czwartek, 10 grudnia 2015

Jedenaście minut — SasuNaru

Tytuł: Jedenaście minut
Długość: około 6k
Gatunek: AU, humor, romans, event świąteczny
Beta: AKARERE <3 <3 <3 
Ostrzeżenia: kilka przekleństw
Uwagi: Z tego miejsca pragnę serdecznie polecić pisanie rzeczy między renderowaniem projektów xD. Serio. Renderowanie działa inspirująco. Oczywiście mogłabym pomarudzić, że to nie do końca to co miało powstać i w ogóle, ale chyba nie mam na to mocy, więc pozostaje mi życzyć miłego czytania i mieć nadzieję, że kogoś chociaż trochę nastroi do zbliżających się świąt x). 

To nie był zwykły lęk. To nawet nie był normalny strach.
Po prostu w pierwszej chwili wzięło i go sparaliżowało z przerażenia, które spotęgowało się znacznie, gdy w tłumie znajdującym się przed sceną wypatrzył czarne oczyska, mierzące go z wyraźną kpiną, złośliwością i obietnicą złych, bardzo złych wydarzeń. I, och, dodatkowo uśmiech na tej wrednej gębie poszerzył się, kiedy tylko jej właściciel przyczaił, że Naruto go zauważył.
— Co? — Stojąca tuż obok Sakura również wyglądała na zdumioną.
— Trzydzieści. Tysięcy — powtórzył spokojnie właściciel czarnych tęczówek, nic sobie nie robiąc z poruszenia, jakie wywołały jego słowa. — Jenów.
Zimny dreszcz przebiegł przez plecy Naruto, który cały czas nie odrywał spojrzenia od mężczyzny. Dzikie myśli majaczyły mu po głowie, a ta najbardziej konstruktywna składała się z czterech słów. 
Jezu. Kurwa. Ja pierdolę!
Miał przejebane. Po całości.
— O-okej — zająknęła się Haruno. Zaraz jednak zamrugała intensywnie, co najwyraźniej pomogło jej się otrząsnąć, bo wróciła momentalnie do swojej roli. — Trzydzieści tysięcy jenów od pana z numerem siedem — powiedziała na tyle głośno, że szmery w sali ucichły. — Ktoś da… więcej? — rzuciła już bez przekonania i rozejrzała się po ludziach.
Tymczasem Naruto wyzywał w myślach sam siebie. Za własną głupotę. Bo przecież mógł się nie zgłaszać, przecież mógł się wykręcić i nie babrać w jakieś dzikie świąteczne akcje, które właściwie sam zaproponował, no ale… no. I tak wystarczająco angażował się w organizację dzisiejszej imprezy! Mógłby teraz siedzieć bezpieczny w swoimi mieszaniu, wciśnięty w kanapę, zawinięty w koc niczym tortilla. A nie dostawać palpitacji czy też innego zawału.
Chromolone eventy…
Co roku, mniej więcej tydzień przed świętami Bożego Narodzenia, w firmie w której pracował Uzumaki, organizowane były akcje charytatywne. Zazwyczaj polegały na zwykłych zbiórkach pieniędzy na konkretny cel albo na sprzedaży danego asortymentu i oddawaniu większej części zysku organizacjom charytatywnym. Raz nawet całym biurem piekli pierniczki, żeby wciągnąć w akcję większą liczbę ludzi. W tym roku postanowiono bardziej rozhulać tę małą firmową tradycję i zorganizować bankiet z licznymi konkursami. Dodatkowo, głównym punktem wieczoru miała być licytacja. Znaczy, chodziło o to, że miało się możliwość wykupienia danego pracownika biura na co najmniej cztery godziny. I w tym czasie ów pracownik musiał robić niemalże wszystko, o co był poproszony przez osobę kupującą. Oczywiście wszyscy odgórnie przyjęli, że wykupywanie innych ludzi wiąże się z pójściem na randkę albo po prostu z miłym spędzeniu wieczoru, bo przecież najważniejsze było, żeby uzbierać nieco hajsu na, w tym konkretnym przypadku, zabawki do pobliskiego domu dziecka. W każdym razie, osoba kupująca decydowała o tym, jak zagospodarować wykupiony czas i miała pełną swobodę w wyborze dnia i godziny do realizacji swoich planów. W granicach rozsądku oczywiście. 
Jako pomysłodawca, Naruto mógł sobie odpuścić branie udziału w całej zabawie i pozostać jedynie biernym obserwatorem. Jednak, a jakże, zgłosił się SAM, dając komuś możliwość kupna swojego towarzystwa i teraz, gdy nadeszła jego kolej na sprzedaż, stał na środku świątecznie przyozdobionej sceny, tuż przy Sakurze. Jeszcze przed chwilą szczerzył się radośnie do grupy ludzi, która postanowiła wziąć udział w tej charytatywnej licytacji. Ale już się nie. Teraz było mu daleko do jakichkolwiek radośniejszych emocji. Bo zaczął się obawiać, że nie do końca rozpracowali regulamin tego przedsięwzięcia i chyba nie uwzględnili tam punktu, że nad osobą kupioną nie można się znęcać ani fizycznie, ani psychicznie. Jakoś podczas jego tworzenia nie sądził, że takie rzeczy trzeba wyraźnie zaznaczać. Ale teraz, kiedy ciemne oczy przystojnego bruneta mierzyły go z jawną pogardą, zimną złośliwością i w ogóle jakoś tak nieprzyjemnie, to miał wątpliwości co do humanitarnych zamiarów jego potencjalnego nabywcy. Wolałby pisemne zabezpieczenie w regulaminie, że nie zostanie, na przykład, zamordowany.
Albo wdeptany psychicznie w ziemię.
Albo to i to.
Zdecydowanie to i to.
Uzumaki zmarszczył brwi, kiedy dotarło do niego, że właśnie pomyślał o mężczyźnie w kategorii „przystojnych”. Źle. Oj. Bardzo, bardzo źle. Jednak zaraz znowu wrócił na ziemię, do mrocznych wizji w których ginie śmiercią nad wyraz tragiczną, a znowu nie aż tak przypadkową.
Bo, licytujący jego wolny czas, Sasuke Uchiha weźmie i go zabije. Jak nic.
— Sprzeciw — stęknął słabo, kiedy w pełni dotarła do niego marność losu, jaki będzie go czekał, gdy ten chromolony facet faktycznie wygra. A na to się zanosiło, bo, cholera jasna! Charytatywność charytatywnością, ale nikt nie rzucał tu takimi kwotami jak ten pacan! Trzydzieści tysięcy! TRZYDZIEŚCI.
Musiało mu naprawdę zależeć na tym, żeby go zgnębić, skoro tak szastał hajsem.
— Hę? — Sakura zainteresowała się jego protestem.
Och. Ona NIE WIEDZIAŁA, że jeżeli ta aukcja dojdzie do skutku, to pozbędzie się jednego ze współpracowników. Nie miała prawa nawet wiedzieć, bo przecież Naruto nadepnął na sasukowy odcisk jeszcze w czasach uniwersyteckich, kiedy nie znał się z Haruno. Po prostu szokiem dla niej było, że ktoś chce wydać na aukcji charytatywnej TRZYDZIEŚCI tysięcy jenów. I to na Naruto.
— Sprzeciw! — zaskrzeczał głośniej. O nie! Nie odda życia bez walki! — Bo to… to jest — zaplątał się zaraz. — Bo to bez sensu jest!
Nikt nic nie powiedział.
— Bo… — kontynuował, próbując wyłowić z panicznie popierniczających myśli jakąś, która cudem wyrwie go z opresji. — Booo… no… nie umówię się z nim! To facet w końcu — rzekł z tryumfem, bez mrugnięcia okiem ignorując fakt, że no w sumie jest zatwardziałym gejem od zawsze. Przecież nie wszyscy o tym wiedzieli. Chyba. Jakoś nieszczególnie krył się z własną orientacją.
— W waszym regulaminie — spokojny głos licytującego znowu rozległ się po sali — nie ma ani słowa o tym, że kupuję RANDKĘ. Tylko twój czas.
— Prawda — poparła go Sakura, przez co Naruto spojrzał na nią z wyrzutem. Kobieta jedynie wzruszyła ramionami. Och, Uzumaki bardzo dobrze wiedział, że akurat ona opyliłaby go i za grosze. A tym bardziej ZA TRZYDZIEŚCI TYSIĘCY. Nie, że się nie lubili, czy coś. Po prostu. — Nie określaliśmy celu wykupu.
— Ale… ale… to za dużo? — wystękał, chwytając się ostatniej, dosyć kretyńskiej, deski ratunku, jaka przychodziła mu do głowy. — No proszę was, tyle pieniędzy…
— To dla dobra dzieci — stwierdził Sasuke, odbierając mu argument. I tylko złośliwie wygięte usta sugerowały, że to jednak nie pomoc biednym sierotkom kierowała mężczyzną w wyrzucaniu takiej forsy na licytację. — Możemy kontynuować?
— Oczywiście — Haruno przytaknęła z radosnym uśmiechem. Dosyć szybko oswoiła się z myślą o grubym hajsie, jaki uda się otrzymać za Uzumakiego. — Więc: trzydzieści tysięcy, kto da więcej?
Jakże spodziewanie, odpowiedziała jej cisza. 
Pięknie, ja pierdolę. Pomyślał Naruto, spanikowanym spojrzeniem przeszukując tłum. Mając nadzieję, że jak na kogoś spojrzy wystarczająco błagalnie, to ten ktoś wyratuje go sytuacji. I, och! Tak, znalazł w tym nieczułym zbiorowisku ludzi przyjazną twarz! Bo oto przy wyjściu stał Shikamaru, kumpel z biurka z naprzeciwka i obserwował w milczeniu sytuację, z wyraźnie znudzoną miną. Uzumaki złapał jego spojrzenie i korzystając z okazji rzucił bezgłośne „pomóż!”.
Nara przyglądał mu się przez chwilę.
Potem strzelił minę typu „nie-mam-hajsu” i wzruszył ramionami. I sobie poszedł.
Przyjaciel. Kurwa.
I kiedy Naruto tracił nadzieję, kiedy Sakura już unosiła młoteczek, w który została wyposażona, żeby zamknąć tę aukcję, kiedy oczy Uchihy zmrużyły się jakby bardziej złośliwie… Uzumaki usłyszał WYBAWIENIE.
— Trzydzieści jeden! — piskliwy, jakby nieco przerażony głos zabrzmiał dla Naruto niczym przeboski śpiew chordy aniołów. No przynajmniej na początku, bo zaraz niebieskie oczy wyłowiły w tłumie osobę, która DAŁA MU NADZIEJĘ i… i…
Załamał się natychmiastowo. Z deszczu pod rynnę.
Hinata.
Dziewczyna, która została przyjęta niedawno na praktyki i która ewidentnie na niego leciała. I była przy tym tak przerażająco nieśmiała i jąkająca się i w ogóle DZIWNA, że Naruto po prostu się jej bał. Bo, jak się nie bać człowieka, który wygląda, jakby zaraz miał posikać się z wrażenia, bo oddychacie tym samym powietrzem?
Teraz Uzumaki naprawdę nie wiedział, czy woli dostać zawału, bo Hinata go zamęczy swoim niemrawym podrywem, czy lepiej już zostać wykończonym przez Uchihe. W tym drugim przypadku przynajmniej istniała możliwość, że Sasuke zaciuka go jakoś w miarę szybko. Jednak nie musiał długo zastanawiać się nad tym wyborem, bo zaraz padło:
— Pięćdziesiąt.
I tym słowem Uchiha wykupił sobie Naruto na dowolne cztery godziny w najbliższej przyszłości. Jakoś nikt nie miał ochoty już próbować go przebić. A Uzumaki widząc jego zadowolony wyraz twarzy, naprawdę zaczynał wierzyć w to, że te godziny będą ostatnimi w jego krótkim życiu.

Reszta eventowego wieczoru minęła przyjemnie, bez większych niespodzianek. Naruto, po zamknięciu aukcji, udał się do biurowego zaplecza i tam postanowił oczekiwać na zakończenie wieczoru. I wcale się nie chował!
Naprawdę! Po prostu miał ochotę posiedzieć na znajdującej się tutaj kanapie. To była w końcu bardzo wygodna kanapa. W sam raz do siedzenia.
— O, tu się skryłeś! — Sakura wkroczyła do pomieszczenia, z szerokim uśmiechem goszczącym na ustach i dziwnym błyskiem w oku.
Naruto zerknął na nią przez palce dłoni, którymi właśnie przecierał twarz. Zerknął z wyraźnym wyrzutem. Bo mimo tego, że kobieta nie wiedziała dlaczego się przeciwstawiał w trakcie licytacji, to hej! BYLI DOBRYMI ZNAJOMYMI Z PRACY! Nawet ponoć LUBILI SIĘ. Więc powinna wyczuć, że coś mu nie pasuje i jakoś go wesprzeć!
— Jak coś, przekazałam twojemu tajemniczemu wielbicielowi dane kontaktowe — powiedziała, nic nie robiąc sobie ze ZNACZĄCEGO spojrzenia kolegi z pracy. — Powiedział, że i tak postara się jeszcze z tobą porozmawiać, więc może się stąd ruszysz i go znajdziesz?
— Zapomnij!
— Och?
— Tak. OCH. SPRZEDAŁAŚ MNIE, SZUJO.
— Nie, żeby coś, ale taki był ogólny zamysł tej akcji — stwierdziła Sakura, przypatrując mu się podejrzliwie. — Ale widzę, że coś nie jesteś zadowolony z udanej licytacji. Wyjaśnisz dlaczego, czy mam ci przypierniczyć w facjatę bez tego? Wiesz, źle znoszę wyzywanie mnie od szuj. Właściwie, źle znoszę wszystkie wyzwiska. Więc lepiej, żebyś miał dobry powód dla swojego dziwnego zachowania. Ja to bym chciała, żeby takie boskie ciacho zapłaciło za mój czas tyle pieniędzy, więc aktualnie nie widzę dla ciebie ratunku.
— Masz męża.
— To nie znaczy, że nie dostrzegam seksownych facetów wokół mnie. Zwłaszcza TAKICH facetów. No? Nawijaj.
— Ten twój „seksowny facet” — warknął po chwili, zabierając dłonie sprzed twarzy i marszcząc gniewnie brwi — weźmie i mnie w tych czterech cholernych godzinach zamorduje!
— Co?
— No mścić się będzie, no! — sapnął, podrywając się gwałtownie do pozycji stojącej. — I jego zemsta zła i okrutna będzie i ja się traumy dorobię i urazu i w ogóle pewnie nie dożyję świąt!
— A możesz, no wiesz, powiedzieć jakoś składniej o co ci chodzi w ogóle?
W pierwszej chwili chciał powiedzieć jej, żeby się odczepiła i dała mu emować się w samotności. Zaraz jednak dotarło do niego, że przecież jak nie wyjaśni, to Haruno serio mu przywali, a siła jej ciosu podbródkowego już dawno została owiana złowieszczymi legendami biurowymi. Wolał nie testować ich prawdziwości na swojej twarzy.
Więc zaczął mówić.

