sobota, 2 lipca 2011

Rozdział II.I

Doberek ^ ^
Kurde, właśnie robię coś głupiego. I będę tego zapewne żałować w niedalekiej przyszłości. A mianowicie: Wrzucam rozdział kolejnego twora, który niekoniecznie zostanie zakończony. Pożyjemy, zobaczymy! Aczkolwiek mam nadzieję, że uda mi się zmobilizować, nawet jeżeli potrwa to lata, a co! xD
Cóż, kolejna historia, wbrew wcześniejszym zapowiedzią, nie jest, aż tak oderwana od poprzednich. Ponieważ jest to swoista kontynuacja mojego pierwszego opowiadania ^ ^. Miałam tego nie robić. Nie kontynuować opowiadania na taką skalę jak zamierzam w tym momencie... No ale, do jasnej ciasne, brakuje mi tego. Brakuje mi pisania i czytania komentarzy i zaczynam za tym tęsknić jak cholera xD.
W ramach wyjaśnień: Ten rozdział początkowo zapowiadał się jako miniaturka nawiązująca do wcześniejszej historii, ale po przeczytaniu wczorajszego rozdziału mangi jakoś mi wpadł do głowy inny pomysł i wyszło jak wyszło xD. Wiec... Podejrzewam, że ta część będzie nieco oderwana od innych, ale przy odrobinie szczęścia w kolejnych wrócę na właściwy tor ^ ^. Ok, nie marudzę więcej, zapraszam do czytania ;)

*** *** *** *** *** *** ***

„Czy ty jesteś psychiczny?!”
„Oj, przymknij się! Nie widzisz, że próbuję…”
„Przeżyć?”
- Cho…lera! - warknął, przylegając płasko do drzewa.
Było źle, było bardzo, bardzo źle.
I wcale nie chodziło o to, że kręciło mu się we łbie i ledwo stał na nogach. To akurat był najmniejszy problem. Gorzej, że zaraz go dorwą, a wtedy… Wtedy jego życie nie będzie już takie kolorowe. O ile w ogóle będzie można mówić o jakimkolwiek życiu.
Naruto westchnął wewnętrznie. Boże, przecież zabiją go, jak nie uda mu się ukryć.
„Bo jakbyś siedział spokojnie na dupie, to by nie było żadnego problemu! Ty głupi dzieciaku, dlaczego nie mogłeś po prostu…”
„Bo nie, a teraz przymknij się i daj mi spróbować nie dać się złapać, okej?”
„Głupi, irytujący bachor! Jesteś niepoważny! Słuchaj dzieciaku, ja rozumiem, że…”
„Zamkniesz się w końcu? Nie...”
- Naruto… - Złowrogie warknięcie rozległo się tuż koło ucha blondyna.
Uzumaki wrzasnął, odskoczył od pnia, coś najwyraźniej przeskoczyło mu w organizmie i… Zemdlał.

- Ał, ał, aaaaał! Jeżu, Sakuuura, trochę kobiecej delikatności!
Różowowłosa zacisnęła usta w wąską kreskę, spojrzała na niebieskookiego z rządzą mordu w oczach i powróciła do przerwanej czynności.
Nie odzywała się do niego. Calusieńki dzień przeprowadzała na Uzumakim wszelkiego rodzaju badania, testy i cholera wie jakie jeszcze dziwaczne rzeczy, a nie wypowiedziała w kierunku blondyna ani jednego słowa. I używała igieł. Brutalnie i bez ostrzeżenia. Co niebieskookiemu w żadnym stopniu nie odpowiadało i osobiście czuł się zraniony.
Oh, lis też się na niego obraził, Tsunade również, a także Kakashi krzywił się patrząc na niego. I niby o co im wszystkim chodzi?!
- AŁA! TO ZROBIŁAŚ SPECJALNIE! – wrzasnął, zrywając się ze szpitalnej kozetki, kiedy zranienie na plecach zapiekło dotkliwie. Posłał dziewczynie wściekłe spojrzenie. To, że się do niego nie odzywa, wcale nie znaczyło, że może się nad nim znęcać!
- Siadaj na dupie i się tak nie podniecaj – warknęła. – Może, jeżeli byś chociaż raz zastosował się do moich zaleceń, nie musiałabym się babrać w twojej krwi, bo wdało ci się jakieś pieprzone zakażenie. Wiec, z łaski swojej, przymknij jadaczkę i nie denerwuj mnie, bo przez zupełny przypadek mogę pousuwać ci co ważniejsze organy.
- Ale… - pod wpływem karcącego spojrzenie dziewczyny, Naruto pokręcił tylko głowa i ponownie usadowił się na szpitalnym łóżku. Przygarbił się i wbił posępne spojrzenie w swoje własne dłonie.
Co właściwie zrobił nie tak? Przecież… Nie naraził nikogo na niebezpieczeństwo, po prostu wykonywał swoją misję, a to, że wszystko się skomplikowało, to przecież nie jego wina!
„Nie?”
„Oh, wszechmocny Kyuubi postanowił się do mnie odezwać, czymże zasłużyłem na taką łaskę?”
- AŁA! – wydarł się, kiedy kolejna igła ponownie wbiła się w jego ciało. - Zwariowałaś?!
- A zamknij się – sapnęła dziewczyna. – Skończyłam, ale…
- No w końcu – warknął, zrywając się z łóżka. – Nie mam zamiaru siedzieć tu ani chwili dłużej!
Zrobił krok do przodu i… Wypieprzył się, gdyż nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Spojrzał na nie z przerażeniem, a następnie jego wzrok przeniósł się na Sakurę.
- Coś ty mi zrobiła? – wysapał z wysiłkiem.
- Ale posiedzisz sobie spokojnie w szpitalu, aż w końcu twoje rany się zagoją. Mam dość tego, że w kółko leczę te same zranienia, bo nie dajesz im się w spokoju zasklepić. Nie widzisz, że nawet lis już nie daje rady cię łatać?
- Nie masz prawa mnie tak traktować!
- I tu się mylisz, mój drogi – warknęła, kierując się ku wyjściu. – Jestem medykiem, pieprzonym medykiem, który dla dobra pacjenta może przetrzymywać go wbrew jego woli! Zażalenia kieruj do Tsunade. Żegnam tym czasem, mam ciekawsze rzeczy do roboty, niż użeranie się z takim niedojrzałym bachorem jak TY!
I wyszła. Trzaskając donośnie drzwiami i nie oglądając się na rozpłaszczonego na podłodze Naruto.
Blondyn westchnął przeciągle, opierając czoło o chłodną posadzkę.
- Byś mi chociaż pomogła wwlec się na łóżko – mruknął, z powątpieniem spoglądając na swoje stopy. Nie, wciąż za cholerę nie mógł nimi poruszać.

Jakiś czas później Naruto leżał, wciskając głowę pod poduchę, starając z całych sił ignorować szpitalny zapach. Było mu źle. No, ale przynajmniej już nie musiał rozkładać się na podłodze, tylko zajmował nieco wygodniejsze od niej wyrko.
Szelest przewracanych kartek odwrócił jego uwagę od ponurych rozmyślań.
- Kakashi – jęknął blondyn, obracając głowę w stronę mężczyzny, który siedział nieopodal jego łóżka. – Nie musisz mnie pilnować.
- Yhm.
- No i właściwie, to mógłbyś pogadać z Sakurą. Już się naprawdę lepiej czuję. A jakbym ładnie obiecał, że nie ruszę się z domu, to…
- To pewnie byś nie dotrzymał słowa – wtrącił siwowłosy przewracając kolejną stronę. - Nie, żeby mnie to w jakimkolwiek stopniu zdziwiło.
- Hej! A to co niby miało znaczyć?! – oburzył się Uzumaki, podciągając się na łokciach.
- To co słyszysz. – Kakashi z westchnieniem zamknął książkę i spojrzał z powagą na swojego byłego ucznia. – Dzieciaku…
- Nie jestem dzieckiem! I nie rozumiem, dlaczego wszyscy tak mnie traktujecie!
- Nie? No to rzeczywiście jesteś tępakiem. Słuchaj, myślałem, że jeżeli już między tobą, a Sasuke wszystko się ułoży, to skończy się z tymi ryzykownymi akcjami, a chyba zacząłeś odpieprzać jeszcze bardziej.
- Nie moja wina…
- Jakoś zawsze to nie twoja wina, że misje się komplikują. To już jest męczące, Naruto. Jeżeli nie jesteś w stanie pomyśleć o sobie, to zastanów się nad tym, jak inni przeżywają twoje cotygodniowe wypady do szpitala.
- Ale… - Uzumaki zamilkł, nie wiedząc co dalej powiedzieć. Nie chciał, żeby inni się o niego martwili. Jednak… Sam nie wiedział, co miał odpowiedzieć na takie zarzuty.
- Ale co, Naruto? Widzisz, sam nie potrafisz się odszczekać, co zazwyczaj jednak przychodziło ci z łatwością. Psia mać, Uzumaki, odwala ci i to równo. I nikt nie ma pojęcia o co ci znowu chodzi.
- No bo… - zaczął blondyn, poczym zacisnął usta w wąską kreskę i ponownie wcisnął głowę w poduszkę. A żeby on sam wiedział, czemu to zawsze pakuje się w kłopoty. No dobra, może miał o tym małe pojęcie, ale za cholerę się do tego nie przyzna.
- Jestem ciekaw, czy sam Sasuke będzie zadowolony po raz kolejny odbierając cię ze szpitala – mruknął Jonin, ponownie otwierając swoją książkę.
- Zaraz, ale… Że co? – Naruto spojrzał na niego ze zdziwieniem. – Przecież ma misję, wróci dopiero za tydzień. Nie będę tu przecież gnił tyle czasu!
- Nie, nie będziesz. – Siwowłosy spokojnie przerzucił kolejną kartkę. – Z tego co się orientuję, to wrócił wcześniej.
- Wrócił? Ale, że jak to tak wrócił?! JUŻ? – Niebieskie oczy spojrzały na niego z przerażeniem. – Przecież on nie może zastać mnie w szpitalu!
- Mówisz? No to trzeba było pomyśleć o tym wcześniej.
- Kakashi – jęknął blondyn. - Ty nie rozumiesz! Ja naprawdę nie mogę tu zostać. Boże drogi, przecież ten drań mnie zabije, jeżeli mnie tu znajdzie. Proszę, proszę, pomóż mi! Już nigdy więcej nie wyląduję w szpitalu, ale błagam, zabierz mnie stąd teraz!
- Myślę, że mógłbym nawet – zaczął Jonin, spoglądając na Uzumakiego. W jego oczach błysnęły złośliwe iskierki. – Ale chyba nie za wiele ci by to dało w tym momencie.
- Co? Czemu? No dajże spokój…
- Naruto, ty młocie…
Blondyn, z lekką obawą zerknął w kierunku zrezygnowanego głosu. Poczym, po raz kolejny, wcisnął nos w poduchę.
No to miał przekichane.
W drzwiach stał Sasuke.

Naruto czuł się co najmniej jak kretyn.
Nie, żeby to była jakaś nowość.
Ale w ten jakże uroczy słoneczny poranek, poczuwał się do wyglądania jak kretyn, z jednej zasadniczej i ważnej przyczyny.
Mianowicie takiej, iż był niesiony głównymi ulicami wioski. Niósł go Sasuke.
I wszystko może by i było w porządku, gdyby czarnowłosy się nad nim zlitował i po prostu wziął go na plecy. Ale nie, tak łatwo to w życiu przecież mieć nie mógł.
W ramach jakiejś dziwacznej zemsty Uchiha przerzucił go sobie przez ramię niczym worek kartofli. Tak więc Naruto miał wspaniałą okazję popatrzeć, jak za plecami Sasuke, chmara dzieciaków wytyka go palcami, nabijając się przy tym bezczelnie.
Żyć, nie umierać po prostu…
- Sasukeee – jęknął po chwili. – No weź już daj spokój! Narobiłeś mi siary, możesz już… No bo ja wiem… Ponieść mnie jakoś normalniej? Skoro już musisz to robić, to przynajmniej nie tak widowiskowo, co?
Czarnowłosy nie odpowiedział.
A Naruto, z braku możliwości wykonywania większych ruchów, nadął policzki i sapnął z irytacją.
„Ten też się nie odzywa. No ja pierdziele…”
„Sam jesteś sobie winien.”
„Kyu…”
„Tak, wiem, zamknij się. Już to mówiłeś.”
„Nie, po prostu cieszę się, że chociaż ty się zacząłeś normalnie odzywać.” Blondyn westchnął dyskretnie. „Już mnie męczy to wszystko.”
„Jak już wspomniałem: sam jesteś sobie winien, czyż nie?”
„Może troszeczkę.”
„Dzieciaku…”
„No rozumiem no, ale nie widzisz, że muszę sporo…”
„Nic nie musisz. Wkręcasz ze dziwne rzeczy, a potem lądujesz po swoich ryzykownych akcjach w szpitalu.”
„Bo ja chcę…”
„Doskonale zdaję sobie co chcesz osiągnąć. Co nie zmienia faktu, że źle się do tego zabierasz.”
„A spadaj. Nie będę słuchał rad od sierściucha, który nigdy nie miał swojego życia osobistego!”
„No to mnie zabolało…”
„Serio?”
„Nie, pomyślałem, że milej ci się zrobi na sercu, jeżeli tak powiem.”
„A spadaj, ty…”
- AŁA! Ludzie, delikatniej z kaleką! – wrzasnął, gdy został niekulturalnie umieszczony na kanapie. Mianowicie, Sasuke zrzucił go na nią.
Podczas rozmowy z lisem dotarli już do posiadłości Uchihy.
-Chyba umysłową – syknął przez zaciśnięte zęby czarnowłosy, obrócił się na pięcie i zniknął w głębi domu. Po kilku sekundach do uszu Naruto dotarł szmer prysznica.
Niebieskooki westchnął cierpiętniczo, z pozycji półleżącej podciągnął się do siadu i spuścił nogi na podłogę. Cóż, musiał jakoś przebłagać drania, aby przestał się na niego wkurzać. A to pewnie nie będzie łatwe.
Spróbował poruszyć palcami u stóp. I udało mu się.
„Hm… Czyli to dziwne coś, co zastosowała na mnie Sakura, przestało działać.”
Czym prędzej zerwał się z kanapy i potruchtał do łazienki. A tam, zanim Sasuke zdążył się zorientować, wskoczył pod prysznic, wtulając się w plecy czarnowłosego.
- Co ty…
- Cicho – przerwał mu blondyn, wzmacniając uścisk. – Siedź cicho i nie obracaj się.
- Zamoczysz sobie ubranie.
- I co z tego – mruknął. – Słuchaj, ja… Naprawdę przepraszam.
Niebieskooki oparł czoło o mokre plecy Uchihy.
- Nie miałem pojęcia, że to się tak skończy. Widzisz, bo tamte buraki mnie zaskoczyły. Nie spodziewałem się, że jeden z tych rzezimieszków był członkiem ANBU, bo skąd miałem wiedzieć? A nawet jeśli, to gdyby nie te jego głupie pomagiery, to dałbym sobie radę, przecież dobrze o tym wiesz. I tylko dlatego mnie poobijali, ale i tak w końcu ich rozwaliłem, nie? Ha, dzięki mnie kolejne oprychy trafiły tam, gdzie ich miejsce.
- Dlaczego nie poprosiłeś lisa o pomoc?
„Bom jest niegodzien jego wspaniałości.”
„Jasne.”
„Istnieje też druga opcja, że po prostu jesteś kretynem. Oh, zgadłem?”
- Bo… - zaczął, usilnie ignorując lisa. – Ym… Widzisz, ja chciałem sam. No bo… No, kurde, Sasuke! Bez jego pomocy też potrafię sobie poradzić. Przyznaj racje, że potrafię! Jestem dobrym shinobi, byś mógł… Ja chciałbym… A zresztą nieważne.
Blondyn oderwał się od jego pleców i już chwytał za kotarkę, kiedy Uchiha pociągnął go za kołnierz uniformu, przycisnął do ściany i nachylił się nad nim, wbijając w niebieskie tęczówki zirytowane spojrzenie.
- Coś ty znowu sobie wymyślił? – warknął czarnowłosy.
- Eee… Wiesz – wyjąkał Uzumaki, oblewając się rumieńcem. – Jakbyś nie zauważył, jesteś nagi. To trochę… Krępujące prowadzić rozmowy, kiedy jedna ze stron nie ma na sobie majtek.
- Och, tak?
- Hej! Zaraz, nie to…
Blondyn sapnął, kiedy mokra dłoń wsunęła się pod jego koszulkę, a druga, zabrała się za rozpinanie kamizelki. Przymknął oczy i wydal z siebie przeciągłe westchnięcie. Nie wiedzieć kiedy, część jego ubrań zniknęła, tak, że teraz stał pod prysznicem w samych spodniach.
- Sasuuu, ja…
Znowu nie zdołał dokończyć myśli, gdyż czarnowłosy zabrał się za obsypywanie jego brzucha drobnymi pocałunkami.
W magiczny sposób został również pozbawiony ów spodni. I majtek.
- To chyba wyrównuje szanse, hm? – cichy szept wdarł się do ucha blondyna.
- Ty dra… - Naruto otworzył gwałtownie oczy. Twarz Sasuke znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od jego własnej. Te cholerne usta były tak blisko. W głowie Uzumakiego zakołatała tylko myśl o upragnionym pocałunku.
- Naruto?
- Hm? – mruknął półprzytomnie, w dalszym ciągu przekazując Sasuke telepatyczną wiadomość. Czarnowłosy chwycił go za podbródek i oparł głowę o czoło Uzumakiego, tak, że ich nosy lekko się stykały.
- Co żeś znowu wbił sobie do tego pustego łba?!
„No i romantyczny nastrój szlag jasny trafił.” Pomyślał mało radośnie, próbując odepchnąć czarnowłosego. Skubany drań się jednak nie dawał i skończyło się tylko tym, że zdołał obrócić twarz tak, iż nie wlepiał oczu w jego usta, co dawało mu chociażby minimalną możliwość koncentracji na skleceniu zdania.
- A weźże daj mi spokój. Jesteś durniem i tyle.
- Naruto – w głosie Sasuke pojawiło się zrezygnowanie. – Wybacz, nie umiem czytać ci w myślach. Sam tego też żałuje, bo naprawdę chciałbym poznać motywy twoich dziwacznych działań.
- Bo ja nie rozumiem – jęknął Uzumaki, zakładając ręce na ramiona. Na jego twarzy pojawił się wyraz buntu.
- Czego?
- Dlaczego nie możemy wykonywać wspólnych misji? – zapytał w końcu blondyn, wgapiając się bezmyślnie w słuchawkę od prysznica. Zabawne, teraz woda była zakręcona, a on nawet nie zdawał sobie sprawy od kiedy. – Przecież jestem jednym z lepszych shinobi! Nie zawadzałbym ci, więc dlaczego?
- Zaraz, ale co to ma wspólnego z twoim lądowaniem w… - Uchiha zamilkł gwałtownie.
„Ups.”
„Ojej, czyżby twój kochaś się zdołał połapać w twojej dziwnej psychice?”
„Kyu, wiedz, że jeżeli zaraz zginę, to obarczam winą za to tylko i wyłącznie ciebie.”
- Uzumaki. – Gdyby można było zabijać głosem, to blondyn właśnie zaliczyłby zgon. – Wyjaśnij.
- Bo ja… - zaciął się. Po chwili postanowił postawić wszystko na jedną kartę. – Bo chciałem ci pokazać, że sam również potrafię wykonywać niebezpieczne misje! I co z tego, że od czasu do czasu ląduje w szpitalu? Wielkie mi halo, każdemu się zdarza! A sam musisz przyznać, że jestem dobry! Dlaczego akurat ty tego nie widzisz?! Czy to taki problem, żebyśmy razem wykonywali zadania? Przecież byłbym użyteczny!
Najwyraźniej przemowa niebieskookiego nie zrobiła na czarnowłosym większego wrażenia i spowodowała skutek całkiem odwrotny, niż spodziewał się Uzumaki.
- Ty kretynie. Ty totalny kretynie!
Wrzask Sasuke pozostał w uszach Naruto, nawet, kiedy Uchiha opuścił łazienkę, pośpiesznie owijając się ręcznikiem.
„Dziaciaku?”
„Hm?” Blondyn bezmyślnie wlepiał wzrok w drzwi pomieszczenia. Wciąż stojąc pod prysznicem.
„Przegiąłeś tym razem.”
„Najwyraźniej Kyu. Najwyraźniej.”

4 komentarze:

  1. Cudnie. Jestem zachwycona że kontynuujesz te opowiadanie. Tak długo czekałam na notkę i jestem zachwycona że się w końcu pojawiła. Ja Tak się zastanawiam czemu wszyscy gniewają się na blondyn. Przecież chciał dobrze. A te w łazience z Sasuke było słodkie szkoda że skończyło się wyjściem czarno włosego spod prysznica. Bo by mogli się pocałować na zgodę. Cudny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. Łiiiiii....... oczywiście, że TU jest coś co może mnie zainteresować. Śmiesz wątpić?^^ jeju jeju nawet nie wiesz jak się cieszę, że kontynuujesz.
    Zresztą cieszę się, że znowu zabrałaś się za pisanie. I mam przeogromną nadzieję, że jednak wytrwasz i dokończysz.
    Naruto szaleje i już powoli wszyscy mają dość jego nadgorliwości. Ale chłopak chce dobrze tzn chce być bliżej Sasuke to co oni tak się go czepiają^^
    Nie no fakt, trochę Naru przesadza ale co zrobić jak chłopaczyna w gorącej wodzie kąpany.
    Sasuke się z nim ma. Jak jego psychika wytrzymuje jak tak ciągle musi zabierać Uzumakiego ze szpitala to ja nie wiem. Przecież to taaki stres. Nie wie czego ma się spodziewać jak zajdzie do szpitala.
    Sakura - ona jest straszna. Skojarzyła mi się z taką podłą, wredną, sadystyczną pielęgniarką z największego koszmaru człowieka bojącego się igieł.
    Czekam z niecierpliwością na dalsze rozdziały i OGROMNIE się ciekawię co dalej.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę WENY, WENY i WENY.
    I jak jeszcze sesja trwa to trzymam kciuki i mam nadzieję, żeś już zdrowa xDD

    OdpowiedzUsuń
  3. Łaa! Niemożliwe! W końcu, po prawie 3 miechach ruszyłaś tyłek, żeby coś napisać? Przemęczasz się, khyhyhy. xD No jako że piszesz, że brakuje Ci czytania komentarzy, to mam nadzieję, że ten też zmieści się jakoś w mojej średniej długości. :) A jak się nie zmieści, to dopisze jakieś pierdoły, no i już się zacznie mieścić i będziesz się cieszyć z czytania jakże wielkiej, jakże pełnej opinii porcji teksu. xD

    Bardzo się ucieszyłam, jak gg dostarczyło mi dzisiaj Twoje powiadomienie, moja chorość tkwiąca w środku mnie i podtruwana paracetamolem prawdopodobnie również, bo aż mi coś przeskoczyło w krzyżu. Mniemam że to radość. Albo grypa...
    W każdym razie do konfuzji doprowadził mnie tytuł. Rozdział II.I? Kwa - myślę sobie - jaki rozdział drugi część pierwsza? Przelukałam starsze posty, tam koniec "Mojego dnia", więc ogarnęło mnie niemałe WTF i dopiero wtedy stwierdziłam, że może w notce autorskiej będzie jakieś wyjaśnienie dotyczące enigmatycznego pojawienia się rozdziału drugiego niepoprzedzonego rozdziałem pierwszym. xD Blondyństwo górą! A tak propos, instrukcje do jakichkolwiek rzeczy też czytam dopiero wtedy, jak sama nie umiem wyczaić, o co kaman. Taka karma chyba.

    W końcu jednak zasiadłam do czytania części właściwej i... JEŻU MARIANIE!!! Tam są igły!!
    *trwoga* *horror* *terror* *zUo* *wielkie ZUO* *inne słowa kluczowe* Dobra, nie dasz rady mnie złamać, Irdine, i tak lubię Sakurę. :P Nie dam się nawet największym igłom, dopóki nie są realnie, namacalnie, rzeczywiście rzeczywiste. Będę twarda! xD Nawet jeśli Sakura traktuje Naruto, jakby był jakąś interaktywną poduszeczką na igły. Brrr...

    Kakashi, genialny! Pure evüüüül! Aż się uśmiechnęłam poprzez moje chorobowozałzawione oczy. I Naruś mi się zdaje rzeczywiście troszku przegina z tym swoim udowadnianiem własnej wartości. Bo chociaż rozumiem go bardzo dobrze (straszna rzecz, ale wystarczy mi powiedzieć, że ja czegoś na pewno nie, a już pędzę, żeby to zrobić. o.O) to myslę, że jednak takie starania zakończone wizytami w szpitalach są sporą przesadą. Bo co z tego, że *niby* jest silny wystarczająco, jak swoimi ciągłymi wizytami na SORze udowadnia, że może nie do końca. I chyba zdanie Uchihy co do przydatności Naruto w misjach nie ma nic do rzeczy, skoro przydziałami chyba zajmuje się szlachetna i piękna pani hokage. Uhu, za dużo na moją chorość - łebek grozi przegrzaniem. xD A skoro grozi mi przepalenie się obwodów, to przesyłam pełne zarazków całuski i mykam pod kołderkę. :)
    Weny i igrzysk! (tzn. szybko nowego rozdziału),
    mechalice

    OdpowiedzUsuń
  4. Yeah! I jest kontynuacja. ^^ Fajnie, jak ktoś już stwierdził Uzumaki szaleje. I jak zwykle nikt nie wie dlaczego. xd No Ja jakoś rozumiem, ale moja psycha też nie jest zawsze taka porządna. Podziwiam Sasa tyle z nim wytrzymać, rzecz prawie niewykonalna. :>
    Coś się odzwyczaiłam od pisania komentarzy... dziwne. Czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń