wtorek, 18 października 2016

Emocjonalne rozterki - SasuNaru

Oks, lisa jeszcze nie ma, ale za to wyczarowałam miniaturkę: 
 
***
 
Tytuł: Emocjonalne rozterki
Długość: 10k
Gatunek: AU, obyczaj, lekki humor
Beta: mimo zawalenie robotą AKARI! ♥ ♥ ♥ Luf, moćno, moćno! ♥
Uwagi: Tekst napisany na event jesienny. I pod życzenie, o to życzenie:
1. AU, kraj dowolny.
2. Studenci.
3. Naruto ma brata bliźniaka i nawet wielki pan Uchiha, który o tym nie wie, z początku myli braci, co prowadzi do różnych sytuacji. Ale jakich, to zostawiam już pole do popisu dla autora. :’D
PS. Fik oczywiście SasuNaru/NaruSasu. ♥

Podziękowania dla Akari, która walecznie tekst macała ♥ ♥ ♥. I podziękowania dla Fani (autorki pomysłu), za rzucanie tak przyjemnych życzeń. ♥ Za przyjemnych nawet xD.
Ostrzeżenia: Dzikie lawiracje z punktem widzenia, że tak to określę.



*** *** ***

Sasuke miał… problem.
Nie, żeby to było jakoś szczególnie szokujące, bo wszyscy mają jakieś problemy w życiu. Jednak problem, który nurtował Uchihe był o tyle niepokojący, że chłopak zaczynał poważnie się zastanawiać nad własnym zdrowiem psychicznym. Bo to nie było normalne. Znaczy, jego zakochanie się czy tam zauroczenie, nie było normalne. Znaczy… No… no ciężko to było... wyjaśnić.
Zmarszczył brwi, upił łyka kawy i zastanowił nad swoją sytuacją. Właśnie siedział w swoim akademickim pokoju, do którego też niedawno się zakwaterował i… myślał. Intensywnie. A jedyne do czego doszedł jak do tej pory to to, że miał problem.
Może na dobry początek powinien porozmawiać z Itachim? Chociaż znając brata, ten go zapewne wyśmieje i na tym się skończą dobre rady starszego rodzeństwa. Z drugiej strony, Itachi może posiadał więcej informacji na temat ich przodków i przy okazji takiej rozmowy w końcu wyjawi mu straszną prawdę, że rodzina Uchiha ma coś nie tak z emocjami i nie powinien się w ogóle dziwić swojemu problemowi?
Potrząsnął głową, aby pozbyć się bzdurnych myśli. Może i faktycznie miał drobne kłopoty ze swoimi uczuciami (czy też ich brakiem czasami), ale nie to było ważne. Istotne natomiast było to, że ostatnimi czasy (mianowicie od końca zeszłego roku akademickiego) jego odczucia w stosunku do pewnych ludzi nieco wariowały. Och, dobra. W stosunku do jednego konkretnego człowieka. I to tak skrajnie wariowały.
Bo czasami Sasuke patrząc na tę osobę po prostu nie czuł nic, zupełnie nic a nic. A w innych chwilach, gdy tylko dostrzegał w tłumie tę konkretną czuprynę pragnął tylko dopaść jej właściciela, wciągnąć w jakiś zaciszny korytarz, przydusić go do ściany i całować do utraty tchu.
Więc tak. Zdecydowanie coś było nie tak, skoro wpadał tak ze skrajności w skrajność w swoich własnych emocjach. I to… był problem. Konkretny problem nawet, bo Uchiha po prostu zaczynał naprawdę sądzić, że mu odbija.
Ten problem miał blond włosy, błękitne tęczówki i blizny na policzkach. Problem zawsze nosił na twarzy szczery uśmiech, na plecach podniszczony plecak, na tyłku sprane, często utytłane farbą jeansy.
Problemem był Naruto Uzumaki.
A najważniejsze o czym Sasuke nie wiedział, to to, że jego problem miał brata bliźniaka. Bardzo wścibskiego brata bliźniaka.

***

Naruto też miał pewien problem.
Z tym swoim nieszczęsnym bratem miał problem. Bo chociaż kochał go prawdziwą, braterską miłością, to czasami wolałby, żeby Menma znajdował się w innej części kraju. Jak to też miało miejsce do niedawna. Och, no dobra. Wcale tak nie myślał. Ale bywały chwile, kiedy wręcz pragnął, żeby brat nie znał go AŻ TAK dobrze. Wrażenie, że nie zawsze sam siedzi w swojej głowie było czasami dosyć niekomfortowe, zwłaszcza, kiedy Naruto chciał mieć kilka minut tylko i wyłącznie dla siebie. Na przykład przy malowaniu. O tak. Tego jednego Menma nie mógł nigdy w nim zrozumieć. Albo inaczej: mógł i nawet rozumiał. Tyle, że nie za wiele sobie robił z tej bratowej potrzeby przebywania sam na sam z płótnem i często ją ignorował. Jednak nie to w tej chwili najbardziej irytowało Naruto w jego bracie.
— Hmmm, niezłe – skwitował głos, który rozległ się za jego plecami. Wzdrygnął się mimowolne, bo chociaż komentarz był dosyć spodziewany, to i tak nieco wybił go z rytmu.
— Nie masz nic lepszego do roboty niż gapienie się na to co robię? — burknął z rozdrażnieniem.
— Nie. – Doszedł go odgłos chrupania chipsów. – Zabawnie się na ciebie patrzy, kiedy wyłączasz się przy malowaniu. Zwłaszcza, że akurat przy nanoszeniu na płótno elementów twarzy mojego przyszłego szwagra to wyłączanie jest wyjątkowo widoczne.
— A odwal się.
— To kiedy z nim pogadasz?
— Hm… może nigdy?
— I będziesz tak wzdychał do śmierci do tych swoich obrazów?
— No. Czemu nie. Brzmi jak konkretny plan. — Wzruszył ramionami.
Odpowiedziało mu ponowne chrupanie chipsów.
Najbardziej Naruto w Menmie irytowało to (znaczy aktualnie), że ON WIE. Wie o jego zauroczeniu Sasuke Uchihą. I nalega, żeby cokolwiek z tym zrobić. Och jasne. I nawet miał rację, tylko, że Naruto musiał sobie trochę tę sprawę przemyśleć, bo zauroczenie odkrył dosyć niedawno – nie, żeby od tego czasu powstała mnogość szkiców twarzy Sasuke – a nie działać na łapu capu. O nie nie. Nie w tak ważnej sprawie. To… wymagało czasu.
A marudzący brat jakoś nie przyśpieszał tego procesu.

***

Menma za to nie miał żadnego problemu.
Siedział na łóżku, obserwował brata malującego portret, chrupał chipsy, od czasu do czasu zagadywał Naruto, a w międzyczasie rozmyślał intensywnie o tym, co zamierzał przedsięwziąć w najbliższej przyszłości.
Nie. Zdecydowanie nie miał problemu. Ale za to miał PLAN. A przynajmniej zalążek planu. Albo nawet nie tyle plan, co CEL. A jego celem było wyswatanie brata z tym gburowatym ziomeczkiem, którego Naruto namiętnie rysował po nocach. A oprócz CELU Menma posiadał również niezliczone pokłady czasu, coby swoje niecne zamysły wprowadzić w życie. Teraz tylko faktycznie brakowało mu jakiejś bardziej sprecyzowanej koncepcji działania.
I… och.
Okej. Chyba na coś wpadł.
Chipsy ponownie zachrupały między jego zębami.

***

Początek października w tym roku był zdecydowanie cieplejszy niż zazwyczaj. Jesienne słońce przebijało się przez korony drzew przyozdobionych kolorowymi liśćmi, które jakoś nie kwapiły się do szybkiego opadnięcia. Tak więc, zimowy semestr przywitał studentów pogodą wręcz zacną i sprzyjającą wielu rzeczom. Chociażby plenerowym zajęciom z malarstwa.
O tak, kilkugodzinne stanie przed sztalugą i oddawanie się ciapaniu farbą po płótnie miało swój urok. Zwłaszcza, kiedy człowiek totalnie wyłączał się na otaczających go ludzi i zostawał sam na sam z farbami, swoim malunkiem i krajobrazem, jaki starał się uwiecznić. Taaak, to zdecydowanie jeden z lepszych momentów, jakich można było doświadczyć studiując malarstwo. I Naruto zazwyczaj ochoczo z takich urokliwych chwil korzystał.
Ale nie dziś. Dziś… coś było nie tak. Coś szykowało się, czy też raczej KTOŚ coś szykował i to nie dawało Uzumakiemu spokoju na tyle, że nie potrafił się skupić na zadaniu, jakie miał wykonać. Mianowicie: uwiecznić na płótnie jesienny krajobraz kampusu, na którym znajdował się jego wydział.
Cała grupa malarstwa dziennego, uczestnicząca właśnie w pierwszych ćwiczeniach w tym semestrze, od dłuższego czasu wykonywała zadanie, po tym jak wraz z niezbędnym sprzętem wytoczyli się z pracowni i potruchtali do parku znajdującego się za wydziałowym budynkiem. O tak wczesnej godzinie (w końcu hej, było PRZED południem!) park był pusty, wypełniony jedynie jesiennymi barwami.
Naruto westchnął, przez chwilę patrząc na roztaczający się przed jego oczami widok, aby zaraz zerknąć na swoje płótno.
Puste płótno.
No. Dzisiaj zdecydowanie nie był dla niego dobry dzień do malowania. Do robienia czegokolwiek właściwie. Bo coś było ewidentnie nie tak.
Zmarszczył brwi, pogrążając się w nieco mrocznych przeczuciach. Był pewien, wręcz na sto procent, że jego kochany braciszek knuje niecne rzeczy. Nie, żeby Menma się z czymś zdradził, ale Naruto po prostu ZAWSZE wiedział, kiedy bliźniak ma jakieś szalone plany. Zazwyczaj by się tym nawet nie przejął, bo zapewne zostałby niedługo w owe plany wtajemniczony, ale teraz… teraz podejrzewał, że niecne plany dotyczą jego skromnej osoby.
— Nieźle ci idzie — dotarło do niego złośliwe stwierdzenie. — Widzę, że idziesz w abstrakcję. Biała jesień, na białym tle?
Naruto wzniósł oczy ku niebu. Nawet nie musiał się obracać, żeby wiedzieć, kto mu dogryza.
— A zamknij się, Sai. Nie mam nastroju na twoje...
Zamilkł gwałtownie.
Bo… bo… gdzieś… tu… kręcił się Menma! Kręcił się I PLANOWAŁ NIECNE RZECZY! Bliźniacza intuicja nie mogła się w tej kwestii mylić! Dlatego też Naruto, troszeczkę panikując, rozejrzał się wokół siebie, żeby jak najszybciej znaleźć brata i powstrzymać go przed… powstrzymać przed… no przed tym co chciał zrobić, no!
Mimo przeczuć za cholerę nie mógł dostrzec bliźniaka nigdzie w pobliżu. Po kilku sekundach maniakalnego rozglądania się wokół siebie (i przy okazji wzbudzania ogólnej wesołości w swojej grupie) zaczynał powoli dochodzić do wniosku, że może jego intuicja świruje i radar wyczuwający niecne bratowe postępki zaczął szwankować. Jednak kiedy już zamierzał odetchnąć z nieskrywaną ulgą i wyzwać Saia od niedorobionych artystów z wyraźnym kompleksem niższości, albo przynajmniej rzucić tekst “schowaj pępek” (nigdy nie rozumiał, dlaczego ten facet ZAWSZE ubiera się tak, że widać tę konkretną część jego ciała) dostrzegł czarną czuprynę. I jej właściciela. Właściciela, do którego Naruto wzdychał od niedawna i do którego nie miał pojęcia jak podejść.
Fascynujące, że na to jak zazwyczaj otwarcie i chętnie zagadywał do nowych ludzi, tak teraz nie umiał powiedzieć zwykłego “cześć”. Bo jakoś tak w pobliżu Sasuke trochę zapominał jak się mówi. I myśli. I w sumie oddycha. Przerypane, krótko mówiąc, ale Naruto miał nadzieję, że niedługo oswoi się ze swoim nowo odkrytym uczuciem na tyle, że faktycznie będzie w stanie coś z nim począć. I zagadać. I… no… stworzyć długotrwały związek wypełniony licznymi macankami.
Zachwyt nad widokiem, jaki było mu dane aktualnie obserwować, nie trwał długo. Bo zaraz obok Sasuke wykwitła blond postać, którą Naruto ni jak nie mógł pomylić z nikim innym i której mroczne intencje wyczuwał od dłuższego czasu. Koło Uchihy pojawił się Menma. Menma, który najwyraźniej tylko czatował, żeby dopaść Sasuke i zrobić coś… no coś głupiego. Naruto naprawdę nie sądził, żeby cokolwiek, co się pojawiło w głowie jego brata było stosunkowo mądre. No w każdym razie nie, jeżeli to dotyczyło Naruto i Sasuke.
Należało jak najszybciej przerwać menmowe machlojki. I w tym celu Naruto nawet ruszył już w stronę dwójki, która właśnie zaczynała rozmowę. O nie, nie. Nie dopuści do tego, żeby brat wprowadził w życie swoje niecne zamiary! Czymkolwiek te zamiary by nie były. Tak więc: Naruto ruszył, żeby przerwać to co się działo, kiedy ciężka dłoń opadła na jego ramię, skutecznie zatrzymując go w miejscu.
— A pan, panie Uzumaki, to wybiera się gdzie?
Naruto spojrzał zaskoczony w oczy profesora Orochimaru — prowadzącego zajęcia z malarstwa. Och. No tak. Był w trakcie ćwiczeń przecież.
— Do toalety? — zaryzykował odpowiedź, z góry zakładając, że i tak nie uda mu się wyrwać nawet na pięć minut.
— Tak się składa, że wejście do budynku jest w drugą stronę — odpowiedział profesor, mocniej zaciskając dłoń na jego ramieniu. — Do sztalugi. Sio.
Uzumakiemu nie pozostało nic innego, jak tylko zacisnąć zęby w złości i faktycznie wrócić do płótna. Rzucił ostatnie, pełne bezsilności zerknięcie w kierunku rozmawiającej pary i, pełen złych przeczuć, wrócił do malowania.

***

— TYY! — wrzask Naruto, który wpadł do akademickiego pokoju skutecznie zagłuszył muzykę sączącą się z głośników podłączonych do laptopa.
Menma oderwał wzrok od ekranu i przeniósł zaciekawione spojrzenie na brata. Och, nie żeby nie przewidywał tego jakim sposobem bliźniak go przywita. Nie po tym jak zauważył morderczy wzrok towarzyszący mu podczas rozmowy z Sasuke. W każdym razie: spojrzał na brata i przez chwilę przyglądał mu się w milczeniu. Naruto aktualnie zabawnie dyszał. I się czerwienił.
— No cześć — odpowiedział w końcu.
— Cześć? Cześć?! CZEŚĆ?! — wydarł się, stojący wciąż w progu Uzumaki.
— Tak. Cześć.
Przez chwilę Naruto po prostu się na niego gapił, co rusz otwierając i zamykając usta, jakby nie do końca był pewien, że słyszy to co słyszy. Najwyraźniej spodziewał się czegoś innego niż zwykłego powitania. Może jakiś wyjaśnień. Albo przeprosin.
— Zamorduję cię — wydyszał, ale postawa, jaką aktualnie przyjął wyglądała na bardziej zrezygnowaną, niż sugerującą szybkie zabranie się za potencjalne zabijanie. — Po prostu wezmę i cię zamorduję!
— Niby za co?
— “ZA CO”? Ty się pytasz mnie “ZA CO”? — O ile to było możliwe, Naruto poczerwieniał jeszcze bardziej, a zrezygnowanie ponownie zmieniło się w złość. — Może za jakieś dzikie szmugle, które przeprowadzasz za moimi plecami?!
— Już tam szmugle — żachnął się Menma, zaplatając ręce na ramionach i spoglądając na brata z wyrzutem. — Wdzięczny powinieneś mi być, a nie, oskarżenia jakieś szerzysz. Trochę wiary w brata.
— Wdzięczny?!
— A no. Z poświęceniem wykonałem za ciebie pierwszy krok. To jest sytuacja, w której mógłbyś wykrzesać z siebie chociażby odrobinę wdzięczności, nie sądzisz? Swoją drogą, zabawny ten twój wybranek — Menma parsknął pod nosem. — Wiesz, że się nie kapnął, że nie gada z tobą?
— Co.
— No. Cały czas myślał, że rozmawia z Naruto, a nie jego bratem — wyjaśnił z uśmiechem.
— Mogłeś go, na przykład, wyprowadzić z błędu. Coś ty mu nagadał, co?
— Nic mu nie nagadałem. Zaprosiłem go tylko. — Wzruszył ramionami. — Już się tak nie unoś, dwa zdania ze sobą wymieniliśmy, a przeżywasz, jakbyśmy nie wiadomo jakie randki odwalali.
— Zaprosiłeś? GDZIE?
— No jak to gdzie. No na nasze urodziny, co nie? Ach, bo nie wiem, czy wiesz, ale robimy imprezę. Grubą imprezę. — Menma uśmiechnął się radośnie, mimo tego, że bardzo dobrze wiedział, że Naruto miał szczerą ochotę przyłożyć mu teraz w zęby.

***

Tymczasem Sasuke miał mętlik w głowie. I to chyba jeszcze większy niż ten towarzyszący mu kilka godzin temu, kiedy rozmyślał o Uzumakim. Teraz, po rozmowie z chłopakiem chyba jeszcze bardziej nie wiedział co powinien myśleć.
Znaczy, nie, żeby stało się coś wyjątkowego. Naruto po prostu zaprosił go na urodzinową imprezę, więc nic zobowiązującego. Jednak… jednak… no cóż. Naprawdę sądził, że skoro czasami sam widok tego konkretnego mężczyzny budzi w nim szczególne uczucia, to rozmowa z nim będzie… bardziej obfita w jakiekolwiek emocje. A szczerze mówiąc, podczas tych dwóch-trzech minut, kiedy gapił się prosto w błękitne tęczówki, nie poczuł nic szczególnego. Tylko i wyłącznie suchą obojętność, przeplecioną chwilowym zaskoczeniem na wieść o zaproszeniu. Plus, jakoś te niebieskie oczyska, jak dla niego, straciły na niebieskości.
Teraz, kiedy siedział w akademickiej kuchni, mieszając zawzięcie dopiero co przygotowaną kawę, niekoniecznie potrafił sam sobie odpowiedzieć, dlaczego w ogóle się zgodził. Chyba powinien powiadomić Uzumakiego, że się nie zjawi. No. Zdecydowanie powinien tak uczynić. Bez sensu jest iść na tę imprezę, skoro on właściwie imprez tego typu nie lubi, a najwyraźniej to co brał za zauroczenie nim nie było. Albo było i już po prostu minęło, więc nawet nie miał po co się tam zjawiać.
Okej. Wykręci się z tych urodzin. Gdy tylko spotka Naruto, bo oczywiście nie posiadał jego numeru telefonu, żeby napisać smsa. O. Albo się do niego przejdzie, bo z tego co wiedział, Uzumaki mieszkał w sąsiednim akademiku. Załatwi to. I w końcu osiągnie upragniony święty spokój i ostatecznie przestaną go męczyć te dziwne wahania emocji.

***

Naruto był zły. Bardzo, bardzo zły, głównie o to, że Menma wpierniczał się w nie swoje sprawy. Och jasne, niby chciał dobrze, ale serio… że też wcinał się w jego, pożal się boże, zauroczenie! Znaczy, okej. Był zły. Ale z drugiej strony, nawet trochę wdzięczny, bo jak nie patrzeć, sam zapewne nie wpadłby na to, żeby zaprosić Sasuke na urodziny, a to mogło wiele ułatwić. Nawet jeżeli głównym powodem tego niewpadnięcia było to, że po prostu sam nie wiedział, że jakakolwiek impreza urodzinowa się szykuje. O to miał się ponoć w ogóle nie martwić, bo Menma, jako dobry braciszek, skoro sam zaczął kombinacje na dzikich płaszczyznach, to zdeklarował się, że balangę również sam ogarnie.
Naruto był też nieco zły na samego Uchihe. Na fakt, że ten bubek nie poznał, że nie gada z właściwą osobą. Złościłby się bardziej, ale zdawał sobie sprawę z tego, że ciężko było odróżnić go od brata. Co nie przeszkadzało mu w irracjonalnym odczuwaniu lekkiego poirytowania.
Właśnie szastał garami w akademickiej kuchni, starając się nie myśleć o tym, co go czeka w najbliższej przyszłości i skupiał się na fakcie, że jest głodny. I że wypadałoby coś zeżreć. A żeby coś zeżreć, musiał niestety pokusić się o gotowanie. To była czynność jaka niekoniecznie mu kiedykolwiek wychodziła. W każdym razie, radośnie zaczął przypalać na patelni coś, co według opakowania miało być łatwym do odgrzania daniem z ryżem, kiedy usłyszał za plecami:
— Hej.
I o mało nie dostał zawału.

***
Sasuke postanowił załatwić sprawę jak najszybciej. W tym też celu udał się do akademika w którym ponoć mieszkał Uzumaki i po uzyskaniu odpowiednich informacji od portiera ruszył do pokoju 207, w którym to młody mężczyzna urzędował. Do samego pokoju Uchiha nie dotarł, gdyż ujrzał poszukiwanego przez siebie chłopaka w akademickiej kuchni.
I znowu COŚ poczuł. I wcale nie chodziło o zapach dziwnej brei, którą Naruto najwyraźniej usiłował zjarać na patelni. To COŚ objawiało się lekkim, aczkolwiek śmiesznie przyjemnym ciążeniem w brzuchu. To COŚ objawiało się również tym, że Sasuke sam z siebie miał ochotę szczerzyć się jak kretyn (na szczęście jeszcze panował nad swoimi odruchami). To COŚ sprawiało, że naprawdę, ale to naprawdę pragnął zbliżyć się do Uzumakiego, złapać go za ramiona i… i… i…
— Hej — przywitał się, zanim jego wyobraźnia bardziej się rozbujała. Przez chwilę obserwował czyste przerażenie, które wykwitło na twarzy Naruto, gdy ten się obrócił w jego stronę i, cholera jasna, TO COŚ WRÓCIŁO BARDZO. Wrażenie, że błękitne tęczówki są najbłękitniejszymi na świecie, a wyraz szczerego zdumienia najbardziej cudownym widokiem jaki było mu dane zobaczyć w życiu. I, że właściwie… właściwie… zmarszczył brwi, odrywając spojrzenie od tej szczerej twarzy, żeby zerknąć na kuchenkę. — Coś ci się dymi.
— Tak ma być — zapewnił go błyskawicznie Uzumaki, nawet nie spoglądając na swoje… to to, co mu się tam smażyło. Przerażenie z jego twarzy zniknęło, zastąpione pozorną obojętnością.
— Nie sądzę. Chyba, że próbujesz zaczadzić cały kampus.
— Nawet jeśli, to tylko i wyłącznie moja sprawa.
— Niekoniecznie, skoro mieszkam w sąsiednim budynku.
— Cóż… — zaczął Naruto, jednak donośny syk, który rozległ się z okolic patelni skutecznie przerwał jego wypowiedź. — Cóż…
— Na twoim miejscu bym to wyłączył.
— Dopiero co wrzuciłem! Jest surowe!
— Och? Więc SERIO zamierzasz to zjeść?
— No tak — odpowiedział z czystym zdziwieniem. — A niby czemu nie?
— Nie bądź młotem, przecież to nie ma prawa być jadalnym — stwierdził, patrząc na niego jak da debila. Cóż, w końcu fakt, że ewidentnie na niego leciał, nie przeszkadzał w tym, żeby uważać go za kretyna. Przynajmniej w pewnych kwestiach. No. Na pewno jeżeli chodzi o gotowanie. W sumie nawet nie tyle “nie przeszkadzał” co wręcz nakazywał. W końcu, wyzwanie kogoś od kretynów było pewną formą troski. Plus, Naruto nie pozostał w kwestii wyzwisk dłużny zbyt długo.
— Sam jesteś młot. W dodatku wtrynżylający się w nie swoje posiłki młot!
— Proszę cię, nie nadużywaj słowa “posiłek” w stosunku do tej ciapy, która aktualnie skutecznie przywiera ci do patelni. Ale spoko, jeżeli tak bardzo pragniesz dorobić się zatrucia pokarmowego, to kimże ja jestem, żeby ci w tym przeszkadzać?
— Odwal się już, panie krytyku kulinarny. Coś konkretnego chciałeś, czy hobbystycznie po prostu zaglądasz ludziom w gary?
— Chciałem. — Sasuke uśmiechnął się. Nieco złowrogo, złośliwie. Postanowił zmienić plan swojej wizyty. Bo przecież, ZNOWU czuł zainteresowanie tym barwnym osobnikiem, który aktualnie próbował zachować twarz w obliczu swojej kulinarnej porażki. Duże zainteresowanie. Takie, którego za nic nie mógł zignorować. — Poinformować cię, że chętnie skorzystam z wczorajszego zaproszenia. To tyle — powiedział i odwrócił się, żeby odejść. Zaraz zatrzymał się, i spoglądając na Uzumakiego przez ramię, powiedział:
— O, i Naruto?
— Czego?
— Myślę, że ogień powinien znajdować się jednak pod patelnią. A nie NA — dorzucił. I odszedł. Tylko fakt, że takie zachowanie mu nie przystoi, powstrzymał go przed pogwizdywaniem pod nosem.

***

Naruto wypuścił wolno powietrze z płuc, dopiero po chwili rejestrując fakt, że w ogóle je wstrzymywał. Och. Okej. Rozmowa z Sasuke była… dzika. Inaczej nie umiał jej określić. Ale hej, tyle dobrego, że był w stanie się w ogóle odezwać! Ba, nawet się odgryźć, kiedy ten ciachowaty bubek zaczął wyzywać go od młotów!
Tak. Zdecydowanie nie poszło tak źle, jak mogło pójść.
Pociągnął nosem, rozpamiętując słowa, które niedawno padły w kuchni. No. Zdecydowanie nie było trage…
— Och, kurwa! — stęknął, obracając się gwałtownie w kierunku kuchenki. Jego danie popisowo jarało się, dosłownie. Pomarańczowe płomienie jak gdyby nigdy nic falowały nad niedoszłą potrawą, zwęglając zawartość patelni.
Czym prędzej przydusił ogień pokrywką.

***

Wychodząc z akademika Sasuke wciąż miał dobry humor. Na tyle, że nawet kiedy ktoś przy wejściu na niego wpadł, nie wyzwał go od łamag. Chociaż to może dlatego, że po prostu nie zdążył.
— Sorry! — powiedział zmachany głos, żeby zaraz dorzucić: — O, siema.
I osobnik, jak znienacka się pojawił, tak też szybko zniknął we wnętrzu budynku, nie dając Sasuke szansy na odpowiedzenie. I w sumie nie był pewien, czy dałby radę cokolwiek wydukać. Bo… on… czy on się właśnie zderzył z Naruto?
— Niemożliwe — mruknął do siebie po sekundzie czy dwóch stania, w których to starał sobie przyswoić sytuację, jaka miała przed chwilą miejsce. Bo osoba, która go tak bezczelnie potrąciła do złudzenia przypominała Uzumakiego. Nawet głos miała ten sam! — Nie — parsknął do siebie, ruszając w stronę swojego lokum. — Niemożliwe — powtórzył. Po prostu mu się przywidziało.
Albo to ślepe zauroczenie sprawiało, że w każdym próbował dostrzec twarz blondyna? Parsknął na tę bzdurną myśl. No. Zdecydowanie mu się przewidziało.

***

Menma przeskakiwał po dwa stopnie, zmierzając schodami na piętro, na którym wspólnie z bratem zajmował pokój. W pewnej chwili przystanął, tchnięty pytaniem „co tu właściwie robił Sasuke?”.
Zaraz wzruszył ramionami i poczłapał się dalej. Miał ważniejsze rzeczy do roboty niż rozmyślanie o tej sytuacji. Jak wychodził do sklepu, Naruto zabierał się za kucharowanie. A to nie miało prawa dobrze się skończyć.


***

Jak to bywa w studenckim życiu: czas płynie szybko i nieubłaganie. Tak więc Naruto ani się obejrzał, a nadszedł dzień zapowiedzianej przez brata imprezy. Teraz wpatrywał się w znajdujący tuż przed nim widok i dostawał lekkich palpitacji. Bo… to… była… w sumie nawet nie wiedział jak określić to, co się aktualnie działo na akademickim skwerku, znajdującym się tuż przed kampusowym barem. Barem, do którego zmierzał razem z bratem, jak to określił Menma: na skromną uroczystość ich urodzin.
Uroczystość nie była skromna. Tłum ludzi, który grillował, tańcował, wydurniał się i ogólnie świrował, wyglądał bardziej jak chromolone juwenalia, a nie impreza z okazji urodzin! Matko kochana, przecież Naruto nawet nie kojarzył połowy osób, które najwyraźniej dobrze już się bawiły! A jego brat z pewnością na tym tle wypadał jeszcze gorzej, bo na dobrą sprawę zdążył poznać do tej pory jedynie kilku jego znajomych.
W końcu dopiero niedawno zaczął pomieszkiwać z nim w akademiku. I, swoją drogą, Naruto znowu tchnęła dzika myśl, że wolał, jak jego brat znajdował się w innym mieście. Bo do niedawna Menma studiował po drugiej stronie kraju. W tym jednak semestrze, pozostało mu tylko napisanie pracy inżynierskiej i spotkania z promotorem raz na dwa tygodnie, więc nie było sensu, żeby siedział w swoim akademiku. Z tego względu na najbliższe kilka miesięcy sprowadził się do Naruto.
W efekcie mało kogo tu znał i no… niemożliwym było, żeby zorganizował TAKI tłum na ich imprezę!
— Menma — zaczął poważnym głosem, przystając w miejscu i próbując objąć wzrokiem to wszystko. — Możesz mi wyjaśnić co tu się dzieje?
— Impreza łączona. — Brat wzruszył ramionami, szczerząc się do niego radośnie.
— E?
— Dogadałem się z właścicielem baru.
— Ale, że jak?
— Że dostaniemy lokal, piwo i dostęp do sprzętu za zorganizowanie z urodzinami pierwszej imprezy akademickiej. No wiesz, taka inauguracja roku. — wyjaśnił. Wyglądał przy tym na niezwykle z siebie zadowolonego. — Nieźle, nie?
— Nieźle? — powtórzył słabym głosem. Nie. Zupełnie się tego nie spodziewał.
— Ale spoko, mamy przygotowany osobny boks. Specjalnie dla solenizantów — Menma uśmiechnął się i pociągnął go w stronę baru. — Chodź już, nie wypada się spóźniać na własne urodziny!

***

Menma bawił się przednio. Nawet mimo faktu, że prawie nikogo na imprezie nie znał. Jednak alkohol lał się strumieniami, znajomi jego brata byli nad wyraz życzliwi i niemalże każdy był zachwycony faktem, że Naruto posiada bliźniaka. Tak więc w gronie, które zajęło boks przeznaczony dla solenizantów, został przyjęty bardziej niż ciepło i sporą ilością trunków wysokoprocentowych.
Tak. Zdecydowanie dobrze się bawił. Przyjemnie szumiało mu w głowie i w ogóle czuł się wyjątkowo rozluźniony. Aż z tego wszystkiego zapomniał, że właściwie cała ta impreza została zorganizowana po to, żeby jego brat miał jakąś lepszą okazję do pogadania z Sasuke.
No. Psia mać.
Oderwał się od rozmowy z Shikamaru i zerknął na siedzącego obok niego Naruto. Dziwnie cichego Naruto. Niby nie wyglądał jakoś szczególnie inaczej niż zwykle. Niby nawet miał na twarzy przylepiony zadowolony uśmiech. Niby można było powiedzieć, że również sprawia mu przyjemność siedzenie wśród znajomych i oddawanie się libacji. Ale…
— Wyglądasz na trzeźwego — stwierdził, po kilku sekundach przyglądania się.
— Bo jestem trzeźwy.
Menma zamarł. Takiej odpowiedzi się nie spodziewał.
— Ale… jak to? — wydukał, patrząc na brata z jawną zgrozą.
W reakcji na pytanie otrzymał tylko wzruszenie ramion.

***

To nie tak, że Naruto czuł się źle, czy coś mu się nie podobało. Serio! Impreza toczyła się swoim rytmem i wszyscy się dobrze bawili. On też! Tylko… no… tylko... Mimo wszystko już się nakręcił na to, że dzisiejszego dnia porozmawia z Sasuke jakoś tak bardziej. I coś się ruszy w tej ich magicznej znajomości. Chociażby tyle, że no może uda mu się wybadać, czy w ogóle ma jakiekolwiek szanse, bo jak do tej pory nikt go nie uświadomił, czy Uchiha w ogóle wykazuje jakiekolwiek zainteresowanie innymi facetami. Najlepiej jednym facetem. Najlepiej nim. W końcu trochę przypał byłoby się zabujać w gościu, który nie wykazuje tendencji do bycia co najmniej bi.
No. Zdecydowanie byłby przypał, pomyślał, marszcząc brwi i sięgając po rozpoczęte niedawno piwo. Nawet nie wiedział które z kolei, co nie przeszkadzało mu w czuciu się wyjątkowo trzeźwym jak na dawkę spożytego alkoholu. Nie, żeby miał jakąś super mocną głowę do picia, jednak po ilości jaką przyswoił dzisiaj, już dawno powinien mieć co najmniej lekkiego szmera.
Czuł, że nie będzie mu dane doświadczyć tego uczucia.
W każdym razie, było serio okej, ale niedostatecznie dobrze, bo mimo zapowiedzi, Sasuke na imprezie jakoś się nie zjawił. Chociaż może próbował być, ale zgubił się w tym szalonym tłumie, który grillował przed barem?
— JA — oznajmił Menma, drąc się mu prosto do ucha. Był wyraźnie wcięty. — PRZYPROWADZĘ GO.
Naruto spojrzał na niego bez zrozumienia.
— SASUKE — wyjaśnił brat.
— Daj spokój — mruknął, markotniejąc nieco. Nie było dziwnym dla niego, że Menma dosyć szybko wywnioskował, dlaczego Naruto jest troszeczkę nie w sosie. — Nie ma sensu przecież, skoro… — kontynuował, tylko po to, żeby po chwili zamilknąć. Bo kochany braciszek już go nie słuchał.
Można było to wywnioskować po tym, że wstał z miejsca i zaczął przeciskać się przez tłum do wyjścia.

***

Sasuke dosyć nieufnie przypatrywał się tłumowi, który imprezował przed barem. Do przewidzenia było to, że w pierwszą sobotę roku akademickiego kampusowy skwerek będzie oblegany. Jednak nie spodziewał się aż TAKIEGO spędu.
Miał tylko nadzieję, że w samym barze będzie luźniej, przynajmniej na tyle, że zdoła odnaleźć Uzumakiego. Zwłaszcza, że, cholera, był grubo spóźniony. Tak więc, dzierżąc flaszkę w dłoni — przecież nie wypada się na czyiś urodzinach pojawić z pustymi rękoma — dosyć szybkim tempem zmierzał w kierunku baru, psiocząc na ilość wiercących się wokół studentów i na to, że zasiedział się nad tym cholernym projektem, który był przecież dopiero na WTOREK. Czasami sam nie ogarniał, dlaczego jest aż taki nadpobudliwy z wykonywaniem obowiązków. Nie, żeby to była jakaś szczególnie zła cecha…
— TU JESTEŚ! — wydarł się ktoś, łapiąc go pod ramię i ciągnąc w stronę wejścia. — No nareszcie no!
— Naruto? — Sasuke spojrzał na niego i… cóż… stwierdził, że chłopak jest wcięty. Nie wiedział, czy zwrócił na to uwagę przez lekkie seplenienie na początku jego wypowiedzi, czy przez to, że jego chód wydawał się być… nienaturalnym. Ale zdecydowanie: Uzumaki nie był trzeźwy. — Czy ty jesteś już pijany?
— Naruto? — zapytał tymczasem blondyn, nie zwracając uwagi na jego dalszą wypowiedź. — Ja nie. Co. — Zatrzymał się gwałtownie, wbił oczy prosto w jego własne i bezczelnie parsknął śmiechem. — Och. Rozumiem. — Zaśmiał się ponownie.
Za to Sasuke nie rozumiał.
Jeszcze bardziej utwierdził się w przekonaniu, że Uzumaki zdecydowanie przeholował z alkoholem, jak na tak wczesną godzinę. Chociaż co się dziwić, w końcu na urodzinach zapewne każdy pragnął siupnąć symbolicznego kielona z solenizantem, więc… chłopak teraz wyglądał jak wyglądał. Co nieco psuło plany Uchihy względem rozmów wszelakich i prób rozwiania wątpliwości emocjonalnych. A co do tych wątpliwości… Ku swojej frustracji Sasuke ZNOWU nie czuł nic. Zupełnie, zupełnie nic, a przecież te błękitne ślepia wpatrywały się w niego z tak bliska!
— Nieważne — stwierdził Naruto, a w jego oczach błysnęła… myśl. Jakaś. Wyglądał jak osoba, która doznała nagłego objawienia pomysłowego. — Czekaj w sumie. Pogadacie na zewnątrz. No. Czekaj! — nakazał jeszcze raz i ku zdumieniu Sasuke, sam popędził do klubu. Zaraz zawrócił, zabrał mu flaszkę, rzekł coś w stylu “To dla nas? Jej, dzięki!” i znowu pognał do wejścia.
Och. Okej?

***

Naruto w sumie spodziewał się, że Menma Sasuke nie przyprowadzi. Jakoś do tej kwestii był nastawiony wyjątkowo pesymistycznie. Mimo tego, kiedy brat wrócił — sam — to poczuł lekkie ukłucie zawodu. Bo mimo negatywnego nastawienia, gdzieś tam w nim tliła się lekka nadzieja, że może sytuacja będzie przedstawiać się inaczej i Uchiha niedługo się pojawi. Chciał nawet wyrazić ten swój zawód słowami, jednak jego brat nie wykazał jakichkolwiek chęci słuchania go, bo zaraz po przybyciu do boksu, zanurkował pod stół, gdzie zgromadzone były zapasy alkoholu otrzymane od baru. Naruto przyglądał mu się z lekkim zaciekawieniem, podczas gdy ten wynurzył się spod blatu, dzierżąc w dłoni reklamówkę wypełnioną piwami. Wcisnął to w jego ręce i nie mówiąc ani słowa wyciągnął go z boksu, mamrocząc dziwne rzeczy o „rozmowach na szycie” i „ogólnym nieogarnięciu”.
— Menma — zaczął ze śmiechem, podczas gdy brat popychał go do wyjścia. — Ty jesteś już wcięty, nie?
— Sza — uciszył go brat, nie przerywając przeciskania się przez tłum. — A pierworodnego nazwiecie moim imieniem.
— Co?
— „Menma”. Nazwiecie go „MENMA” — wyjaśnił. I wypchnął go z klubu.
Prosto na kogoś, kto stał przed drzwiami.
Kogoś, kto odruchowo złapał go za ramiona, żeby przypadkiem nie grzmotnął nosem w chodnik. Kogoś, kto warknął wyraźne złe:
— Co do… o. Wróciłeś.
Naruto zamrugał. I wbił spojrzenie prosto w czarne oczyska Sasuke.
O. Ooo…

***

— Wróciłem? Gdzie wróciłem?
Brew Sasuke uniosła się ku górze, kiedy usłyszał to pytanie. No pięknie.
— Jesteś pijany — stwierdził i odkrył, że ma mocną ochotę pocałować przytrzymywanego chłopaka. Chyba nie powinno się mieć ochoty całować pijanych ludzi. W końcu można to podciągnąć pod jakieś molestowanie, czy coś. Aleee… no najwyraźniej ZNOWU jego uczucia względem Uzumakiego ożyły.
— Nie jestem, tumanie — parsknął tymczasem Naruto. — I możesz już mnie puścić. Zdołam utrzymać się w pionie o własnych siłach.
— O? Naprawdę? — odpowiedział lekko niedowierzającym tonem, ale polecenia (niechętnie) posłuchał. I wtedy do niego dotarło, że Uzumaki w tej chwili serio jest… no trzeźwy.
— Naprawdę — żachnął się. — Za to TY się spóźniłeś.
— No popatrz, nie zauważyłem.
— Byś chociaż okazał ociupinkę skruchy.
— A ty byś wyjaśnił, dlaczego w jednej chwili jesteś wyraźnie wcięty, a w drugiej nie. Wiesz, to przydatna umiejętność, takie skakanie między fazami upojenia, jednak nie zauważyłem, żeby była dosyć powszechna. I lepiej, żeby to były dobre wyjaśnienia, bo inaczej oberwie ci się za tego tumana.
— Ja wcale nie… — przerwał gwałtownie, a na jego twarzy wykwitł wyraz zrozumienia. Po którym parsknął śmiechem. — Ach. To. Nie, słuchaj, bo muszę ci…
— Hej! To solenizant! — wydarł się ktoś z kręgu osób, stojących nieopodal nich. — Sto lat! — zakrzyknął. W ślady za nim poszło wiele innych osób. I tak oto pokaźna grupa ludzi zaczęła śpiewać urodzinową piosenkę.
Naruto uśmiechnął się na to lekko, pomachał śpiewającemu tłumowi i zaraz wrócił spojrzeniem do twarzy Sasuke.
— Cóż — rzekł na tyle głośno, że mimo drących się ludzi Uchiha go usłyszał. — Może pójdziemy gdzieś indziej? Pogadać? Mam piwo — oznajmił, podnosząc na wysokość twarzy rękę dzierżącą reklamówkę z browarami.

***

O ile jeszcze kilka godzin temu Naruto mógł nie być pewien charakteru uczuć jakimi obdarzył Uchihe, tak teraz wszystko wskazywało na to, że po prostu wziął i się zadurzył. W tym nieco bucowatym, burkliwym, ale jakże interesującym Sasuke. I z każdym słowem, z każdym przytykiem — jakich, swoją drogą, w ogóle sobie nie szczędzili — utwierdzał się w tym przekonaniu coraz bardziej. To było niesamowite wręcz, że znając kogoś tak krótko czuł się z tą osobą AŻ tak dobrze. Zupełnie, jakby znali się nie wiadomo ile lat.
Nie chodziło o to, że Uchiha wyglądał jak wycięty z katalogu mody. Nie chodziło nawet o to, że był piekielnie inteligentny (z czego szczodrze korzystał w swoich docinkach). Po prostu coś w tym facecie nęciło wyraźnie Uzumakiego i sprawiało, że chciał znajdować się blisko, blisko niego. Że chciał patrzeć tylko w te czarne, mamiące ślepia i nie zwracać uwagi na resztę świata. Że chciał docisnąć własne usta do tych wąskich warg i… i… i…
— Świta — oznajmił Sasuke, wyrywając go z chwilowej zadumy.
— Rzeczywiście — odparł, po zarejestrowaniu faktu, że a i owszem, zaczynało świtać. Niebo szarzało z wolna, a na horyzoncie można było dostrzec pierwsze słoneczne blaski. Siedzieli w kampusowym parczku, na jednej z ławek, z dala od imprezowego zgiełku i najwyraźniej przegadali całą noc. To. Było coś. Wyraźnie znaczące COŚ.
— Przegapiłeś swoją imprezę.
Naruto wzruszył ramionami. No cóż. Jak dla niego: totalnie było warto.
— Będą kolejne — odparł. — Ale może faktycznie. Lepiej zerknąć co tam się wyprawia. I czy ktokolwiek jeszcze żyje. — Wstał. I nagle tchnęło go dziwne przeczucie, że powinien JAK NAJSZYBCIEJ znaleźć się przy Menmie. Miał wrażenie, że jego braciszek właśnie pakuje się w jakieś kłopoty. — Możemy się pośpieszyć?

***

Jeżeli chodziło o Sasuke, to miał bardzo podobne odczucia co Naruto. Również był zaskoczony, że z kimś spędzało mu się czas aż tak przyjemnie. Dlatego też dosyć niechętnie podszedł do pomysłu, żeby już się zwijać. Chociaż no z drugiej strony, kiedy wstał, uderzył w niego fakt, że chyba serio jest zmęczony tym całonocnym siedzeniem.
— Właściwie będę się zbierał — odparł.
— Och? — Naruto, który jakoś tak nagle zaczął wyglądać na lekko zestresowanego, spojrzał na niego z wyraźnym zawodem. — Racja — zaśmiał się, dosyć nerwowo. Podrapał się po głowie w zakłopotaniu. — Późno już.
— Zdecydowanie. Więc…
— Więc…?
— Więc — odpowiedział bez sensu. Ciężko mu było faktycznie ruszyć się w stronę akademika. Zwłaszcza, że niebieskie ślepia wpatrywały się w niego intensywnie, jakby oczekując… czegoś. — Więc — powtórzył. Chyba pierwszy raz w życiu zatkało go na tyle, że niekoniecznie wiedział co powiedzieć. Chociaż nic dziwnego, bo przecież całe to zawirowanie z tym konkretnym chłopakiem było dla niego totalną nowością.
— Miło było — rzucił Naruto. Chyba też nie wiedział, jak się powinien teraz zachować.
— A no. Miło — przyznał. I wtedy go lekko olśniło. — Powtórka? Jutro?
— Jasne! — padła entuzjastyczna odpowiedź. — Wpadnij po mnie, okej? O której tylko chcesz. Ale teraz serio lecę. Ogarnąć. Ludzi.
I poleciał. Bez pożegnania.
A Sasuke przez dobre kilka sekund stał w miejscu i przyglądał oddalającej sylwetce. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że kretyńsko się przy tym uśmiecha. Zbeształ się w myślach i powoli również ruszył w swoją stronę.

***

Naruto idąc w stronę baru niemalże podskakiwał z ekscytacji, wciąż będąc pod radosnym wpływem niedawno odbytej rozmowy. Serce gnało mu jak szalone z tego wszystkiego, a na twarzy wykwitł rozmarzony uśmiech, świadczący wyraźnie o jego zadowoleniu.
Bo. Naprawdę! Sytuacja nie mogła rozwinąć się lepiej! Znaczy, noo właściwie mogła, bo przecież nie doszło między nimi do żadnych macanek jeszcze, ale spokojnie. Był dobrej myśli. I nawet jeśli nie zapytał wprost czy Sasuke się w ogóle nim interesuje, to jakoś po tej całonocnej paplaninie trudno mu było mieć wątpliwości, że hej, COŚ się z tego wszystkiego wykluje. Oj tak, zdecydowanie był dobrej myśli. Zwłaszcza, że za kilka godzin zobaczą się ponownie. Naruto stwierdził, że pomimo tego, że dopiero przed chwilą rozstał się z ciemnowłosym chłopakiem, to już się nie może doczekać jego przyjścia.
Bardzo, bardzo nie może.
Jedak radosny wyszczerz zniknął z jego lica, kiedy zbliżył się do baru.
Skwerek był już nieco wyludniony, tylko najbardziej zaprawieni w boju studenci (albo ci, którzy bezczelnie przysnęli) zajmowali murek otaczający teren, zawzięcie dyskutując lub po prostu zaśmiewając się do łez. Grille już dawno pogaszono, a huczna muzyka została przyciszona na tyle, że ledwo dało się wychwycić jej dźwięk. Chociaż to może bardziej dlatego, że z baru, z którego wcześniej dudniła donośna melodia teraz było słychać coś bardziej w stylu wrzasków.
Wrzasków wydawanych bardzo znajomym głosem. Głosem świadczącym o tym, że jego właściciel jest… no cóż. Wcięty.
— Oślizgły, niewyżyty, niedorobiony tandeciarzu ty! I wiesz co? WIESZ CO? Matka to cię kocha tylko w nocy! Ty bananie ty jeden!
— Widzę, że marność wyzwisk to cecha wspólna wszystkich Uzumakich.
— Och, kuźwa. Kiba. Puszczaj! Już ja mu wsadzę marność wyzwisk w to płaskie dup…
— Czy możecie mi powiedzieć — zawołał Naruto zaraz po wejściu do pomieszczenia i szybkim rozeznaniu się w sytuacji — co tu się wyprawia?
Swoimi słowami pozyskał uwagę wszystkich znajdujących się w barze. No prawie wszystkich, bo jeden z pracowników nie zwracając na nic uwagi dalej ogarniał boksy. I znowu tych „wszystkich” nie było już jakoś szczególnie dużo. Właściwie oprócz jego brata, przytrzymywanego przez Kibę, niewielka grupa składała się jeszcze z Lee, Shikamaru i Gaary. A naprzeciwko tej ekipy, ku zdumieniu Naruto, stał Sai. Stał i się gapił z tym swoim wąskim, fałszywym uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.
— Cóż za niemiła niespodzianka na zakończenie miłego dnia — skwitował Naruto, odpowiadając ciemnowłosemu chłopakowi takim samym, fałszywym grymasem. Podszedł do brata, który wciąż mierzył Saia złowrogim spojrzeniem — Cokolwiek zrobił, odpuść już. Nie ma sensu marnować energii.
Odpowiedziało mu wściekłe sapnięcie.
— Cały wieczór mu dogryzał — wyjaśnił Shikamaru, również rzucając niechętne spojrzenie na tego buca. — W końcu Menma się nieco… zirytował.
— Boże, Sai. Nie masz swoich znajomych, żeby pobawić się z nimi w słowne przepychanki? Ach. Okej — odpowiedział sam sobie. — Faktycznie, możesz nie mieć.
— Ranisz, Naruto — Sai wysilił się na udawany żal. — Mam znajomych. Tyle, że oni nie zniżają się do poziomu takich imprez.
— O? A ty się zniżyłeś, bo? Chociaż czekaj, większego dna niż ty chyba osiągnąć się nie da, więc co ja z tym zniżaniem — parsknął. — Czy możemy już zakończyć tę, jakże uprzejmą, wymianę zdań? Jakkolwiek fascynującym rozmówcą byś nie był, to wybacz, ale nie mam ochoty dzisiaj na ciebie patrzeć bardziej niż zazwyczaj.
— Ja — odparł Sai, ignorując większość jego wypowiedzi – chciałem po prostu poznać twojego brata. I na własne oczy przekonać się, że bycie pierdołą jest u was cechą najwyraźniej dziedziczoną genetycznie.
Naruto nawet chciał się odszczeknąć. Może nawet w końcu faktycznie wykorzystać tekst „schowaj pępek”. Chciał. Ale właściwie nie zdążył. Bo Menma jakoś tak wyrwał się Kibie. I zanim ktokolwiek zdążył zareagować, chwycił stojący na pobliskim stole kufel ledwo napoczętego piwa, podszedł do Saia żwawym (i wyjątkowo prostym jak na jego stan) krokiem, uśmiechnął się i…
...wylał zawartość szklanego naczynia na głowę mężczyzny.

***

W pierwszej chwili wszyscy zamarli.
W drugiej Sai najwyraźniej chciał się na Menmę rzucić, warcząc przy tym jakieś:
– Ty mały, plugawy…!
W trzeciej wypierniczył się, kiedy Menma (zadziwiając wszystkich swoim pijackim refleksem) odsunął się i podhaczył go od niechcenia stopą. Tak więc w następnej sekundzie Sai popisowo grzmotnął w podłogę.
— Ojej. PRZEPRASZAM — powiedział suchym, pozbawionym wszelkich emocji głosem w ogólnej ciszy jaka nastała po jego wyczynach.
Dopiero wtedy chłopaki zaczęli pokładać się ze śmiechu. No. Oczywiście wszyscy oprócz tego buraka, który za cel wieczoru obrał sobie dochrzanianie się do niego. Buraka, który się podnosił z podłogi i był najwyraźniej wściekły.
Na (swojego rodzaju) szczęście, do akcji wtrącił się właściciel baru.
— A tu co się wyprawia?!
— Boże — parsknął Naruto, ocierając łzy rozbawienia. — Idź już do akademika, okej? — poprosił wesoło Menme, wciąż z ledwością powstrzymując śmiech. — Ja to załatwię.
— W porządku — odparł bratu. I bez większych ceregieli ruszył do wyjścia.

***

Sasuke nie zaszedł daleko. Zaledwie kilkanaście kroków. Bo nagle tchnęła go myśl, że nie tak powinien zakończyć się ten wieczór. Zdecydowanie bardzo nie tak. Niby przegadali całą noc, ale czy właściwie coś się w ogóle zmieniło, poza tym, że Uchiha bardziej utwierdził się w przekonaniu, że leci na blondyna? Zwłaszcza, że spędzili ze sobą WIELE godzin, a ani razu nie doświadczył momentu braku zainteresowania Uzumakim.
Może mu te dziwne lawiracje emocjonalne wzięły i po prostu przeszły?
W każdym razie, Sasuke nie zaszedł za daleko, zanim stanął, pogrążył się w chwilowej kontemplacji niedawnej przeszłości i z mocnym postanowieniem zmiany scenariusza dzisiejszego rozstania z Naruto, obrócił się i ruszył w kierunku lokalu. Nie, żeby sprecyzował sobie w myślach JAK dokładnie chce ten scenariusz zmienić. I nawet nie miał za wiele czasu, żeby ów zmianę przemyśleć, bo kiedy dotarł bliżej baru ujrzał wychodzącego z niego Naruto.
— Ej! Czekaj! — zawołał i przyśpieszył kroku.
Uzumaki zaczekał. A i owszem. Jednak… Sasuke zmarszczył brwi, kiedy znalazł się bliżej chłopaka. Czy mu się wydawało, czy Naruto wyglądał na wyraźnie wciętego? Znowu, swoją drogą. Ej no, chyba niemożliwym było, żeby doprowadził się do takiego stanu w zaledwie kilka minut. Chociaż…
— No? — zapytał chłopak, lekko zezując. I czknął.
Rety. On naprawdę był… nawalony.
— Słuchaj — zaczął Sasuke, napędzony jeszcze wcześniejszymi myślami. Zaraz zamilkł. Bo, z lekkim przerażeniem, odkrył, że znowu nic nie czuje. Nic a nic! Żadnych motyli w brzuchu, żadnych lekkich dreszczy ekscytacji, kiedy patrzy w oczy drugiego mężczyzny. Po prostu NIC.
Jakim cudem? Jak, skoro jeszcze chwilę temu wszystko było w jak najlepszym porządku?
— Toś się rozgadał — parsknął Naruto, po chwili ciszy jaka między nimi zaległa.
Uchiha zupełnie nie miał pojęcia jak się zachować. Bo, serio, czego jak czego, ale nawrotu wahań emocjonalnych się nie spodziewał. I teraz wgapiał się w Uzumakiego i niekoniecznie wiedział co począć. Pierwszą myślą, jaka mu wpadła do głowy, to to, że może powinien go pocałować. To nawet brzmiało jak plan. W końcu po takim pocałunku powinno być już jasne, czy coś czuje do drugiego chłopaka, czy może nie. No. To zdecydowanie powinno ukrócić wszelkie wątpliwości. I nawet już wyciągał ręce, żeby chwycić w nie twarz chłopaka i przyciągnąć ją do pocałunku… Zawahał się.
Wtedy Naruto ponownie czknął.
A Sasuke spasował. Ze wszystkiego.
— Może lepiej przełóżmy spotkanie na kiedy indziej, okej? — powiedział. Musiał… skonsultować się z bratem.
— Spotkanie? – Naruto zmarszczył brwi w wyraźnym wysiłku myślowym.
— Yhm – mruknął Sasuke. Cały jego wcześniejszy dobry humor momentalnie wyparował. – Odezwę się.
I po krótkim pożegnaniu czym prędzej odszedł.

***

Naruto kładł się spać z uśmiechem na ustach. Wszystko w miarę udało się załagodzić i na szczęście nikt nie poniesie żadnych konsekwencji wynikających z wydarzeń mających miejsce na zakończenie imprezy. Właściciela udało się udobruchać, Sai dostał nauczkę, a ponadto miał mieć dzisiaj kolejne spotkanie z Sasuke!
Nie mogło być lepiej, pomyślał, opatulając się w kołdrę.
No. Zdecydowanie nie mogło.

***

— Itachi.
— A cóż to się stało, że dostąpiłem zaszczytu usłyszenia twojego głosu, mój ty mały, wiecznie pochmurny braciszku? Ktoś umarł?
— Twoja inteligencja – Sasuke warknął do słuchawki trzymanego przy uchu telefonu. Tak. Zdecydował się na ten czyn. Gdy wstał i się nieco ogarnął, zadzwonił do brata po poradę. Bo jego problem z własnymi odczuciami nie dawał mu spokoju i powoli zaczynał sądzić, że niedługo po prostu zwariuje. A raczej wolałby tego uniknąć.
— Uroczy jak zwykle — skwitował starszy Uchiha. — No, ale wnioskuję, że nie dzwonisz tylko po to, żeby się podroczyć?
— Nie — burknął. Zaraz sapnął, nieco zirytowany faktem, że sam nie potrafi sobie poradzić. — Mam pewien… problem.
— A ładny ten problem chociaż?
— Itachi…
— No co? Z kwestiami studialnymi byś raczej do mnie nie dzwonił, więc…
— Przymknij się, bo nic ci nie powiem!
— Oho, widzę, że robi się poważnie — parsknął głos po drugiej stronie słuchawki, powodując, że brew Sasuke drgnęła gwałtownie. — No dobra no. Już się skupiam. Masz całą moją uwagę.
Przez sekundę czy dwie, młodszy z braci milczał wymownie.
— Więc — kontynuował. — Mam problem.
— Zdumiewające!
— ITACHI!
— Próbowałem tylko odpowiednio wczuć się w rolę twojego spowiednika — usprawiedliwił się brat, znowu sprawiając, że ciśnienie Sasuke podskoczyło. — Dobra, nawijaj.Już, już.
— Zakochałem się – warknął do telefonu.
– Skandal.
— Ale tak nie do końca — dorzucił już spokojniej. Ignorując przytyk Itachiego.
— Ę?
— Czasami tak, czasami nie.
— Mama ci nie wpoiła, że nie da się zakochać skokowo? Wiesz albo w tę, albo we w tę.
— Wiem! — fuknął. — Dlatego… ja… bo… nooo…
— Jezu, Sasuke, bo się zapowietrzysz.
– Nie rozumiem co się dzieje. – Starając się ignorować fakt, że nawet w jego uszach to wyznanie zabrzmiało wyjątkowo żałośnie.
— No już, już. Wyjaśnij starszemu bratu wszystko od początku, to może coś zaradzimy. Tylko rzetelnie, młody.
Sasuke wyjaśnił. Opowiedział niemalże każdy szczegół dotyczący jego pokopanych odczuć świrujących przy Naruto. To chyba oznaczało, że naprawdę był zdesperowany w tym swoim problemie, bo inaczej w życiu nie wtajemniczyłby Itachiego w takie sprawy!
Więc: wyjaśnił wszystko. I po zakończeniu wywodu w sumie nie do końca był pewien, czy opłacało mu się wydzwaniać do brata. Bo jego wywód został skwitowany słowami:
– Jesteś zdrowo pokopany, wiesz?
— Cudownie. Tylko tyle masz mi do powiedzenia?
— No nie wiem, Sasuke. Trochę dziwna sprawa. Może ten twój luby ma rozdwojenie jaźni, czy co? Zawsze możesz po prostu aktualnie odpuścić trochę. Idź się przejdź, machnij jakiś projekt, zjedź porządny obiad. Poczekaj po prostu parę dni, może wszystko samo się jakoś wyjaśni. A jak nie, będziemy szukać innego rozwiązania. Przecież ta sytuacja MUSI mieć jakieś logiczne wyjaśnienie.
Tu Sasuke się zgadzał. Tylko coraz bardziej zaczynał się obawiać, że logiczne wyjaśnienie oznaczało, że po prostu to coś z nim było nie halo. No ale, na dobry początek, postanowił posłuchać brata w tej jednej kwestii i faktycznie poczeka parę dni.

***

Menma wstał i pierwszą rzeczą o jakiej pomyślał było to, że mógł sobie odpuścić kilka ostatnich kolejek. Bo nie czuł się kwitnąco. Właściwie to chyba miał kaca życia, podsycanego cichą nadzieją, że jego współtowarzysze z imprezy czują się przynajmniej tak samo paskudnie jak on sam. Ach, co do współtowarzyszy…
Uchylił powieki. Pożałował tego. Ale mimo wszystko po chwili uchylił je jeszcze raz.
Jego brat siedział przy biurku, NUCIŁ pod nosem i wyglądał na wyjątkowo zadowolonego z życia.
To. Było. Cholernie niesprawiedliwe.
— Ugh — wyrzucił z siebie Menma, z wysiłkiem siadając na łóżku. — Ych…
— O, żyjesz? — Naruto obrócił się w jego stronę z promiennym uśmiechem. — Zadziwiające.
— Ouch…
— Pamiętasz ty w ogóle cokolwiek?
Menma zastanowił się. I po chwili na jego twarzy wykwitł złośliwy uśmiech. Och tak. Pamiętał wszystko. I dzięki temu nawet jakoś jego samopoczucie od razu się poprawiło.
— Czy dupek Sai był bardzo zły? – zapytał niewinnie.
— Niezmiernie.
– Cudowna wiadomość z samego rana – oznajmił, sięgając po butelkę z wodą znajdującą się przy jego łóżku. – A ty to powinieneś relacje zdawać, a nie się cieszysz. Rozumiem, że rozmowa z Sasuke była owocna?
– Aha – przytaknął Naruto, a jego i tak już szeroki uśmiech, jeszcze bardziej się poszerzył. – Mamy dzisiaj spotkanie.
– W ramach wdzięczności możesz mnie czcić do końca życia – stwierdził łaskawie Menma. I zmarszczył brwi w zamyśleniu. Spotkanie, spotkanie… hmm… coś mu… hm… spotkanie?
Ach, nieważne.
Pić.

***

Naruto był w tak dobrym humorze, że nic, po prostu NIC nie było w stanie go popsuć. Bo zapewne już niedługo, za parę godzin być może, Sasuke zapuka do drzwi jego pokoju i znowu spędzą ze sobą dużo, dużo czasu. I może przy okazji nareszcie powie mu, że ma brata bliźniaka. Coby nie dochodziło do kolejnych kretyńskich sytuacji. No.
Aktualnie Uzumaki siedział przy biurku i bazgrał po wolnych kartkach a4 jakie tylko znalazły się w jego zasięgu. Z nieco rozmarzonym uśmiechem na ustach rysował szybkie szkice, jakżeby inaczej, Sasuke. Jego poważną, smukłą twarz. Ułożone włosy. Wąskie usta. I to ciemne, przeszywające spojrzenie.
O tak. Zdecydowanie lubił skupiać się na spojrzeniu.
Zerknął na zegarek, zanim zabrał się za kolejny szkic. Zbliżała się trzynasta, więc pewnie będzie musiał jeszcze troszeczkę poczekać, zanim mężczyzna się zjawi. Ale to nic. Poczeka cierpliwie, pomyślał, nachylając się nad kartką.
Menma mruknął pod nosem, przewracając się na drugi bok, najwyraźniej znowu pogrążając we śnie.

*

Dwie godziny później Naruto przerzucił się z ołówka na akwarele.
Spokojnie. Była dopiero piętnasta. Więc niedługo Sasuke przybędzie. Już za jakiś czas!

*

O siedemnastej dwadzieścia trzy przyszła kolej na pastele.
Zjawi się. Jeszcze chwila.

*

Drobny pędzelek zamoczył w czarnym tuszu coś koło dwudziestej.
Może coś się stało?

*

Koło dwudziestej trzeciej powoli zaczynał poważnie powątpiewać w jego zjawienie się.

***

Menma w milczeniu przyglądał się bratu, który co rusz zerkał na zegarek. Zaczynał odczuwać coraz większą złość. No bo jak to tak, umawiać się i nie przyjść? Uchiha podpadł strasznie i jeżeli jutro nie będzie miał jakiejś DOBREJ wymówki co do swojego zachowania, to on weźmie i zrobi mu coś gorszego niż wylanie browara na głowię. Bo, cholera, wyraźnie było widać, że Naruto szalenie wręcz zależało na tym spotkaniu. A ta… ta… łajza się nie zjawiła!
O nie, nie. Nikt nie będzie pogrywał z jego bratem!

***

Sasuke spędził dzień na robieniu rzeczy, które właściwie dosyć skutecznie odrywały jego myśli od Uzumakiego. No dobra, gdzieś w jego głowie kotłowały się refleksje dotyczące tylko i wyłącznie Naruto, ale starał się nie zwracać na nie uwagi. Oddawał się sprzątaniu akademickiego pokoju, który zajmował samotnie, robieniu rzeczy na zajęcia i opierniczaniu Karin, z którą w parze miał robić projekt semestralny. Do dzisiaj nie rozumiał, jak dał się wrobić we współpracę z tą zołzą.
Właśnie pisał do niej wiadomość zawierającą wiele słów o tym, co jej wyrwie, jeżeli nie wywiąże się ze swojej części zadania, kiedy drzwi do jego pokoju otworzyły się gwałtownie i do środka wpadł nie kto inny, a Naruto.
– TYY! – wydarł się od progu tylko po to, żeby zatrzymać się gwałtownie i wlepić w niego zdezorientowane spojrzenie.
Sasuke przyglądał mu się beznamiętnie. Nie. Znowu nic nie czuł. Dlatego też westchnął i wrócił spojrzeniem do ekranu, rzucając:
– Nikt cię nie nauczył, że się puka?

***

Tak jak poprzedniego dnia Menma postanowił, poszedł nawiedzić Sasuke i wyjaśnić z nim to i owo. I plan szedł zgodnie z przyjętym przez niego scenariuszem, do momentu, kiedy ujrzał tego czarnowłosego drania. Bo kiedy tak patrzył na siedzącego przy biurku mężczyznę, w jego głowie zakwitła myśl, która niekoniecznie mogła być samą myślą, a pijackim, nieco zamazanym wspomnieniem, które w sumie wiele by tłumaczyło. Wspomnieniem, które przez wypite procenty jakoś nie zostało mu w głowie na długo. Wspomnieniem dotyczącym tego, że Uchiha chyba… tak jakby… wczorajsze spotkanie odwołał, myśląc, że rozmawia z Naruto.
Ups.
— Czy po imprezie – zaczął z wyraźnym wahaniem w głosie. Cholercia. To się namotało. — My ze sobą gadaliśmy, czy coś?
— Ty serio taki wcięty byłeś, że się pytasz?
— Nie! — zaprzeczył. — Tak — potwierdził. — Jezu, jak ty nic nie rozumiesz! — jęknął.
— Niby co mam rozumieć?
— Że ja to nie ja! Znaczy. — O. Pięknie. Zarobił od Sasuke spojrzenie, wyraźnie mówiące, że facet ma go za debila. — Nie patrz się tak na mnie tłumoku, tylko GADAJ. Odwołałeś spotkanie, czy nie?!
— Odwołałem.
Menma sapnął. Miał ochotę przywalić głową w coś ciężkiego.
Odetchnął wolno wypuszczając powietrze. Okej. Nie ma co panikować. Przecież… jeszcze wszystko można było wyjaśnić, nie?

***

— Zupełnie nie rozumiem, czemu się na to godzę — mruknął Sasuke, podążając tuż za Uzumakim, który… bardzo obrazowo przedstawił plan co i gdzie mu wetknie, jeżeli zaraz nie ruszy tyłka i za nim nie pójdzie. W ramach odpowiedzi na pytanie “po co?” usłyszał tylko, jakże wymowne “ŻEBY ZROZUMIEĆ”. I tyle było z jakichkolwiek rozmów.
Nie, żeby jakoś szczególnie przejął się groźbami chłopaka, ale szedł. Żeby, ponoć, zrozumieć.
Z tego co wyczaił, do akademika Naruto szedł. Dreptał za Uzumakim, który zatrzymał się przed drzwiami swojego pokoju i gestem nakazał mu wleźć do środka, przypatrując się z wyrazem twarzy mówiącym coś w stylu “a-spróbuj-tylko-zwiać”. Całą jego postawę Sasuke skwitował jedynie wdzięcznym uniesieniem brwi. Ale i owszem. Z dumnie uniesioną głową wlazł do pokoju, tak samo jak wcześniej Naruto, nie kłopocząc się pukaniem. Ku jego lekkiemu zaskoczeniu, Uzumaki nie pokwapił się do wejścia razem z nim.
Ku jego większemu zaskoczeniu, Uzumaki już po prostu w tym pokoju siedział. Razem z zaskoczeniem pojawiło się to dziwne ciepłe uczucie, jakie towarzyszyło Sasuke podczas ich nocnej rozmowy i tych innych kilku nielicznych chwil, które spędzili blisko siebie.
I nagle wszystko jakoś tak się ułożyło w elegancką całość.

***

Naruto, pogrążony w dosyć ponurych rozmyślaniach, nawet nie zarejestrował faktu, że w pomieszczeniu nie znajduje się już sam. Całym sercem oddawał się siedzeniu przy biurku i staraniu się nie myśleć. Czy też w sumie półleżeniu przy biurku, bo jego głowa i ramiona akuratnie spoczywały na blacie, oddzielone od niego stertą papierów, na których można było dostrzec wszelkiego rodzaju podobizny Sasuke.
Dlaczego Uchiha go wystawił, nie miał najmniejszego pojęcia. Ale jedno było pewne: świrował przez to bardziej niż zwykle. Bo naprawdę, myślał, że po ich ostatniej rozmowie wszystko pójdzie już gładko, a nie… jakoś tak nieteges.
W każdym razie, Naruto całym sercem oddawał się ignorowaniu faktu, że jest mu źle, kiedy nagły wrzask wybudził go z rozmyślań.
— Masz CHOLERNEGO bliźniaka!
Nie wiedział, czy bardziej zaskoczył go sam fakt, że ktoś do niego wrzasnął, czy treść, jaka tym wrzaskiem została przekazana. Chociaż chyba najbardziej chodziło po prostu o to KIM była wrzeszcząca osoba. W każdym razie, efekt był taki, że podskoczył gwałtownie, co zaowocowało tym, że stracił równowagę na swoim lekko rozchybotanym krześle i spierniczył się na podłogę. Plus, część jego rysunków zsunęła mu się prosto na głowę.
— Ał — stęknął w pierwszej chwili. W drugiej, mimo wszystko, nie poczuł zdziwienia, tylko złość. — A ty jakieś cholerne zapędy psychopatyczne masz, że ZNOWU mnie tak straszysz? POGRZAŁO CIĘ?
— Myślałem, że mi odbija! — rzucił oskarżycielsko Sasuke ignorując jego słowa.
— Jak dla mnie nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś myślał tak dalej — burknął, mrużąc gniewnie oczy. — W ogóle kto ci dał prawo tu włazić, co? Miałeś zaproszenie na wczoraj, jakbyś nie pamiętał. A wczoraj z pewnością nie jest dzisiaj.
— Gdyby twój kochany braciszek się nie schlał, wiedziałbyś, że odwołałem spotkanie!
— Odwołałeś?
— Gdybym WIEDZIAŁ, że masz brata, który wygląda niemalże kropa w kropkę jak ty, TO BYM NIE ODWOŁYWAŁ.
— Gadasz jak potłuczony.
— Sam byś gadał jak potłuczony, gdybyś cały czas myślał, że brak ci piątej klepki, bo KTOŚ ci nie mówi, że ma cholernego brata bliźniaka!
— Hej no! CHCIAŁEM ci powiedzieć!
— Doprawdy? — sarknął Sasuke, zaplatając ręce na klatce piersiowej. — Popatrz, coś ci nie wyszło.
— O co ci chodzi, baranie ty jeden? W końcu przecież bym ci powiedział! Nie moja wina, że jakoś tak okazje przepadały i no… nie wyszło, no!
— Cudownie — warknął Uchiha, patrząc na niego z góry z wyraźną złością. — Naprawdę wspaniale. Od początku tego cholernego semestru autentycznie sądziłem, że mi odbija. Prawie zwariowałem, myśląc, że mam jakieś cholerne wahania emocjonalne i nie wiedząc czemu czasami… czasami... — zamilkł. Przez chwilę jeszcze otwierał usta, ale nic się z nich nie wydobyło. Dziwny widok, ale Sasuke jakby nagle nie mógł wykrztusić żadnego słowa. Zaraz po tym, jak jego spojrzenie ześlizgnęło się z twarzy Naruto na ziemię, po prostu przestał głosić swoją tyradę i nawet grymas złości, który jeszcze przed chwilą gościł na tej przystojnej gębie został zastąpiony lekkim zdziwieniem.
A następnie uśmiechem.
Naruto podążył za jego spojrzeniem.
I spalił popisowego buraka.

***

Sasuke sam nie wiedział, co go skłoniło do zerknięcia na podłogę. I był bardziej niż rad, że to uczynił. Bo odkrył rzecz nad wyraz ciekawą. I, kiedy jego spojrzenie prześlizgnęło się po podłodze i biurku, odkrył tych ciekawych rzeczy jeszcze więcej.
Widział swoje podobizny. Dziesiątki rysunków jego własnej twarzy, spoglądające na niego z każdej kartki, jaką mógł tylko dostrzec. Jak dla niego, to był dosyć konkretny znak, że komuś wpadł w oko. Spojrzał na tego kogoś z uśmiechem samozadowolenia. I, ku jego sadystycznej radości, postać ta właśnie przybierała na twarzy wyjątkowo ceglasty kolor.
— Jezu — wydukał z siebie Naruto z jawnym przerażeniem wypisanym na twarzy. Przez chwilę trwał w bezruchu. Wyglądał nieco jak osoba, która bardzo żarliwie się modli, żeby nagle znaleźć się w nieco innej rzeczywistości. Gwałtownie poderwał się na nogi i zaczął czym prędzej zbierać swoje rysunki. — NIC NIE WIDZIAŁEŚ — wrzasnął, chaotycznie zgarniając kartki, żeby rzucić je na łóżko. — NIC A NIC. A nawet jeśli, to nie tak jak myślisz! — zawołał, jednocześnie porywając koc, który dotychczas wisiał na oparciu krzesła, przykrywając nim karteluszki i, po chwilowym zawahaniu, usiadł na tym grajdole. — Dokładnie nie tak! — dodał, próbując przybrać minę mówiącą, że nic się przecież nie stało. Trochę mu nie wychodziła, zwłaszcza, że intensywna czerwień wciąż zdobiła jego policzki.
— Och? A jak więc?
— To projekt jest — zapewnił Naruto, kiwając przy tym zawzięcie głową. — Taki… specjalny.
— Zawsze siadacie na takich specjalnych projektach tyłkiem, czy tylko ten jest taki wyjątkowy?
— To… o… uuu…
— Wiesz co ja myślę? Myślę — kontynuował, nie czekając na odpowiedź. Niesamowitym uczuciem było po tych wszystkich dniach emocjonalnych lawiracji, być w końcu pewnym tego, co się czuje. I do kogo. — Że to nie jest projekt. Tylko dowód.
— Do...wód? — sapnął Naruto, podczas gdy Sasuke z wolna podszedł do miejsca w którym blondyn siedział.
— Yhm — przytaknął, patrząc z góry prosto w te błękitne ślepia, teraz wypełnione lekkim przerażeniem i zdezorientowaniem. — Dowód na to, że po prostu na mnie lecisz. I to od dłuższego czasu.
— To… oo…
— A to się bardzo dobrze składa, wiesz? — kontynuował i przybliżył się jeszcze o pół kroku. Nachylił się nad nim na tyle blisko, że niemalże stykali się nosami. W błękitnych tęczówkach mógł dostrzec swoje odbicie. A wszystkie jego emocje w tej chwili nastawiły się na jedną, konkretną rzecz, na którą to właściwie miał ochotę od dłuższego czasu.
— Tak? — ciche pytanie wypowiedziane prosto w jego usta sprawiło, że coś podskoczyło mu w żołądku.
— Tak — przytaknął. — Bo wyobraź sobie, że wiedząc, że masz postrzelonego brata bliźniaka, też mogę powiedzieć, że w stu procentach również na ciebie lecę. — I zrobił to. Pokonał dzielący ich dystans, żeby złożyć na ustach Naruto pocałunek.
Och tak. Było tak, jak być powinno. Tak idealnie, tak wspaniale, jak we wszystkich tych wyobrażeniach w których jego wargi pokrywały te należące do Uzumakiego. A nawet lepiej. Zwłaszcza, że Naruto dosyć szybko i skwapliwie skorzystał z możliwości oddania pocałunku.

***

Drzwi do pokoju zamknęły się z szelestem. Menma, starając się być jak najciszej, odszedł od nich cofając się kilka kroków. Przy czym cały czas szczerzył się w kierunku drewnianej futryny jak kretyn. Cóż… Może i nieco jego plan się pogmatwał, ale jak nie patrzeć CEL został osiągnięty.
Obrócił się na pięcie i cicho pogwizdując ruszył w kierunku wyjścia z akademika. Pozostało mu pójść na piwo. Może przy okazji znajdzie jakiś nowy CEL.

***

14 komentarzy:

  1. Aaach Irdu!! Zaskoczyłaś mnie tym rozdziałem. Znaczy, że się pojawił. I że to coś innego od Fiksacji. Ale cudnie. W ogóle ja uwielbiam wszystko, co napiszesz :D Chciałam wyróżnić jakiś ulubiony fragment tego fika, ale no całość jest tak genialna, że nie mogę wybrać jednej sceny. Aczkolwiek! waham się między rozmową Sasuke i Naruto nad płonącą patelnią ("radośnie zaczął przypalać na patelni" master szef normalnie xD) oraz rozmową telefoniczną Sasuke z Itachim <3 Nie ma to jak wsparcie od starszego brata (Boziu, ja zawsze chciałam mieć starszego brata! Nie pykło.).
    Co tam jeszcze... określenie Saska gburowatym ziomeczkiem przyprawiło mnie o dziki atak śmiechu, co nie jest łatwe w moim stanie, bowiem jestem chora i mam całkowicie zatkane zatoki, więc wyobraź to sobie. Albo nie, lepiej nie.
    Na początku napisałaś jakoś tak, że początek października i jest tak ciepło. Nosz kur...cze. Nie jest ciepło O.o Ale w sumie zerknęłam na datę i jest już za połową miesiąca. Jak to się stało? Jak żyć?
    Tak w ogóle wspomniany life goal: "stworzyć długotrwały związek wypełniony licznymi macankami" <3
    Rozwaliłaś system dając Orochimaru na nauczyciela malarstwa. Serio?! xD To tak jakby Snape uczył baletu.
    I jeszcze słowo "wtrynżylający" :D Jest obłędne!! Skąd Ty je wytrzasnęłaś? Muszę sobie zapisać.
    Irduś, słońce!! Pisz, bo wielbię Cię i Twoje fanfiki :D No. Weny.
    Alys

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Snape uczący baletu mówisz... W takim razie polecam "Niknąca rzeczywistość" na fanfiction.net xD

      Usuń
    2. O nieee! Powiedz, że żartujesz! xD A zresztą sama zaraz sprawdzę :D
      Alys

      Usuń
    3. JA MAM. Starszy brate to przydatna sprawa, ale trzeba przeżyć pierwsze 18 lat życia pod jednym dachem xD. A to boli.
      "(...) więc wyobraź to sobie. Albo nie, lepiej nie." xDDDDDDD TU LEJT XD. A to to "wtrynżylające" to nie jest takie dosyć powszechne słowo? xD Cóż, u mnie w domu się je stosuje. Ale z drugiej strony u mnie w domu mówi się też "ogacić" i "kelikopter" na laptopa, więęęccc... chyba już się przyzwyczaiłam, że czasami jak coś palnę, to ludzie niekoniecznie wiedzą o co mi chodzi. Gorzej, że czasami mi to do fików przecieka xD. Noaleno, dziękuję za komentarz! Nie rozumiem, czemu Oro w roli nauczyciela malarstwa tak szoknął xD. Toć to taka pokręcona dusza artysty jest! xDDD <3 (Swoją drogą, jak tak się przy tym zwieszę, to serio przypomina nieco babeczkę, która była asystentką u mojego ziomka od malarstwa xD. To samo wyczucie stylu!) Cieszę się, że fik się podobał! Jeszcze raz dziękować! <3 <3 <3


      A co do "Niknącej rzeczywistości": omg. Wygóglałam. Czytnęłam. Przepadłam <3 <3 <3. Pragnę więcej ;___;.

      Usuń
    4. Aaa!! Właśnie wdepłam tu na chwilę, żeby powiedzieć, że nie spodziewałam się, że tańczący Hogwart może mnie porwać, ale...!!! Ja też chcę więcej!! Takie dobre, takie dobre :D

      Aż mam ochotę zapytać, czy jesteś z podkarpacia, bo mam koleżankę stamtąd i ona tak bardzo używa swoich własnych neologizmów xD Czasem muszę dopytywać o co jej chodzi, bo nie czaję xD
      Alys

      Usuń
    5. TEŻ SIĘ NIE SPODZIEWAŁAM. ALE PORWAŁ. Dwa razy już czytnęłam xD. W sumie trzy, razem z komcianiem na gospodzie. Pragnę WINCYJ.
      Nope. Ja dziki, dziki zachód, lubuskie x).

      Usuń
    6. Uuułaaa! To ja drugi kraniec Polszy, bo lubelskie xD

      W akcie desperacji napisałam do autorki oryginału na jej tumblru (tumblrze? O.o) kiedy doda nowy rozdział :D Bo ja ona nie doda, to i tłumaczenia nie będzie. Ale jak doda, to chyba już po ang przeczytam, nie będę czekać na tłumaczenie. Oby tylko napisała 12 rozdział. Oby.
      Alys

      Usuń
    7. O, propsuję lubelskie. Znaczy, strasznie Lublin mi się podoba <3. Chyba nawet rzucałam CVką, ale pogardzili mną xD.
      Cudownie! Też zamiarowałam pisać, ale mój kaleki inglisz mnie hamuje mocno xD. Ale fakt, to chyba ten etap desperacji, że mogę czytać po angielsku xD. Więctak: niech pisze! (Miałam już nawet powalony sen, że lasia dodała nową część xD. W tym przypadku nie obraziłabym się za prorocze sny xD.)

      Usuń
    8. To ja propsuję prorocze sny :D
      I pozdrawiam właśnie z Lublina :D CV pogadzili, nie pogardzili... po prostu tu roboty ni mo xD Pewnie ucieknę kiedyś na ten dziki zachód za pracą. Ych.
      A tymczasem wzięłam się za kolejne opo tamtej autorki 'Rebuilt', już po ang., bo przetłumaczone zaledwie 4 rozdz., ale jest takie omnomnom <3 Tom <3
      Alys

      Usuń
    9. Nocóż, skoro rzucałam cvką to pewnie jakieś konkretne ogłoszenie było xD. Więc coś tam jest, ale nie dla ludziów z moimi kwalifikacjami xDDDDDDDDDDD. Ale zachód polecam, jest śmiesznie xDDDD. // Kolejne? D: Kolejne niezakończone? ;___; Tu macz for mi.

      Usuń
  2. To jest genialne xD Prawie płakałam ze śmiechu, gdy to czytałam. Ile to zamieszania może narobić jeden brat bliźniak? xD Genialne. Po prostu cudowne. Nie mogę się już doczekać innych one-shotów, a także kontynuacji lisa~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobało :"D. I dziękuję za komentarz! :)

      Usuń
  3. Hej,
    tekst jest wspaniały, to było boskie, ciało Sasuke rozrozniało ich, a Menma to wspaniały z niego brat...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. El Yucateco - Las Vegas, NV - MapYRO
    El Yucateco, 군산 출장안마 often 과천 출장안마 simply referred to as El Yucateco, is 남양주 출장마사지 a hot 전라북도 출장안마 sauce that was created in 1968 in the U.S. 토토 사이트 and is widely consumed in Mexican restaurants. Rating: 4.2 · ‎7,821 reviews

    OdpowiedzUsuń