No. Nareszcie! xD Dziękować za komentarze i zapraszam na kolejny rozdział. (Pisałam go od 20 do 3.30! Umieram, cholera! xD)
Kleopatra : A umie gotować? Bo jak tak, to chętnie go zarekwiruje. xD
Deedwarda : Już wyzdrowiała? Bo mnie znowu jakieś grypsko próbuje dorwać. Ale ja mu się nie dam! Mwahaha!
Mechalice: Ha, mnie się kiedyś babka pyta o dowód, ja jej pokazuje, a ona mi bezczelnie mówi, że brakuje mi tydzień do 18-stki. Nie ogarnęłam o co jej chodziło, po chwili dopiero zaczęłam się zdzierać i mówię jej, że tak, tydzień, ale do 20-stki xD. "Oh, bo pani tak młodo wygląda." Nie, dalej nie posiadam niewolnika. A Twój żyje?
Twoja wiedza na pewne tematy zaczyna mnie przerażać i nie, nie tworzę mody na sukces, aż tyle cierpliwości to ja nie mam xD. I nie znam "Queer as Folk", ale jak tylko wypierdzielą mnie ze studiów to uzupełnię swą wiedzę xD.
Cross *__________* [zwiecha]jak najbardziej jego fryz możemy przypisać dla Kyu[/zwiecha]
*** *** *** *** *** *** ***
- Widziałaś Sasuke?
Sakura uniosła wzrok znad dokumentów i spojrzała z roztargnieniem na siedzącego na parapecie Naruto.
- Nie możesz wejść jak normalny człowiek przez drzwi? – zapytała zerkając ponownie na papierzyska. Chwyciła drugą ręką długopis, postawiła na jednej z kartek zamaszysty podpis i odłożyła ją na osobną stertę. – Nie, nie wiem. Myślałam zresztą, że chciałeś sobie dać spokój.
- Eee… Zmiana planów.
- To dobrze – stwierdziła. – Widzę, że plan Gobi podziałał.
- Dobrze? Myślałem, że zareagujesz bardziej… - zaciął się. – Zaraz? Jaki plan?
- Żebyś w końcu ruszył tyłek. Ta jej nawijka w szpitalu miała zmotywować cię do działania. Chociaż nie powiem, Sasuke pewnie…
- Więc to, że gadali z nim w szpitalu, to naprawdę?
- No tak, ale…
- Dobra – mruknął przerywając dziewczynie. – To ja lecę szukać dalej.
I zniknął. Sakura błyskawicznie zerwała się z krzesła i podbiegła o okna.
- Ale, Naruto! – zwołała, jednak blondyn już jej nie słyszał. – Eh, ty nadpobudliwy dzieciaku…
Naruto przykucnął na jednym z dachów. Westchnął ciężko, wbijając wzrok w ciemniejące niebo. Za cholerę nie mógł znaleźć Sasuke. A sprawdzał już wszędzie! No, przynajmniej w miejscach, w których można było się spodziewać obecności czarnowłosego drania. I nic. Że też cholerny pan Uchiha zawsze się pojawiał, gdy nie był potrzebny, a teraz zapadł się pod ziemię.
Odwołał klony, które również były zaangażowane w poszukiwanie czarnowłosego. Niestety, żaden z nich go nie znalazł. Westchnął ponownie.
A może… Może ma misje? Cholera, że też wcześniej o tym nie pomyślał. Tsunade powinna powiedzieć mu… No właśnie. Kurde, nie gadał z nią, odkąd się pokłócili. Najwyraźniej kobieta jeszcze była na niego wściekła.
Cóż, skoro miał zamiar pozałatwiać wszystkie sprawy, to również i z tą nie powinien zwlekać. Z wyrazem determinacji na twarzy ruszył w stronę budynku Hokage. Jeżeli blondynka będzie w dobrym nastroju, to może uda mu się nawet przywitać, bez oberwania jakimś ciężkim przedmiotem.
Do jej gabinetu postanowił wejść dzięki niekonwencjonalnej dla niego metodzie, czyli pukając do drzwi. Niepewnie wcisnął przez nie głowę do gabinetu.
- Bry – mruknął i wlazł do pomieszczenia. – Tentego…
„Ojej.”
Tsunade siedziała za biurkiem. Jedną rękę trzymała na blacie, równocześnie wspierając nią głowę, zaś w drugiej można było dostrzec butelkę. Co najdziwniejsze pełną. Kobieta bezmyślnym wzrokiem wpatrywała się w panoramę Konohy.
- Eee… Babciu?
Blondynka oderwała spojrzenie od widoku za oknem i przeniosła je na chłopaka. Wyglądała na nieco zdezorientowaną. Po chwili wpatrywania się w niego, zdecydowanym ruchem postawiła flaszkę na stole.
- Napijesz się?
Naruto obudził się. A obudzenie te pod każdym względem było przerażające. Miał kaca. Bolał go łeb, nogi… Cholera, napierdzielał go każdy mięsień.
Mruknął złowrogo i przekręcił, podciągając nogi pod brodę.
Myśli leniwie krążyły po jego mózgu, niekoniecznie chcąc się ułożyć w jakąś logiczną całość. Po chwili udało mu się uformować z nich pytanie. Co tak właściwie się wczoraj działo?
„Do dupy, chyba urwał mi się film” Pomyślał smętnie i otworzył jedno błękitne oko.
- Witaj, śpiąca królewno.
„O jeżu…” Przypomniało mu się wszystko. No, a przynajmniej większość.
„Hej joninie, hej! Wlej…hyk… se sake wlej! Ło, matko…”
Wiedział, że picie z Hokage nie było najlepszym posunięciem. Po prostu to wiedział! Pomijając tą kwestię, że właściwie to rzadko spożywał jakikolwiek alkohol. Plus to, że zawsze miał słabą głowę. Tsunade potrafiła wlać w siebie hektolitry rozmaitych trunków i wyglądać po tym, jakby co najwyżej siorbła herbatę z rumem. Więc co mu do łba strzeliło, aby usiąść przy tym pieprzonym biurku, chwycić za napełnioną czarkę i ochoczo wlać ją do gardła? Kilkanaście razy, tak podając w przybliżeniu. Bo na dobrą sprawę nie pamiętał ile wypił. Może jednak kilkadziesiąt? Cholera wie…
„Nie brudź czarki, hej! Tylko w mordę lej! Hyk…”
Może to nawet lepiej, że się schlali. W końcu po alkoholu o wiele łatwiej powiedzieć co leży na sercu.
- Jestem złym przywódcą – mruknęła Tsunade niewyraźnie.
- Nie pieprz – prychnął chłopak. – Według mojej hierarchii klasyfikujesz się w pierwszej trójce najlepszych hokage jakich znałem osobiście.
Brew blondynki powędrowała ku górze.
- A ilu ich znałeś?
- Eee… Dwóch.
Kąciki jej ust uniosły się w niemrawym uśmiechu.
- Wątpliwy komplement. – Kobieta zamyśliła się na chwilę. – Powinnam była ci powiedzieć.
- Fakt. – zgodził się dzieciak ochoczo napełniając czarki.
- Wtedy nie zrobiłby się taki burdel…
- Przestań. I tak bym coś dziwnego odwalił.
- Ale byłbyś w pełni świadomy co ci grozi.
- A co by to zmieniło? – burknął, zezując na butelkę. – No może tylko tyle, że nie miałbym wrażenia, że każdy coś knuje za moimi plecami. Przestań marudzić o pierdołach. Stało się i już. O! To, że nie jesteś takim przywódcą jakim będę ja…
Głośne prychnięcie przerwało jego wywód.
- Wmawiaj se.
- Ha! Śmiesz wątpić? – krzyknął, przy okazji rozlewając nieco trunku na blat biurka.
- Dobra, niech ci będzie – mruknęła powątpiewająco. – Z innej beczki… Raczej nie przylazłeś tu, aby słuchać moich wywodów.
- Oh. – Chłopak zmarkotniał. – Chodzi o Sasuke.
- Taaak? Co ty nie powiesz?
- No dobra, no! Chcę z nim pogadać. Wyjaśnić wszystko i, do jasnej cholery, być z nim do końca swojego marnego żywota!
- To żeś w końcu palnął coś konstruktywnego – stwierdziła. – Ale co ja mam do tego?
- Bo go znaleźć nie mogę – mruknął. – I chciałem się dowiedzieć, czy przypadkiem nie wysłałaś go na misję.
- Nie. – Blondynka z rozmachem odstawiła czarkę. – Minąłeś się z nim. Był u mnie, kilka minut przed twoim przybyciem.
Sake obficie polała się po blacie biurka, kiedy to Naruto gwałtownie zerwał się z krzesła.
Dalszego rozwoju sytuacji nie za bardzo mógł skojarzyć. Upojenie alkoholowe już nieźle dawało mu się we znaki, poprzez trudności z utrzymaniem pionu. Jednak na plus z pewnością mógł zapisać to, że procenty nie wpłynęły za mocno na jego mowę. W sensie, że jeszcze jako tako składnie mógł wypowiedzieć co prostsze zdania. I chwała za to. Co jednak nie zmieniło faktu, iż jego uszy ucierpiały niezmiernie od wrzasków Tsunade, której wiadomość, że niemalże połowę alkoholu szlak jasny trafił, wcale a wcale nie przypadła do gustu.
Tak więc Uzumaki pośpiesznie opuścił gabinet Hokage, przy głośnym akompaniamencie jej wrzasków i latających przedmiotów. Teraz o to właśnie niemalże czołgał się po ulicach Konohy, usilnie omijając latarnie, które najwyraźniej czaiły się tylko, aby przywalić mu w nos. I śpiewał. A raczej mruczał stare kawałki, które shinobi tak chętnie śpiewali na wszelakich weselach, imprezach awansowych, czy tam innych dożynkach.
”Hej joninie, hej! Nie lej sake, już nie lej…”
Stanął gwałtownie, z lekkimi problemami przy utrzymaniu równowagi. Nieufnym wzrokiem rozejrzał się dookoła. Było cicho. Zdecydowanie za bardzo cicho. Nawet jak na tak późną porę. Po niedługim zastanowieniu wzruszył ramionami i ruszył przed siebie. Znaczy się… Albo jedna z lamp wyrwała się ze swojego posadowienia i faktycznie postanowiła mu przywalić, albo nie zauważył momentu, w którym w końcu się wychrzanił i jego twarz odbyła bliskie spotkanie z ziemią, albo też…
Uniósł twarz ku górze.
- Teges… - mruknął, zerkając zaraz na swoje buty. Po chwili wcisnął nos w szyje czarnowłosego drania, w którego przed chwilą bezczelnie się wchrzanił. A później… A no właśnie… Sam bardzo chciałby wiedzieć co się działo później.
„Jeżeli znowu się z nim przespałem, to… To… To… eee”
Nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Wiedział jedno. Miał kaca. Okrutnego, bezlitosnego kaca, który z zadziwiającą skrupulatnością wysysał z niego wszelkie życiowe płyny. I chyba właśnie zabrał się z trawienie jego mózgu, bo jakoś nie potrafił odczuć obecności tegoż organu w swoim ciele.
- Masz. – Uchiha wcisnął mu w ręce szklankę zimnej wody. Najwyraźniej postanowił nieco docucić blondyna, zanim wyrwie mu płuca i zrobi sobie z nich pokrowiec na katanę. Jednak to nie za wiele obeszło Uzumakiego. Teraz najbardziej liczył się chłodny dotyk cieczy na spierzchniętych wargach. Odessał się od pustej szklanki, podał ją czarnowłosemu, z wyrazem twarzy jasno mówiącym, że ma poginać po dolewkę, inaczej stanie się szczęśliwym posiadaczem jego wysuszonych zwłok.
- Aghr… - wymsknęło mu się warknięcie, kiedy bezwładnie opadł na poduszki. Niech go ktoś dobije, byle szybko i bezboleśnie.
Sasuke powrócił do pokoju, postawił naczynie z wodą na szafce stojącej przy łóżku i usiadł ciężko obok blondyna. Uzumaki wbił złowieszcze spojrzenie w szklankę i siłą woli spróbował ją przelewitować ku sobie. Cóż, nie wyszło mu.
- Podaj – rozkazał tonem naburmuszonego dziecka.
Najwyraźniej jednak Uchiha nie miał zamiaru ani trochę ułatwić mu życia i uraczył go jedynie wyniosłym spojrzeniem czarnych oczu. Gdyby Naruto miałby chociaż odrobinę więcej siły to wyzwałby czarnowłosego od najgorszych, wkurzających, neurotycznych buraków, które nadają się jedynie…
- AGHR – sapnął jedynie i spróbował sięgnąć po upragniony napój. Nie szło mu najlepiej. A sprawa jeszcze bardziej się skomplikowała, kiedy to Uchiha pociągnął jego wyciągniętą rękę i niemalże bezwładne ciało blondyna wylądowało na umięśnionym torsie Sasuke. Przy czym jego twarz została wetknięta między ramię czarnowłosego, a poduszkę, która skutecznie odcinała mu wszelkie dopływy świerzego powietrza.
- Uszesze… - wyartykułował w akcie wyjątkowej desperacji.
- Hm?
- Uszesze! – wyartykułował odrobinę głośniej. Najwyraźniej pan Uchiha postanowił zlitować się nad swą ofiarą i przeniósł głowę niebieskookiego na swoją klatkę piersiową, dzięki czemu blondyn mógł zacząć swobodnie oddychać.
- Co mówiłeś?
- Że się duszę. – Naruto stłumił ziewnięcie. Było mu tak niezmiernie miło. Tak wygodnie, tak ciepło, przyjemnie…
- Nie waż mi się znowu zasypiać – ciche słowa czarnookiego skutecznie odwiodły go od tego pomysłu. Głupi, głupi Uchiha! Zaraz…
- Jakie znowu?
Ciche prychnięcie Sasuke w ogóle nie spodobało się Uzumakiemu.
- Czyżbyś nie pamiętał pewnych faktów z wczorajszego dnia?
- Eee… - zająknął się. – Czy my… Czy my coś…
Oh, po prostu wiedział, że jego twarz przybrała kolor w pełni dojrzałego pomidora!
Kolejne prychnięcie przerwało jego marną wypowiedź.
- Nie sądzisz, że jakby odpowiednio zajął się twoim tyłkiem, to raczej nie miałbyś możliwości nie pamiętać o takim wydarzeniu? Zasnąłeś, młocie. Zaraz po tym, jak na mnie wlazłeś.
- Nie musisz być aż tak… - Ręka Uchihy spoczęła na wyżej wymienionej części ciała blondyna. – Zabieraj łapska.
- Wydaje mi się, że moim „łapskom” podoba się tam, gdzie są.
- Ty dra…
- To o czym tak namiętnie chciałeś ze mną podyskutować, że też uganiałeś się za mną przez cały dzień?
Uzumaki pokręcił głową i ponownie wetknął nos między poduchę, a Uchihe. Psia mać! Nie tak sobie wyobrażał przebieg tej rozmowy. Może jak ładnie poprosi, to uda mu się wyżebrać u czarnowłosego chociaż chwilę na przemyślenie…
- Naruto – cichy głos Sasuke spowodował, że włosy zjeżyły się na karku blondyna. Ciepły oddech owiał jego policzek, a delikatne opuszki palców chwyciły go za podbródek. Niebieskooki westchnął i spojrzał w oczy przyjaciela.
- Boże, co ty ze mną robisz – mruknął i oparł ciężko głowę o tors czarnowłosego chłopaka, którego ręce niemalże natychmiast oplotły go w pasie.
- Powiesz mi?
„No przecież chyba po to cię szukałem, nie?”
- Powiem – odpowiedział, wpatrując się gdzieś w bok. – Tylko nie wiem jak.
- Szybko.
Ręce Uchihy wślizgnęły się pod ubranie blondyna.
- Oh, dobra – mruknął, wciąż uparcie wpatrując się w obrany punkt. – Przeprasza. Eee… Przepraszam, za to, że cię unikałem, kiedy wróciłeś do wioski. Przepraszam, że ci przywaliłem, kiedy Gobi urządzała małą bitkę pod Konohą. No i za to, że na ciebie nawrzeszczałem. Przepraszam, że zachowywałem się jak kretyn. Po prostu za…
Dłoń Sasuke delikatnie zjechała na pośladek blondyna.
- Um… Nie dajesz mi się skupić.
- Bo na razie pierdzielisz głupoty.
- Ty niewyżyty seksualnie…
- O, nie przeprosiłeś mnie za to, że po naszej miłej nocy uciekłeś bez słowa.
„Cholera…”
Naruto wpatrzył się w swój punkt obserwacyjny z jeszcze większym uporem.
„Cholera. Cholera. Cholera!”
Druga dłoń dołączyła do pierwszej.
„Nosz do kurw…”
- Żałujesz?
Blondyn zamrugał, po czym spojrzał na Uchihe jak na największego debila stąpającego po ziemskim padole.
- Ty… Jaja sobie robisz? Jak mógłbym…
Wtedy na twarzy czarnowłosego pojawił się uśmiech tryumfu. Psia mać, dał się podejść. Odetchnął.
- Nie żałuję. Jak mógłbym żałować czegoś, co sam spowodowałem.
- Miło, że traktujesz mnie, jako narzędzie służące do rozładowywania swojego seksualnego napięcia.
- Ej! Wcale że nie! – fuknął na niego.
- Więc kim dla ciebie jestem, Naruto?
Usta blondyna rozdziawiły się nieelegancko. I cóż on biedny miał odpowiedzieć na tak poważne pytanie?
- Jesteś… Jesteś moim przyjacielem – zaczął niepewnie. – Pierwszym, jakiego kiedykolwiek miałem. Oddałbym za ciebie życie, dobrze o tym wiesz. Zawsze cię podziwiałem, więc jesteś również moim wzorem. Niedoścignionym ideałem. Jesteś moim rywalem. Przecież od zawsze ze sobą rywalizowaliśmy. Jesteś moim kompanem w misjach, który współpracuje ze mną bez słów. Jesteś moim utrapieniem, bo zawsze byłeś we wszystkim lepszy, co nie jedna osoba mi wytykała. I… i…
- I?
- Jesteś dla mnie wszystkim – stwierdził z prostotą. – Kocham cię, Sasuke. Chociaż jesteś neurotycznym burakiem, przez którego pewnie kiedyś nabawię się wrzodów żołądka, albo po prostu nerwicy. I wcale nie chcę, żebyś „dawał sobie spokój”, jak to określił ten cholerny demon. Nie wiem, co ci jeszcze nagadała w tym szpitalu i szczerze powiedziawszy nie wiele mnie to interere. Ale do jasnej cholery! Nie. Masz. Dawać. Sobie. Spokoju! Nie ze mną!
Naruto był nawet zadowolony ze swojej przemowy. W końcu udało mu się z grubsza powiedzieć to, co miał do powiedzenia. I przy tym się nie poryczał. Więc kiedy szanowny pan Uchiha roześmiał się… Tak, ROZEŚMIAŁ… To nic dziwnego, że drobna żyłka na jego skroni zapulsowała znacząco w geście niezłego wkurzenia. To on tu się produkował niewiadomo ile, a ten drań zaczął się z niego śmiać!
- Frajer – warknął i wstał z zamiarem szybkiego opuszczenia swojego wygodnego posłania. Udało mu się nawet zrobić ze dwa kroki, jednak dalsze jego plany zostały pokrzyżowane przez owego „frajera”, który nagle jakimś cudem wgniatał go swoim ciężarem w materac.
- Puszczaj mnie, ty żałosna imitacjo człowieka – wysyczał wściekle, próbując jakoś się spod niego wyślizgnąć. – Złaź, idioto, bo jak sam cię ze mnie ściągnę, to nie będziesz w stanie chodzić przez co najmniej miesiąc! Słyszysz, bu…
Sasuke miał najwyraźniej dosyć obrażania jego osoby i postanowił go jakoś skutecznie uciszyć. A posłużyły mu do tego usta. Zarówno jego własne, jak i te należące do Naruto. Kiedy w końcu Uchiha oderwał się od blondyna, to nie był on w stanie ułożyć żadnej w miarę logicznej myśli. Nawet, jeżeli zależałoby od tego jego życie.
- Słuchaj, kretynie – powiedział czarnowłosy po kilku głębszych oddechach. – Nie śmiałem się z ciebie. A raczej nie w tym sensie, o jakim pomyślałeś. Chodziło mi o to, że w szpitalu Gobi powiedziała mi, żeby po prostu zadbał o to, żebyś nie widział mnie przez kilka dni, a na dobrą sprawę sam do mnie przylecisz. Ja…
Blondyn wytrzeszczył oczęta.
Ta przeklęta bestia nabiła go w butelkę? Co to miało być? Jakiś cholerny brazylijski serial, w którym ktoś robi z niego główną postać kobiecą?
- Zabiję! – wycharczał przez zaciśnięte zęby. – Puść mnie, Uchiha. Idę popełnić mord, będąc w pełni świadomy i zdrowy zarówno… Aah…
Jęknął, kiedy palce czarnowłosego ponownie postanowiły wymacać jego tyłek, a język wyczuł wyjątkowo czuły punkt za uchem.
- Na pewno?
- No… Może jednak… - wstrzymał gwałtownie powietrze, kiedy dłoń kochanka przeniosła się na miejsce, które z całą pewnością wymagało, aby poświęcone mu zostało więcej
uwagi. – Ale…
- Zamknij się w końcu.
Jakiś czas później Naruto obudził się. Było to chyba najmilsze przebudzenie, jakie spotkało go w życiu. Po pierwsze, było mu cieplutko. Po drugie, było mu niezmiernie wygodnie. Po trzecie, ręka osoby, którą kocha, obejmowała go luźno w pasie, a po czwarte…
Cholera, chciało mu się siku.
Spróbował wyswobodzić się z uścisku. Już prawie mu się to udało, jednak najwyraźniej czarnowłosy również się przebudził i postanowił władczo przycisnąć niebieskookiego do siebie.
- Gdzie? – warknął półsennie Sasuke.
- Ja…
- Chyba nie próbujesz zwiać? – zapytał, a w jego oczach dało się ujrzeć błysk szkarłatu.
- Nie, ja…
- Nie wiem, czy jeszcze się nie zorientowałeś, ale dzisiaj przypieczętowałeś swój nędzny los i skazałeś się na moje wieczne towarzystwo.
Naruto odetchnął głębiej.
- Mam przerypane, nie? – zapytał po chwili.
- I to nawet bardzo. Kocham cię, kretynie.
- Ja ciebie też, draniu. – Uzumaki ponownie zagłębił się w jego ramionach. Jednak po chwili na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. – Dasz mi się w końcu odlać?!
THE END
A więc doszliśmy do momentu, kiedy kończę to oto opowiadanie. Przynajmniej tymczasowo. Studia robią swoje i jak na razie nie mam za dużo czasu na pisanie co widać po ostępie między tą, a poprzednią notką. Ale o ile wen da, to powrócę tu z koleją częścią mojej historii jak tylko uporam się z kolejnym akademickim rokiem. Nie pozostaje mi nic innego jak podziękowanie wam o me wspaniałe czytelniczki, które poświęciły kilka minut swojego życia na przeczytanie moich wypocin i skrobnięcia kilku słów pod rozdziałem. Dziękuję, dziękuję wam bardzo :) Pozdrawiam,
Irdine.