poniedziałek, 16 listopada 2015

Gra warta świeczki - SasuNaru

W sumie Halloween nie było jakoś aż tak bardzo dawno temu, a tak się złożyło, że przypadkiem przypomniano mi o tym tekście, więc wrzucam go na bloga. Jest to tekst na event jesienny, z roku... hm... 2014 chyba xD. Albo 2013. Nieważne xD. W każdym razie, zadanie polegało na napisaniu fika do zadanych słów, a słowa te były dosyć dzikie xD. No to siup. Dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania ;). 
Tytuł: Gra warta świeczki
Długość: miniaturka, około 6,5k słów;
Gatunek: AU, przygoda;
Beta: Pico <3
Ostrzeżenia:: kilka przekleństw;
Uwagi dogorywającej autorki: Cierpiałam, jak to pisałam. Wciąż cierpię. Jak był becony też cierpiałam, ale Pico pewnie cierpiała bardziej xD. Tak więc było zdecydowanie za dużo cierpienia, jak na jednego fika.
Eventowe słowa: krew na nożu, wycie wilka, zepsuta lalka, gruszki, fluorescencyjny lakier do paznokci, rżenie konia, pościelone łóżko, patelnia, rozmrażanie lodówki, czerwone róże;

30 październik

Jak. On. Kurwa. Nienawidził. Halloween.
Nie, żeby istniał jakiś szczególny powód do takiego stanu rzeczy. Po prostu to godne pożałowania święto wydawało mu się być tak bardzo bezsensowne, tak idiotyczne, że sama myśl o nim wywoływała na jego twarzy grymas niezadowolenia. Dlatego też był zagorzałym przeciwnikiem jakichkolwiek form celebrowania tego konkretnego dnia, a że raczej ze swoją opinią się nie krył, to większość znajomych dobrze wiedziała o jego stosunku do święta duchów.
Dlatego też, kiedy stanął przed stanowiskiem, gdzie można było zgłosić swoją kandydaturę na udział w akademickiej zabawie halloweenowej, wzbudzał lekkie niedowierzanie wśród swoich kolegów z akademika.
— No proszę, proszę, pan Uchiha we własnej osobie. — Shikamaru uśmiechnął się półgębkiem, kiedy Sasuke stanął przed nim i Shino. W tym roku to oni koordynowali całą zabawę, dlatego też właśnie siedzieli przy biurku wyciągniętym z pokoju na hol ich akademika i prowadzili zapisy drużyn. — Cóż się stało, że postanowiłeś do nas dołączyć w tym roku?
Sasuke przez chwilę wpatrywał się w niego beznamiętnie, po czym mruknął w końcu:
— Domyśl się.
— Oczywiście, że się domyślam, ale miałem nadzieję, że rzucisz jakimiś bardziej szczegółowymi danymi. W końcu wiesz, to nie lada sztuka, skłonić CIEBIE do czegokolwiek.
— Szczegółowymi, mówisz? — Uchiha uśmiechnął się nieco złowieszczo. — Nie wiedziałem, że z ciebie taki perwers, Nara. Ale skoro chcesz słuchać, jak Uzumaki dobrze obcią...
— SKOŃCZ — przerwał mu gwałtownie, na co uśmiech Sasuke jeszcze się poszerzył. Shikamaru wcale nie musiał wiedzieć, że w tym momencie ściemniał i to bardzo.
— Zapisz — powiedział w końcu nieco przesłodzonym głosem, nie zmieniając wyrazu twarzy. — Mnie i Naruto.
I, nie czekając na odpowiedź, obrócił się na pięcie, aby wrócić do swojego pokoju. Jak tylko zniknął z zasięgu wzroku Nary, jego usta wygięły się w grymasie niezadowolenia. Wcale nie chciał brać udziału w tej popapranej grze. Z ledwością powstrzymał ciężkie westchnięcie.
Posiadanie nieco popierniczonego chłopaka miało czasami małe minusy. To, że został zmuszony do uczestnictwa w akademickim Halloween było jednym z nich. Cholerny Naruto i jego cholerne szantaże!
A ten jeden konkretny szantaż, który zmusił go do zapisania się do zabawy, miał miejsce dokładnie dzień wcześniej.