Pierwszy raz Naruto spotkał Uchihe na studiach. I momentalnie zrodziło się między nimi żarliwe uczucie. A uczuciem tym była wyjątkowo zaciekłą nienawiść. O tak.
Już w początkowych minutach swojej znajomości Uzumaki szczerze znielubił tego wymuskanego faceta. Bo był wyniosły, był burkliwą mendą, uważającą, że poniżej godności jest zadawanie się z kimś takim jak on, i na dzień dobry obraził jego inteligencję, sugerując, że „jest młotem, który najwyraźniej pomylił sale wykładowe, bo przecież niemożliwym jest, aby on studiował z takim motłochem jeden kierunek”. Może faktycznie Naruto sobie nieco zasłużył, skoro wcześniej pacnął tekst o „wyniosłych paniczykach mylących uniwersyteckie korytarze z wybiegiem dla modelek”, ale nie jego wina, że na tle innych osób facet prezentował się jakby został wycięty z jakiegoś chromolonego katalogu!
Ich znajomość nie zaczęła się zbyt obiecująco i jakoś tak przez kolejne kilka lat skutecznie kontynuowali tradycję wyzywania się nawzajem i ogólnego utrudniania życia. Z biegiem czasu Naruto odkrył, że mógł istnieć jeszcze jeden powód, dla którego tak chętnie wdawał się w słowne potyczki z tym konkretnym facetem.
Och, no bo po prostu mu się podobał.
Niekoniecznie rozumiał, dlaczego zauroczył go taki irytujący bubek, ale faktem było, że wyraźnie przypadło mu do gustu to, że przy ich małych wojnach ma pełną atencję mężczyzny. Więc tym bardziej zaciekle stwarzał jak najwięcej sytuacji do werbalnych pojedynków, które czasami przeradzały się w lekkie szarpaniny.
Ciężko mu było przyznać się nawet przed samym sobą do tego dziwnego uczucia, więc tym bardziej nie zdradził się z nim przed nikim innym. Nie, żeby się jakoś wstydził swojej orientacji, ale, cholera, to Uchiha! Jego odwieczny wróg! Więc nic większego między nimi nigdy nie rozkwitło, co nie przeszkadzało jednak w ciągłym dogryzaniu sobie nawzajem.
Jakże typowo dla siebie, Uzumaki w końcu przegiął. Swoim ostatnim numerem rozjuszył Sasuke na tyle, że to ostatecznie przekreśliło wszelkie szanse na zmianę ich relacji.

Rzecz działa się w dniu ich absolutorium. I być może właśnie dlatego, że był to, jak nie patrzeć, ważny dzień, Sasuke wściekł się jak nigdy. Przygotowując swój numer, Naruto nie spodziewał się AŻ takiej złości ze strony mężczyzny. Bo na ogół Uchiha wydawał się być typem człowieka, który zasadniczo ma gdzieś to, co mówią i myślą o nim inni. Można tak przecież było wywnioskować po jego własnym, czasami nieco chamskim — oczywiście w zależności do kogo — stosunku do innych ludzi.
Na swój kawał, który w momencie wymyślenia Uzumaki uważał za przegenialny, wpadł zupełnym przypadkiem, kiedy okazało się, że reszta grupy wytypowała go do ekipy montującej prezentację i tworzącej pożegnalne przemówienie. Oczywiście wszystko z humorystycznym akcentem. I, właśnie to zalecenie o humorze postanowił wykorzystać. Wykorzystać, zabawiając się tym samym kosztem Sasuke.
Dzięki kilku piwom, paczce szlug i urokowi osobistemu, udało mu się dorwać do zdjęć… ciekawych. Przestawiających Uchihe w nie aż tak cudownym wydaniu w jakim to też mężczyzna prezentował się zazwyczaj na uczelni. Nie był jakoś znowu bardzo świętoszkowaty i z raz albo dwa nieźle się zachlał na studenckich imprezach. Kilka dodatkowych przeróbek w programie graficznym i znaczna ilość foci mężczyzny wylądowała w prezentacji. Wraz z dziwnymi, zabawnymi komentarzami.
Naruto dobrze pamiętał, jaki miał ubaw ze znajomymi, dorabiając do zdjęć skacowanego Sasuke napisy typu „aśenaebałem!”. Ale zupełnie nie do śmiechu mu było, kiedy podczas wyświetlania zmontowanego filmiku poczuł na sobie mordercze spojrzenie czarnych oczu. I chociaż na początku chciał na nie zareagować złośliwym uśmiechem, tak coś go jednak powstrzymało i zamiast tego zerknął na osoby siedzące koło Uchihy.
I to był chyba błąd.
Znaczy, w tamtej chwili wszystko było błędem. I w pierwszym odruchu miał ochotę jak najprędzej odłączyć laptopa z którego puszczano prezentację, jednak na niewiele by się to zdało, skoro ta już właściwie dobiegała do końca.
Obok Sasuke siedzieli jego rodzice. Wyraźnie zdegustowani prezentowanym materiałem rodzice. I Uzumaki w zupełności się im nie dziwił, bo przecież ich syn został przedstawiony jako jeden z naczelnych chlejusów akademickich i w ogóle właśnie nabijała się z niego cała aula.
Dopiero wtedy do niego dotarło, że idealny plan wcale nie jest tak idealny, jak na początku sądził i że rodzice jego uczelnianego nemezis nie należą do osób, które mogłoby śmieszyć to, co było właśnie wyświetlane w prezentacji. Cholera jasna. Nie pomyślał o tym. Zupełnie nie brał pod uwagę tego, że treść ich filmiku może być naprawdę szkodliwa. Jasne, toczył z mężczyzną małą wojnę, ale to były bitwy między nimi dwojga i naprawdę nie miał najmniejszego zamiaru nigdy wciągać w to oburzonych rodziców mężczyzny!
Miał szczerą ochotę zapaść się pod ziemię i najlepiej sprawić, żeby ten przypał nigdy nie miał miejsca. Ale na to było już chyba trochę za późno.
Jakiś czas później Uchiha dorwał go na korytarzu. Bez słowa chwycił za przód koszuli, pociągnął w swoją stronę i zamachnął się, wyraźnie celując pięścią prosto w jego nos. Jednak, mimo furii wypisanej na twarzy, zawinięta w pięść dłoń zadrżała, kiedy mężczyzna zawahał się i w końcu ją opuścił, nie zmieniając jednak wyrazu twarzy.
— Nienawidzę cię — syknął, mrużąc wściekle oczy, zaraz obrócił się na pięcie i obiecując srogą zemstę, odszedł dynamicznym krokiem, świadczącym o jego wzburzeniu.
Wtedy… wtedy Naruto czuł, że chyba wolałby jednak oberwać. Bo może gdyby został oklepany, to jakoś bardziej pogodziłby się z tym co wywinął w ramach żartu.


