Jeszcze raz dziękuję za komentarze!
Betowała Akari! DZIĘKOWAĆ BARDZO, BARDZO :).
VI
Śnił. Ale było inaczej. Zdecydowanie inaczej niż dotychczas.
Jakoś tak intensywniej. Mocniej. Obłędnej.
Mimo że tylko szedł. Chwiejnym, powolnym krokiem zmierzał do celu, leżącego w jednym z licznych pokoi rezydencji. Celu jeszcze pogrążonego w spokojnym śnie. Nieświadomego i tak zupełnie bezbronnego w ścianach prywatnego domu, w którym przecież nie mógł spodziewać się ataku ze strony najlepszego przyjaciela.
Drewniane deski skrzypiały lekko, kiedy bose stopy dotykały ich podczas stawiania niezgrabnych kroków. Naruto czuł lepkie podniecenie. Czuł chorą ekscytację. Bo już zaraz, za zaledwie kilka sekund, będzie mógł go dotknąć. Posiąść, zawładnąć jego ciałem. Mieć. Tak po prostu mieć: całego, tylko i wyłącznie dla siebie. Dla własnych zachcianek.
O tak, taktaktak.
Z cichym szelestem rozsunął drzwi, aby zaraz bezdźwięcznie wsunąć się do ciemnego pokoju. Oczy błyskawicznie przyzwyczaiły się do mroku, rozświetlanego mdłym blaskiem księżyca widniejącego za oknem.
Było inaczej.
Bez zwyczajowej mgiełki sennego otępienia. Wolniej niż w szaleńczych wizjach przesyconych erotyzmem, w których od razu przechodzą do rzeczy. Mimo tego — lepiej. Przyjemniej. Bardziej ekscytująco.
Ale przecież to był tylko sen. Kolejny dziwny sen — być może najdziwniejszy ze wszystkich — w którym pragnął oddać się żądzom, rosnącemu podnieceniu. W którym chciał po prostu nie martwić się tym co może, co powinien, a zrobić to czego pragnie. Dotknąć Sasuke. Pieścić Sasuke. Kochać się z nim. I dlaczego miały się powstrzymywać, skoro to tylko nocne wizje, w których przecież nikomu nie stanie się krzywda, nawet jeżeli pozwoli sobie na więcej niż może na co dzień? W których może dać upust swoim pragnieniom, do jakich tak bardzo nie chciał się przyznać nawet przed samym sobą?
Mruknął z aprobatą, kiedy oczy przyzwyczajone do mroku spojrzały na leżącą na futonie postać. Odrzucone przykrycie, poduszka śmiesznie przekrzywiona, znajdująca się obok głowy zamiast posłusznie pod nią. Włosy rozsypane w nieładzie. Sasuke leżał na plecach, oddychając spokojnie, z rękoma ułożonymi nad głową, niczym w geście poddania. Usta miał uchylone, twarz rozluźnioną.
Och, wspaniale.
Naruto zagryzł dolną wargę, z rosnącą ekscytacją wpatrując się w ten widok. Widok dostępny tylko dla jego oczu. Cudowny, piękny, podniecający…
Ciekawe, jakby to było obudzić mężczyznę delikatnymi pieszczotami. Jakby zareagował na obce usta muskające jego skórę, od odsłoniętej łydki, coraz wyżej i wyżej. Czy obudziłby się, zanim Uzumaki zdołałby ściągnąć z niego spodenki lub podwinąć wyświechtaną koszulkę, dotykając przy okazji wyrzeźbionych mięśni brzucha?
Dlaczego miałbyś się powstrzymywać przed sprawdzeniem tego w praktyce? Zapytał sam siebie, nie odrywając spojrzenia od tego idealnego, perfekcyjnego widoku. Dlaczego? Dlaczego?
Właśnie?
Dlaczego…?
Przecież to był tylko kolejny, pochrzaniony sen. Sen, w którym może pozwolić sobie na realizację tych chorych, niechcianych fantazji, bo właściwie… Właściwie czemu nie? Chociaż ten jeden raz się nie powstrzymywać, dać upust frustracji i pragnieniom, które dręczyły go już od wielu, wielu dni.
Chciał, musiał go dotknąć. Musiał go mieć.
Teraz. Natychmiast. Już.
Ruszył, aby myśli wprowadzić w czyn. Ale nie zdołał wiele zdziałać, bo w kolejnej chwili leżał rozpłaszczony na futonie, z kunaiem przyciśniętym do szyi, krwistym sharinganem mierzącym go wrogim, czujnym spojrzeniem i Sasuke siedzącym na jego biodrach, jedną dłonią przytrzymującego go za nadgarstki. Grymas wściekłości, jaki wykwitł na twarzy mężczyzny, zaraz został zastąpiony zdziwieniem, kiedy tylko rozgryzł tożsamość swojego przeciwnika.
— Naru… to? — Ręka ściskająca broń zadrżała lekko, zaraz jednak znowu pewnie przyciskała chłodny metal do skóry Uzumakiego. — Kyuubi — warknął, a w czerwonych oczach ponownie zalśniła złość. — Ty…
— Nie — zaprzeczył natychmiast.
— Co?
— Nie jestem Kyuubim.
Przez kilka długich sekund Sasuke mierzył go podejrzliwym spojrzeniem. Naruto nie miał zupełnie pojęcia dlaczego. Nie czuł się kontrolowanym przez demona, zresztą, nawet jeśli to co z tego, skoro to wszystko było jedynie senną marą? I czyż nie powiedział Sasuke, że przecież w tej chwili jest sobą? A niby po co miałby kłamać?
— Ale twoje oczy…
— Chcę cię — wypowiedział na głos palące pragnienie, ignorując słowa mężczyzny. Bo naprawdę go pragnął. Tak bardzo, bardzo chciał mieć go teraz. Tylko dla siebie.
W ciemnym krwistym spojrzeniu ujrzał chwilowe zaskoczenie, zaraz zastąpione chłodną obojętnością. Sasuke, mimo wyraźnego skrycia uczuć jakie aktualnie nim targały, poluźnił uścisk w którym więził jeszcze przed chwilą nadgarstki Naruto, jednak wciąż nie zabrał broni.
Było inaczej. Inaczej niż we wszystkich wcześniejszych wizjach. Bardziej… prawdziwie. Bardziej tak, jak mogłoby być, gdyby to wszystko nie było kolejnym, męczącym snem.
— Chcę cię — powtórzył — Chcę, pragnę.
— Przestań — parsknął z rozdrażnieniem Uchiha, odsuwając kunai od szyi Uzumakiego. Ale nie tracił czujności, o czym świadczyło wyraźnie spięte ciało i czujne spojrzenie. — Pleciesz bzdury.
— Nie.
— Nie wiem co ci aktualnie odbiło — powiedział powoli Sasuke, nie spuszczając z Naruto czujnego spojrzenia. — Ale jeżeli zaraz się nie otrząśniesz…
— Nie chcę się otrząsać. — Uzumaki zmarszczył brwi. Zaraz jego twarz ponownie złagodniała, kiedy to uwolnionymi dłońmi chwycił twarz drugiego mężczyzny. — Chcę, żebyś mnie pocałował.
Och. I naprawdę tego chciał. Już. Natychmiast. Marzył wręcz, żeby poczuć usta mężczyzny na swoich, żeby móc, chociaż przez chwilę, posmakować ich, rozkoszować dotykiem obcych warg. I przestało się liczyć to, że ten głupi sen był zupełnie inny. Że Sasuke nie zachowywał się tak jak zazwyczaj w nocnych marach i że Naruto właściwie również odczuwał wszystko zupełnie nie tak jak zwykle.
Intensywniej. Mocniej.
Normalniej? Tak jak po prostu powinno być, jakby mogło być, gdyby tylko na co dzień nie brakło odwagi do wyrażenia na głos swoich pragnień.
— Pocałuj mnie — powtórzył ciszej, przyciągając do siebie twarz mężczyzny, wplatając palce w jego włosy. Trzymany dotychczas przez Sasuke kunai stuknął o podłogę, kiedy mężczyzna puścił go, zaskoczony gestem jaki wykonał Naruto. I wciąż na niego patrzył. Uważnie. Oceniająco.
A Uzumaki świrował. Wariował z ekscytacji. Bo oto właśnie czuł pod palcami ciepłą, miękką skórę, a twarz mężczyzny, którego pragnął, znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od jego własnej. Tak blisko, tak bardzo, bardzo blisko, że jeszcze tylko troszeczkę, że jeszcze tylko chwila…
Jednak Sasuke wisiał nad nim bez ruchu. Bez wyrazu. Jakby zupełnie niewzruszony tym, co się działo.
Niedopuszczalne.
Nie.
— Poca…
— Nie.
Twarda odpowiedź, która nadeszła wprawiła Naruto w chwilową konsternację.
Zamrugał zaskoczony.
I nagle bardzo, bardzo, BARDZO wyraźnie uświadomił sobie, że to nie był sen.
— O nie — wydyszał lekko spanikowany, nie odrywając przerażonego spojrzenia od twarzy przyjaciela. Właśnie docierało do niego, co przed chwilą wyprawiał i wcale, a wcale mu się to nie podobało. — Nienienienie — jęknął cicho, w nadziei, że za chwilę się obudzi. Że mimo wszystko cała ta sytuacja okaże się być senną marą. Jednak upragnione wybudzenie nie nadchodziło, a on wciąż wplątywał palce w ciemne kosmyki, nie dając mężczyźnie możliwości odsunięcia się. W chwili gdy sobie to uświadomił wyplótł palce, wolnymi rękoma odepchnął od siebie Sasuke i czym prędzej poderwał się do siadu. — Nie — powtórzył, stając zaraz na równe nogi, a realność wydarzeń sprzed kilku chwil spłynęła na niego z jeszcze większym impetem.
Wariował. Wariował, totalnie wariował. Albo już sfiksował, tylko nie do końca to do niego dotarło. Bo było źle. Musiało być, skoro rzeczywistość mieszała mu się już z sennymi wizjami, skoro nie potrafił odróżnić tego, co było prawdziwe, a co wytworem lisich intryg. Przecież on przed chwilą płaszczył się, niemalże błagał, żeby Sasuke, żeby Sasuke…
Czuł, jak palą go policzki. Czuł, jak oddech przyśpiesza wyraźnie, kiedy ogarniała go coraz większa panika. Czuł, że musi teraz, zaraz, natychmiast znaleźć się jak najdalej od tego mężczyzny. Byleby tylko nie musieć się tłumaczyć, a tym samym przeżywać na nowo tego upokorzenia.
Lisi rechot rozległ się w jego głowie, powodując, że automatycznie zrobiło mu się duszno i niedobrze. Musiał uciec.
I nie zważając na to, że Sasuke coś do niego mówił — jego imię? — już zerwał się do biegu. Byleby jak najszybciej ulotnić się z tego miejsca. Gdzieś, gdzie będzie sam. Gdzie ochłonie i gdzie będzie mógł pomyśleć. Już postawił pierwszy krok i… i to właściwie byłoby na tyle, bo mocny uścisk wokół jego nadgarstka uniemożliwił mu dalszą ucieczkę. W pierwszym momencie chciał wrzasnąć, żeby Uchiha się po prostu od niego odwalił, żeby teraz dał mu spokój, przynajmniej na jakiś czas. W drugiej… W drugiej z ledwością powstrzymał się od bolesnego jęknięcia, kiedy został chwycony również za drugą rękę i Sasuke pchnął go na pobliską ścianę, swoim ciałem odgradzając mu drogę ucieczki.
— Boże, odwal się! — warknął Naruto po chwilowej szamotaninie, podczas której Uchiha zdołał unieruchomić go na tyle, że nie miał jak się ruszyć.
Nie patrzył na niego. Nie miał na tyle odwagi, żeby jak zwykle hardo spojrzeć w czarne oczy mężczyzny. Zwłaszcza, że w jego „odwal się” bardziej brzmiały błagalne nuty niż cokolwiek innego. Nie… nie chciał. Nie mógł…
Całe jego wcześniejsze podniecenie, cała ekscytacja — wszystko co czuł, myśląc, że jest pogrążony w kolejnym chorym śnie — już dawno zniknęło. Zostało zastąpione przerażeniem i zażenowaniem.
— Naruto.
— Zostaw mnie! — Podniósł głos, jednak wciąż wpatrywał się w przestrzeń gdzieś nad ramieniem mężczyzny. Ogarniał go strach. Coraz większy strach. Bo przecież teraz wszystko się wyda i Sasuke będzie wiedział o rzeczach, o których Uzumaki naprawdę nie chciał mu mówić. — Zos…
— Naruto! — Irytacja w jego głosie sprawiła, że zadrżał. Znowu zaległa między nimi cisza. Ciężka, nieprzyjemna. Przerywana jedynie jego urywanym oddechem. Uzumaki przymknął oczy, zaciskając jednocześnie wargi. Nie ma opcji. Skoro Uchiha sobie umyślił, że go przytrzyma, to nie było możliwości, żeby teraz mu zwiał. Nie w takim stanie. Nie wtedy, gdy jest w kompletnej rozsypce i na dobrą sprawę nie umiałby aktualnie ułożyć najprostszej pieczęci. — Spójrz na mnie — kontynuował Sasuke, już spokojniejszym tonem.
W pierwszej chwili odmówił. Bo to było zbyt… zbyt… och, zbyt straszne dla niego, żeby po całym tym upokorzeniu ot tak patrzeć na mężczyznę. Bał się. Bał się zobaczyć na jego obliczu pogardę. Oskarżenie. Obrzydzenie. Bo w końcu dał się opętać lisiej chakrze. Dał się zwariować, mimo że nieświadomie właściwie, bo przez sen. To nie zmieniało faktu, że przez jakiś czas nie miał nad tym chociażby krzty kontroli.
W pierwszej chwili po prostu pokręcił głową.
— Naruto. — Nuta prośby zaskoczyła go. Na tyle, że momentalnie przestał myśleć o tym, co przed chwilą zaszło i faktycznie otworzył oczy, żeby wbić pytające spojrzenie w ciemne tęczówki w których jeszcze niedawno błyszczał sharingan. Kekkei genkai zniknął już wtedy, gdy Sasuke patrzył badawczo prosto w jego ślepia, przez długie sekundy nic nie mówiąc. Wyraźnie szukając czegoś w niebieskich oczach. I chyba to znalazł, bo w końcu jego oblicze złagodniało.
Przez co, paradoksalnie, Naruto poczuł się jeszcze gorzej niż przed sekundą. Bał się. Po prostu cholernie się bał tego co z nim się działo, tego co wyprawiał z nim lis. Tym bardziej teraz, kiedy dotarło do niego, że ma coraz mniejszą kontrolę nad własnym życiem i że dziewięcioogoniasta bestia jest w stanie zrobić z nim praktycznie wszystko, bez jego wiedzy, a tym bardziej jakiejkolwiek zgody.
— Wariuję — wykrztusił w końcu łamiącym się głosem, patrząc na Sasuke bezradnie. W tej chwili czuł się jak bezbronny bachor, jakim był lata temu, zdany na łaskę demona. — Wariuję — załkał, nie mogąc znieść cholernej myśli, że nie jest w stanie uwolnić się od tej przeklętej lisiej chary, że nie może po prostu… żyć normalnie.
W kolejnej chwili ryczał jak jeszcze nigdy, prosto w ramię Uchihy, który niezgrabnie objął go rękoma, tuląc delikatnie i kołysząc lekko, szeptał słowa pocieszenia.