sobota, 5 listopada 2016

Na granicy fiksacji

***

Oks, cześć kolejna przed nami! Za betację dziękuję AKARI (lofju!). Plus jeszcze dziękuję wszystkim tym, którzy nawet nie wiedzą, że przypadkiem mnie motywują do pacania lisa xD. To fascynujące, jak mało czasami wystarcza, żeby pobudzić mnie do działania i to, że w sumie ludziki nawet nie wiedzą, że to czynią xDDD.

***

XIV


Pierwsze krople deszczu zaczęły spadać na ziemię, kiedy Naruto dotarł do domu Sasuke i, po bezładnym zrzuceniu butów, udał się na taras, żeby zalec na jego deskach. Nawet, psia mać, nie miał siły się ogarnąć, czy chociażby pozbyć plam, które wciąż znaczyły jego ręce. Słabo kojarzył drogę, którą pokonał, żeby się tu znaleźć. W głowie miał mętlik. Czasami strzępki niesprecyzowanych myśli wybijały się na pierwszy plan, pogarszając jego i tak parchaty już humor.
Zdecydował, że nie chce jednak wiedzieć co się działo dzisiejszego wieczoru. Bo scena z nieznajomym dzieciakiem wyraźnie świadczyła o tym, że po prostu nie mogło to być nic dobrego. Nie, żeby nie podejrzewał tego wcześniej. Ale takie dosadne potwierdzenie podejrzeń mocno nadszarpnęło jego samopoczucie. Nie potrzebował szczegółów, żeby nabrać pewności, że te wydarzenia były złe, pokręcone i, że przede wszystkim, będą go prześladować długie, długie miesiące.
Tak samo jak wrogie spojrzenia mieszkańców wioski.
Zacisnął zęby. Jakoś tak ta sytuacja nieprzyjemnie nasuwała mu inne wspomnienie. Dawne, dawne wspomnienie. A mianowicie moment w którym dowiedział się, że to, jak to określił ten palant Mizuki, on jest lisim demonem*.
I nigdy nie zdobędzie uznania mieszkańców.
Nigdy, nigdy, nigdy…
Nawet przed samym sobą Naruto ciężko było się przyznać, że teraz czuł się równie paskudnie co w tamtej chwili. O ile nie gorzej, bo przecież boleśnie doświadczył tego “nigdy”. Tak. Zachowanie spotkanego dzieciaka wyraźnie dawało znaki, że ponownie był w jego oczach tylko i wyłącznie kontenerem na szalejące bijuu. I Uzumaki był niemal na sto procent pewien, że większość mieszkańców podzielała aktualnie pogląd tego bachora.
Przełknął ciężko ślinę. Niewidzącym wzrokiem wpatrywał się przed siebie. Cienka błyskawica ponownie przecięła niebo, a jego głowa była pełna coraz bardziej ponurych rozważań.
Ile razy będzie musiał zdobywać czyjekolwiek zaufanie? Ile jeszcze razy zostanie ono zachwiane przez lisie machlojki? Chociaż może… Czy kiedykolwiek faktycznie to zaufanie zdobył, czy w ogóle było co tracić, skoro tak łatwo przychodziło ludziom ponowne nazywanie go potworem?
Ile razy jeszcze jego życie będzie uzależnione od tego cholernego pchlarza?
Och, to… kurwa. Bolało. Tak cholernie bolało.
A Naruto nie potrafił, nie umiał po prostu mieć wszystkiego gdzieś, bo przecież co go powinno obchodzić szemranie za plecami obcych ludzi, skoro miał grono przyjaciół, którzy ciągle w niego wierzyli. Wprawdzie nie był pewien, czy drastycznie się ono nie zmniejszyło po dzisiejszym wieczorze. Skrzywił się, zdając sobie sprawę z tego, że faktycznie, znaczna część jego znajomych była świadkiem lisiego szaleństwa i chyba nie mógłby ich obwiniać za ewentualne odsunięcie się od niego. Skoro… był…
… potworem.
Głucha myśl przez chwilę krążyła po jego głowie.
Potwór, potwór, potwór…
— Pieprzyć to — mruknął sam do siebie. I nawet w jego uszach słowa nie zabrzmiały jakoś szczególnie przekonująco. — No nie — sapnął zaraz. — Naprawdę. Pieprzyć! — zawołał, zdobywając się na większy entuzjazm, jednocześnie zsuwając z drewnianego tarasu, żeby stanąć bosymi stopami na rosnącej pod nim trawie.
Wilgotnej trawie.
Uniósł wzrok prosto w ciemne, zachmurzone niebo. Deszcz siąpił. Nawet nie można było powiedzieć, że padał porządnie, bo drobne, rzadkie krople bardziej irytowały niż faktycznie wyglądały na porządny opad.
Deszcz siąpił. Drobiny wody znaczyły jego twarz, włosy, ubranie.
Utytłane krwią dłonie.
Zabawnie by było, jakby to mogło zmyć z niego wspomnienia. Czy też tych wspomnień brak. Zabawnie by było, jakby strugi deszczu mogły zmazać wszystko to co bolało. Jakby ze zmyciem brudu zmył się ból i strach związany z ponownym odrzuceniem. Och tak, wszystko by było tak cholernie zabawne.
Parsknął zaraz, kiedy dotarł do niego absurd własnych myśli. Sam sobie też wydawał się zabawny. Bo, psia mać, przez te lisie rozmemłanie jego własnych emocji, do głowy naprawdę przychodziły mu sentymentalne pierdoły. Ale, och, naprawdę. Koniec, PIEPRZYĆ TO. Bo jeżeli naprawdę ZNOWU stracił zaufanie, to czy jest sens o nie ponownie walczyć? Och tak, nie byłby sobą, gdyby nie podejmował kolejnych prób, oczywiście. Jednak w tej chwili… nie. Zwłaszcza, że hej, jakby się głębiej zastanowić, to naprawdę głównym winnym dzisiejszych wydarzeń był lisi demon, a nie on. Nie Naruto Uzumaki!
Nie potrzebował poczucia, że Kyuubi i on to jedno i to samo. Nie potrzebował pełnych wyrzutów spojrzeń. Miał inne problemy i liczyło się to… liczyło… że przecież miał wsparcie. Że przecież, mimo dzisiejszych wydarzeń, wciąż posiadał grono ludzi, które w niego nie wątpiło.
Mógł być pewien, że mistrz Iruka teraz, zupełnie tak samo jak lata temu, nie dałby sobie wmówić, że Naruto jest potworem. To było ważne. Tak samo ważne jak to, że niezachwiane było wsparcie wiecznie podróżującego Jirayi i obserwującego wszystko czujnym okiem Kakashiego. Ważne było, że miał oparcie w Hokage, która, mimo swojej surowej postawy, zapewne zamartwiała się o jego stan. Wsparcie miał w Gaarze. I w Konohamaru i pewnie jeszcze w wielu, wielu innych ludziach. I to było WAŻNE.
A najważniejsze, że wsparcie miał w pewnym czarnowłosym bubku. Który był, po prostu był i starał się znaleźć każdą dostępną metodę, żeby mu pomóc. I bez złośliwego podszeptywania lisiego demona Naruto naprawdę był w stanie uwierzyć, że ci ludzie są dla NIEGO. Że to właśnie nim się przejmują, że dla jego charakteru, osoby, którą się stał, wykazują zainteresowanie, a nie tylko patrzą na niego przez pryzmat tego chrzanionego futrzaka.
I, och, naprawdę, pieprzyć wszystkich tych, którzy będą znowu patrzeć z pogardą na jego egzystencję. Jeszcze zrozumieją, jeszcze będą go podziwiać i nazywać bohaterem! Ale najpierw musi ostatecznie stłamsić lisiego demona i już nikt nigdy nie będzie miał powodów, żeby nazwać go potworem!
To zadziwiające, jak łatwo przychodziła wiara w to, że ma tę garstkę ludzi, którzy zawsze, mimo wszystko będą przy nim, kiedy złośliwy głos lisa nie dopowiadał paskudnych docinków. Tych precyzyjnie trafiających w czułe punkty, burzących spokój i wywołujących z głębi wspomnień najgorsze chwile.
— Będziesz cały mokry, bęcwale.
Naruto nie obrócił się w kierunku głosu. Ciągle wpatrywał w zachmurzone, nocne niebo.
— Trudno — odpowiedział, wznosząc rozpostarte dłonie nad głowę, pozwalając, żeby faktycznie woda zmyła znajdujący się na nich brud. I mimo absurdu tej czynności w jakiś pokręcony sposób Naruto poczuł się zdecydowanie lepiej.
— Chcesz mnie zdenerwować?
— Nie. Właściwie to nie. Chociaż powinienem chcieć — dorzucił, obracając głowę, żeby na niego zerknąć. Och tak, powinien. To by była idealna forma odegrania się za jakieś głupie tajemnice. Ale o dziwo, Naruto naprawdę w tej chwili był daleki od jakichkolwiek prób wprawienia drugiego mężczyzny w złość. Zwłaszcza, że hej! Czy Sasuke się teraz tak po prostu, po ludzku, o niego martwił?
Jakoś tak coraz bardziej docierało do Uzumakiego, że aktualnie naprawdę ma święty spokój z lisem i czarne scenariusze przyszłości mogły iść daleko w kąt, głowy nie zatruwały podszeptywania demona, a cały świat wydawał się jakby klarowniejszy. Przez co zaczynał dostrzegać nieco inne rzeczy.
Uśmiechnął się lekko, zanim rzucił, do czujnie obserwującego go Sasuke:
— Może mały sparing?


***


Cios łokciem, unik, kolejne wyprowadzenie pięści.
Sasuke był absolutnie idealny, kiedy walczył. Każdy jego krok zdawał się być perfekcyjnie przemyślanym, niemalże wyliczonym. Nie wykonywał zbędnych ruchów. Ciosy były wyważone, trafiały swojego celu z zamierzoną precyzją. Czy raczej: trafiałyby, gdyby przeciwnik nie wykonywał zmyślnych uników.
O tak, absolutnie idealny. Fenomenalny, pociągający…
Unik, unik. Sparowanie ciosu. Obrót, kopniak.
Na swoje — właściwie zależy z której strony spojrzeć — szczęście bądź też nieszczęście, Naruto nie miał czasu na dłuższe rozważania na ten temat podczas walki. Bo Sasuke był przeciwnikiem wymagającym poświęcenia mu całkowitej uwagi. Wystarczył zaledwie ułamek sekundy zamyślenia, zawahania, żeby oberwać którymś z jego tych precyzyjnych ataków, zaledwie moment, żeby zostać unieruchomionym i zdanym tylko i wyłącznie na jego łaskę.
Kolejny cios, zaraz następny. Unik. Odskok, przykuc. Atak.
Walczyli. Początkowo używając wyłącznie brutalnej siły własnych mięśni, aby po pewnym czasie sięgnąć po białą broń. Walczyli, czujnie obserwując swoje ruchy, bezbłędnie interpretując wzajemnie swoje intencje, odpierając ataki i zadając kolejne, totalnie zatracając się w tej bitwie. Czekając aż przeciwnik popełni jeden, chociażby minimalny błąd, który mógłby przechylić szalę zwycięstwa.
I och, jest, ułamek sekundy zwątpienia w ciemnych oczach, które w pewnej chwili spojrzały prosto w błękitne tęczówki. Ułamek, który pozwolił na wybicie katany z dłoni i przyłożenie kunaia do szyi.
— Ha! — tryumfalny okrzyk wyrwał się z gardła Uzumakiego. — Mam cię!
W czarnym spojrzeniu błysnęła złość, oburzenie. Zaraz chłodna dłoń, chwyciła jego nadgarstek, żeby odciągnąć od pobliża twarzy ostrze, a to chwilowe niezadowolenie zostało zastąpione delikatnym wygięciem warg.
— Masz — potwierdził. Wciąż trzymając jego rękę. Wciąż wpatrując się prosto w jego oczy. — Wyglądasz jak mokry kurczak.
Naruto zamrugał po usłyszeniu komentarza.
A. Padało. No przecież.
W ferworze walki jakoś ten fakt przestał się liczyć. Tak jak wszystko wokół. A teraz, kiedy było już po sparingu, do Naruto zaczynały docierać takie przyziemne fakty, jak to, że obaj ciężko oddychają, że tu i ówdzie został draśnięty i że pogoda nic a nic się nie poprawiła. Nadal z nieba spadały drobiny wody, chociaż zmieniło się o tyle, że teraz były to ciężkie, duże krople. Z oddali co jakiś czas dało się słyszeć ciche burzowe pomruki.
Na nadgarstku czuł dotyk drugiego mężczyzny, a ciemne oczy wpatrywały się w jego własne. I coś w tej sytuacji paraliżowało Naruto. Bo chciał się odezwać, chciał odszczeknąć, że może i wygląda jak mokry kurczak, ale Sasuke wcale nie prezentuje się lepiej z ciemnymi pasmami włosów przyklejonymi do policzków, z wilgotnymi wargami, po których bezczelnie spływały krople wody, ale jedyne co był w stanie robić to się gapić. Z rozdziawionymi ustami po prostu stać i gapić w ten, och, cholera, pioruńsko seksowny widok.
Boże. Pragnął go.
I pierwszy raz uświadomił sobie ten fakt bez lisiego mamrotania.
Pragnął, tak bardzo, tak desperacko, tak całym sobą. Pragnął tak, że zaraz faktycznie przybliży swoją twarz do jego, do tych ciemnych oczu, do mokrych warg. Wplącze palce w wilgotne kosmyki i…
— Herbaty?
Dłoń puściła jego nadgarstek, przez co ręka Naruto opadła bezwładnie wzdłuż jego boku. Zdał sobie sprawę z tego, że ma rozdziawione usta, dzięki czemu mógł je natychmiast przymknąć.
— Em?
— Pytam, czy napijesz się herbaty — parsknął Sasuke, jakby… jakby zupełnie nieświadomy tego, co się działo w głowie Uzumakiego! Co za cholerny, niedomyślny, ignorujący… — Przyda się coś na rozgrzanie przed snem.
I nie czekając na odpowiedź ruszył do domu. Po chwili, z braku laku, Naruto powlókł się za nim, niekoniecznie potrafiąc się odnaleźć w swoich własnych emocjach. A już zaczynał sądzić, że z wyłączonym lisim marudzeniem będzie łatwiej. Bo o ile w kwestii ogarnięcia samego siebie jeszcze jakoś mu — przynajmniej aktualnie — szło, tak w obszarze dotyczącym jego uczuć było najwyraźniej dużo… gorzej.

12 komentarzy:

  1. Początek aż ściska za serce. Jednak później Naruto udowadnia, że jednak jest sobą i jego wieczny optymizm wychodzi na światło dzienne! Chociaż dalej zastanawiam się co się tam u licha stało... I może jeszcze, jak Sasuke zdobył mangekyu... W końcu w oryginale chodzi o pozbycie się, chyba, najbliższej swemu serca osoby. A przynajmniej ja to tak zrozumiałam. Czy u Ciebie jest w takim razie inaczej? A może podczas swojej podróży Sasuke zabił swojego brata? A może to kwestja nastawienia? Nah, mogę myśleć, a i tak nie wymyślę... Gorąco czekam na kolejny rodział Fiksacji!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Humm... Pierwsze co muszę zaznaczyć to to, że ja i kanon to tak słabo się znamy xD. Znaczy, ja ogólnie uwielbiam historie w kanonie, ale to nie jest tak, że go w jakimś większym stopniu ogarniam xD. Bo liczne przerwy, bo przeskakiwanie między mangą, a anime i w ogóle dzikie rzeczy. Więęsss, nie jestem pewna, jak to wygląda z Sharinganem w kanonie. Próbowałam ogarnąć xD, ale moje próby często mijają się z celem, więc mogłam trochę nie trafić xD. Mam niby przemyślane jak to to zostało załatwione, ale jeszczetakniedokońca xD. I to faktycznie może pokrywać się z kanonem, ale też tak właściwie niekoniecznie, bo samego fika, jak już ktoś chce bardzo wcisnąć w ramy czasowe to ja bym strzelała, że kanon jest zachowany jakoś do początków shippuudena, czyli dużo sobie sama mogę wykminiać x). Noale, jeżeli chodzi o samą kwestię sharingana to czeka mnie trochę siedzenia i rozkminiania jak to dobrze rozegrać xD. No. No xD.
      Dziękuję za komentarz! <3

      Usuń
    2. To to są rzeczy bardzo złośliwe. Te takie wymyślanie, jak co i kiedy się stało. Sama często po prostu stwierdzam, że to taka tam tajemnicza zdolność postaci, że akurat potrafi załatwić to co chce. Oczywiście po jakichś tam problemach - w końcu nie może być za łatwo. Coś jak w kreskówkach pojawiające się z nikąd przedmioty w dłoniach bohaterów xD Dlatego życzę powodzenia w ogarnianiu tego wszystkiego do kupy :D
      (Bądź mną i zauważ dopiero po paru dniach, gdzie są powiadomienia na poczcie...)

      Usuń
    3. Noo, jak ma się wykminione mniej więcej co ma się dziać to chyba pół biedy, gorzej jak plany się znienacka zmieniają xD. Jak to właśnie miało miejsce w tym fiku. Jak to w sumie ma miejsce w większości moich fików xDDD. Ale, dla chcącego nic trudnego, COŚ się ogarnie z pewnością! xD Dziękować ;).

      Usuń
  2. Ołoło!! Kto jest tym wenotwórcą i tak Cię natchnął do pisania? Wyślę jej/mu kwiaty. Ewentualnie poleję wódki xD

    Ale do rzeczy. Opis wyglądu Sasuke i Naruto do niego.. omnomnom. Smakowity ^^
    Natomiast w zdaniu "Sasuke był absolutnie idealny, kiedy walczył." zamiast "walczył" przeczytałam "tańczył" :D Nie wiem, czy to nadal echo Blurring reality, ale w sumie jakby się zastanowić to "tańczył" też pasuje, nie? Walka i taniec mają coś wspólnego.

    Zgadzam się z powyższym komentarzem, że Naruto uwolniony spod wpływu demona staje się na powrót sobą. Wyzwoliła się w nim taka siła i determinacja. To lubię!

    Btw byłam na Falkonie w ten weekend :D I jaki piękny cosplay Kakashiego widziałam!! Gdyby nie fakt, że nie umiem zagadywać do ludzi, to normalnie bym podeszła i tuliła :D

    Alys

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. MYŚLĘ, ŻE TO ECHO PO NIKNĄCEJ. xD Zdecydowanie xD. Zwłaszcza, że właśnie ten fik też był pewnym motywatorem do pacania tej części, więc panią od Blurring reality można śmiało dołączyć do listy osób natychającej Irdy xD. A co do innych wenotwórców to chyba nie wypada mi ich tak rzucać publicznie w komciu xD. No przynajmniej niektórych. A do tej części akurat najbardziej zmotywowała mnie pioseneczka wrzucona przez kogoś w internety x"D. I lajki na forum xDDD. Czasami se myślę, że naprawdę nie wiele mi trzeba do szczęścia, o ile jestem akurat w odpowiednim nastroju do dania się zmotywować xD. Ojaaa, cosplaye są super! Sama miałam niezłą jazdę na babranie się w stroju Kushiny xD (hyhy, focie z patelnią, tak xD). Szkoda, że tulenie nie wyszło, ale kumam xD. Sama na Woodstoocku robiłam tajniackie focie ziomkowi przebranemu za Obito, ale podejść jakoś się nie umiało xD.
      Dziękuję za komentarz! <3 Mocno, mocno <3.

      Usuń
  3. Pragnie go a ten proponuje herbatę ;)
    Naruto zawsze będzie miał wsparcie w swoich prawdziwych przyjaciołach a największe wsparcie oczywiście w Sasuke.
    Myślę, że czarnooki nie jest taki ślepy i wie o uczuciach niebieskookiego.
    Wysiłek jest dobry na stres a wygranie walki ze swoim rywalem poprawą nastroju. Oby Naruto nie dał się przygnębić, nienawiścią a zawsze dostrzegał w morzu nienawiści ludzi, którzy będą go wspierali i kochali, pomimo przeciwności losu.
    Cudowny rozdział i czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział się podobał :). Też mi się wydaje, że Saskłe nie jest takim ślepakiem i trochę swojego wie xD. Aleno, zobaczymy co kolejny rozdział pokaże! xD
      Dziękuję za komentarz! :"D

      Usuń
  4. Ze tak nawiążę do twojej odpowiedzi na poprzedni mój komentarz:

    „Zdaję sobie sprawę z tego, że ff ma sporo niedociągnięć, co głównie wynika chyba z faktu, że jest (przez pewne czynniki) pisany na totalnym spontanie, co raczej przy dłuższych opowiadaniach nie jest za dobrym rozwiązaniem.”

    No cóż, ja pisze jednego ff od siedmiu lat, więc skoro dałam radę go ogarnąć, ty na pewno z tego wybrniesz, bo jesteś jednak na bieżąco:)

    Co do rozdziału:

    „A najważniejsze, że wsparcie miał w pewnym czarnowłosym bubku. Który był, po prostu był i starał się znaleźć każdą dostępną metodę, żeby mu pomóc.”

    Tak, Naruto, trzeba było tylko ruszyć tą blond łepetynką. Szkoda że nie wcześniej:)

    „Sasuke był absolutnie idealny, kiedy walczył.”
    Sasuke w każdym ff jest idealny. Taki typ:)

    „— Ha! — tryumfalny okrzyk wyrwał się z gardła Uzumakiego. — Mam cię!
    W czarnym spojrzeniu błysnęła złość, oburzenie. Zaraz chłodna dłoń, chwyciła jego nadgarstek, żeby odciągnąć od pobliża twarzy ostrze, a to chwilowe niezadowolenie zostało zastąpione delikatnym wygięciem warg.
    — Masz — potwierdził.”

    Mam cię! Jakkolwiek nie wyszło dalej, to zabrzmiało, no… :) Och, ja jestem zadeklarowaną fanką SasuNaru, i chyba tylko tego paringu yaoi, więc wiadomo co odczytuję w takim tekście:)

    „Boże. Pragnął go.
    I pierwszy raz uświadomił sobie ten fakt bez lisiego mamrotania.”
    Brawo, Naruto.

    „Pragnął, tak bardzo, tak desperacko, tak całym sobą. Pragnął tak, że zaraz faktycznie przybliży swoją twarz do jego, do tych ciemnych oczu, do mokrych warg. Wplącze palce w wilgotne kosmyki i…
    — Herbaty?”

    Zabiję cię. Zamorduję. No ile jeszcze będzie tego dręczenia:) Herbaty? Naprawdę?

    Eh, to było okrutne… Serio.

    Sanu

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapomniałam dopisać. Ad Woodstocku, tam wystarczy podejść i zrobić wspólne zdjęcie - każdy się zgodzi. Ja mam już chyba z całym Akatsuki, niestety ani Naruto, ani Sasuke nie spotkałam, choć jeżdżę co rok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, herbata ponoć dobra sprawa xD (sama jakoś nieszczególnie przepadam), więc się może chłopakom przyda ;). I uprasza się o niezabijanie, bo ja i tak ledwo dycham xD. Dziękuję za komentarz! A co do Wooda, och wiem, że ludzie nie mają problemu ze zgadzaniem się na focie, to ja mam problem z zagadywaniem xD. Też śmigam, od gówniaka, tylko ostatnie dwa lata coś mi nie wychodzą przez co cierpię przeokrutnie ;__;.

      Usuń
  6. Hej,
    wspaniały rozdział, oj Naruto taki podłamany, aż ściska serce... a potem już jest sobą z tym optymizmem, i ten sparing ciekawe co wie Sasuke...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń