DOROBIŁAM SIĘ NOWEJ CZĘŚCI. W końcu :o. W sumie nawet nie wiem co napisać, po takim czasie xD.
To. OK. Lecimy z tym koksem :"D.
Betowała niezmordowanie AKARI ♥ ♥ ♥ ♥ ♥ ♥.
***
XVI
Przyjemnie
było smyrać palcami krótkie, niespodziewanie miękkie włoski porastające
kark drugiego mężczyzny. Przyjemnie było czuć jego bliskość, ciepło.
Jego zapach. Przyjemnie było zacisnąć powieki i delektować się
obecnością Sasuke wszystkimi innymi zmysłami. Przyjemnie było słyszeć
dudnienie własnego serca i ciche westchnięcie, zanim usta musnęły
nieśmiało kącik warg mężczyzny.
I jeszcze raz. I kolejny.
Przyjemnie
było złożyć krótki pocałunek niżej, na ostrej linii żuchwy. Przyjemnie
było nosem przejechać wzdłuż bladej szyi. Przyjemnie, przyjemnie,
przyjemnie…
… i dziwnie.
I może trochę niekomfortowo, bo Naruto niekoniecznie wiedział co robić
dalej. Zamarł, nieco zdezorientowany i zaśmiał się nerwowo, prosto w
gładką szyję, do której aktualnie przyciskał nos.
— Nie za bardzo wiem… — ponownie parsknął. — Nie…
Boże.
Tyle
razy śnił o tej chwili. Tyle raz marzył, żeby móc zrobić to, co w
sennych marach przychodziło z taką łatwością. A kiedy nareszcie nadszedł
moment w którym bez przeszkód mógł zawładnąć ustami Sasuke, nie miał
kompletnie wizji jak się zachować.
—
Głupek — usłyszał. Jednak nie zdążył się odszczeknąć, bo Sasuke przejął
inicjatywę, ujął jego twarz w dłonie i przycisnął swoje usta do jego.
***
Naruto
leżał i nieruchomym spojrzeniem wpatrywał się w sufit, podczas gdy
palce lewej ręki, bez udziału jego woli, delikatnie wodziły po wargach.
Wargach, które jeszcze nie tak dawno były całowane przez Sasuke.
To nie był delikatny, niewinny pocałunek. Zdecydowanie nie.
Za
to, mimo swojej niezdarności, pełen… pasji. Pożądania. Pełen
zniewalających doznań, pełen zapachu drugiego mężczyzny i ciepła jego
ciała. I w pewien sposób pełen tęsknoty, jakby nawet lekkiej desperacji,
bo przecież najwyraźniej obaj już od dawna czekali na takie zajście
między nimi i… i… i…
Naruto
uśmiechnął się głupkowato, wciąż jakby z pewnym niedowierzaniem
dotykając ust. Kto by się spodziewał, że Uchiha może być aż taki…
namiętny? Jasne, w sennych wizjach jakie dręczyły Uzumakiego, akurat
tego czynnika nie brakowało nigdy, jednak to zupełnie coś innego przeżyć
takie doznania we śnie, a w rzeczywistości. Kto by się spodziewał, że
Sasuke aż tak bardzo przed nim przy tym pocałunku się otworzy? Pozwoli
poczuć jego własne palące pragnienie kontaktu, jego tęsknotę za dotykiem
drugiego człowieka? Za właśnie JEGO dotykiem — Naruto Uzumakiego? Kto
by się spodziewał, że z pomrukiem aprobaty zareaguje na dłonie Naruto,
bezkarnie zaciskające się na jego biodrach, czy też gładzące plecy? Kto
by pomyślał, że…
— Nie śpisz.
Ciche
stwierdzenie, które niespodziewanie padło, wybiło go z rozmyślań.
Obrócił delikatnie głowę i w ciemności dostrzegł czarne ślepia,
wpatrujące się w niego.
Palce
lewej ręki wciąż muskały wargi. Za to prawej były splecione z palcami
Sasuke. Bo Uchiha znowu, bez słowa wyjaśnień, pojawił się w wejściu do
tymczasowej sypialni Uzumakiego, z futonem pod pachą i bez wytłumaczenia
położył się obok niego, zaborczo chwytając jego dłoń i właściwie zaraz
pogrążając się we śnie.
Bo
mógł. Bo przecież już żadne rozterki dotyczące tego, czy zrobi coś
czego nie powinien w stosunku do przyjaciela, nie mogły go męczyć.
— Aha — potwierdził.
W końcu, jak miał spać, kiedy głowę rozsadzało tysiące myśli, kiedy wspomnienie niedawnego pocałunku było wciąż tak żywe?
—
Śpij — zażądał Sasuke, mrugając z niejakim wysiłkiem. Leżąc na boku,
przysunął się bliżej, wciąż nie puszczając trzymanej dłoni. Aż znalazł
się w na tyle małej odległości, że oparł głowę o ramię drugiego
mężczyzny. — Jutro… będziemy rzeszsz… — mruknął niewyraźnie, znowu
zapadając w sen.
Naruto
uśmiechnął się z lekkim rozbawieniem. Zaraz westchnął, w końcu czując
pod powiekami zmęczenie. W końcu dzisiejszego dnia miał aż nadto wrażeń.
Ciepła dłoń owijała
się wokół jego własnej. Czarne włosy delikatnie smyrały jego policzek.
Spokojny, równomierny oddech drugiego człowieka działał usypiająco i
dawał dziwne poczucie bezpieczeństwa.
Idealnie, pomyślał, zamykając oczy, żeby niedługo faktycznie pogrążyć się we śnie. Tak bardzo idealnie.
***
Kiedy
wstał, Sasuke już zdążył ulotnić się z pokoju i sądząc po odgłosach
szykował w kuchni śniadanie. Po szybkim ogarnięciu Uzumaki dołączył do
niego i po spożytym posiłku, udali się do świątyni Naka. Naruto z
ciekawością rozglądał się po jej ścianach. Och, jasne, bywał tu już,
jednak nigdy nie przyglądał się wnętrzu. Nie, żeby było jakoś
szczególnie interesujące: zwykłe drewniane ściany i podłogi, a w rogu
pomieszczenia zejście do podziemi i tam swoje kroki skierował Sasuke.
Część powierzchni wyłożona została kamiennymi, szarymi płytami. Na
jednej ze ścian były wymalowane dwa klanowe symbole rodu Uchiha,
pomiędzy nimi zawieszony zwój, a tuż pod nim położona duża kamienna
tablica z wyrytymi znakami.
To właśnie przed nią stanęli. Naruto przez chwilę wpatrywał się w ciąg szlaczków, który kompletnie nic mu nie mówił.
— Co teraz? — zapytał, a jego głos echem rozniósł się po sali.
—
Teraz. — Sasuke złożył dłonie w pieczęć. W jego oczach błysnęła
czerwień sharingana. Krwiste oczy z dwoma różnymi symbolami w kolorze
czerni czujnie wpatrywały się w pomnik. — Spróbuję złamać pieczęć.
Dzięki czemu będziesz mógł również zobaczyć zawarte tu dane.
— Tu? — Naruto zamrugał, wlepiając wzrok w płaską nawierzchnię.
—
Yhm — mruknął mężczyzna i zaraz jego dłonie zaczęły układać sekwencje
skomplikowanych znaków. I po chwili, gdy Uchiha zakończył technikę,
szyfr zaczął przekształcać się w smoliste symbole, które był w stanie
rozpoznać i odczytać.
—
Łał — wyrwało mu się, kiedy z fascynacją obserwował cały proces. Zaraz
jednak zmarszczył brwi, bo niektóre części kamiennej płyty wciąż
pozostawały puste. — Też widzisz dziury?
— Hm?
—
Luki w tekście — wyjaśnił, wskazując na fragment przestrzeni
niewypełnionej znakami, który znajdował się najbliżej Sasuke. Chyba
największy. — Tu.
— Nie
— zaprzeczył Uchiha, przez chwilę przypatrując się bez słowa wskazanej
nawierzchni. — Najwyraźniej nie wszystko da się obejść i tylko
posiadacze sharingana są w stanie przeczytać całość. Tu akurat —
wyjaśnił — są opisane właściwości kekkei genkai.
— Czyli coś, co już przestudiowałeś?
— Nie do końca.
—
Więc co? Znaczy, okej, ty się zajmiesz tą częścią, bo chyba jest
najważniejsza, nie? — stwierdził Naruto. Z racji tego, że nie był w
stanie przeczytać jednak tych istotnych fragmentów poczuł się nieco…
zbędny. — A co mam robić ja?
— Przejrzyj to, co jesteś w stanie zobaczyć. Może trafi się coś przydatnego.
— No dobra — mruknął, starając się nie brzmieć na naburmuszonego. — To do dzieła!
***
Mrużąc
oczy wpatrywał się w serie szlaczków znajdujących się tuż przed jego
nosem. Prawdę mówiąc słabo potrafił skupić na nich swoją uwagę, chociaż
starał się tego nie okazywać, bo pracujący obok Sasuke zapewne nie
przyjąłby tego z aprobatą. A Naruto się rozpraszał, bo to, że nie mógł
odczytać pewnych treści ze świątyni, uświadomiło mu pewne fakty o
których nieustannie myślał.
Zdał
sobię sprawę z tego, że w sumie jest bezradny. Znaczy, w kwestii lisa.
Bo wychodziło na to, że całą robotę z kontrolą demona odwalał Sasuke, a
Uzumaki w tej chwili nawet nie był w stanie mu pomóc w poszukiwaniu
przydatnych informacji, tylko czytał jakieś pierdoły o historii klanu
Uchiha. Nie… nie podobało mu się to. Nie podobało, że nic nie był w
stanie zdziałać w kierunku poskromienia lisiego demona. Zupełnie nic, bo
do kontroli biju potrzebny był ten nieszczęsny sharingan i nic innego
im nie mogło pomóc w okiełznaniu szalejącego pchlarza.
A co, jakby nagle zabrakło tej niezwykłej mocy oczu Sasuke?
Co, jeśli nagle też przestałaby ona działać na Kyuubiego?
Co jeśli… jeśli…
Potrząsnął
głową, próbując odgonić czarne myśli. Takie rozważania zdecydowanie nie
przysłużą się sprawie, więc z dyskretnym westchnieniem zabrał się za
dalsze studiowanie przydzielonego mu tekstu. I kiedy jego zniechęcenie
pogłębiło się na tyle, że zapragnął zarządzić przerwę, jego wzrok padł
na fragment opisu, który zawierał słowo dosyć dla niego niespodziewane.
Jego nazwisko.
Uzumaki.
Mito Uzumaki. Mito?
To… przeleciał szybko wzrokiem tekst… to była historia jednej z Jinchūriki lisiego demona! Może coś… może coś się tu znajdzie?
—
Hej, Sa… — zaczął, czując ekscytację z faktu, że być może znalazł coś
ciekawego. Zaraz jednak zamilkł, zdając sobie sprawę, że może przecież
niekoniecznie. Chyba lepiej najpierw było samemu się zaznajomić z tą
treścią.
— Hm?
—
Nie, nic — rzucił szybko, zerkając na Sasuke przelotnie. Posłał mu
uśmiech, zanim zaraz znowu odwrócił się do tekstu. — Rób swoje,
sprawdzałem tylko, czy nie śpisz.
— Pf.
***
Szeroko
rozwartymi oczyma Naruto po raz kolejny pochłaniał słowa pokrywające
ścianę. Nie był do końca pewien, czy dobrze rozumie ich treść, jednak…
jednak… jeżeli tak… to oznaczało, że było…
Podskoczył gwałtownie, kiedy czyjaś ręka wylądowała niespodziewanie na jego ramieniu.
— Boże! — sapnął. — Sasuke!
— Coś przydatnego?
— Um… — zająknął się, patrząc na niego przez chwilę. Zaraz znowu zerknął na tablicę. — Nie?
— Więc co cię tak wciągnęło?
—
Dzieje twojego rodu — palnął, samemu nie wiedząc dlaczego chciał zataić
przed Sasuke to, co niedawno wyczytał. Chociaż może jednak wiedział… —
Twoja rodzina była nieźle pokręcona, wiesz?
— Wiem — odpowiedział, krzywiąc nieco usta.
Okej.
To nie była najmądrzejsza rzecz, jaką Naruto mógł powiedzieć w tej
chwili. Właściwie, jaką mógł powiedzieć kiedykolwiek, jeżeli spojrzy się
na historię klanu, nawet tę stosunkowo niedawną.
— Cóż… no… nie do końca to miałem… — zaczął się tłumaczyć, jednak Sasuke przerwał mu rozbawionym prychnięciem i rzucił:
— Jesteś głodny? Czas na przerwę.
— W porządku! — rzucił z entuzjazmem. I zaraz ruszył za oddalającym się mężczyzną.
Było… było wyjście. Jeszcze jedno wyjście, jeżeli sharingan miałby zawieść.
Chociaż
nie do końca mu się ono podobało. I miał wrażenie, że Uchiha, czy
Tsunade również nie aprobowaliby takiego rozwiązania, nawet jeżeli
miałoby dojść do niego już w totalnej ostateczności.
***
Jakiś
czas później siedzieli obaj przy kuchennym stole, w ciszy siorbiąc
przygotowaną niedawno kawę. Naruto był pogrążony we własnych, dosyć…
nieciekawych myślach, dotyczących tego, co udało mu się wyczytać z
kamiennej ściany. Jedno, czego się dowiedział, a co po prostu
potwierdził, to to, że lis użyczał mu swojej chakry przy licznych
okazjach tylko z jednego konkretnego powodu: nie pasowała mu śmierć
swojego Jinchūriki. Sam demon, jasne, odrodziłby się, ale w jakim stanie
i po jakim czasie, tego nawet on sam nie mógł wiedzieć, więc było to
najwyraźniej w interesie Kuramy, aby utrzymywać Uzumakiego przy życiu i
znaleźć inną metodę na powrót do świata w swojej własnej formie.
Metodę znalazł. A i owszem. Metodę związaną z pragnieniami Uzumakiego.
Naruto
zachmurzył się, kiedy ta myśl wybiła się na pierwszy plan. Niby
potrafili stłumić lisie działania, niby jako-tako udawało się aktualnie
kontrolować tego ryżego popaprańca, ale… ale…
… no właśnie. Zawsze to cholerne “ale”.
I
dodatkowo: to co wyczytał… informacje, jakie udało mu się znaleźć…
ISTNIAŁ sposób, żeby przymknąć lisa. Istniał sposób, żeby to Naruto był w
stanie go, chociażby na jakiś czas, poskromić. Jednak…
Zamrugał,
wyrywając się gwałtownie z ponurych myśli. Oderwał spojrzenie od kubka,
w który najwyraźniej cały czas je wlepiał i, wyczuwając na sobie wzrok
Sasuke, podniósł na niego oczy.
— Gapisz się. Tak znacząco. — skwitował. W ramach odpowiedzi Sasuke wzruszył ramionami. — Więc?
— Hm?
— Znowu masz jakieś dzikie pytanie, czy co?
— Nie. Nie mam — zaprzeczył. — Po prostu… Stało się coś?
— E?
— Jesteś jakiś cichy— zmarszczył brwi.
— No wybacz, mi też zdarza się czasami myśleć — sapnął w udawanej złości. — Właśnie w ciszy.
— Doprawdy? — zapytał ze złośliwym uśmiechem. Zaraz jednak spoważniał. — Wiem, tylko…
—
Hej — przerwał mu. Jednocześnie wyciągnął jedną z dłoni, żeby zapleść
jej palce wokół ręki Sasuke i ścisnąć ją delikatnie. — Wszystko okej.
Naprawdę. — Uśmiechnął się. — Wracamy jeszcze do świątyni?
Miał
nadzieję, że naprawdę wszystko było i będzie “okej”. I to co znalazł w
czytanych fragmentach nigdy nie zostanie przez niego użyte.
***
Dwa
kolejne dni upłynęły na przyswajaniu nowych informacji (co nieco już go
nużyło) i ciekawszych rzeczach, jakimi były próby odnajdywania się w
ich nowej relacji. Z jednej strony nic się między nimi nie zmieniło, bo
Sasuke wciąż był typowym milczkiem, od czasu do czasu tylko nawiązującym
rozmowy i rzucającym złośliwościami. Jednak z drugiej… no druga strona
była zdecydowanie bardziej ekscytująca. A polegała na, być może dosyć
skrępowanych i czasami lekko niezdarnych pieszczotach, coraz śmielszych
dotykach i, to co Naruto lubił najbardziej: obezwładniających
pocałunkach.
Z każdym
dotykiem warg, z każdą chwilą, kiedy smukłe dłonie spoczywały na jego
ciele, z każdą chwilą, gdy był na tyle blisko, że czuł zapach Sasuke,
pragnął go mocniej. Bardziej. Przez co sam się sobie dziwił, że jest
czasami w stanie prowadzić z nim normalne konwersacje, tak jak
przykładowo przy odpieczętowaniu treści ukrytych w świątyni Naka. To
chyba była trochę kwestia tego, że jeszcze nie w pełni do niego
docierało, że są tak jakby…
… razem? Ze sobą.
Jak… para?
Wzdrygnął się, kiedy zimne dłonie obleczone zieloną, leczniczą chakrą dotknęły jego pleców.
— Siedź spokojnie — sapnęła Tsunade, nie przerywając badań.
— Przecież siedzę, noo — burknął. — Od dobrej godziny siedzę. Długo jeszcze?
— Chwila.
— Jasne — sapnął. — Trzydzieści minut temu też to mówiłaś.
Kobieta
nie odpowiedziała, najwyraźniej koncentrując się na badaniach. Naruto
musiał się u niej stawić (zresztą i tak wcześniej składali razem z
Sasuke raport z postępów w poszukiwaniach), bo chciała sprawdzić, czy,
po uciszeniu lisa sharinganem, wszystko w jego organizmie trybi tak jak
powinno. I czy przypadkiem demon nie wykazuje aktywności. I czy nie
czuje jakiś dziwnych bólów, zawrotów, czy cholera wie czego.
— Babciuuu — jęknął. — Wszystko okej przecież. Naprawdę…
— Lis się nie odzywał?
— Nie.
— Na pewno? Nie męczył w sn…
— Nie! Mówiłem już!
— A tabletki, które ci ostatnio dałam. Masz je jeszcze?
—
Hę? No. — Szczerze mówiąc, ten fakt zupełnie wyleciał mu z głowy.
Nawet nie pamiętał, kiedy ostatnio którąś z nich brał. Chociaż… Okej. To
była noc, w której tak jakby próbował zmacać Sasuke bardziej.
— Nie łykaj ich.
— E?
—
Mówiłeś, że lis nie babrał w twoich snach, prawda? — Naruto
zaczerwienił się efektownie, przypominając sobie treść swoich wizji i
słowa demona o tym, że były one wynikiem tylko i wyłącznie jego
wyobraźni. — Skoro faktycznie, to nie sądzę, aby było dobrym pomysłem,
żeby je brać. Mogą mieć całkiem inny efekt niż powinny.
— Och. — Coś mu przyszło do głowy. — Mogły osłabić pieczęć?
— Co masz na myśli?
— Po ostatnim razie, kiedy je łykałem, lis przejął dyskretnie kontrole, co nie? — odpowiedział.
—
Hmm — mruknęła kobieta, w końcu odrywając ręce od jego pleców i
podchodząc do niego z drugiej strony. — Być może? Dlatego lepiej nie
zażywaj ich, w porządku? W każdym razie, wracając do samego lisa: czy w
ciągu…
Na szczęście kolejne pytanie zostało przerwane cichym pukaniem do drzwi i czyimś wejściem do pomieszczenia.
— Dzień dobry — przywitał się ktoś znajomym głosem. — Przyszłam trochę wcześniej. O. Naruto?
Uzumaki
miał wrażenie, że jego serce załopotało szybciej. Jakby… z przerażenia?
Jakby… jakby… sam nie wiedział, jak to określić. Przez sekundę czy dwie
siedział odrętwiały, zanim w końcu obrócił się w kierunku, z którego
padło pytanie.
— Sakura? — wykrztusił. I zamarł.