poniedziałek, 5 lipca 2010

Rozdział II

Dziękować za pierwsze komentarze ^^

*** *** *** *** *** *** ***

- Ałaaaaaaa – jęknął przeciągle.
- Jak to jest, że bez mrugnięcia okiem dajesz się przebić na wylot, a marudzisz przy takiej małej igiełce?
Naruto wolno wypuścił powietrze.
Czuł się… Nad wyraz normalnie.
„Podziałało?”
„Mnie nie pytaj.”
Uchylił jedno oko. A następnie drugie.
- Naruto?
- Hm?
- I co? – Sakura wyglądała na zaniepokojoną.
- Nic. Tak powinno być?
- Eee…
- Dobra! Nie ma czasu się nad tym zastanawiać. Lecimy!
Pędem ruszyli ku północnej bramie i znaleźli się przy niej zaledwie po kilku sekundach. Jednak to, co tam zastali, wcale im się nie spodobało.
Jak powiedział Nara, znaleźli tam Tsunade. Jednak, ku ich ogólnemu zaskoczeniu, w jej towarzystwie znajdował się Orochimaru, który z krzywym uśmiechem spoglądał na wszystkich z łba wielkiego węża.
W Momocie, gdy wparowali na plac przed północną bramą, wielkie cielsko gada szykowało się właśnie, by opaść na bezbronną Hokage i wgnieść ją w ziemię. Jednak w niemalże ostatnim momencie blondyn znalazł się między zwierzakiem, a Tsunade, chwycił półprzytomną kobietę w pasie i susem przetransportował ją w ciut bezpieczniejsze miejsce. Szybkim spojrzeniem zbadał okolicę. Shikamaru walczył niedaleko z Kabuto. Nieźle sobie radził, pomimo tego, iż praktycznie nie ruszał się z miejsca. Naruto skupił się na Orochimaru.
- Może byś się zajął kimś, kto z przyjemnością skopie te twoje kościste cztery litery, co?! – wydarł się, zaraz po tym, jak przekazał piątą w ręce Sakury.
- Masz na myśśśli siebie, Naruto-kun? – wysyczał mężczyzna, a z jego twarzy zniknął uśmiech. – Nie wydaję mi się, abyś był do tego zdolny.
- Jeszcze się zdziwisz. – Dzieciak przybrał pozycje bojową i całym sobą skoncentrował się na czekającej go walce.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię spotkałem, lisi chłopcze.
Odwołał węża i stanął naprzeciw blondyna.
- Doprawdy? – Uzumaki zmierzył go wrogim spojrzeniem. Kiedy to ostatni raz się widzieli? A tak…
- Mamy coś niecoś do wyrównania, czyż nie?

Ostatnia kryjówka Orochimaru była prawdziwym labiryntem. Na dobrą sprawę, nawet jakby chcieli, to nie potrafiliby z niej wyjść. A nie chcieli. Z iście wariackim podejściem Naruto biegał od drzwi do drzwi, wywrzaskując histerycznie imię swojego przyjaciela. Co jak uroczo skwitował lis „Zachowujesz się jak kretyn, baranie”. Nie, żeby go to chociażby w najmniejszym stopniu uspokoiło. Jego towarzysze już dawno zostali w tyle, ale to też nie przykuło jego uwagi.
Kiedy już powoli tracił nadzieję, jako iż znajdzie bruneta w tej plątaninie korytarzy, natrafił na wielką salę. A pośrodku niej stał wyszczerzony obleśnie Orochimaru.
- Ty… - wywarczał blondyn, z zamiarem rzucenia się na wężowego mistrza. Co raczej, przy jego obecnej sile, nie byłoby dobrym pomysłem.
„Siad!” Warknął lis, a dzieciak o dziwo posłuchał i tylko spod byka spoglądał na domniemanego przeciwnika.
- Miło się widzieć, Naruto-kun – niemalże wymruczał.
- Bez wzajemności! – odkrzyknął mu chyżo, ani o jotę nie zmieniając spojrzenia. Och, był wściekły. I to jakże cholernie wściekły. Gdyby tak dorwać tego gada i wyrywać kończynę, po kończynie…
- Czyżbyś przyszedł odwiedzić swojego przyjaciela? – wysyczał Orochimaru i, co tu dużo mówić, przegiął w tym momencie.
Czerwona mgiełka przysłoniła oczy Naruto, który ze wściekłym okrzykiem rzucił się na niego i… I na dobrą sprawę urwał mu się film.
W tamtym czasie, czyli jakieś trzy lata temu, niestety nie do końca rozumiał swoje połączenie z lisem, co też owocowało wybuchami gniewu, niekontrolowanymi ani przez niego, ani przez siedzącego w nim demona. Takie akcje z reguły musiał przerywać Yamato, jednak tym razem rozwałka skończyła się dopiero wraz z lisią chakrą.
Z plusów tej sytuacji można wymienić to, że rozpiździł całą kryjówkę gada, wraz z jej wszystkimi obecnymi mieszkańcami, a samemu Orochimaru też się nieźle oberwało.
Co się tyczy minusów… No cóż sanin uciekł. A, no i lis się nie odzywał do niego przez dobry tydzień za, jak to określił „Debilne zużycie jego chakry”.


Naruto prychnął. Co tu niby było do wyrównywania? Nie trzeba było go denerwować, to może coś niecoś z kryjówki Sanina by się uratowało. W mniemaniu blondyna nic z tamtej sytuacji nie było jego winą.
„Jasne.”
„Bujaj się.”
Odwarknął w myślach i nie tracąc więcej czasu rzucił się w stronę wroga, z rasenganem w dłoni. Przeciwnik z łatwością ominął cios.
„Skoncentruj się!”
„Jak, jeżeli co chwilę mi marudzisz?!”
Zwarli się w walce w ręcz. Uzumaki bez trudu blokował wszystkie ataki, czego nie można było powiedzieć o Orochimaru. Kopniakiem posłał mężczyznę w stronę najbliższego drzewa.
„Ha!”
„Nie ciesz się jeszcze.”
Saninin ciężko stanął na nogach, z twarzą skierowaną ku ziemi. Po chwili uniósł wzrok na blondyna, któremu wcale się nie spodobało to, że na wężowaty wyglądał na zadowolonego.
- Stałeś się silny, Naruto-kun.
Uzumaki nie odpowiedział. Wpatrywał się w niego złym spojrzeniem i czekał na dalszą wypowiedz.
- Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy…
- O cholerę ci chodzi, padalcu? – warknął. – Nawet nie myśl…
I nagle głos uwiązł mu w gardle. Przeszył go niemiłosierny ból, przez który, po raz kolejny tego dnia, znalazł się na kolanach. Czuł, jakby ktoś spalał go żywcem od środka. Łzy zaszkliły się w kończykach jego oczu, a ręce mimowolnie zacisnęły się na ramionach.
„Dzieciaku?! Co ci?”
„Ja…”
Obraz rozmazał mu się przed oczyma. Ledwo powstrzymywał się od krzyku. Przez zamroczenie słyszał jak ktoś wykrzykuje jego imię, jednak nie był w stanie rozpoznać kto. Gdy w zasięgu jego wzroku pojawił się cień, zdał sobie sprawę, jak blisko niego znajduje się w tym momencie Orochimaru.
„Naruto, do kurwy nędzy, CO CI?!”
„Bo..li.”
„Ale co?”
„Wszy…wszystko…”

Gwałtownie otworzył oczy i niemalże natychmiast je zamknął. Jękną przeciągle.
„O Boże… Wszystko mnie napierdziela…”
Uchylił niepewnie jedno oko i rozejrzał niepewnie dookoła.
- Cholera jasna – warknął zirytowany. Pomimo wszechogarniającego bólu zerwał się z łóżka. Był w szpitalu. I jak najbardziej mu to nie odpowiadało. Postanowił to zmienić, zwiewając z tego przerażającego miejsca.
„Kyu?” Zapytał w myślach. Jednak zwierzak nie odpowiedział.
„Może śpi.” Postanowił nie roztrząsać się nad tą kwestią, przynajmniej do momentu, gdy nie znajdzie się w swoim prywatnym pokoiku, w którym nie ma przyprawiających o dreszcze białych ścian, cholernych za wąskich łóżeczek, i tego mdlącego wręcz zapachu.
Być może jego błyskotliwy plan by wypalił, gdyby nie to, że w drzwiach niemalże kogoś staranował.
- Sakura? – zapytał ochrypłym tonem.
„Cholera, jakbym zdarł sobie gardło wrzeszcząc przez całą noc. Albo i dwie.”
Różowowłosa złapała równowagę i spojrzała na niego zaczerwionymi oczyma.
- Naruto. Naruto? NARUTO! – dziewczyna rzuciła mu się na szyję, niemalże go przewracaj. – Naruto, obudziłeś się! Tak się bałam! Myślałam, że cię zabiję! Nie strasz mnie tak więcej. Ale przepraszam, to moja wina. Nie chciałam. Przepraszaaam…
- Eee… - Blondyn stał trochę zdezorientowany, przytulając niepewnie przyjaciółkę do siebie. Nie za bardzo wiedział o co chodzi. Być może dlatego, że jego wspomnienia z walki z Orochimaru nie bardzo chciały ułożyć się w spójną całość. Pomińmy kwestię, iż te wspomnienia aktualnie przypominały wielką zamazaną plamę. – Ale…
- Naprawdę, naprawdę, naprawdę przepraszam! – Zanim chłopak zdążył zareagować, Sakura zaniosła się potężnym szlochem i za nic nie chciała dać się uspokoić.
- Heej, uspokój się – Naruto zaśmiał się nerwowo i poklepał niepewnie przyjaciółkę po plechach. – Przecież nic się nie stało!
Dziewczyna odsunęła się od niego, rzucając mu jednocześnie spojrzenie jasno mówiące, iż uważa go za kretyna.
- Nic się nie stało? Zwariowałeś? – zapytała szczerze zdumiona. – Jak… Co… Cholera jasna, czy ty aby na pewno jesteś normalny? Nic! Coś ci się naprawdę w mózgu poprzestawiało!
- Eee…
„Kyu, ratuj!”
Naruto zmarszczył brwi. Lis dalej się nie odzywał.
„Co jest z tym głupim futrzakiem? Trzaba będzie wybrnąć samemu.”
- Słuchaj, Sakura. – Postanowił podejść do tego dyplomatycznie. – Na dobrą sprawę to ja nie za wiele pamiętam. Noo, znaczy się zemdlałem, nie? Coś mi chyba siadło w organizmie, bo napierdzielało mnie wszystko jak sam sku… Eee, Sakura?
Różowowłosa wpatrywała się w niego jak w totalnego kretyna.
„Miło.”
- Chcesz mi powiedzieć, że nie pamiętasz nic, a nic? Od momentu, gdy walczyłeś z Orochimaru?
„Hm… Sama walka w sumie również wydaje się jakaś rozmazana.”
- No taak?
- Oh…
Blondyn przyjrzał jej się podejrzliwie. Dziewczyna przygryzła wargę i wbiła spojrzenie w podłogę. Co się nie spodobało Naruto. I to bardzo.
- Co?
Sakura rzuciła mu szybkie spojrzenie, jednak zaraz ponownie skierowała je na szpitalną posadzkę.
- Co się stało? – zapytał ponownie.
Haruno odetchnęła głęboko i dopiero po chwili zwróciła na niego oczy.
- Serio nic ci nie świta? – w jej głosie pobrzmiała nadzieja.
Uzumaki zmarszczył brwi w zamyśleniu, jednak zaraz pokręcił przecząco głową
- Nic, a nic.
- Więc… Hm… Jakby to powiedzieć. Mój specyfik… Nie działa na ciebie najlepiej.
- W sensie?
- W sensie, że koliduje z twoją drugą chakrą. Tak jak podejrzewałam, że może się stać.
- Koliduje – powtórzył w zastanowieniu. Miał dziwne wrażenie, że za tym słowem nie kryją się przyjemnie rzeczy. I nie pomylił się.
- Zaczął ją wyżerać – wyrzuciła z siebie dziewczyna. – Dosłownie. Przez co straciłeś przytomność. W sumie sama nie jestem pewna o co w tym wszystkim chodzi. Jednak to jest najbardziej prawdopodobna wersja.
„Ach, to dlatego czułem się, jakbym zamiast krwi miał kwas?”
- A co się stało później? Skoro żyję…
- Sasuke przybył w niemalże ostatniej chwili. Żebyś widział jaki był wściekły! Rzucił się…
Sakurze najwyraźniej ta część opowieści podobała się najbardziej, gdyż przy jej przedstawianiu ukazała olbrzymi entuzjazm, który nijak nie udzielił się Naruto.
„Sasuke. No jasne!” Pomyślał zgryźliwie. „Bo któż inny. Grrr… Co za burak! Dlaczego to zawsze musi być on? No? Dlaczego? I Co teraz? Będzie miał kolejny powód, żeby się ze mnie nabijać? Zapizialec znowu został bohaterem! Ha! Może jeszcze będzie oczekiwał jakiś podziękowań, czy coś! Niedoczekanie! Dobrze, że przynajmniej byłem nieprzytomny…”
- … No, ale gadzinie udało się zwiać – zakończyła swój wywód, którego w sumie Naruto nawet nie słuchał.
- A co z Tsunade? I Shiką?
- Oprócz ciebie nikt nie ucierpiał.
- To dobrze.
Zapadła cisza. Złowroga.
Naruto przełknął ślinę.
A Sakura dostała szału.
- Dobrze? – zaczęła złowrogo. – Mówisz, że to niby dobrze? Naruto, ty…TY KRETYNIE! Jak w ogóle możesz… Jak… Ty POPAPRAŃCU! Co ty chcesz z siebie zrobić? Jakiegoś pieprzonego bohatera od siedmiu boleści? O mało nie zginąłeś, przez tą swoją popapraną brawurę! Oh, ale ze mnie idiotka! Od razu powinnam wpakować cię do szpitala, a nie jeszcze cię dopingować! Myślisz, że wszystko musi być na twoim pustym łbie?! To przyjmij do wiadomości, że Konoha da sobie radę bez twoich pieprzonych poświęceń!
- Ale wtedy Tsunade…
- Ktoś inny by jej pomógł. Kakashi, Sasuke, jasna cholera! Chociażby JA! Też jestem shinobi, jakbyś nie zauważył.
- No ale ninja… - zaczął znowu, jednak Sakura ponownie przerwała mu piskliwym głosem. Oj, była zła.
- ROZUMIEM, że ninja istnieją po to, aby walczyć! Ale to nie znaczy, że musisz bezsensownie nadstawiać łba przy każdej nadarzającej się okazji! Nie możesz przyjąć do wiadomości, że nawet ty, nie jesteś czasami zdolny do dalszej walki?
- Ale…
- Ale co?! Myślisz, że nie widzę co się z tobą dzieje odkąd wrócił Sasuke? Odbija ci i to równo! Co było tydzień temu? Każdy normalny posłałby po posiłki, ale nie ty! Kto się w pojedynkę rzuca na trzydziestu wrogich joninów? No kto? Tylko TY! Nie wiem, czy robisz to by zwrócić na siebie uwagę Sasuke, czy po prostu masz nadzieje, że ktoś cię zabije, zanim będziesz zmuszony z nim normalnie porozmawiać! Naruto, dwie noce zdzierałeś sobie gardło, wrzeszcząc z bólu, a my musieliśmy tego słuchać, nic nie mogąc poradzić!
Dziewczyna umilkła, tak więc w pomieszczeniu można było teraz usłyszeć tylko jej urwany oddech. Naruto nie patrzał na nią. Wbił wzrok w okno. Miał zbyt duże wyrzuty sumienia. Sakura miała racje. Wszystko stawiał na jedną kartę, byle tylko nie myśleć o czarnowłosym. Ale nie sądził, że to jest aż tak widoczne.
„Cholera…”
- Zależy mi na tobie. Mi i innym.
Blondyn poderwał głowę słysząc cichy głos Sakury.
- Wszystkim nam zależy na twoim szczęściu, więc daj sobie szansę.

„Daj se szansę, daj szansę! Ja pierdziele… Dlaczego ona tak się tym przejęła?” Blondyn maszerował przez miasto, z nisko pochyloną głową i rękoma wbitymi w kieszenie uniformu. Był zły. Nie, nie na Sakure. Na siebie. Na to, że jest powodem jej zmartwień. I na to wychodzi, że również wielu innych osób.
Tsunade też nie oszczędziła mu kazań. Wredne, stare babsko mogło chociaż podziękować za uratowanie jej żywota. W zamian jednak, otrzymał tylko porządny opierdziel za narażanie się na niebezpieczeństwo. A przecież on nie może się narażać. Przynajmniej nie za mocno. Bo co by było, gdyby Akatsuki go dorwało? Albo Orochimaru? Cholera przecież wie, co chcą z nim zrobić… A…
Dobra, przyjął do wiadomości, że ludzie się o niego martwią.
No ale on musi, przecież jest wojownikiem! To jego misja walczyć do ostatniej kropli krwi i… Jako jonin, potrafić kalkulować swoje siły na zamiary. A ostatnio na tym polu kompletnie nie dawał sobie rady. Nadstawiał karku przy każdej nadarzającej się okazji, byleby tylko pokazać jak najwięcej, zmęczyć się niemiłosiernie, nawet sprawić sobie ból, a wszystko po to, by… By nie myśleć o tym czarnowłosym draniu! Ej, ale fakt faktem jeszcze żył, a to można zapisać jako spory sukces.
„Sakura ma racje.” Pomyślał smętnie. „Musze w końcu mu powiedzieć. Porozmawiać z nim poważnie. Boże, cokolwiek, żeby tylko przestać zachowywać się jak kretyn!”
Ale nie dzisiaj.
Dzisiaj miał zamiar legnąć się w wyro i opierdzielać się przez cały tydzień. W końcu Tsunade wmusiła mu siedmiodniowy urlop. W ciągu tego czasu powinien jakoś składnie ułożyć sobie wszystko w głowie, tak aby móc stawić czoło czarnowłosemu.
Tak, to dobry plan.
Wszedł do klatki schodowej swojego ciasnego mieszkanka. Rozejrzał się dyskretnie na boki, jednakże nikogo nie zauważył. Wyciągnął z kabury kunai i przeciął lekko swojego kciuka.
Dobrze, że zabezpieczenia do domu nie bazowały na pieczęciach. Byłby tak trochę udupiony. Tsunade, wraz z Sakurą przetrzymywały go w szpitalu jeszcze z dobre dwie godziny, robiąc jakieś cholerne badania i nieustannie przypominając, że ma się nie nadwyrężać, pozwolić organizmowi się zregenerować, nie używać chakry, nie wyściubiać nosa za bramy wioski, przybiec do którejś z nich, gdyby działo się coś niedobrego, nie używać chakry, prosić, jeżeli będzie mu coś potrzebne, przyjść na kolejne badania w ciągu tego tygodnia, no i oczywiście nie używać chakry.
Zakrwawionym palcem przejechał w odpowiednich punktach i otworzył drzwi. W sumie te zabezpieczenie miało o wiele więcej plusów, niż pieczęcie. Po pierwsze było oryginalne, mało kto wpadał na pomysł, że może istnieć takie zabezpieczenie. Po drugie… No cóż, jedynym czynnikiem działającym jak klucz, była jego krew. A jej raczej nikt nie sprzedaje na pobliskim bazarku. Dlatego też, nic dziwnego, że mógł się czuć niezwykle bezpiecznie. Z błogim poczuciem, iż ten cholerny dzień już i tak nie może być gorszy, wszedł do mieszkania.
- Mam cię.
Naruto wrzasnął dziko, kiedy czyjeś ręce złapały go w pasie, a cichy szept wdarł się do ucha. Zdołał się obrócić i stanął twarzą twarz z Sasuke.
„O jasna cholera, ja pierdole mać.”

4 komentarze:

  1. Jeżeli Naruto ma strzykawkofobię, to czuję z nim więź braterstwa - z tym, że mnie nikt nie zmusi dania pozwolenia na wkłucie się gdziekolwiek XD Uzumaki powinien ćwiczyć asertywność albo co...
    Ale do rzeczy, bo się rozpiszę o pierdołach, a Tobie się pewnie tego czytać nie będzie chciało ;P

    Och, a ja już ukochałam Kyuubiego ;D Taki cudny, egoistyczny bohater, który najchętniej troszczyłby się o tylko o własną dziewięcioogoniastą dupę. Troszczyłby się, gdyby nie Naruto - tak musi dbać jeszcze o niego ;)
    Tylko, że zdaje mi się, iż Kyuubi jest tymczasowo (oby!) niedysponowany?

    Jestem ciekawa, jak Naruto ma zamiar poprowadzić rozmowę z Sasuke ;> Może być... no, może być interesująco ;D

    Pozdrawiam,
    mechalice
    PS Następnym razem weź Ty mnie informuj albo co, bo ja (nawet jeśli mi na kompie coś wyskoczy) sama nie wpadnę na to, żeby wejść ;D
    Mail: mechalice[at]gmail.com
    GG: 6202856

    OdpowiedzUsuń
  2. hej:)
    dzisiaj wpadłam na Twojego bloga.przyznam się ,że przez przypadek,lecz mogę śmiało napisać,że mnie zaintrygował:) mam nadzieję,że następna notka szybko się pojawi bo naprawdę opowiadanie jest ciekawe:)
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzisiaj trafiłam na twojego bloga przez przypadek i jestem zachwycona ;D
    Czytałam tamtą notkę i Kyuubi mnie rozwalał za każdym razem xD Mam nadzieję, że w końcu się odezwie do naszego Naruciaka.
    Mam tak samo jak Naruto. Śmiertelnie boję się strzykawek a ze spadanie ze schodów to dla mnie żaden problem. Dogadałabym się z nim :D
    Idę czytać dalej, pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Boska notka ^^ Dopiero dziś trafiłam na twojego bloga <3 Kurcze jestem zachwycona dialogami, zwłaszcza tymi z Kyuu xD
    Pozdrawiam i życzę weny :3

    OdpowiedzUsuń