— Powiem ci, że… — Sakura zwiesiła się na sekundę, uważnie go obserwując. — Cóż…
— No?
— Wydaję mi się, że masz zdrowo przekichane.
Naruto westchnął. Nie. To nie były słowa, które w jakikolwiek sposób mogłyby go pocieszyć. Tyle dobrego, że po jego historii Sakura odpuściła sobie oklepywanie go.

Skutecznie udało mu się przesiedzieć resztę wieczoru w pomieszczeniu socjalnym, do którego na szczęście nie mieli wstępu ludzie niepracujący w biurze. Wypęłznął z niego dopiero w chwili, kiedy goście już ponoć opuścili imprezę. Więc Uchiha ni jak nie mógł go dopaść. Raczej.
Och, nie żeby nie zdawał sobie sprawy, że prędzej czy później Sasuke i tak się z nim w jakiś sposób skontaktuje. Przecież zapłacił grube hajsy za możliwość spędzenia z nim czterech godzin. Jednak, w pewnej chwili tego feralnego dnia, Uzumaki postanowił przynajmniej te ostatnie godziny życia spędzić na niezamartwianiu się i wypchnięciu z pamięci nieprzyjemnej wizji przyszłości.
Nawet sprawnie mu to poszło. Przynajmniej do pewnego momentu.
Część biurowej ekipy pozostała na miejscu, żeby zabrać się za porządki. Scena została złożona przez odpowiednich ludzi, resztki poczęstunku wylądowały w workach na śmieci i już wszystko było w miarę ogarnięte. Naruto akurat popierniczał z mopem, ścierając podłogę i mrucząc pod nosem, coś co od biedy można było nazwać piosenką świąteczną, kiedy ktoś go tyknął w ramię.
Mruknął pod nosem niewyraźne, pseudoangielskie „isss juu! Kończąc refren, obrócił się i kwiknął. Znaczy pisnął. Nieco niemęsko, nieco skrzekliwie i nieco nie na miejscu. Chociaż niby JAK miał nie kwiknąć, skoro gdy się obrócił, to ujrzał przed sobą SASUKE. Tak, TEGO SASUKE, który przybył chyba tylko po to, żeby go zamordować za błędy młodości. 
Z wrażenia rozdziawił usta i cofnął się automatycznie o krok. Piętą szurnął o coś, na co prawdopodobnie by po prostu wlazł, gdyby nie to, że mężczyzna zaraz chwycił go za przód koszuli i pociągnął w swoją stronę.
Tak, że teraz zamiast — jak to w pierwszej chwili zamiarował Uzumaki — zdezerterować z godnością, Naruto stał nos w nos ze swoim największym wrogiem ze studenckich czasów i po prostu gapił się w jego oczy.
Bardzo ładne oczy, swoją drogą. Czarne, poważne oczyska, które aktualnie patrzyły prosto na niego.
— Wiadro — rzekł właściciel tych mamiących tęczówek.
Naruto zamrugał skonfundowany.
— Co? — zapytał.
— Wiadro z wodą. Prawie w nie wlazłeś — wyjaśnił Uchiha, wciąż trzymając za materiał. Jego, poważna jak dotąd twarz, rozjaśniła się zaraz w złośliwym uśmiechu, kiedy dorzucił wredne, ale jakże spodziewane: — Idioto.

— Sam jesteś idiotą, ty zwichrowany pudlu! — sapnął Naruto, trzepnął dłoń trzymającą jego koszulę i, wcześniej upewniając się, że nie ma ponownego ryzyka wdepnięcia w wiadro z wodą, odsunął się. — Czego mnie straszysz, co?
— Zapytałbym raczej, czego się cykasz, że taki płochliwy jesteś — odparł, zaplatając ręce na klatce piersiowej. — Czyżby mnie?
— Chciałbyś — warknął Uzumaki, mrużąc gniewnie oczy.
— O, to zapewne miałeś jakiś wyjątkowo dobry powód, żeby się cały wieczór chować gdzieś po kątach?
— Wcale się nie chowałem!
— Nie?
— Nie — powtórzył twardo, żeby zaraz dorzucić wyniosłym tonem: — Po prostu jestem dosyć zajętym człowiekiem.
— Oczywiście — przytaknął w taki sposób, że jasno dało się odczuć, że mu nie wierzy. — Ale, skoro już pozyskałem twoją atencję, to chciałbym się dowiedzieć jak stoisz jutro z czasem?
— Co?
— Czas. Ty. Jutro. Muszę ci powiedzieć, że mimu upływu lat, wciąż jesteś ciężko kontaktującym człowiekiem. A myślałem, że udało ci się wyhodować chociaż kilka szarych komórek.
— Ja… — warknął. Prychnął. — TY! — wysyczał. — Aghr!
— Masz to zacięcie krasomówcze, nie ma co.
— A weź spadaj. — Naruto zmrużył oczy, patrząc na niego podejrzliwie. Na dobrą sprawę, cały jego strach przed spotkaniem z Uchihą magicznie wyparował i został zastąpiony zwyczajną złością. — I wytłumacz się!
— Z czego?
— Z tej cholernej licytacji! Niby co ty sobie wyobrażasz, co? Kupiłeś mój czas, bo…?
— Bo? Hm. — Sasuke zastanowił się przez chwilę. — Cóż, bo mogłem. Więc? Co z tym jutrem?
— Po szesnastej — wyrzęził przez zaciśnięte zęby po chwili milczenia.
— Wspaniale. Wyślę ci smsem dokładną godzinę i adres. Więc, do jutra, Uzumaki.
I poszedł sobie.
Naruto wpatrywał się w jego plecy, dopóki ten nie zniknął za drzwiami. Och, no dobra. Nie cały czas. Bo w pewnym momencie jego spojrzenie zjechało na tyłek mężczyzny. W każdym razie, kiedy Uchiha sobie poszedł, złość minęła. I znowu powrócił strach o własne życie. Nie oczekiwał z uśmiechem nadejścia dnia następnego.

