środa, 6 lipca 2011

Rozdział II.II

Uh, boli mnie kręgosłup ==
Dobra, zanim mykne na wieś, aby znowu rozpocząć swoją kurację alkoholową (oczywiście to wszystko w ramach tego, że zaczęłam mieć wakacje, nooo przynajmniej częściowo...) uda mi się chyba wrzucić kolejną część. A więc krótko i treściwie: dziękuję za komentarze i zapraszam do czytania kolejnej części :)

Deedwarda: Jeszcze się kuruje = = Masakra, już drugi tydzień chyrlam. Ale co w tym dziwnego, skoro leczę się zimnym browarem xD. A z sesją to ja się męczyć będę do końca lipca niestety (i wbrew pozorom nie jest to sesja poprawkowa!). Jeden cholerny wpis mi został...

Mechalice: Ej, ej, a co to za przytyki?! xD Się wyspałam w końcu, to i za pisanie się zabrałam, a co ^ ^. I ja poproszę komentarz długo treściwy, wysmażony, z lekką nutą pochwały, o! :D
Ciesze się, że się ucieszyłaś, tudzież, że ucieszyła się Twoja grypa. Chyba, że Twoja grypa nie lubi moich opowiadań i dawała Ci po prostu znaki, żebyś odlazła od komputera i znalazła niewolnika do zrobienie herbaty. Ot, w ramach kuracji.
Ja się truje grYpeksem, bo to jedyne coś antygorączkowe, co mam w domu. Znaczy, trułam się. Teraz, pomimo kichańska, kaszlańska i ogólnego nieczucia się inwestuje w alkohol. W końcu mam namiastkę wakacji, więc trzeba z nich korzystać! :D
Zdrowiej szybciorem :)


*** *** *** *** *** *** ***

- AGHHHRRR – warknięcie Naruto przerwało nocną ciszę. Od dobrych kilku minut krążył po salonie, nie mogąc znaleźć sobie żadnego sensownego zajęcia. W końcu opadł na kanapę, przyciskaj dłonie do twarzy i próbując się uspokoić.
- Dosyć tego!
Zerwał się z kanapy i, chwytając po drodze kurtkę, wybiegł z mieszkania.
„I niby gdzie lecisz?”
„Nie wiem. Ja muszę go znaleźć, nie wytrzymam psychicznie, jeżeli Sasuke zaraz się nie pojawi.”
„Okej, ale gdzie go znajdziesz?”
Blondyn zatrzymał się gwałtownie.
„Ja… Nie mam pojęcia.”
Był w kropce.
Nie widział Sasuke, od kiedy ten zostawił go pod prysznicem. I wcale mu się to nie podobało. Fakt, miewali kłótnie. Jak każda normalna para w końcu! No może nie tak całkiem normalna… Ale, do cholery, co też sobie Uchiha wyobrażał zostawiając Uzumakiego samego na kilka godzin! Jeżu drogi, czy to był taki problem porozmawiać i chociażby spróbować wyjaśnić sobie wszystko?
I może to niebieskookiemu odbiło, że próbował się wcisnąć w misje Sasuke. Może nie powinien tego chcieć. Ale od dłuższego czasu Naruto miał dziwne wrażenie, że jego partner się od niego izoluje. W tej sytuacji to chyba normalne, że próbował to zmienić. W końcu Uchiha był pierwszą w życiu osobą, która tak naprawdę zagościła w jego życiu. Nie chodzi tu o osoby typu Umino, Sakura czy Tsunade. Traktował ich jak rodzinę, to prawda, ale to właśnie Sasuke zagościł w jego sercu na tyle, że… Że ciężko to wyrazić słowami.
Ha! A teraz zostawił go z nie lada problemem i najwyraźniej nie miał zamiaru niczego wyjaśniać w tej kwestii. Naruto dobrze zdawał sobie z tego sprawę, że zachował się szczeniacko. Może i nie powinien próbować zwrócić na siebie uwagę takimi niebezpiecznymi zagraniami, no ale co miał robić?
„Kyu, co teraz?”
Lis milczał jak zaklęty.
No tak, cholerna ryża kita nigdy nie potrafiła odezwać się, gdy to było potrzebne. Co innego, gdy chodziło o to, ażeby komuś dogryźć…
- No proszę, proszę, a któż to postanowił wynurzyć się z domu?
- Kakashi – mruknął Naruto, obracając się ku głosowi. – Nie bądź bezczelny, to ty zazwyczaj jesteś na tyle leniwy, że dniami potrafisz gnić we własnym łóżku.
- Może i tak. – Wzruszył lekko ramionami. – Co nie zmienia faktu, że ostatnimi czasy przejąłeś moją rolę.
„Dobrze prawi!”
„A zamknij się.”
- Czyżby problemy w raju? – zapytał Kakashi, mrużąc radośnie widoczne oko.
Naruto skrzywił się wyraźnie.
- Nie rozumiem, co masz na myśli.
- Nie udawaj – prychnął wyraźnie rozbawiony jonin. – Zawsze, kiedy wraca Sasuke, to po was obojgu nie ma śladu życia, przez co najmniej trzy dni.
- Ja… - Blondyn zaczerwienił się intensywnie. Jasna cholera, jak niby miał zaprzeczyć najprawdziwszej prawdzie?
- Naruto, przecież nikt cię nie obwinia. Pomyśl sobie tak, że część tych singli-nie-z-wyboru czuje się cholernie zazdrosna, bo nie miała w życiu tyle szczęścia by mieć z kim przetestować wytrzymałość swojego łóżka, wanny, kuchennego stołu, czy też prysznica…
„Mwahaha!”
O ile to było możliwe Naruto zaczerwienił się jeszcze bardziej.
Cholerna wzmianka o cholernym prysznicu!
- Możemy zmienić temat? – wysapał przez zaciśnięte zęby.
- A co, trafiłem to o…
- Zamknij się, Kakashi, bo za siebie nie ręczę!
- Dobra, dobra! – Siwowłosy zaśmiał się. – Już się tak nie gorączkuj. Powiedź lepiej, gdzie tak pędziłeś jeszcze przed chwilą.
- Eee… Szukam…
- Szczęścia?
„Bigosu?”
„Co?”
„Głodny jestem…”
„Jesteś demonem, Kyu, nie odczuwasz głodu.”
„Co nie zmienia faktu, że coś bym zjadł.”
- Sasuke – powiedział po chwili wahania. Nie było sensu ściemniać przed Kakashim, że wszystko jest w porządku. – Szukam Sasuke.
- O?
- Pokłóciliśmy się – przyznał niechętnie. – Chociaż w sumie tego nawet kłótnią nazwać nie można. Wściekł się dziad, nawrzeszczał na mnie i poszedł w piździec.
- O, tak kompletnie bez twojej winy?
- Nooo… Słuchaj, może tak niekoniecznie bez mojej winy, ale Sasuke też nie jest święty w tej kwestii! Jestem niemalże pewien, że coś go dręczy i to coś…
- Niemalże? A po czym to niby wnioskujesz?
- Zachowuje się inaczej! – warknął blondyn, mrużąc wściekle oczy.
Siwowłosy nie odpowiedział od razu. Zamiast tego, z wyraźnie zamyśloną miną podrapał się po czuprynie.
- Mówisz?
- Nie, kurwa, tak sobie podśpiewuje! Skoro twierdzę, że jest jakiś dziwny, to jest!
- Nie, żeby kiedykolwiek był normalny…
„Nie, żebyś i ty był do końca normalny. Och, no chyba właśnie dlatego tworzycie taką uroczą parę.”
- Widzisz, Naruto, być może po prostu nie znałeś Sasuke w tej scenerii?
- Jakiej znowu pierdzielonej scenerii?! I, że co? Że niby ty znasz go lepiej?!
- Hej, spokojnie! – Kakashi uniósł dłonie, aby mu przerwać. – Nie o to mi chodziło. Słuchaj, po prostu zarówno ty, jak i Sasuke wpakowaliście się w pierwszy w swoim życiu poważny związek. Skąd wiesz, że taki nie jest jego charakter po prostu?
- Nie wierze w to!
- Jeżu, to takie straszne, że Uchiha jest trochę mniej idealny, niż to sobie wyobrażałeś?
- Nie wierze w to – zaczął Naruto, a coś w jego wzroku wyraźnie stwardniało. – Że nie byłby w stanie mi zaufać.

„I to nawet bardzo. Kocham cię, kretynie.
Ja ciebie też, draniu.”

„Dzieciaku…”
Naruto siedział zwinięty w kłębek, opierając się ciężko o drewniany pal.
Znajdował się właśnie na polach treningowych i w najbliższym czasie najwyraźniej nie miał zamiaru się stamtąd ruszyć. Rozmowa z Kakashim… Zdołowała go.
„Powinno padać.”
Westchnął, wciskając nos w rękawy swojej kurtki.
„Do kurwy nędzy, powinno padać…”
„Dzieciaku…”
„Kyu, ja nie rozumiem. Dlaczego to wszystko jest takie posrane?”
„A gdybym to ja wiedział.”
„Czy miłość nie wiąże się z zaufaniem? Przecież… Kyu, nie można kłamać w takich kwestiach. Przecież… Sasuke nie mógł kłamać, nie potrafiłby, aż tak udawać, nie? A zresztą, po co?”
„Wiesz…”
„Nie, nie wiem. I to mnie najbardziej wkurwia. Ja… Nie ma sensu tu siedzieć.”
„Nie ma. Zresztą, zaczynasz mówić dziwne rzeczy.”
„Więc…” Westchnął ponownie, wstając. „Czas iść.”
„Gdzie?”
„Do domu, Kyu.”
„A Sasuke?”
Blondyn zacisnął zęby i nie odpowiedział. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Ale uganianie się po całej wsi też nie miało większego sensu.
„Miejmy nadzieje, że już wrócił.”
Wolnym krokiem ruszył w kierunku swojego… Tak, domu. Już dawno ustalili z Sasuke, że zamieszkają razem w posiadłości Uchihy. A blondyn dosyć szybko przyzwyczaił się do tej myśli. I być może wszystko potoczyło się za szybko. Ale co miał na to teraz poradzić?
„Może niepotrzebnie się tym przejmuję.”
„To przestań smęcić.”
„Wcale nie smęcę!”
„Jasne. O, a spojrzałbyś w lewo, to może i coś ciekawego byś ujrzał.”

„Co…”
Naruto obrócił głowę i niemalże w tym samym momencie zastygł w bezruchu.
Bo właśnie z baru wynurzyła się postać czarnowłosego drania. I to najwyraźniej bardzo wstawiona postać.
- Sasuke! – wrzasnął blondyn, niemalże piskliwym głosem.
W jednej chwili zalała go fala niesamowitej ulgi, jednak… Coś w spojrzeniu Uchihy powstrzymało go przed rzuceniem się w ramiona czarnowłosego i wygarnięciu mu tego, że musiał się zamartwiać.
Obojętność.
Naruto przeszły dreszcze.
Kiedy był dzieckiem, nienawidził, gdy ludzie spoglądali na niego z widoczną wzgardą. Nie do końca rozumiał, dlaczego wzbudzał wśród mieszkańców przerażenie i niechęć. Jednak pośród tych wszystkich odczuć, najbardziej nie mógł znieść, gdy go ignorowano. Kiedy przeżywał chwile smutków, rozpaczy, czy też wściekłości, a jedyną reakcją otoczenia była chłodna obojętność.
Może i dlatego jako dzieciak wyprawiał dziwaczne rzeczy, aby zwrócić na siebie uwagę. Co chyba zostało mu do dziś.
- Sasu, gdzieś ty się szwendał? – powiedział łagodnym tonem, podchodząc do niego. – Wiesz jak się martwiłem? Choć – wyciągnął dłoń w jego kierunku. – Idziemy do domu.
Przez chwile miał wrażenie, że mężczyzna odtrąci go. Jednak po kilku sekundach wahania palce czarnowłosego splotły się niepewnie z jego własnymi.
W nozdrza uderzył go delikatny zapach alkoholu.
„Coś jest nie tak…”
- Słuchaj, ja…
- Pogadamy w domu.
„Ja… Kyu…”
„Zabrzmiało groźnie.”
„Boję się.”
„Nie pękaj, dzieciaku.”
Do posiadłości dotarli w kompletnej ciszy. Blondyn wszedł pierwszy przez drzwi i stanął w ciemnym korytarzu.
Miał wrażenie, że jego serce przestało bić.
Bał się. Okrutnie bał się, chociaż sam do końca nie wiedział czego.
- Sasuke… - zaczął, obracając się ku swojemu partnerowi. I zamarł.
Uchiha stał dwa kroki za nim i wpatrywał się w niego tym chłodnym, obojętnym spojrzeniem, jakie Uzumaki ujrzał już pod barem.
- Czy… Coś się stało? – zapytał niepewnie, podchodząc bliżej.
- Nie.
Głos czarnowłosego nie zdradzał żadnych emocji.
- Sasuke, ja przepraszam – powiedział, wtulając się w jego sylwetkę. Poczuł się raźniej, pomimo tego, że Uchiha nie odwzajemnił gestu. – Słuchaj, wiem, że się wściekłeś, ale zapomnijmy o sprawie, okej? To… Już się nie powtórzy. Tylko proszę…

„Kocham cię, kretynie.”

Usta Sasuke miażdżą jego własne w brutalnym pocałunku.
Oczy blondyna rozszerzają się z zaskoczenia.
„Coś jest nie tak...”
Myśli półprzytomnie, mimowolnie rozchylając usta.
Pocałunek jest… Inny niż wszystkie.
Przesycony zapachem alkoholu i zwyczajowym smakiem Sasuke. Coś w tym połączeniu niezmiernie podniecało Naruto, jednak z drugiej strony…
„Coś jest…”
Kiedy w końcu się od siebie odrywają, ledwo mogą złapać oddech. Naruto zamglonym wzrokiem wpatruje się w twarz kochanka.
- To ostatni – mruczy Sasuke, zagłębiając ręce w przydługich blond kosmykach, a Uzumaki nie ma najmniejszego pojęcia o co mu chodzi. – Ostatni raz.
Ich usta ponownie łączą się w pocałunku, jednak tym razem łagodniej, jakby spokojniej i pewniej.
- Ja, Sasuke… - Oddech Naruto jest krótki i urwany.
- Ostatni…
- O co…
Słowa giną w kolejnych pocałunkach.
- Kocham cię, Sasuke.

„Kretynie.”

Ciało Naruto boleśnie uderzyło o ścianę, gdy został gwałtownie odepchnięty przez Uchihe.
- Sasuke? – zapytał się blondyn, a w jego głosie czaiła się niepewność. – Sasuke, o co chodzi?
- Wynoś się.
- Co?
- To co słyszysz, masz się wynosić.
- Ale…
Uzumaki oderwał się od ściany i stanął naprzeciwko czarnowłosego.
- Sasuke, co się dzieje?
Uchiha westchnął z widoczną, wręcz pokazową irytacją.
- Nie rozumiesz co do ciebie mówię? Masz się wynosić z mojego domu. Teraz.
- Sasuke…
Naruto wyciągnął dłoń w kierunki czarnowłosego, jednak ten odtrącił ją, wbijając w jego oczy pogardliwe spojrzenie.
- Kurwa, wynoś się! Nie chcę cię więcej widzieć, nie rozumiesz?
- Ale, Sasu…
- Nienawidzę cię, Naruto.

„Kretynie.”


W następnej chwili, nawet nie wiedząc kiedy, Naruto ląduje za drzwiami.
„Kyu… On…”
Chwiejnym krokiem wychodzi na ulicę, ledwo zdając sobie sprawę z tego, gdzie się znajduje.
„Kyu…”
Oparł się o najbliższy płot, chowając twarz w dłoniach.
„To się nie stało.”
„Naruto…”
„To się nie dzieje naprawdę.”
„Naruto!”
- Nie, proszę, kurwa… To nie jest prawda! – krzyczy, kuląc się pod ogrodzeniem.

„Nienawidzę cię, kretynie.”

Z nieba nie spadła ani jedna kropla deszczu.

sobota, 2 lipca 2011

Rozdział II.I

Doberek ^ ^
Kurde, właśnie robię coś głupiego. I będę tego zapewne żałować w niedalekiej przyszłości. A mianowicie: Wrzucam rozdział kolejnego twora, który niekoniecznie zostanie zakończony. Pożyjemy, zobaczymy! Aczkolwiek mam nadzieję, że uda mi się zmobilizować, nawet jeżeli potrwa to lata, a co! xD
Cóż, kolejna historia, wbrew wcześniejszym zapowiedzią, nie jest, aż tak oderwana od poprzednich. Ponieważ jest to swoista kontynuacja mojego pierwszego opowiadania ^ ^. Miałam tego nie robić. Nie kontynuować opowiadania na taką skalę jak zamierzam w tym momencie... No ale, do jasnej ciasne, brakuje mi tego. Brakuje mi pisania i czytania komentarzy i zaczynam za tym tęsknić jak cholera xD.
W ramach wyjaśnień: Ten rozdział początkowo zapowiadał się jako miniaturka nawiązująca do wcześniejszej historii, ale po przeczytaniu wczorajszego rozdziału mangi jakoś mi wpadł do głowy inny pomysł i wyszło jak wyszło xD. Wiec... Podejrzewam, że ta część będzie nieco oderwana od innych, ale przy odrobinie szczęścia w kolejnych wrócę na właściwy tor ^ ^. Ok, nie marudzę więcej, zapraszam do czytania ;)

*** *** *** *** *** *** ***

„Czy ty jesteś psychiczny?!”
„Oj, przymknij się! Nie widzisz, że próbuję…”
„Przeżyć?”
- Cho…lera! - warknął, przylegając płasko do drzewa.
Było źle, było bardzo, bardzo źle.
I wcale nie chodziło o to, że kręciło mu się we łbie i ledwo stał na nogach. To akurat był najmniejszy problem. Gorzej, że zaraz go dorwą, a wtedy… Wtedy jego życie nie będzie już takie kolorowe. O ile w ogóle będzie można mówić o jakimkolwiek życiu.
Naruto westchnął wewnętrznie. Boże, przecież zabiją go, jak nie uda mu się ukryć.
„Bo jakbyś siedział spokojnie na dupie, to by nie było żadnego problemu! Ty głupi dzieciaku, dlaczego nie mogłeś po prostu…”
„Bo nie, a teraz przymknij się i daj mi spróbować nie dać się złapać, okej?”
„Głupi, irytujący bachor! Jesteś niepoważny! Słuchaj dzieciaku, ja rozumiem, że…”
„Zamkniesz się w końcu? Nie...”
- Naruto… - Złowrogie warknięcie rozległo się tuż koło ucha blondyna.
Uzumaki wrzasnął, odskoczył od pnia, coś najwyraźniej przeskoczyło mu w organizmie i… Zemdlał.

- Ał, ał, aaaaał! Jeżu, Sakuuura, trochę kobiecej delikatności!
Różowowłosa zacisnęła usta w wąską kreskę, spojrzała na niebieskookiego z rządzą mordu w oczach i powróciła do przerwanej czynności.
Nie odzywała się do niego. Calusieńki dzień przeprowadzała na Uzumakim wszelkiego rodzaju badania, testy i cholera wie jakie jeszcze dziwaczne rzeczy, a nie wypowiedziała w kierunku blondyna ani jednego słowa. I używała igieł. Brutalnie i bez ostrzeżenia. Co niebieskookiemu w żadnym stopniu nie odpowiadało i osobiście czuł się zraniony.
Oh, lis też się na niego obraził, Tsunade również, a także Kakashi krzywił się patrząc na niego. I niby o co im wszystkim chodzi?!
- AŁA! TO ZROBIŁAŚ SPECJALNIE! – wrzasnął, zrywając się ze szpitalnej kozetki, kiedy zranienie na plecach zapiekło dotkliwie. Posłał dziewczynie wściekłe spojrzenie. To, że się do niego nie odzywa, wcale nie znaczyło, że może się nad nim znęcać!
- Siadaj na dupie i się tak nie podniecaj – warknęła. – Może, jeżeli byś chociaż raz zastosował się do moich zaleceń, nie musiałabym się babrać w twojej krwi, bo wdało ci się jakieś pieprzone zakażenie. Wiec, z łaski swojej, przymknij jadaczkę i nie denerwuj mnie, bo przez zupełny przypadek mogę pousuwać ci co ważniejsze organy.
- Ale… - pod wpływem karcącego spojrzenie dziewczyny, Naruto pokręcił tylko głowa i ponownie usadowił się na szpitalnym łóżku. Przygarbił się i wbił posępne spojrzenie w swoje własne dłonie.
Co właściwie zrobił nie tak? Przecież… Nie naraził nikogo na niebezpieczeństwo, po prostu wykonywał swoją misję, a to, że wszystko się skomplikowało, to przecież nie jego wina!
„Nie?”
„Oh, wszechmocny Kyuubi postanowił się do mnie odezwać, czymże zasłużyłem na taką łaskę?”
- AŁA! – wydarł się, kiedy kolejna igła ponownie wbiła się w jego ciało. - Zwariowałaś?!
- A zamknij się – sapnęła dziewczyna. – Skończyłam, ale…
- No w końcu – warknął, zrywając się z łóżka. – Nie mam zamiaru siedzieć tu ani chwili dłużej!
Zrobił krok do przodu i… Wypieprzył się, gdyż nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Spojrzał na nie z przerażeniem, a następnie jego wzrok przeniósł się na Sakurę.
- Coś ty mi zrobiła? – wysapał z wysiłkiem.
- Ale posiedzisz sobie spokojnie w szpitalu, aż w końcu twoje rany się zagoją. Mam dość tego, że w kółko leczę te same zranienia, bo nie dajesz im się w spokoju zasklepić. Nie widzisz, że nawet lis już nie daje rady cię łatać?
- Nie masz prawa mnie tak traktować!
- I tu się mylisz, mój drogi – warknęła, kierując się ku wyjściu. – Jestem medykiem, pieprzonym medykiem, który dla dobra pacjenta może przetrzymywać go wbrew jego woli! Zażalenia kieruj do Tsunade. Żegnam tym czasem, mam ciekawsze rzeczy do roboty, niż użeranie się z takim niedojrzałym bachorem jak TY!
I wyszła. Trzaskając donośnie drzwiami i nie oglądając się na rozpłaszczonego na podłodze Naruto.
Blondyn westchnął przeciągle, opierając czoło o chłodną posadzkę.
- Byś mi chociaż pomogła wwlec się na łóżko – mruknął, z powątpieniem spoglądając na swoje stopy. Nie, wciąż za cholerę nie mógł nimi poruszać.

Jakiś czas później Naruto leżał, wciskając głowę pod poduchę, starając z całych sił ignorować szpitalny zapach. Było mu źle. No, ale przynajmniej już nie musiał rozkładać się na podłodze, tylko zajmował nieco wygodniejsze od niej wyrko.
Szelest przewracanych kartek odwrócił jego uwagę od ponurych rozmyślań.
- Kakashi – jęknął blondyn, obracając głowę w stronę mężczyzny, który siedział nieopodal jego łóżka. – Nie musisz mnie pilnować.
- Yhm.
- No i właściwie, to mógłbyś pogadać z Sakurą. Już się naprawdę lepiej czuję. A jakbym ładnie obiecał, że nie ruszę się z domu, to…
- To pewnie byś nie dotrzymał słowa – wtrącił siwowłosy przewracając kolejną stronę. - Nie, żeby mnie to w jakimkolwiek stopniu zdziwiło.
- Hej! A to co niby miało znaczyć?! – oburzył się Uzumaki, podciągając się na łokciach.
- To co słyszysz. – Kakashi z westchnieniem zamknął książkę i spojrzał z powagą na swojego byłego ucznia. – Dzieciaku…
- Nie jestem dzieckiem! I nie rozumiem, dlaczego wszyscy tak mnie traktujecie!
- Nie? No to rzeczywiście jesteś tępakiem. Słuchaj, myślałem, że jeżeli już między tobą, a Sasuke wszystko się ułoży, to skończy się z tymi ryzykownymi akcjami, a chyba zacząłeś odpieprzać jeszcze bardziej.
- Nie moja wina…
- Jakoś zawsze to nie twoja wina, że misje się komplikują. To już jest męczące, Naruto. Jeżeli nie jesteś w stanie pomyśleć o sobie, to zastanów się nad tym, jak inni przeżywają twoje cotygodniowe wypady do szpitala.
- Ale… - Uzumaki zamilkł, nie wiedząc co dalej powiedzieć. Nie chciał, żeby inni się o niego martwili. Jednak… Sam nie wiedział, co miał odpowiedzieć na takie zarzuty.
- Ale co, Naruto? Widzisz, sam nie potrafisz się odszczekać, co zazwyczaj jednak przychodziło ci z łatwością. Psia mać, Uzumaki, odwala ci i to równo. I nikt nie ma pojęcia o co ci znowu chodzi.
- No bo… - zaczął blondyn, poczym zacisnął usta w wąską kreskę i ponownie wcisnął głowę w poduszkę. A żeby on sam wiedział, czemu to zawsze pakuje się w kłopoty. No dobra, może miał o tym małe pojęcie, ale za cholerę się do tego nie przyzna.
- Jestem ciekaw, czy sam Sasuke będzie zadowolony po raz kolejny odbierając cię ze szpitala – mruknął Jonin, ponownie otwierając swoją książkę.
- Zaraz, ale… Że co? – Naruto spojrzał na niego ze zdziwieniem. – Przecież ma misję, wróci dopiero za tydzień. Nie będę tu przecież gnił tyle czasu!
- Nie, nie będziesz. – Siwowłosy spokojnie przerzucił kolejną kartkę. – Z tego co się orientuję, to wrócił wcześniej.
- Wrócił? Ale, że jak to tak wrócił?! JUŻ? – Niebieskie oczy spojrzały na niego z przerażeniem. – Przecież on nie może zastać mnie w szpitalu!
- Mówisz? No to trzeba było pomyśleć o tym wcześniej.
- Kakashi – jęknął blondyn. - Ty nie rozumiesz! Ja naprawdę nie mogę tu zostać. Boże drogi, przecież ten drań mnie zabije, jeżeli mnie tu znajdzie. Proszę, proszę, pomóż mi! Już nigdy więcej nie wyląduję w szpitalu, ale błagam, zabierz mnie stąd teraz!
- Myślę, że mógłbym nawet – zaczął Jonin, spoglądając na Uzumakiego. W jego oczach błysnęły złośliwe iskierki. – Ale chyba nie za wiele ci by to dało w tym momencie.
- Co? Czemu? No dajże spokój…
- Naruto, ty młocie…
Blondyn, z lekką obawą zerknął w kierunku zrezygnowanego głosu. Poczym, po raz kolejny, wcisnął nos w poduchę.
No to miał przekichane.
W drzwiach stał Sasuke.

Naruto czuł się co najmniej jak kretyn.
Nie, żeby to była jakaś nowość.
Ale w ten jakże uroczy słoneczny poranek, poczuwał się do wyglądania jak kretyn, z jednej zasadniczej i ważnej przyczyny.
Mianowicie takiej, iż był niesiony głównymi ulicami wioski. Niósł go Sasuke.
I wszystko może by i było w porządku, gdyby czarnowłosy się nad nim zlitował i po prostu wziął go na plecy. Ale nie, tak łatwo to w życiu przecież mieć nie mógł.
W ramach jakiejś dziwacznej zemsty Uchiha przerzucił go sobie przez ramię niczym worek kartofli. Tak więc Naruto miał wspaniałą okazję popatrzeć, jak za plecami Sasuke, chmara dzieciaków wytyka go palcami, nabijając się przy tym bezczelnie.
Żyć, nie umierać po prostu…
- Sasukeee – jęknął po chwili. – No weź już daj spokój! Narobiłeś mi siary, możesz już… No bo ja wiem… Ponieść mnie jakoś normalniej? Skoro już musisz to robić, to przynajmniej nie tak widowiskowo, co?
Czarnowłosy nie odpowiedział.
A Naruto, z braku możliwości wykonywania większych ruchów, nadął policzki i sapnął z irytacją.
„Ten też się nie odzywa. No ja pierdziele…”
„Sam jesteś sobie winien.”
„Kyu…”
„Tak, wiem, zamknij się. Już to mówiłeś.”
„Nie, po prostu cieszę się, że chociaż ty się zacząłeś normalnie odzywać.” Blondyn westchnął dyskretnie. „Już mnie męczy to wszystko.”
„Jak już wspomniałem: sam jesteś sobie winien, czyż nie?”
„Może troszeczkę.”
„Dzieciaku…”
„No rozumiem no, ale nie widzisz, że muszę sporo…”
„Nic nie musisz. Wkręcasz ze dziwne rzeczy, a potem lądujesz po swoich ryzykownych akcjach w szpitalu.”
„Bo ja chcę…”
„Doskonale zdaję sobie co chcesz osiągnąć. Co nie zmienia faktu, że źle się do tego zabierasz.”
„A spadaj. Nie będę słuchał rad od sierściucha, który nigdy nie miał swojego życia osobistego!”
„No to mnie zabolało…”
„Serio?”
„Nie, pomyślałem, że milej ci się zrobi na sercu, jeżeli tak powiem.”
„A spadaj, ty…”
- AŁA! Ludzie, delikatniej z kaleką! – wrzasnął, gdy został niekulturalnie umieszczony na kanapie. Mianowicie, Sasuke zrzucił go na nią.
Podczas rozmowy z lisem dotarli już do posiadłości Uchihy.
-Chyba umysłową – syknął przez zaciśnięte zęby czarnowłosy, obrócił się na pięcie i zniknął w głębi domu. Po kilku sekundach do uszu Naruto dotarł szmer prysznica.
Niebieskooki westchnął cierpiętniczo, z pozycji półleżącej podciągnął się do siadu i spuścił nogi na podłogę. Cóż, musiał jakoś przebłagać drania, aby przestał się na niego wkurzać. A to pewnie nie będzie łatwe.
Spróbował poruszyć palcami u stóp. I udało mu się.
„Hm… Czyli to dziwne coś, co zastosowała na mnie Sakura, przestało działać.”
Czym prędzej zerwał się z kanapy i potruchtał do łazienki. A tam, zanim Sasuke zdążył się zorientować, wskoczył pod prysznic, wtulając się w plecy czarnowłosego.
- Co ty…
- Cicho – przerwał mu blondyn, wzmacniając uścisk. – Siedź cicho i nie obracaj się.
- Zamoczysz sobie ubranie.
- I co z tego – mruknął. – Słuchaj, ja… Naprawdę przepraszam.
Niebieskooki oparł czoło o mokre plecy Uchihy.
- Nie miałem pojęcia, że to się tak skończy. Widzisz, bo tamte buraki mnie zaskoczyły. Nie spodziewałem się, że jeden z tych rzezimieszków był członkiem ANBU, bo skąd miałem wiedzieć? A nawet jeśli, to gdyby nie te jego głupie pomagiery, to dałbym sobie radę, przecież dobrze o tym wiesz. I tylko dlatego mnie poobijali, ale i tak w końcu ich rozwaliłem, nie? Ha, dzięki mnie kolejne oprychy trafiły tam, gdzie ich miejsce.
- Dlaczego nie poprosiłeś lisa o pomoc?
„Bom jest niegodzien jego wspaniałości.”
„Jasne.”
„Istnieje też druga opcja, że po prostu jesteś kretynem. Oh, zgadłem?”
- Bo… - zaczął, usilnie ignorując lisa. – Ym… Widzisz, ja chciałem sam. No bo… No, kurde, Sasuke! Bez jego pomocy też potrafię sobie poradzić. Przyznaj racje, że potrafię! Jestem dobrym shinobi, byś mógł… Ja chciałbym… A zresztą nieważne.
Blondyn oderwał się od jego pleców i już chwytał za kotarkę, kiedy Uchiha pociągnął go za kołnierz uniformu, przycisnął do ściany i nachylił się nad nim, wbijając w niebieskie tęczówki zirytowane spojrzenie.
- Coś ty znowu sobie wymyślił? – warknął czarnowłosy.
- Eee… Wiesz – wyjąkał Uzumaki, oblewając się rumieńcem. – Jakbyś nie zauważył, jesteś nagi. To trochę… Krępujące prowadzić rozmowy, kiedy jedna ze stron nie ma na sobie majtek.
- Och, tak?
- Hej! Zaraz, nie to…
Blondyn sapnął, kiedy mokra dłoń wsunęła się pod jego koszulkę, a druga, zabrała się za rozpinanie kamizelki. Przymknął oczy i wydal z siebie przeciągłe westchnięcie. Nie wiedzieć kiedy, część jego ubrań zniknęła, tak, że teraz stał pod prysznicem w samych spodniach.
- Sasuuu, ja…
Znowu nie zdołał dokończyć myśli, gdyż czarnowłosy zabrał się za obsypywanie jego brzucha drobnymi pocałunkami.
W magiczny sposób został również pozbawiony ów spodni. I majtek.
- To chyba wyrównuje szanse, hm? – cichy szept wdarł się do ucha blondyna.
- Ty dra… - Naruto otworzył gwałtownie oczy. Twarz Sasuke znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od jego własnej. Te cholerne usta były tak blisko. W głowie Uzumakiego zakołatała tylko myśl o upragnionym pocałunku.
- Naruto?
- Hm? – mruknął półprzytomnie, w dalszym ciągu przekazując Sasuke telepatyczną wiadomość. Czarnowłosy chwycił go za podbródek i oparł głowę o czoło Uzumakiego, tak, że ich nosy lekko się stykały.
- Co żeś znowu wbił sobie do tego pustego łba?!
„No i romantyczny nastrój szlag jasny trafił.” Pomyślał mało radośnie, próbując odepchnąć czarnowłosego. Skubany drań się jednak nie dawał i skończyło się tylko tym, że zdołał obrócić twarz tak, iż nie wlepiał oczu w jego usta, co dawało mu chociażby minimalną możliwość koncentracji na skleceniu zdania.
- A weźże daj mi spokój. Jesteś durniem i tyle.
- Naruto – w głosie Sasuke pojawiło się zrezygnowanie. – Wybacz, nie umiem czytać ci w myślach. Sam tego też żałuje, bo naprawdę chciałbym poznać motywy twoich dziwacznych działań.
- Bo ja nie rozumiem – jęknął Uzumaki, zakładając ręce na ramiona. Na jego twarzy pojawił się wyraz buntu.
- Czego?
- Dlaczego nie możemy wykonywać wspólnych misji? – zapytał w końcu blondyn, wgapiając się bezmyślnie w słuchawkę od prysznica. Zabawne, teraz woda była zakręcona, a on nawet nie zdawał sobie sprawy od kiedy. – Przecież jestem jednym z lepszych shinobi! Nie zawadzałbym ci, więc dlaczego?
- Zaraz, ale co to ma wspólnego z twoim lądowaniem w… - Uchiha zamilkł gwałtownie.
„Ups.”
„Ojej, czyżby twój kochaś się zdołał połapać w twojej dziwnej psychice?”
„Kyu, wiedz, że jeżeli zaraz zginę, to obarczam winą za to tylko i wyłącznie ciebie.”
- Uzumaki. – Gdyby można było zabijać głosem, to blondyn właśnie zaliczyłby zgon. – Wyjaśnij.
- Bo ja… - zaciął się. Po chwili postanowił postawić wszystko na jedną kartę. – Bo chciałem ci pokazać, że sam również potrafię wykonywać niebezpieczne misje! I co z tego, że od czasu do czasu ląduje w szpitalu? Wielkie mi halo, każdemu się zdarza! A sam musisz przyznać, że jestem dobry! Dlaczego akurat ty tego nie widzisz?! Czy to taki problem, żebyśmy razem wykonywali zadania? Przecież byłbym użyteczny!
Najwyraźniej przemowa niebieskookiego nie zrobiła na czarnowłosym większego wrażenia i spowodowała skutek całkiem odwrotny, niż spodziewał się Uzumaki.
- Ty kretynie. Ty totalny kretynie!
Wrzask Sasuke pozostał w uszach Naruto, nawet, kiedy Uchiha opuścił łazienkę, pośpiesznie owijając się ręcznikiem.
„Dziaciaku?”
„Hm?” Blondyn bezmyślnie wlepiał wzrok w drzwi pomieszczenia. Wciąż stojąc pod prysznicem.
„Przegiąłeś tym razem.”
„Najwyraźniej Kyu. Najwyraźniej.”