piątek, 21 września 2012

STADION LOVE STORY

Dobszsz, w ramach podzięki ( i lekkiego szantażu) za MadaIr, ach, mój Madarrra:*

Tego MadaIr: http://kaszalotowa.livejournal.com/2275.html
MinaPico, dla Pico :D
(Dla niewtajemniczonych: może lepiej... Cóż, czytacie na własną odpowiedzialność xD)

***   ***   ***   ***   ***   ***   ***

STADION LOVE STORY

Gliwicki stary stadion nie zachęcał do odwiedzin. A przynajmniej nie wydawał się odpowiedni na rodzinne, niedzielne spacery, do których tak ochoczo zachęcają gigantyczne bilbordy majaczące na niemalże każdym rogu ulicy. Nie. Na stadionie familia nie znalazłaby takich rozrywek jak w galeriach wypełnionych markowymi sklepami, czy też hipermarketach wyrastających na obrzeżach miasta.
Ciekawe zajęcie, prawda? Któż przecież nie lubi buszować po wyprzedażach wszelakich? Jednak do tego przydałaby się rzecz zwana pieniędzmi, a pieniądze, jak wiadomo, ulotne - wręcz nieuchwytne, zwłaszcza dla biednego, poczciwego studenta.
Dlatego, czyż nie lepiej wyściubić z portfela, z konta, czy od sąsiada, kilka złotych, pognać do sklepu po nie-aż-taką-tanią-flaszkę, ewentualnie zapitkę do niej i raczyć się widokiem cudownego gliwickiego nieba, siedząc na porośniętej trawą kiedyś-trybunie? Bo obecnie trybuną ciężko byłoby cokolwiek na stadionie nazwać. Może to z tego prostego względu, że po za wszechobecną trawą, tu i ówdzie wyrastały rozłożyste drzewa, widniały głębokie dziury, wręcz czekające na to, aby ktoś nieświadomy - bądź lekko wstawiony - zaginął w ich odmętach, a gdzieniegdzie pojawiały się wąskie strumyki, tworzące na środku dawnej murawy coś na kształt bajorka. Zamieszkiwanego przez gliwckie kaczki, które ochoczo korzystały z uroków miejsca.
Powracając jednak do tematu: gliwicki stary stadion nie zachęcał do odwiedzin. A przynajmniej nie pewne grupy społeczne. Wyróżniającą się w tym tłumie zgrają, która na stadionie chętnie przebywała, byli studenci. Ot, poczciwa grupa młodych dorosłych, żyjąca od stypendium do stypendium, czerpiąca przyjemność z uroków jak najtańszego życia. I alkoholu. Dużych ilości, często podejrzanego, nie zawsze legalnego alkoholu.
- Kisame - zajęczał przystojny blondyn, z wyraźną troską spoglądając na dzierżoną w dłoni butelkę. O litości, na pustą butelkę! - Skończyła się! - wystękał, nieco żałośnie, przenosząc spojrzenie z przedmiotu, na swojego przyjaciela i współlokatora jednocześnie.
A jego przyjaciel nie wyglądał dobrze. Znaczy... Na co dzień prezentował się lepiej, pomimo niebieskich włosów i dziwacznych szlaczków wyrysowanych na policzkach czarną kredką do oczu - a to tylko niektóre z jego charakterystycznych dziwactw. Należałoby tu również wymienić niezdrową obsesję na punkcie ryb i koloru niebieskiego. Cóż się dziwić, indywidualista po malarstwie musiał w jakiś sposób odreagowywać  złośliwość losu, która  skierowała go na Politechnikę Śląską w Gliwicach. A może nie tyle złośliwość losu, co złośliwi rodzice, którzy dosyć mieli syna leniwca bez porządnego wykształcenia. Ech, ci rodzice...
Tak więc Kisame, nieco dziwny facet, wylądował w Gliwicach, w których to dziana rodzinka wykupiła mu jedno z mieszkań w uroczej kamienicy. Kisame czuł się nieco samotny w swojej kwaterze, więc postanowił załatwić sobie współlokatora. I tak po tygodniu, w tej samej kamienicy wylądował Minato - ów chłopak, który obwieścił właśnie pustość butelki.
Blondyn westchnął smętnie. A Kisame mu nie odpowiedział. Cóż się dziwić, po kolejnej flaszce czterdziestoprocentowego trunku, był w stanie tylko leżeć i snem próbować pozbyć się spożytego alkoholu.
To ciężkie mieć najtwardszy łeb wśród znajomych. Teraz Minato będzie musiał albo zatargać kolegę do mieszkania, albo poczekać, aż ten otrzeźwieje na tyle, że będzie sam w stanie ustać i przejść te kilka ulic.  Że też nie mogli schlać się w mieszkaniu...
Niebieskie oczęta spoczęły na jednej z kaczek, która właśnie z finezją wzleciała w powietrze, aby opaść na kałużę, która rozpościerała się kilka metrów przed powstałym bajorem.
Poczeka, postanowił po chwili wahania. Przecież nie będzie tachać niemalże nieprzytomnego ciała po głównych ulicach. To mogłoby być źle odebrane przez mieszkańców miasta. A po za tym, siedzenie na starym stadionie miało wiele plusów. Chociażby ten, że nie musiał ślęczeć nad zaległymi projektami, a siedzenie w domu jakoś niejednoznacznie mu się z tym kojarzyło.
A gdyby tak, natchnęła go myśl, coś w życiu zmienić?
Może to te procenty, które tak ochoczo spożył z Kisame, a może zaczynał dorastać, ale to zdanie pojawiło się między jego zwojami mózgowymi i za cholerę nie chciało ich opuścić. Bo ileż to można chlać, robić projekt, spać na wykładać, znowu chlać i tak w kółko, i w kółko... No właściwie to można, i to długo.
Wplątał palce w złote włosy tarmosząc je w roztargnieniu.
- Ale co? - zapytał sam siebie.
Kisame w odpowiedzi mlasnął, sapnął pod nosem i obrócił się do niego tyłkiem.
Ot, przyjaciel, pomyślał smętnie blondyn, schlać się to zawsze, ale doradzić to już nie ma kto.
Tak więc Minato został samotnie, z własnymi myślami, wiedząc, że coś trzeba zmienić, ale nie wiedząc co. Ciężkie życie studenta...
Rozejrzał się w rozterce po niszczejącym stadionie, poszukując inspiracji. Ale ani kaczki, ani drzewa nie dały mu odpowiedzi. Nie udzieliła też jej, znajdująca się kilkanaście metrów dalej, grupa pierwszaków, namiętnie próbująca doprowadzić się do stanu, w jakim aktualnie znajdował się Kisame. I już chciał się poddać, gdy w oddali, tuż nad głównym wejściem na murawę zamajaczyła mu sylwetka ludzka. Zmrużył oczęta, chcąc się przyjrzeć jej dokładniej.
Zamarł.
Bo oto wiedział, że to "ONA".
"ONA" - ta jedyna, ta na którą czekał. Miłość jego życia, matka jego dzieci.
I ciul, że nie widział jej twarzy.
- KISAME! - wrzasnął radośnie, tak głośno iż głos jego echem potoczył się po stadionie, powodując, że spokojne dotychczas kaczki poderwały się do lotu. A niebieskowłosy kolega się nie poderwał. Tylko zachrapał donośnie. - Kisame, schlana ściero! Wstawaj!
- Eee? - wystękał niedoszły artysta, po kilku sekundach, kiedy to Minato natarczywie potrząsał go za ramie. - Pszesztań...
- Co?
- Przesz...Tań. Bo szygne...
Blondyn czym prędzej odskoczył od kolegi, bardziej domyślając się, niż rozumiejąc, co ten chciał mu powiedzieć. Jednak nie było czasu nad roztkliwianiem się nad tą kwestią!
- Słucha, ty się ogarnij. A ja lecę. Zaraz wrócę. Dobra?
- Hee?
Jednak Minato nie zwracał już na niego uwagi, tylko pognał po trybunach, z gracją omijając wszelkie dziury, w "JEJ" kierunku. A "ONA" zeszła już z podwyższenia nad wejściem i najwyraźniej kierowała się ku wyjściu ze stadionu, bo jej sylwetka zniknęła mu właśnie z widoku. Blondyn więc biegł, na złamanie karku, niesiony na skrzydłach miłości, aby przyjrzeć się jej pięknej twarzy z bliska jednak...
Dziewczyna zniknęła.
Minato aż klapnął z wrażenia na tyłek, gdy tylko wyhamował na skraju schodów. Jego usta zwinęły się w podkówkę i pewnie by zapłakał, ale... W końcu był mężczyzną. Ba! Inżynierem!

Minato uniósł butelkę do ust i zaciągnął dużego łyka spienionego napoju. Smętnym spojrzeniem zmierzył stadion. Grupka studentów, z tego co się kapnął, z chemii, nieumiejętnie próbowała rozniecić ognisko na jednym z niższych rzędów trybuny.
- Daj spokój. Minęły już trzy dni.
Blondyn nie oderwał spojrzenia od studentów, którzy radośnie polewali wino do plastykowych kubeczków. Westchnął.
- Nie - odpowiedział beznamiętnie.
- Minato - zaczął Kisame pokojowym tonem. - Jesteś pewien, że to nie był jakiś facet?
Niebieskie oczęta wbiły się w Hoshigaki'ego z wyraźną rządzą mordu. O "NIEJ"? Że  facetem mogłaby być?!
- Zamilcz.
- Skąd możesz mieć pewność?
- Serce mi to mówi! - zakrzyknął hardo, a oczy zalśniły mu wręcz fanatycznym blaskiem.
Kisame odchrząknął, a odchrząknięcie to zabrzmiało mniej więcej jak wypowiedzenie słowa "idiota".
- Sam jesteś idiotą, kmiotku niedomyty! - powiedział radośnie blondyn, dopijając resztkę piwa i rzucając butelką hen za siebie. - A ja ją znade, ot co! Nic mnie nie zatrzyma!


- Masz na jutro projekt z fizyki, debilu - zaznaczył delikatnie Kisame, stając na schodku, na którym siedział blondyn. Ponownie znaleźli się na stadionie. To był czwarty dzień, od kiedy to blondyn ujrzał miłość swojego życia. - Nie sądzisz, że powinieneś się zebrać na ostatni termin i... No bo ja wiem... Zrobić go?
- Zrobię.
- Mogę wiedzieć, jak?
- Sprawnie - przyznał Minato, z szerokim uśmiechem przylepionym do twarzy, sięgając po swoją torbę i wyciągając z niej laptopa.
- Będziesz robił projekt na stadionie? - zapytał dla pewności Kisame. - Tak? Bo masz nadzieję, że ta dziewczyna jeszcze tu przyjdzie? Wiesz, że zaraz może się rozpadać?
- Nie niszcz moich genialnych planów, rybi pomiocie.

Jak można było się spodziewać... Rozpadło się. Tak więc genialny plan Minato szlag jasny trafił.

Minato wgapiał się bezmyślnie w źdźbło trawy. Westchnął przy tym rozdzierająco. Los jest taki okrutny, stwierdził z niemałym smutkiem. On odnajduje sens życia, swoją miłość jedyną, swoje szczęście i... Klops. Dziewczyna zapada się pod ziemię.
Kisame patrzył na niego, jak na wyjątkowego kretyna, ma zaległe projekty i... O. Znowu kończy mu się alkohol.  Życie jest do dupy. Studia są do dupy.  I ten cholerny gliwicki stadion też jest do dupy! Przesiadywał na nim większość ostatniego tygodnia z nadzieją, że dziewczyna się zjawi, że znowu ją ujrzy, a tu... Nic. No naprawdę! Ile można...
- Piwo? - rozległ się głos gdzieś nad jego głową.
- Poproszę - mruknął niemrawo.  I chwycił butelkę, nawet nie zaszczycając przyjaciela spojrzeniem. Kisame klapnął przy nim, wyciągając równocześnie z kieszeni zapalniczkę i odpalając wetkniętego do ust papierosa. 
- Daj - sapnął blondyn, wyrywając mu ognia. Sprawnie otworzył nim butelkę i z lubością siorbnął z butelki.
- Długo masz zamiar jeszcze czekać? - zagaił niebieskowłosy, spoglądając na niego z wyraźną troską.
- Jak długo będzie trzeba! - powiedział zacięcie.
- Wiesz... Marna szansa, że jak będziesz kisił dzień w dzień na stadionie, to sama tu przyczłapie. Może jeszcze sama cię zagada? Nie lepiej, no bo ja wiem, poszukać jej na uczelni, na mieście? Nie każdy łazi na stadion z taką częstotliwością jak my. - Spojrzenie Kisame zmieniło się z zatroskanego, na nieco zirytowane. 
- Przepraszam?
- Nikt ci nie każe siedzieć tu ze mną - warknął blondyn.
- Nie pozwolę...
- Przepraszam! - rozległo się ponownie, nieco głośniej.
- Cze... - zaczął Minato, niemiło spoglądając na natręta. Gdy  tylko jego tęczówki namierzyły posiadaczkę głosu... Umarł ze szczęścia. Znaczy, niemalże.
Piękne brązowe oczęta spoglądały na niego z wyraźnym oczekiwaniem.
To... Była "ONA"! Nie miał żadnych wątpliwości! Piękną, wspaniała, idealna! Przyszła tu! Przyszła! Do niego!
- Otworzycie mi piwo? - zapytała. Perfekcyjna...
- Wyjdziesz za mnie? - wyrwało się blondynowi. I w tym momencie Kisame chyba załapał, że jego przyjaciel właśnie wgapia się w miłość swojego życia i postanowił interweniować, zanim Namikaze całkowicie się zbłaźni i straci jakiekolwiek szanse na rozkwit swojego uczucia.
- Koleżka chciał powiedzieć - zaczął tonem, w którym pobrzmiewały nutki tłumionego śmiechu. - Że oczywiście, iż pomoże w tej trudnej sytuacji. I pyta, czy nie chciałabyś może zaszczycić go swoim towarzystwem.
- Eee... No spoko - odpowiedziała niepewnie. Jednak ku blondynowi zerkała z uroczą ciekawością, która jasno wskazywała, że chłopak mógł wpaść jej w oko. Usiadła tuż obok niego.
A Minato, przytłoczony swoją miłością, nie był za bardzo w stanie wykrztusić żadnego słowa. I Kisame musiał znowu mu pomóc.
- Tak dla formalności, możesz mu podać numer buta, wzrost i ulubione danie - rzucił przyjaźnie, wstając z porośniętego trawą schodka. - Czasami potrzebuje trochę czasu na rozruszanie mózgu, biedaczek.
Tymczasem para już nie zwracała na niego zbytniej uwagi.
- Trzydzieści dziewięć - zaczęła, zalotnie mrugając oczami. - Metr siedemdziesiąt jeden. I zapiekanka makaronowa. A Ty?
- Zakochałem się - palnął niebieskooki.
Dziewczyna zachichotała.
- A, i najważniejsze chyba -  powiedziała, wyciągając dłoń w jego kierunku. - Jestem Ola.
Niebieskooki niepewnie ujął jej dłoń.
- Minato.
I już jej nigdy nie puścił.

13 komentarzy:

  1. Iiiird! Padłam, genialne, wiesz, że przez to MinaPico nabrałam ochoty na jakieś KaFe od Ciebie? ;>
    Ale wiesz, Kisame najlepszy <3 Zdecydowanie XD rybi pomiot <3
    Ale zakochany Minato też jest genialny, a końcówka świetna, padłam. Szczególnie przy odpowiedziach Pico XD I wiesz, ona Cię nie zabije. Serio. XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fefa, handel wymienny <3 Za MadaIr zrobię niemalże wszystko xD
      No to jasne, że Kisame wymiata <3
      Masz ci los, czyli nic mnie nie uchroni przed napisaniem NejiMecha xD

      Usuń
  2. Po pierwsze, cudny Kisame. <3 Po malarstwie! Miałam kiedyś nosa, namiętnie parując go z... Saiem. : D Idealna para, tak poza Kisame x Minato, prawda?

    Druga rzecz to projekt z fizyki, biedny Minato. Fizyka jest nieogarnialna. :C

    I... jakie to było słiiiii~~t!!!
    Podobało mi się. :3
    Teraz czekać na Nejimechę tylko. <3
    Całuski,
    mecha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. KisamexMinato! Ale niech Ci będzie, ewentualnie może być ;)
      Z fizyki budowli, Mecha! To to nie ma za dużo z normalną fizyką wspólnego xD
      Będzie Nejimecha, no będzie D: Tylko nie wiem kiedy xD

      Usuń
  3. KOCHAM! KOCHAM! KOCHAM!
    Irdine to było PIĘKNE! już wiem ze będę czytać to codziennie zaraz po obudzeniu! Zaraz to wydrukuje!!!
    Yay, gliwice, stadion i Minato <3 Bożeeee KOCHAM! I Minato zakochany we MNIE! *_* Kisame też był uroczy i chcociaz wiem ze chciałaś to zrobić z malitkim podketktem minatoXkisame to wybaczam! Ba całuję po raczkach! <3 <3 <3 <3 <3
    I napiszę Ci ślub! a co! może ja też się załapę na kolejną część! *_*
    oboru nie wiem co mam dalej pisac xDD po prostu uwielbiam Cię :*:*:*
    teraz tylko czekać na nejimeche i i KaFe ^^
    Pico <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! ŚLUB! Nie zostanę starą panną tonącą w morzu kotów! <3
      Aaww :3 Naprawdę się cieszę, że się spodobało, zwłaszcza, że dostawałam lekkiej palpitacji ze stresu, jak to dodawałam xD

      Boru, poszukuję inspiracji D: Córa mnie wydziedziczy, jak się zaraz za pisanie porządne nie zabiorę xD

      Usuń
    2. Nie wydziedziczy bo ogórków inaczej nie dostanie xD zresztą Hugo Boss cie poprowadzi xD

      tak, ślub będzie, ale gdzieś tak w październiku bo muszę nabrać pomysłów, żebyś miała piekne weselicho ^^
      Dziekuję raz jeszcze
      Pico ^_^

      Usuń
    3. Czemu ogórki? XD
      Ird, masz może plantację Hugo Bossa? :P Tyyyyyle Weny na polu. Wena rośnie wokół nas~~ XD

      Usuń
  4. Wszyscy tu na coś czekają... A ja czekam na dalszy ciąg głównego opowiadania!!! Pozdrawiam wraz z wiiii... Zresztą nasza kochana Irdine wie z czym... Hehehe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noo, pisze się. Wciąż xD Niestety, muszę odpokutować, za wspaniałe MadaIry, które zgarnęłam, więc opowiadanie główne musi poczekać jeszcze troszeczkę :3

      Boru, WIDŁY! xD

      Usuń
  5. Ta... Grzechy niegrzecznych Autorek spadają na głowy niewinnych czytelników...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, no, nie przesadzałabym z tą niewinnością xD

      Usuń
    2. Jam niewinny jak jako dziecię co za swą matką kwili... Jako ptaszyna mała, która drżąc pod lodowym spojrzeniem nienawistnego świata, w błogich ostępach twórczości Irdine schronienia szukała...

      Usuń