Obudził się trzy minuty przed budzikiem gwałtownie otwierając oczy, zupełnie nie pamiętając co mu się śniło. Wbił wzrok w sufit, przez chwilę marszcząc brwi w głębokim pomyślunku. I zaraz sobie przypomniał o wczorajszej licytacji, o rozmowie z Sasuke i o tym, że tak, dzisiaj pożegna się z życiem.
Chwycił leżący pod poduszką telefon aby wyłączyć budzik, który właśnie zawył. I podczas tej czynności przyczaił nową wiadomość tekstową. Od nieznanego numeru.
„Masz samochód?”
Zmarszczył brwi, zastanawiając się kto to. Po chwili go olśniło.
„Mam.” odpisał niechętnie.
„Przyjedź o 18:00.”
Westchnął. Piękny początek dnia, nie ma co. Zaraz zmarszczył brwi. Cóż… Tyle dobrego, że skoro będzie na spotkaniu z Sasuke własnym autem, to daje mu to jako taką możliwość ewentualnej ucieczki. A to nawet było w miarę pozytywną myślą. Tak więc, raz dwa poderwał się do siadu i zaraz wyskoczył z łóżka, coby zabrać się za ogarnianie do pracy.
Mimo że cały dzień siedział przed kompem jak na szpilkach, to jednak robota minęła mu szybko. ZA szybko, jak na to, że tuż po niej miał tylko jakąś godzinę na ogarnięcie się i… spotkanie. I o ile udało mu się przez większość dnia pohamować stres, tak kiedy wyszedł z biura prosto na ośnieżony chodnik, to znowu poczuł STRACH.
Zupełnie nie wiedział, czego oczekiwać. Znaczy, no dobra. ZEMSTY. To na pewno. Bo to akurat dla Uzumakiego było dosyć jasne, że facet będzie chciał odegrać się jakoś za ten studencki numer. Tyle, że nie miał najmniejszego pojęcia, jak to odgrywanie się mogłoby wyglądać. Rozmyślając o tym wsiadł do auta, żeby już po chwili jechać do domu, wciąż będąc pogrążonym w dzikich myślach.
Cóż… Na pewno Uchiha coś zaplanował. Coś, żeby go upokorzyć. I to dosadnie. Tak, że nie pozbiera się przez długi, długi czas.
Będąc w domu wciąż nie opuszczały go ponure przeczucia. Kiedy, po szybkim prysznicu i jeszcze szybszym ogarnięciu się, wychodził z domu, również. Śnieg lekko sypał, podczas gdy zmierzał pod otrzymany wcześniej adres, a w jego głowie wciąż kotłowały się coraz to bardziej przerażające teorie.
Doszedł do wniosku, że na dzień dobry musi postawić jasne granice. Nie da robić z siebie kretyna bez walki! Dlatego też, postanowił zrobić listę rzeczy, na które NIE MA OPCJI, że się zgodzi. Tylko, że tu pojawił się pewien problem, bo w sumie, nie wiedział, co też takiego mógłby chcieć od niego ten buc, żeby on mógł się na to nie zgodzić.
Zatrzymał się się przy chodniku, nieopodal domu, jaki wskazywał mu GPS. Wylazł z auta i po pochmurnym zlustrowaniu budynku w którym najwyraźniej mieszkał ten bubek, ruszył w jego kierunku. Naprawdę nie wiedział czego się spodziewać. I chyba to najbardziej w tym wszystkim go stresowało.
Jednak, kiedy zadzwonił do drzwi, które po krótkiej chwili otworzył odpierniczony w koszulę i marynarkę Sasuke, jego mózg wyprodukował pierwsze i w sumie jedyne zastrzeżenie, co do tego, CZEGO Z PEWNOŚCIĄ nie da sobie zrobić. A jako, że mózg wyprodukował, tak też w tej samej chwili usta postanowiły oznajmić światu:
— Nawet se nie myśl, że mnie, kuźwa, wciśniesz w sukienkę albo jakiś wieśniacki fartuszek!
Brew Sasuke uniosła się ku górze.
— Tobie też dobry wieczór — odpowiedział i chwycił kurtkę.
Po tak udanym powitaniu, obaj zmierzali już do samochodu.