***

29 październik

Nóż miał szerokie ostrze i z pewnością nie był tępy. Skruszony nim lód wystarczająco tego dowodził.
— Och, kurwa — zirytowanemu warknięciu towarzyszyło cichy odgłos spadających na podłogę, zaróżowionych kropel.
Kap, kap.
— Zamorduję go — Chwilowa szamotanina spowodowała, że na ziemię z głośnym plaskiem, opadły kolejne kawałki zamrożonej, przebarwionej wody.
Kap.
Zaklął ponownie, dźgając wściekle kolejną zamrożoną warstwę, która prysnęła kawałkami lodu prosto w jego twarz. Cholernie niewdzięczna robota.
Kap, kap, kap...
Drzwi do pokoju otworzyły się gwałtownie. Cudem tylko uniknął oberwania nimi w głowę. Na szczęście zdążył poderwać się do pozycji stojącej i uskoczyć.
— Sasuke! — głos osoby, która właśnie wparowała do pokoju brzmiał zdecydowanie za radośnie. No przynajmniej dla Uchihy, który tylko od kiedy wrócił z zajęć wręcz kipiał z wściekłości. — O. Jesteś — zauważył Naruto uśmiechając się promiennie. Zaraz jednak uśmiech ten przybladł znacząco, kiedy zmierzył postać swojego chłopaka od góry do dołu i znowu wrócił spojrzeniem do jego ciemnych, teraz gniewnie zmrużonych, oczu. — Krew — powiedział po chwili wahania.
Kap, kap.
— Hę? — O ile wcześniej spojrzenie Sasuke wyrażało wyraźne oburzenie, tak teraz wkradła się w nie lekka niepewność. — Co: krew?
— Krew na nożu. Masz.
Kap.
Uchiha zerknął na trzymany przedmiot. Faktycznie, z jego końca powolnie skończyły się czerwone krople. Prychnął, posyłając swojemu chłopakowi rozdrażnione spojrzenie.
— To nie krew bęcwale, tylko wczorajszy likier wiśniowy, który cholera wie co robił w zamrażarce, przez co wziął i pękł. Teraz wszystko jest nim wysmarowane. Powinienem ci za takie niedbalstwo zrobić coś drastycznego, wiesz?
— A-ha? — Naruto przyglądał mu się z lekkim niedowierzaniem. — Właściwie co ty wyprawiasz?
— No jak to co: rozmrażam lodówkę.1
— A to rozmrażanie lodówki jest jakieś niezbędne nam do szczęścia teraz, czy coś?
— Nam? Nie. Mi? Owszem. Z racji tego, że robię ostatnimi czasy za twoją prywatną kucharkę, to raczej ja zajmuję się zaopatrzaniem lodówki w produkty zdatne do jedzenia. Na swoje szczęście, do zamrażarki jeszcze mi zupek instant nie wpychasz, chociaż mógłbym przysiąc, że to cholerstwo znajduje się w każdej możliwej przestrzeni w naszej pożal-się-boże-kuchni. — Machnął ręką niedbale wskazując pomieszczenie, w którym się znajdowali.
Akademik „Konoha” był jednym z czterech znajdujących się na tym kampusie. I miał mniej więcej taki sam układ co pozostałe. Każdy był czteropiętrowym obiektem, z centralnie usytuowanym korytarzem, wzdłuż których znajdowały się nieduże, dwuosobowe pokoje studenckie. Każdy taki pokój był podzielony na dwie części, z czego zaraz przy wejściu znajdowała się nieduża imitacja kuchni, w której można było znaleźć lodówkę i kilka półek na graty, a dalsza, nieco większa stanowiła pokój dzienny z łóżkami zaścielonymi kiczowatą pościelą w czerwone róże, biurkami i szafą.
Brew Sasuke drgnęła nerwowo, kiedy Naruto po prostu wzruszył ramionami i olał jego słowa. Zamiast tego rzucił na podłogę trzymane reklamówki, minął go i poczłapał w głąb pomieszczenia, aby klapnąć na pościelone łóżko stojące tuż pod oknem.
— Mniejsza z lodówką — powiedział uśmiechając się przy tym promiennie i poklepał miejsce obok siebie, jednoznacznie wskazując, że chce aby Uchiha usiadł razem z nim. — Mamy ważniejszą rzecz do obgadania — kontynuował, kiedy Sasuke z lekką dozą ostrożności zajął wskazane przez niego miejsce, wcześniej odkładając trzymany nóż na kuchenny blat.
— Mamy? — zmrużył podejrzliwie oczy. Zmrużył jeszcze bardziej, kiedy Naruto w kolejnej sekundzie wgramolił się na jego kolana, twarzą zwróconą ku jego własnej, oplatając go w pasie nogami.
— No — mruknął chłopak, wiercąc się nieco niespokojnie. Następnie wplątał dłonie w ciemne kosmyki, a w kolejnej sekundzie ciepłe usta wylądowały na wargach Sasuke, w krótkim, dosyć niewinnym pocałunku. Jego ręce zjechały zaraz na kark, gładząc delikatnie ciepłą skórę. — Miło by...
W chwili, kiedy Naruto ponownie chciał złączyć ich usta w pocałunku, coś w głowie Sasuke pstryknęło i zdał sobie sprawę z tego, co wyprawiał jego facet.
— Czy ty właśnie próbujesz swoich głupich sztuczek, żeby przekonać mnie do jakiejś kolejnej, wyjątkowo kretyńskiej rzeczy zajmującej twój mózg i nie dasz mi spokoju, dopóki ci się nie uda mnie zmanipulować?
Naruto oklapnął wyraźnie jednak nie spuścił spojrzenia z twarz Sasuke. Jeszcze kilka sekund temu na jego obliczu widniał radosny uśmiech, który teraz zniknął momentalnie, zastąpiony wyrazem oburzenia.
— Moje sztuczki nie są głupie — stwierdził zaraz naburmuszonym tonem jednocześnie odsuwając się od Uchihy i siadając obok. — I przecież wcale żadnych nie używam! To już nie można pocałować własnego chłopaka na dzień dobry?
— Po wcześniejszym zdeklarowaniu, że „mamy rzeczy do obgadania”?
— Od kiedy żeś się zrobił taki podejrzliwy, co? — Naruto łypnął na niego pochmurnym spojrzeniem.
— Od wtedy, gdy przez twoje gierki typu napierw-pomacam-później-podręcze-sumienie, dałem się wrobić rok temu w wigilie akademicką!
— Przecież było fajnie! Sam mówiłeś, że...
— A tak, było fajnie. Dopóki nie musiałem zajmować się tymi wszystkim zgonami. Z tobą włącznie — warknął Sasuke, ale nagle uśmiechnął się wrednie. — Chociaż nie powiem, widok twojej skacowanej twarzy jak się obudziłeś, zdecydowanie wszystko wynagradzał.
— Ty nieczuły dra...
— Więc, skoro już wiem, że coś kombinujesz — przerwał mu Sasuke, zanim Naruto zdążył rozwinąć obelgę. — To może przejdziemy od razu do konkretów? Co tym razem chodzi ci po łbie?
Uzumaki wbił w niego jeszcze bardziej pochmurny wzrok. Zagryzł wargi, najwyraźniej zastanawiając się co począć, po czym w końcu westchnął z niejaką rezygnacją i mruknął coś pod nosem.
— Co? — Uchiha spojrzał na niego z niezrozumieniem.
— Halloween — powtórzył Naruto przez zaciśnięte zęby. — Akademickie Halloween.
Plecy Sasuke spięły się automatycznie, a na twarzy wykwitł jawny wyraz przerażenia. Zaraz wstał gwałtownie, wciąż wpatrując się w swojego chłopaka jak w kosmitę. Bo on... on chyba sobie żartował!
— Nie — warknął w odpowiedzi i... i wrócił do rozmrażania lodówki. Nie miał zamiaru kontynuować tego tematu. Wigilia? Jasne. Sylwester, Wielkanoc? Okej, może dać się wmanewrować w różne imprezy organizowane przez mieszkańców DS „Konoha”2, ale nie w Halloween. Wszystko, tylko nie pieprzone Halloween!
Chwycił nóż i z zawziętością zabrał się za dziobanie nim w zamrożonej części, wciąż otwartej, lodówki. Pod jego stopami utworzyła się już drobna kałuża, z wcześniej odkruszonych kawałków lodu.
Sasuke zdawał sobie sprawę z tego, że Naruto był nieco zdezorientowany. I, że to jego zdezorientowanie zaraz zmieniło się w złość. Usłyszał jak Uzumaki zerwał się z łóżka, podszedł i stanął tuż za jego plecami. Uchiha jednak nic sobie z tego nie robił, tylko wciąż zaciekle atakował lód nożem.
— Dlaczego: nie? — zapytał w końcu Naruto tonem świadczącym o tym, że Uchiha popsuł mu humor.
— Bo nie — burknął w odpowiedzi, nie przerywając rozmrażania. — Ale ty się nie krępuj, idź robić z siebie idiotę, razem z tymi wszystkimi ludźmi.
— Ale ja chcę z tobą...
— Nie. Nie lubuję się w kretyńskich rozrywkach.
— To wcale nie...
— Co? Nie jest kretyńska rozrywka? — warknął wstając jednocześnie. Z głuchym trzaskiem odłożył trzymany nóż na blat i obrócił się w kierunku Uzumakiego. — Powiedziałem: nie.
— Ale...
— NIE.
Naruto westchnął z niejaką rezygnacją. Zaraz jednak oparł ręce na biodrach i nie spuszczającczujnego spojrzenia z Sasuke powiedział:
— Okej.
Uchiha zamrugał. O. Szybko poszło. Zazwyczaj na takie rozmowy poświęcali długie godziny, bo żaden z nich nie chciał nigdy odstąpić od swojego stanowiska. Dlatego też, zaraz w głowie Sasuke zakwitło ziarenko podejrzenia.
— Okej? — powtórzył sceptycznym tonem. — Tak po prostu?
— Tak po prostu. — Uzumaki wzruszył ramionami. Po sekundzie na jego twarzy ponownie zagościł promienny uśmiech. — A wiesz, myślałem o naszych planach na wakacje. Pamiętasz, rozmawialiśmy o kilku dniach w domku letniskowym mojej ciotki. Wiesz, sami, we dwoje, moglibyśmy robić co tylko chcemy i nikt by nam nie przeszkadzał... — Wyobraźnia Sasuke zaczęła działać na najwyższych obrotach. W końcu, mieszkali obaj w akademiku, i co tu dużo mówić, w takich warunkach ciężko było o większą prywatność. Nawet, jeżeli na wakacje w domu studenckim przebywało zdecydowanie mniej osób, niż w trakcie roku akademickiego. Kilka dni, sam na sam z Naruto, byłoby... kuszącą opcją. Bardzo, bardzo kuszącą. — Myślę, że nieco zmodyfikujemy ten pomysł.
— Hę? — Myśli Uchihy zostały gwałtownie sprowadzone na ziemię.
— A no. — Uzumaki pokiwał głową, jakby zgadzając się z samym sobą. — Tak. Zdecydowanie. Jestem pewien, że Kiba i Shikamaru chętnie skorzystają z opcji darmowego noclegu. I Choji. I Sai. Właściwie, dziewczyny z naszego piętra zapewne też by nie miały nic przeciwko. To duży domek, więc nie ma problemu, żeby ściągnąć większą ilość osób.
Sasuke zmrużył oczy i zacinał usta w wąską kreskę. Jeszcze przed chwilą cieszyła go wizja kilku miłych dni w towarzystwie Naruto, a teraz... a teraz... no miał po prostu ochotę go udusić.
— Widzę, że nie przebierasz w środkach, żeby dostać co chcesz.
— No wiesz, mój drogi Sasuke. — Uzumaki wyszczerzył się radośnie. — Muszę sobie jakoś radzić z twoim upartym charakterem.
Uchiha sapnął pod nosem. Kurwa. On naprawdę, ale to naprawdę nienawidził Halloween.

***

30 październik

Oczywiście, że się zgodził. Zresztą, gdyby nie dał się przekonać po tym bezczelnym szantażu, to Uzumaki zapewne wymyśliłby zaraz coś jeszcze gorszego, aby tylko dopiąć swego. Dlatego też, na drugi dzień, zaraz po zajęciach, obaj ruszyli na miasto w poszukiwaniu przebrań do akademickiej gry halloweenowej.
Teraz Naruto szamotał się w sklepowej przebieralni, aby zaraz zademonstrować Sasuke jedno ze znalezionych przebrań. Uchiha przewrócił oczami, kiedy zza kotary rozległ się kolejny chichot.
— Długo jeszcze? — burknął. Wybitnie wręcz nie miał ochoty szlajać się dzisiaj po sklepach.
— Chwila!— Kolejny śmiech. Po sekundzie, czy dwóch, Naruto faktycznie odsłonił materiał i szczerząc się do Sasuke zademonstrował swój strój. — I jak? — zapytał, wyraźnie rozbawiony, kręcąc biodrami.
Brew Sasuke drgnęła nerwowo.
— Nie — warknął jedynie, mierząc swojego chłopaka od góry do dołu. Uzumaki miał na sobie... kieckę. Czerwoną, opiętą kieckę na ramiączkach, sięgającą do połowy uda. I różową perukę. Ten strój niebezpiecznie przypominał Sasuke o jednej z koleżanek z grupy, która przez długi, długi czas starała się go poderwać. Bardzo namolnie. Miał niejasne przeczucie, że właśnie dlatego Uzumaki wybrał ten konkretny kolor włosów. — Nawet się nie waż!
— No daj spokój. — Naruto obrócił się, aby podziwiać swoją postać w sklepowym lustrze. Wypiął się dumnie w kierunku własnego odbicia. — Czyż nie wyglądam seksownie?
— W sukience z twoimi nieogolonymi nogami? Naprawdę uroczo — warknął, wciąż wpatrując się w niego ze złością. — Ściągaj to. Natychmiast.
— Powinienem zainwestować w ten strój. — Naruto zignorował jego słowa, jednocześnie wdzięcząc się do lustra. — Połączenie czerwieni i różu to zdecydowanie moje kolory. Chyba serio to kupię! — ponownie zaśmiał się do samego siebie.
— Nawet. Się. Nie. Waż.
— Ale...
— Jeżeli kupisz kieckę, to jak tylko wrócimy do akademika wezmę podrę tę szmatę. Podrę. Spalę. I zakopię.
— Ostro. Ale perukę zostawimy, co? Mogłaby nam się przydać do małych eksperymentów w sypia...
— Chyba, kurwa, śnisz.

***

31 październik

Nastał ten feralny dzień... a raczej wieczór.
Akademicka gra na Halloween miała już wieloletnią tradycję i z roku, na rok stawała się coraz bardziej dopracowana. Każdego Halloween od kilku do kilkunastu śmiałków zbierało się — w dwuosobowych drużynach — przed starym, opuszczonym akademikiem, aby wziąć udział w zabawie.
O DS „Ame” krążyły rozmaite legendy pośród studenckiej braci. Budynek stał na krańcu kampusu, tuż przy lesie. Był on największym akademikiem na tym terenie, bo składał się aż z siedmiu kondygnacji nadziemnych i piwnicy. Od wielu lat był nieczynny. Dlaczego? Tego nie wiedział nikt3. Prawdopodobnie miało to coś wspólnego z brakiem funduszy na remont, jednak studenci woleli rozpowiadać pogłoskę, że lata temu, jeden z podstarzałych, ekscentrycznych profesorów miał w podziemiach obiektu własne laboratorium i przeprowadzał tam wszelkiego rodzaju obrzydliwe doświadczenia. Ponoć jednej nocy z niezrozumiałych dla nikogo przyczyn ludzie mieszkający w akademiku po prostu... zniknęli. Tak samo, jak profesor, którego część mieszkańców miasta oskarżyła o to zdarzenie. Od tamtej pory różne historie krążyły wokół „Ame” ale jak dotąd żadna z nich nie przyczyniła się do rozwiązania tajemniczego zdarzenia.
W każdym razie, od dawna właśnie w tym budynku organizowane były halloweenowe zawody. Udział mógł wziąć w nich każdy student mieszkający w którymś z działających na terenie kampusu akademików: „Konoha”, „Kiri” „Suna” i „Iwa”. Właściwie wymagano, aby z każdego z domów studenckich było co najmniej dwóch delegatów, tworzących drużynę. Co roku zmieniał się organizator imprezy, a w tym wypadała kolej „Konohy”.
Zasady były w miarę proste. W akademiku stanowiącym obszar zabawy na różnych stanowiskach rozstawiali się organizatorzy imprezy. Zwodnicy musieli je odnajdywać, aby otrzymać treści misji do wykonania i podpowiedzi dotyczące usytuowania kolejnego miejsca. Za każde znalezione stanowisko i za każde wykonanie zadania otrzymywało się puszkę piwa. Osoby, które pierwsze docierały na metę (po zdobyciu odpowiedniej ilości browarów) dodatkowo otrzymywały na mecie kolejne pięć puszek. Osoby, które zdobyły „tajemniczy przedmiot” również dostawały dodatkowe piwa. Na każdym stanowisku można zawsze odmówić wykonania danego zadania, co oczywiście wiązało się z tym, że otrzymywało się jedynie jedną puszkę — za znalezienie stanowiska organizatorów. Ta drużyna, która na metę doniosła największą liczbę puszek wygrywała. Oznaczało to, że akademiki innych drużyn musiały robić ściepę na organizację imprezy tanecznej mającej miejsce zaraz po zawodach. A, no i oczywiście zwycięzcy otrzymywali wszystkie zdobyte piwa, przy czym nie istniała żadna zasada mówiąca o tym, że w trakcie gry nie można podpierniczać puszek innym zawodnikom. Dodatkowe reguły dotyczyły tego, że każdy z zawodników musiał mieć halloweenowe przebranie. Ponadto gracz mógł mieć przy sobie tylko i wyłącznie jedną rzecz, która być może pomogłaby mu w rozwiązywaniu tajemniczych zadań.
— Patelnia? Serio? — Sasuke spoglądał ze zwątpieniem na swojego chłopaka. — Ze wszystkich możliwych rupieci ty wybrałeś patelnię?
— O co ci chodzi? — Naruto nie podzielał jego humoru. Z uśmiechem przyklejonym na ustach, radośnie wymachiwał wspomnianym przez Uchihe przedmiotem. — Przydatna rzecz taka patelnia. I ukucharzyć coś można...
— Nie umiesz gotować...
— I przywalić komuś, jak irytuje — dokończył wyraźnie coś sugerując.
Sasuke postanowił tego nie komentować. Zamiast tego zmierzył Naruto od góry do dołu i z ledwością powstrzymał się od zrezygnowanego jęknięcia, bo jego chłopak miał na sobie aktualnie... habit. Babski habit. Był przebrany za zakonnicę.
— Ty masz jakieś niewyraźne skrzywienie w kierunku kobiecych ubrań, nie? — zapytał w końcu. — Wiesz, o takich rzeczach powinieneś mi powiedzieć na początku naszego związku. Poważnie bym się nad nim zastanowił.
— Jeżeli próbuje mi dogryźć osoba przebrana za księdza, to jakoś mnie to nie rusza, wiesz? — Naruto pomachał w jego stronę patelnią. Poprawił wolną ręką czarny welon, który nieco zjechał mu na czoło.
— Pięknie. Zakonnica grozi mi sprzętem kuchennym. Naprawdę cudownie.
— Oj zamknij się i zacznij w końcu dobrze bawić!
Sasuke wzniósł oczy ku niebu. To będzie ciężki, ciężki wieczór.
Aktualnie znajdowali się przed akademikiem „Ame”, czekając aż zbiorą się wszyscy zapisani studenci. Z tego co powiedział Shikamaru brakowało wyłącznie dwóch zawodników z „Kiri”. Z „Suny” pojawił się Gaara i jego siostra — oboje przeobrażeni w zombie — znajomi Naruto. A z akademika „Iwa” jakiś blondyn w wampirzym stroju, którego imienia Sasuke nie znał, a którego kojarzył ze starszych roczników. Towarzyszył mu Sai, przebrany w swój fartuch do malowania wyciaptany farbą.
Wyglądało na to, że każdy akademik miał wyłącznie jedną parę reprezentantów w tym roku.
— No proszę, proszę, czyż to nie Sasuke? — rozbawiony głos rozległ się tuż za jego plecami. — I to w jakim uroczym wydaniu! Do twarzy ci w sutannie.
Uchiha spiął się momentalnie, rozpoznając irytujący głos. Był to Suigetsu, jego kumpel z roku. Jednak to nie obecność Hozukiego spowodowała taką reakcję. Po prostu, skoro ten facet tu był, to znaczyło, że...
— Sasuke!
… że gdzieś obok kręciła się Karin. Ekstra.
— Sasuke! — wydarła się ponownie, biegnąć w ich kierunku. Miała na sobie... coś... coś... bardzo prowokującego. Coś co od biedy można było nazwać mundurkiem pielęgniarskim, mimo tego, że po prawdzie wyglądało, jakby składało się z samej bielizny. Czepek z czerwonym krzyżykiem wczepiony w rude włosy jednak nieco naprowadzał postronnego obserwatora na prawidłowy trop.
Kobieta dotarła w końcu do nich i z zadowolonym uśmiechem oparła dłonie na biodrach, przyjmując nieco wyzywającą pozę. Sasuke zauważył z lekkim niesmakiem, że jej długie, najwyraźniej sztuczne paznokcie świecą się na czerwono. Ten fluorescencyjny lakier do paznokci wywoływał w nim wyjątkowo negatywne uczucia. Właściwie, tak jak cała Karin.
— Przebrałaś się za prostytutkę? — zapytał w końcu, maszcząc brwi.
Naruto parsknął śmiechem słysząc ten tekst. I zaraz, zanim nieco zszokowana dziewczyna zdążyła odpowiedzieć, położył Sasuke rękę na ramieniu i pociągnął w stronę Shikamaru, który aktualnie stał przed wejściem do opuszczonego akademika.
— Chodźcie, zaraz zaczynamy.
— Super — mruknął Sasuke, przewracając oczyma.

***

Shikamaru — owinięty od góry do dołu w papier toaletowy — pokrótce przedstawił zasady dzisiejszej gry. Wszystko opowiadał dosyć monotonnym tonem, dlatego też Sasuke z ledwością powstrzymywał się od ziewania. Aktualnie wszyscy znajdowali się w akademickim holu, tuż przy głównym wejściu.
— Losujecie numerki — powiedział Nara, najwyraźniej zmierzając do końca swojego monologu. — Każdy oznacza inne miejsce, które musicie odnaleźć i z którego właściwie zaczynacie swoją grę. Pierwszą wskazówkę dostajecie ode mnie. Przy okazji sprawdzę wasze przedmioty i przydzielę torby na piwa. Jest siedem stanowisk, ale nie musicie zaliczać ich wszystkich, żeby opcjonalnie zgarnąć na mecie dodatkowe piwa, za przybycie jako pierwsza drużyna. Jednak po wyjściu z akademika, gdzie jest meta, musicie mieć przy sobie co najmniej dwanaście piw. Jasne? — Poczekał na niemrawe pomruki potwierdzenia. — No to zaczynamy!
Sasuke skrzywił się wyraźnie. Co on by dał, żeby być wszędzie, byle nie tu.
Razem z Naruto stał na końcu kolejki po numerki, tak więc siłą rzeczy zgarnęli ostatni, ten niewylosowany przez nikogo.
— Trójka — powiedział koordynator, wręczając im jednocześnie dużą papierową torbę na której ktoś niezgrabnie narysował dynię i krzywy napis „alkohol albo psikus!”. Uchiha przyjrzał się jej krytycznie. — To znaczy, że zaczynacie gdzieś od dołu.
— Że laboratorium? — zapytał Naruto, a w jego głosie pojawiła się dziwna nuta.
— A co, strach cię obleciał? — parsknął Sasuke, spoglądając na niego z wyższością.
— Chciałbyś — prychnął Uzumaki, zezując na niego nieprzychylnie. Czarny welon od stroju znowu śmiesznie mu się przekrzywił.
— Wasze przedmioty? — zapytał Shikamaru, nie zwracając uwagi na ich rozmowę, zapisując coś w kartkach, które trzymał.
— Telefon. — Sasuke wciąż szczerzył się złośliwie, kiedy Naruto wystawił mu język. Zaraz blondy zwrócił się do Nary wyniosłym tonem:
— Patelnia.
Shikamaru oderwał wzrok od trzymanych papierów i spojrzał na niego ze zdziwieniem.
— Patelnia? — W jego głosie pojawiło się lekkie wahanie. — Serio?
— Serio. Co, nie można?
— Niby można, ale... ale na co ci to, to się przyda?
— Do szczęścia, kuźwa — mruknął Naruto, odbierając od niego karteczkę zawierającą wskazówkę. — W ogóle się nie znacie na walorach takiego oręża!

***

[align=center]Witajcie wędrowcy, waszym pierwszym zleceniem
jest znalezienie miejsca obarczonego profesora zdziwaczeniem.
Strapiony uczony znalazł azyl do sprytnego ukrycia
swych zawiłych doświadczeń, dziś wartych odkrycia.
Ciemnością spowity znak na drzwiach się skrywa,
licząc na paluszkach: sześć się on nazywa.


— Że co? — Naruto wpatrywał się w kartkę, odczytując co chwilę pojedyncze zdania. 
— Co, co. Marnie napisana rymowanka po prostu. — Sasuke wzruszył ramionami, po czym wyrwał papier Uzumakiemu i podświetlił go telefonem. Ha. Na szczęście wcześniej zaopatrzył się w aplikację „latarka”, więc mógł nieco rozjaśnić otaczający ich mrok. 
Znajdowali się w akademickiej piwnicy. Śmierdziało w niej kurzem i suchą ziemią. 
— No i co, cwaniaku? — burknął Naruto, zaglądając mu przez ramię. — Wyczytałeś coś ambitnego? Bo ja muszę przyznać, że raczej to dla mnie marna wskazówka. 
— Bo jesteś tępakiem. — Uchiha wzruszył ramionami. — Szukamy laboratorium. Będzie za drzwiami numer sześć. To raczej nie jest wybitnie trudna zagadka do rozwikłania. 
— No dobra, niby tak, ale... — Naruto potrząsnął głową. — Serio? Laboratorium? Myślałem, że to taka ściema jest z nim. 
— No nie gadaj, że naprawdę się boisz. — Sasuke rzucił mu wyraźnie kpiące spojrzenie. — Przecież sam chciałeś brać udział w tej popapranej grze! 
— Wcale się nie boję! — powiedział Uzumaki, nieco nazbyt głośno. 
— No tak. Przecież masz przy sobie swojego obrońcę — parsknął Uchiha. A widząc, że na twarzy Naruto pojawia się uśmiech wdzięczności, uściślił: 
— Tę swoją cudowną patelnię. 

*** 

Po krótkiej, ale dosyć ostrej wymianie zdań, poczłapali w głąb korytarza. Sasuke kierował strumień światła na każde mijanie drzwi. Dosyć szybko uporali się ze znalezieniem tych oznaczonych numerem „006”. I tu pojawił się pierwszy problem. 
— Zamknięte — stwierdził Sasuke, wpatrując się w nie ze zwątpieniem. 
— Może to nie te? — zapytał Naruto, który jak dotąd po prostu ukrywał się za jego plecami. 
— To niby czego mamy szukać co? — warknął Uchiha, obracając się w jego kierunku. Sutanna zaszurała wokół jego kostek. 
— Nie wiem, ale... — Uzumaki umilknął gwałtownie, marszcząc jednocześnie brwi. — Ej, słyszałeś to? 
— Co? Odgłos twojej upadającej godności? 
— Nie! — warknął wściekle Naruto, mierząc go złym spojrzeniem. — Zamknij się teraz, dobra? 
Sasuke już otwierał usta, żeby odpowiedzieć coś wyjątkowo niemiłego, kiedy do jego uszu również dobiegł stłumiony dźwięk. Jakby... jęk? Bełkot? O... o, znowu! 
— Co jest? — mruknął do siebie, wpatrując się w ciemność. — To... 
— To gdzieś tam — szepnął Naruto, wskazując przestrzeń przed nimi. Uchiha przyświecił tam latarką. W miejscu, gdzie spodziewali się ujrzeć ścianę, znajdowała się wstawiona framuga drzwi. Sama framuga. Tuż za nią ciemność była jakby... głębsza.— Jak myślisz, co tam jest?
— A bo ja wiem? Prysznice? — Sasuke wpatrywał się niepewnie przed siebie. Zaraz jednak pewnym krokiem podszedł do framugi i poświecił telefonem we wnętrze kolejnego pomieszczenia. — O. 
— Co? — Naruto podreptał tuż za nim i zerknął mu przez ramię. — Korytarz? 
Uchiha pokiwał głową. Podniósł rękę, starając się oświetlić jak największą przestrzeń. Na przeciwko nich znajdował się znowu szereg drzwi. Tym razem jednak żadne z nich nie miały na sobie wypisanego numerka. 
Stłumiony dziwny dźwięk rozległ się ponownie. Spojrzeli w kierunku, z którego się roznosił. 
— Ej — Naruto parsknął, wyraźnie rozbawiony. — Chodź. 
Sasuke ze zdziwieniem patrzył, jak jego chłopak wyminął go i ruszył przed siebie. 
— Co ty tak nagle... 
— Poświeć tu. — Uzumaki wskazał drzwi, przed którymi stanął. Uchiha posłusznie skierował na nie promień światła. 
Nie różniły się od innych, które mijali. Białe, wysokie na dwa metry i szerokie na co najmniej metr, pokryte łuszczącą się, żółknącą farbą olejną. A zza nich słychać było... więcej bełkotu? 
— Patrz! — Naruto podskoczył w miejscu z ekscytacji, kiedy najwyraźniej coś odkrył. Sasuke podążył zaraz za jego spojrzeniem. Zmrużył oczy, wpatrując się uważnie w nawierzchnię i dopiero po chwili dotarło do niego, że widzi tam szare, nabazgrane lata temu kreski. Pięć pionowych, skreślonych jedną ukośną. 
— Znak sześć — mruknął. 
— No — potwierdził Uzumaki, szczerząc się w jego stronę. — I o ile słuch mnie nie myli, to nawet wiem, kto znajduje się po drugiej stronie. Zapraszam więc! — krzyknął radośnie i chwycił klamkę, żeby zaraz zamaszyście otworzyć drzwi. 

*** 

— Ty... Choji...
— No? 
— Też widzisz zakonnicę wymachującą patelnią? 
— No. 
— I księdza? 
— Dokładnie. 
— Zezgoniliśmy na śmierć, czy ki czort? 
Sasuke z politowaniem wpatrywał się w widok, który miał przed sobą. Schlany Kiba siedział przy jednym z dwóch biurek i mrugał intensywnie, najwyraźniej próbując wyglądać na w miarę trzeźwego, podczas gdy Akimichi prezentował się nieznacznie lepiej i wcinał gruszki
Pięknie. Osoby, od których mieli odebrać kolejne zadanie wzięły i się schlały. 
Sasuke rozejrzał się po pomieszczeniu, do którego trafili. Zdecydowanie nie wyglądało jak laboratorium. Bardziej jak profesorski gabinet, którego przez długie lata nikt nie używał. Wszystko było zakurzone, a pod sufitem wisiały sporych rozmiarów pajęczyny. 
— No ładnie — stwierdził Naruto, kręcąc głową. — Nara was pozabija, jak się dowie, do jakiego stanu się doprowadziliście. 
— O. No... — Kiba czknął donośnie. — Zakonnica dobrze prawi.
Skończyło się na tym, że — byle tylko nie zdradzić Shikamaru całej tej sytuacji, przekupiono ich otrzymaniem puszki piwa, bez wykonywania zadania — co miało pewnie coś wspólnego z tym, że Inuzuka za cholerę nie wiedział, gdzie podział kartkę z rozpisanym dla nich zadaniem. Kolejną otrzymali oczywiście za znalezienie stanowiska. Na szczęście papier, na którym zapisano kolejną wskazówkę miał Choji, więc dosyć szybko ruszyli do następnego miejsca. . 

*** 

Kolejne trzy stanowiska odnaleźli w miarę szybko i bez większych problemów. Nawet zadania nie były jakoś szczególnie zawiłe dlatego też, teraz w ich torbie spoczywało już osiem piw. A w międzyczasie Naruto dorobił się upiornego make-upu, wykonanego przez Sasuke, który wymalował na jego twarzy czaszkę — co również było jedną z misji, jaką musieli wykonać. Tak więc teraz Uzumaki był szkieletorem-zakonnicą wymachującym patelnią i najwyraźniej bardzo mu się to podobało. 
Piąte miejsce, które musieli odnaleźć, znajdowało się w jednym z pokoi na czwartym piętrze. Pomieszczenie było pozbawione mebli i siedziały w nim — na podłodze — dwie osoby, otoczone kilkoma świeczkami. 
— No proszę, proszę — głos Tenten przebranej za czarownice, rozległ się zza czarnej woalki, która zakrywała jej twarz. — Jesteście pierwsi na punkcie kontrolnym, który odwiedzają wszystkie drużyny. 
— Ha! — Naruto uniósł patelnie w geście tryumfu. — No to tempo, tempo, dawajcie kolejne zadanie, zanim ktoś inny się tu zwali! 
— Macie wybór — odezwał się Neji, który siedział tuż obok dziewczyny. Był najwyraźniej przebrany za maga, bo miał na głowie dziwaczną tiarę w gwiazdki i doczepioną do twarzy siwą brodę. — Jeżeli zrezygnujecie z jednego piwa, to damy wam zadanie specjalne. Za wykonanie go, dostaniecie wskazówkę dotyczącą położenia „tajemniczego przedmiotu”. 
— Zadanie specjalne? Chcę zadanie specjalne! — Naruto wydawał się być podekscytowany.
— Pamiętaj, że jeżeli go nie wykonacie, to zgarniacie tylko jedno piwo za odnalezienie naszego stanowiska i wskazówkę dotyczącą usytuowania kolejnego miejsca, gdzie macie się znaleźć — wytłumaczył Hyuuga. 
— O ja. Chcę zadanie specjale! — Uzumaki spojrzał na Sasuke, w poszukiwaniu potwierdzenia, że się zgadzają na to obaj. Uchiha wzruszył ramionami. Tak po prawdzie, to wisiało mu co takiego wybiorą. 
— Okej, no to słuchajcie... 

*** 

Po raz pierwszy tego wieczoru Sasuke poczuł... podekscytowanie. I, owszem, wynikało ono z tego, że usłyszał treść ich zadania specjalnego. Bo mieli przestraszyć drużynę z innego akademika. 
Och, to przecież oczywiste, że na swój cel wziął ludzi z „Kiri” czyli Suigetsu i Karin. Aby zleceniodawcom udowodnić, że faktycznie wykonali misję, otrzymali kamerkę. Sasuke nie wiedział, na ile dobry jest to sprzęt i czy w ogóle wyłapie w nocy jakiś obraz, ale miał nadzieję, że uda im się zmusić studentów mieszkających w „Kiri” do takiego wrzasku, że będzie on wystarczającym dowodem. 
Naruto i Sasuke mieli mały plan by podbudować napięcie. Zaczaili się na jednej z klatek schodowych i wychylając się zza winkla obserwowali zmierzających w ich kierunku ludzi. 
Niczego nieświadomi Karin i Suigetsu kłócili się, ale wciąż nie zwalniali kroku i w końcu znaleźli się na tyle blisko, że drużyna z “Konohy” mogła zacząć działać. 
— Gotowy? — zapytał Uchiha, chowając się za ścianą. Otrzymaną od Nejiego kamerę ustawił na podłodze. Na małym wyświetlaczu widział zarys dwóch postaci. 
— No ba. — Naruto pokazał w uśmiechu wszystkie zęby, które błysnęły w ciemności. Mocniej ścisnął patelnię. — To widzimy się za jakiś czas — dorzucił i czym prędzej, szeleszcząc habitem, zbiegł po schodach. Miał za zadanie jak najszybciej dostać się na klatkę schodową znajdującą się po drugiej stronie korytarza, z której to najwyraźniej wcześniej skorzystali zawodnicy z „Kiri”. A żeby dokonać tego i jednocześnie nie trafić na Suigetsu i Karin, musiał po prostu pobiec wzdłuż korytarza mieszczącego się na niższym piętrze. 
Sasuke przez chwilę wpatrywał się w ciemność, w której zniknął Uzumaki. Zaraz jednak uśmiechnął się złośliwie i wyciągnął swój telefon komórkowy. Odpalił internet, i włączył dźwięk. 
Po korytarzu rozniosło się wycie wilka
— Co to było? — Dobiegł do jego uszu nieco spanikowany głos Karin. 
— A bo ja wiem? Ej, co ty wyprawiasz. Odczep ode mnie te pazury! 
Uchiha wychylił się ze swojej kryjówki, aby na nich zerknąć. Aktualnie rudowłosa dziewczyna przywarła do ramienia Suigetsu i nieco spanikowanym wzrokiem spoglądała w ziejącą przed nimi ciemność. Światło księżyca wpadało przez okno znajdujące się na końcu korytarza, jednak nie dawało za wiele jasności. 
— Wilki? — Drżenie w głosie dziewczyny wyraźnie wskazywało na to, że naprawdę zaczyna się bać. 
— Głupia. W naszym rejonie nie ma wilków! Chyba... 
— CHYBA?! 
— Cicho, to... 
Kolejnym dźwiękiem było upiorne skrzypienie drzwi. Zaraz po tym z drugiej strony korytarza rozległo się miarowe stukanie metalu o metal. Jakby ktoś czymś uderzał po schodowych tralkach. 
Uśmiech na twarzy Sasuke poszerzył się. Naruto najwyraźniej dotarł już do swojego docelowego miejsca i właśnie robił użytek z patelni, trzaskając nią o poręcz schodów. 
— A to kurwa znowu co?! 
— Zamknij się, kretynko, to pewnie... 
Wycie wilka rozległo się ponownie. 
— Pieprzę taką imprezę, spadajmy stąd — syknęła Karin. 
Oboje zatrzymali się nieopodal Sasuke, który z zadowoleniem stwierdził, że znajdują się idealnie w kadrze kamerki. Rozglądali się to w jedną, to w drugą stronę korytarza, najwyraźniej nie potrafiąc zdecydować, co robić dalej. Żaden ze słyszanych dźwięków jakoś chyba nie przekonywał ich do ruszania się z miejsca. 
Kolejne podejrzane trzaski wydobyły się z głośnika telefonu Sasuke. 
— Hozuki, serio, spadajmy stąd, bo... 
Z nagrania popłynęły następne dźwięki. Czy to było rżenie konia? Uchiha z ledwością powstrzymał się od wściekłego sapnięcia. Kurde, kto montował tę ścieżkę? Przecież rżenie konia nie należało do strasznych odgłosów! 
— Jezus Maria, to pewnie bezgłowy jeździec! 
O. A może jednak należą? Z wyraźną satysfakcją Sasuke zobaczył, jak Karin cofa się o krok. Wszystko jak na razie szło zgodnie z planem. 
— Nie wiem, jak ty, ale ja stąd idę. Nie mam zamiaru nadziać się na coś dziwnego! — parsknęła wyraźnie zła i wystraszona. 
— Czekaj ty strachliwa pokrako, musimy przecież razem... 
Na nic się zdały słowa Suigetsu, kiedy z głośnika telefonu rozległ się przejmujący, kobiecy krzyk. Słysząc go Karin pisnęła cienko, obróciła się na pięcie i rzuciła do ucieczki. Hozuki, chcąc nie chcąc, podążył za nią. Sasuke odetchnął, słysząc oddalające się szybkie kroki. I zaraz wcisnął się w róg klatki schodowej, gdy tylko usłyszał wrzask — tym razem należący do lokatorki akademika „Kiri”. Po kilku sekundach dziewczyna śmignęła tuż obok niego, w zabójczym sprincie uciekając z budynku. 
— Karin, kurwa! CZEKAJ! — Suigetsu biegł za nią, jednak za nic w świecie nie był w stanie jej dogonić. W ogólnym amoku nawet nie zauważyli czającej się w kącie postaci. 
Uchiha zaraz odlepił się od ściany i podszedł zgarnąć wciąż leżącą na ziemi kamerkę. Wcisnął przycisk odtwarzania i przewinął na ostatnie sekundy filmu. Z jego twarzy nie znikał uśmiech samozadowolenia. 
Po niedługim czasie dołączył do niego Naruto. Wyraźnie zadowolony z siebie Naruto. 
— Żebyś widział jej minę — parsknął. Wyglądał na dumnego z siebie. — Patrz, zgarnęliśmy dodatkowe profity! — powiedział wyraźnie zadowolony, podnosząc wyżej rękę, w której trzymał torbę z piwami. Najwyraźniej Suigetsu upuścił ją, kiedy zaczął biec za Karin. 
Według planu Sasuke, Naruto miał czekać na drugiej klatce schodowej i wyskoczyć na dziewczynę, która po serii dźwięków z telefonu Uchihy, próbowałaby wykonać taktyczny odwrót. Wszystko poszło tak, jak sobie założyli. 
Może jednak ta halloweenowa zabawa nie była AŻ tak kretyńska, jak sądził z początku Sasuke. 

*** 
W najwyższym punkcie budynku, w kącie porzucona
stoi zepsuta lalka, wyraźnie rozzłoszczona.
Tajemniczy przedmiot ów ustrojstwo stanowi,
chociaż od jej jazgotu w kręgosłupie aż mrowi.
Sprowadź ją na metę, podróżniku dzielny,
a zdobyty za to dodatek, na pewno nie będzie mierny.


— Dodatek? 
— No tak. Pewnie chodzi o te pięć piw. — Sasuke w zamyśleniu wpatrywał się w trzymaną kartkę. — Najwyższe pomieszczenie? 
— Czyli gdzieś na ostatnim piętrze? 
— Może. Trochę za mało wskazówek, żeby jednoznacznie wiedzieć o które miejsce chodzi. 
Właśnie schowali się w jednym z pokoi na piątym piętrze. Zastanawiali się co począć dalej. Bo z piwami, które zgarnęli po akcji z Karin i Suigetsu, mieli w swojej torbie już... trzynaście puszek. Więc, jakby udało im się odnaleźć tajemniczy przedmiot i jeszcze do tego dotrzeć na metę jako pierwsi, to zwycięstwo mieli w kieszeni. 
Pytanie tylko, czy któraś z innych drużyn nie deptała im przypadkiem po piętach. 
— To co robimy? — zapytał Naruto siadając na parapecie. Ściągnął czarny welon i przeczesał ręką blond włosy. 
— To zależy.
— Od? 
Sasuke uśmiechnął się dosyć sugestywnie. Nawet jeżeli po zrealizowanym planie, dzięki któremu zdobyli wskazówkę do „tajemniczego przedmiotu” czuł sporą satysfakcję i był skłonny stwierdzić, że to Halloween nie było takie złe, to tak po prawdzie zaczynało mu już się nudzić to łażenie po akademiku. 
— Od tego, czy również masz ochotę zakończyć to jak najszybciej i zająć się rzeczami przyjemniejszymi.
— Przyjemniejszymi, mówisz? — Naruto uśmiechnął się przekornie, podczas gdy Uchiha stanął między jego nogami. Nachylił się nad Uzumakim, tak, że ich nosy niemalże się stykały. — To znaczy, że jednak lecisz na zakonnice? 
— Lecę na ciebie, łosiu, nieważne jak durne przebranie strzeli ci do łba — parsknął. — Nawet twój dzisiejszy makijaż jakoś mi nie przeszkadza. No, może dlatego, że sam go zrobiłem — mruknął, przytykając czoło, do czoła Naruto i wpatrując się głęboko w niebieskie tęczówki. Mężczyzna zaśmiał się krótko, następnie wplótł dłonie w jego ciemne włosy i wychylił się nieznacznie, aby w końcu złączyć ich w pocałunku. 
Jednak zanim do tego doszło, oczy Naruto rozszerzyły się gwałtownie i wrzasnął: 
— Wiem! 
— Co? 
— Kojarzysz, że w naszym akademiku są dodatkowe schody na ostatnim piętrze? Prowadzą na dach! Założę się, że w „Ame” też jest coś takiego! To byłby najwyższy punkt! 
Sasuke zmarszczył brwi. Wszystko spoko, tylko... 
— Całując się ze mną myślałeś wciąż o tej kretyńskiej zagadce? 
— Przecież się nie całowaliśmy w końcu — odpowiedział Naruto, zeskakując z parapetu. Zaraz chwycił go za rękę i nie czekając na odpowiedź pociągnął go w kierunku drzwi. — Chodź, znajdziemy wejście na dach, „tajemniczy przedmiot”, wygramy zawody, a później... później może jakoś ci wynagrodzę to, że tak dobrze się spisywałeś podczas gry.

*** 

Sasuke wciąż miał naburmuszoną minę kiedy znaleźli wyjście na dach. Chociaż nie były to schody. W jednym z otwartych pomieszczeń na siódmym piętrze znajdowała się drabina. Uchiha patrzył pochmurnie, jak Uzumaki wspina się po niej, otwiera klapę w stropie i wychodzi na zewnątrz. Rad nie rad podążył za nim. 
Odpadająca papa4 zarzęziła pod jego stopami kiedy stanął na dachu tuż za Naruto i rozejrzał się wokół siebie. Było tu nawet... dosyć przyjemnie. Znaczy, dach, jak dach — płaski, z wystającymi tu i ówdzie kominami wentylacyjnymi, spalinowymi czy też oddymiającymi. Jednak to, że noc była gwieździsta, a księżyc błyszczał jasno jakoś nadawało temu miejscu fajnego klimatu. 
W jednym z jego rogów stało coś na kształt... małego budyneczku, wielkością przypominającego przystanek autobusowy. Zapewne kiedyś znajdowała się w nim cała instalacja akademika. 
— Chodźmy — zarządził Naruto i nie czekając na Sasuke ruszył w jego kierunku. 
Uchiha zacisnął zęby. Wcale, a wcale mu się nie podobało to, że zamiast macać się w pustym pokoju łaził teraz po jakimś cholernym dachu. Niechże tylko skończą tę głupią grę, to zaraz sobie wszystko odbije! 
Uzumaki otworzył drzwi do tego małego budyneczku i niemalże w tej samej chwili rozległo się głośnie i zrzędliwe: 
— No w końcu, no! 
Naruto nie wszedł do środka. Zamiast tego wpatrywał się przed siebie z lekkim niedowierzaniem. Sasuke zrozumiał w pełni jego zachowanie, kiedy zza drzwi wyszła... Sakura. 
Że też akurat ze wszystkich ludzi na świecie musiało przywiać akurat ją! Zaraz jednak Uchiha zmarszczył brwi, wpatrując się w marudzącą aktualnie dziewczynę. To dosyć dziwne, że się tu znajdowała. Chyba, że Haruno... 
Przyjrzał się jej uważnie. Jej różowe włosy były spięte w dwie kitki przewiązane błękitnymi kokardami. Do tego miała rozkloszowaną sukienkę tego samego koloru. Jej blada twarz wydawała się być, nawet mimo ciemności, jeszcze bledsza niż zwykle. Przy czym policzki i usta miała wymalowane czerwoną szminką. Wyglądała nieco jak... jak... 
— Lalka — mruknął do siebie. O. To by się nawet zgadzało z wersem, że od jej jazgotu w kręgosłupie aż mrowi. Bo Sakura właśnie psioczyła na to, że siedziała w tej „cholernej budzie przez kilka godzin i nikt łaskawie nie przyszedł jej wyciągnąć”. — Rozumiem, że to ty jesteś tym „tajemniczym przedmiotem”? — skierował pytanie do dziewczyny. 
— A co, nie widać? — odpowiedziała zaczepnie. 
Odczuł niekontrolowaną chęć zepchnięcia jej z tego durnego dachu, jednak szybko stłamsił w sobie te pokusę. Zamiast tego, wciąż wpatrywał się w nią uważnie i po chwili dostrzegł, że na jej skórze zostały wyrysowane pęknięcia, jakby była zrobiona z porcelany, która nieco się potłukła. Ktoś wykonał naprawdę dobrą robotę przy stylizacji dziewczyny. 
— No dobra, kończmy tę imprezę — powiedział w końcu, chcąc jak najszybciej dotrzeć na metę. 

*** 

Zeszli po drabinie i... i... Sauke wpadł na genialny pomysł. 
Dopiero teraz do niego dotarło, że dzisiejszej nocy wszyscy ich znajomi będą zajęci chlaniem na akademickiej imprezie halloweenowej. To dawało spore pole do manewrów dla niego i Naruto. Mogliby w końcu liczyć na nieco większą prywatność niż zwykle, gdyby tylko udało się to dobrze rozegrać. 
— Sakura — zaczął dosyć neutralnym tonem, kiedy tylko dziewczyna stanęła na ziemi. Może i nie za bardzo za nią przepadał, ale wteraz mogła okazać się przydatna. — Chcesz zostać bohaterem dzisiejszej imprezy? 
— Hę? — dziewczyna spojrzała na niego bez zrozumienia. — Ale, że jak to? 
— No cóż... myślę, że „Konoha” będzie z ciebie dumna, jeżeli to ty wygrasz, nie? 
— Ja? Ale, ja jestem... 
— Nie zauważyłem, żeby jakaś reguła mówiła o tym, że „tajemniczy przedmiot” nie może wygrać zawodów. A skoro jesteś z naszego akademika... Shikamaru i Shino nie będą mieli chyba nic przeciwko, jeżeli tylko wygra „Konoha”, co nie? 
— Co ty właściwie kombinujesz? — Naruto zerkał na niego z rosnącym zdziwieniem. 
— Nie interesuj się — powiedział w jego kierunku i zaraz znowu zwrócił się do Haruno. — Więc? 

*** 

Stali aktualnie w jednym z pokojów znajdujących się na piątym piętrze. Mieli akurat dobry widok na mały tłumek ludzi, który znajdował się przed głównym wejściem do „Ame”. Właśnie obserwowali, jak dołącza do nich Sakura trzymająca dwie torby wypełnione piwami. Przez chwilę rozmawiała z koordynatorami. 
Dyskusja jednak nie trwała za długo. Sasuke miał nadzieję, że dziewczyna przekazała informacje o tym, że on i Naruto... rezygnują z dalszej zabawy. Zaraz rozległ się przeciągły gwizd, który oznajmił zakończenie zawodów, co oznaczało, że wszyscy zawodnicy i organizatorzy gry w ciągu kilku sekund również wyjdą z budynku. 
— Niekoniecznie rozumiem, dlaczego oddałeś Sakurze nasze zwycięstwo — mruknął Naruto z nosem przyklejonym do szyby. Wymalowana na jego twarzy czaszka rozmazała się nieco podczas ich bieganiny po akademiku. 
Stojący za nim Sasuke uśmiechnął się do siebie, zanim jego ręce oplotły Uzumakiego w pasie, wcześniej ściągając z jego głowy ten nieszczęsny, czarny welon. W następnej chwili złożył na jego karku delikatny pocałunek. 
— No cóż — mruknął, podczas gdy Uzumaki oderwał się od okna i oparł się o niego ufnie. — Nagrodę za dzisiejszy wieczór mam aktualnie przy sobie i mam zamiar ją bardzo, ale to bardzo niecnie wykorzystać. 
Naruto parsknął śmiechem. 
— Ty naprawdę lecisz na zakonnice. 
— Jedną konkretną — stwierdził Sasuke podczas gdy Uzumaki obrócił się w jego ramionach i spojrzał na niego roziskrzonymi oczyma. Jego ręce zaraz oplotły kark Uchihy. 
— Prawidłowo — mruknął, wspinając się na palcach. Sasuke poczuł na ustach jego gorący oddech. — Bo ta jedna konkretna zakonnica leci akurat na jednego konkretnego księdza. 

*** 

1 Ogólnie w moim akademiku przyjmowało się zasadę, że rozmraża się lodówkę wszelkimi dostępnymi metodami, jeżeli chce się to zrobić bardzo, bardzo szybko, więc w ruch szły tłuczki, noże, suszarki i gorąca woda (nie jednocześnie, żeby nie było, że mieszkałam w akademiku dla samobójców). 

2 Dom Studencki „Konoha” 

3 No, oprócz rektora xD. 

4 Materiał budowlany. Izolacyjny.

11 komentarzy:

  1. Już miałam iść spać, ale jak zaczęłam to czytać, musiałam dokończyć... Zabójcze :)Czekam na kolejne pełne humoru kawałki.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne. XD nie no padłam brak słów!
    Ta zakonnica i akcja z lalką, albo patelnia(przypomina mi się zaplątani z disneya xD)
    Szacuuuun kocham love this!

    Ecleette `·´

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdzie ja to czytałem? Publikowałaś to już gdzieś kiedyś?

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaaaaach :D zacznę od tego: Sasuke w sutannie!!! Tak się nie robi mojej wyobraźni!!! kdjhKFJHslfkhLFKJHDH o.O Dziękuję xD Niestety nikt w otchłani internetów nie wpadł na genialny pomysł, by narysować takie połączenie, a szkoda xD ... patrzyłabym ^^
    Co dalej..? Rozbawiły mnie absolutnie: akademik Konoha i akcja z rżeniem konia (mało brakowało, a mój dziki śmiech w tamtym momencie przypominałby rżenie konia xD hell yeah!). Także bardzo zgrabnie udało Ci się wpleść wszystki żądane słowa w tekst, był fun ^^ Podobało mi się! Powiedz, że masz jeszcze jakieś teksty w zanadrzu :D
    Alys

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. x"DDD Gdybym nie była taką leniwą bułą to nawet bym chwytła tablet i pacnęła Saskłe w sutannie x'D. Chociaż może lepiej nie. No. Nie xD.
      Cieszę się, że tekst się spodobał i no, w zanadrzu coś się jeszcze znajdzie ;). Myślę, że niedługo powinnam wrzucić kolejną miniaturkę x).
      Dzięki za komentarz!

      Usuń
    2. Nie, nie, nie... nie mówi się, że może się narysuje Saska w sutannie, a potem się z tego wycofuje! xD Błagam, narysuj!!!!!!!! Nie bądź bułą, zrób Saska!
      A i jeszcze zapomniałam wczoraj dodać, że chyba byłaś w tym rozdziale wyjątkowo cięta na Sakurę i Karin ;) totalnie po nich pojechałaś xD
      Alys
      PS. Widzę, że nie rysujesz. Na co czekasz? Rysuj :D :D

      Usuń
    3. Tej, ja pacnąć mogę, tyle że to nie będzie art najwyższych lotów xD. Specjalizuję się w rysowaniu ziemniaków x). I ojtam cięta x'D. Przypadkiem się dziewczyną oberwało x).

      Usuń
  5. Witam,
    Naruto umiejętnie przekonuje Sasuke do swoich pomysłów, rewelacyjnie i to jak przestraszyli Karin cudo...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń