Dobry wieczór! :) Długo zajęło, ale cóż... Zwalmy na to, że miałam w końcu porządne wakacje, bez komputera ;) Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze i zapraszam na część kolejną, o ile wzrok mnie nie myli, już siedemnastą! :D
*** *** *** *** *** *** ***
- Ojojoooj, popsiułem ci chłopaćka?
Słowa wypowiedziane z dziecięcym naigrywaniem się, wolno
obijały się po głowie Naruto. Nie rozumiał, co się stało. Nie chciał zrozumieć.
Ktoś... Krzyczał. Inny ktoś znalazł się tuż przy nim, wyrwał
mu z ramion nieprzytomne ciało.
Nie zważając za nic, zamknął na chwilę oczy.
I zobaczył to. To jak Sasuke, własnym ciałem zasłania go
przed śmiertelnym ciosem Madary.
"Ty idioto..."
- Czy... - zaczął łamiącym się głosem, gwałtownie
rozwierając powieki.
Sakura rzuciła mu przelotne spojrzenie i ponownie nachyliła
się nad Uchihą, przykładając do jego klatki piersiowej dłonie owinięte zieloną
chakrą.
- Żyje - wysapała z trudem. - Jeszcze.
Czerwień błysnęła w niebieskich tenczówkach, gdy zostały
skierowane na postać lidera Akatsuki.
- No no, doprowadźcie mi go do ładu - krzyknął radośnie
Madara w pouczającym geście machając palcem wskazującym. - Jego oczęta mi się
przydadzą jak nie patrzeć. Ot, zakochani - dodał rozmarzonym tonem. - Tylko
takich stać na takie głupie poświęcenia. Własna rodzina mi plany psuje, co to
się porobiło na świecie...
Czerwona macka lisiej mocy zaatakowała go nagle, zmuszając
do zamilknięcia. Przynajmniej chwilowego.
- Oj, czyżbyś się zdenerwował? Toż to nie ma o co się
gnie...
Kolejne pasmo pomarańczowej chakry owinęło się wokół jego
kostki i swobodnym ruchem uniosło go do góry, a następnie trzasnęło nim o
ziemię.
- Naru... - zaczęła Hokage, z wyraźną obawą w głosie.
Niedobrze. Uzumaki najprawdopodobniej znowu stracił nad sobą panowanie, przez
co nieokiełznana lisia moc przejęła inicjatywę nad jego zachowaniem. Musiała to
powstrzymać i to jak najszybciej.
- Interesujące.
- Co? - Kobieta z poirytowaniem zerknęła na... Kyuubi'ego? -
Co ty tu robisz?
- Patrzę.
- Coś ty? Patrzysz? Jakoś
nie spodziewałam się ujrzeć twoje obliczę tak szybko, po tym, jak pokłóciłeś
się z Uzumakim. Zwłaszcza po twoim widowiskowym odejściu.
Demon, nawet jeżeli nie pasowało mu zuchwałe zachowanie
kobiety, ograniczył się jedynie do rzucenia jej pogardliwego spojrzenia i prychnięcia.
- Niecodziennie
można zobaczyć takie widowisko. - Kyu w końcu wzruszył ramionami i wskazał
na Naruto. Właściwie... Na owiniętego
pomarańczową chmurą chakry, nieruszającego się Naruto.
Tsunade nie zrozumiała jednak zainteresowania lisa.
- Mało żeś się napatrzył, jak demoluje wszystko co napotka,
gdy twoja chakra zaczyna dawać mu się we znaki? Szczerze powiedziawszy, to
twoja wina, że tak się dzieję...
- Ja nie kazałem
jakiemuś patałachowi pieczętować się w nadpobudliwym dzieciaku -
stwierdził, z nutą rozdrażnienia w głosie. - W dodatku: nieumiejętnie pieczętować.
- Ty...
- Sza, nie mam ochoty
wysłuchiwać pieśni pochwalnych o Czwartym. Lepiej spójrz na Naruto.
Tsunade spojrzała.
- I?
- Ach, ślepota ludzka
- sapnął demon. - On to kontroluje.
- Co?
Lis w geście irytacji wzniósł oczy ku niebu.
- Moją chakre, kobieto. Dzieciak jakimś cudem
potrafi nią kierować. Przynajmniej chwilowo.
- Chwilowo...
- No... - Kyu
podrapał się w rudą łepetynę. - Nie
wydaje mi się, żeby umiał długo się kontrolować. A przynajmniej nie teraz,
bez odpowiedniego treningu. A skoro już nieźle mu idzie, to jakąś szansę na
przyszłość widzę.
- Pani Tsunade...
Umęczony, lekko drżący głos odwrócił ich uwagę od poczynań
Naruto.
- Ja... - Sakura zbladła znacznie. Pojedyncze kropelki potu
pojawiły się na jej skroni, a ruchy dłoni straciły wyraźnie swoją płynność.
Musiała zdrowo nadszarpnąć swoje zapasy siłowe. - Nie mogę powstrzymać
krwawienia. Nie wiem, co jest grane...
- To może ty zajmij
się leczeniem - powiedział Kyuubi, zwracając się do Hokage. - A ja zrobię coś, żeby dzieciak przypadkiem
nie rozwalił połowy twojej wspaniałej wsi. Chociaż nie powiem, Gobi i tak już odwaliła
niezłą rozróbę...
A Naruto bez jakiegokolwiek zainteresowania obserwował jak
kolejna macka lisiej mocy krępuje ruchy Madary. Mężczyzna wyślizgnął się, tylko
po to, aby zahaczyć o wijącą się po ziemi cieńką nić chakry, która
błyskawicznie owinęła się wokół jego nadgarstków.
To było nawet zabawne. Patrzeć, jak ktoś z marnym skutkiem
próbuje wydostać się z pajęczej sieci pomarańczowej mocy. Jak mucha. I jakże
satysfakcjonujące byłoby to, że ów muchą jest Madara. Byłoby. Gdyby w jakimś
stopniu go to właściwie obchodziło.
Tymczasem Uzumakiego ogarniał spokój. Spokój, który nie
towarzyszył mu od wielu, wielu lat. Niemalże bezgraniczny. Mógłby się w nim
zatopić, zanurzyć już na zawszę. Czuł, jakby odnalazł swój azyl, z którego
spokojnie mógł obserwować, jak główny prowodyr jego zmartwień zostaje zniszczony.
Och, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co się wokół niego dzieje. Tylko, że
jego myśli nie były zmącone żadnymi emocjami. Miał przed sobą wytyczony jasny
cel, polegający na unicestwieniu Uchihy i nic innego się w tym momencie nie
liczyło.
I właśnie dlatego...
Zmarszczył brwi.
Właśnie dlatego...
Jakieś wyjątkowo drażniące "coś" próbowało przebić
się przez jego kokon bezpieczeństwa. Zignorował to.
Ponownie swój wzrok skierował na szarpiącego się w
chakrowych więzach lidera Akatsuki. O, ponownie udało mu się wyrwać. I ponownie
został spętany.
Naruto przymknął oczy. Odetchnął spokojnie. Wszystko szło
jak najlepszym torem. Jak najlepszym... A czyjaś dłoń chwyciła go za ramię i
szarpnęła nim gwałtownie, przez co zachwiał się i z pewnością zaliczyłby
nieprzyjemny upadek z podłożem, gdyby nie to, że wpadł w czyjeś ramiona.
Z niejakim zdziwieniem obserwował, jak skupisko pomarańczowej mocy, w której się
przed chwilą znajdował, rozsypuje się niczym kupka piasku. I to samo dzieje się
z nićmi, w które wplątał się Madara. Jednak czarnowłosy mężczyzna był już na
tyle poobijany, że po prostu legną na ziemi, z twarzą wciśniętą w trawę.
Blondyn był nieco otumaniony. Zamrugał zawzięcie oczami i
postanowił rozeznać się w sytuacji. Cóż... Ktoś go trzymał. Na rękach, znaczy
się. Niczym cholerną panienkę! Spojrzał poirytowany na tego kogoś, z zamiarem stanowczego
wyrażenia nieprzychylnej opinii, na temat trzymania go jak dziewczyny. I zgłupiał.
- Kyu?
- A niby kto inny mógł cię wyciągnąć z tego kokonu, którym
żeś się otoczył? To moja chakra, nie zapominaj, mnie nie zaatakuje.
- No - potwierdził głupio. - Ale wiesz. Mógłbyś już mnie
postawić na ziemi, czy coś. Czuję się nieco niekomfortowo.
Jednak zanim lisi demon zdążył spełnić jego prośbę, to wszystkie
stłumione emocje wróciły do niebieskookiego, chyba nawet z podwójną siłą.
Wyrwał się z jego uścisku, stając błyskawicznie o własnych siłach.
- Sasuke! - wrzasnął niemalże opętańczo, rzucając się w
kierunku, gdzie dwie kobiety próbowały nie dopuścić do śmierci czarnowłosego. - Co z nim?
- Cholera - warknęła Tsunade. Chwyciła dłoń Naruto i
przycisnęła ją mocno do wciąż krwawiącej rany Sasuke. - Tamuj!
Hokage wyszperała z kabury strzykawkę wypełnioną jakąś
lśniącą substancją i wbiła ją pewnie w ciało Uchihy. Zdezorientowany blondyn
starał się nie zwracać uwagi na to, że krew, która przesiąka jego rękawice
należy do Sasuke. Przełknął ślinę.
- Sakurcia - zaczął powoli.
- Nie... Nie rozumiem - wysapała zmęczona dziewczyna. Chakra
wokół jej dłoni migała niespokojnie, jakby miała zaraz zniknąć. - Nie mogę tego
zatamować. Ja... Próbuję, ale ta rana cały czas... Jakby coś blokowało przepływ
mojej mocy.
- Jak mam pomóc?
Zielone oczy spojrzały na niego z wyraźnym smutkiem.
- Nie wiem...
- Wasze lecznicze
zdolności tu nie pomogą. - Głos lisa rozległ się gdzieś nad jego głową. - A przynajmniej tak mi się wydaje, jeżeli
dobrze wnioskuję.
- Czyli? - Tsunade
pociągnęła go za rude kłaki, zmuszając go, do zniżenia się do ich poziomu. - Co
masz na myśli?
- To, że ta rana
została zadana przy pomocy demonicznej chakry. Znaczy się, esencji z
demonicznej chakry.
- Co?
- No przestań. -
Demon ponownie rzucił kobiecie poirytowane spojrzenie. - Nie udawaj, że nie słyszałaś. Przecież każda wioska prowadziła nad tym
eksperymenty. Jeden z głównych powodów, dla których trzymano w nich ogoniaste
bestie.
- Nie mam bladego pojęcia o co ci chodzi.
Lis uniósł wdzięcznie brew.
- Nie?
- Nie! Ty cholerny...
- Kyu... - Głos Naruto był dziwnie cichy i spokojny. -
Proszę.
- No dobra. -
Dziewięcioogoniasty uniósł dłonie w geście poddania. - Mniejsza z tym, że każda wioska chciała mieć bron idealną. Esencja z
chakry demona to właśnie taka broń. Czy raczej, trucizna. Odpowiednia dawka
zabija niemalże natychmiast, bez żadnych śladów.
- Przecież on go potrzebował - wtrącił Uzumaki. - Madara.
Chciał żywego Sasuke.
- A odpowiednia
paraliżuje.
- Więc... - zaczęła Tsunade.
- Więc dzieciak
oberwał ni w ząb, ni w oko. Gdzieś pomiędzy. Teraz jego organizm męczy się z
substancją, ale jest raczej na straconej pozycji.
- I? - zapytał Naruto, wpatrując się uważnie w czerwone
oczyska. - Co my możemy zrobić?
- My? Nic...
- Kto?
Zaległa cisza, w której Uzumaki ani myślał spuścić wzroku z lisa.
- Nie rozumiem
pytania.
- Nie bądź tępy, pchlarzu. Kto może mu pomóc?
- W tym momencie?
Nikt.
- KTO?!
Kyuubi przyjrzał mu się uważnie. Wyraźnie się zawahał przed
udzieleniem odpowiedzi.
- Demon znający techniki uleczające.
Naruto przeniósł wzrok na twarz Sasuke. Tak spokojną.
Niewyrażającą żadnych emocji.
Jakimś trafem wiedział, co należało zrobić. Albo raczej, z
kim musiał się skonsultować.
"Nanabi."