Naruto zerkał znad menu na zamyślonego mężczyznę i nie za bardzo wiedział co ma sądzić o całej sytuacji. Bo na dobrą sprawę, poza tym, że jak zawsze był złośliwym dupkiem, Uchiha nie zrobił jeszcze nic, co mogłoby sugerować, że planuje coś niecnego. Czyli albo bardzo dobrze krył się ze swoimi zamiarami, albo jednak nic nie kombinował. Uzumaki jakoś szczerze wątpił w prawdziwość tej drugiej opcji, więc postanowił wciąż mieć się na baczności.
Siedzieli w restauracji.
NORMALNEJ restauracji. Wśród NORMALNYCH ludzi. Z NORMALNYM menu i NORMALNYMI kelnerkami. I to… to… no… to było podejrzane! Bo jak to tak, że siedzą w dosyć przyjemnym miejscu i jak na razie facet się nad nim nie znęca?
— Mógłbyś przestać? — padło w końcu ze strony mężczyzny, który wciąż wpatrywał się w listę dostępnych dań. — Patrzysz się, jakbym zaraz miał zacząć rzucać w ciebie nożami.
— A nie zaczniesz?
Wtedy Sasuke dopiero na niego spojrzał. Z wyraźnym zdumieniem spojrzał.
— Dlaczego miałbym?
— Bo jesteś złym, pokręconym człowiekiem! — zawołał Naruto, bez odrobiny złośliwości. — Nie wiem co kombinujesz, ale wiedź, że się nie dam tak łatwo wkręcić!
— Aktualnie kombinuję zjeść jakąś dobrą zupę. Tobie również polecam, bo tutejszy kucharz ma rewelacyjną wręcz opinię.
— Dobra, bez kitu — zniecierpliwił się. — Karty na stół. Czego chcesz?
— Zjeść.
— Ode mnie czego chcesz! — sprecyzował. — Bo nie uwierzę, że tak o, wydałeś miliony jenów, żeby po prostu spędzić wieczór w moim towarzystwie!
— To uwierz.
— Hę? Ale… — Naruto autentycznie przytkało. — Ale… No jakiś cel w tym miałeś!
— No tak. Pozbyć się tej kasy. 
— Co.
— Cóż, moja rodzina i tak lubi babrać się w takich akcjach. A skoro dostaliśmy zaproszenie i na tę licytację, to postanowiliśmy ofiarować pewną kwotę również w twojej firmie.
— Ale… to… i mnie? — prychnął na koniec nieskładnego pytania.
— A to, że padło na wykupienie ciebie było zupełnym przypadkiem. Chociaż muszę przyznać, że było warto, bo strzelałeś naprawdę epickie miny na scenie, kiedy ważyły się twoje losy.
— I co? I to wszystko? — zapytał niedowierzającym głosem.
— A czego się niby spodziewałeś?
— Krwawej zemsty za numer na studiach — odpowiedział szczerze, wciąż nie mogąc uwierzyć, że Sasuke naprawdę nic nie kombinował.
— Serio? — parsknął tymczasem, patrząc na niego z politowaniem. — Niby który?
— No… ten ostatni.
— Ostatni? — Mężczyzna zmarszczył brwi, zanim jego twarz rozjaśniła się w zrozumieniu. — Och.
— Tak! Och! Po absolutorium chciałeś mnie oklepać!
— Nie, żeby coś, ale przez większość naszych studiów miałem szczerą chęć cię oklepać.
— Ale wtedy tak BARDZIEJ! Byłeś wściekły! I nawet ja załapałem, że ten pokaz slajdów to była przeginka, więc… więc…
— Więc myślałeś, że zapłaciłem pięćdziesiąt tysięcy jenów, żeby mieć okazję jakoś się na tobie odegrać?
— No tak.
— Ty — powiedział odkładając menu. — Naprawdę jesteś popaprany.
— Dzięki — sarknął. — Więc co? Więc se po prostu zapomniałeś o całej sytuacji?
— Chciałbym. — Sasuke przewrócił oczami i, ku ogólnemu przerażeniu Uzumakiego, UŚMIECHNĄŁ SIĘ. — Mój brat, który również zaszczycił mnie swoją obecnością na zakończeniu studiów, nabijał się ze mnie przez dobry rok, zanim nieco odpuścił. Chociaż od czasu do czasu lubi do tego wracać. Dałeś mu niezły materiał do gnębienia mnie.
Naruto nie odpowiedział. Nie był w stanie. Bo ten dziad WCIĄŻ SIĘ UŚMIECHAŁ. Tak łagodnie, tak… bez złośliwości i w ogóle jakoś nie na miejscu przede wszystkim. Właśnie odkrywał, że taki uśmiechający się Sasuke ma na niego dziwny wpływ. Jezu. Cholera. On… naprawdę mu się podobał!
Bardzo, bardzo podobał.
— A rodzice, cóż, nie byli zachwyceni, jednak matka sama przyznała, że kiedyś też była młoda i zdarzało się jej robić rzeczy z których nie była dumna — parsknął z wyraźnym rozbawieniem. — Więc, mimo początkowej chęci mordu, raczej nie byłbym na tyle zaciekły, żeby mścić się za to po latach. Słuchasz mnie w ogóle? — zapytał, najwyraźniej zauważając, że Uzumaki nieco słabo kontaktuje.
— Ym — zająknął się. Cholera, czy mu się wydawało, czy od dłuższego czasu wgapiał się bezczelnie w jego usta? — TAK — powiedział, tylko po to, żeby powiedzieć cokolwiek. — OKEJ.
— Czy skoro już wyjaśniliśmy tę kwestię, to możemy się zająć jedzeniem? Naprawdę jestem głodny.

Naruto był oszołomiony. Tym, że Sasuke nie chciał się mścić, tym, że jedzenie było naprawdę, naprawdę przepyszne i tym, że z Uchihą bardzo miło spędzało mu się czas. Znaczy jasne, od czasu do czasu wyzywali się, jak za starych dobrych lat, wyraźnie podważając wzajemnie swoje IQ, jednak miało to charakter bardziej… przyjacielski niż faktyczne próby werbalnego zranienia się. To wszystko powodowało, że czuł się naprawdę skołowany.
Czas leciał szybko. W samej restauracji, nie wiadomo kiedy, minęły dwie godziny na wzajemnych pytaniach o życie po studiach i inne pierdoły, w międzyczasie wspominali uczelniane wybryki, najmniej lubianych wykładowców i najbardziej przekichane egzaminy. Później udali się do centrum miasta, gdzie odbywał się doroczny, świąteczny jarmark. Oczywiście, Naruto jako pasjonat świąt i osoba ogólnie jarająca się już samymi przygotowaniami do Bożego Narodzenia, z radością zaglądał do każdego dostępnego straganiku, co skończyło się kupieniem wielu słodyczy i kilku ręcznie robionych ozdób świątecznych.
Uchiha na to wszystko reagował nieznacznym unoszeniem kącików ust, co w sumie jeszcze bardziej uprzyjemniało Uzumakiemu czas. Bo naprawdę, ale to naprawdę robiło mu się nieco cieplej, kiedy te cienkie wargi wyginały się w niewymuszonym, naturalnym uśmiechu. W każdym razie: czas leciał szybko i zanim się obejrzeli, trzeba było już się zbierać. Po zakupieniu ostatnich czekoladek i zapakowaniu wszystkiego w papierową torbę, ruszyli w stronę parkingu, na którym wcześniej zostawili narutowe auto.
— W sumie, to ile minęło tej naszej… — Naruto zaciął się gwałtownie, jednocześnie przystając. Właśnie grzebał w trzymanym opakowaniu, upewniając się, czy nie zostawił czegoś na jednym ze straganów i w międzyczasie chciał zadać pytanie. Rychło w czas zorientował się, że dosyć dziwnie chciał je sformułować.
Dlaczego jego mózg usilnie krzyczał, że są na RANDCE? Przecież nie byli! Przecież… to, że jedli razem posiłek nie znaczyło od razu, że są na randce, nie? No i to, że Uchiha oddał mu swoje rękawiczki, kiedy tylko wspomniał o tym, że trochę mu zimno, również o niczym nie świadczyło! Chociaż…
— Naszym czym? — Sasuke, również się zatrzymał, żeby spojrzeć na niego z lekkim zdziwieniem. — Naruto?
Właśnie przechodzili przez mały park, tuż za którym znajdował się parking. Wszystko zasypane było grubą warstwą śniegu. Panował już mrok, rozjaśniony wszechobecnymi świecidełkami świątecznymi i ulicznymi latarniami.
— Czy to jest randka? — zapytał w końcu z ciekawością, przekrzywiając zabawnie głowę. — Bo wiesz, na licytacji mówiłeś, że nie kupujesz randki, a jak na razie wszystko dla mnie wygląda dosyć randkowo. Plus, nawet nie mam najmniejszego pojęcia czy jesteś gejem, czy coś, i nie wiem nawet, czy wiesz, że no ja na przykład jestem. Więc?
— Co?
— Czy to jest randka? — powtórzył pytanie, podczas gdy Sasuke podszedł bliżej.
— To zależy.
— Od?
— Od tego, czy chcesz, żeby to faktycznie była randka.
— Aha? A jakbym na przykład chciał, to czym by się to różniło od tego, jakbym nie chciał?
— Myślę, że tym, że porządne randki kończą się pocałunkiem.
— Och. — Naruto wpatrywał się w niego uważnie. Cóż… Chyba popierał takie myślenie. Zdecydowanie popierał. Zwłaszcza, że ON stał blisko, bardzo blisko niego i wyglądał… no wyglądał tak, że naprawdę miało ochotę się go schrupać. W płaszczu, z bordowym szalikiem owiniętym wokół szyi, zaróżowionymi od mrozu policzkami i włosami zmierzwionymi przez wiatr. — Więc ja myślę — odparł po chwili wahania. — Że to nasze małe spotkanie po latach zasługuje na miano randki. Porządnej randki — zaznaczył.
Niekoniecznie wiedział, który z nich wykonał pierwszy krok. Który szybciej przybliżył twarz, który pierwszy zmrużył oczy. Po prostu w kolejnej sekundzie, byli tuż przy sobie, a pozbawione rękawiczek dłonie Sasuke delikatnie smyrały jego policzki. W każdym razie Naruto bardzo, bardzo chciał poczuć jego usta na swoich własnych. I już sądził, że zaraz do tego dojdzie, że będzie się całował, kiedy za jego plecami rozległ się prześmiewczy głos. ZNAJOMY głos.
— No proszę, proszę, kogoż my tu mamy. Nie wiedziałem, że licytacja obejmowała również twoje usługi pod TYM względem. Teraz rozumiem tak wygórowaną cenę. Chociaż jak za ciebie to i tak za dużo.
Naruto zamarł, gwałtownie otwierając oczy. I zaraz obrócił się w stronę właściciela głosu. Złość w nim zakipiała, nawet nie na tyle po wrednych słowach, co po odkryciu kto też ośmielił się im przerwać. Suigetsu. Była to jedyna osoba z biura, którą po prosu gardził. Za cholerę nie mogli się nigdy dogadać. I naprawdę, ale to naprawdę się nie lubili. Dlatego też Uzumaki w pierwszej chwili zamierzał mu warknąć coś wyjątkowo nieprzyjemnego w odpowiedzi i no, na przykład wrócić do CAŁOWANIA, gdy odkrył, że ten oślizgły dupek z pracy nie napatoczył się sam.
Tylko z ich szefem.
Z ich szefem, o którym Naruto nie wiedział za wiele, ale to i owo owszem i w „tym i owym” było mówione, że jest cholernie nietolerancyjną prukwą.
Wtedy w jego głowie pojawiła się nieprzyjemna myśl.
— Nie przeszkadzamy już, widać, żeście zajęci — dorzucił Suigetsu i wraz z szefem, który skinął wyłącznie głową, poszli sobie. Facet wyglądał w sumie, jakby zupełnie olewał to co się wokół niego działo.
Jednak Uzumaki nie za bardzo zwrócił na to uwagę, bo myśli w jego głowie stawały się coraz bardziej nieprzyjemne. Tak więc, kiedy po chwili Sasuke położył dłoń na jego ramieniu z cichym „w porządku?”, wyszarpał je, obracając się w stronę mężczyzny z gniewnym grymasem na twarzy.
— Zaplanowałeś to? — warknął cichym, wibrującym ze złości głosem.
— Co?
— TO SPOTKANIE! Dogryzanie tego debila Suigetsu jeszcze zniosę, ale szef! Szef mnie po prostu weźmie i zwolni! — wrzasnął, dając ponieść się emocjom. Mocniej zacisnął dłonie na trzymanej torbie — Cała ta kolacja, to wszystko… Tylko po to, żeby mi dopiec?!
— Co? Naruto, ty chyba zwa…
— A wiesz ty co? — przerwał mu, nie mając najmniejszego zamiaru słuchać jakichkolwiek tłumaczeń. Czuł się zdradzony. Wykiwany. I to zdecydowanie nie było przyjemne. — Odwal się po prostu.
Poszedł sobie. Zostawił mężczyznę tam, na środku parkowej ścieżki, nawet nie zerkając przez ramię, czy ten ma zamiar za nim iść i się tłumaczyć, czy też nie. Nie obchodziło go to. Kiedy z wściekłością chwilę później trzasnął drzwiami samochodu, gdy do niego wsiadł, zegarek przy kierownicy wskazywał dziewiątą czterdzieści dziewięć.

Od tego zdarzenia minęły dwa dni. Nastrój świąt udział się już wszystkim. Ale w tym roku Naruto wybitnie tego nie czuł.
Jeżeli chodziło o jego… spotkanie z Sasuke, to na szczęście szef nie wyciągnął z tego żadnych konsekwencji. Jeszcze. Był to starszy człowiek, nieco nieogarniający czasami rzeczywistości, więc może nawet nie połapał się, że to jego pracownik obściskiwał się z innym facetem. Czy tam miał zamiar się obściskiwać. Albo, wbrew temu co mówiły o nim plotki, nie był taką homofobiczną szują jak ogólnie sądzono. A może po prostu cenił umiejętności pracownika i mimo jego orientacji nie zamierzał robić problemów?
Właściwie teraz to nie za wiele obchodziło Uzumakiego, który chodził wyraźnie przybity i zły i no lepiej było aktualnie go nie denerwować. Co na własnej skórze odczuł Suigetsu, który próbował złośliwościami nawiązać to ich spotkana w parku. Za co Naruto niemalże urwał mu głowę i wyzwał go całym repertuarem znanych sobie obraźliwych słów.
Nawet nie wiedział, że aż tyle ich zna.
Ta złośliwa menda od tamtej pory chyba go unikała, co Uzumaki zignorował, bo jego myśli cały czas uparcie wracały do Sasuke. Nie wiedział, co miał sądzić. I chyba żałował, że jednak nie zareagował nieco bardziej spokojnie i nie porozmawiali. Bo… Może to była tylko głupia nadzieja, ale co jeśli Uchiha jednak nie zaplanował tego spotkania? Co jeśli naprawdę nie miał zamiaru się mścić, a Naruto zareagował tak przesadnie tylko i wyłącznie ze względu na ich wspólną przeszłość? Naprawdę chciał wierzyć w to, że po prostu źle zinterpretował całą sytuację.
Właściwie, po dwóch dniach ciągłego rozmyślania, to był bardziej niż przekonany, że tak naprawdę to on spaprał, bo za szybko wyciągnął wnioski. I niekoniecznie wiedział, co powinien teraz z tym wszystkim zrobić. Przeprosić? W sumie mógł… Jednak z drugiej strony, chyba nie wiedziałby jak się za to zabrać. 
Westchnął. Ciężko.
I zerknął na zegarek. Akurat w chwili, kiedy godzina przestawiła się na równą szesnastą, tak więc mógł w końcu wyjść z tej cholernej pracy i iść emować się w domu. Ostatnio bardzo dobrze wychodziło mu emowanie się w domu.
Westchnął jeszcze raz, widząc, że za oknem sypie śnieg. Normalnie ten widok by go ucieszył, a nie teraz. Więc w jeszcze bardziej ponurym nastroju wyszedł z budynku. Pogrążony w nieco depresyjnych myślach, psiocząc pod nosem na przeciekające buty, na brak kaptura i w ogóle na wszystko, zmierzał do auta, które oczywiście musiał zaparkować DALEKO, bo bliżej nie było miejsca. I tak szedł i marudził aż...
… Aż został wciągnięty w ciemną uliczkę.
Nie wrzasnął tylko i wyłącznie dlatego, że w swoim oprawcy dostrzegł Sasuke.
— Co ty…? — zaczął zdumiony. Bo, cholera, co to niby miało znaczyć?!
— Mam jeszcze JEDENAŚCIE minut z naszej randki, więc zamknij się i słuchaj! — warknął Uchiha.
— Ale… 
— Zamknij się — powtórzył. — I przyjmij do wiadomości, że, cholera, nie planowałem żadnych głupich numerów i to spotkanie w parku było zwykłym przypadkiem. Więc. Do jasnej cholery, nie… 
— Ale ja to wiem — wypalił Uzumaki, wyrażając w końcu na głos myśl, która dręczyła go od dłuższego czasu. 
— Co? — Teraz to Sasuke wyglądał na skołowanego. 
— No… wiem. Znaczy, no przemyślałem sprawę i wychodzi na to, że no… trochę przegiąłem z reakcją.
— Trochę — sarknął. 
— No dobra, no. Nie czepiaj się już tak. Ogólnie rzecz biorąc ty też święty nie jesteś. 
— Teraz to akurat ty zwiałeś, zanim zdążyłem zrozumieć co się stało.
— No tak. No zdarza się. 
— Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Wiesz, musiałem wracać AUTOBUSEM. 
— Wynagrodzę ci to? 
— O? Ciekawe jak
— Hmm… — Naruto przyglądał mu się przez chwilę. Jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu. — Co mówiłeś wcześniej? O tych jedenastu minutach?
— Że zostało? Z naszego spotkania. 
— Wcześniej użyłeś innego słowa niż “spotkanie” — zauważył, przysuwając się bliżej niego. — Słowa, które chyba bardziej mi się podoba. 
— Huh? 
— Powiedziałeś “randki” — kontynuował Uzumaki. Stał już bardo blisko. Tak, że niemalże stykali się nosami. Wplótł dłonie w ciemne kosmyki, z rozbawieniem zauważając, że Sasuke niekoniecznie wie, co ze sobą począć. — A wiesz, jak się kończą porządne randki? 
Nie czekając na odpowiedź, przycisnął swoje wargi do tych należących do mężczyzny. 
Były miękkie, przyjemne. Jego zapach oszałamiający, sprawiający, że w głowie Naruto wirowało, a w podbrzuszu czuł przyjemne ciepło. A te niewykorzystane jedenaście minut z ostatniego spotkania… cóż. Wykorzystali. Bardzo, bardzo całuśnie. Jak na porządną randkę przystało. 

KONIEC

6 komentarzy:

  1. Chciałam... chciałam Ci powiedzieć, Irduś, że Cię uwielbiam :D Takżeś mi dobrze zrobiła. Znaczy no. Tak.
    W ogóle za każdym razem jak opisujesz Sasuke to on jest jeszcze bardziej seksowny i ponętny i kuszący (nawet jak się chamsko zachowuje) i mam ochotę wziąć go do takiego pokoju socjalnego na 4h, zamknąć drzwi do środka i robić bardzo, bardzo złe rzeczy xD Podsuwasz mojej wyobraźni niebezpieczne pomysły! :P Kcem więcej!
    Może jakoś nie wprowadziłaś mnie w świąteczny nastrój (to było "All I want for Christmas is you!", prawda??), bo specjalnie go nie czuję tak na co dzień, ale generalnie poprawiłaś mi nastrój ^^ Bardzo mi się to podobało! Czy możemy liczyć na jeszcze jakiś rozdzialik przed Świętami?
    Rany, rany, jaka późna pora, a ja mam jeszcze coś do zrobienia. Tobie dobrze się pisze między projektami, mnie się dobrze czyta między obrabianiem wyników na uczelnię xD
    Ech. No nic. Do miłego, Ird! Weny!
    Alys

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej, mów mi xD <3. I tak, to "All I want for Christmas". Z poprawionego nastroju radam bardzo, a co do nastroju świątecznego, to nah, chrzanić go xD. Zdecydowanie po napisaniu tego tekstu sama w sobie go umarłam, więc chyba powinnam zmienić nieco uwagi przed fikiem xD. Alenomniejsza.
      Przed świętami/na święta powinnam pacnąć tekst, którego nie chce mi się pisać wyjątkowo, więc no. Pewnie COŚ się jeszcze w grudniu na blogu znajdzie.
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  2. Aaawwww! To było cudowne. ;www; I tylko to jedno zdanie powtarza mi się w głowie, chociaż bardzo chciałabym powiedzieć coś jeszcze. Na przykład to, że pociski Sasuke są bardzo uchihowe, że Itachi gdyby spotkał Naruto, na pewno poprosiłby go o kopię tych wszystkich zdjęć i wyświetlał je na rodzinnych zjazdach, że ten Naruto był przerozkoszny, a pociski na Hinatę sprawiały, że sąsiedzi mogli pomylić śmiech z opętańczym wrzaskiem. xDDD Bardzo, bardzo mi się podobało, a to jakiś cud, bo ja ogólnie, prócz może jednego bloga, nie czytam niczego z Naruto, a jak czytam, to raczej bez większych emocji. A tu proszę! I muszę przyznać, że scena ich pierwszego, niedokończonego pocałunku, była naprawdę piękna. A opis Sasuke... awwww. ;wwww; Nic więcej do dodania nie mam, prócz może propozycji... Może jakąś sylwestrową kontynuację zaplanujesz? xDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O <3. Ile miły słów <3. Cieszę się bardzo, że moja mało ogarnięta pisanina Ci się spodobała :'). Serio, serio <3. Co do sylwestrowej kontynuacji, to hmm... raczej wątpię, bo insze rzeczy mam do ogarnięcia, a jakoś tak słabo za to ogarnianie chce mi się brać. Noale, zobaczym x).
      Dziękuję za komcia :D.

      Usuń
  3. Piszesz rewelacyjnie, zawsze się śmieję kiedy czytam Twoje notki...
    Nie wiem czy lubisz łańcuszki, ale nominowałam Cię do Liebster Blog Award. Jeśli masz ochotę, zajrzyj:
    http://naruto-sasuke-yaoi-yuri.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    no Sasuke taki ach, to naprawdę wspaniale, ta aukcja i Sasuke chętny do wykupienia Naruto...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń