę nie potrafił, jak widać, opanować!
Ba-bam.
— Och. Kurwa — warknął w kierunku swojego odbicia. — Przestań!
Po raz kolejny przemył twarz zimną wodą. Po błyskawicznym osuszeniu wypadł z łazienki, szybkim krokiem zmierzając na plan. Koniec tego… emocjonowania się! Ogarnie się, raz dwa skończą tę cholerną scenę i nareszcie będzie po wszystkim!
No!

***

“Wszystko będzie dobrze!”
Ba-b…
— TAK — odpowiedział Sasuke, wyczuwając, że jego serce ma zamiar robić dziwne rzeczy.
Na planie zaległa cisza.
Okej. To nie była najlepsza rzecz, jaką mógł zrobić.
— Cięcie!
Kilka prób później nie był pewien, czy ogarnięcie faktycznie nastąpi jakoś “zaraz”, jak to sobie zaplanował będąc w łazience.

***

— Wszystko okej?
Sasuke spojrzał na Naruto, mając nadzieję, że z jego twarzy nie da się nic wyczytać. Tak. Zachować spokój. Zero emocji. Zero.
Ba-bam. Ba-bam…
— Dlaczego taki jesteś? — zapytał w końcu. Stali przed planem, dokładnie w miejscu, w którym przez wiele godzin w Wigilię ćwiczyli swoje role.
— Taki?
— Miły — sprecyzował, wkładając w to słowo całą niechęć na jaką go było aktualnie stać. Nie wyszło.
Ba-bam.
— Bo zachowujesz się dosyć… uhm…
— Guzik cię to — sapnął.
Ba-bam.
— Ale…
— Nie — przerwał mu. Miał lekkie obawy, że jeżeli Naruto będzie mówił do niego COKOLWIEK, to jego plan polegający na odgrodzeniu się od mężczyzny spali na panewce. — Okej. Gramy!

***

“Wszystko będzie dobrze!” — Krzyknął Naruto tonem świadczącym o tym, że słowa te niekoniecznie kieruje tylko do bohatera, ale i do siebie. — „Zobaczysz, zaraz…”
Sasuke przymknął oczy. Następnie uchylił powieki, z wysiłkiem, jakby z całych sił musiał walczyć o ten drobny ruch. Na jego ustach pojawił się delikatny, nieco bolesny uśmiech.
Leżał. W półmroku rozjaśnianym tylko lampami podwieszonymi przez strażaków na połamanym stropie. Leżał na zimnym gruncie w otoczeniu gruzu i kurzu. Ale już się nie bał. Przecież nie było czego.
“Czy możesz…” — wyszeptał cicho, z wysiłkiem podnosząc własną dłoń. Jego głos brzmiał żałośnie, ledwo słyszalny wśród panującego wokół harmidru. Nie zwracał na to uwagi, patrząc prosto w niebieskie oczy mężczyzny, który klęczał tuż przy nim. Patrząc z niemą prośbą, którą strażak trafnie odczytał, ściągając rękawiczki i chwytając w dłonie jego rękę, która dotychczas leżała bezwładnie na jego klatce piersiowej.
Ba…
Świat zwolnił.
Błękitne oczy patrzyły na niego. Twarz Naruto była tak blisko, bardzo, bardzo blisko. Wisiała tuż nad jego własną, podczas gdy mężczyzna wciąż trzymał jego dłoń.
… bam.
Wąskie, jasne usta coś mówiły. Wypowiadały jakieś słowa, których Sasuke nie słyszał. Bo w uszach miał tylko spowolniony dźwięk własnego serca. Na tyle donośny i zajmujący, że żadne inne dźwięki nie były w stanie się przez nie przedrzeć.
Wąskie usta wciąż coś gorączkowo szeptały. A jedyne co docierało do świadomości Uchihy to to, że bardzo chętnie by poczuł te wargi na swoich własnych. Że to przecież bardzo naturalne w takiej chwili, żeby do czegoś takiego doszło. Tak. Zdecydowanie naturalne.
Dlatego w kolejnej chwili, jego ręka już nie spoczywała w objęciach dłoni Naruto, tylko wylądowała (razem z drugą) na twarzy mężczyzny, żeby przyciągnąć ją jeszcze bliżej i pocałować go.

***

Ba-bam.
Ba-bam.
Ba-bam…


***

Pocałunek trwał trzy spowolnione uderzenia serca. I najzabawniejsze w nim było to, że pierwszą myślą, jaka nawiedziła mózg Sasuke, gdy ten zaczął działać, było, że Naruto go nie odtrącił. Zamiast myśleć o własnym zachowaniu, skupił się na tym, że Uzumaki nie oderwał się od niego i nie trzasnął go w twarz. Tylko przysunął się bliżej i…
ODWZAJEMNIŁ POCAŁUNEK.
Przez chwilę po prostu dawał się całować, żeby zaraz mocniej naprzeć własnymi ustami na te należące do Uchihy. To było… dobre. Przyjemne. Zniewalające. I zaskakujące na tyle, że Uchiha sapnął i stanowczo odsunął mężczyznę od siebie, przez chwilę jeszcze mocniej zaciskając dłonie na jego policzkach, przez co wargi Naruto ułożyły się w kaczy dzióbek.
— Ciekawa interpretacja sceny — odezwał się komicznie poważny głos Kakashiego. Dopiero wtedy do Sasuke dotarło w pełni, gdzie się znajdują. — Ale mimo wszystko chyba nie kręcimy LGBT?
— Um… — mruknął Naruto, nie obracając się. Tylko odsunął od twarzy ręce Sasuke i gapił się na niego z lekkim zażenowaniem. Jego policzki przybierały właśnie kolor dojrzałej czerwieni. Za to Uchiha… Cóż… Uchiha jakoś nie czuł zażenowania. Właściwie to wpadł w nad wyraz dobry humor.
— Nie? — zapytał producenta, gramoląc się do pozycji siedzącej, żeby móc na niego swobodnie spojrzeć. I nieco osłupiałego reżysera. I zaszokowaną resztę ekipy. Cóż… trzeba się było jakoś… usprawiedliwić przed wszystkimi, żeby sobie nie myśleli bóg wie czego. — To tego nie było w scenariuszu?
Odpowiedziała mu wymowna cisza.

***

Został niemalże siłą wepchnięty do jednego z pomieszczeń, które służyło za tymczasowy skład na kostiumy wszelakie, które aktualnie nie były aż tak niezbędne na planie. Pokój był zagracony i nieco ciasnawy. Sasuke nie miał większej okazji się rozejrzeć, bo przed nim stał rozjuszony Naruto, który wycelował palec prosto w jego klatkę piersiową i warknął oskarżycielskie:
— Tyyy! — zaczął. Chyba nie do końca wiedział, co chce powiedzieć albo też co powinien powiedzieć w sytuacji w jakiej się znaleźli, bo przez chwilę na przemian tylko otwierał i zamykał usta. — Tyy! — ponowił próbę. — POCAŁOWAŁEŚ MNIE.
— Yhm — przyznał Uchiha, wpatrując się w niego z jawnym zainteresowaniem.
— I NIE ZAPRZECZASZ?!
— Przypominam ci, że również w tym pocałunku uczestniczyłeś, więc nie sądzę, żeby moje zaprzeczenia coś ci dały.
— Niby tak… ale… — zająknął się. — POCAŁOWAŁEŚ MNIE!
— Zgadza się. — Sasuke skrzyżował ręce na klatce piersiowej patrząc na Naruto z lekkim… och, czy to było rozbawienie? — Jestem gejem. Zdarza mi się całować innych facetów. W przeciwieństwie do ciebie, hm?
— Oczywiście! Jestem hetero!
— To tym bardziej ciekawi mnie kwestia, czemu tego naszego pocałunku nie przerwałeś.
— Bo… to… bo… POCAŁOWAŁEŚ MNIE.
— Zdajesz sobie sprawę z tego, że się powtarzasz?
— Bo… DLACZEGO?
— Bo jakaś nad wyraz złośliwa złośliwość losu sprawiła, że mi się podobasz. I, gdybym wiedział, że twoje hetero ma skłonności do bycia co najmniej bi, to być może zrobiłbym to wcześniej — przekrzywił głowę, patrząc na niego podejrzliwie. — Od kiedy twoje hetero nie jest tak bardzo hetero jak zawsze myślałem?
Naruto zaczerwienił się efektownie.
— Dawna? — spróbował zgadnąć Sasuke. Czerwień pogłębiła się. — Bardzo dawna? — Czerwień stała się wyraźnie bordowa. — Chyba mi nie powiesz, że od czasów liceum — parsknął. I ku jego zdumieniu, Naruto jęknął przeciągle, chowając twarz w dłoniach.
Uchihe nieco… zamurowało. Wychodziło na to… że to co miało miejsce dwanaście lat temu było jednym wielkim nieporozumieniem. Zarówno z jego strony, jak i strony Naruto. Czyżby… Uzumaki odkrył swoje własne uczucia niedługo po tym, jak był świadkiem tamtej nieszczęsnej sceny, której inicjatorem była Sakura? To by się nawet zgadzało, bo przecież w późniejszym czasie Naruto PRÓBOWAŁ z nim porozmawiać, porzucając swoje deklaracje o wiecznej nienawiści. I wtedy, tak dla odmiany, Uchiha postanowił się od dawnego przyjaciela odgrodzić, bo (już nawet pal licho bolesną świadomość, że nie dał mu się nawet spróbować wytłumaczyć, tylko z góry założył najgorsze) nie chciał na niego narzucać własnych uczuć, skoro dobrze wiedział, że Naruto jest heteroseksualny. I nawet teraz… czy to dlatego Uzumaki był taki… no miły? To dlatego zaprosił go na kolację, gapił na niego i w ogóle momentami wydawał się zachowywać dziwniej niż zazwyczaj? LECIAŁ na niego?
Dopiero teraz… po tylu latach… okazało się, że niezłomna wiara w heteroseksualizm Uzumakiego była totalną głupotą. To było wręcz abstrakcyjne!
Zaśmiał się, nieco gorzko, kiedy powoli docierała do niego straszna prawda. Dwanaście lat. Osobno. Bo obaj byli tępymi bucami. Dwanaście… cholernych… LAT.
— Chodź tu! — sapnął w końcu, stwierdzając, że nie opłaca mu się złościć. Podszedł do Naruto, odciągnął jego ręce od twarzy. I go pocałował. Ponownie. I jeszcze raz. I kolejny. W międzyczasie wplótł dłonie w blond kosmyki, a krótkie pocałunki stały się nieco bardziej intensywne.
— Znowu — stęknął Naruto, między kolejnymi oderwaniami warg. — Mnie CAŁUJESZ!
— Ty to jesteś mistrzem dedukcji, nie? — skwitował Sasuke, odsuwając się nieco od niego, wciąż nie wyplątując palców z włosów drugiego mężczyzny. Jeszcze raz nachylił się, krótko muskając ciepłe wargi. — Tak. Całuję cię. I mam zamiar to robić wyjątkowo często w najbliższej przyszłości. — zmarszczył brwi. — W końcu mam do nadrobienia DWANAŚCIE lat.
— Och — odpowiedział Uzumaki i ku zdumieniu Sasuke, położył dłoń na jego karku i tym razem to on, a nie Naruto, został przyciągnięty do pocałunku. Najwyraźniej on też poczuwał się do nadrobienia tych wszystkich lat. — Okej.
Serce zabiło radosnym, swoim spowolnionym rytmem. A Sasuke pomyślał, że, cóż, chyba serio nie ma co żałować tych straconych lat, bo czasy „nadrabiania” zaczynały się nad wyraz… ciekawie. Po chwili ta myśl umknęła mu z głowy, bo ciepłe usta przykryły ponownie jego własne. W końcu było tak jak powinno być.
Ba-bam. Ba-bam.
Ba-bam.


A gdzieś w tle wzywano głównych aktorów na plan. Ci nie słyszeli. Bo… cóż… byli zajęci CIEKAWSZYMI sprawami.


KONIEC

7 komentarzy:

  1. Powiedz mi JAK ty wymyślasz te wszystkie wyzwiska? Bo co kolejny nowy tekst są one coraz bardziej twórcze xD Uwielbiam je xD
    Oh, Boże, Sakura jest taka głupia. W tej historii zdecydowanie jej nie lubię. Kurde jak trzeba być ślepym, by pomylić pogardę z tęsknotą? Ten cały róż musiał jej się nieźle odbić na bańce.
    Mnie by się tam podobało takie zakończenie filmu, więc wcale się nie dziwię, że Sasu był "zdziwiony", że nie było tego w scenariuszu :D
    Oh, chłopaki mają duuuuużo do nadrabiania :D
    I mam nadzieję, że Sakura skończyła jako drzewo w teatrze. Albo jakiś pustak czy coś równie odpowiadającego jej charakterowi.
    Świetny one-shot i czekam na kolejną notkę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba kwestia tego, że będąc wśród ludzi raczej mało się odzywam, nawet jak ktoś mnie zirytuje, więc wyżywam się wyzwiskowo w fikach xD. Też jakaś metoda, żeby nie zwariować xD. Miło, że się na coś przydaje, skoro ludziki pozytywnie reagują na te twórcze obelgi, które tak namiętnie wciskam w teksty xD. Dziękuję za komentarz i cieszę się, że ficzor się podoba! <3. Luf ~~~

      Usuń
  2. DWANAŚCIE LAT!! O ludzie drodzy! Toż to połowa życia xD
    Irdu, czy ja Ci kiedyś mówiłam, że uwielbiam Twoje fanfiki z SasuNaru i że są najlepsze na świecie?! Są. Naprawdę. Kocham je całym serduchem. Za fabułę, za postacie, za Twoje kapitalne pomysły (sama widzisz jak z tych samych wskazówek i wytycznych można stworzyć zupełnie nową, inną historię!) i za to, co jest zawsze największym plusem: epitety, jakimi się nagminnie obrzucają Naruto i Sasuke :D Ja nie wiem, jak Ty to wymyślasz, ale ciućmok, farfocel i poczwara zrobiły mój dzień! To jest takie kreatywne xD Powinnam spisywać. Tak jak tekst: "— CO CI ZNOWU NIE PASUJE, CO? — Twoja twarz — odpowiedział (...)" :D No to pojechał po bandzie. W ogóle Naruto miał świętą cierpliwość do Sasuke, że mu jeszcze po tylu przytykach i schrzanionych scenach nie przylał w tę przystojną gębę xD No i wielbię to zdanie "Od kiedy twoje hetero nie jest tak bardzo hetero jak zawsze myślałem?" :D Serio, powinnam prowadzić dzienniczek z cytatami od Ciebie ^^
    W ogóle nie martw się tym, że wstawiasz zimowy fik na Wielkanoc - w końcu w tym momencie zerkam za okno i PADA ŚNIEG! :O No nic. Czekam z utęsknieniem na Fiksację, ale może spróbuj przejrzeć jeszcze raz dysk i a nuż znajdziesz coś jeszcze, czego tu nie wrzucałaś xD
    Pozdrawiam i ściskam, niekoniecznie wiosennie, ale ciepło i życzę weeeeny,
    Alys

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeeej <3. Miłe słowa! <3 Wuchta miłych słów! <3 Miło miii ~~~ <3. Motzno. Bardzo fajnie jest mieć takie pozytywne komcie pod postami, czytam je w chwilach kryzysu xD. Och, dzienniczek z cytatami <3. Brzmi godnie xD. A ten padający śnieg to jakaś tragedia pogodowa w ogóle :o. Jestem oburzona, bo już mi się zdarzyło w tym roku biegać w spodenkach po mieście, a tu jakieś śniegi znowu :/. Co do mojego dysku: no ja akurat mam kilka fików, których nie publikowałam jeszcze nigdzie xDDD. Więc tego to nawet sprawdzać nie muszę xD. A fiksacja się pisze, opornie bo opornie, ale jednak! xD
      Dziękuję za komentarz :). Ściskam!

      Usuń
    2. Ja wiem! Nie ogarniam tej pogody w ogóle. Dobrze, że nie mam planów na majówkę, bo bym się zapłakała :/ Przecież niemal miesiąc temu (początek kwietnia), będąc weekendowo we Wrocławiu, latałam wieczorem w samej cienkiej koszuli, a dziś co? Musiałam wyciągnąć schowaną już do szafy kurtkę zimową. Masakra.

      Usuń
    3. ;__; No.

      Żądam lata. Takiego +25 stopni. Teraz ;__;.

      Usuń
  3. Hej,
    wspaniały tekst, co za wstretna dziewucha... mam nadzieję, że po tym to zniknęła, i tak takie zakończenie filmu było by wspaniałe...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń