Jako, że ja jestem stworzonek leniwym i jak widać ostatnimi czasy nie mogącym się ogarnąć jeżeli idzie o kwestie ff to wymarudziłam u Mecha, żeby napisała mi rozdział. A i owszem, córa za zadanie się zabrała ochoczo, ale jako, że Mecha to swoisty maniak SasuNejiowy, to... No, dzieją się tu rzeczy co najmniej dziwne xD
Tak więc... Zapraszam do czytania ALTERNATYWNEGO ZAKOŃCZENIA mojego opa, które zostało stworzone przez moją wspaniała córę Mechalice, lof you :"D
Edit: Ostatnie, jakże istotne zdanie jest wytworem wspaniałej Pico, która właśnie wykręca mi się od pisania nextów, Ciebie też lof :"D
*** *** ***
Rozdział II.XVIII - Część ostateczna - Mechowe zakończenie xD
Żeby ocalić Sasuke, tak w istocie, nie potrzeba jednak było wcale pomocy
Nanabi, jak to poinformował Naruto Kyuubi. Blondyn jednak pchany żądzą
ocalenia swojego ukochanego natychmiast zerwał się na nogi znad
zakrwawionego i nieruchomego, jakby martwego (aczkolwiek chwilowo
jedynie sparaliżowanego), ciała Sasuke i ruszył na poszukiwanie demona,
który będzie w stanie ocalić wiszące na włosku życie znajdującego się
trzy ćwierci do śmierci Uchihy.
Także — Naruto tego nie wiedział, sam
Sasuke również, gdyż wszelkie zdolności poznawcze w tym stanie trwały
tak samo on sam sparaliżowane i zamrożone. Nie myślał, jedynie krew
toczyła się w jego żyłach i tętnicach, co jakiś czas malowniczo
rozlewając się przez rany na upaprany szkarłatną posoką mundur — czy
prościej mówiąc, jakiekolwiek odzienie miał na sobie wówczas
kruczowłosy, nieprzytomny mężczyzna pozostający w stanie między życiem i
śmiercią, w półtrwaniu niemalże, jak to mają w zwyczaju pierwiastki
promieniotwórcze w odpowiednich warunkach.
Uzumaki, obrócił się
jeszcze na pięcie, spojrzał ostatni raz na leżące w błocie ciało swojej
miłości, na to jak Sakura rosi łzami jego rozchełstaną, splamioną
szlachecką krwią koszulę, czy w co tam był odziany Sasuke. Przyłożywszy
palce do ust, wyszeptał: — Nie minie jesień, a wrócę, mój kochany. Wrócę
z medykamentem.
I pognał w siną dal, wgłąb wrzosowisk Yorkshire —
jego jasna niczym len czupryna szybko zatonęła w strzępach porannej mgły
pory przedświtu. Zmierzał ku Szkocji, miał nadzieję, ze gdzieś wśród
celtyckich ludów i tych zabawnych dziadków z brodami, piszących runami
druidów znajdzie tę demonice, która jako jedyna miała potrafić
przywrócić do życia Sasuke.
No tak, ale Naruto nie wiedział, że tak naprawdę, to nie musiał…
Sasuke
gorączkował, broczył krwią i majaczył na zmianę, kiedy tylko zapominał,
że jest sparaliżowany i nie bardzo może, a na pewno nie powinien. Nie
wyglądało jednak na to, żeby przeżył jesień, o której wspominał Naruto w
swoim pełnym krytego, dławiącego w gardło wzruszenia pożegnaniu. Nie
wyglądało nawet na to, żeby przeżył jakiś tydzień, czy wręcz jedną noc!
Fortunnie
jednak, złożyło się tak, że od dłuższego czasu z współczesnych okolic
Inverness, w szkockich Highlands, podróżował na południe bardzo odważny,
młody, sliny celtycki wojownik, Neji. Nie posiadał co prawda brody, ale
druid Ecwedghown uznał, że jego piękne, długie włosy za brodę
nadrabiają wystarczająco. Celt schodził z zielonych zboczy wzgórz w
kierunku Anglii, grając na dudach, pogryzając hagis oraz popijając
whiskey (na pewno nie whisky, bo to szkockie, a Neji czuł się bardziej z
Eire, niż jakiekolwiek innego kraju, nawet mimo że urodził się w
Szkocji), a wiatr podwiewał mu jego klanowy kilt albo, cóż, jakiś tego
prototyp. W czasach pogańskich, z których nadchodził Neji, kiltu jako
takiego raczej nie było, ale w miarę podróżowania rzeczona kraciasta
część odzienia jakoś tak coraz bardziej materialnie opinała się na jego
biodrach, a jego dudy zdawały się grać coraz donośniej.
W końcu, po
wielu mękach i udrękach takich jak wizyta w Danii i pokonanie jakiegoś
potwora, dalekiego kuzyna Kaina, tego co zabił Abla i kilku innych
pomniejszych gadów oraz po zwyczajowych biesiadach, czy koronacjach lub
uroczych pogańskich pogrzebach, Neji doszedł w końcu do polany, na
której konał Sasuke. Rychło w czas, bowiem trafił tam akurat w tym
momencie, w którym los Sasuke choć niepewny nie był jeszcze przesądzony,
a Naruto z zawziętością gnał na północ i znajdował się już co najmniej
kwadrans drogi od polany.
Jutrzenka rozjaśniła niebo, a powietrze
rozbłysło prawie elektrycznym blaskiem, tylko że bardziej różowym, jak
to jutrzenka, a nie niebieskofioletowawym, jak to prąd. Dudy na których
do tej pory grał odważny Celt Neji umilkły iż ostały odrzucone precz, na
gęsty, miękki mech, na którym spoczywało pielęgnowane przez Sakurę
ciało Sasuke. Coś zgrzytnęło-trzasnęło w powietrzu, znów, jakby prąd, a
wokół zaczęły unosić błyszczące drobinki, jakby świetlisty pył, czy
brokat, czy kolorowe konfetti, którym czasem rzuca się na Sylwestra.
Celt
padła na kolana i ujął w dłonie bladą, zakrwawioną twarz Sasuke – nie
dostrzegł większych powierzchownych ran na niej, więc doszedł do
szybkiego wniosku, że nikt Sasuke nie próbował rozwalić szlacheckiego
łba nieco mniej szlacheckim toporem.
— Þu – stwierdził po
staroangielsku i urwał, ponieważ poczuł, jakby mu mowę odjęło. Na pewno
poczuł, jakby zastąpiono mu wokabularz i zamiast użyć słowa: libban, jak
przedtem miał w zamiarze, powiedział po prostu: — Przeżyjesz.
Dudy
zagrały same z siebie, Neji poczuł, jak ogarnia go dziwne niepohamowane
uczucie, po czym nachylił się i pocałował skrwawione usta bruneta. Po
czym tenże brunet obudził się, co było dziwne i przypominało jakąś
Śpiącą Królewnę.
— Gdzie Naruto? – zapytał Sasuke po przebudzeniu. — Chyba chciałem go uratować, a potem ktoś mnie zabił.
—
Nie ma go – odparł Celt, choć nie wiedział kimkolwiek ten Naruto jest. W
tym uniwersum solidnie się minęli, w pięćdziesięciu innych też. — Ja
jestem.
— Och, widzę. Cieszę się – powiedział i pocałował Nejiego,
ponieważ to niepohamowane uczucie owładnęło i jego. Brokat posypał im
się na głowę, a dudy grały same z siebie dość skrzekliwą piosenkę
weselną.
Naruto podróżował ku Szkocji, ale się zgubił i tutaj narratora przestał obchodzić jego los, bo miał SasuNeji w rozkwicie. I tak nagłówek z sasunaru stał się nagłówkiem z sasuneji.
THE END
Ogólnie, to cieszę się, że moje marudzenie ma czasami jakieś efekty ^ ^. Lofciam Cię, wspominałam?
OdpowiedzUsuńZakończenie piękne wspaniałe i w ogóle xD A zakończenie NejiSasu przecież tak tu pasuje, jest takie oczywiste, że chyba naprawdę wrócę na jedyną słuszną drogę wyznawania czci wyłącznie tej parze. A nie, jakieś SasuNaru xD
Dobrze, że chociaż w adresie mam SasuNeji, nie? xD
"Także — Naruto tego nie wiedział, sam Sasuke również, gdyż wszelkie zdolności poznawcze w tym stanie trwały tak samo on sam sparaliżowane i zamrożone."
O boru xD Tu umarłaś mnie po raz pierwszy xD
Przy obracającym się do ukochanego Naru:
"Przyłożywszy palce do ust, wyszeptał: — Nie minie jesień, a wrócę, mój kochany. Wrócę z medykamentem."
Umarłaś mnie po raz drugi.
Przy celtyckim, silnym Nejim umarłaś mnie po raz trzeci xD Dudy! whiskey! O boru xD KLANOWY PROTOTYPOWY KILT XD
" Dudy na których do tej pory grał odważny Celt Neji umilkły iż ostały odrzucone precz, na gęsty, miękki mech, na którym spoczywało pielęgnowane przez Sakurę ciało Sasuke."
MECH! MECH! xD UMARNIĘTA po raz CZWARTY xD I brokat xD Brokat wymiata.
"— Þu – stwierdził po staroangielsku i urwał, ponieważ poczuł, jakby mu mowę odjęło. Na pewno poczuł, jakby zastąpiono mu wokabularz i zamiast użyć słowa: libban, jak przedtem miał w zamiarze, powiedział po prostu: — Przeżyjesz."
Po raz piąty...
"— Gdzie Naruto? – zapytał Sasuke po przebudzeniu. — Chyba chciałem go uratować, a potem ktoś mnie zabił."
O boru, o boru xD Po raz szósty xD Kocham ten tekst xD I więcej brokatu i uniwersum i w ogóle samogrające dudy xD
"Naruto podróżował ku Szkocji, ale się zgubił i tutaj narratora przestał obchodzić jego los, bo miał SasuNeji w rozkwicie. I tak nagłówek z sasunaru stał się nagłówkiem z sasuneji."
I tu razem z Pico umarłyście mnie po raz siódmy, ostatni i ostateczny xD
Loff, Ird. :* Ciesze się, że podoba Ci się moja i Pico koncepcja zakończenia - potrzeba tylko się dostosować i do zakończenia, i do adresu. ^^
UsuńA, no, muszę jeszcze wspomnieć, że anglistyka ryje mózg. Możesz się cieszyć, że nie poszłam na celtycka, bo to wszystko byłoby tylko bardziejsze. X"D
Całuski!
mecha
1. A już miałem nadzieję... A tu co? Nosz nie zdzierżę Waćpanny... Nie dość, że to podobno zakończenie, to jeszcze takie... no takie....
OdpowiedzUsuń2. JA CHCĘ IRDINOWYCH DALSZYCH CZĘŚCI OPOWIADANIA!!!!!!!!!!
3. Robi się tu nas (tzn. mnie i moje widły) w bambuko! Kto mi obiecał po kartonach, że będzie pisać? No kto?
4. FOCH Z PRZYTUPEM, PÒŁOBROTEM I TRALALA...
1.Takie piękne, tak? Tej, ale ja mam zamiar napisać sama część, tyle, że na razie mi nie wychodzi.
Usuń2.Ird nie ma potrafi aktualnie napisać opa. Stara się, ale jej nie idzie. Może bloga zawiesić jedynie, co by było kretyńskie i prawdopodobnie zakończyłabym już wtedy wszelką działalność blogową.
3. Widły obiecały!
4. Też się mogę fochnąć, ale to dużo nam nie da xD
Padłam trupem nieżywym i pozostaję w nadziei, że znajdzie mnie Naruto, powracający ze Szkocji i będzie chciał odratować. Albo może ja podpełznę trochę do niego, lekko na ten czas ożywając, żeby przypadkiem jakim nie pominął mnie i nie zostawił na obcej ziemi. Chociaż ziemia nie taka obca, znana mi poniekąd; znajomków tam posiadam i jakoś zaradzą może w niedoli, whisky (tak właśnie whisky, nie whiskey, bom serce oddała fabryce przez rok cały życia mego, lejąc tenże złoty trunek w antałki, laką szyjkę zaklejając) poleją na wzmocnienie członków, bym mogła spotkać wybranka, któren zdradzony okrutnie przez kochanka swego z Celtem czarnowłosym, dozna ukojenia serca w mych ramionach niewieścich.
OdpowiedzUsuńHa ha :"D Daimon! Jakby to był facebook, to kliknęłabym "lubię to" xD Zwłaszcza Twoje "podpełzanie"! :D
UsuńAye*, taki to jest wpływ cytrynówki na galaretkę zwaną przez niektórych mózgiem ;D
Usuń* (czyt. aj) 'tak' po szkocku ;)
Komć! <3
OdpowiedzUsuńSłitaśny xD Takiego mi było trzeba xD
UsuńMam nadzieje, ze motywujący. ^^
UsuńI to jeszcze jak :"D
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńEh usunęłam tamten komć ;-; za dużo błędów w nim miałam xD
OdpowiedzUsuńNo więc żenada ;-; nie lubię nejiSasu XD czytam 'normalne' zakończenie ^^