poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Rozdział II.XVII


Dobry wieczór! :) Długo zajęło, ale cóż... Zwalmy na to, że miałam w końcu porządne wakacje, bez komputera ;) Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze i zapraszam na część kolejną, o ile wzrok mnie nie myli, już siedemnastą! :D

***   ***   ***   ***   ***   ***   ***

- Ojojoooj, popsiułem ci chłopaćka?
Słowa wypowiedziane z dziecięcym naigrywaniem się, wolno obijały się po głowie Naruto. Nie rozumiał, co się stało. Nie chciał zrozumieć.
Ktoś... Krzyczał. Inny ktoś znalazł się tuż przy nim, wyrwał mu z ramion nieprzytomne ciało.
Nie zważając za nic, zamknął na chwilę oczy.
I zobaczył to. To jak Sasuke, własnym ciałem zasłania go przed śmiertelnym ciosem Madary.
"Ty idioto..."
- Czy... - zaczął łamiącym się głosem, gwałtownie rozwierając powieki.
Sakura rzuciła mu przelotne spojrzenie i ponownie nachyliła się nad Uchihą, przykładając do jego klatki piersiowej dłonie owinięte zieloną chakrą.
- Żyje - wysapała z trudem. - Jeszcze.
Czerwień błysnęła w niebieskich tenczówkach, gdy zostały skierowane na postać lidera Akatsuki.
- No no, doprowadźcie mi go do ładu - krzyknął radośnie Madara w pouczającym geście machając palcem wskazującym. - Jego oczęta mi się przydadzą jak nie patrzeć. Ot, zakochani - dodał rozmarzonym tonem. - Tylko takich stać na takie głupie poświęcenia. Własna rodzina mi plany psuje, co to się porobiło na świecie...
Czerwona macka lisiej mocy zaatakowała go nagle, zmuszając do zamilknięcia. Przynajmniej chwilowego.
- Oj, czyżbyś się zdenerwował? Toż to nie ma o co się gnie...
Kolejne pasmo pomarańczowej chakry owinęło się wokół jego kostki i swobodnym ruchem uniosło go do góry, a następnie trzasnęło nim o ziemię.
- Naru... - zaczęła Hokage, z wyraźną obawą w głosie. Niedobrze. Uzumaki najprawdopodobniej znowu stracił nad sobą panowanie, przez co nieokiełznana lisia moc przejęła inicjatywę nad jego zachowaniem. Musiała to powstrzymać i to jak najszybciej.
- Interesujące.
- Co? - Kobieta z poirytowaniem zerknęła na... Kyuubi'ego? - Co ty tu robisz?
- Patrzę.
- Coś ty? Patrzysz?  Jakoś nie spodziewałam się ujrzeć twoje obliczę tak szybko, po tym, jak pokłóciłeś się z Uzumakim. Zwłaszcza po twoim widowiskowym odejściu.
Demon, nawet jeżeli nie pasowało mu zuchwałe zachowanie kobiety, ograniczył się jedynie do rzucenia jej pogardliwego spojrzenia i prychnięcia.
- Niecodziennie można zobaczyć takie widowisko. - Kyu w końcu wzruszył ramionami i wskazał na Naruto. Właściwie...  Na owiniętego pomarańczową chmurą chakry, nieruszającego się Naruto.
Tsunade nie zrozumiała jednak zainteresowania lisa.
- Mało żeś się napatrzył, jak demoluje wszystko co napotka, gdy twoja chakra zaczyna dawać mu się we znaki? Szczerze powiedziawszy, to twoja wina, że tak się dzieję...
- Ja nie kazałem jakiemuś patałachowi pieczętować się w nadpobudliwym dzieciaku - stwierdził, z nutą rozdrażnienia w głosie. - W dodatku: nieumiejętnie pieczętować.
- Ty...
- Sza, nie mam ochoty wysłuchiwać pieśni pochwalnych o Czwartym. Lepiej spójrz na Naruto.
Tsunade spojrzała.
- I?
- Ach, ślepota ludzka - sapnął demon. - On to kontroluje.
- Co?
Lis w geście irytacji wzniósł oczy ku niebu.
- Moją chakre, kobieto. Dzieciak jakimś cudem potrafi nią kierować. Przynajmniej chwilowo.
- Chwilowo...
- No... - Kyu podrapał się w rudą łepetynę. - Nie wydaje mi się, żeby umiał długo się kontrolować. A przynajmniej nie teraz, bez odpowiedniego treningu. A skoro już nieźle mu idzie, to jakąś szansę na przyszłość widzę.
- Pani Tsunade...
Umęczony, lekko drżący głos odwrócił ich uwagę od poczynań Naruto.
- Ja... - Sakura zbladła znacznie. Pojedyncze kropelki potu pojawiły się na jej skroni, a ruchy dłoni straciły wyraźnie swoją płynność. Musiała zdrowo nadszarpnąć swoje zapasy siłowe. - Nie mogę powstrzymać krwawienia. Nie wiem, co jest grane...
- To może ty zajmij się leczeniem - powiedział Kyuubi, zwracając się do Hokage. - A ja zrobię coś, żeby dzieciak przypadkiem nie rozwalił połowy twojej wspaniałej wsi. Chociaż nie powiem, Gobi i tak już odwaliła niezłą rozróbę...
A Naruto bez jakiegokolwiek zainteresowania obserwował jak kolejna macka lisiej mocy krępuje ruchy Madary. Mężczyzna wyślizgnął się, tylko po to, aby zahaczyć o wijącą się po ziemi cieńką nić chakry, która błyskawicznie owinęła się wokół jego nadgarstków.
To było nawet zabawne. Patrzeć, jak ktoś z marnym skutkiem próbuje wydostać się z pajęczej sieci pomarańczowej mocy. Jak mucha. I jakże satysfakcjonujące byłoby to, że ów muchą jest Madara. Byłoby. Gdyby w jakimś stopniu go to właściwie obchodziło.
Tymczasem Uzumakiego ogarniał spokój. Spokój, który nie towarzyszył mu od wielu, wielu lat. Niemalże bezgraniczny. Mógłby się w nim zatopić, zanurzyć już na zawszę. Czuł, jakby odnalazł swój azyl, z którego spokojnie mógł obserwować, jak główny prowodyr jego zmartwień zostaje zniszczony. Och, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co się wokół niego dzieje. Tylko, że jego myśli nie były zmącone żadnymi emocjami. Miał przed sobą wytyczony jasny cel, polegający na unicestwieniu Uchihy i nic innego się w tym momencie nie liczyło.
I właśnie dlatego...
Zmarszczył brwi.
Właśnie dlatego...
Jakieś wyjątkowo drażniące "coś" próbowało przebić się przez jego kokon bezpieczeństwa. Zignorował to.
Ponownie swój wzrok skierował na szarpiącego się w chakrowych więzach lidera Akatsuki. O, ponownie udało mu się wyrwać. I ponownie został spętany.
Naruto przymknął oczy. Odetchnął spokojnie. Wszystko szło jak najlepszym torem. Jak najlepszym... A czyjaś dłoń chwyciła go za ramię i szarpnęła nim gwałtownie, przez co zachwiał się i z pewnością zaliczyłby nieprzyjemny upadek z podłożem, gdyby nie to, że wpadł w czyjeś ramiona.
Z niejakim zdziwieniem obserwował,  jak skupisko pomarańczowej mocy, w której się przed chwilą znajdował, rozsypuje się niczym kupka piasku. I to samo dzieje się z nićmi, w które wplątał się Madara. Jednak czarnowłosy mężczyzna był już na tyle poobijany, że po prostu legną na ziemi, z twarzą wciśniętą w trawę.
Blondyn był nieco otumaniony. Zamrugał zawzięcie oczami i postanowił rozeznać się w sytuacji. Cóż... Ktoś go trzymał. Na rękach, znaczy się. Niczym cholerną panienkę! Spojrzał poirytowany na tego kogoś, z zamiarem stanowczego wyrażenia nieprzychylnej opinii, na temat trzymania go jak dziewczyny. I zgłupiał.
- Kyu?
- A niby kto inny mógł cię wyciągnąć z tego kokonu, którym żeś się otoczył? To moja chakra, nie zapominaj, mnie nie zaatakuje.
- No - potwierdził głupio. - Ale wiesz. Mógłbyś już mnie postawić na ziemi, czy coś. Czuję się nieco niekomfortowo.
Jednak zanim lisi demon zdążył spełnić jego prośbę, to wszystkie stłumione emocje wróciły do niebieskookiego, chyba nawet z podwójną siłą. Wyrwał się z jego uścisku, stając błyskawicznie o własnych siłach.
- Sasuke! - wrzasnął niemalże opętańczo, rzucając się w kierunku, gdzie dwie kobiety próbowały nie dopuścić do śmierci czarnowłosego.  - Co z nim?
- Cholera - warknęła Tsunade. Chwyciła dłoń Naruto i przycisnęła ją mocno do wciąż krwawiącej rany Sasuke. - Tamuj!
Hokage wyszperała z kabury strzykawkę wypełnioną jakąś lśniącą substancją i wbiła ją pewnie w ciało Uchihy. Zdezorientowany blondyn starał się nie zwracać uwagi na to, że krew, która przesiąka jego rękawice należy do Sasuke. Przełknął ślinę.
- Sakurcia - zaczął powoli.
- Nie... Nie rozumiem - wysapała zmęczona dziewczyna. Chakra wokół jej dłoni migała niespokojnie, jakby miała zaraz zniknąć. - Nie mogę tego zatamować. Ja... Próbuję, ale ta rana cały czas... Jakby coś blokowało przepływ mojej mocy.
- Jak mam pomóc?
Zielone oczy spojrzały na niego z wyraźnym smutkiem.
- Nie wiem...
- Wasze lecznicze zdolności tu nie pomogą. - Głos lisa rozległ się gdzieś nad jego głową. - A przynajmniej tak mi się wydaje, jeżeli dobrze wnioskuję.
- Czyli?  - Tsunade pociągnęła go za rude kłaki, zmuszając go, do zniżenia się do ich poziomu. - Co masz na myśli?
- To, że ta rana została zadana przy pomocy demonicznej chakry. Znaczy się, esencji z demonicznej chakry.
- Co?
- No przestań. - Demon ponownie rzucił kobiecie poirytowane spojrzenie. - Nie udawaj, że nie słyszałaś. Przecież każda wioska prowadziła nad tym eksperymenty. Jeden z głównych powodów, dla których trzymano w nich ogoniaste bestie.
- Nie mam bladego pojęcia o co ci chodzi.
Lis uniósł wdzięcznie brew.
- Nie?
- Nie! Ty cholerny...
- Kyu... - Głos Naruto był dziwnie cichy i spokojny. - Proszę.
- No dobra. - Dziewięcioogoniasty uniósł dłonie w geście poddania. - Mniejsza z tym, że każda wioska chciała mieć bron idealną. Esencja z chakry demona to właśnie taka broń. Czy raczej, trucizna. Odpowiednia dawka zabija niemalże natychmiast, bez żadnych śladów.
- Przecież on go potrzebował - wtrącił Uzumaki. - Madara. Chciał żywego Sasuke.
- A odpowiednia paraliżuje.
- Więc... - zaczęła Tsunade.
- Więc dzieciak oberwał ni w ząb, ni w oko. Gdzieś pomiędzy. Teraz jego organizm męczy się z substancją, ale jest raczej na straconej pozycji.
- I? - zapytał Naruto, wpatrując się uważnie w czerwone oczyska. - Co my możemy zrobić?
- My? Nic...
- Kto?
Zaległa cisza, w której Uzumaki ani myślał spuścić wzroku z lisa.
- Nie rozumiem pytania.
- Nie bądź tępy, pchlarzu. Kto może mu pomóc?
- W tym momencie? Nikt.
- KTO?!
Kyuubi przyjrzał mu się uważnie. Wyraźnie się zawahał przed udzieleniem odpowiedzi.
- Demon znający techniki uleczające.
Naruto przeniósł wzrok na twarz Sasuke. Tak spokojną. Niewyrażającą żadnych emocji.
Jakimś trafem wiedział, co należało zrobić. Albo raczej, z kim musiał się skonsultować.
"Nanabi."


wtorek, 7 sierpnia 2012

Garstka zbędnych odczuć - NejiSasu


Coś oderwanego od poprzednich moich tworów NejiSasusowskich. Cóż, pisząc to... Miałam pewien zamierzony efekt xD. Nie jestem pewna, czy mi wyszło, ale cóż, poczekam na reakcję ^ ^. Będzie.., Normalnie, o! To dobre słowo :) Serdecznie zapraszam do czytania i oczywiście dziękuję za wasze komentarze :) 

(MECHA! NejiSasu! Nie chcę nic mówić, ale ktoś tu obiecywał jakieś Kakanaru xD)

Garstka zbędnych odczuć

"Troska"

Kuchenny zegar tykał cichutko odliczając upływające sekundy. Westchnął, niemalże bezgłośnie. Ogarniało go niechciane uczucie strachu. Lekkie ukłucia zdradzieckiej niepewności.
Ścisnął, nieco mocniej, kubek ze świeżo zaparzoną kawą.
A wskazówki zegara wciąż płynęły lekko po tarczy, nieubłagalnie przypominając o mijającym czasie. Czarne oczy, wbite w panujący za oknem półmrok, nie zdradzały żadnych emocji. Przynajmniej tak można było sądzić w pierwszej chwili.
Przymrużył podejrzliwie powieki, niemalże instynktownie nadstawiając uszy i spinając się nieznaczne.
I zaraz potem się rozluźnił.
Ciepłe ramiona owinęły się wokoło jego szyi. Długie pasemko brązowych włosów połaskotało go w nos. Odetchnął, a wraz z wypuszczanym powietrzem opuściło go całe napięcie towarzyszące mu tego wieczora.
- Czekałeś. - Cichy szept wdarł się do jego ucha.
- Nie. - Oczywiste kłamstwo wypłynęło z pomiędzy zaciśniętych zębów. Zaraz potem wbił czarne oczy w białe tęczówki swojego towarzysza, a ręce samoistnie zacisnęły się na nadgarstkach szatyna. - Spóźniłeś się, Hyuuga.

"Zazdrość"

Obserwował. Czujnie wpatrywał się w każdy ruch mężczyzny.
- Co tak wlepiasz patrzały w tego swoje cud chłopaka? No przecież ci nie ucieknie. Daj mu poćwiczyć w spokoju!
Przemilczał uwagę, wciąż wbijając wzrok w walczące postacie.
- Sasuke! - zawył śpiewnie blondyn. - Mieliśmy trenować!
- Zamknij się, kretynie - powiedział, bez krzty emocji.
Wtedy Naruto przystanął przy nim, zakładając swobodnie ręce na kark i podążył za spojrzeniem kolegi. Po chwili gwizdnął cicho, a na jego twarzy pojawił się głupkowaty uśmiech.
- Oho, czy mi się wydaję, czy to swoje słynne mordercze spojrzenie posyłasz ku Lee, a nie Neji'emu?
- Powiedziałem: zamknij się - powtórzył.
- Jesteś zazdrosny?
Po tym pytaniu Uzumaki oberwał silny cios w szczękę.

"Lęk"

Opierał się o wybieloną ścianę, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Przynajmniej tak mógł uznać nieuważny obserwator.
Na czole pojawiła się pojedyncza zmarszczka, oczy utkwił w jednym punkcie. Nozdrza rozszerzały się nieznacznie, przy każdym oddechu. Zaciśnięte na ramionach dłonie pobielały w kostkach.
Uniósł nieznacznie głowę, gdy drzwi do sali operacyjnej otworzyły się gwałtownie i stanęła w nich wyraźnie zmęczona różowowłosa kobieta.
Sakura przetarła twarz dłonią i z delikatnym uśmiechem spojrzała na mężczyznę.
- Wyjdzie z tego - powiedziała, a jej głos załamał się nieznacznie przy pierwszym słowie.
- Jak? - zapytał, ponownie wracając do obserwacji wcześniej obranego punktu.
Zmarszczka wygładziła się. Mięśnie wyraźnie rozluźniły.
- Zasadzka. Wpędzono ich wprost w pułapkę, mieli znaczną przewagę liczebną.
Oderwał się od ściany, równocześnie odwracając się do niej plecami.
- Sasuke, chcesz... - zaczęła niepewnie Haruno. Przełknęła ciężko ślinę. - Możesz wejść do sali. Zobaczyć go.
 - Nie - opowiedział po sekundzie ciszy.
Ruszył w kierunku domu.

"Samotność"

Obudził się, gwałtownie otwierając oczy. Przetarł dłonią spoconą twarz.
Koszmary. Przeklęte koszmary z przeszłości.
Wściekłym kopnięciem zrzucił z siebie skotłowane prześcieradło, podkulił nogi i przewrócił się na drugi bok.
Wyćwiczony wzrok szybko przyzwyczaił się do ciemności. Ciemności, w której znowu był sam. Po drugiej stronie łóżka nie majaczył zarys znajomej postaci.
Z wściekłym warknięciem znowu się obrócił, zaciskając mocno powieki.

"Tęsknota"

Z dziwnym uczuciem pustki podniósł się z miękkiego materaca.
Wzrok znowu mimowolnie powędrował na drugą połowę łóżka. Zaklął szpetnie, wychodząc czym prędzej z pomieszczenia. Na korytarzu przystanął, mrużąc podejrzliwie oczy i nasłuchując.
Zaraz jednak, bez chwili wahania wszedł do kuchni. Nie wypowiadając ani słowa przylgnął do pleców stojącej tam postaci.
Obejmowali się. W niezmąconej ciszy stali tam, nie zwracając uwagi na mijające sekundy.
- Tęskniłeś.
W pomieszczeniu rozległo się poirytowane prychnięcie.   
A jednak... Tamto dziwne uczucie zniknęło jak przy dotyku czarodziejskiej różdżki.

środa, 1 sierpnia 2012

Rozdział II.XVI

Taram ta ram tra ram tratatatam. I... Oto przed państwem nowy rozdział! :D
Wybaczcie, jestem po sporej dawce alkoholu, a więc będą błędy, będzie nielogicznie, będzie krótko, no ale w końcu, po chyba dwóch miesiącach marnych prób, BĘDZIE ROZDZIAŁ! xD
A więc, za wszelkie niedogodności wynikające z mojego obecnego stanu przepraszam i zapraszam na nową cześć ^ ^.
I oczywiście dziękuję za wszystkie komentarze <3 (duzio! :)


***   ***   ***   ***   ***   ***   ***


- Nanabi! Nanabi, cholero, gdzie jesteś!
Natuto ponownie zagłębił się w swojej podświadomości. No... Znaczy się w czym, co do niedawna uważał za swoją podświadomość, a co okazało się lęgowiskiem zgrai demonów. Czy jakoś tak. W każdym razie, było to nieco skomplikowane.
- NANABI! No żesz...
Przebiegł przez kilka korytarzy, bezskutecznie nawołując siedmioogoniastą. W końcu przystanął, nieco zrezygnowany.
- Jak to jest, że jak nie chcę, to zawsze się jakiś demon napatoczy... - mruknął do siebie, z wyraźną rezygnacją rozglądając się po skalistych ścianach. Kurde! Nie miał czasu na podziwianie architektury otoczenia, a jakoś Nanabi nie była łaskawa się odezwać! Jak zawsze wszystko przeciwko niemu...
- Przekąseczka...
- Gdzie? - zapytał głupio. - CO?!
Uchylił się intuicyjnie i tuż nad jego głową przeleciała jakaś postać.
Cóż... Chyba jednak jeden z demonów postanowił wysłuchać jego marudzenia i się napatoczył.
- Zwariowałeś ciulu?! - wrzasnął, obserwując czujnie, jak istota, teraz skryta w mroku, spoglądała na niego jak na... No tak, przekąseczkę. - Ja ci tu pomoc niosę, a ty na mnie z pazurami?!
- Przekąseczka służąca pomocą? Fascynujące...
- NIE JESTEM PRZEKĄSKĄ!
- Apetycznie pachniesz.
Naruto zbaraniał. Ale nie na długo.
Postać wysunęła się z cienia. Wyglądała jak Kyu... Tylko kolor włosów i oczu się nie zgadzał, gdyż miał jasny, piaskowy odcień. Jednak Uzumaki nie miał za dużo czasu na przyglądanie się. Po sekundzie demon rzucił się na niego z wyraźną chęcią znokautowania.
Blondyn ponownie wykonał unik, jednocześnie składając dłonie w pieczęć i przywołując kilka klonów.
I oberwał cios w plecy.
Boleśnie obił się o skalną ścianę, a w międzyczasie klony zniknęły z cichymi pyknięciami.
Starając się nie myśleć o bólu, obrócił się gwałtownie, równocześnie kierując cios pięścią na przeciwnika. Cios, który z łatwością został zablokowany.
Naruto rozdziawił usta, bezradnie wpatrując się we własną dłoń, która właśnie w tym momencie znajdowała się w stalowym uścisku bestii.
Wyprowadził kolejny cios.
Który również został zablokowany, w ten sam sposób.
- Eee... - Niebieskooki stwierdził, że jego położenie jest... Do dupy. Uniósł wzrok na demona, na którego obliczu pojawił się złowrogi uśmiech.
- Giniesz, przekąseczko.
Naruto odruchowo przymknął oczy, oczekując na cios.
A czas oczekiwania, jakoś dziwnie się przeciągał.
Niepewnie uchylił powieki.
Hm... Nawet nie zauważył, kiedy jego ręce ponownie były wolne od stalowego ucisku.
A przed nim Nanabi właśnie próbowała obić facjatę jego oprawcy. Nie, to nie brzmiało wcale żałośnie...
Boże drogi, baba ratuje mu tyłek...
- Uciekaj stąd. 
- Co?!
- Uciekaj. Shukaku wam nie pomoże.
Spokojny głos Siedmioogoniastej wyraźnie kontrastował z widokiem, który rozpościerał się przed Uzumakim. Widokiem, nad którym Uzumaki nie miał czasu się zastanawiać, bo został wykopany ze swojej podświadomości.
Naruto zamrugał.
- I?
Z wyraźnym oczekiwaniem wpatrywały się w niego czerwone oczyska Kyu.
- Eee?
Naruto zamrugał ponownie. Jednak uciążliwe mroczki nie chciały zniknąć sprzed oczu. Potrząsnął gwałtownie głową, lekko się zataczając. Jednak kiedy Kyuubi próbował pomóc utrzymać mu równowagę, stanowczo odtrącił jego ręce.
Okej... To co się właściwie działo?
- Co żeś zdziałał głupi bachorze, bo jakoś efektów nie widzę.
- Nie wiem - warknął w odpowiedzi. Wbił złe spojrzenie w postać jednoogoniastej bestii, którą aktualnie unieruchomiła jedna z pieczęci Tsunade. Ha. Ale co da unieruchomienie, skoro Shukaku wytworzył barierę, przez którą nie dało się go zranić.
- Jak to nie wiesz?
- No, KURWA, wyobraź sobie, że nie wiem - wysyczał wściekle. To było strasznie frustrujące. Naprawdę nie miał pojęcia, co się teraz wyrabia między siedmioogoniastą bestią, a piaskowym potworem. I średnio miał jak się dowiedzieć, bo coś najwyraźniej blokowało jego dostęp do świątyni ogoniastych bestii. Ha, a jeszcze w międzyczasie musiał się pilnować, żeby dziwięcioogoniasty nie dowiedział się niczego o Nanabi. - Gdzie Sasuke?
- Pewnie asystuje Tsunade przy utrzymaniu pieczęci. - Lis wzruszył ramionami. Poczym rzucił Uzumakiemu podejrzliwe spojrzenie. - Co się stało? - zapytał, mrużąc oczy.
- A gdzie twój siostrzeniec?
- Roznosi w pył armie Madary. Pytam jeszcze raz: co się stało?
- Nic.
- Dzieciaku...
- Nie mamy cza... - Naruto sapnął, gdy dłoń dziewięcioogoniastego zacisnęła się na jego kamizelce od munduru Jonina.
- Nie podoba mi się to, że coś usilnie starasz się ukryć.
Naruto ponownie odtrącił ręce demona, wbijając zły wzrok w swoje stopy.
Nożesz cholera jasna. Co miał powiedzieć, skoro wiedział niedużo, a informacje, które posiadał musiał ukryć przed Kyu na wyraźne życzenie siedmioogoniastej.
- Shukaku nam nie pomoże - wyrzucił z siebie.  
- To nie jest odpowiedź na pytania, które mam ochotę ci zadać.
- Nawet nie wiesz, jakże mi przykro - powiedział bez cienia entuzjazmu w głosie. - Choć, pomożemy...
Uchylił się, ledwo unikając ciosu. Jednak zrobił to tak niezgrabnie, że stracił równowagę i wylądował na tyłku. Spojrzał na Kyuubi'ego jak na debila.
- Odbiło ci? - zapytał z wyraźną irytacją.
- Nie - warknął demon. Jego twarz nagle znalazła się strasznie blisko twarzy Uzumakiego. - Za to tobie najwyraźniej tak. Zapytam raz i oczekuję normalnej odpowiedzi. Co się dzieje?
"Hm... Zastanówmy się... To co do niedawna uważaliśmy za moją podświadomość, jest jakimś cholernym świętym miejscem, gdzie pasożytuje zgraja cholernie pokręconych demonów, z czego jeden miał wyraźną chrapkę skręcić mi szyję, a drugi, który właściwie uratował mi tyłek, z jakiś dziwnych powodów nie chce zdradzać przed tobą swojej egzystencji. Satysfakcjonujące informacje?"
- Co? Frustruje, że nie możesz czytać mi w myślach? - zapytał z mściwą satysfakcją, tylko po to, aby odwrócić uwagę demona od tematu.
- Ty...
- Nic się nie dzieje - powiedział z wyraźną irytacją. - A nawet jeśli, to nie sądzisz, że to mało odpowiedni czas roztrząsać twoje dziwaczne podejrzenia?
- Nie, jeżeli te moje "dziwaczne podejrzenia" nie pozwalają ci się odpowiednio skupić! Słuchaj, durny bachorze, nie będę ratował twojej dupy, jeżeli Madara cię dorwie. Nie mam najmniejszej ochoty...
- A KTO CI KAŻE TY WYLENIAŁY SZCZURZE?!
Głośny ryk Shukaku, który towarzyszył ich kłótni, urwał się gwałtownie.
Kyu i Naruto odwrócili się ku demonowi, który zamarł. I następnie zginął w chmurze piachu.
- Co się dzieje? - zapytał z konsternacją blondyn, po czym jego twarz rozjaśnił głupkowaty uśmiech. - Pokonała go!
- Co?
- No chodźże wredny pasożycie. Zobaczymy co się tam stało.  
Udało się. Uciekł od dalszej rozmowy. Miał tylko nadzieje, że demon później się nie doczepi i nie będzie oczekiwał odpowiedzi na swoje pytania.
- Co jest? - zapytał, gdy po chwili znaleźli się koło zasapanej Tsunade.
- Po jednoogoniastym - odparła kobieta, gdy w końcu udało jej się zaczerpnąć kilka głębszych oddechów. - Nie żyje. Została po nim tylko kupka piasku.
- Jak?
- Nie wiem. - Kobieta pokręciła bezradnie głową. - Wziął się rozsypał w proch. Nie mam pojęcia dlaczego.
- To chyba dobrze, nie? - zapytał Uzumaki. Przełknął głośno ślinę. Nie, nie było dobrze. Wcale nie ciał, aby którykolwiek z ogoniastych musiał ginąć. Jednak najwyraźniej Shukaku był za bardzo zaślepiony, aby posłuchać racjonalnych argumentów i wolał dać się unicestwić niż pomóc ludziom. - Jeden problem z głowy mniej.
- Zabił go demon - stwierdził Kyuubi, z niejakim zainteresowanie obserwując pozostałość po Shukaku.
- Demon, nie demon - sapnął blondyn. - Już po nim. Nic nie poradzimy.
- Demon? - podjęła temat Hokage. - Ale Gobi....
- To nie mogła być Gobi.
- Więc... Kto?
Naruto wręcz czuł, jak ślepia Kyu wypalają mu dziurę w plecach. Przezornie wlepił spojrzenie w piasek, który, jak twierdziła Tsunade, stanowił pozostałość po jednoogoniastej bestii.
- Bachorze...
- A czy to ważne? - zapytał, z cieniem desperacji w głosie. No kurde, no.
- Jeżeli coś wiesz...
- Nie no, babciu, nie powiesz mi, że jesteś po stronie tego rudego buraka!
- Po jakiej stronie? - Tsunade również spoglądała na niego z wyraźną irytacją. - Zdajesz sobie sprawę z tego, że zachowujesz się idiotycznie? Niby co za wielką tajemnice musisz dochować? Nie rozśmieszaj mnie. Sam jesteś cholernie wścibskim bachorem, wiec czego się gorączkujesz? A ja nawet bym się tematem nie zainteresowała, gdybyś usilnie nie starał się wykręcić od odpowiedzi Kyuubi'ego. Zastanawia mnie tylko, dlaczego na cholerę coś ukrywać?
- Bo to nie wasza zakichana sprawa.
- Zabito mi brata. Chciałbym wiedzieć, komu mogę za to podziękować - powiedział lis przesłodzonym głosem.
Naruto uniósł wzrok, wbijając w rudowłosą postać zszokowane spojrzenie.
- Brata? - rozdziawił z wrażenia usta. - To.. To był twój brat?
- Ależ owszem. - Demon nie zmienił tonu. - Chyba mam prawo wiedzieć, kto tak okrutnie potraktował moją rodzinę.
- Ja... - Uzumaki ponownie przełknął ślinę. Okej, to nieco komplikowało sytuację. Chyba. - Ja nie mogę powiedzieć. Przynajmniej na razie. - przyznał po chwili wahania. Miał nadzieję, że uda mu się pogadać z Nanabi i przekonać ją do tego, aby pozwoliła mu uchylić rąbka tajemnicy. Z tego co widział, tolerancja Kyu, co do jego nagłej małomówności, była na wyczerpaniu.
- Nie możesz - powtórzył Lis.
- Kyu...
- Jasne. Rozumiem.
- Tak?
- Ależ oczywiście - potwierdził demon. - Dlatego też mam nadzieję, że ty również zrozumiesz, że masz sobie radzić sam.
I wyparował w kłębowisku czerwonej mgiełki.
Naruto zamrugał. Otworzył usta, aby coś powiedzieć. I zaraz je zamknął.
- Ty... - zaczął niepewnie. - Widziałaś to?
- Chodzi ci o to, że tak rozwścieczyłeś Bijuu, że postanowił zlać na twoje i przy okazji swoje bezpieczeństwo, że zostawił cię samego w bitwie? Ależ owszem, nie umknęło to mojej uwadze.
- Hej!
- Co hej, no co hej? Nie dziwię mu się. Kyuubi nie ma przed tobą tajemnic. Wyszło na to, że mu nie ufasz. A sam dobrze wiesz, że zaufanie jest bardzo istotną kwestią dla shinobi.
- Kyuubi nie jest shinobi.
- Formalnie nie. Jednak traktuje cię na równi. Jak partnera w walce. Skaszaniłeś, mówiąc krótko, próbując chronić jakąś dziwaczną tajemnice. - Tsunade pokręciła głową. - Ciesz się, że to już właściwie koniec walki. Gdybyście odwalili takie przedstawienie na początku to...
- UWAŻAJ!
Naruto obrócił się gwałtownie.
Jego oczy rozszerzyły się w szoku.
Usta otworzyły w niemym krzyku.
Drobne czerwone kropelki obryzgały jego twarz.
Czyjeś ciało wpadło w jego ramiona.
Opadł na kolana, z rosnącym przerażeniem wpatrując się w nieprzytomną postać.
- Sa...
W uszach słyszał tylko szum własnej krwi i jakby coraz wolniejsze dudnienie własnego serca.
- Sasuke...